06 lipca 2015

Jak posłanka Urszula Augustyn "wspiera" politykę MEN







Najpierw zacznę od podstawowych faktów.

Urszula Augustyn mgr filologii polskiej po WSP w Krakowiejest już trzecią kadencję posłem Platformy Obywatelskiej, a zatem ponosi pełną odpowiedzialność za politykę swojej formacji w koalicji z PSL w zakresie edukacji, którą się zajmuje. W sensie organizacyjnym jest wiceprzewodniczącą Klubu Parlamentarnego Platforma Obywatelska, co zapewne sprzyjało temu, by koleżanka premier Ewy Kopacz wraz z koleżanką Joanną Kluzik-Rostkowską zapewniły koleżance Augustyn dodatkową "fuchę" w postaci mianowania jej pełnomocniczką p. premier w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Zna się na wszystkim, jak każdy poseł. Może zatem referować w Parlamencie sprawy oświaty, jak i szkolnictwa wyższego, a w trakcie kampanii wyborczej wypowiadać się na wszystkie inne tematy związane z programem własnej partii. To oczywiste.


Należy dementować błędnie, a ustawicznie podawane także przez media, informacje, jakoby pani poseł U. Augustyn była wiceministrem edukacji. Nie była i nie jest. Została mianowana 7 stycznia 2015 r. przez premier E. Kopacz Sekretarzem Stanu w MEN, Pełnomocnikiem Rządu ds. bezpieczeństwa w szkołach. Dlaczego? Jak wyjaśniały to wcześniej media, z prozaicznego powodu. Gdyby była wiceministrem, musiałaby zrezygnować z pensji poselskiej, a jako pełnomocnik... może mieć podwójne dochody. Z czegoś kredyty trzeba spłacać. Ja to rozumiem. PAni poseł swojej misji publicznej jednak nie rozumie właściwie.

Do tej kwestii pośrednio nawiązuje w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" red. Robert Mazurek:

Wszyscy składają się na pani pensję.

(UA)- Ja też się składam na pensje innych, proszę mi wierzyć.

A w jaki sposób?

(UA)- Płacę podatki w tym kraju.

Dostaje pani pensję z pieniędzy podatników i część pani oddaje. Obieg wtórny.

(UA)- Pan też dostaje pieniądze od podatników.

Ja?! Nigdy w życiu nie zarabiałem w budżetówce.

(UA)- Ale dostaje pan pensję z pieniędzy, które funkcjonują w obiegu w tym kraju.

Litości! To, że dostaję pensję w legalnej walucie, nie znaczy, że funduje mi ją państwo. Proszę się nie gniewać, ale to absurd i kompromitacja.

(UA)- Dobrze, proszę pozwolić mi skończyć. Pan tak szybko zadaje pytania, że ja nie tylko nie zdążę odpowiedzieć, ale i pomyśleć.
(...)

Wywiad kończy się następującą konstatacją pani poseł: Obłuda, hipokryzja strasznie mnie odpychają i jak coś mówię, to tak robię, zawsze. Taka jestem.
Pochwalam takie stanowisko. Ganię jednak, kiedy okazuje się, że wypowiadająca ten sąd sama jest hipokrytką. Wystarczy zderzyć ze sobą opinie pani poseł z lipca 2015 r. z tymi, jakie wygłaszała w Sejmie (już nie sięgam do innych źródeł).

Najpierw fragment z wywiadu w "Rzepie":


Red. Mazurek: Dziś czytam, że 30 proc. sześciolatków z Krakowa nie pójdzie we wrześniu do szkoły – mają orzeczenia z poradni.

(UA) - Tak samo było w ubiegłym roku i wiele z tych dzieci poszło do szkoły. Rodzice masowo brali orzeczenia, ale z nich niekoniecznie korzystali. Jednak każdy taki głos traktujemy niezwykle serio i to, co mówią rodzice, jest przez nas analizowane i bardzo uważnie słuchane.

Zauważyłem. Milion podpisów z wnioskiem o referendum zmieliliście.

(UA)- Ja też tego referendum nie chciałam, bo reforma była poprzedzona wieloma analizami i poszła już daleko. Pamięta pan te pytania z projektu referendum: sześciolatki, ale też gimnazja, program nauczania i cały system edukacji. Mielibyśmy to wszystko wywracać do góry nogami, bo komuś się przypomniało?



Komuś? Milionowi Polaków!

(UA)- Ależ należy na ten temat debatować i my to cały czas robimy. Wielokrotnie rozmawialiśmy ze społeczeństwem, na wniosek rodziców zmieniliśmy ustawę...

Pani mówi „podjęto działania", specjaliści coś ustalili. Ale nos dla tabakiery czy tabakiera dla nosa? Spytajmy rodziców.

(UA)- Referendum powinno się rozpisywać w sprawach dotyczących wszystkich.

Co dotyczy wszystkich bardziej niż szkoła? Każdy w niej był, miał, ma lub będzie miał w niej dzieci...

(UA)- I co, teraz ma się wypowiadać na podstawie wspomnień? Głos powinni zabierać tylko ci, których to dotyczy.

Czyli kto? Dzieci? Według pani logiki MEN-em powinien rządzić Król Maciuś I, bo jego dotyczy szkoła.

(UA)- O tym, jaki panuje model szkolny, decyduje ministerstwo, a społeczeństwo dało nam mandat, byśmy w jego imieniu podejmowali decyzje. I nie wyssaliśmy tego z palca, bo taki model panuje w wielu krajach Europy. Są nawet pomysły, by do szkoły posyłać pięciolatki. Postulują to Finowie, którzy mają świetne osiągnięcia edukacyjne...

...i do niedawna najwyższy w Europie wskaźnik samobójstw.

(UA)- Pan sądzi, że to dlatego, że wcześniej poszli do szkoły? Dziwne wnioski.

Rodzice wam nie ufają. Wystarali się o orzeczenia...

(UA)- O, dobrze pan to ujął! Wystarali się.

Bo znają swoje dzieci lepiej niż urzędnicy.

(UA)- Pan mówi o jakimś miejscu, gdzie jedna trzecia rodziców zaprowadziła swoje dzieci do poradni.

Nie mówię o jakimś miejscu, tylko drugim co do wielkości mieście Polski.

(UA)- No dobrze, ale mogę panu pokazać miejscowości, gdzie 100 procent sześciolatków poszło do szkoły. Dlaczego? Bo są rodzice i tacy, i tacy.


Jakoś dziwnym trafem poseł Augustyn nie doczytała, że w Finlandii dzieci idą do szkoły w 7 roku życia. Rodziców postrzega jak oszustów, którzy chcą obejść przymus szkolny. Kończyła studia w PRL, więc powinna pamiętać z tego okresu, że prawidłowości rozwojowe dzieci i młodzieży nie zmieniają się pod wpływem ustaw, a zatem powinno być odwrotnie - to prawo powinno uwzględniać naturę rozwoju psychofizycznego i społecznego dzieci w wieku wczesnoszkolnym.

Przyjrzyjmy się zatem temu, jak pani poseł Augustyn wypowiadała się na temat roli rodziców w systemie szkolnym. Oto w trakcie posiedzenia Sejmu nr 8 w dniu 15-02-2012 mówiła:

jak wygląda wprowadzanie sześciolatków do pierwszych klas. Każdy z tych elementów, o których mówiłam, a więc rodzice, nauczyciele, samorządy i państwo mają tutaj swoją rolę do odegrania. Rodzice, zgoda, decydują o tym, czy dziecko posyłają do szkoły czy nie. Tylko, proszę państwa, system, a więc państwo, samorząd i mądrzy nauczyciele powinni rodzica wspierać, powinni mu pomóc w podejmowaniu decyzji, bo decyzja samego rodzica jest słuszna tylko w momencie, kiedy mówimy o rodzinie, która działa wzorowo, a sami doskonale wiemy o tym, że nie zawsze jest tak różowo.

W wywiadzie dla red. Mazurka z "Rzeczpospolitej" (PLUS-MINUS 4-5 lipca 2015) już wyraziła inny pogląd w tej kwestii:

* Kiedy w Sejmie obniżano wiek obowiązku szkolnego, posłowie PO powoływali się bardzo często na to, że w Wielkiej Brytanii dzieci rozpoczynają szkołę w wieku 5 lat. Poseł Augustyn jednak nieco wcześniej podważała wartość edukacji na Wyspach, a chwaliła polską szkołę, w której dzieci rozpoczynały obowiązek od 7 roku życia. Mówiła bowiem w czasie posiedzenia nr 15 w dniu 24-05-2012, którego przedmiotem był dyskutowany wniosek opozycji o wyrażenie wotum nieufności wobec ministra edukacji narodowej Krystyny Szumilas, co następuje:

Prasa z przedwczoraj. W Wielkiej Brytanii prof. Sandra McNally przeprowadziła badania, z których wynika, że obecność dzieci polskich emigrantów w szkołach ma pozytywny wpływ na ich rówieśników Brytyjczyków. Co to oznacza? Jako źródło tego trendu badaczka wskazuje wyższy poziom kształcenia w szkołach polskich niż w szkołach brytyjskich i bardzo pozytywny wpływ Polaków na Brytyjczyków.

W trakcie tej samej debaty wprowadzała w błąd parlamentarzystów, ale i społeczeństwo twierdząc: O sześciolatkach w zasadzie była już mowa, ale chcę jeszcze przypomnieć, że w ponad 90% polskich szkół są uczniowie, którzy mają 6 lat. Moim zdaniem drugorzędną sprawą jest to, jak nazywa się oddział, w którym te dzieci są. Jeżeli to jest I klasa, super, jeżeli to jest oddział przedszkolny, też świetnie. To oznacza, że ponad 90% polskich szkół to placówki przygotowane do tego, żeby sześciolatki mogły się spokojnie w nich znaleźć. (Oklaski) Są przygotowane od wielu lat i są przygotowane dzisiaj. Niczego tutaj nie zmieniamy.

Poseł U. Augustyn już w 2012 r. formułowała demagogiczne sądy na powyższy temat. I zebrała oklaski.

* Kiedy w Sejmie przedkładana była 21-06-2013 Informacja rzecznika praw dziecka o działalności za rok 2012 oraz uwagi o stanie przestrzegania praw dziecka (druk nr 1244) wraz ze stanowiskiem Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Komisji Polityki Społecznej i Rodziny swoje wystąpienie zakończyła następująco:

"Moje dzieci, panie marszałku, Wysoka Izbo, są w takim wieku, że już nie mogą zwrócić się w potrzebie do rzecznika praw obywatelskich, ale mam nadzieję, że moje wnuki będą korzystały z dorobku tego rzecznika i że świat, który im przygotujemy, będzie światem lepszym niż ten, w którym my żyjemy."

Co za różnica - rzecznik praw dziecka czy obywatelskich. Ważne, że w Facebooku promuje się jej dyletanctwo.

Na zakończenie stwierdzam: pani pełnomocnik i Podsekretarz Stanu z chwilą mianowania na to stanowisko - nie wypowiedziała się w Sejmie w żadnej sprawie, która wchodzi w zakres jej rzekomych obowiązków. W 2015 r. nie odnotowujemy wypowiedzi poseł Urszuli Augustyn na posiedzeniach Sejmu.

05 lipca 2015

Oświatowe reminiscencje





Reminiscencje to «wspomnienie rzeczy, spraw minionych i refleksje z nimi związane". Przypominam zatem, przeglądając prasę sprzed ponad dwudziestu trzech lat co bardziej odważne jeszcze, bo szczere informacje na temat polskiej transformacji ustrojowej. Doskonale pamiętam rok 1992, bowiem zaczynał się radykalny odwrót w polskiej oświacie od dobrostanu, od nauczycielskiej wolności, od praw rodziców i uczniów do współstanowienia o jakości edukacji szkolnej, od suwerenności kadr przedszkolnych i szkolnych na rzecz przywracania centralizmu, autorytaryzmu i arogancji władzy. Ministerstwo Edukacji Narodowej było wówczas sterowane przez prawicowego polityka Andrzeja Stelmachowskiego.

Tak, tak, niektórzy zapewne pamiętają jeszcze ten okres, kiedy pod koniec maja 1992 r. przyjechali do Warszawy nauczyciele, by protestować przeciwko radykalnym obniżkom standardów kształcenia, płac i autorytarnej, centralistycznej polityce oświatowej. To był ten minister oświaty, który w telewizji publicznej groził laską nauczycielom, że jeśli nie skończą z protestami, zapowiedziami strajków, z krytyką resortu i jego ministra, to muszą liczyć się ze zwolnieniami z pracy.

W roku szkolnym 1991/1992 miały miejsce aż cztery formy protestów nauczycielskich! Na transparentach nauczyciele prezentowali hasła: "Oświata ginie!Ratujcie!", "Germanizacja-Rusyfikacja!", "Chcemy żyć godnie!", "Stelmachowski grabarzem oświaty", "Posłowie, zwalczajcie Lasecznika Złośliwego!" itp. To nauczycielskie protesty, strajki przyczyniły się do upadku postsocjalistycznej formacji rządzącej, w wyniku czego w 1993 r. do władzy wróciła postkomuna. Sprzyjała temu także słynna wojna na górze, czyli wewnętrzne podziały i walki o wpływy, o władzę, o prywatyzację itp. Kto by się przejmował oświatą?

To przypomnijmy sobie, że podczas budapeszteńskiego seminarium CMOPE (Światowa Konfederacja Organizacji Nauczycielskich) został przedstawiony Raport pt. "Bank Światowy i edukacja: kilka aspektów porad dla rządów". Jego autorem był Marc Alain Berberat - Sekretarz Generalny CMOPE. To on ujawnił zalecenia Banku Światowego w kwestiach polityki oświatowej dla rządów państw wychodzących z socjalizmu czy zabiegających o finansowe wsparcie. Ówczesny redaktor naczelny "Głosu Nauczycielskiego" - Wojciech Sierakowski opublikował fragmenty z tego raportu, a są one niezwykle ciekawe i aktualne, nie tylko ze względu na dzisiejsze referendum w Grecji. Oto one:

W związku z tym, że wszędzie 80% budżetu na oświatę pochłaniają koszty płac dla personelu nauczycielskiego, administracyjnego i technicznego, rządy powinny wprowadzić następujące oszczędności:

* powiększenie liczebności uczniów w klasach szkolnych;

* angażowanie do pracy w przedszkolach i szkołach nauczycieli o niższych kwalifikacjach, by mniejsze były wydatki na ich płace;

* zredukowanie okresu nauczania początkowego;

* położenie większego nacisku na kształcenie zawodowe w trakcie praktyki, a tym samym przeciwdziałanie wczesnej specjalizacji zawodowej lub kierunkowej);

* redukowanie kadr pedagogicznych i administracyjnych w szkolnictwie;

* ewentualne pozbawianie nauczycieli funkcji publicznych, aby uniknąć obowiązku przyznawania im tak wysokich uposażeń jak innym funkcjonariuszom publicznym o podobnym poziomie wykształcenia;

* likwidowanie zajęć wyrównawczych;

* modulowanie systemu płac nauczycieli w zależności np. od środowiska ich pracy;

* decentralizowanie, jeśli to możliwe, aż do poziomu szkoły, kompetencji negocjowania zarobków ze związkami zawodowymi;

* zwiększanie trudności w działalności związkowej i narzucanie reguł zmierzających do ograniczania praw negocjowania warunków płacy;

* zwiększanie konkurencyjności i przedsiębiorczości w systemie szkolnym;

* mobilizowanie lokalnych źródeł finansowania oświaty, a czasami zwiększanie w tym współudziału rodziców;

* tworzenie lokalnych systemów podatkowych, które pozwoliłyby władzom gminy stawić czoło wydatkom na oświatę;

* Bank popiera ideę bezpłatnego szkolnictwa podstawowego, proponując jednocześnie zwiększony udział rodziców w kosztach edukacji dzieci w szkołach średnich i

wyższych.

Wówczas cytujący to redaktor naczelny nie chciał komentować "propozycji Banku Światowego jako nie do odrzucenia" twierdząc, że życie oświatowe samo napisze ten komentarz.

Polecam książkę Ireneusza Krzemińskiego, który wprawdzie na oświacie się nie zna i nie zajmował się tą problematyką w swoich studiach socjologicznych, ale za to trafnie odsłonił zdradę solidarnościowych elit doby transformacji.

04 lipca 2015

Z tajnych archiwów polityki - także oświatowej i pseudonaukowej w Polsce




W poszukiwaniu materiałów źródłowych do książki natrafiłem na przedrukowaną w miesięczniku "Wychowawca" (1995 nr 11) za londyńskim "Tygodnikiem Polskim" "tajną instrukcję KGB" z 1947 r., która w tłumaczeniu na język polski znajdowała się w archiwum kancelarii Bolesława Bieruta - agenta NKWD już w okresie międzywojennym. To właśnie na podstawie tej instrukcji służby specjalne w okresie PRL, a potem w KC PZPR miały wdrażać zawarte w niej polecenia. Kolonizacyjna globalizacja (internacjonalizm socjalistyczny) miała miejsce w naszym kraju 70 lat temu. W Instrukcji NK/003/47 nakazano polskim władzom m.in.:
(...)

6. Doprowadzić do połączenia całego ruchu młodzieżowego w jedną organizację, a stanowiska szczebla powiatowego wzwyż obsadzić przez ludzi zatwierdzonych przez nasze (sowieckie - dop.BŚ) służby specjalne. Do czasu zjednoczenia zlikwidować znanych przywódców harcerstwa.

8. Należy zwrócić baczną uwagę na ludzi wyróżniających się zmysłem organizacyjnym, umiejących sobie nadać popularność. Ludzi takich należy pozyskać, a w razie odmowy nie dopuszczać do wyższych stanowisk.

9. Doprowadzić do tego, aby pracownicy na stanowiskach państwowych (z wyjątkiem służb ścigania i pracowników przemysłu wydobywczego) otrzymali niskie pobory. Dotyczy to w szczególności zdrowia, wymiaru sprawiedliwości, oświaty i kierowników różnych szczebli.

10. Do wszystkich organów władzy i większości zakładów pracy wprowadzić ludzi współpracujących z naszymi służbami specjalnymi (bez wiedzy władz krajowych).

14. Spowodować, aby wszystkie zarządzenia i akty prawne, gospodarcze, organizacyjne (z wyjątkiem wojskowych) nie były precyzyjne.

15. Spowodować, aby dla każdej sprawy powoływano kilka komisji, urzędów, instytucji społecznych, ale żadne z nich nie powinny mieć prawa podejmowania ostatecznej decyzji bez konsultacji z pozostałymi. (Nie dotyczy przemysłu wydobywczego).

16. Samorządy w zakładach pracy nie mogą mieć żadnego wpływu na kierunek działania przedsiębiorstw. Mogą się zajmować jedynie sposobem wykonywania zleconych zadań.

17. Związki zawodowe nie mogą mieć możliwości sprzeciwu wobec poleceń dyrekcji. Obciążyć związki inną pracą, jak organizowanie wczasów, zaopatrzenia, działalności rozrywkowej i oświaty, wycieczek oraz rozprowadzanie atrakcyjnych towarów, potwierdzanie opinii i decyzji władz politycznych.

18. Należy spowodować, aby awansowano tylko tych pracowników i kierowników, którzy wzorowo wykonują przydzielone im zadania i nie wykazują skłonności do analizowania spraw wychodzących poza te działania.

22. Objąć szczególnym nadzorem wszelkie laboratoria i instytucje naukowo-badawcze.

23. Należy zwrócić szczególną uwagę na ruch racjonalizatorski i wynalazców, rozwijać go i popierać, ale wszystkie odkrycia dokładnie rejestrować i zapisem przekazywać do centrali. Dopuszczać do realizacji tylko te wynalazki, które przydatne są w przemyśle wydobywczym, wstępnej obróbce i określone w specjalnej instrukcji. Nie mogą być realizowane te odkrycia, które mogłyby doprowadzić do wzrostu produkcji kosztem ograniczenia wydobycia surowców lub zaniechania zalecanych działań. W wypadku głośnych odkryć spowodować ich sprzedanie za granicę. Nie dopuszczać do publikacji zawierających wartości i opisy wynalazków.

26. Spopularyzować wywiady z ludźmi pracy na aktualne tematy produkcyjne, w których zawarta jest krytyka przeszłości lub lokalnego bałaganu, ale nie doprowadzić do likwidacji przyczyn krytykowanych zjawisk.

32. Doprowadzić do maksymalnej rozbudowy administracji biurowej wszystkich stopni. Można dopuszczać krytykę działalności administracyjnej, ale nie wolno pozwolić na jej zmniejszenie ani sprawną pracę.

34. Szczególnej obserwacji poddać Kościół i tak ukierunkować działalność oświatowo-wychowawczą, aby wzbudzić powszechny wstręt do tej instytucji. Objąć baczną uwagą i kontrolą kościelne drukarnie, biblioteki, archiwa, kazania, kolędowania, treści nauk religijnych oraz obrzędy pogrzebowe.

35. W szkolnictwie podstawowym, zawodowym, a w szczególności wyższym, doprowadzić do usunięcia nauczycieli cieszących się powszechnym autorytetem i uznaniem. Na ich miejsce wprowadzić ludzi mianowanych. Doprowadzić do zerwania korelacji między przedmiotami, do ograniczenia wydawania materiałów źródłowych, do usunięcia ze szkół średnich łaciny, greki, filozofii ogólnej, logiki i genetyki. W historii nie można podawać, co który władca chciał zrobić, lub zrobił dla kraju, trzeba natomiast ukazywać tyranię królów oraz walki uciemiężonego ludu. W szkolnictwie zawodowym doprowadzić do wąskiej specjalizacji.

40. Pilnować, aby aresztować przeciwników politycznych. Rozpracować przeciwników z autorytetem wśród krajowców. Likwidować w drodze tzw. zajść sytuacyjnych, przypadkowych, zanim staną się głośnymi, lub aresztować ich wcześniej za wykroczenia kryminalne.

45. Spowodować napływ do szkół wyższych ludzi pochodzenia z najniższych grup społecznych, którzy nie wykazują zainteresowań zawodowych, a tylko chęć zdobycia dyplomu.


Treść całej Instrukcji KGB dedykuję tym naukowcom, którzy uważają, że można pomiatać naukową i oświatową opozycją z czasów nazizmu, stalinizmu i rzekomego okresu "odwilży" w PRL na podstawie jedynie znajomości niektórych ich tekstów. Gorąco też polecam tę Instrukcję wielbicielom neomarksizmu i neokomunizmu, którzy chcą zmieniać współczesną Polskę i rzekomo uczynić pedagogikę bardziej naukową, paląc drogie cygara i odpoczywając na Majorce w okresie wakacyjnym.

Ciekawe, jakie i czyje instrukcje będzie za kilkadziesiąt lat publikować pokolenie, które przyszło na świat w III RP?