20 kwietnia 2016

Pedagogika międzynarodowego rezonansu


Niemiecka pedagogika szybko reaguje na zachodzące w kraju i świecie zmiany. Każdy problem społeczny, którego odpryski trafiają do edukacji, jest niemalże natychmiast przedmiotem studiów, badań i rozwiązań praktycznych – albo natury profilaktycznej, albo już interwencyjnej, korygującej pojawiające się straty, błędy czy nowe zagrożenia.

Rok 2016 jedna z największych oficyn pedagogicznych otwiera publikacjami, które mają być odpowiedzią na wyzwania współczesności. Mamy zatem propozycję socjologa stosunków międzynarodowych na temat tego, jak kreować pedagogikę rezonansu, a więc naukę, która będzie uwzględniać sytuację polityczną w świecie i oferować rozwiązania dydaktyczne dla szkół. Coraz więcej jest na rynku wydawniczym książek poświęconych temu, jak pracować z dziećmi imigrantów oraz z dziećmi uciekinierów. Ciekawy jest też „Podręcznik międzykulturowego rozwoju szkoły”., w którym autorzy z różnych środowisk oświatowych, prezentują eksperymentalne lub autorskie projekty organizowania i prowadzenia szkół w środowisku, w którym przeważają dzieci emigrantów, uchodźców.


Mamy nawet „Podręcznik migracja i kształcenie” czy „Pedagogika migracji”, w których wyjaśnia się nauczycielom powody ruchów migracyjnych na świecie, podaje im odpowiednie dane statystyczne, omawia najważniejsze tendencje i procesy. Nie może w takim podręczniku zabraknąć odpowiedzi na pytanie, jaką rolę odgrywa proces kształcenia dzieci i ich rodzin, w tym także przygotowania do zawodu. Niezwykle ważne jest zatem przygotowywanie i doskonalenie nauczycieli w zakresie rozumienia i współpracy z rodzicami uczniów obcych kultur i narodów.

Włączają się do tych zasobów psycholodzy międzykulturowi, którzy publikują książki – przewodniki do prowadzenia treningów w zakresie komunikacji międzykulturowej, uczą empatii, przezwyciężania uprzedzeń, uczenia się własnych reakcji na obcość i radzenia sobie z tymi, które utrudniają wzajemną współpracę.

Wreszcie pojawił się nowy rodzaj pedagogiki jako subdyscypliny pod nazwą „Pedagogika traumy”, w którym prezentuje się uwarunkowania, przebieg i skutki tych procesów oraz prezentuje metody pracy pedagogicznej z osobami po doświadczeniach traumatycznych.
Co ponadto wydają niemieccy autorzy w zakresie nauk o wychowaniu? Podejmują tę samą problematykę, jaka ma miejsce w naszym kraju, jeśli chodzi o rozwiązania wewnątrzszkolne. Niestety, większość literatury pedagogicznej zachodnich sąsiadów nie nadaje się do jej uwzględnienia w Polsce, gdyż nasze szkolnictwo i system partyjnego zarządzania mają charakter centralistyczny, autorytarny, a więc w dużej mierze nieprzystający do aplikowania czy doskonalenia w polskich szkołach.

19 kwietnia 2016

"Ustawa 2.0" czy "20 do kwadratu"?






Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego - wicepremier Jarosław Gowin coraz częściej udziela wywiadów, chociaż nie jest w stanie rywalizować w tym zakresie z ministrą edukacji Anną Zalewską - by zapewne pobudzić akademickie środowisko do włączenia się w prace nad koniecznością wprowadzenia kolejnych zmian w ustawie o szkolnictwie wyższym, o nauce, może o PAN oraz o stopniach i tytułach naukowych. Czytam je z zainteresowaniem, chociaż wolałbym konkretny dokument, projekt, logiczny zarys postulowanych reform czy zmian, by nie mierzyć się z jakimiś ogólnikami oraz potocznością wypowiedzi komentatorów, w tym internautów.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego określa się przygotowywaną ustawę mianem "2.0", skoro nowelizacji ustaw było tylko w ciągu minionych pięciu lat, aż siedem. Czyżby miała to być kategoryzacja z wirtualnego świata, a wskazująca na rzekomo drugą generację rozwiązań systemowych w naszym środowisku? Jeśli tak, to nazwa jest chybiona, gdyż nadal mamy i mieć będziemy centralizm i etatyzm, a więc powinna mieć nazwę "Ustawa 20 do kwadratu". Minister przyznaje w wywiadzie dla ONET-u: "Nie chodzi nam o rewolucję, bo ta nie sprzyja edukacji", a zatem i nazwa jest nieadekwatna.

Ponoć jest projekt, który opiniowały już inne resorty, a teraz został skierowany do konsultacji społecznych, które kończą się w tym tygodniu. Nie krytykuję i nie chwalę zatem czegoś, czego nie znam. Mogę jedynie bazować na wypowiedziach naszego ministra. Te zaś w dużej mierze są skoncentrowane na zapowiedzi deregulacji monstrualnie rozbudowanego systemu dokumentowania rzekomej jakości kształcenia na podstawie przecież prawnych regulacji (przymusu) MNiSW oraz PKA, a nie fascynacji biurokracją nauczycieli akademickich.

Bardzo mi się podoba zapowiedź, że PKA przestanie być organem nadzoru i kontroli, a stanie się wreszcie podmiotem merytorycznego wspomagania uczelni w doskonaleniu rozwiązań projakościowych. Jak stwierdził minister: Teraz - wskutek systemowych zmian - PKA będzie kierować się inną filozofią: nie będzie miała funkcji kontrolnych, a mentorskie. To, czy działalność uczelni jest zgodna z przepisami, będą oceniać pracownicy ministerstwa, a eksperci PKA będą się koncentrować na tym, co powinno stanowić istotę ich działań – jakości dydaktyki i pomocy uczelniom w podnoszeniu jej poziomu.

Czas najwyższy, by weryfikowaniem tzw. standardów prawnych w jednostkach wreszcie zajęło się samo ministerstwo, do czego jest nie tylko powołane, ale i posiada wykształcone kadry administracyjno-prawnicze. Te jednak wymagają znacznego poszerzenia, zwiększenia stanu zatrudnienia, by jak NIK badać łamanie prawa i wnioskować o pociągnięcie do odpowiedzialności jego sprawców, bez względu na to, czy są senatorami RP, posłami czy funkcjonariuszami partii politycznych.

Deregulacja powinna zatem zacząć się tam, skąd wyszła, czyli w samym resorcie nauki i szkolnictwa wyższego, który stał się hiperwładzą z przywilejem do naruszania prawa także przez niektórych dyrektorów czy wicedyrektorów departamentów, co sygnalizował już wielokrotnie Komitet Nauk Pedagogicznych PAN.

Inna kwestia poruszona przez J. Gowina: Odejdziemy od biurokratycznej fikcji mocno obciążającej uczelnie, czyli wymogu oceniania pracowników raz na dwa lata. Chcemy wprowadzić przepis, że kontrola powinna być przeprowadzona nie rzadziej niż raz na cztery lata. To ważne, bo jeśli dany wydział czy instytut funkcjonuje prawidłowo, to nie ma potrzeby, żeby kontrolować go tak często. Z drugiej jednak strony zostawiamy władzom uczelni furtkę, by w razie niepokojących sygnałów mogły zlecać ocenę częściej.


Czyżby uniwersytety, politechniki i akademie miały stać się socjalnym przytułkiem dla działalności pseudonaukowców, pasożytów - jak określa część kadr Czesław Grabarczyk w swojej rozprawie pt. Rozwój kwalifikacji naukowych nauczycieli akademickich nauk technicznych (Kraków 2012, s. 82-83)?

"Ustawy 2.0" mają wyznaczać nowy model szkolnictwa wyższego i nauki w Polsce, toteż - jeśli znajdą poparcie środowiska akademickiego oraz Sejmu - mają wejść w życie dopiero od roku akademickiego 2018/2019, a więc na rok przed końcem kadencji. Zdaje się, że jest tu wiele niewiadomych a prognozy są tym bardziej mało wiarygodne, że sytuacja polityczna wcale nie jest stabilna. Życzyłbym sobie deregulacji - najpierw w ministerstwie, potem w prawie, a wreszcie w uczelniach. Zdaje się, że niektóre postulaty strajkowe mojego środowiska z 1981-82 r. nadal są aktualne, a minęło już tyle lat...

17 kwietnia 2016

Koniec demokracji partycypacyjnej w edukacji






Dr Maria Łopatkowa powołała w poł. lat 90. XX w. Partię Dziecka. Jej żywot był krótki, bowiem nie może powstać w naszym kraju partia polityczna, której członkami byłyby dzieci. Autorka fascynującego ruchu pedagogicznej myśli i praktyki, któremu nadała miano "pedagogika serca" szukała zatem rozwiązania, które pozwoliłoby włączyć dzieci do bieżącej polityki. Przyjęto w powołanej przecież partii zasadę, że jej członkiem mogła zostać tylko i wyłącznie taka osoba dorosła, która przedłożyła dwie rekomendacje dzieci. Tym samym to dorośli mieli być rzecznikami praw dzieci. Był to okres, kiedy nie było jeszcze w Polsce powoływanego przez Sejm Rzecznika Praw Dziecka. Po raz pierwszy został on powołany w 2000 roku.

Rządzący wówczas socjaliści z SLD i PSL (ponoć socjaldemokraci) wpadli na pomysł, by powołać do życia coroczną akcję ogólnopolską pod nazwą Sejm Dzieci i Młodzieży. Nie ma roku, bym o niej nie pisał, bo zawsze ciekawiły mnie polityczne metody manipulowania młodym pokoleniem. Już nie zważamy na typową dla czasów PRL indoktrynację, pozoranctwo, zmuszanie dzieci i młodzieży do manifestowania postaw wobec rządzących, których polityka ma niewiele wspólnego z demokracją partycypacyjną.

Nauczyciele wraz z kierowniczymi kadrami oświatowymi submisyjnie wtopili się w ten projekt ideologiczny, którego treści zmieniają się wraz z kolejnymi rządami w MEN. Część środowiska na szczęście przestaje wierzyć w wartość wychowawczą i sens tego typu akcji. Nic dziwnego, że Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło przedłużenie terminu rekrutacji do XXII sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży.

Warto przypomnieć, że projekt Sejmu Dzieci i Młodzieży był dotychczas realizowany przez Fundację Centrum Edukacji Obywatelskiej od 1994 r. we współpracy z Kancelarią Sejmu RP, Ośrodkiem Rozwoju Edukacji oraz Ministerstwem Edukacji Narodowej. Pierwsza jego sesja odbyła się w 1994 r. w dniu 1 czerwca, a więc w Międzynarodowym Dniu Dziecka.

Od początku był on traktowany jako finał corocznej realizacji projektu edukacyjnego, który zaczynał się już w połowie lutego rejestracją przez dyrekcje szkół jego uczestników. Wybrańcy mieli trzy miesiące na zrealizowanie zadania i zrelacjonowanie jego wyników.

Rok 2016 kończy ten projekt w dotychczasowej formule, gdyż Centrum Edukacji Obywatelskiej odmówiło jego realizacji. Powodów tego działania możemy się jedynie domyślać.

Na stronie CEO jest stosowny komunikat:

Informujemy, że Centrum Edukacji Obywatelskiej nie będzie odpowiadało za rekrutację do XXII sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży. Proces wyłaniania uczestników tegorocznej sesji SDiM rozpocznie się pod koniec lutego. Informacje o temacie sesji oraz zasadach rekrutacji zostaną podane na stronie Sejmu i Wszechnicy Sejmowej (organizatora sesji) oraz partnerów, a także będą przekazywane bezpośrednio do szkół i mediów. Wszelkie pytania w sprawie bieżącej sesji prosimy kierować na adres sdim@sejm.gov.pl.

Tegoroczna rekrutacja ma wyłonić 230 dwuosobowych zespołów uczniowskich reprezentacji z całej Polski. Ich członkowie zostaną elegancko zakwaterowani, wyżywieni, a być może nawet otrzymają atrakcyjne gadżety. Spotkają się w Sali Posiedzeń Sejmu 1 czerwca, w Międzynarodowym Dniu Dziecka, żeby wysłuchać przygotowanych pod kierunkiem nauczycieli historii referatów (wystąpień) na temat: Miejsca pamięci – materialne świadectwo wydarzeń szczególnych dla lokalnej i narodowej tożsamości.

Tymczasem polska młodzież od kilku miesięcy słyszy wszem i wobec, obserwuje w mediach wizualnych jak w III RP łamie się dotychczasowe zasady demokracji na rzecz wprowadzenia zupełnie innej jej kategorii. To prawda, że łamanie pryncypiów miało miejsce ustawicznie w naszym Sejmie, bo polska demokracja jest młoda, niedoświadczona, pełna pychy i arogancji niektórych posłów, zawłaszczania państwa i sfery publicznej przez różne grupy interesów - partyjnych, biznesowych, przestępczych czy nawet przez środowiska NGO. Jeszcze nie zdążyliśmy wprowadzić demokracji partycypacyjnej, a już wkraczamy na drogę jej radykalnej blokady i odwrotu od niej.


W Sejmie RP to rządzący, posłowie, ale i obywatele wnioskują o debatę, by postawić czy rozwiązać jakiś kluczowy problem.
W przypadku Sejmu Dzieci i Młodzieży problematyka obrad zostaje mu od lat narzucana politycznie, bo taką też ma on spełnić funkcję. W końcu odbywa się w Międzynarodowym Dniu Dziecka, a dzieci i ryby faktycznego głosu w swoich sprawach nie mają.
Jeden z licealistów zapytany przez babcię o to, czy rozmawiają na lekcjach WOS o sytuacji i wydarzeniach społeczno-politycznych w kraju, odpowiedział:

"Babciu, nasz nauczyciel WOS-u stwierdził, że nie chce na lekcji żadnych kłótni i dyskusji jak w Sejmie. On musi realizować program!"

To jest nauczyciel III RP po 27 latach wolności i niszczonych przez polityków zalążków demokracji? Zapewne posłusznie zrealizuje każdy problem, jaki zostanie mu przesłany z MEN czy Kuratorium Oświaty do realizacji, a kto wie, czy nie zostanie odznaczony za posłuszeństwo polityczne.

Poniżej fragment ze stenogramu obrad Sejmu w tym tygodniu. Sądzicie, że młodzież tego nie widzi i nie słyszy?


Młodych nie obchodzi kategoria tożsamości, bo tej nie potrafią wyjaśnić nawet studenci socjologii czy psychologii. Już Jan Amos Komeński pisał przed wiekami, że z dziećmi i młodzieżą trzeba rozmawiać o sprawach im bliskich, by lepiej rozumieli te odległe, ale pod jednym wszak warunkiem, że te drugie są izomorficzne do tych pierwszych.


Będzie na pewno miło i doniośle, a może nawet wzniośle.

Aż dziw bierze, że przez 21 lat nie zostały przeprowadzone żadne badania naukowe - ani politologiczne, ani socjologiczne, ani też pedagogiczne, które odsłaniałyby założone i rzeczywiste funkcje rzekomo edukacyjnego projektu. Tymczasem - jak wynika z podanych danych statystycznych: zostało zrealizowanych 532 DZIAŁAŃ EDUKACYJNYCH; WZIĘŁO UDZIAŁ 1547 - UCZESTNIKÓW
ORAZ PRACOWAŁO 774 ZESPOŁÓW UCZNIOWSKICH. Młodzi naukowcy - historia ucieka wam między palcami.


W blogu o Sejmie Dzieci i Młodzieży w minionych latach:

Uczniowie zdemaskowali fikcję polskiego Sejmu Dzieci i Młodzieży

Parlament Dzieci i Młodzieży, ale bez Senatu