29 lipca 2015

Długo jeszcze nie wyjdziemy z syndromu homo sovieticus


Czytam prasę czeską, słowacką, niemiecką i polską, gdzie z takim samym natężeniem odnajduję pozostałości utrwalonego w mentalności (postawach) młodych pokoleń syndrom homo sovieticus, mimo że przyszły one na świat w wolnym już od totalitaryzmu kraju.

Polscy maturzyści poradzili sobie z nową formułą egzaminu wewnętrznego informując się o problemach, zadaniach, które były przedmiotem obowiązkowej wypowiedzi. Polak zawsze znajdzie sposób na to, by obejść reguły moralne, nie wspominając już o prawie, czemu najlepsze świadectwo dali w ciągu mijających dwóch kadencji posłowie PO i PSL.

Tak w polskich, jak i słowackich szkołach ministerstwa odkryły zgłoszenie przez dyrektorów placówek większej liczby uczniów, niż faktycznie do nich uczęszczających, a tym samym wyłudzenie dotacji budżetowej. Opinia publiczna w Polsce nie została poinformowana, które ze szkół policealnych wyłudziły w ten sposób dotacje na uczniów i czy ich kierownictwo poniosło z tego tytułu odpowiedzialność karną. Zawsze znajdzie się powód, który usprawiedliwia przekazywanie nierzetelnych danych, szczególnie wówczas, gdy dyrektor jest członkiem partii władzy. Jedna z prywatnych szkół zawodowych na Słowacji wyłudziła z tytułu "martwych dusz uczniowskich" ponad 68 tys. euro.

Polskie prawo przyzwala na szarą strefę pseudoedukacyjną, której charakterystycznym przykładem są liczne firmy oferujące pisanie wszelkich prac na ocenę szkolną czy akademicką, a więc od wypracowań, poprzez prace dyplomowe na różnego rodzaju kursach, studiach podyplomowych, prace licencjackie i magisterskie, aż po rozprawy doktorskie, a nawet habilitacyjne. Powstało już tak wiele "spółdzielni" powyższego typu, że nie ma już możliwości sprawdzenia, kto w istocie jest autorem przedkładanej pracy. "Pisarze" przestali już ordynarnie sprzedawać plagiaty, gdyż zwiększał się poziom ich wykrywalności, toteż przeszli na pracę u podstaw pisząc za uczniów, studentów, doktorantów czy doktorów na zamówienie i na każdy temat.

Ryba jednak psuje się od głowy. Gen oszustwa, cwaniactwa, nieodpowiedzialnej deprofesjonalizacji przenoszony jest z pokolenia na pokolenie, zaś rządzący sami korzystają z usług tzw. doradców na koszt podatników. Po co się uczyć, podnosić własne kwalifikacje, skoro można wejść do polityki i bez adekwatnych do roli kompetencji zarządzać, podejmować decyzje na podstawie zamówionych i opłaconych z budżetu ekspertyz, opinii czy rad. Im większym jest ignorantem minister, tym więcej wydaje z budżetu państwa na zabezpieczenie swojej pustki, braku profesjonalizmu i nie ponosi z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Jak stwierdził prof. Tomasz Nałęcz - "Ubiegający się o reelekcję prezydent musiałby "Bronkobusem" przejechać na pasach dla pieszych zakonnicę w ciąży".

Po co studiować, skoro można wybrać sobie nędzną wyższą szkołę prywatną, która oferuje po dumpingowych cenach tzw. studia kierunkowe i sprzedaż dyplomu, byle tylko ktokolwiek chciał za to zapłacić. Już tylko w niektórych szkołach wymaga się czegokolwiek od studiujących, bo ważne jest, by w ogóle chcieli się zarejestrować. Już nie muszą nawet ranić swoich stóp pokonywaniem drogi do szkoły. Po co mają się męczyć. Niech w tym czasie pracują, najlepiej na czarno, a na koniec semestru przyjdą z dowodem wpłat z tytułu czesnego, by otrzymać wpis i dyplom. Pracę dyplomową zakupią sobie w odpowiedniej firmie.

Po co prowadzić badania naukowe, publikować ich wyniki, by po zgromadzeniu odpowiedniego dorobku ubiegać się o habilitację, skoro można przystąpić do "biura turystyki habilitacyjnej" i za odpowiednią kwotę mieć spełnione wszystkie warunki na zagraniczną "habilitację". Dla niektórych zakup dyplomu jest świetną inwestycją na przyszłość, gdyż i tak przyszły czy obecny pracodawca, jakim najczęściej są wyższe szkoły prywatne lub państwowe wyższe szkoły zawodowe czy marginalne jednostki w akademiach i uniwersytetach, nie będzie oczekiwał twórczej pracy dla dobra nauki, tylko zapewnienia minimum kadrowego, by zarabiać na kolejnych rocznikach studentów studiów niestacjonarnych i podyplomowych. Czarny biznes akademicki ma w Polsce i na Słowacji swoich ojców chrzestnych, którzy bezkarnie grasują po naszym środowisku i niszczą jego fundamenty. Mają swoją ochronę w strukturach władzy i wpływowych politycznie podmiotach ją wspierających. Biznes jest biznes.









28 lipca 2015

Nowoczesna ignorancja pl.



W dn. 25 lipca w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej MANGGHA odbył się Kongres Programowy Nowoczesnej, który został poświęcony rzekomo nowoczesnej edukacji. Piszę rzekomo, bowiem wśród dotychczas omawianych przeze mnie tzw. partyjnych kongresów przedwyborczych ten okazał się nowoczesną ignorancją.

Podczas kongresu zaproszeni do plenarnych a syntetycznych wypowiedzi eksperci mieli przedstawić kierunki programowe Nowoczesnej w obszarze edukacji na podstawie... swoich doświadczeń z pracy w branży edukacyjnej. Nic dziwnego, że wskazywali na problemy i szanse, które z ich wąskiej perspektywy i braku kompetencji makrooświatowych potwierdziły jedynie, że mamy do czynienia z kolejną platformą nie tylko antyobywatelską, ale i antynarodową, bo powiązaną ze światem obcego biznesu.

Jak o nowoczesnej edukacji mówi się w muzeum, to znaczy, że duch zgromadzonych w nim eksponatów musiał zaciążyć na uczestnikach dyskursu. Domyślam się, że Ryszard Petru - lider tej formacji - nie mając pojęcia o edukacji - zaprosił na rzekomy kongres osoby, które z edukacją mają wiele i zarazem niewiele wspólnego. Wśród przedstawiających stanowisko byli bowiem: 1) szef firmy szkoleniowej dla komercyjnych przedsiębiorstw; 2) wykładowca matematyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, była nauczycielka matematyki w szkolnictwie ogólnokształcącym, ekspert MEN i OKE i 3) profesor nauk technicznych z AGH, b. dyrektor Narodowego Centrum Nauki.

Jak widać, nie znalazł się w Nowoczesnej ani jeden ekspert z prawdziwego zdarzenia, fachowiec, tzn. osoba, która prowadzi od lat badania naukowe w oświacie i szkolnictwie wyższym i zna oba środowiska edukacyjne nie z perspektywy własnego, wąskiego miejsca pracy, doświadczeń swoich dzieci czy wnucząt, ale ma ogląd całego systemu szkolnego i akademickiego w różnych wymiarach. Tak potocznej debaty, powierzchownej, zbanalizowanej dawno już nie słyszałem, a każdy z zainteresowanych może ją sobie obejrzeć i/lub odsłuchać, gdyż jest dostępna w Internecie.

Przedstawiający swoje stanowisko i poglądy potwierdzili, że z nowoczesnością nie mają nic wspólnego, bo żeby cokolwiek projektować, proponować zmiany, trzeba najpierw posiadać rzetelną wiedzę na temat aktualnego stanu polskiej edukacji (a nie wyrywkowe, często prasowe doniesienia). Tymczasem diagnoza rzekomo nowoczesnych ekspertów była na poziomie studenta pierwszego roku (nie-)stacjonarnych studiów licencjackich. Każdemu coś się widzi, ale najczęściej są to misie, czyli widzimisie.

Jedno nie ulega wątpliwości. Program "Nowoczesnej" jest nienowoczesną ideologią neoliberalną. Jak głosi sam przewodniczący - edukacja jest kluczem do nowoczesnej gospodarki rynkowej. Człowieka jako osoby bio-psycho-społecznej i duchowej, a więc jako podmiotu kultury w tym podejściu nie widać. Jeśli pojawia się troska o każdego, bez względu na wiek, to jako klienta komercyjnych firm szkoleniowych. Edukacja staje się środkiem do podtrzymania do mitu o rzekomo wyższych zarobkach i prosperującym gospodarczo państwie dzięki nowoczesnej, cyfrowej edukacji, najlepiej na odległość.

Powinniśmy zatem tak uczyć, by edukacja była zgodna z potrzebami globalnego rynku pracy. O ile - zdaniem ekspertów tej formacji - rządy PO i PSL doprowadziły edukację do takiego poziomu, że kształcono tanią siłę roboczą dla obcego kapitału a najzdolniejsi emigrowali do innych państw UE lub USA, to teraz mamy kształcić tak, by absolwenci naszych szkół nie pracowali za płace poniżej poziomu ich kwalifikacji.


(źródło memów: Fb)

Zajrzałem na stronę Projekt Obywatelski - NOWOCZESNA POLSKA. Zrozumiałem, dlaczego tak nienowocześnie i nieprofesjonalnie została potraktowana edukacja w czasie kongresu NOWOCZESNYCH, który jej został przecież poświęcony. Być może nie ma ów projekt nic wspólnego z środowiskiem tego Kongresu. Otóż w tzw. programie wyborczym, misji tej partii EDUKACJA jest niczym, wklejką słowną, którą wypadało się posłużyć, ale nie ma ona żadnego znaczenia. Proszę zobaczyć poszczególne sfery rzekomego zła i konieczności jego naprawy:

1. Dlaczego było i jest źle? Odpowiedź z edukacją w tle brzmi:

"•Nie wydajemy dostatecznie dużo pieniędzy na te sfery, które odpowiadać będą w przyszłości za nowoczesność naszego kraju i poziom życia jego mieszkańców:
edukację, naukę, badania i rozwój, skuteczne formy aktywizacji na rynku pracy, nowoczesne technologie. politykę rodzinną."


2. O NAS:

Tu edukacja w ogóle nie występuje. Dlaczego? Z prostego powodu. Jak piszą: "Dopóki nie oddamy władzy w ręce "najlepszych menedżerów" , szanse na usprawnienie działania aparatu państwowego są niewielkie."

3. AKTUALNOŚCI - Kończą się na 25 stycznia br. O edukacji ani mru mru.

4. FORUM - tu nawet nie ma "edukacji".

Skierowałem się na stronę: NowoczesnaPL, gdzie lider oddolnego ruchu głosi! Chcemy, by nasz ruch był naprawdę ruchem oddolnym. Programy partii politycznych są najczęściej tworzone przez polityków i ekspertów w zaciszu gabinetów, bez pytania ludzi o zdanie. Dlatego są często oderwane od realiów i nietrafione. A gdy nie ma dobrej mapy, trudno dojść do celu. My zbudujemy nasz program zmian inaczej – przede wszystkim słuchając Was, i z Waszym udziałem!

Bardzo ciekawie został zaprojektowany sposób wyrażenia głównych wartości tego ruchu, którymi są:


1. Nowoczesność - Chcemy żyć w nowoczesnym, dobrze zarządzanym i funkcjonującym kraju. Mamy jasną wizję, jak współtworzyć sprawnie i sprawiedliwie działające państwo, społeczeństwo i rynek.

2. Wolność - Wolność i możliwość realizacji indywidualnych marzeń to dla nas nadrzędna wartość. Chcemy państwa respektującego wolność i różnorodność obywateli oraz przywrócenia wolności gospodarczej.

3. Rozwój - Dążymy do tego, by młodzi mieli lepsze perspektywy, przedsiębiorcy - możliwość lepszego działania, a wszyscy obywatele - lepsze życie. Wierzymy, że wspólnie możemy zdziałać w Polsce znacznie więcej.

4. Zaangażowanie - Angażujemy się w zmiany społeczne, bo mamy doświadczenie, energię i entuzjazm. Chcemy, by do polskiej polityki wróciła odwaga realizacji marzeń i wiarygodność.

i

5. Odpowiedzialność - Pragniemy Polski, w której ludzie biorą odpowiedzialność za siebie, swój rozwój, swoje otoczenie, a także za swoje słowa. Chcemy, aby do życia publicznego wróciła wizja, przyzwoitość i szacunek.


Widać od poprzedniego roku pewien postęp, bowiem w teleologii tego ruchu zapisano m.in.:

1.Naszym celem jest społeczeństwo nowoczesne i otwarte, opierające swój byt ekonomiczny o innowacyjną przedsiębiorczość. Społeczeństwo ludzi wykształconych zgodnie z wyzwaniami nowoczesności. Społeczeństwo otwarte na Europę i świat. Społeczeństwo aktywnych, uczestniczących w zmianach i rządzeniu państwem obywateli.
(...)

6.Chcemy szkół i uczelni dostosowanych do potrzeb nowoczesnej gospodarki oraz rynku pracy. Systemu, który uczy praktycznych umiejętności, rozwiązywania problemów i współpracy.


Jest wreszcie Deklaracja Programowa tego Ruchu. To mieszanka socjalizmu (późnego Gierka) z neoliberalizmem, w której całkowicie pomija się istotę kształcenia i wychowania dzieci i młodzieży. Więcej uwagi poświęca się szkolnictwu wyższemu, niż wcześniejszym etapom, które są przecież dla niego kluczowe, fundamentalne. Ignorancja totalna. Nie znam autorki działu - Joanny Szmidt, która - jak wnoszę - opracowała tę część programu. Zapewne nie jestem tak nowoczesny.

27 lipca 2015

Kto znajdzie moje kesze?



Ponad rok temu polecałem świetną zabawę krajoznawczo-zwiadowczą, która na świecie nosi nazwę - geocaching. Uczestniczą w niej rodziny, indywidualiści, członkowie różnych grup społecznych, organizacji, ale i doraźne zespoły ludzkie.

Ktoś wpadł na banalny pomysł, by połączyć fascynację młodych ludzi terenoznawstwem z umiejętnością wykorzystania nawigacji do poszukiwania interesujących miejsc. Wystarczy zarejestrować się na ogólnoświatowej stronie www.geocaching.org (są tu dostępne informacje w różnych językach, także w polskim), by móc nie tylko poszukiwać wspólnie z córką nowych „keszy” tam, gdzie będziemy przebywać.


Łączymy się ze stroną geocaching via Internet, by sprawdzić, gdzie znajdują się w miejscu naszego czasowego lub stałego pobytu skrytki i ruszamy w drogę. Nie jest do tego potrzebna żadna organizacja, struktura hierarchicznej nadrzędności czy podległości, gdyż zbieraczem keszy może być każdy tak długo, jak tylko chce i nie musi mieć do tego niczyjego pozwolenia.

Są już jej różne odmiany, ale w Internecie każdy zainteresowany znajdzie jej genezę oraz zasady udziału w niej. Każdy może stać się założycielem, twórcą keszy (tak nazywa się skrytka) i/lub ich odkrywcą. Sam zacząłem od poszukiwania keszy w regionie łódzkim, które zostały ukryte w różnych miejscach, w niezwykle zmyślny sposób. Później postanowiłem z córką założyć własne skrytki. Oto kilka odnalezionych przeze mnie skrytek:

W okolicach Łodzi są ukryte już dwa moje kesze, które można spróbować znaleźć. W każdym są czekające na znalazcę gadżety, z których może sobie jakiś zabrać na pamiątkę, ale też powinien pozostawić kolejnym odkrywcom własny. W tej ogólnoświatowej grze terenowej czekają przeróżne „skarby”, które zostały ukryte przez geokreciarzy (geocachersów) w różnych miejscach miast, wsi i okolic.



Geokesze są niemalże wszędzie - w lasach, na polach, wzdłuż dróg czy pod mostami itp. Na całym świecie zarejestrowano ich już ponad 2,5 miliona aktywnych skrytek oraz ponad 6 milionów geocacherów. Jestem jednym z tych sześciu milionów. W Polsce jest ponad 23 tys. keszy. Najwięcej keszy jest ukrytych na terenie Niemiec, ale też w Japonii. Polska dołącza do krajów, w których z każdym rokiem przybywa kilkadziesiąt nowych keszy.


(fot. Tak może wyglądać geokesz)



Przed rozpoczęciem wyprawy warto wybrać sobie skrzynkę lub skrzynki, których będziemy szukać, a możemy tego dokonać w serwisie internetowym. Jeśli uda się wam zaleźć skrzynkę i weźmiecie z niej GeoKreta, GeoLutina, Travel Buga czy Geocoina, to należy to zarejestrować w odpowiednim serwisie internetowym. Po odnalezieniu skrytki (kesza), otwieramy ją i odnotowujemy w logobook swój kod rejestracyjny oraz godzinę odkrycia. Następnie zamykamy pojemnik i chowamy w tym samym miejscu, w którym go znaleźliśmy.







(fot. Wpis do notatnika - logobook jest dowodem jego odkrycia)

Zainteresowanych tą wirtualno-realną przygodą odsyłam na stronę międzynarodową oraz krajową . Znajdą tam wiele ciekawych informacji, w tym jakie obowiązują w tej grze zasady, jak się zarejestrować, jak szukać skarbów i co zrobić po ich odnalezieniu, a także o tym, jak samemu założyć geoskrytkę dla kolejnych kretów.

Życzę udanej przygody, odkrycia nie tylko geokeszy ale i interesujących miejsc ich usytuowania. Niektóre są bardzo trudne.