16 marca 2016

Koniec turystyki habilitacyjnej na Słowację


Publicznie dziękuję wicepremierowi polskiego rządu oraz ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego dr. Jarosławowi Gowinowi za doprowadzenie do końca tego, co zamiatała pod dywan Platforma Obywatelska i PSL w czasie swoich rządów, a mianowicie do zablokowania handlowego szlaku turystycznego na Słowację, gdzie część pseudonaukowców "załatwiała" sobie tzw. habilitację w ramach stworzonej w 2005 r. rozbieżności prawnej między naszymi państwami. Komunikat MNiSW brzmi następująco:

Dziś wicepremier Jarosław Gowin i ambasador Słowacji Dušan Krištofik podpisali Umowę między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Republiki Słowackiej o zmianie umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Republiki Słowackiej o wzajemnym uznawaniu okresów studiów oraz równoważności dokumentów o wykształceniu i nadaniu stopni i tytułów uzyskanych w Rzeczypospolitej Polskiej i Republice Słowackiej, sporządzonej w Warszawie dnia 18 lipca 2005 r.
Zmienią się zasady regulujące wzajemne uznawanie wykształcenia między Polską a Słowacją.

Dzisiejsza umowa będzie podstawą do wzajemnego uznawania okresów studiów i równoważności dokumentów o wykształceniu, jak świadectwa maturalne czy dyplomy ukończenia studiów wyższych. Na jej podstawie uznane zostaną też stopnie naukowe uzyskane w Polsce i na Słowacji do poziomu doktora. Umowa wejdzie w życie pierwszego dnia miesiąca następującego po wymianie odpowiednich not dyplomatycznych pomiędzy obydwoma państwami.


Skandaliczny w następstwie zastosowań dokument o rzekomo równoważnym wykształceniu Polaków i Słowaków podpisał w 2005 r. w imieniu ówczesnego rządu prezes Polskiej Akademii Nauk prof. Michał Kleiber. Zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, że otworzył ścieżkę dla nieuczciwych, nierzetelnych nauczycieli akademickich, którzy mieli skorzystać na odmienności wymogów prawnych, by wwieźć do kraju rzekomo równoważny dyplom doktora habilitowanego.

To ci nieuczciwi, unikający lub niezdolni do pracy naukowo-badawczej, często wyłudzający na podstawie własnej pracy doktorskiej tytuł naukowo-pedagogiczny docenta z kierunku kształcenia, a nie z dyscypliny naukowej, spowodowali, że to polska strona musiała udowodnić, jak haniebne były praktyki w tym zakresie i wstydzić się z tego powodu za część naszych kadr akademickich. Podobny problem mają Czesi, bowiem ci, tak, jak niektórzy Polacy, także urządzili sobie wyjazdy po słowackie habilitacje. W ich kraju, z dorobkiem na niskim poziomie naukowym, nie mieliby żadnych szans zostać docentami czy profesorami.

Na tym kłamstwie, cwaniactwie części polskich kadr stracili uczciwi naukowcy, wysokiej klasy specjaliści, dla których wyjazd na Słowację nie wiązał się z żadnym szalbierstwem, tylko wynikał z uczciwie prowadzonych badań naukowych i współpracy międzynarodowej. Dla nich ścieżka kariery nie zostanie jednak zamknięta, bowiem jeśli tak jest, że ich dorobek jest znaczący, to po powrocie do kraju będą mogli z łatwością, bez żadnych problemów nostryfikować dyplom docenta czy tytuł profesora przed wybraną p[rzez siebie jednostką naukową z odpowiednimi uprawnieniami.

Z tego, co jest mi wiadome, to już niektórzy Polacy, mający rzeczywiście własny dorobek naukowy na poziomie polskiej habilitacji, dokonali jego rewaloryzacji i poddali się postępowaniu habilitacyjnemu w naszych uniwersytetach czy akademiach. Nie muszą się wstydzić tego, że mają dyplom docenta nie z dyscypliny naukowej, tylko jakiejś jej cząstki w ramach kierunku kształcenia i ... nic więcej.

Nauka nie rozwija się na podstawie zaświadczeń wydawanych przez nierzetelną urzędniczkę resortu nauki i szkolnictwa wyższego. O jakości badań naukowych i rozwoju kadr akademickich nie decydują czyjeś dyplomy, tylko wyniki ich rzeczywistych osiągnięć naukowych. Nareszcie zakończył się proces pozoranctwa, kupczenia dyplomami i tym samym niszczenia podstaw rozwoju nauk w naszym kraju oraz kształcenia młodych kadr naukowych.


Nie ukrywam, że miałem już dość nieustannych skarg, pretensji, listów anonimowych pedagogów z różnych uniwersytetów w naszym kraju (tak bardzo bali się o ujawnienie ich nazwisk), którzy wskazywali na konkretnych przykładach doktorów habilitowanych ze słowackim dyplomem, ale przysłowiową "słomą" w głowie, wzmacnianą arogancją czy pełnioną funkcją kierowniczą. To właśnie dla nowej generacji w polskiej nauce komitety naukowe PAN upominały się przez ostatnie osiem lat o zamknięcie turystycznego szlaku.

Z biegiem lat wyjdą na jaw wszystkie kulisy tak haniebnego procesu, który ponoć został uruchomiony dla żony jednego z czołowych polityków w naszym kraju. Jestem przekonany, że polskie służby specjalne dysponują pełnymi dowodami w tych sprawach, o których naukowcy nie mają nawet "zielonego pojęcia" sądząc o przypadkowości zawarcia porozumień międzyrządowych.

Do czego to podobne, żeby kraje przynależące do Unii Europejskiej zawierały bilateralne porozumienia ponad europejskimi regulacjami, tworząc jakieś wyjątki, które są nie tylko odstępstwem od praw państw narodowych, ale także etyki akademickiej.

15 marca 2016

W Olsztynie aż huczy, a wokół Uniwersytetu Warmińsko - Mazurskiego tylko cisza wyborcza


Nie w każdej uczelni publicznej wybory stają się przedmiotem skargi do ministra nauki i szkolnictwa wyższego, zanim te zostaną w ogóle rozstrzygnięte. Tak się jednak dzieje w "moim" Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Podobno została zmieniona ordynacja wyborcza jako załącznik do statutu uczelni (Uchwała Nr 706 Senatu Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie z dnia 24 kwietnia 2015 roku) w taki sposób, że o tym, kto ma de facto rozstrzygać o wyborze rektora zadecydował Senat w składzie, który nie odpowiada właściwej strukturze elektorskiej. Został bowiem powołany przez Senat kończącej się kadencji.

Nie wiedziałem, o co tu chodzi, więc próbowałem odnaleźć właściwe dokumenty w BIP-ie UWM. Pracowników tego Uniwersytetu trudno jest o cokolwiek zapytać, gdyż albo boją się mówić, albo sami nie wiedzą, o co tu chodzi. Kiedy jednak usiłowałem znaleźć kontrowersyjne dokumenty, otwierały się różne teksty, w tym także nieaktualne.

Z tego, co mi wiadomo, to zmieniono zasady wyboru rektora na nową kadencję, a to w taki sposób, że zmieniono grono elektorów. Obecny Senat UWM sam sobie nadał takie uprawnienia, chociaż był wybierany cztery lata temu. W ciągu ostatnich trzech tygodni uzupełniano jego skład jeszcze na obecną kadencję, bo wygasły mandaty trzem senatorom. Pojawia się zatem pytanie, jaka jest wiarygodność podejmowanych wcześniej uchwał?

Obecnie skład elektorów jest następujący: 78 - to członkowie senatu kadencji 2012 - 2016, 42 - to obecnie wybrani elektorzy na poszczególnych wydziałach oraz w środowisku studenckim. Tylko ci w rzeczy samej posiadają status elektorów w ramach wyborów rektora w tym roku. Sporo jest na ten temat informacji na portalu "Debata", o którym pracownicy mówią, że jest jedynym źródłem ujawniania wątpliwych czy niezrozumiałych dla pracowników naukowych decyzji obecnych władz UWM.

Ktoś napisał skargę do byłej minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. dr. hab. Leny Kolarskiej-Bobińskiej, ale ta nie odpowiedziała na anonim. Natomiast przypomniał sobie o nim Departament Szkolnictwa Wyższego i Kontroli, który zwrócił uwagę ministrowi na nieprawidłowości w przeprowadzeniu wyborów rektora w UWM.

Zareagował na to obecny wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin pisząc list do JM Rektora UWM w Olsztynie - prof. dr. hab. Ryszarda Góreckiego (b. senatora PO). Pismo pana ministra trafiło pocztą elektroniczną do wszystkich członków senatu oraz komisji wyborczej, a dalej już zostało opublikowane na łamach elektronicznej gazety "Debata".

Zdaniem Adama Sochy - autora tekstu na temat tej sytuacji - "Na 600 profesorów i doktorów habilitowanych i 1500 doktorów nie znalazł się nikt odważny, by stanąć w szranki z urzędującym rektorem i przedstawić swoją wizję olsztyńskiej universitas. Jedyne, na co odważyła się jakaś grupa pracowników, to wysłanie anonimowej skargi do ministra nauki i szkolnictwa wyższego na uchwałę Senatu UWM praktycznie uniemożliwiającą przeprowadzenie demokratycznych wyborów rektora".

Może po prostu nikomu nie chce się podejmować ryzyka zarządzania tak wielką uczelnią w sytuacji, gdyż prof. R. Górecki był już przez trzy kadencje rektorem, a więc ma doświadczenie w tym zakresie?

Z listu min. J. Gowina wynika, że jeśli obecny rektor i zarazem jedyny kandydat do jednoosobowego organu władzy wykonawczej nie dokona zmiany w prawie wyborczym, może to zakończyć się konfliktem z centrum władzy, która nie godzi się na takie rozwiązanie. Jak pisze min. J. Gowin - wybory odbywają się z naruszeniem prawa, co prowadzi "(...) wprost do finału narażającego dobre imię uczelni i etos nauczycielski".

14 marca 2016

Co gach, to zamach


W 1980 r. przyszła na świat w kraju Lecha EDUKACJA, zrodzona z matki Polki i homo sovieticusa. Początkowo miała się dobrze, pomimo tego, że niemalże wszystko miała na kartki - pieluchy, szampon Bebiko, ser żółty, kakao, mleko, cukier a nawet wyroby czekoladopodobne. Nic dziwnego, że musiała od czasu do czasu żywić się szczawiem i mirabelkami. Na szczęście jej ojciec, zawodowy listonosz zakochał się w młodej SOLIDARNOŚCI.

EDUKACJA przeżywała jego zdrady, ale nie miała świadomości, że on rozstał się z jej matką-POlką i przy okrągłym stole uzgodnił podział majątku. Przez wiele lat żyła w ułudzie, że wszystko jest w porządku. Dobrze, że chociaż nadano jej numer PSL, dzięki któremu jej posag został właściwie zabezpieczony. Ona jednak tęskniła za swoim prawdziwym ojcem.

Z biegiem lat EDUKACJA przechodziła najróżniejsze kryzysy rozwojowe. MEN jej matki zmieniał się kilkanaście razy, a każdy następny był bardziej agresywny zadając jej cios z lewej czy z prawej strony. Każdy kolejny MEN miał inne wykształcenie - historyk, astronom, prawnik, elektrotechnik, marksistowski socjolog, matematyk, fizyk, filozof i dziennikarz. EDUKACJA już nie wiedziała, jak się zachowywać.

Na co jeden MEN pozwalał, drugi jej tego zabraniał, co kolejny skracał, następny wydłużał, gdy jeden był skąpy, to następny rozrzutny. Każdy miał inne oczekiwania wobec EDUKACJI - kiedy jeden MEN wprowadził religię do szkoły, to następny tego zabraniał, a nawet zachęcał do świeckości. Był też taki genderowiec, który postanowił kształcić ją seksualnie, ale już kolejny MEN potraktował tę sferę jako tabu.

Właściwie prawie każdy MEN-ski ojczym EDUKACJI czynił wszystko, by jej nowy dom miał centralne (u)rządzenie. EDUKACJA żyła jednak nadzieją, że jej naturalny ojciec wróci do matki i znowu będą RAZEM. Niestety, mamie podobała się NOWOCZESNA forma związków partnerskich, niezobowiązujących.

Przez ostatnich 27 lat, wciąż młoda, o niezwykłej urodzie EDUKACJA, wzrastała i żyła w (s)pokoju, w poczuciu zakłócanej zmianami szczęśliwości. Zmianie ulegały przecież treści, struktury i jej własny ustrój. Jej troską było głównie wyrównywanie szans edukacyjnych, o czym miały świadczyć wytwarzane co kilka lat PISA-nki.

PO pewnym czasie złe duchy, diabły i potwory sprawiły, że EDUKACJA zaczęła zapadać na zdrowiu psychofizycznym. Zdaniem s(pis)kowców jej kondycja była coraz gorsza, gdyż stawała się z każdym MEN-em jej matki bardziej agresywna. Nic dziwnego, że zdarzały się jej niewłaściwe zachowania, wkładanie nauczycielowi kosza na głowę, wzorowanie się na teletubisiach czy próby popełnienia samobójstwa.

POdobno znowu jakiś zamachowiec spiskuje przeciwko niej, by dokonać skutecznego zamachu. Ten niebezpieczny osobnik ośmielił się zaatakować EDUKACJĘ wykorzystując swoje wyborcze zwycięstwo! EDUKACJA zaś, jak to kobieta, nie potrafi bronić się przed kolejnym MEN-em, gdyż jest mało asertywna, nieuzbrojona, bezbronna, submisyjna, zaś spiskowiec jest uzbrojony po zęby. Bezwzględnie atakuje EDUKACJĘ, by ta uległa jego nowym (po)żądaniom.

Zbliża się wiosna, a więc pora roku, wraz z którą rodzi się nadzieja na nowe. Może zdarzyć się tak, że matka znowu zakocha się w kimś innym, w jakimś rycerskim MEN-ie, który sprawdził się na polu kilkunastu bitew wojewódzkich. Te ponoć są prowadzone pod sztandarem "Zamach na edukację. Stop!" EDUKACJA przyzwyczaiła się, że co gach, to zamach.