24 grudnia 2015

Cieszmy się - mamy Święta, Bóg się rodzi...

(fot. Studenci Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie przygotowali występ na uczelniane kolędowanie)


Miniony tydzień był w większości jednostek akademickich okresem tzw. wigilijnych spotkań, biesiad czy kolędowania. Spotykaliśmy się ze sobą na wydziale, w katedrach, instytutach czy zakładach, żeby złożyć sobie życzenia z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia.

Są to w polskiej tradycji jedne z najpiękniejszych Świąt, kulturowo identyfikowanych jako dni jednoczenia rodzin, umacniania naszej miłości do bliźnich, siebie, do całego świata, a przy tym są to święta bardzo rodzinne i niezmiernie ważne w naszym życiu.

Składam zatem Czytelnikom i ich Najbliższym z tej okazji najserdeczniejsze życzenia, by symbolika i atmosfera tych dni sprzyjały głębi przeżyć, wyciszeniu i refleksji, by wspólne kolędowanie, łamanie się opłatkiem, a dla niektórych także modlitwa - i życzenia były nie tylko znakiem przebaczenia, ale i życia w miłości oraz nadziei na przyszłość.

Niech tegoroczne Święta i nadchodzący Nowy Rok będą okazją do podsumowania tegorocznych wydarzeń, naszych sukcesów i porażek, byśmy mogli wkroczyć w rok 2016 z nowymi siłami, wiarą i ufnością w pokonywanie trudności i zdobywanie kolejnych doświadczeń. Niech zdrowie, pokój, pasja życia, zachwyt drugim człowiekiem budują każdy dzień Nowego Roku.

Cieszmy się w swoich rodzinach obecnością każdego, a symbolika światła niech wzmocni źródła naszego życia.


Podzielę się pięknymi wierszami, jakie otrzymałem od autorów różnych pokoleń - tegorocznego maturzysty wybitnego profesora nauk leśnych:

Zacznę od wiersza p. Michała Maciąga - tegorocznego maturzysty z Lublina, który wprawdzie jest w klasie matematyczno-fizycznej, ale podobno marzy o studiach polonistycznych. W ub. roku napisał swój 312 wiersz, któremu nadał tytuł:

POLSKA WIGILIA

Za chmurą gwiazdek Wielki Wóz,
na termometrze dziewięć plus,
a wokół stołu już zebrała się familia.
Godzina piąta minut pięć,
za nami dzień rodzinnych spięć,
świeczki się palą i zaczyna się wigilia.

Jest tradycyjny zwyczaj ów,
że najpierw strona świętych słów
i elegancko wszyscy stoją w tym momencie.
Wujaszek szuka więc co sił,
gdzież to ten święty Łukasz był,
ale niestety szuka w Starym Testamencie.

Godny wysiłek, godny trud,
lecz nie zasłużył tym na cud,
i tak przeczytał w końcu o stworzeniu świata.
Potem na pacierz akord dał,
pacierze wszakże każdy znał,
tylko córeczka w „Ojcze nasz” zdrowaśkę wplata.

Wtem babcia daje wszystkim gest,
że tam z opłatkiem talerz jest
i każdy ten kawałek z dołu ma na oku.
Życzenia będą trwać i trwać,
lecz zamiast łamać, trzeba rwać,
bo się opłatek ostał od zeszłego roku.

Uświetnia sznur czerwonych gwiazd
tradycyjnego barszczu wjazd,
babcia zachwala, jaki dzisiaj barszczyk krzepki.
Trzymano od poranku głód,
a barszczyk był zbyt krzepki ciut,
bo się sypnęło babci sześć i pół torebki.

Każdy kompocik coraz pił,
wtem córka rzekła, z czego był,
przez co mamusia z twarzą w dłoniach się czerwieni.
Nikt nie próbuje śmiechu kryć;
kompocik z suszu zaś miał być,
tylko trzyletnia córka jeszcze ciut sepleni.

I choć był kompot dobry tak,
wujek uczynił jego brak
i wraz z obrusem teraz cały jest czerwony.
Nie jego winą był ten stan,
bo tam, gdzie wujek stawiał dzban,
obrus był troszkę nadto sianem wybrzuszony.

Wśród haseł: „wytrzyj”, „trzymaj”, „puść”
czekano na programu gwóźdź:
prosto z przepisu mamy karp najwyższej rangi.
Że w sytym ciele syty duch,
każdy zajadałby za dwóch;
to nic, że karp po grecku był zrobiony z pangi.

Jest pod choinką paczek stos;
wujaszek potknął się o włos,
a gdy się chwycił kabla, zgasły wszystkie świeczki.
Choć zgasły świeczki – no to cóż,
czas na prezenty nadszedł już:
po jednym dla każdego i pięć dla córeczki.

Nie trzeba teraz zbędnych słów;
wyjaśni się, dlaczego znów
tatuś otrzymał naturalne kosmetyki.
Zresztą wymieni je i tak,
mamusia ma bokserki wszak,
więc pewnie babcia źle przypięła bileciki.

Radość wypełnia wszystko w krąg,
pod stołem gra czerwony bąk,
a wujek strącił czołem wprost na stół jemiołę.
A wszystko płynie właśnie stąd,
że życzy się wesołych świąt,
dlatego święta – jak co roku – są wesołe.



Autorem drugiego wiersza jest prof. dr hab. Tomasz Borecki - Zastępca Przewodniczącego Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów.

GRUDNIOWA NOC

Grudniowa noc
Przedziwna noc
Miłością przepełniona
Gdy Boży Syn, Dziecina Ta
W matczynych śpi ramionach

Grudniowa noc
Przedziwna noc
Przez wszystkich tak czekana
Ubogi lud ze wszystkich stron
Podąża dziś do Pana

Grudniowa noc
Przedziwna noc
Dająca też nadzieję
Nie straszne nam, nie straszne nam
Najgorsze jest cierpienie

Grudniowa noc
Przedziwna noc
To Domu wspominanie
I ciepłych rąk, matczynych rąk
Czujemy dotykanie

Grudniowa noc
Przedziwna noc
Niech z nami pozostanie
Na cały rok, tak długi rok
I sił nam niech dodaje".


Czyż nie tak wyraża się ponadczasowa moc polskiej tradycji, kultury, wartości, naszej narodowej tożsamości, wrażliwości na humanum, troski o bliźnich, wyjątkowe poczucie estetyki, które pielęgnujemy w swoich rodzinach niezależnie od tego, jak zmienia się polityka, gospodarka i życie społeczne?

Właśnie otrzymałem kolejny, piękny wiersz od dra Mariusza Dembińskiego z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu:

Wigilia 2015

Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu””.

Urodzić się po to, aby spełnić przeznaczenie, -
Ironią obecności losu w ludzkim umyśle,
Ucieleśnianym w kolejnych pokoleniach,
Jako znak upadku, w którym serc już nie ma.
Tak i dusza, w której zamieszka prawość,
Stanie się wykładnią prawdy serc
Strapionych brakiem znaku, -
Miecza prawości w obliczu własnego upadku.

W ten wigilijny wieczór strzeżony ośnieżonym podmuchem wiatru,
Wtulającym się w szyby okien oklejanych twarzami dzieci
Zapatrzonych wyczekiwaniem Gwiazdora w podniebny świat Świąt,
Przy choince zdobionej kolorowymi sercami domowników
Stoi stół zamalowany potrawami ludzkich myśli i uczuć,
Do którego zasiądziemy dzieląc się opłatkiem naszych dusz, -
Znaku prawości w obliczu Jego upadku.

23 grudnia 2015

O zakresie i dynamice rozprzestrzeniania się niewiedzy


Na pytanie - Dlaczego niewiedza tak dynamicznie rozprzestrzenia się w naszym kraju? - znajdziemy odpowiedź w wydanej tuż przed Świętami Bożego Narodzenia 2015 książeczce profesora Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu - Aleksandra Nalaskowskiego pt. Pedagogiczne zwierzątko. Fenomen niewiedzy (Impuls 2015).

Publikacje tego Autora dzielą się na dwie kategorie: naukowe i eseistyczne. Wydana tuż przed Świętami Bożego Narodzenia książeczka znakomicie wpisuje się w to, co jest tak nielubianą przez niego sferą bycia między jednym a drugim podejściem do życia i szeroko pojmowanej pedagogiki (pedagogiki jako nauki i pedagogiki jako praktyki). Kto kiedykolwiek czytał Janusza Korczaka wie, jak ważna jest umiejętność wydobycia na jaw ukrytych czy skrywanych przez różne podmioty zjawisk, które zawierają w sobie pokład ludzkiego Dobra lub/i Zła.

Toruński pedagog jest tu mistrzem nie tylko pióra, ale i pedagogicznej etnografii, bowiem potrafi dostrzec, zarejestrować oraz skomentować doświadczane przez siebie w akademickim, nauczycielskim czy prywatnym życiu sprawy, wobec których zapewne większość z nas przechodzi obojętnie lub ich w ogóle nie widzi. Trzeba mieć jednak wyjątkowy zmysł, wyczucie, wrażliwość, empatię i wyobraźnię, by po raz kolejny wprowadzić w obieg literacki rozprawkę niewielkiej objętości, ale za to jakże znaczącej wartości.

Warto na chwilę odłożyć – wynikające z jego publicystycznej twórczości - uprzedzenia czy dotychczasowe opinie, by zobaczyć, jak świetnie poradził sobie z trudnym zagadnieniem, bo niedostrzegalnym przez nas na co dzień, chociaż od dziesiątek lat będącym przedmiotem studiów i badań naukowych w wysoko rozwiniętych krajach świata, w tym także w Polsce (zob. rozprawy Mikołaja Kozakiewicza, Zbigniewa Kwiecińskiego, Ryszarda Borowicza, Zbyszko Melosika, Marii Dudzikowej, Eugenii Potulickiej, Agnieszki Gromkowskiej-Melosik, Tomasza Gmerka, Joanny Rutkowiak, Tomasza Szkudlarka i wielu innych).

Po raz kolejny Profesor potrząsa już nie tylko nauczycielstwem – bo tego dokonał w okresie poprzedzającym reformę ustrojową oświaty w wydaniu Mirosława Handke w 1997 r. swoją znakomitą pracą pt. „Nauczyciele z prowincji u progu reformy edukacji” (1998). Wówczas przyjrzał się niewiedzy nauczycieli w szkołach z tzw. prowincji, a więc pracujących w miejscowościach do 15 tys. mieszkańców. Dzisiaj pokazuje, że prowincja intelektualna, a nie geograficzna czy statystyczna jest w samym centrum naszego państwa i społeczeństwa.

Rzecz dotyczy NIEWIEDZY kandydatów do nauczycielskiego zawodu oraz częściowo także polityków, celebrytów i nauczycieli akademickich. Toruński pedagog wykazuje akademicką niewiedzę także u nauczycieli profesjonalnych nauczycieli, którzy dla uczniów (studentów) stają się źródłem niewiedzy odbitej. W tej pracy są już zapowiedzi tego syndromu, skoro „(…) niewiedza jest dynamiczna i rozwija się z taką łatwością, z jaką możemy budować regały, na których jeszcze nie napisano książek, co nie znaczy, że nie powstaną” (s. 8).

Tak jak sam Autor tej książki jest osobą wyjątkowo żywiołowo reagującą na codzienność, a szczególnie na głupotę, tak i zamysł przeprowadzenia badań powstał zupełnie spontanicznie, toteż uzyskane dzięki nim wyniki nie mają charakteru ogólnego, powszechnego. Z jednej strony, szkoda, bo gdyby tak przebadać 300 tys. osób studiujących na kierunkach nauczycielskich w naszym kraju, to poznalibyśmy powody nędzy oświatowej tak w szkołach, jak i w centrum władztwa oświatowego.

Ha, to by dopiero było, gdyby tak zbadać narzędziami, jakie opracował dla potrzeb swoich dociekań A. Nalaskowski wszystkich pracowników merytorycznych Ministerstwa Edukacji Narodowej! Przynajmniej mielibyśmy namacalny dowód na to, gdzie jest źródło destrukcji systemowej.

W książce toruńskiego pedagoga mamy analizę wyników zaskakującej – jak zwykle u tego Autora – diagnozy wiedzy i niewiedzy 222 studentów z uniwersytetów na południu, w pobliżu wschodniej granicy i na zachodzie kraju, wraz z jego alma mater w Toruniu. Nie zdradzę ich w tym miejscu, żeby każdy miał satysfakcję z niemalże detektywistycznego dochodzenia. Podam tylko, że istnieje zasadnicza różnica pomiędzy stopniem trudności pytań stawianych dzieciom a stopniem trudności tych samych pytań stawianych niemal absolwentom uniwersytetu. (s. 14)

Przypomniało mi się, jak sześć lat temu, jako przewodniczący komisji egzaminacyjnej, zapytałem magistrantów łódzkiej WSP o to, czy mogą wymienić czołowych autorów prac z zakresu pedagogiki sportu. Natrafiłem na totalną pustkę, a ich promotor i recenzent byli tym mocno skonfudowani. Ich pupile nie wiedzieli nawet, z kim mieli zajęcia i jak nazywali się ich wykładowcy. Zapewne cii ostatni reprezentowali sobą niski poziom, albo ich studenci byli na sterydach.

Profesor A. Nalaskowski przytacza z świata polityki wypowiedzi VIP-ów minionej kadencji Sejmu (Dariusz Joński, Robert Biedroń, Sławomir Kopyciński, Ryszard Terlecki czy Jerzy Wenderlich), którzy nadali własnej głupocie status usprawiedliwionej, a nawet pożądanej. Ich zdaniem można czegoś nie wiedzieć, ale warto orientować się, gdzie szukać odpowiedzi na kłopotliwe dla nich pytanie.

Dostaje się w tej książce dziennikarzom za to, że sami popełniają błędy językowe, także ortograficzne. Nie wiem, czy to dobrze, że Nalaskowski pisze także o tym, jak niewiedza jest skrywana w szkolnictwie wyższym w tym w procesie ubiegania się przez niektórych nauczycieli akademickich o własny rozwój i stopnie naukowe.

Ci, którzy fascynują się metodami kształcenia jako rzekomo autotelicznym medium do rozwoju twórczości dzieci i młodzieży, znajdą tu trafną krytykę, którą sam dzieliłem się przed laty w książce „Myśleć jak pedagog”. Niestety, ale bezmyślności dydaktycznej nie brakuje części naszych nauczycieli. A może czynią to umyślnie, by uciec od odpowiedzialności za treść kształcenia.

Tak czy siak, czytelnik tej książeczki znajdzie także odpowiedź na pytanie, jakie mechanizmy usprawiedliwiają brak wiedzy, a więc skąd bierze się niewiedza błogosławiona, leniwa, zbawienna, jako tajemnica, nobilitowana, z wyboru, międzypokoleniowa, utytułowana, medialna (polskie piekło), pryncypialna, do poprawki, quasi prawdziwa oraz zacierająca znaczenia.

Są tu też etnopedagogiczne etiudy oraz autorefleksja o prawdach objawionych pedagogowi, które runęły na jego oczach w przepaść fałszu i pomyłki. To prawda, że na początku było słowo, a zatem i wszystko zaczyna się od wiedzy. Tej nam przybędzie po lekturze arcyciekawej książeczki, która – choć napisana jest w stylu pop – zawiera w sobie troskę tego pedagoga o wysoką kulturę, bo jak przytacza za Janem Pawłem II: „Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd!” (s. 85). Tego przesłania chyba jednak nie znają reformatorzy polskiej edukacji. Dla wielu z nich pójście pod prąd oznacza włożenie mokrego palca do kontaktu.



22 grudnia 2015

"Człowiek wypluty jakiś i pusty się zrobił"

Można cytować Juliusza Słowackiego ("Smutno mi Boże"), kiedy spogląda się na to, jak m.in. politycy dewastują polską edukację, szkolnictwo wyższe i naukę. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak często czyjeś kompleksy, aspiracje, prywatne interesy czy potrzeba zemsty na kimś wpisują się w nowelizowane prawo i sposób jego uchwalania. Takich decydentów nie interesują niczyje straty, czyjekolwiek doznania, bo przecież tam, gdzie drwa rąbią, muszą wióry lecieć. Tylko czy nasze dzieci, uczniowie, studenci, doktoranci itd. rzeczywiście są wiórami? Czy obojętne jest to, z kim przeprowadzi się projektowaną zmianę twierdząc, że jest wielkim dobrodziejstwem?

Zaglądam na forum Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, by zobaczyć, jak reagują nauczyciele na zapowiedziane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej zmiany, i czytam wpisy, które - choć rzadkie (zapewne ze strachu przed możliwymi konsekwencjami) - potwierdzają zasady postępowania władzy autorytarnej, bezwzględnie lekceważącej środowisko nauczycielskie. MEN lekceważył w poprzednich latach rodziców - to oczywiste i nie wymaga już żadnego uzasadnienia. Kiedy u władzy był AWS przećwiczono lekceważenie nauczycieli, ale związkowcy załatwiwszy sobie, swoim funkcjonariuszom przyspieszoną ścieżkę awansu, sprzedali za te "srebrniki" pozostałą część nauczycielstwa.

Dzisiaj, w przedświątecznym klimacie, życzę politykom, którzy są u władzy, trochę więcej pokory wobec nauczycieli od przedszkoli po uniwersytety i więcej szacunku do ich pracy, bo tylko dzięki niej jeszcze instytucje edukacyjne działają mimo czy często wbrew odgórnie wdrażanym prawom. Warto zastanowić się, a może i głęboko się pomodlić, by odpowiedzieć sobie na pytanie, dokąd zmierzamy? Czy rzeczywiście nauczyciele są jak żarówki, które można wymienić, skoro są już wypaleni i nie mają ochoty poddawać się kolejnym, a irracjonalnym zmianom? Czy dzieci i młodzież rzeczywiście muszą być środkiem do realizacji interesów, które są sprzeczne nie tylko z uwarunkowaniami ich rozwoju, ale i współczesną psychologią rozwojową oraz z dydaktyką?

Po raz kolejny okazuje się, że ci, co pracowali dużo, a w każdym razie więcej od innych, z największym poświęceniem i zaangażowaniem, dzisiaj stają się przedstawicielami "ciemnej strony mocy". Zdaje się, że komuś zawierzyli sens własnej pracy. Mieli sukcesy, satysfakcję, która była pochodną zaangażowania czy sukcesów także ich podopiecznych, uczniów, studentów, młodych naukowców. To się nie liczy? Nie. Dzisiaj, ci, którzy w minionym okresie unikali pracy, zaangażowania, aktywności nagle dostrzegli szansę w wykluczeniu dotychczasowych mistrzów z centrum przejmując ich funkcje dla rzekomej troski o zmianę.

Oto, co piszą nauczyciele:

"Mam taki zwyczaj, w poniedziałki od południa, przeznaczać czas na przemyślenia, planowanie strategiczne, tworzenie wizji i projektów na bliższą i dalszą przyszłość.

Od paru tygodni mam więcej czasu w poniedziałki.

Co tu planować?

Jakie wizje tworzyć?

Jakie przemyślenia?

Ilu nauczycieli znajdzie pracę a ilu nie?

Co stanie się z majątkiem wypracowanym przez lata?

Jaki sens ma tworzenie planów, pisanie projektów, szukanie środków…?

Człowiek wypluty jakiś i pusty się zrobił. Jeśli ktoś chciał zniszczyć nasz zapał i motywację, nasze zaangażowanie i twórcze podejście, to mu się udało.

Jeśli nie miał tego zamiaru, to niech wie, że to się stało.
Gimnazja już się wygaszają. W naszych głowach – a to jest najgorsze.
I żadnym pocieszeniem nie jest dla mnie fakt, że się bronimy, że walczymy jeszcze.
Kurczę! Taka mnie od poniedziałku dopadła chandra…

Wygaszany dyrektor żywego jeszcze gimnazjum."



(Fot. Praca dyplomowa Moniki Zalewskiej z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie)