20 lutego 2014

Najlepsza szkoła, tylko czego?














Jeden z dyrektorów szkół publicznych zarejestrował się na stronie programu "Najlepsza szkoła" zapewne zainteresowany atrakcyjnością i być może nawet elitarnością wyzwania, z jakim chciał się zmagać wraz ze swoimi współpracownikami. Niestety nie zapoznał się z regulaminem uczestniczenia w tym programie, bo tak czyni też duża część Polaków, kiedy zawiera umowy w różnych instytucjach, które kuszą atrakcyjnością swoich usług lub produktów. Tu też ów program został potraktowany jako jakiś produkt, który jest wartościowy, ale zarazem należy zań najpierw zapłacić. Dyrektor nie zauważył, że ów program nie jest darmową ofertą, a dopiero - jak to Polak, po szkodzie, dostrzegł informację na ten temat w "Regulaminie" zapisaną małą czcionką. Nie jest to jednak prawdą, gdyż ta informacja jest akurat napisana taką samą czcionką, jak tekst całego Regulaminu. Właśnie na tym bazuje firma, która postanowiła zarobić nie tylko na sprzedaży rywalizacji międzyszkolnej, ale i być może na naiwności i pospiesznym czytaniu tekstu przez nauczycieli. Ci, którzy się zalogowali i zarejestrowali, a nie doczytali tekstu regulaminu, kiedy zostali zobowiązani do wpłacenia kwoty 1.480 zł za udział w tym "programie", złapali się za głowę. Bo i za co tu płacić? Tyle jest projektów EFS, dzięki którym samemu można jeszcze zarobić, a tu.... trzeba płacić. Tylko za co?

No właśnie, płaci się za niewiedzę, za nieodpowiedzialność, za niekontrolowane chcenie, bowiem firma organizująca to przedsięwzięcie zapewne także na tym postanowiła zarobić i nie przyjmuje żadnych reklamacji po upłynięciu regulaminowego terminu. Ciekawe, jak teraz wygląda u takiego dyrektora poziom fascynacji jej "programem" i zaangażowaniem się w jego realizację, skoro trzeba płacić za coś, co jest de facto bezpłatnie dostępne w naszych bibliotekach, w ośrodkach doskonalenia nauczycielskiego, a odpłatnie w księgarniach, a nawet w kioskach "Ruchu"? Chwała jednak temu pedagogowi, że podzielił się swoim błędem z innymi na forum, bo dzięki temu być może ostrzegł innych przed porażką tak finansową, jak i oświatową.

Nie będę afirmował tego programu, banalnego, prymitywnego, bo odwołującego się do materialnego bodźcowania naiwnych dyrektorów szkół, którzy - jeśli do niego przystąpią - mogą spodziewać się (na zupełnie niejasnych zasadach i braku obiektywnego kryterium) uzyskania nagrody w postaci "profesjonalnego i eleganckiego laptopa", "ultramobilnego netbooka" a dla uczniów - ogromnego 47" telewizora. Dyrektor szkoły, która zajmie II miejsce, otrzyma "niesamowity tablet firmy... ", a uczniowie otrzymają "wspaniałą tablicę interaktywną" itd., itd. Żenujące, że można ulec pokusie, która - w świetle regulaminu - nie ma żadnych szans na jej zaspokojenie. Czy rzeczywiście powinniśmy płacić jakiejś firmie za to, by na podstawie owych pokus materialnych rzekomo prowadziła nas do wyrównania szans edukacyjnych młodzieży, motywowania jej do nauki oraz budowania więzi pomiędzy uczniami a nauczycielami, a także promowania najlepszych szkół biorących udział w tym "programie"?




19 lutego 2014

Niepokojąca zapowiedź politycznego hipercentralizmu systemu oświatowego













Zdaniem prof. Piotra Glińskiego szefa Rady Programowej PiS - Polacy mają dość systemu premiera Donalda Tuska, opartego na egoizmie, arogancji władzy, lekceważeniu społeczeństwa. Mówił o tym w czasie ostatniej prezentacji nowego programu Prawa i Sprawiedliwości także prezes Jarosław Kaczyński. Trafnie wskazuje socjolog PAN, że nadszedł już czas na budowę IV Rzeczpospolitej, gdyż Polska potrzebuje odpolitycznienia państwa, reformy służby zdrowia oraz sektora obywatelskiego, by "uruchomić energię i patriotyzm" Polaków. Niestety, proponowane przez niego rozwiązania w dziedzinie edukacji i nauki są tego jawnym zaprzeczeniem.

Obawiam się, że tylko częściowo szef powyższej Rady ma rację, kiedy mówi o tendencyjnym i kłamliwym pokazywaniu przez główne media koalicyjnego rządu PiS + LPR + Samoobrona tak, jakby nie znał ani raportów Polskiej Akademii Nauk na temat funkcjonowania polskiego państwa w okresie III RP, ani nie znał literatury naukowej w obszarze, o którym sam wypowiada się niekompetentnie, a więc oświaty. To jest zdumiewające, bo profesor socjologii, który podjął się kierowania Radą Programową jednej z formacji politycznych, powinien dobrze zapoznać się z jej działalnością w latach 2005-2007 i jej recepcją w okresie sprawowania przez nią rządów. Nieznajomość minionych faktów i wydarzeń nie dotyczy wprawdzie wszystkich dziedzin ówczesnego życia, ale nie ulega wątpliwości, że szczególnie dotyczy ona sfery edukacji.

Szef Rady Programowej PiS mógłby jednak sięgnąć do wyników badań naukowych, analiz socjologicznych i politologicznych minionego okresu, a nie tylko skupiać się na publicystycznie powtarzanych błędach i destrukcyjnej od kilku lat polityce Platformy Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego, gdyż pamięć społeczna nie została w naszym kraju zaburzona, a naukowa wiedza nie może być już na szczęście objęta cenzurą. Szef Rady Programowej PiS popełnia zatem poważny błąd, kiedy niekompetentnie wypowiada się na temat edukacji i polityki oświatowej. Podważa swój dotychczasowy autorytet jako specjalisty od socjologicznych teorii i badań społeczeństw obywatelskich oraz dyskwalifikuje reprezentowaną formację polityczną w jej walce o powrót do władzy. Oświata bowiem nie jest dziedziną życia, która byłaby obojętna Polakom, gdyż każdy jej doświadcza w różnym zakresie i stopniu, także rodzinnie oraz zawodowo.

Polska oświata, także w IV RP - jeśli dojdzie do jej reaktywacji - nie tylko będzie dalej i jeszcze silniej upolityczniona (w znaczeniu - upartyjniona decyzyjnie), ale i antyobywatelska, skoro już teraz Program PiS wyraźnie zapowiada rozwiązania, które cofną nas nie o kilka, ale o kilkadziesiąt lat wstecz. Włosy stają dęba na głowie, jak czytam, że w gruncie rzeczy będzie jak w socjalizmie. Cytuję z Programu PiS, do którego będę jeszcze wracał, ale i nie pominę programów w zakresie edukacji innych partii politycznych. Tymczasem PiS-owski program przewiduje:

"To rząd powinien kreować politykę oświatową, a Minister Edukacji i kuratorzy oświaty odpowiadać za jej realizację. Minister będzie ustawowo zobowiązany do opracowania szczegółowych programów nauczania każdego przedmiotu na wszystkich poziomach edukacji, określania celów edukacyjnych oraz wytycznych w zakresie organizacji nauczania. Nauczyciele będą mogli realizować własne programy nauczania, za zgodą MEN. Wprowadzimy zasadę indywidualnej odpowiedzialności urzędnika MEN za jego decyzje. Zmienimy usytuowanie kuratora oświaty, który stanie się niezależnym od wojewody przedstawicielem Ministra Edukacji Narodowej w województwie i będzie sprawować rzeczywisty nadzór nad oświatą w terenie. Wzmocnimy kompetencje kuratora oświaty nad szkołami i placówkami oświatowymi, a także organami prowadzącymi, łącznie z prawem wydawania wiążących poleceń
organom prowadzącym szkoły i samym szkołom. Uczynimy z nadzoru pedagogicznego sprawny instrument realizacji polityki oświatowej państwa, odejdziemy od nadzoru biurokratycznego, na rzecz skutecznego egzekwowania – w stosunku do samorządów i szkół – wymagań dotyczących jakości kształcenia oraz warunków nauczania i wychowania. Takie usytuowanie kuratora oświaty zwiększy jego kompetencje, ale również odpowiedzialność za realizację polityki oświatowej Państwa."


Gratuluję poparcia socjologa dla jeszcze większego upartyjnienia polskiego systemu oświatowego, niszczenia fundamentów polskiej samorządności i demokracji oraz centralizmu wspomaganego żarłoczną biurokracją i instrumentarium jedynie słusznego władztwa. Mam nadzieję, że obywatele zaczną wreszcie czytać programy polityczne partii, które wykorzystując mechanizmy demokracji, prą ku autokracji pod pozorem uruchamiania energii obywatelskiej w państwie antyobywatelskim. To będzie koniec polskiej samorządności w oświacie. Obym się mylił... i żył w lepszych dla edukacji czasach.



18 lutego 2014

Starość. Między diagnozą a działaniem










Naukowcy z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie - dr Remigiusz J. Kijak i dr hab. Zofia Szarota prof. UP zrealizowali bardzo interesujący projekt badawczy z gerontologii, który został sfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego. Wynikiem ich badań jest publikacja pod powyższym tytułem, z której powinni skorzystać studenci pedagogiki społecznej, andragogiki, geragogiki, a nawet pracy socjalnej. Jak pisze prof. Z. Szarota:
Współcześni dorośli (a tym bardziej dzieci) mają szansę na długowieczność mniej obciążoną chorobami (tzw. polipatologią, czyli wielochorobowością), z zachowaną sprawnością i samodzielnością funkcjonowania, co może się przyczynić do zwiększonej aktywności osób starszych i przejmowania bardziej wyrafinowanych wzorów konsumpcji i stylu życia. Z drugiej jednak strony, bez podjęcia wymaganych reform w zakresie polityki społecznej, szczególnie profilaktycznych, charakteryzujących nurt optymalizacyjny lokalnej polityki społecznej (Błędowski 2002, s. 200), może dojść do niekorzystnych i niepożądanych zjawisk społecznych, takich jak ubóstwo, dotkliwe poczucie osamotnienia, zły stan zdrowia czy wykluczenie społeczne.


Rozprawa krakowskich pedagogów w bardzo przejrzystym i logicznym układzie treści, udostępnia nam niezwykle wartościowy zasób danych, wiedzy i teorii, które można wykorzystać zarówno dla potrzeb edukacyjnych, jak i dla osób już współpracujących z seniorami czy na ich rzecz. Praca zawiera bowiem takie zagadnienia, jak:

Społeczno-demograficzne aspekty starzenia się społeczeństwa;

Wsparcie społeczne i polityka społeczna wobec późnej dorosłości i starości;

Specyfika pracy socjalnej z seniorami – wybrane aspekty;

Życie intymne ludzi starych;

Przemoc wobec ludzi starszych i

Społeczne doświadczanie starości – postawy wobec ludzi starszych.

Zdajemy sobie sprawę z dobrodziejstw współczesnej medycyny i wspomagającego osoby starsze środowiska rodzinnego, dzięki którym tzw. wiek "poprodukcyjny" może być okresem "słonecznej jesieni życia", o nowych doświadczeniach i przeżyciach oraz szansach na podjęcie przez te osoby zupełnie nowych form aktywności. Znakomicie się dzieje, że nauki społeczne wyprzedzają wynikami swoich badań możliwości tak socjalnego, jak i instytucjonalnego wspierania osób, które nie mają w swoim środowisku życia bliskich i wzmacnialiby ich otwartą na nowe doświadczenia codzienność. Literatura światowa z gerontologii społecznej jest już bardzo bogata. Mamy zarówno psychologię osób starszych, psychologię starości i starzenia się, socjologię starości i geragogikę, ale i adresowane do osób w tym wieku nauki medyczne.

Pedagodzy są tymi, którzy potrafią "przetłumaczyć" tę wiedzę na konkretne rozwiązania praktyczne, profilaktyczne, autoedukacyjne i oświatowe. Nie bez powodu ogromnym powodzeniem cieszą się Uniwersytety Trzeciego Wieku, które wnoszą dzięki specjalistom różnych dyscyplin naukowych nowy powiew do codziennego życia osób korzystających ze statusu emeryta czy rencisty, przełamują w relacjach z nimi stereotypy i wzmacniają nowe formy ludzkiej aktywności.

Mam też nadzieję, że młode pokolenie studiujących pedagogikę dokona reorientacji swoich zainteresowań edukacyjnych, by podjąć studia na specjalności, która otwiera przed nimi zupełnie nowe możliwości zawodowej i społecznej samorealizacji. Warto włączyć się w życie seniorów, by uczynić je pięknym i godnym z wykorzystaniem własnych kompetencji i pasji działania.