28 listopada 2015

Otwarte umysły, zamknięte umysły w POprawności POlitycznej


Instytut Obywatelski to think tank polityczny, który stanowi eksperckie zaplecze partii Platforma Obywatelska RP. Instytut jest ośrodkiem badawczo-analitycznym, prowadzi działalność ekspercką, wydawniczą i edukacyjną. Motto działalności IO sprowadza się do hasła: Myślimy, by działać. Działamy, by zmieniać.

Instytut publikuje książki, analizy i raporty, jak również wywiady i komentarze na bieżące tematy gospodarcze, polityczne i społeczne. Wśród osób, które dla nas pisały lub komentowały, znajduje się wielu wybitnych intelektualistów z Polski i zagranicy, m.in. A. Michael Spence, Edward C. Prescott, Benjamin Barber, Janusz Czapiński, Elżbieta Mączyńska, Radosław Markowski, Krystyna Skarżyńska, Andrzej K. Koźmiński, Witold Orłowski, Krystyna Szafraniec, Colin Crouch, Hans-Gert Pöttering, Tomáš Sedláček.

W gorącym okresie letnich sporów przedwyborczych kierownictwo Instytutu skierowało do mnie list - co było dla mnie zaskoczeniem, gdyż z żadną partią polityczną nie miałem i nie mam nic wspólnego - informując o przygotowywanym dziewiątym numerze kwartalnika pt. "Instytut Idei". Każdy numer jest poświęcony innej kwestii a wydawany jest w obu formach - zarówno drukowanej, jak i elektronicznej.

Tym razem myślą przewodnią planowanego jeszcze w sierpniu numeru były następujące pytania: Jakiego systemu edukacji potrzebuje dziś Polska, zwłaszcza w kontekście głównego wyzwania rozwojowego, jakim jest budowa innowacyjnej gospodarki? Czy polski system edukacji został podporządkowany testom i standaryzacji, a jeśli tak, to dlaczego, jakie są tego konsekwencje i dokąd ta droga prowadzi? Czy model kształcenia w polskich szkołach sprzyja budowie innowacyjnej gospodarki? Jakich reform potrzeba, by polski system edukacji w większym niż dotychczas stopniu rozwijał wśród uczniów i studentów ciekawość, zdolność krytycznego myślenia i umiejętność współpracy? Którędy wiedzie droga do wprowadzenia potrzebnych reform?

Jednym z tematów, które chcieliby poruszyć w nowym numerze "Instytutu Idei" miały być powyższe kwestie , toteż zwrócono się do mnie z uprzejmym pytaniem, czy zgodziłbym się napisać na ten temat esej, który mogliby włączyć do swojego kwartalnika? Jak dodano na zachętę:"Zważywszy Pana rozległy dorobek i bogate doświadczenie, byłoby nam bardzo miło, gdyby zgodził się Pan podzielić swoimi przemyśleniami z nami i naszymi czytelnikami."

6 sierpnia podziękowałem za zaproszenie do tego tomu i zapowiedziałem gotowość włączenia się z tekstem na wskazany temat. Dla naukowca nie ma to znaczenia, gdzie publikuje i kto jest wydawcą pisma, byle tylko nie miało ono charakteru niezgodnego z obowiązującymi w kraju normami społeczno-moralnymi. Od kilkudziesięciu lat udzielam komentarzy, publikuję felietony i eseje w czasopismach różnych podmiotów, bo szeroko pojmowana kultura i edukacja są dobrami podzielnymi, ogólnodostępnymi, a zatem nie powinna obowiązywać tu żadna cenzura. Jedni wydawcy je publikują, inni nie, z różnych zresztą powodów, w tym także zapewne z winy mojej niedoskonałości pisarskiej.

Nie mam zatem pretensji, jeśli mój tekst nie zostanie opublikowany, a tym bardziej, kiedy znam treść rzeczowej a krytycznej recenzji. Oznacza to, że powinienem coś poprawić, zmienić czy udoskonalić, albo w ogóle odstąpić od pisania na określony temat. Tym razem stało się inaczej.

20 października otrzymałem odpowiedź następującej treści: "...w Instytucie Obywatelskim kończymy właśnie przygotowania naszego nowego numeru kwartalnika „Instytut Idei”, który będzie się koncentrował wokół kwestii związanych z edukacją. Tworząc ten numer, z prośbą o eseje i wywiady zwróciliśmy się do licznego grona autorów polskich i zagranicznych. Nasz projekt spotkał się z silnym odzewem, w wyniku czego otrzymaliśmy nadspodziewanie dużo dobrych tekstów. W tych okolicznościach, zważywszy ograniczenia związane z drukiem, w naszym zespole redakcyjnym zmuszeni byliśmy dokonać wyboru materiałów, które możemy włączyć do naszego kwartalnika i które najlepiej komponują się w spójną całość pod względem tematycznym. W związku z powyższym, po długiej dyskusji podjęliśmy trudną decyzję, że musimy zrezygnować z publikacji Pana eseju w naszym kwartalniku.

Chcemy jednak podkreślić, że w naszej ocenie Pana tekst jest ciekawy i wartościowy. Z tego powodu, choć Pana eseju nie włączymy do naszego kwartalnika, tekst chcielibyśmy zatrzymać i jednocześnie zaproponować Panu za niego honorarium (...). W Instytucie Obywatelskim regularnie publikujemy teksty o tematyce edukacyjnej, więc chcielibyśmy zachować możliwość publikacji Pana eseju w przyszłości, na przykład przy okazji większego cyklu publicystycznego. Proszę uprzejmie o informację, czy zgadza się Pan na powyższą propozycję
."

Odmówiłem i nie przyjąłem proponowanego mi honorarium. Ostatni raz otrzymałem taką propozycję w PRL. Napisana wówczas przeze mnie i nagrodzona książka o dziejach przyrzeczeń harcerskich nie mogła się jednak ukazać, gdyż towarzysze cenzorzy z PZPR kazali zamknąć maszynopis w szafie i nie wydawać jej, o ile nie zmienię treści na zgodne z ówcześnie obowiązującą doktryną. Nie zmieniłem. Wydałem ją wbrew ich woli najpierw na powielaczu białkowym w HOW w Krakowie, a potem w pełnej wersji w III RP.

Podobnie było z tym tekstem o edukacji. Z przyjemnością opublikowała go ogólnopolska gazeta w dodatku "Rzecz o Prawie" pt. "Otwarte umysły, zamknięte umysły", Rzeczpospolita. Rzecz o Prawie, z dn. 4.11.2015 s. I 4-5. Nawet nie przypuszczałem, że redakcja popularnej Rzepy nada mojemu esejowi tytuł, który świetnie oddaje powyżej opisany proces. Nie znała przecież powodów skierowania tekstu do redakcji.


27 listopada 2015

Zaczyna się czas kontestacji polityki oświatowej kolejnych ignorantów w MEN



Tak, jak przewidywałem latem tego roku, kiedy po raz pierwszy pojawiły się doniesienia o planowanych zmianach oświatowych w programie PiS, bezwzględne zwycięstwo tej formacji politycznej skutkuje tym, do czego poprzednicy dochodzili przez kilka lat, mianowicie ignorancją i arogancją. W tym przypadku buta zaczyna się już na samym początku, gdyż nie trzeba niczego udawać, ukrywać. Poprzednicy nauczyli obecną formację, że społeczeństwo można traktować przedmiotowo, a szkolnictwo instrumentalnie.

Straty? Jakie straty? Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Już od nominacji nowej ministry edukacji (mój Pani Boże, dlaczego nas tak pokarałeś) mamy do czynienia z nieprawdopodobną butą, którą musi łagodzić dla dobra wizerunku tej formacji premier rządu. Jak stwierdziła Beata Szydło w czasie posiedzenia rządu:

To będą zmiany ewolucyjne, a nie rewolucyjne. Zmieniamy ustawę zmieniającą obowiązkowy wiek szkolny. Wracamy do wieku 7 lat dla dzieci, przy dobrowolności wyboru przez rodziców. Jeśli chodzi o zmiany systemowe, to one będą szeroko konsultowane. W tej chwili pani minister rozpoczyna te konsultacje. My od początku mówiliśmy, że w oświacie zmiany przebiegać będą ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie. Będzie nad czym pracować.

Niestety, na niewiele zdadzą się tego typu komunikaty i działania, zapewne podpowiadane przez kolejnych pijarowców, gdyż środowisko nauczycielskie, ale także częściowo rodzicielsko-uczniowskie i społeczne już ma dość słuchania nieodpowiedzialnych zmian w ustroju szkolnym, zanim do nich doszło.

Już tradycją polskiej pseudodemokracji staje się reformowanie oświaty przez "nieczytatych", ale za to operujących banałami i sloganami. Nawet, jak pojawia się rozsądny, naukowy głos jakiegoś eksperta, to natychmiast traktują to jako atak na formację rządzącą, a to znaczy, że na nasz kraj i jego aksjonormatywne (ideologiczne) fundamenty. Zacytuję tu krótki wierszyk wybitnego polskiego filozofa i prakseologa Tadeusza Kotarbińskiego z jego tomiku "Wesołe smutki" (Warszawa: PWN s.97):

Laiku! Jeśli prawda, że zamierzasz śmiele,
Wzgardliwym sądem uczcić muzy mojej trele,
Pomnij, że sąd laika wydany o dziele,
O dziele mówi mało, o laiku – wiele.


W sieci protestują już NAUCZYCIELE. Jeszcze nie wyszli na ulice, ale wkrótce to nastąpi, jeśli tylko ministra zacznie realizować zamiary, które kompromitują rząd i tę formację ze względu na brak merytorycznego i strategicznego przygotowania do ich wprowadzenia. Tymczasem przedstawicielami nauczycieli są związki zawodowe, oczywiście lewicowe ZNP i wbita w mur zakłopotania "Solidarność".

Burzą się RODZICE, a to przecież oni doprowadzili ten rząd do zwycięstwa, bo dość mieli tamtej władzy - pełnej obywatelskich frazesów na ustach, ale antydemokratycznej i równie butnej. Co czyni ministra A. Zalewska? Zaprasza na konsultacje do MEN... rodziców, rzecz jasna tych, którzy przeprowadzili w naszym kraju rodzicielską rewolucję pod hasłem "ratuj maluchy!". Zdaje się, że nadchodzi czas inwersji i powyższe motto może obrócić się także przeciwko nim.

Oporuje MŁODZIEŻ, ale ta jest do tego przygotowana już od początku ruchu Anonymous, więc nie ma problemu, by porwać ją do działania przeciwko proponowanym zmianom, jak i przeciwko tym, którzy ośmielą się je wprowadzać. Ignorancja musi obrócić się w opór, więc może jednak rządzący politycy poczytają trochę lektur na ten temat?

Co gorsza, do protestu przygotowują się już NAUKOWCY, przy czym niektórzy reagują zbyt nerwowo i pospiesznie tak, jakby - ich zdaniem - możliwe było powstrzymanie władzy, która ma wszystkich oporników w dalekim poważaniu. Nie pomoże też tworzenie jakiegoś Ruchu Obrony Demokracji, bo jego dzisiejsi założyciele sami tę demokrację niszczyli, niektórzy nawet bardzo aktywnie. Lepiej niech najpierw przejrzą własne publikacje, raporty z rzekomo naukowych badań czy publicystyczne wypowiedzi, bo szybko zostaną one obrócone przeciwko nim. I bardzo dobrze.

To jak teraz będzie zmieniana a jak zakłamywana rzeczywistość? Poczekajmy, obserwujmy, badajmy. "Kto sił - do roboty!"



26 listopada 2015

Strawa duchowa na Wydziale Filologicznym UŁ



Cóż za genialny, a jakże trafny pomysł, by zalegające w magazynach antykwariatu książki różnych gatunków - od literackich po naukowe - trafiły wreszcie pod strzechy. Jeden z łódzkich antykwariuszy zaproponował miłośnikom "starej" książki, często tzw. "białych kruków", by mogli wyszukać coś dla siebie wśród zgromadzonych na korytarzu Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego tysięcy książek.


Nie ukrywam, że tylko dzięki prowadzeniu wykładu z pedagogiki dla kierunków filologicznych dowiedziałem się o tej szansie na dostęp do kultury i doświadczyłem tego, jak można swobodnie buszować między wyłożonymi stosami książek i znaleźć coś w nim interesujące tytuły.



Znakomita idea, pomysł, którego dodatkową wartością jest to, że niezależnie od tego, kiedy książka została wydana (a są tu tytuły z okresu II RP) oraz jaki jest rodzaj jej edycji (są tu znakomite wydania leksykograficzne, encyklopedyczne, albumowe), każdy tytuł kosztuje jedynie 4 zł. Istny raj dla wielbicieli literatury. Za jedyne 4 zł, a więc w cenie codziennej gazety, można kupić sobie książkę, której nie sposób było dostać przed wielu, wielu laty w księgarniach, a i trudno było o nie w uniwersyteckich czy rejonowych bibliotekach.


Wśród wielu tytułów zakupiłem książkę Zdzisława Dębickiego pt. "Podstawy kultury narodowej" wydaną nakładem Gebethnera i Wolfa (Warszawa-Kraków-Lublin - Łódź-Paryż-Poznań-Wilno-Zakopane 1925, ss.208), na którą "polowałem" jeszcze w okresie studiów, ale okazało się, że była niedostępna (debit komunikacyjny) ze względów ideologicznych i politycznych. Autor zaś pisze w niej m.in.:

"Kultura tedy nie jest darem nieba, ale wypracowuje ją każdy naród na przestrzeni wieków, wznosząc się powoli ku coraz wyższemu pojmowaniu życia i jego zadań. Dlatego też kultura narodowa sięga korzeniami swojemi w głęboką przeszłość życia narodowego. Nie powstaje ona z dzisiaj na jutro, nie jest ziarnem, które przywiewają na usiew wiatry dziejowe, rzucając przypadkowo nasienie , przyniesione skądinąd, ale wytwarza się z wieku na wiek, z pokolenia na pokolenie na własnem swojem, rodzimem podłożu, na jednej i tej samej ziemi, wśród jednego i tego samego narodu.

Bez własnej kultury niema i nie może być narodu. Kultura narodowa nie jest tedy niczem innem, jak sumą tych uczuć, przywiązań i tradycyj, które, wytworzone na przestrzeni wieków przez szeregiem idące po sobie pokolenia, tworzą moralne i materialne więzy, łączące ludzi, zamieszkujących jedno terytorium i mówiących jednym językiem.

I dlatego nie wspólna ziemia, nawet nie wspólny język stanowią o istnieniu narodu, ale dopiero jego kultura
. (s. 9-10)


Dziękuję władzom Wydziału Filologicznego UŁ tak znakomitej oferty dla studentów, nauczycieli, pracowników i przybywających do nowego, pięknego gmachu mieszkańców czy gości, którzy mogą kupić sobie za cenę chleba strawę duchową. Tylko do końca listopada wysyp kultury będzie dostępny w tym miejscu i tak tanio.