23 marca 2014

Spotkałem świetnego PEDAGOGA










Doktorant Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, a zarazem doktorant Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie - mgr Michał Paluch zaprosił mnie do swojego "LABORATORIUM SIŁ SPOŁECZNYCH". To jest jednak moja nazwa tego, co on czyni, bowiem w rzeczywistości nazwą własną jest - TRANSGRANICZNE CENTRUM WOLONTARIATU, które mieści się w Zamku w Cieszynie. Godne miejsce dla godnego ruchu społecznego.

Wiele już widziałem w swoim życiu inicjatyw, projektów, działań społecznych, ale to przebiło wszystkie. Być może podobnych inicjatyw jest więcej, bo pojęcie wolontariatu kojarzy się z czymś oczywistym, jako powszednim rozwiązaniem w polskiej rzeczywistości. To jednak nie jest typowy wolontariat. W TCW mamy do czynienia z autorskim modelem systemowego kształcenia (w modelu dydaktyki adekwatnej) i socjalizowania młodych ludzi do autentycznej roli liderów życia publicznego.


TCW wyprowadza nastoletnich uczniów z ławek szkolnych na ulice miasta, aby stawali się współkreatorami jego przestrzeni publicznej. Jeśli szkoła dla jednych jest środowiskiem wsparcia ich rozwoju, a dla innych stanowi barierę, to M. Paluch wraz z zespołem współtworzącym Centrum włącza ich w życie publiczne, budując wraz z nimi nową przestrzeń solidarności społecznej, w której mogą się uczyć od siebie wzajemnego szacunku, dzielić wiedzą i umiejętnościami oraz służyć społeczności lokalnej. Wymyślając kolejne akcje, imprezy, generując je często spontanicznie, z potrzeby chwili (jak np. organizując jeszcze przed wydarzeniami na Majdanie w Kijowie spotkanie młodzieży z Ukrainy, która przebywa w regionie cieszyńskim, a nie wie o swoim istnieniu), jedni i drudzy przełamują wspólne bariery, schematy i stereotypy. Pokazują lokalnemu światu, że młodzież bez względu na pochodzenie, płeć, wiek, narodowość, wyznanie itp. jest wartościowym pokoleniem, które nie musi karmić się przemocą, nudą, nihilizmem czy interesownością.



Poczytajcie o nich, o ich kulturze freestylowej, o tym, jak budują kapitał społeczny w wolnym myśleniu i działaniu, w nowej rzeczywistości, jaką jest autentyczna (a nie pozorowana) demokracja partycypacyjna. Działają na pograniczu Polski i Czech, by zjednoczony po 1989 r. Cieszyn - miasto podzielone w socjalizmie historią - ponownie uczynić miejscem międzykulturowej solidarności i samorządności. Wraz z młodzieżą obu Republik współtworzą nowe relacje międzypokoleniowe i międzynarodowe, które są uwolnione od wpływów jakichkolwiek środowisk partyjnych, politycznych. Są bowiem zainteresowani odkrywaniem i rozwijaniem potencjału osobowego osób, które nie chcą czekać, aż jakaś władza im coś da, załatwi, tylko biorą swoje sprawy we własne ręce. Opracowali autorską metodę pracy nazwaną Community Centered Learning , czyli uczenia się skoncentrowanego na wspólnocie osób. W tej metodzie centralne miejsce zajmuje grupa, a wykonane przez nią zadania są tylko skutkiem ubocznym nawiązanych międzyludzkich relacji.

Tak powstawały pierwsze transgraniczne festiwale freestylowe, tak powołali pierwszy w Europie Transgraniczny Parlament Młodzieży, tak włączają się we współkreowanie polityki młodzieżowej spójności społecznej, solidaryzmu społecznego i kulturowego zjednoczonego miasta. Stali się układem limfatycznym przestrzeni publicznej, która tętni zupełnie nowym życiem i pasją ich obywatelskiego zaangażowania. Wiedzą, że tylko w ten sposób mogą sami wykształcić przyszłych menedżerów, liderów ruchów społecznych, samorządowych działaczy. Zmieniają historię swojego regionu, kierując się wartościami przyzwoitości, przedsiębiorczości i wspólnotowości.

Michał Paluch, bywalec "świata", bowiem ma za sobą kilka ładnych lat imania się różnych prac oraz zawodów, ale i szkoleń w Szwecji, Danii i Japonii opracował własny model kształcenia liderów społecznych czy - jak określiłaby to Helena Radlińska - sił społecznych, nadając mu miano DYDAKTYKA ADEKWATNA.

Podręcznik dydaktyki adekwatnej jest dostępny w Internecie. Samo jego przeczytanie nie jest jednak warunkiem wystarczającym do tego, by samemu być adekwatnym szkoleniowcem. Trzeba najpierw samemu doświadczyć aktywnego uczenia się i sprawdzenia swoich kompetencji w konkretnym działaniu. Na zdjęciu w TCW Michał Paluch opisywał mi swój model, którego poszczególne ogniwa, etapy, cząstki są zaznaczone odpowiednimi elementami graficznymi na ścianie. Każdy, kto chce naprawdę się nauczyć, zdobyć doświadczenie społecznika, samorządowca, profesjonalisty musi zobaczyć, jak długa czeka go drogą wspinania się na szczyt. Warto! Polecam. Spotkajcie prawdziwego PEDAGOGA, który czyni coś niepowtarzalnego, autorskiego, wyjątkowego dla innych, samemu także wzrastając, podnosząc swoje kwalifikacje i służąc społeczności lokalnej, swojej małej Ojczyźnie.





22 marca 2014

Bardzo dobre rozwiązanie MEN



















Tytuł mojego postu jest dwuznaczny, co odnotowuję już na samym wstępie, by zanadto nie cieszyły się anonimowe służby doręczeniowe (to lepiej brzmi od służb donosicielskich). Sejm przyjął poselski projekt ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty wprowadzającej m.in. stanowisko asystenta nauczyciela. Za ustawą głosowało 230 posłów, przeciw było 198, a 6 posłów wstrzymało się od głosu.

Można rzecz jasna zapytać, o co tu chodzi? Czyżby znowu MEN podjęło jakąś złą decyzję, przed której wdrożeniem w życie usiłowali bronić jedyni sprawiedliwi, czy może część posłów głosująca przeciwko zapomniała o tym, że powinna służyć polskiemu narodowi, a w tym przypadku objętym powszechnym obowiązkiem szkolnym - polskim dzieciom?

Otóż wprowadzenie do szkół nauczycieli asystentów jest bardzo dobrą decyzją posłów, którzy przygotowali takie rozwiązanie. Szkoły publiczne powinny być otwarte nie tylko na nauczycieli-asystentów, ale także na nauczycieli-wolontariuszy, szeroko rozumianych sojuszników naszych dzieci. Tak jest w cywilizowanych i demokratycznych państwach świata, czego nie chcą dostrzec władze ZNP. Liderzy związkowi nie stają - w tym przypadku - w obronie jak najlepszego wsparcia uczniów, ale własnych interesów, potrzeby utrzymania się u władzy.

Elity związków zawodowych walczą resztkami sił o utrzymanie uzyskanego w socjalizmie prawa do wyłącznego stanowienia o centralistycznie sterowanej polityce oświatowej - rzekomo w interesie nauczycieli, co nie zawsze jest tożsame z dobrem uczniów i ich rodziców. Szkoły w Polsce nie powinny być ani dla MEN, ani ZNP czy oświatowej "Solidarności", ani dla nauczycieli, ale dla dzieci. O tym warto pamiętać. Związkowi liderzy bronią swoich pozycji, usiłują utrzymać swój status tzw. drugiego ministerstwa, które będzie odgórnie decydować, co w szkołach czynić wolno, a czego nie. Otóż taki model związków zawodowych jest dobry w Rosji, na Białorusi, a nawet na Kubie czy w Korei Północnej, ale nie w państwie, które miało być demokratyczne, samorządne, a jego instytucje zarządzane zgodnie z dobrem publicznym, a nie jeszcze jednej grupy usytuowanych w centrum (z odnogami ośmiornicy w terenie) funkcjonariuszy związkowych. Czyż to nieprawda, że w łódzkiej szkole prywatnej prowadzonej przez ZNP nauczyciele nie są zatrudniani z Karty Nauczyciela? Tak więc hipokryzja jest cechą nie tylko władz MEN.

Broniąc wyłączności rozstrzygania o tym, kto może pracować w szkole z naszymi dziećmi, związkowe władze bronią tak naprawdę modelu szkoły socjalistycznej, centralistycznie, sterowanej odgórnie przez władze resortu edukacji i uprzywilejowanych związkowców. Wystarczyłoby, żeby ta nomenklatura zaczęła wreszcie pracować z dziećmi, prowadzić zajęcia dydaktyczne, wychowawcze czy opiekuńcze, to być może i to rozwiązanie nie byłoby konieczne, gdyż w szkołach byłyby odpowiednie siły profesjonalne do obsadzenia koniecznych zajęć. W USA, Kanadzie, Szwajcarii, Niemczech, Austrii, Holandii itd., itd. w szkołach współpracują z nauczycielami na zasadzie wolontariuszy bezrobotne matki lub ojcowie, dziadkowie lub babcie i to bez potrzeby posiadania wykształcenia pedagogicznego. Każde z nich wychowało lub nadal wychowuje swoje dzieci, więc potrafią nie tylko z empatią, ale i doświadczeniem pomóc w organizacji dodatkowych zajęć. My mamy jeszcze dość silny ruch harcerski, którego drużynowi, szczepowi też mogliby szkoły wesprzeć w pracy z uczniami mającymi problemy egzystencjalne, społeczne czy szkolne. Jednak dyrektorzy wielu szkół (związkowcy) woleli wyrzucić harcerzy z budynków i je pozamykać wraz z zakończeniem zajęć dydaktycznych.


Jeśli związkowcy już tak bardzo chcą rządzić polską oświatą z tylnego fotela, to powinni zająć się walką o autonomię polskiego szkolnictwa (a więc o uwolnienie rodzimej edukacji od globalnych organizacji międzynarodowych pasożytujących na budżecie państwa, a polskich władz od submisji wobec zagranicznych struktur władzy), o autonomię polskich przedszkoli i szkół tak, by ich gospodarzami i kreatorami byli dyrektorzy wraz z zespołami profesjonalistów i sojuszników/partnerów, sił społecznych (tu przypominam Helenę Radlińską), a nie współczesne "kacyki" z MEN i wreszcie o autonomię nauczycieli, uczniów i rodziców w procesie współzarządzania przez nich środowiskiem edukacyjnym. Koniec. Kropka. Podpowiem związkowcom - w co powinni się zaangażować, a co byłoby bardzo dobre - w rozwiązanie MEN, ale tego się nie podejmą, bo bez resortu sami straciliby władzę.



21 marca 2014

...już wieczór a w blogu nic z czwartku...


Wczoraj, zmarł nagle w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu - jeden z najbliższych i najbardziej oddanych pedagogice współczesnych socjologów w naszym kraju - prof. zw. dr hab. Ryszard Borowicz. Kiedy otrzymałem krótką informację o Jego śmierci, oddalałem jej treść od siebie, bo przecież nic nie zapowiadało tak nagłego Jego odejścia. Przed tygodniem widziałem Go wśród członków Rady Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK. W dn. 19 marca 2014 r. szedł na wykład ze studentami pedagogiki i... Jego wykład został odwołany - na zawsze.


Nie przygotował nas do tego rozstania, bo sam był niezwykle aktywny, dynamiczny, z pasją prowadząc konferencje czy wykłady, śledząc na bieżąco wydarzenia w nauce i szkolnictwie wyższym, a zarazem włączając się - w miarę własnych, a licznych obowiązków akademickich - do kolejnych działań, które mogłyby chociaż w części poprawić stan rozwoju nauk humanistycznych i społecznych, w tym także pedagogiki. Mój Boże, jak tu pisać o Ryszardzie w czasie przeszłym... , skoro dopiero co wymienialiśmy się mailową korespondencją w sprawie przygotowywanego przez niego kolejnego, bo pierwszego z datą 2014 numeru czasopisma naukowego "Kultura i Edukacja", którego był redaktorem naczelnym. Współtworzył ten kwartalnik wraz z wydawcą Adamem Marszałkiem, a każdy z numerów cyzelował - redakcyjnie i merytorycznie, poszukując jak najlepszych autorów czy też selekcjonując nadesłane teksty tak, by wpisywały się w misję periodyku. Był z niego dumny, bo wprowadził KiE na listę ERIH (European Reference Index for Humanities) pisząc na redakcyjnej stronie (z niej też skopiowałem fotografię):

Kultura i Edukacja” jako periodyk o bardzo wysokim poziomie szczyci się międzynarodową Radą Naukową. W obecnej kadencji, obok renomowanych nazwisk polskich uczonych z wielu dyscyplin naukowych, obecni są przedstawiciele różnych kontynentów. I tak, kraje azjatyckie reprezentują Chiny i Rosja; Amerykę Północną – Kanada i USA; zaś Europę – przedstawiciele Czech, Holandii, Niemiec, Słowacji oraz Węgier. Oczekiwania dotyczą nie tylko współpracy autorskiej ze środowiskami, których są oni liderami, ale obejmują również nadzieje związane z wykorzystywaniem publikowanych prac, a także podnoszenie prestiżu KiE. Twórczy tygiel różnych kultur, osobowości oraz doświadczeń gwarantuje szczególny, multidyscyplinarny, a zarazem stały i uporządkowany charakter pisma.

W planach na najbliższe lata miał doprowadzenie do wpisania tego periodyku na ISI Master Journal List oraz uzyskanie możliwie wysokiego Impact Factor. W konkursie MNiSW pozyskał środki na umiędzynarodowienie kwartalnika, który spełnił już wymogi formalne pozwalające na uzyskanie wpisu na tzw. listy filadelfijskie. Jako pierwszy spośród redaktorów pedagogicznych czasopism w naszym kraju wprowadził KiE na rynek azjatycki, na terytorium Rosji i Chin. Od 3 lat kwartalnik miał swoje anglojęzyczne wydania, a i zdarzyły się edycje tylko i wyłącznie w języku chińskim.



Byłem pełen szacunku dla spełniania przez niego jako redaktora naczelnego najwyższych standardów, czego jednym z wskaźników było gwarantowanie równych szans autorom naukowych polemik i tych, których one dotyczyły. Kiedy otrzymał od jednego z naukowców recenzję mojej książki, skierował do mnie list z zapytaniem, czy odpowiem na nią. Współpracuję z wieloma wydawnictwami, ale po raz pierwszy zdarzyło się w mojej ponad 35 letniej pracy akademickiej, żeby potraktowano mnie jako autora tak podmiotowo. Właśnie dlatego swój tekst zakończyłem słowami: "Na zakończenie pragnę złożyć wyrazy szczególnego podziękowania Redaktorowi Naczelnemu „Kultury i Edukacji” za to, co niestety w ogóle już nie ma miejsca w innych periodykach naukowych, gdzie prowadzono m.in. polemiki z moimi rozprawami, że umożliwił mi odniesienie się w tym samym numerze czasopisma do treści recenzji mojej książki. Chapeaux bas."

Ryszard Borowicz był naukowo związany w ostatnich latach, a właściwie od powstania nowej jednostki - z Wydziałem Nauk Pedagogicznych (dawniej Humanistycznym) UMK w Toruniu oraz z Wyższą Szkołą Gospodarki w Bydgoszczy. Był także w swoim rozwoju zawodowym zatrudniony w Polskiej Akademii Nauk czy Uniwersytecie im. A Mickiewicza w Poznaniu. Jego zainteresowania badawcze skoncentrowane były wokół pedagogiki społecznej, socjologii wsi i edukacji, socjologii wychowania i młodzieży. Uczestniczył w kilku dużych projektach badawczych, m.in. w badaniach longitudinalnych, które były prowadzone od blisko 40 lat nad drogami życiowymi 7,5 tys. osób. Uzyskiwał w ogólnokrajowych konkursach granty m.in. na badania naukowe samorządów.

Zmarły socjolog był m.in. członkiem Polskiego Towarzystwa Socjologicznego (przewodniczącym Oddziału w Toruniu). Pełnił z wyboru funkcje dziekana Wydziału Humanistycznego UMK (dwie kadencje), dyrektora Instytutu Socjologii UMK, dziekana Wydziału Społeczno-Ekonomicznego Wszechnicy Mazurskiej w Olecku (11 lat); dyrektora Instytutu Nauk Społecznych WSG (do 2012). Uczestniczył chyba we wszystkich Ogólnopolskich Zjazdach Pedagogicznych. Publikował w monografiach i czasopismach nauk pedagogicznych.
Wypromował 16 doktorów z zakresu socjologii oraz pedagogiki; napisał ok. 100 recenzji prac awansowych w związku z ubieganiem się ich autorów o stopień naukowy i wniosków o tytuł profesora. Napisał i wydał kilkanaście książek, w tym m.in. tak ważne dla badań oświatowych, jak:

Selekcje społeczne w toku kształcenia w szkole wyższej (1976),
Zakres i mechanizmy selekcji w szkolnictwie (1983),
Równość i sprawiedliwość społeczna. Studium na przykładzie oświaty (1988),
Nierówności społeczne w dostępie do wykształcenia (2000),
Kwestie społeczne: trudne do rozwiązania czy nierozwiązywalne?(2008),
Współobecne dyskursy' (2009 – red. naukowa) oraz
około dwustu innych naukowych opracowań - artykuły w czasopismach indeksowanych na listach JCR oraz ERIH.



Nie był przeciwnikiem parametrycznej oceny osiągnięć jednostkowych i instytucjonalnych w szkolnictwie wyższym, ale uważał za dyskusyjne zbyt mechaniczne przeliczanie liczb na środki przeznaczane z budżetu państwa na prowadzenie badań naukowych. Warto i należy o tym rozmawiać, toteż zorganizował w 2011 r. poważną, interdyscyplinarną debatę naukową na ten właśnie temat w UMK w Toruniu. Jak mówił wówczas: "Problemem jest nie tylko metodologia samego zaliczania osiągnięć, ale również to, czy wszystko można w ten sposób policzyć, ale przede wszystkim czy warto to czynić. I tak, w sposób jednoznaczny premiowany jest język angielski. Czy ktoś ma tytuł do uznania naszego narodowego za gorszy?" (KiE 2011nr 2, s. 156)

Kibicował Komitetowi Nauk Pedagogicznych PAN w działaniach na rzecz odzyskania nie tylko miejsca pedagogiki w dziedzinie nauk humanistycznych, ale i uzyskania w ocenie parametrycznej czasopism naukowych prawa do oceny jakościowej, a nie jedynie bazującej na ustalonych przez biurokratów MNiSW kryteriach ilościowych. O sobie pisał z poczuciem humoru:

Oto moje 'notowania" - też nie wiem czy to dużo/mało - musiałem podać do grantu NCN:
GOOGLE SCHOLAR
-liczba prac indeksowanych - 26
- suma cytowań - 127
-h-index - 6



W jednym z elektronicznych listów napisał do mnie:

"...już wieczór a w blogu nic z czwartku. Widzisz czym są przyzwyczajenia RB"

Ryszard, już wieczór, a w moim wpisie w blogu z czwartku Pożegnanie, którego nigdy nie chciałbym napisać.


Wydział Nauk Pedagogicznych UMK zamieścił na swojej stronie "KSIĘGĘ KONDOLENCYJNĄ"