29 stycznia 2015

Problemy z krytyką


Niektórzy politycy czy urzędnicy już zapomnieli, że w okresie państwa totalitarnego, kiedy cenzura obowiązywała także w nauce, w mrocznym czasie stanu wojennego krążyły powielone chałupniczo rozprawy politologa, dzisiaj już profesora tytularnego - Mirosława Karwata z Uniwersytetu Warszawskiego. Przywołam tu kilka jego tez z jednej z nich, gdyż nieodparte mam wrażenie, że zaczynamy cofać się do tamtych, chociaż już nie takich samych klimatów. Coś pozostało z tamtych czasów albo ulega reprodukcji i aktualizacji w nowych formach zachowań społecznych i politycznych.

Zdaniem M. Karwata, autora znakomitych analiz organizacji, instytucji czy struktur społecznych, krytyka jest największym niebezpieczeństwem dla autorytarnej władzy lub dla władzy, której działania są sprzeczne z obowiązującym prawem. Krytyka to stwierdzenie, że w tym, co porównywalne, to, co podobne, jest jednak różne. To, co podobne, ale jednak różne – to przede wszystkim z jednej strony, cele działania, a z drugiej – efekty. Ponieważ różnica ta jest niemała, a w dodatku oczywista, co jest naturalną konsekwencją Twojego świadomego partactwa (pasożytnictwa) i ponieważ – nie dość na tym – stwierdzenie to, jak się rzekło, jest od Ciebie niezależne, przeto znalazłeś się w opałach. (Poradnik pseudodziałacza, Warszawa 1983, s. 109).

Krytykujący jest zwierciadłem tych, którzy zapomnieli lub udają, że zapomnieli, co mieli, a zatem co powinni zrobić. Wyklucza tym samym tłumaczenie powodów, że coś nie zaistniało lub że czegoś nie można było zrobić, ponieważ przypomina władzy o jej obowiązkach i uchyla zarazem mętne próby unikania konkretnych wyjaśnień. Osoba sprawująca w sposób autorytarny władzę nie tylko nie potrzebuje krytyki, ale i jej sobie bezwzględnie nie życzy. Ona nie potrzebuje wypominania/ przypominania, co miała czy też co obiecała (co powinna była) zrobić, gdyż tym samym zezwalałaby podwładnym na uświadamianie jej, że czegoś nie uczyniła, czegoś uczynić nie chciała lub nie mogła.

Nie bez powodu krążą dwie podstawowe zasady funkcjonowania autorytarnej władzy, w świetle których:

Punkt 1. Władza ma zawsze racje

Punkt 2. Kiedy władza nie ma racji, to patrz punkt pierwszy.

Krytyka rzeczowa, trafna i pryncypialna władzy staje się dla niej śmiertelnym niebezpieczeństwem, bowiem odsłania jej własną, osobistą, bezpośrednią odpowiedzialność, wynikającą wprawdzie z różnych motywacji, z jej działania lub jego zaniechania.

Co czyni w takiej sytuacji władza, kiedy dowiaduje się, że zostało odsłonięte jej prawdziwe oblicze? Walczy z krytyką a nie z samą sobą, i to bez wytchnienia. Czyni tak nie po` to, aby uniknąć krytyki, gdyż ta i tak ma miejsce, czy ona tego chce, czy nie, tylko aby uniknąć odpowiedzialności. Stosuje w tym celu różne strategie obrony przed krytyką, podobnie, jak broniła się przed wykonaniem określonych działań. Możliwe są tu co najmniej cztery strategie:

Pierwsza polegałaby na tym, by jeśli to jest tylko możliwe, w ogóle nie dopuścić do krytyki, wykluczając różnymi sposobami i taktykami krytyków, czy też odstraszając krytykę przed jej rozpoczęciem lub zaraz na początku. W ostateczności (to już ostatni dzwonek!) musisz krytykę rozpoczętą i nie wycofaną przerwać, i to spektakularnie, tak aby niesława tej sytuacji spadła na krytykę spłoszoną, przepędzoną czy stłamszoną, a nie na Ciebie.(s. 112)

Jeśli już niestety dojdzie do krytyki, to zgodnie z drugą z możliwych strategii - trzeba uczynić wszystko, by jej po prostu nie przyjąć. Można tego dokonać w różnej postaci: nie przyjąć do wiadomości, nie odebrać krytyki jako krytyki, wreszcie, zachować się tak, jakby jej nie było. Musisz doprowadzić do sytuacji, w której przestaje być pewne, czy aby krytyka ta jest faktem. (s. 113)

Po trzecie, można spróbować pozbawić krytykującego prawa do krytyki, a przynajmniej skutecznie zakwestionować możliwość krytyki w danych okolicznościach organizacyjnych czy społecznych.

Po czwarte, jeśli powyższe strategie okazały się nieskuteczne, krytyka, którego nie zdołałeś po prostu powstrzymać i obezwładnić, musisz zniszczyć (organizacyjnie). (s.114)

W ten sposób dochodzi do strategii współpracy negatywnej, w wyniku której organizacja ulega destrukcji i zniszczeniu. Ciekawe, jaką instytucję miałem na myśli...

28 stycznia 2015

O przwództwie edukacyjnym z pętelką w tle








Ośrodek Rozwoju Edukacji (placówka podległa MEN) organizuje KONGRES PRZYWÓDZTWA EDUKACYJNEGO. Dzisiaj już wszystko jest kongresem, nawet spotkanie tych, którzy muszą zorganizować najzwyklejszą konferencję, by przekazać opinii publicznej wyniki badań na określony temat. Co ciekawe, ów kongres nie będzie zajmował się przywództwem makropolitycznym, a więc czy w MEN jest jakiekolwiek przywództwo za zamkniętymi drzwiami gabinetów ministrów i ich zastępców. Zawsze lepiej i łatwiej jest pouczać innych oraz nimi sterować, niż wymagać czegokolwiek od siebie.

Trudno, by resort dokonywał autoewaluacji, której oczekuje np. od szkół. Pod kuratelą PO i PSL organizuje się kongresy wśród swoich i dla swoich, a więc z udziałem tych, którzy przez trzy lata korzystali z funduszy unijnych na realizację określonych (różnego rodzaju i poziomu) zadań diagnostycznych, a informacja o miejscu i czasie obrad ma sprawić, że przybędzie na nie rzesza uczestników. Mają zagwarantowane wyżywienie, gadżety (skórzane teczki, długopisy, elektroniczne nośniki danych, notatniki itp.). Każdy może się na ten kongres zgłosić, ale dopiero po zakwalifikowaniu się do grona uczestników, którego nieodłącznym warunkiem jest bezwzględny udziału we wszystkich zajęciach od początku do końca kongresu, złożenie deklaracji podjęcia działań popularyzujących treści i zagadnienia poruszane na kongresie, a pół roku po nim przekazanie informacji o działaniach podjętych w wyniku uczestniczenia w kongresie oraz przesłanie sprawozdania po realizacji tych działań. Tak więc, proszę państwa, nocleg w luksusowym hotelu, świetne jedzenie i napoje są tylko pozornie darmowe, jak wszystkie promocje w naszym kraju.


Znakomicie. Trzeba się cieszyć tym bardziej, że o powadze i wysokiej jakości debaty i prezentowanych materiałów będzie świadczyć współorganizator, jakim jest Uniwersytet Jagielloński. W Polsce mamy dwa centra przepływu środków unijnych na badania edukacyjne - jednym jest Instytut Badań Edukacyjnych, o którego bylejakości niektórych projektów pisałem już wielokrotnie oraz Ośrodek rozwoju Edukacji wraz ze wspomnianą uczelnią w Krakowie lub innym podmiotem pozyskanym do współpracy. Projektami ORE i ich wynikami warto się zająć pod kątem ich wartości poznawczej i praktycznej, bo przecież mają one służyć przede wszystkim aplikacji pozyskanej wiedzy do zmiany lub jej uzasadnienia w oświatowej rzeczywistości.

Jak informują w zaproszeniu na najbliższy kongres jego organizatorzy: Uniwersytet Jagielloński i Ośrodek Rozwoju Edukacji wspólnie realizujący projekt pn. „Przywództwo i zarządzanie w oświacie – opracowanie i wdrożenie systemu kształcenia i doskonalenia dyrektorów szkół/placówek” z wielką przyjemnością zapraszają na kongres, której głównym celem będzie prezentacja wypracowanych w ramach projektu modeli przygotowania, wspierania i rozwoju zawodowego dyrektorów szkół i placówek edukacyjnych. Mamy nadzieję, że przy tej okazji stworzymy wspólnie przestrzeń do dyskusji i refleksji nad stanem obecnym i perspektywami rozwoju sposobów przygotowania i doskonalenia kadr kierowniczych w sferze edukacji w Polsce i na Świecie. Podczas kongresu pragniemy skoncentrować się na prezentacji wypracowanych w toku projektu sposobów przygotowania i wprowadzania w rolę dyrektora oraz doskonalenia dyrektorów szkół i placówek, jak również efektów przeprowadzonych w oparciu o nie pilotażowych kursów. Drugim ważnym elementem będzie prezentacja wiodących przykładów dobrych praktyk w zakresie przygotowania i doskonalenia liderów oświatowych na świecie, której dokonają zaproszeni przedstawiciele uczelni, zajmujących się przywództwem wspólnie z praktykami, działającymi w roli dyrektorów szkół i placówek edukacyjnych.

Absolutnie zgadzam się z pomysłodawcami tego projektu, że czas najwyższy porozmawiać o przywództwie edukacyjnym. Jeszcze lepiej, kiedy uzyskamy do takiej debaty dane, które zostały pozyskane zgodnie z metodologią badań nauk społecznych, w tym także badań pedagogicznych - w zakresie polityki oświatowej, pedagogiki szkolnej i porównawczej. Oto bowiem okazuje się, że w naszym kraju wydaje się środki na to, by opracować perspektywy rozwoju sposobów przygotowania i doskonalenia kadr kierowniczych w sferze edukacji nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Ho, ho, ho... nareszcie polska oświata będzie zmieniać świat, a nie na odwrót. Teraz Polacy będą dzięki tym badaniom doskonalić przywódców edukacyjnych na świecie. Zapewne po tym Kongresie pojawią się zamówienia z Wielkiej Brytanii, Francji i Emiratów Arabskich, byśmy sprzedali im wytwór naszej edukacyjnej myśli.

Przywództwo w edukacji jest ponoć kluczowym czynnikiem jej sukcesów. Teraz rozumiem, dlaczego mamy tak wspaniałe osiągnięcia w międzynarodowym programie PISA/OECD. To zapewne dzięki wszystkim trzem ministrzycom (tu stosuję termin zaproponowany przez Joannę Kluzik-Rostkowską) edukacji narodowej, no i może jeszcze dzięki polskiemu rządowi na czele z nieodżałowanym b. premierem Donaldem Tuskiem, który zawsze stał u boku, a raczej w centrum, kiedy odbywały się z jego udziałem konferencje prasowe. Teraz pozostała nam już tylko pełnomocnik rządu, co nieco obniża rangę wartości edukacyjnego przywództwa w Polsce, ale trzeba cieszyć się tym, co mamy, bo dobrze ponoć już było, a teraz będzie tylko coraz gorzej.

Tak więc, o znaczeniu przywództwa dowiadujemy się już z zaproszenia, co mnie osobiście wystarcza, by specjalnie nie tracić więcej czasu na wysłuchiwanie referatów czy oglądanie prezentacji. Chyba, że zaszczyci na tym Kongresie władza, to zainteresowani mogą zrobić sobie selfika. Mnie satysfakcjonuje dotychczasowa literatura naukowa na ten temat, bo mamy znakomite rozprawy profesorów: Henryki Kwiatkowskiej i Joanny Madalińskiej-Michalak z UW oraz prof. Stefana M. Kwiatkowskiego z APS czy Marii Dudzikowej z UAM na ten temat, więc niczego nowego już się nie dowiemy. Najlepiej świadczy o tym treść zaproszenia w powyższej kwestii:

Znaczenie przywództwa w edukacji. Przywództwo jest kluczowym czynnikiem, określającym rozwój szkół i systemów edukacyjnych oraz poprawę jakości procesów uczenia się. Sprostanie temu wyzwaniu stojącemu przed przywództwem edukacyjnym wymaga po pierwsze dobrego określenia sposobu rozumienia przywództwa, adekwatnego do potrzeb edukacji, opartego o wartości ważne dla tej sfery. Drugim ważnym elementem jest określenie zbioru różnorodnych kompetencji kluczowych dla współczesnego przywództwa edukacyjnego. Trzecim wreszcie warunkiem wzrostu znaczenia przywództwa w edukacji jest znalezienie nowych, bardziej odpowiadających wymogom współczesności form kształcenia i doskonalenia kompetencji przywódczych przyszłych i funkcjonujących już w praktyce kadr przywódczych oświaty. Istniejące w Polsce sposoby kształcenia kadr kierowniczych w edukacji wymagają refleksji i zmiany, umożliwiającej kształcenie liderów oświaty bardziej zdolnych do stawienia czoła wyzwaniom stojącym przed szkołami i placówkami edukacyjnymi. Dyskutując podczas kongresu o naszych osiągnięciach i koniecznych w najbliższej przyszłości zmianach w systemie przygotowania i kształcenia kadr przywódczych w edukacji będziemy wspólnie budować zbiór pomysłów, inspiracji i przykładów dobrych praktyk z założeniem, że poprowadzi nas to do rozwoju przywództwa edukacyjnego w Polsce.


Przypominam sobie, nie jedyny zresztą na ten temat felieton prof. Aleksandra Nalaskowskiego, wybitnego znawcy i praktyka pedagogiki szkolnej, w którym na temat polskiego przywództwa edukacyjnego napisał "W Sieci" (15-18 grudnia 2014, s. 118), jak to kolejne ministrzyce edukacji pod rządami PO i PSL traktują nauczycieli (...) z pogardą, jak niewolników, którzy za miskę ryżu mają świadczyć usługi na rzecz przodowników pracy. Po kadencjach Katarzyny Hall i Krystyny Szumilas nauczyciele liczyli na nowe otwarcie. Dostali Kluzik z pętelką. Oraz instrukcję, w jaki sposób mogą sobie tę pętelkę założyć na szyję". Jeśli pani minister pojawi się na Kongresie, to może znajdzie się taki drugi Miłoszewski polskiej edukacji, który powie publicznie jak odbierający nagrodę pisarz Zygmunt Miłoszewski: urzędnikom: "Macie tupet, że tu przyszliście".

Nasi edukacyjni przywódcy wymagają resocjalizacji i reedukacji, ale nie PR-owej i oby nie przy wódce, jak "przywódcy" z wciąż nierozwikłanej i tajemniczej debaty o polskiej racji stanu w restauracji "Sowa". Hu, hu, huuuuu






27 stycznia 2015

Różne konteksty pedagogicznej biografistyki












W Instytucie Pedagogiki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II działa od szeregu lat Katedra Biografistyki Pedagogicznej, którą kieruje dr hab. Ryszard Skrzyniarz prof. KUL. Kierowany przez niego zespół naukowo-badawczy nie tylko sam prowadzi badania biograficzne, ale i organizuje cykliczne konferencje dla humanistów i przedstawicieli nauk społecznych, którzy zajmują się różnymi aspektami badania biografii i roli biograficzności w procesach wychowania oraz samowychowania. W Polsce mamy już uformowane szkoły naukowe w tym zakresie, toteż znakomicie, że upubliczniane są wyniki badań ich ekspertów czy zespołów. Zachęcam do studiowania literatury naukowej z tego zakresu, gdyż pozwala ona lepiej rozumieć i rzetelniej dociekać prawdy na temat ludzkich biografii, które najczęściej poświęcane są osobom znaczącym w dziejach nauki, oświaty i kultury.

Piszę o tym także dlatego, że właśnie otrzymałem informację o wydawnictwie, którego autorski zamysł i realizacja budzą moje wątpliwości. O ile bowiem czymś zupełnie naturalnym, oczywistym i prawidłowym z naukowego punktu widzenia jest podejmowanie badań czy przygotowywanie leksykonów biograficznych osób już nieżyjących, o tyle wydawanie drukiem biogramów postaci wciąż obecnych wśród nas bez ich wiedzy i zgody, w tym możliwości zweryfikowania danych faktograficznych, a nie ich interpretacji czy ocen, budzi już moje zastrzeżenia.


Doskonale pamiętam prace prof. Wincentego Okonia nad "Nowym Słownikiem Pedagogicznym", który postanowił ująć wśród biograficznych haseł także dotyczące - jego zdaniem - postaci żyjących, a o wysokim autorytecie w naukach pedagogicznych. Zwracał się wówczas listownie do każdej z nich z zapytaniem, czy aprobuje przygotowany przez niego jej biogram. Podobnie uczyniliśmy z ks. prof. ChAT Bogusławem Milerskim, kiedy przygotowywaliśmy dla Wydawnictwa Naukowego PWN "Leksykon Pedagogiki", w którym wydawca pozwolił nam nie tylko na zmiany jedynie aktualizujące (w już uzgodnionych wcześniej i publikowanych w wydawnictwa encyklopedycznych PWN) treści biogramów żyjących profesorów pedagogiki, ale zarazem wyraził zgodę na wprowadzenie nowych haseł biograficznych.

Wówczas, a był to rok 1998, skierowałem listy do ówczesnych członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN z prośbą o przekazanie danych, które ich zdaniem mogłyby znaleźć się w takich hasłach. Tak też się stało. Otrzymaliśmy zwrotnie, w wielu przypadkach z wyrazami zaskoczenia i zadowolenia zarazem noty biograficzne, które dostosowaliśmy do obowiązujących rygorów metodologicznych budowania owych haseł. Leksykon Pedagogiki PWN ukazał się w 2000 r. i od tej pory, pomimo wielkiego sukcesu rynkowego nigdy już nie był wznawiany, mimo wskazywania przez nas na taką potrzebę nie tylko w odniesieniu do haseł biograficznych, gdyż tych było mimo wszystko mniej, ale i haseł dotyczących wydarzeń historycznych, współczesnych, procesów oświatowych, nowych kategorii pojęciowych itp.


Nie piszę o tym dlatego, by zabiegać o wznowienie tej publikacji. To jest problem wydawcy, a nie autorów. Zmarł prof. Wincenty Okoń, którego Słownik Pedagogiczny wpisał się w polską leksykografię naukową, toteż treść zawartych w jego publikacji biogramów też jest już częściowo zapisem danych z czasów minionych. Próbowałem z prof. Czesławem Kupisiewiczem przygotować "Słownik Współczesnych Polskich Pedagogów", ale nie wszyscy odpowiedzieli na nasze zaproszenie i ankietę, a 7 lat temu zespół oceniający w MNiSW wnioski na dofinansowanie tego zamysłu odpowiedział negatywnie. Nie wyobrażaliśmy sobie jednak , by można było wydawać tego typu pracę bez autoryzacji przez naukowców własnych biogramów.


Podnoszę tę kwestię, bowiem otrzymałem pismo - nie od autora, ale od chyba jego pośredników - od pana Stanisława Puchały (harcmistrz PL, b. zastępca naczelnika ZHP w czasach PRL), który wydał już w Oficynie Wydawniczej „Adam” pracę pt. „Poczet Harcmistrzyń i Harcmistrzów”. Jak stwierdza w rozsyłanym komunikacie:

Jest to wydawnictwo encyklopedyczne, słownik biograficzny, na który składa się prawie 27 000 haseł zawierających dostępne autorowi na dzień dzisiejszy dane biograficzne instruktorów harcerskich w stopniu harcmistrzyni/harcmistrza, elity wszystkich organizacji harcerskich działających w okresie 100-letniej historii Harcerstwa na ziemiach polskich, w niewoli, w czasie okupacji i na uchodźstwie. Obejmuje wszystkie kraje na wszystkich kontynentach, na terenie których istniały jednostki harcerskie i działali ci instruktorzy, bez względu na ich orientację polityczną, wyznanie i narodowość. Prezentuje grupę harcmistrzyń/ harcmistrzów osiadłych poza granicami Kraju po 1939 roku i tworzących jednostki harcerskie w miejscach swojego pobytu przy armii polskiej i w miejscach osiedlenia.

Ujmuje także najnowszą emigrację. Pokazuje postaci z wszystkich struktur harcerskich i organizacji odpowiadających czasom, w jakim przyszło działać ich bohaterom. Jest to wiedza niekiedy bardzo fragmentaryczna i szczątkowa, niejednokrotnie sprawiająca wrażenie wykazu instruktorów, nie uwzględniająca wielu nazwisk. Źródłem tego jest brak informacji a nie ich selekcjonowanie. Autor unika wartościowania poszczególnych osób i ich dokonań, ocen politycznych, ocen postaw i motywacji działań. Jedyną kwalifikacją do znalezienia się w tym poczcie jest posiadanie stopnia harcmistrzyni/harcmistrza.

Wydawnictwo ukazuje dorobek harcerski poszczególnych osób, ich poziom wykształcenia zawodowego, aktywność społeczną pozaharcerską i zawodową, dorobek wychowawczy i publikacje, często pasje i zainteresowania. Leksykon ten stanowi ź r ó d ł o wiedzy o Harcerstwie i ludziach, którzy je tworzyli, pokazuje zasadniczą wspólnotę celów i metod działania oraz efekty wychowawcze, dowodząc wspólnoty i jedności różnorodnych organizacji harcerskich, które tak wiele łączy. Pokazuje Harcmistrzynie i Harcmistrzów jako ludzi żyjących w określonych czasach i warunkach, ich aktywność i twórczy wysiłek w sztafecie pokoleń tworzących niepodległą Polskę.


Autor tej publikacji nie kontaktował się z żyjącymi jeszcze - spośród 27 tysięcy - harcmistrzyniami i harcmistrzami, by zawrzeć w biogramach wiarygodne dane o ich dokonaniach. Zapewne dlatego kieruje do nich apel:

Obecna praca jest dopiero początkiem większego dzieła. Będzie nim II wydanie. Wymaga to jednak zaangażowania się Druhny i Druha w korektę swojego biogramu, uzupełnienie go i sformułowanie wielu nowych biogramów. Potrzebne będzie zainspirowanie i zaangażowanie do współpracy innych (instruktorów, komisji historycznych, kręgów instruktorskich, drużyn/szczepów) uzupełniających dane dotyczące ich kolegów/przyjaciół czy innych instruktorów, którzy nie znaleźli się w obecnym wydaniu. Zależeć nam wszystkim powinno na jak najpełniejszym opisaniu działalności każdej harcmistrzyni i harcmistrza. Przepraszam za wszystkie ułomności wydawnictwa, ale dotarcie do źródeł, pamięć ludzka, niejednokrotnie brak czasu zainteresowanych, stan zasobów archiwalnych, mały zasięg informacji o tej pracy narzucały taki a nie inny kształt biogramów. Możemy to wspólnie naprawić. Dlatego proszę o uzupełnienia, poprawki i nadsyłanie nowych informacji według pewnego porządku.

Z treści jego listu wynika, jaka jest struktura biograficznego hasła, bowiem prosi o uzupełnienia, poprawki i nadsyłanie nowych informacji według pewnego porządku. Powinien on zawierać: dane osobowe: imię i nazwisko (także panieńskie mężatek), daty urodzenia, zawód, wykształcenie (ukończone szkoły, uczelnie, studia podyplomowe, stopnie naukowe, specjalizacja zawodowa, szczególne uprawnienia zawodowe), dane harcerskie (maksymalnie szczegółowe, z datami) identyfikujące daną osobę z organizacją harcerską/skautową, chorągwią, hufcem, drużyną, gromadą, szczepem, kręgiem instruktorskim, odnotowujące stopnie instruktorskie (ewentualnie harcerskie), rok przyrzeczenia, rok wstąpienia do organizacji, zajmowane funkcje, odbyte kursy, szkolenia, uczestnictwo w obozach, zimowiskach, zlotach, rajdach, akcjach, dane o innej działalności publicznej (nie harcerskiej): przynależność do innych organizacji, stowarzyszeń, klubów, pełnione tam funkcje, aktywność samorządowa, woluntariaty itp. dane o pracy zawodowej przez ukazanie stanowisk pracy, nazw zakładów pracy czy instytucji (z datami rozpoczęcia i zakończenia działalności), dane wymieniające wszystkie wyróżnienia (odznaki, medale, tytuły, nagrody) oraz odznaczenia państwowe i branżowe, pokazujące publikacje (tytuły, lata i miejsca wydania) lub szczególne osiągnięcia zawodowe czy społeczne, ewentualne hobby.



To, co budzi mój dyskomfort, to oferta, z której wynika, że jak zainteresowany kupi sobie za 120 zł tę publikację, to będzie mógł stwierdzić, czy jego biogram jest właściwy czy też nie oraz będzie mógł prosić redaktora o to, by przygotowując kolejne wydanie (kolejny wydatek, zapewne już większy) wprowadził odpowiednie zmiany. Chyba jednak niewiele ma to wspólnego z harcerskimi wartościami.