16 października 2014

Czy pozoruje się ocenianie uczniów zgodnie z prawem?


Jak pisze do mnie jeden z nauczycieli i akademickich wykładowców - sporym - w jego przekonaniu - problemem w pracy z dziećmi z klas I-III jest powrót do oceniania cyfrowego już od początku ich pobytu w szkole. Do tej pory większość stosowała słoneczka, chmurki itp, które jako żywo są przecież oceną, ale dostrzegam niepokojący renesans ocen cyfrowych. Komentarz do podstawy programowej z edukacji zintegrowanej autorstwa Pani Prof. Gruszczyk-Kolczyńskiej przez wiele rad pedagogicznych nie jest traktowany jako punkt odniesienia w tej kwestii. A sama podstawa programowa, jak i rozporządzenie regulujące sprawy oceniania, klasyfikowania itd. (liczne jego nowelizacje), nie normują sprawy.

Efekt? Wcale niemałe grono nauczycielek klas I-III ocenia cyfrowo, nie przejmując się może nie tyle literą (choć właściwie tak, skoro dorozumiane znaczenie nie może być przecież ignorowane), co duchem prawa oświatowego (choć jako wyodrębniona dyscyplina prawa nie znajduje ono uznania prawników).



Na temat oceniania w kształceniu elementarnym pisałem w książce "Wyspy oporu edukacyjnego" (rozdz. II, Kraków 1993, II wyd. 2008), kiedy promowałem wraz z żoną w szkolnictwie publicznym "wysepki humanistycznej, spersonalizowanej" edukacji, w których jednym z kluczowych ogniw było kształcenie bez ocen, a zatem bez przemocy strukturalnej w postaci cyfrowych stopni szkolnych i bez procesów selekcyjnych. Każde dziecko rozpoczynające klasę pierwszą miało zapewnioną promocję do klasy trzeciej. Nie będę tego tu rozwijał, bo jest to opisane najpierw we wspólnej z Wiesią książce "Edukacja w wolności" tom 1(1992, II wyd. 2008), a później także w książeczce pod moją redakcją "Edukacja w wolności" t.2 i w monografii "Edukacja autorska" (1996, II wyd. 2008).

Główną przesłanką uwolnienia procesu kształcenia od stopni szkolnych było przejście od edukacji określanej mianem -tradycyjnej, selekcyjnej, modernistycznej, jednokierunkowej, nauczającej itp. do edukacji konstruktywistycznej, stymulującej aktywność twórczą dzieci, różnicującej oferty kształcenia i włączającej tak uczniów, jak i ich rodziców w proces wspólnotowego uczenia się. Tym samym stopnie jako narzędzie (środek) przemocy, zastraszania, wymuszania działania, które sprawdza się w edukacji radarowej, zewnątrzsterownej zastąpiliśmy edukacją żyroskopową, wewnątrzsterowną, by dzieci nie tylko chciały się uczyć, a tym samym przebywać w szkole ze swoimi rówieśnikami i nauczycielem bez lęku i obaw o własny status, kompetencje, poczucie własnej wartości oraz bez nudy i nieustannego wyczekiwania na właściwy moment doświadczenia czegoś nowego.


To były lata 1989-1995, kiedy upowszechnialiśmy ten model kształcenia emancypacyjnego, kreatywnego w tych wioskach i miastach, których nauczyciele podobnie postrzegali i rozumieli sens swojej pedagogicznej roli. Zależało nam na tym, by dzieci chciały się uczyć dla siebie, a nie dla stopni, by opuszczały każdy dzień szkolnych zajęć z poczuciem niedosytu i zaciekawienia, co będzie działo się następnego dnia. Dlatego doświadczaliśmy wyjątkowych sytuacji, kiedy nasz uczeń z wysoką gorączką błagał mamę, by go puściła do szkoły. W systemie selektywnym błagałby, żeby móc zostać w domu.

Otóż, Ministerstwo Edukacji Narodowej zniszczyło prawo nauczycieli do oddolnej innowacyjności, do własnych regulacji dydaktycznych, narzucając rozporządzeniem opisowe ocenianie jako jedynie "słuszne", bo urzędnicze rozwiązanie. Co mogą uczynić z tym nauczyciele, kiedy muszą oceniać procesualnie, opisowo (kłania się tu paradygmat kwalitatywny a nie kwantytatywny), a tego z różnych powodów nie rozumieją, nie chcą lub także nie potrafią robić? Uciekają w pozór, idą na skróty. Zamiast oceny opisowej stosują "stempelki", tabelki, skale, czyli różne zastępcze symbole, by "pod stołem" , we własnym notatniku stawiać dzieciom stopnie.

W jakiejś mierze mają rację, ponieważ trudno jest kształcić i oceniać w zupełnie innej, bo przeciwstawnej konstruktywizmowi kulturze dydaktycznej, kiedy funkcjonuje się w tradycyjnym, autorytarnym, selektywnym systemie klasowo-lekcyjnym i jest się ocenianym za to według biurokratycznych reguł. Nauczyciele powinni mieć wybór w kreowaniu wszystkich ogniw procesu kształcenia. Jak ktoś potrafi tylko "kijem i marchewką", ale robi to przyzwoicie, to dobrze.

Tak długo, jak długo będzie w Polsce obowiązywał system centralistycznego (jak w PRL i każdym państwie autorytarnym) zarządzania szkołami oraz procesem dydaktycznym, tak długo będą miały miejsce działania pozorne, pełne usłużności i posłuszeństwa wobec "góry", która za nauczycieli decyduje, jak mają kształcić (proszę zobaczyć, ile razy pojawia się w różnych aktach prawa oświatowego pojęcie "nauczanie" z epoki J.F. Herbarta, które kompromituje niekompetentnych urzędników MEN), jak oceniać, jak długo, w jakich formach i w jaki sposób organizować proces edukacyjny. Chcemy być drugą Finlandią, a jesteśmy dydaktycznie czarną Afryką. Od 25 lat polski system oświatowy tkwi jako całość w minionym ustroju, tylko ideologię mamy inną.





15 października 2014

Kolejna docentura na Słowacji z pracy socjalnej oraz skandaliczne naruszanie prawa w Rużomberoku






Na Wydziale Pedagogicznym KU w Rużomberoku w Dniu Edukacji Narodowej przystąpiła do wykładu habilitacyjnego pani dr Iwona Dąbrowska - Jabłońska . Wykład nosił tytuł: "Profesionálne vyhorenie sociálnych pracovníkov a možnosti opatrení”. Następnie broniła pracy habilitacyjnej pt. „Štandardy sociálnych služieb v náhradnej rodinnej starostlivosti v Poľsku”.

Recenzentami w tym postępowaniu byli z Polski: prof. dr hab. Krystyna Ferenz z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego oraz dr hab. Wojciech Maliszewski (który w formularzu opinii podaje, że jest profesorem tytularnym, a nie jest to zgodne z prawdą. Sam niedawno uzyskał docenturę na Słowacji).


Polska pedagożka będzie docentką pracy socjalnej, czyli z dyscypliny która w III RP nie jest uznawana za dyscyplinę naukową. Nowa docent jest zatrudniona w Uniwersytecie Opolskim, gdzie od szeregu lat zajmuje się problematyką pracy socjalnej i kształci na tym kierunku studiów. Nie opublikowała żadnej książki, monografii, toteż zapewne przedłożyła jako habilitację maszynopis nieznanej w kraju rozprawy. Od maja 2014 r. pani dr I. Dąbrowska-Jabłońska jest - jak sama pisze o sobie - przewodniczącą Uczelnianej Komisji ds. Oceny Jakości Kształcenia oraz członkiem Rady Wydziału Historyczno-Pedagogicznego na Uniwersytecie Opolskim.

Otrzymałem też wiadomość, że nowym, a mianowanym na Słowacji, profesorem został doc. dr Paweł Stanisław Czarnecki - rektor Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie. Więcej o nim można dowiedzieć się z publikacji dra Marka Wrońskiego w "Forum Akademickim".

Nowo wypromowanym na Słowacji naukowcom składamy gratulacje.


Tymczasem, jak informuje Słowacka Komisja Akredytacyjna - po przeprowadzonej kontroli na Wydziale Pedagogicznym Katolickiego Uniwersytetu w Rużomberoku postanowiła odebrać uprawnienia temu Wydziałowi do promowania docentów i profesorów z kierunku "praca socjalna". Pisałem już o dochodzeniu prokuratury w tej jednostce.

Komisja Akredytacyjna stwierdziła bardzo poważne naruszenie (nie tylko) prawa przez władze tego Wydziału. W trakcie swojego posiedzenia w dn. 10-11 września 2014 r. w Bratysławie w uzasadnieniu uchwały negatywnej wskazano, że Wydział Pedagogiczny KU w Rużomberoku:

1) systematycznie, samowolnie nie respektował żadnych praw;

2) maskowano nieprawidłowości działaniami władz jednostki, które prezentowały nieprawdziwe oblicze i wprowadzały w błąd także Senat KU;

3) nie respektowano zaleceń rektora i administracji uczelni, co ma znamiona anarchii.


Znacznie więcej zarzutów zostało sformułowanych w odrębnym, a liczącym aż 9 stron piśmie b. Rektora ks. prof. Tadeusza Zasępy do Dziekana Wydziału Pedagogicznego KU w Rużomberoku Tomasza Jablonsky'eho !

Zwrócił on m.in. uwagę na to, że funkcje kierownicze na Wydziale (kierownicy katedr) obsadzono osobami, które nie posiadają kwalifikacji, gdyż uzyskały docenturę z pracy socjalnej, a ośmieliły się kierować jednostkami akademickimi na kierunku "pedagogika". Pisał także o tym, że władze Wydziału dopuściły się habilitowania 18 Polaków w sytuacji, gdy ich dorobek nie spełniał wymogów merytorycznych.

Rektor ubolewał, że tak niegodne działania zagrażają dalszej umowie między obu państwami, skoro sprawa nieuczciwości akademickiej była podnoszona nawet w polskim Sejmie, a na Słowację docierają kolejne protesty. Tym samym naukowcy z Rużomberoku naruszyli dobre imię słowackich środowisk akademickich także poza granicami kraju. W liście Rektora jest także mowa o fałszowaniu dokumentację w przewodach doktorskich i habilitacyjnych, skracaniu obowiązującego okresu postępowania na stopnie pedagogiczno-naukowe, a nawet na studiach oraz nierzetelne recenzowanie dysertacji. Miały też na tym Wydziale miejsce poważne malwersacje finansowe np. w przewodzie jednego z Polaków wykazano, że część kosztów za przewód habilitacyjny w niższej kwocie od obowiązującej przekazał on na konto uczelni, a resztę wpłacił "do kieszeni" jednemu z pracowników Wydziału, itd., itd.


Czy Polacy nie mają nic do powiedzenia w tej sprawie? Czy nie uważają, że są współsprawcami skandalu akademickiego na bilateralną, międzynarodową skalę? Czyż nie jest oburzające to, że pod szyldem uczelni katolickiej miały miejsce tak poważne naruszenia prawa, tak głęboka demoralizacja, także z udziałem Polaków?


Mamy nadzieję, że znacznie lepiej jest z promowaniem Polaków na Wydziale Teologicznym powyższego Uniwersytetu. Jak poinformował przewodniczący Rady Naukowej Wydziału Teologicznego KU z siedzibą w Koszycach w dn. 8.10.2014 miały miejsce aż trzy tzw. przewody habilitacyjne dla naszych nauczycieli akademickich:

- o godz. 9.00 przedstawiał wykład i bronił swojej habilitacji o. dr Szczepan Praśkiewicz OCD (konsultor watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych) z Papieskiego Wydziału Teologicznego w Krakowie. Wykład nosił tytuł: "Jak się trafia na ołtarze: procedury w diecezji i w Rzymie", natomiast rozprawa habilitacyjna była pt. "Vzali Máriu k sebe. Mariánska duchovnosť karmelitánskych svätých".

- o godz. 11.00 przystąpił do obrony pracy i wykładu ks. dr Henryk Szeloch z Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Najpierw oceniano jego wykład pt. "Nulla aetas ad discendum sera", natomiast po nim bronił pracy habilitacyjnej pt. "Duszpasterstwo w dekanacie Jelcz – Laskowice w latach 1988 – 2012".

- o godz. 14.00 dr Mieczysław Kuriański z Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu a zarazem nauczyciel religii w jednej z wrocławskich szkół średnich wygłosił wykład na temat: "Polska w dobie stalinowskiego terroru (1946-1956)", by następnie bronić pracy habilitacyjnej pt. "Cywilizacja turańska w ujęciu Feliksa Konecznego (1862-1949) ze szczególnym uwzględnieniem kultury moskiewskiej".

Jak przypuszczam, wszystko przebiegło sprawie i pozytywnie. O habilitacji znanego w naszym kraju autora wielu publikacji z teologii - o. Sz. Praśkiewicza pisała nawet lokalna prasa.





14 października 2014

Wszystkim nauczycielom i pracownikom oświaty dedykuję twórczość poetki Danuty Muchy - ocean pięknej myśli






Piękna, słoneczna jesień pozwoliła na ponowne przeczytanie najnowszego tomiku poezji Danuty Muchy, któremu adiunkt/doktor habilitowana Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, Wydział w Piotrkowie Trybunalskim nadała tytuł „Ocean myśli” (Bydgoszcz, 2014). Ciekaw jestem, czy jej studenci wiedzą, z jak bogatą osobowością spotykają się w czasie zajęć? Czy korzystają z wyjątkowej szansy do bycia z nauczycielką akademicką- badaczką literatury, ale przede wszystkim poetką, prozaikiem, autorką dramatów dla dzieci i tłumaczką. Twórczość Danuty Muchy już dawno temu przekroczyła granice naszego kraju zyskując uznanie w USA, Niemczech, Czechach czy Francji. Jest Ona laureatką wielu nagród literackich, m.in.: wyróżnienia na Najlepszą Książkę Poetycką na Międzynarodowym Festiwalu "Listopad Poetycki" w Poznaniu, Nagrody Pracy Organicznej im. Marii Konopnickiej, Nagrody Literackiej im. Klemensa Janickiego, Nagrody Ekspresjonistycznej im. Tadeusza Micińskiego.

Do tego tomiku wracam coraz częściej, by odczuć powiew atlantyckiego wiatru doznań, niepokoju małych spraw w przemodlonych słowach ciszy na pagórkach fal. Ten zbiór poezji jest jednym z najbardziej kojących wzburzone emocjami dusze. Z każdym wierszem tej znakomitej poetki odnoszę wrażenie nie tylko zanurzenia się w toni oceanu, ale i uczestniczenia w koncercie myśli, które odbijają się na kolejnych stronach jak zachodzący słońcem człowieczy los.

Danuta Mucha zabiera nas w oceaniczną podróż, która przypomina mityczną, a oblewającą cały świat rzekę:

(...)
na pagórkach fal
ukrytych
znad gorącej ciszy
słowa
śpi nasz los
słońcem okryty
- i śpią słowa.
(s. 12)

Wszechocean myśli poetki pozwala nam na moment zastanowić się nad sobą i otaczającym nas światem, powstrzymać doświadczaną (szeroko pojmowaną) przemoc, by zaognione słońce wydobyło w oceanicznym odbiciu ziemskie DOBRO a poranna mgła przykryła ZŁO, które nie powinno się już więcej wydarzyć. Lepszy jest zapach marzeń, powiew wiatru nadziei na zmianę, mimo świadomości odlatujących ptaków czy pojawiających się czarnych chmur lub koniecznego zmierzchu. Jakże cudownie wsłuchuje się poetka w nadchodzące fale zdarzeń,

(...)
by na skarpie
ogniem zdarzeń
zapłonęły ognie marzeń.
(s. 18)

Nie chodzi tu przecież o ocean politycznych walk i sporów, chociaż i te możemy sobie wyobrazić pod postacią metafory oceanu myśli, ale o umykający nam na co dzień otaczający nas jeszcze świat, którym nie potrafimy się cieszyć, bo i nie skupiamy na jego detalach własnej uwagi, nie wyostrzamy nań swoich zmysłów. Ze słuchawkami w uszach, smartfonem w ręce, w pogoni do miejsc i celów instrumentalizujących nasze życie, nie dostrzegamy tego jak:

Nisko motyl myśli siada
z pajęczyną tchu na wietrze
okno nieba się przeplata
zapachami drga powietrze...
(s. 19)

Piękne jest studium ludzkiej myśli, która porusza nasze emocje i pozwala komunikować się z światem sacrum i profanum, tym w nas i poza nami. Nie wszystko jest na sprzedaż, nie wszystko też musi być wyrażone wprost. Warto spróbować wiatrem pisać słowa ciszy nim znak czasu liściem spadnie (s.23), by pokłonić się z wdzięcznością tym, dzięki którym bije nasze serce, doznajemy poczucia szczęścia, możemy się realizować. Swoją twórczością wpisujemy się przecież w przypływy i odpływy, dźwięki fal oceanu, które biją w nasze zmysły jak myśl od myśli zaczerpnięta.

Woda, jedno ze źródeł naszego życia, staje się w tomiku D. Muchy poruszającym zmysły wyciszeniem doczesnych trosk. Ten rodzaj autonarracji wprowadza nas w świat jakże bliskiej, niemalże intymnej relacji z autorką, która zarazem zastrzega sobie prawo do wolności:

Nie opowiem
nie pomyślę
nic nie stanie się
mym snom
na przededniu
dnia i przyśnień
falą wody
czerpię zdrój
.(s. 34)

Falujący poezją ocean myśli, w których wiruje moc piękna otaczającej nas przyrody, ale i kołysanie obecności Najwyższego, może ukoić każdą skołataną duszę. Wiersze D. Muchy są niezwykle zmysłowe, pełne zapachów, światła, kolorów, prześwitów, temporalnych wymiarów mgnień osobistych doznań o różnych porach dnia, które tylko pozornie są ulotnymi czy krótkotrwałymi drobinkami duszy. Poetka zatrzymała je dla nas w czasie i przestrzeni nadając im nowy wymiar trwania w oddechu, myśli, snach czy na jawie.

Dziękuję Pani Profesor za dotyk nieba, który
(...)

oceanem
krawędź kruszy
pod omszałym
liści szalem
nuci.
(s. 51)