28 lutego 2014

Krajowe habilitacje z pedagogiki













W tym tygodniu pomyślnie zakończyły się postępowania habilitacyjne rodzimych pedagogów: jedno miało miejsce we wtorek 25 lutego 2014 r. na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego, a jego bohaterem był dr Jan Rutkowski. Natomiast następnego dnia - 26 lutego odbyło się na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie kolokwium habilitacyjne dr Marzeny Dycht z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

W pierwszym kolokwium brałem udział jako recenzent dorobku habilitanta, który jedną ze swoich monografii naukowych poświęcił poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: Czy w ponowoczesnym społeczeństwie ma miejsce zmierzch kształcenia? Ramą kategorialną do własnych dociekań uczynił myśl filozoficzną Leo Straussa i Erica Voegelina”. Autor tej pracy jest adiunktem w Zakładzie Filozoficznych Podstaw Pedagogiki na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie zajmuje się filozofią wychowania, ze szczególnym uwzględnieniem związków pedagogiki z filozofią polityki i etyką. Już we wstępie dr J. Rutkowski do swojej dysertacji wyjaśnia powody potrzeby powrócenia do fundamentalnego w pedagogice pytania o możliwości, warunki i zagrożenia kształcenia w perspektywie dominujących współcześnie, lecz mających swe korzenie u podstaw nowożytności, sposobów rozumienia i uzasadniania demokracji liberalnej ufundowanej na idei umowy społecznej (s.9). Nie będę tu omawiał wszystkich wątków mojej recenzji, ale zwrócę uwagę na niektóre kwestie.

Sposób odczytywania przez tego pedagoga rozpraw filozoficznych Leo Straussa i Erica Voegelina sprawia, że otrzymujemy dzieło niebanalne, chociaż miejscami kontrowersyjne. Sformułowane przez niego pytania: Czy współczesny przedstawiciel kultury zachodniej potrzebuje kształcenia w znaczeniu, jakie przypisuje się greckiemu pojęciu paidei czy niemieckiemu słowu Bildung? Czy uznaje jeszcze potrzebę, a może nawet konieczność, kształtowania i formowania człowieczeństwa? - nie zostały zadane dla uzyskania oczywistej odpowiedzi, lecz w celu skłonienia czytelników do przemyśleń na ważny kulturowo problem, dla podkreślenia jego ponadczasowego znaczenia. Znakomicie, że J. Rutkowski upomina się o konieczność powrotu społeczeństw postnowoczesnych, z dominacją w nich ideologii neoliberalnej, do debaty teleologicznej. Ta jednak nie mieści się w granicach naukowego uzasadniania racji w kategoriach prawdy lub fałszu. Co innego, gdyby dokonał wtórnej analizy raportów socjopedagogicznych badań empirycznych, bo wówczas dysponowałby wiedzą o faktach, o edukacyjnej rzeczywistości, którą tak się przejmuje. Tymczasem w habilitacji Autor posługuje się analizą sądów normatywnych, które w żadnej mierze nie mogą być analizowane w kategoriach sądów logicznych, a więc wyrażających prawdę lub fałsz. Sądy postulatywne mogą być jedynie odczytywane w kategoriach ich słuszności lub niesłuszności, trafności lub nietrafności, izomorfizmu, zbieżności lub rozmijania się z określoną wizją, utopią, modelem czy postulowanym stanem rzeczy.

Można nie zgadzać się z niektórymi tezami Habilitanta, oceniać zasadność, trafność czy nawet rzetelność formułowanych przez niego ocen w sytuacji, gdy dokonuje miejscami interpretacji myśli niejako „z drugiej ręki”, ale nie można jednego mu odmówić, a mianowicie tego, że potrafi opisywać i wyjaśniać pewne stanowiska filozoficzne w sposób rzeczywiście interesujący i zachęcający do polemik. Odsłania swoje podejście do ideowych sporów nie wprost, kryjąc je za przywoływanymi poglądami innych (zob. m.in. rozdz. Polityka i kształcenie). Po raz kolejny, chociaż w zupełnie inne konfiguracji filozoficznych treści, powracamy dzięki książce J. Rutkowskiego do odnowy pojęć etycznych i politycznych jako istotnych dla pedagogiki, kiedy analizuje on takie kwestie jak m.in.: Czym jest wolność? Czym jest dla edukacji demokracja? Co oznacza „dobre życie”, a co „dobre wychowanie”? Jaką rolę odgrywa polityka w kształceniu młodych pokoleń? Czy polityka jest jeszcze potrzebna? Czy można odpolitycznić sferę publiczną, a zatem i edukację, która do niej przynależy? Jak wartościować proces kształcenia? itp.

Pisząc swoją rozprawę habilitacyjną J. Rutkowski nie znał lub być może nie chciał wnikać m.in. w treść pracy E. Potulickiej i J. Rutkowiak, pt. Neoliberalne uwikłania edukacji (Kraków 2010), gdyż znalazłby w niej pogłębioną krytykę neoliberalizmu, chociaż pisaną z neolewicowej ideologicznie perspektywy i w oparciu o źródła postfrankfurtskiej szkoły pedagogiki krytycznej. Podobnie zresztą czynią to naukowcy z Uniwersytetu Gdańskiego - Tomasz Szkudlarek, Małgorzata Lewartowska-Zychowicz czy Lucyna Kopciewicz. Autor zresztą pomija wielu pedagogów współczesnych, którzy w treści swoich rozpraw są zbieżni z przywoływanymi tu tezami E. Voegelina czy L. Straussa na temat tego, że np. pedagogika jeśli chce być nauką, to musi wyzbyć się z przedmiotu swoich badań wartości, norm (por. K. Konarzewski, A. Folkierska). Kiedy zatem sugeruje, że współczesna kultura popularna kieruje do nas jedynie nihilistyczny przekaz, wikła się w demagogiczną narrację. Nie sięga bowiem do poważnych już badań naukowych nad istotą i wpływem kultury popularnej na dzisiejszą młodzież i dorosłych. Posługuje się natomiast zbitkami asocjacji z totalitaryzmami i ich zbrodniczymi trybami oraz skutkami dla ludzkości (por. rozdz. Postęp – banalność zła o demoniczność wyborów). Przydałoby się w tym procesie zwrócenie uwagi nie tylko na faszyzm, ale i socjalizm (komunizm), który równie dotkliwie niszczył polskie społeczeństwo, kulturę i jego elity.


Następnego dnia miałem okazję wysłuchania opinii o dorobku naukowym Marzeny Dycht , która wydała rozprawę habilitacyjną poświęconą Henrykowi Ruszczycowi - wychowawcy w Laskach. Odniosła się w swoich badaniach m.in. do poglądów i dokonań wychowawczych Janusza Korczaka oraz bliskich jego wizji pracy pedagogicznej. Nie wypowiadam się merytorycznie na temat tego dorobku, gdyż nie jestem tu specjalistą, ale zainteresowani pedagogiką specjalną, a tyflopedagogiką w szczególności, mogą znaleźć w tej rozprawie interesujące wątki pracy pedagogicznej z osobami niewidzącymi. Jako członek Rady Wydziału z przyjemnością wysłuchałem odpowiedzi na stawiane jej pytania dotyczące nie tylko problemów metodologicznych badań historyczno-problemowych, biograficznych, ale i związanych z problematyką m.in. inkluzji społecznej wobec kreowanych utopii społecznych czy specyfiki wychowania młodzieży w internacie.


Autorka w/w monografii podjęła się bardzo trudnego, a jakże interesującego poznawczo zadania przybliżenia społeczeństwu postaci z tzw. "drugiej linii pedagogicznego frontu", jaką reprezentują w każdym pokoleniu osoby znaczące w oświacie, liderzy-wychowawcy, kreatywni nauczyciele, dyrektorzy placówek oświatowo-wychowawczych itp. Do takich niewątpliwie należał Henryk Ruszczyc (1901-1973), uczestnik kampanii 1920 i 1939, a od 1930 wychowawca w Laskach, gdzie od 1933 kierował internatem. Od 1936 kierował warsztatami szkolnymi, zaś w 1945 zorganizował Ośrodek dla Ociemniałych Żołnierzy w Surhowie, potem w Głuchowie i w Jarogniewicach. Był też radcą w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej. Jest to postać wielce zasłużona dla pedagogiki specjalnej. Ruszczyc był bowiem także inicjatorem powstania czterech spółdzielni niewidomych. To on kreował nowe zawody dla ociemniałych oraz nowe formy ich szkolenia oraz zatrudnienia absolwentów. Od 1947 r. pełnił funkcję Wiceprezesa Zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. Był też jednym ze współtwórców Dzieła Lasek.

Obojgu doktorom habilitowanym życzę dalszych sukcesów naukowych.







27 lutego 2014

Polska nauka, w tym pedagogika resocjalizacyjna - straciła swojego Mistrza - profesora Bronisława Urbana






Wczorajszy dzień przyniósł środowisku pedagogiki resocjalizacyjnej, społecznej oraz specjalnej bardzo smutną wiadomość o śmierci wybitnego specjalisty w zakresie resocjalizacji, wspaniałego Profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego - BRONISŁAWA URBANA. Od kilku lat wiedzieliśmy o Jego zmaganiach z chorobą, ale mimo związanych z nią problemów, nieustannie był z nami i dla nas, ze swoimi studentami i doktorantami, współpracownikami i autorami publikacji, których oficyny zabiegały o recenzję wydawniczą.

Na Profesora zawsze mogliśmy liczyć, często dociążając go naszymi prośbami, naukowymi czy akademickimi problemami. Należał do jednych z najbardziej cenionych recenzentów, ekspertów w Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów Naukowych. Właśnie dlatego miał dziesiątki, jeśli nie setki przez siebie (w sensie dosłownym i pośrednim) wykształconych pedagogów resocjalizacyjnych. Był człowiekiem oddanym nauce i państwu, toteż w ostatnich latach pełnił niezwykle zaszczytną rolę rzeczoznawcy w zespole powołanym przez Senat RP ds. reformy systemu resocjalizacji nieletnich.

W obecnej kadencji Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN zwróciliśmy się do Profesora z prośbą, by mimo osłabienia, zgodził się jeszcze wspierać nasze środowisko swoją mądrością, doświadczeniem i znakomitym piórem przewodnicząc Zespołowi Pedagogiki resocjalizacyjnej przy naszym Komitecie. Z jak wielką pasją służył młodym pokoleniom naukowym, swoim doktorantom z UJ najlepiej świadczy fakt, że jeszcze na dwa dni przed śmiercią poprosił o zgodę, by w szpitalu mógł poprowadzić z nimi konsultacje. Z jednej strony był człowiekiem wielkiej służby, oddania innym, a z drugiej niezłomnym bohaterem zmagań z własną chorobą i ufnością, że ma jeszcze przed sobą tyle spraw do załatwienia... Tym razem jednak organizm odmówił już posłuszeństwa mimo, iż wielokrotnie powracał ze szpitala do domu, do Najbliższych, do swojej akademickiej wspólnoty.


Profesor B. Urban zawsze stosował najwyższe standardy pracy badawczej i etycznej, toteż Jego oceny nie budziły niczyjej wątpliwości, kiedy były wysoce pochwalne, ani też żalu czy rozczarowania, kiedy musiały i były bardzo krytyczne. Był uczniem i kontynuatorem krakowskiej szkoły pedagogicznej profesora UJ Jana Konopnickiego. Wymagał od siebie, a przy tym był niezwykle empatyczny i akademicko braterski dla innych. Opublikował rozprawy naukowe, podręczniki akademickie, monografie i prace pod swoją redakcją, które stały się dla tysięcy studiujących resocjalizację klasyką, podstawą do rozwoju profesjonalnego i osobistego, do doskonalenia i samokształcenia. Zmodyfikował do diagnozy niedostosowania społecznego szeroko stosowane w krajach Europy Zachodniej, Kanadzie i USA narzędzia zachowania przystosowawczego.

Pedagogikę resocjalizacyjną postrzegał jako dyscyplinę o interdyscyplinarnym charakterze w obszarze nauk społecznych podkreślając zarazem, że zrozumienie jej teoretyczno-metodologicznej specyfiki wymaga określenia jej usytuowania w całokształcie nauk pedagogicznych oraz powiązań z szerszym układem współczesnych dyscyplin naukowych. (w: Pogranicza pedagogiki i nauk pomocniczych, red. S. Palka, Kraków 2004, s.165) Jego zdaniem - ta nowa i stosunkowo młoda dyscyplina nauk sięga swoimi korzeniami i uzasadnieniami do humanizmu nowożytnej filozofii, bez której nie byłby możliwy postęp w podejmowaniu działań resocjalizacyjnych, terapeutycznych i profilaktycznych wobec osób potępionych i odrzuconych społecznie. To właśnie pod wpływem tej filozofii następowała zmiana w systemach resocjalizacyjnych oraz sposobach wykonywania kary pozbawienia wolności.


Profesor B. Urban uczył nas historii dziejów myśli resocjalizacyjnej, tego, jak ona ewoluowała, a wraz z nią - jak zmieniał się świat naukowej diagnozy, interpretacji i osądzania zachowań patologicznych osób, które nie osiągnęły dojrzałego stopnia socjalizacji i inkulturacji. Zwracał też uwagę na to, jak w ostatnich stuleciach załamywały się - mimo ogromnych nakładów finansowych oraz w wyniku nieskuteczności - różne podejścia i systemy resocjalizacji. Był też świadom tego, że ponowoczesne społeczeństwo sieci stanowi tylko możliwość, układ instrumentalny, który może być różnie wykorzystywany do zrozumienia powiązań o globalnym zasięgu, ułatwiających przepływ nowych wartości i wzorców. Musimy zatem zastanawiać się nad tym, w jaki sposób powiązać kulturowe cele i sukcesy z własną odpowiedzialnością, która powinna stanowić główny regulator zachowania się człowieka w momencie załamywania się kontroli zewnętrznej, hierarchicznej struktury wzajemnych relacji, nieprzejrzystości i nasilającej się niepewności w codziennym świecie życia.

Pod kierownictwem prof. zw. dr hab. Bronisława Urbana zaczął ukazywać się rocznik „Resocjalizacja Polska”, który w ostatniej ocenie parametrycznej czasopism naukowych uzyskał na liście MNiSW swoje miejsce. Napisał i wydał znakomite podręczniki, które wzbogacają wiedzę pedagogiczną w zakresie m.in. uwarunkowań społecznych rozwoju zachowań dewiacyjnych młodzieży nie tylko naukowców czy służb resocjalizacyjnych w naszym kraju. Czytali je bowiem także wychowawcy i rodzice młodzieży zagrożonej różnego rodzaju patologiami postaw i zachowań. Ostatnio wydał takie książki, jak:


Zaburzenia w zachowaniu i przestępczość młodzieży. Wydawnictwo UJ, Kraków 2000.

Dewiacje wśród młodzieży. Uwarunkowania i profilaktyka. Wydawnictwo UJ, Kraków 2001.

Zachowanie dewiacyjne młodzieży w interakcjach rówieśniczych, Wydawnictwo UJ, Kraków 2006.


Resocjalizacja. Teoria i praktyka pedagogiczna. Podręcznik akademicki T. 1 i 2. PWN, Warszawa 2007.

Agresja młodzieży i odrzucenie rówieśnicze, PWN, Warszawa 2012.


Toczą się właśnie w różnych uniwersytetach w naszym kraju postępowania na tytuł naukowy profesora - kolejnych Uczniów profesora Bronisława Urbana. Odszedł ich Mistrz, ale zgodnie z tezą Leonarda da Vinci - "Kiepski to uczeń, który nie przewyższa swojego mistrza" - muszą podjąć się kontynuacji tak wysokiego poziomu pedagogiki resocjalizacyjnej, by służyła ona naszemu społeczeństwu i kolejnym pokoleniom badaczy środowisk młodzieżowych dotkniętych przemocą. W pamięci i sercach tych, którzy mieli możliwość osobistego poznania Profesora B. Urbana - pozostanie na zawsze, w sposób szczególnie osobisty, zaś w dziejach polskiej nauki, a w szczególności pedagogiki i resocjalizacji, zapisał się już na wieki. Pożegnanie Profesora Bronisława Urbana ma się odbyć w dn.6 marca 2014 r. Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się w kaplicy Cmentarza Rakowickiego w Krakowie o godz. 11.40.

Wspomnienie o Profesorze w: Na Temat


26 lutego 2014

Akademicki w(y)kład oczami dziecka



















Wczoraj miałem wykład dla pracowników naukowych mojej Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie na temat naukowego trybu postępowań habilitacyjnych i na tytuł naukowy profesora. W diagnozie sytuacji, z jaką mamy już do czynienia od 1 października 2011 r., skupiłem się tylko i wyłącznie na sytuacji awansów naukowych z pedagogiki, gdyż taką reprezentuję dyscyplinę naukową. Byłem pod wrażeniem ogromnego zainteresowania młodych kadr, jak i kierownictwa Uczelni, instytutów czy katedr, gdyż w udostępnionej na to spotkanie auli było kilkadziesiąt osób, które poświęciły swój prywatny czas na to spotkanie. To znaczy, że jest ogromna potrzeba rozmawiania o prawnych i proceduralnych aspektach spraw, które jednym wydają się oczywiste, innym niepokojące czy pozbawiające nadziei, ale kiedy mamy możliwość wyjaśnienia wątpliwości, niejasności czy nawet krążących mitów, rodzi się nadzieja, tak na kontynuowanie własnych działań naukowo-badawczych, jak i godzenie z nimi osobistego życia i licznych obowiązków dydaktycznych czy społecznych.

Rozwój naukowy może być przedmiotem nieustannej troski, myślenia i rozwiązywania problemów, które dotychczas nie były jeszcze przedmiotem dociekań, refleksji czy eksperymentów. Ktoś może iść drogą akademickiego perfekcjonizmu, a ktoś inny akademickiego perfekcjoryzmu. To pierwsze podejście jest skoncentrowane na traktowaniu nauki jak pracy (wy-)twórczej, toteż ktoś sam mówi o niej w kategoriach produkcyjnych, że "robi doktorat", "robi habilitację". Wiele swoich działań taka osoba podporządkowuje produkcji/pracy naukowej, kurczowo trzymając się krążących tu i ówdzie wzorów, kryteriów, punktów odniesień. Niektórzy poszukują - jak to ma miejsce na wolnym rynku czy rynku "niewidzialnej ręki" - dostawców "towaru", "komiwojażerów" wiedzy, marketingowców czy nawet sponsorów. Są też tacy, co chcą obejść prawo, by jak najszybciej się "wzbogacić". Skala dla tej postawy jest szeroka: od narzekania, że nic się nie da zrobić, chociaż samemu chce się wiele, po rzetelnie realizowane małymi czy większymi krokami zadania badawcze, jakie postawiono sobie na drodze do powyższego celu. Zwolennicy takiej orientacji naukowej, którą możemy też określić mianem perfectio prima, dążą do osiągnięć, które są wyłącznym motywem ich postępowania i celem samym w sobie.

Natomiast w tym drugim podejściu, perfekcjorystycznym (perfectio secunda) zasadniczym dla aktywności naukowca motywem jego/jej działań jest wyjście poza myślenie o samym sobie, o końcowym wyniku. Jest to raczej osiąganie doskonałości niejako per accidens. W tym przypadku koncentrujemy się na zadaniach, problemach, procesach, zjawiskach poznawczych czy praktycznych, które są ważniejsze od nas samych, ale dzięki zaangażowaniu się w ich rozwikłanie, pojawiają się osiągnięcia - niejako przy okazji, po drodze wyniki naszej aktywności naukowej, dydaktycznej i popularyzatorskiej jako dające się odnieść do istniejących w regulacjach akademickich standardów. To jest tak, jak z samowychowaniem, o którego takim właśnie rodzaju pisze Maria Dudzikowa: "Niektórzy zaś w ogóle mówią o „nieświadomym samowychowaniu”, a więc o spontanicznym kształtowaniu się osobowości jako ubocznym efekcie działań skierowanych przez jednostkę „bez myśli o własnym rozwoju” na świat zewnętrzny" (Praca młodzieży nad sobą. Z teorii i praktyki, 1993, s. 7) W tej strategii naukowego życia, jak ująłby to zapewne Bogdan Suchodolski, ma miejsce orientacja "być" przed orientacją "mieć" jako typową dla tej pierwszej strategii angażowania się w naukę.

Zapewne wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak więc i jedni i drudzy konfrontują często wyniki swoich badań oraz postaw z poczuciem jakiegoś zysku lub straty. Zawsze coś odbywa się jakimś lub czyimś kosztem. Z tym większą więc atencją dostrzegłem wśród uczestników mojego wykładu matkę z dzieckiem, ślicznie ubraną dziewczynką, pogodną, z pięknymi warkoczykami, której wiek szacowałem na 9 lat (ale może była młodsza, a może starsza), trzymającą pod pachą blok listowy. Jej mama zapewniła, że dziecko nie będzie przeszkadzać, bo zajmie się rysowaniem. Znakomicie! Jakże to ciekawe, że mamie udało się namówić córkę do towarzyszenia jej w sytuacji zawodowej. Dzisiaj spotykamy się w salach wykładowych naszych uczelni ze studentkami, które przychodzą na zajęcia nawet z niemowlętami. Można to pogodzić. Jakież było moje miłe zaskoczenie, kiedy po wykładzie podeszła do mnie wspomniana dziewczynka, by podarować mi wykonany przez siebie rysunek. Raz jeszcze jej dziękuję. Prawda, że świetnie uchwyciła aktorów tego wydarzenia?