13 września 2015

Odpolitycznić czy odpartyjnić nadzór nad systemem oświatowym w III RP?








Politycy PO i PSL przeprowadzili tzw. Kongres Edukacyjny w Katowicach, który z kongresami naukowymi niewiele miał wspólnego, ale nie ma w tym żadnego problemu. Wiele instytucji, form działań propagandowych przyjmuje nazwy, które w społeczeństwach nowoczesnych wiązały się z merytokratycznie uzgodnionymi i społecznie przestrzeganymi normami, a w ponowoczesnej rzeczywistości mają jedynie to pozorować.

Przed kongresem otrzymałem list od refleksyjnego i zaangażowanego rodzica, który od czasu do czasu komentuje wpisy różnych blogerów, także moje. Wybierając się na ów kongres poruszył w korespondencji istotną kwestię:

Co jakiś czas spotykam się z postulatem zmiany sposoby zarządzania systemem edukacji powszechnej. Najczęściej powtarzanym powodem jest konieczność odpolitycznienia, czyli możliwie maksymalnego uniezależnienia "zarządu oświaty" od partii, polityków, wahań związanych z walką polityczną, przypadkowości w obsadzaniu stanowiska ministra. Być może należałoby przyjąć model kierowania radiofonią i telewizją, czyli KRRiTV? Kierownictwo oświaty narodowej powinno być w rękach osób kompetentnych, mających duże doświadczenie na polu edukacyjnym. Ich wybór nie powinien być uzależniony od wyników wyborów parlamentarnych, bowiem zagadnienia oświatowe są zawsze nieznaczącym marginesem wszelkich kampanii wyborczych.

Czy rewolucyjna zmiana jest potrzebna? Jakie stanowiska w tej kwestii prezentują osoby i organizacje działające w "przestrzeni edukacyjnej"? Jak jest w innych krajach? A może nie warto zastawiać się nad tą sprawą ? Niczego nie poprawią zmiany prawno-organizacyjne, inne usytuowanie ośrodka kierowniczego nie pomoże nauczycielom i uczniom, bowiem problem tkwi w naszych kodach kulturowych, tradycji, obyczajowości, zapóźnieniu, dziedzictwie po społeczeństwie agrarnym, zaborach, klęskach wojennych i sowietyzacji - takie mówią niektórzy ludzie.
(...)

Wrócił z kongresu i... NIC. Jak widać, nie uzyskał tam odpowiedzi na swoje dylematy. Pewnie ich tam nie przedstawił. Z zamieszczonych treści obrad i wniosków też nic w powyższej kwestii nie wynika. To po co tam jechał?

Sądziłem, że może w innym miejscu podzielił się swoim sukcesem poznawczym i oświatowym, że podzielił się opinią na temat tego, jak została przyjęta jego wypowiedź na powyższy temat. Znalazłem tylko jedną, o dziwo w blogu p. Żylińskiej, która rozpływała się z zachwytu nad tym wydarzeniem. Całe szczęście, że wycieczka do Katowic opłacała się nauczycielom i uczniom, bo w końcu tylko o to chodziło. Nie o zmianę w edukacji, nie o konieczną strategię reform, tylko o stworzenie możliwości pedagogom na wzajemne doenergetyzowanie się, poklepanie po plecach, wysłuchanie przekładu zagranicznych nauczycieli. Zacytuję zatem pogodną relację p. W. Mariańskiego, skoro zachęcał mnie do zapoznania się z wypowiedziami uczestników. Wynika z niej bowiem, że jego pytania pozostały bez odpowiedzi.

Za największy sukces Kongresu uważam ludzi. Nauczyciele, uczniowie, rodzice, eksperci, edukatorzy przybyli do Katowic pokazali jak wielki potencjał tkwi w naszych szkołach – należy go tylko obudzić. Ten wspaniały potencjach dotyczył dwóch obszarów:
- wiedzy o tym co potrzebne jest dla nowoczesnej, ludzkiej i skutecznej edukacji w szkole
- komunikacji między uczestnikami Kongresu: opartej na aktywnym dialogu, szacunku, życzliwości
Ten Kongres był miejscem wymiany myśli i emocji, był świetnym wsparciem dla entuzjastów edukacji, dla wielu uczestników, w tym dla mnie, był uskrzydlający. Ale dla mnie to za mało: oczekuję i „żądam” pozytywnych efektów, zdrowych owoców dwudniowej debaty. Chcę dołożyć swoje cegiełki dla ich budowania i pielęgnowania.
Za największą porażkę uważam fakt, że „Kongres chyba zapadł się pod ziemię, jak ponoć zidentyfikowany przez tajemniczych odkrywców pociąg ze złotem w okolicach Wałbrzycha”. To słowa profesora Bogusław Śliwerskiego, który pisze o Kongresie tutaj: http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2015/09/wstydliwy-iii-kongres-edukacji.html#comment-form . Ponieważ pisze bardzo krytycznie, to zaprosiłem go do zapoznania się z wrażeniami i opiniami uczestników tutaj.
Dwa fakty wydają mi się porażające:
- Kongres był nieobecny w mediach
- o Kongresie nie wiedziało i nie dowie się większość …% nauczycieli, dyrektorów, uczniów i rodziców. (czy mylę się)


Nie myli się Pan. I o to właśnie chodziło, żeby za 2 mln zł zorganizować towarzyskie spotkanie przedstawicieli nauczycielskiej profesji. Najważniejsze, że mają w sobie radość do dalszej pracy bez względu na to, co toczy się wokół nich, z nimi czy przeciwko nim.

12 września 2015

Nie straszcie rzekomym zepsuciem polskiej młodzieży gimnazjalnej



Kampania wyborcza będzie owocować dziesiątkami mitów, stereotypów, demagogicznymi chwytami, populistycznymi przynętami i wzbudzaniem w społeczeństwie lęku przed zepsutą młodzieżą, tą zarazą i zakałą nie tylko neoliberalnych rządów PO i PSL, ale rządów wszystkich opcji politycznych w okresie III RP. Do tego dojdą jeszcze poglądy na temat lewackiej hucpy, anarchizmu i genderyzmu itp. Wszystkie -izmy są niedobre, z wyjątkiem jednego, ale tu niech już każdy sam sobie dopowie, jakiego czy którego.

Historia kołem się toczy, a zatem nie da się ukryć, że wszystko już było, tylko w nieco innej formie, treści i eksterioryzacji. Ponad sto lat temu nie było komputerów, wolnego dostępu do sieci, a mimo to w debacie publicznej na temat rzekomego zepsucia młodzieży gimnazjalnej, potrafiono dokonać rzetelnej analizy danych o tych zjawiskach i sposobów ich zwalczania czy przeciwdziałania nim. Ba, korzystano z literatury i wyników badań tych zjawisk w innych państwach. Nikt nie wciskał zmanipulowanych informacji, danych o występkach młodzieży, gdyż ponad wiek temu nie było tak zdeprawowanych rzeczników władzy czy jej przedstawicieli.

Korzystam z jednej tylko publikacji, której autorem jest Antoni Mazanowski a nosi ona tytuł: "Zepsucie dzisiejszej młodzieży gimnazyalnej i środki zaradcze" (Kraków 1911) Ów pedagog opublikował w niej wyniki swoich badań i analiz dotyczących wprowadzenia okólnikiem Rady Szkolnej Krajowej z dn. 8 lutego 1911 r. (...)poddając rozwadze gronu nauczycielskiemu sprawę zaprowadzenia legitymacyi dla uczniów, łączący potrzebę tego środka z zepsuciem młodzieży". Wówczas uważano, że jak każdy uczeń przejawiający złe zachowanie, dopuściwszy się jakiegoś wykroczenia poza szkołą będzie mógł być wylegitymowany. Dzięki temu już nie będzie mógł nikogo oszukać podając zmyślone nazwisko.

Nie ulega wątpliwości - pisał A. Mazanowski - że dla młodzieży zwłaszcza starszej, nie kontrolowanej na każdym kroku przez rodzinę lub dozór domowy, legitymacye nawet z fotografiami mogą stać się w miastach większych bardzo pożyteczne. Dla uczniów klasy I i II w przeważnej części odegrają legitymacye rolę nieszkodliwej a zaszczytnej odznaki, dogadzającej próżnostce, niby żeton sportowca, chociaż we Lwowie i w Krakowie nawet i w tej grupie niedorosłej młodzieży nie zaszkodzą one dlatego, że w tym wieku strach przed odpowiedzialnością bywa większy, zatem i środek ten silniej oddziała; powtóre dlatego, że dwa lata, przeżyte bez winy, łatwiej nadal od winy uchronią, po trzecie dlatego, że i w tym wieku (11-12 lat) trafiają się złodzieje i tytoniowi palacze. (s. 4)

Przypominam troski nauczycieli sprzed ponad stu lat, bo PiS planuje powołanie do życia Narodowego Instytutu Programów Wychowania i Podręczników. Popełniają jednak podstawowy błąd, bowiem kojarzą troskę o wychowanie z wprowadzaniem treści wychowawczych na każdej lekcji, nawet na fizyce czy chemii tak, jakby nauczyciele bez tych zmian i wklejanych sloganów nie wychowywali swoich uczniów. Polecam zatem tę lekturę, bo zapewne nastąpi powrót do przymusowych, przepraszam, obowiązkowych dla dobra procesu wychowawczego mundurków szkolnych.

Co na ten temat pisał w 1911 r. A. Mazanowski? Proszę bardzo:

"Wszelako czy legitymacye, czy mundury - to są wychowawcze środki zewnętrzne, materialne, pomocnicze, nie zaś główne. Duszy one nie przeistoczą. (...) Gdy istnieje wewnętrzne zepsucie, nie pomogą na nie tak łatwo ani mundury ani legitymacye. Wszelako cieszyć się tylko możemy, że Rada Szkolna w kwestyi tak ważnej, jak zepsucie młodzieży, którą wychowujemy, odwołuje się do wychowawców, dając im dowód zaufania.

Nie od dziś nad zepsuciem młodzieży debatują różne związki i towarzystwa, nie od dziś różni ludzie ręce załamują i szaty rozdzierają w rozpaczy nad niem. Godzi się spojrzeć kwestyi prosto w oblicze. Przedewszystkiem zdaje mi się, że ponure głosy, mówiące o ogromie zepsucia, dyktowane są przez strach, który ma wielkie oczy.


Mazanowski pisząc o zjawisku młodzieży występnej, jako marginalnym, podkreśla, że kojarzy mu się ona z młodzieżą nieszczęśliwą, to znaczy tą, (...) która kulą lub trucizną przedwcześnie załatwia rachunki swoje z życiem. Kwestya samobójstw jest o wiele boleśniejsza, niż wykroczenia; przeciwko ostatnim jesteśmy jako wychowawcy o wiele silniej uzbrojeni, niż przeciw samobójstwom. Tymczasem stoimy być może w przededniu wzrostu samobójstw młodzieży. (s. 7)

Istotną rolę w życiu występnej młodzieży może odegrać spotkanie przez nią człowieka, który by nią pokierował, wprowadził na dobrą drogę, a którego by pokochała i czciła całą duszą, ale także jej praca nad sobą, nad słabą wolą. Wybryki istniały i dawniej. Niepokoi i dręczy cynizm obecnych wybryków, czasem ich brutalność. Wątpliwości religijne istniały i dawniej u młodzieży, ale forma ich miewała charakter procesu duszy, szukającej prawdy. Dziś tej psychicznej niemocy towarzyszy bezmyślność i bydlęce niemal rozkiełznanie. Wykroczenia przeciw obyczajności i folgowanie popędowi mąciły zawsze pogodę serc młodych; ale kryły się one w mrokach i nie występowały z taką bezczelnością i bezwstydem. (s. 9)

Drodzy politycy, nie wmawiajcie polskiemu społeczeństwu, że polska młodzież, szczególnie ta gimnazjalna, jest do cna zepsuta. Może ma w genach występki swoich dziadków lub babć? Niech nie zapomina wół jak cielęciem był. I jeszcze jedna myśl cytowana w tej publikacji za Foersterem:

Dawna dyscyplina szkolna dziś zła - ponieważ młodzież psychologicznie inna, niż dawne pokolenie. Z powodu ogólnego rozwoju kulturalnego nawet w niższych klasach obudził się tak wielki pęd do samodzielności i tak silne poczucie godności u dzieci, że karność utrzymywana zapomocą środków represyjnych, prowadzi wszędzie do większego rozpuszczenia". (s. 16)

PS.
Proszę nie kierować uwag natury językowej, bo cytaty są oryginalne.

11 września 2015

List otwarty Bogdana Stępnia do Prezydenta RP dotyczący sześciolatków


Obywatele mają dość kłamstw, manipulacji pseudonaukowymi danymi przez instytucje, które funkcjonują na koszt podatników i zaprzeczają swoim założonym funkcjom. Pan Bogdan Stępień niewątpliwie należy do jednego z tych wykształconych w Polsce badaczy, którzy z jednej strony prowadzą własny instytut - INSTYTUT ANALIZ REGIONALNYCH, kształcą zainteresowanych wiedzą osoby, ale zarazem nie są w stanie ścierpieć, kiedy rządzący, politycy nierzetelnie wykorzystują swój status i manipulują opinią publiczną.

W dn. wczorajszym Prezydent RP Andrzej Duda otrzymał List Otwarty pana B. Stępnia, w którym pisze m.in.:

Późną jesienią roku 2013, na fali zbierania podpisów przez rodziców pod projektem zorganizowania referendum dotyczącego obniżenia obowiązku wieku szkolnego (OWS) postano-wiłem zbadać, jak wiek rozpoczęcia nauki w szkole podstawowej wpływa na wyniki uczniów ze sprawdzianu po 6-klasie. Intuicja podpowiadała mi, że obniżenie OWS musi spowodować pogorszenie wyników uczniów ze sprawdzianu. Problem polegał tylko na tym, o ile te wyniki się pogorszą. Stąd wynikła potrzeba przeprowadzenia rzetelnych, niezależnych i obszernych badań

Zanim przeprowadziliśmy - Instytut Analiz Regionalnych - te badania, przedstawiliśmy na stronie internetowej www.iar.pl dwa opracowania:

1. 2013.12.01 - Hipoteza: Z sześciolatkami będzie dużo gorzej niż się myśli / zakłada,

2. 2013.12.15 - Instytut Badań Edukacyjnych Organem Propagandy MEN.

W roku 2014 po pozyskaniu odpowiednich danych z wszystkich okręgowych komisji egzaminacyjnych w kraju (oprócz OKE-Poznań), przeprowadziliśmy bardzo obszerne - największe dotychczas w Polsce - badania wyników uczniów ze sprawdzianu po 6-klasie. Badania te były wykonane społecznie i objęły wyniki około 3 milionów uczniów zdających sprawdzian w okresie 20052013 r.

Niewielki fragment wyników tych badań opublikowaliśmy w czasopiśmie naukowym "Problemy Wczesnej Edukacji" - w artykule zatytułowanym: Hipoteza – krzywa wiedzy dziecka. (...)

Przy tej okazji pragnę zwrócić Pana Prezydenta uwagę na działania Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Poznaniu (czyt. na rzucane mi kłód pod nogi), które utrudniały mi pozyskanie odpowiednich danych (informacji publicznych) niezbędnych do wykonania ww. badań. Problem ten opisałem w artykule dostępnym w Internecie.



Zainteresowanych wynikami badań - analiz statystycznych osiągnięć szkolnych dzieci - odsyłam na stronę Instytutu. Znajdują się tam nie tylko wyniki badań, ale także polemiki, komentarze i nowe projekty diagnoz. Ostatni wpis nosi tytuł: Bieżące informacje na temat art. 32 tzw. ustawy okołobudżetowej - dot. subwencji na zadania wymagające specjalnej organizacji nauki i metod pracy . Szczególnie nowe spojrzenie na subwencję oświatową powinno zainteresować samorządowców.

Aktywność pana Bogdana Stępnia potwierdza, że kompetentny i bardzo dobrze wykształcony obywatel (w tym przypadku jest on absolwentem fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego) może skutecznie demistyfikować błędy osób sprawujących władzę w naszym kraju. Na stronie Instytutu znajdują się informacje o tym, jak Ministerstwo Edukacji Narodowej wprowadza w błąd samorządowców i dopiero po interwencji B. Stępnia wyjaśnia i usiłuje go naprawić. Rzecz jasna władze nie napiszą, że popełniły błąd, tylko wyjaśniają coś na podstawie czyjegoś zapytania. To typowa taktyka PR-owska, bo od tego działają u boku ministry edukacji niekompetentni w zakresie szkolnictwa spece od propagandy.