17 stycznia 2014

Eksperci Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN o Programie "Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć"






Przedstawiam opinię programu autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej, Ewy Rutkowskiej pt. Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć , jaką przygotował Zespół Edukacji Elementarnej pod patronatem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, którym kieruje prof. APS dr hab. Józefa Bałachowicz. Podstawą opinii stały się: Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz. U. 1991, Nr 95 poz. 425) i Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 21 czerwca 2012 r. w sprawie dopuszczania do użytku w szkole programów wychowania przedszkolnego i programów nauczania oraz dopuszczania do użytku szkolnego podręczników (Dz. U. 2012, poz. 752) oraz Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 27sierpnia 2012 r. w sprawie podstawy programowej wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół (Dz. U. 2012, poz. 997). Stanowisko to zostało wypracowane przez Profesorów z różnych ośrodków w kraju. Oto jego treść:


Na początku należy zaznaczyć, że projektowanie procesów wychowawczych małego dziecka wymaga wielkiej rozwagi, staranności i dbałości o rzetelność naukową oraz zgodność z przyjętymi rozwiązaniami prawnymi. Wprowadzenie elementów wychowania równościowego i przyjmowanych standardów przez społeczeństwo demokratyczne powinno być przedmiotem szerokiej debaty społecznej, a w konsekwencji znaleźć swoje odbicie w podstawie programowej wychowania przedszkolnego, a przede wszystkim w standardach (a następnie w planach i programach) kształcenia nauczycieli.

Problematyka stereotypów płciowych i konsekwencji ich obecności w życiu społecznym jest niezwykle ważna dla edukacji. Liczne polskie badania dowodzą, że nierówne traktowanie płci i umacnianie stereotypowego wizerunku kobiety i mężczyzny zachodzi na każdym szczeblu edukacji (por. badania L. Kopciewicz, M. Chomczyńskiej-Rubachy, M. Karkowskiej, S. Kamińskiej-Berezowskiej, M. Falkiewicz-Szult i in.), a rozpoczyna się już w przedszkolu. Z tego względu uwrażliwienie nauczycieli na powielanie zachowań stereotypowych wobec płci wychowanków, budowanie u nich świadomości mechanizmów dyskryminacji, a w konsekwencji - unikanie w pracy z dziećmi reprodukcji stereotypów związanych z płcią, kształtowanie pozytywnych doświadczeń dzieci w toku wychowania, rozwój indywidualnych zdolności niezależnie od płci, jest niezwykle cenne. Realizacja takich celów ma pozytywny wymiar zarówno społeczny, jak też indywidualny; zabezpiecza sprawiedliwe i demokratyczne stosunki społeczne oraz umożliwia pełną samorealizację jednostki.

Opracowanie autorstwa Pani Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej, Ewy Rutkowskiej pt. "Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć" nawiązuje tylko w pewnym stopniu do powyższych założeń, ale w wielu punktach ich nie spełnia.

• Przedstawionego do opinii opracowania nie można zakwalifikować jako „program edukacji przedszkolnej”. Według wymagań zawartych w stosownych dokumentach prawnych , program powinien być dostosowany do potrzeb i możliwości dzieci, dla których jest przeznaczony. W rzeczywistości treść przedstawionego opracowania jest wyraźnie ukierunkowana na zmiany w zachowaniach dorosłych (nauczycieli), co w konsekwencji ma się przełożyć na ich sposób pracy z dziećmi. Jest więc on dokumentem skierowanym do dorosłych jako grupy docelowej. Ponadto w przedstawionym do opinii tekście znaleźć można różne deklaracje co do intencji tego opracowania i jego funkcji (np. że jest to program, poradnik czy metaprogram).

• W przedstawionym opracowaniu brak szczegółowych celów kształcenia i wychowania, które odnosiłyby się do zadań, jakie stawiane są przed wychowaniem przedszkolnym w Podstawie programowej wychowania przedszkolnego dla przedszkoli, innych form edukacji przedszkolnej oddziałów przedszkolnych w szkołach podstawowych. Wyraźna jest instrumentalizacja dziecka, włączanie do treści wychowania przedszkolnego problemów, które są ważne społecznie, ale nie dotyczą dzieci.

• Przedstawione w poradniku propozycje dla nauczycieli są nadzwyczaj słabo opracowane pod względem treściowym, dydaktycznym i metodycznym. Nieobecność opisu sposobów osiągania celów kształcenia i wychowania z uwzględnieniem możliwości indywidualizacji pracy w zależności od potrzeb i możliwości dzieci. Jedyną wytyczną jest równość płci. Brak uwzględnienia różnic związanych z np. kapitałem społecznym, kodem językowym, doświadczeniami życiowymi, miejscem zamieszkania i możliwościami, jakie oferuje najbliższe środowisko itp.

Interpretacja wiedzy psychologicznej o rozwoju dziecka przez Autorki zawiera wiele uproszczeń, stąd chyba proponowane zajęcia mają charakter transmisyjny, z dużą ofertą biernego konsumowania „programu zewnętrznego”. Dominującą formą pracy z dziećmi przy realizacji „przedszkola równościowego” są zajęcia dydaktyczne, które są bardzo zbliżone do lekcji. Autorki scenariuszy nie określają dla jakiej grupy wiekowej takie zajęcia są przeznaczone. Brak w nich zróżnicowania poziomów pracy, punktem wyjścia zajęć obok sytuacji aktywizujących dzieci (np. spotkanie z kobietami wykonującymi zawody „męskie”, s. 47), istnieją też sytuacje stereotypowe, nie wyzwalające ciekawości poznawczej dzieci. Niektóre treści zawarte w scenariuszach lokują się w strefie poza „najbliższym rozwojem” dziecka. Są więc zbyt trudne,
a ponadto mało interesujące dla dzieci w wieku przedszkolnym. Pojęcie czasu historycznego, rozumienie zmian kulturowych i społecznych, konstruowanych w sposób jak w opiniowanym opracowaniu, leży poza strefą najbliższego rozwoju dzieci w wieku przedszkolnym.


Istotnym uchybieniem proponowanych nauczycielom treści wychowania jest utożsamianie wprowadzania idei wychowania równościowego w przedszkolu z wychowaniem apłciowym. Czym innym jest bowiem ujawnianie dyskryminacji ze względu na płeć, obecnej w naszej kulturze i rozważny trening zachowań prorównościowych, a czym innym „wysadzanie dziecka” z jego biologicznej płci i kształtowanie niechętnego stosunku do niej. Nie jest to tendencja zgodna z celami ogólnospołecznymi, gwarancjami prawnymi wychowania dzieci i dbałością o ich zdrowie psychiczne. Dziecko ma prawo do uzyskania wsparcia wychowawczego w kształtowaniu swojej tożsamości płciowej.

(Zgodnie z danymi Światowej Organizacji Zdrowia, w wieku od 2 lat dzieci uczą się, że istnieją chłopcy i dziewczynki i dochodzi u nich do początków kształtowania się tożsamości płciowej (Biuro Regionalne WHO dla Europy i BZgA, Standardy edukacji seksualnej w Europie, s. 24), a od 4 lat wiedzą już kim są – „chłopcem lub dziewczynką i że zawsze nimi będą” (Standardy, s. 25). Dlatego też dla prawidłowego rozwoju seksualnego i zdrowia ważne jest „pozytywne nastawienie w stosunku do własnej płci biologicznej i społeczno-kulturowej (Standardy, s.38). W edukacji powinno się to przekładać na organizowanie działań, podczas których dzieci będą kształtować poczucie, że „dobrze jest być dziewczynką lub chłopcem” (Standardy, s.38). W przedstawionym programie zdecydowanie brak jest skierowania należytej uwagi na umacnianie własnej tożsamości płciowej dzieci. Warto w tym miejscu odwołać się do innego zapisu WHO, który nie znajduje odbicia w zapisach „Programu równościowego…”, mówiącego o tym, że edukacja seksualna powinna być dostosowana do kultury, z jakiej wywodzą się dzieci i uwzględniać społeczno-kulturową tożsamość płci (Standardy, s.27.)



• Ważnym mankamentem opiniowanego dokumentu jest proponowanie pomijania głosu rodziców w sprawie wychowywania ich własnych dzieci. Jest to idea sprzeczna z Konstytucją RP, z procesem demokratyzacji oświaty, jaki zachodzi w Polsce od okresu transformacji ustrojowej, jak też z nowoczesnymi tendencjami w oświacie przebiegającymi na świecie, a dotyczącymi edukacji nastawionej na partnerstwo podmiotów i wreszcie sprzeczne z ideą samego programu równościowego, sugeruje bowiem dyskryminację głosu najważniejszych dla dziecka osób.

Konkluzja: przedstawione do opinii opracowanie jest w wielu miejscach sprzeczne z założeniami edukacji dziecka, a więc nie spełnia wymagań merytorycznych i dydaktycznych stawianych programom wychowania przedszkolnego.


16 stycznia 2014

Dzieci wychowują dorosłych




Poruszająca jest dla mnie historia 10-letniego Łukasza Berezaka, który stał się bohaterem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy podejmując się, mimo ciężkiej, terminalnej choroby, kwestowania na rzecz innych.

O Łukaszu powinna zostać napisana czytanka dla dzieci, by przyszli uczniowie szkół podstawowych mogli zapoznać się z historią jego dramatycznego życia i wyjątkową - jak na skomercjalizowane przestrzenie życia - altruistyczną postawą, na jaką nie stać wielu dorosłych. Rodzice Łukasza mogą być z niego dumni, a zarazem cieszyć się każdym dniem jego dojrzałego już, a zarazem wrażliwego życia na świat i drugiego człowieka. Opuchnięty na skutek terapii, po raz kolejny zabiegał o prawo do bycia wolontariuszem WOŚP i poświęcił cały dzień swojego życia o własne życie temu, by zbierać pieniądze na sprzęt medyczny dla innych, który będzie ratował ich życie.

Ileż było w tym dziecku poczucia autentyzmu, zaangażowania, poświęcenia, ale pewnie i towarzyszącego szczęścia z udziału w tej akcji, ile było w nim wewnętrznej radości, ale zarazem i zmagania się z własną słabością. Prawica zaś, zamiast modlić się w kościołach o cud dla tego wyjątkowego dziecka, skoro lekarze są tu bezradni, rozpętała kolejną wojnę przeciwko Jerzemu Owsiakowi i przeciwko akcji, która od ponad dwudziestu lat mimo wszystko łączy Polaków bez względu na ich różnice światopoglądowe czy uznawane ideologie. Tak niszczy się polską solidarność, bo "Solidarność" jako ruch społeczny już dawno została zmarnotrawiona.

Czy Łukasz ma świadomość tego podziału i nikczemnych ataków, które pozbawiają uczestniczących w tym "święcie" poczucia satysfakcji? Czyż nie odsłonił hipokryzji części dorosłych, także mediów, którym daleko jest do chrześcijańskiej postawy służby, pomocy słabszym, bezradnym, pozbawionym szans na godne życie i umieranie? To chory Łukasz staje się wiarygodnym wychowawcą także dorosłych, toteż pięknie, że Organizatorzy WOŚP podziękowali mu za to. Przyjechali do niego, by przed domem zagrać mu koncert (m.in. zespół Enej). Byli też motocykliści i drużyna futbolu amerykańskiego, a Jerzy Owsiak podarował Łukaszowi m.in. swoje okulary i kurtkę, którą dostał od polskich pilotów. Okoliczna publiczność odśpiewała chłopcu "Sto lat". Łukasz jest wolontariuszem i małym pedagogiem, który ofiarował innym swój czas. Pokonując własną słabość pokazał zarazem, jak można być wielkim.

Tymczasem Janusz Wojciechowski, dawniej poseł PSL, teraz europoseł PiS, ośmielił się zdezawuować dziecięcą radość. Napisał w swoim blogu - z poczuciem pewności, że zostanie to dostarczone jego dziecku, a przynajmniej rodzicom Łukasza: "Chory, 10–letni Łukasz, z puszką WOŚP, przyklejający serduszka, wzruszał każde serce. Moje też. I gdybym akurat spotkał Łukasza, to wbrew własnemu sceptycyzmowi wobec Orkiestry Owsiaka, do jego puszki bym wrzucił. (...) "Łukaszu – nie wierz tym, którzy urządzili sobie widowisko, wieszcząc twoją rychłą śmierć". Tak oto rozgrywa się politycznie sytuację tego chłopca, chcąc go pozbawić wiary w sens udzielanej przez niego dotychczas pomocy innym w ramach WOŚP.

Może trzeba przypomnieć prawicowcom, co powiedział Papież Franciszek w wywiadzie dla The Times, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia: Kiedy chrześcijanie tracą nadzieję, kiedy nie potrafią objąć i przytulić miłością drugiego człowieka, ogarnia mnie lęk. Może dlatego, myśląc o przyszłości, mówię często o dzieciach i starcach, czyli o najbardziej bezbronnych.

15 stycznia 2014

Medialna odsłona "nauczycielki"







Każdy nauczyciel może mieć własny światopogląd, dopóki go nie upubliczni w mediach oraz nie ujawni rodzicom dzieci, którzy płacą za jego gażę. Poziom kształcenia i wychowywania dzieci oraz młodzieży w szkołach niepublicznych też jest w nich sprawą prywatną, bowiem wynika z zawartej umowy między usługodawcą (właścicielem, założycielem szkoły - a ten może być durniem) a klientem (rodzicami dzieci, którzy mają możliwość płacenia za edukacyjną usługę). Tak jeden podmiot jak i drugi nie musi reprezentować świata wartości kultury wysokiej. Można płacić za ofertę kultury niskiej czy na poziomie popkulturowej papki.

Dyrektorem szkoły może być prymitywny osobnik z certyfikatem uprawnień, bo te jeszcze są konieczne, ale można je zakupić w byle prywatnej szkółce (też wyższej i prywatnej) bez intelektualnych wymagań wobec studiujących. O wymogu kulturowym już nie wspominam, bo w tym sektorze jest ważne by dysponował majątkiem do prowadzenia swojej firmy, który dzięki szkole będzie mógł pomnażać. Może nim być także osoba nie tylko z elitarnym wykształceniem, ale także znana publicznie, medialna, a więc zarazem przyciągająca swoją osobowością nowych klientów. Rodzice uczniów często reprezentują różne warstwy społeczne, bo w tym sektorze nie ma znaczenia ich wykształcenie i kultura tylko kasa.

W Łodzi dyrektor prywatnego przedszkola i szkoły zalega właścicielowi budynku za dzierżawę pomieszczeń już ponad 100 tys. zł, ale z uśmiechem na twarzy codziennie wita nauczycieli oraz nieświadomych tego faktu rodziców. Tym pierwszym ponoć nie płaci ZUS-u, obniżył pensje, a rodzicom nawet nie powie, że ma już wymówienie i czeka go sprawa w sądzie. Za kilka miesięcy usługobiorcy dowiedzą się, że ich maluchy muszą szukać sobie miejsca w innym przedszkolu czy prywatnej szkole. Tak zdemoralizowanego rynku edukacyjnego w sferze niepublicznej nie ma w państwach zachodnich demokracji. U nas wciąż jeszcze pokutuje zasada "huzia na Józia", czyli kasowania naiwnych rodziców czy studentów do momentu, aż dowiedzą się, że to wszystko było jedną wielką mistyfikacją, byle tylko ktoś mógł pasożytować na ich nadziejach i aspiracjach. Dotyczy to nie tylko szkolnictwa powszechnego obowiązku, ale także, a może przede wszystkim wyższego.

Kiedy przed Świętami Bożego Narodzenia niejaka pani Katarzyna Bratkowska ogłosiła w mediach, że jest w ciąży, którą zamierza usunąć w Wigilię, to wszystkie komunikatory pisały o niej jako "wybitnej" feministce. Nie specjalizuję się w badaniach tej ideologii, więc nie ukrywam, że jej nazwisko nic mi nie mówiło. Nie byłem oświecony na tyle, by znać wydaną przez nią wspólnie z Kazimierą Szczuką książki pt. "Duża książka o aborcji". Jak widać, po 25 latach wolności każdy może ogłosić w mediach co chce, publikować książki na dowolny temat, jeśli tylko znajdzie poparcie i klientów.

Dopiero wczoraj okazało się publicznie, że zachwycona - jak się okazało - prowokacją (to taki lewicowy rodzaj lansu) pani K. Bratkowskiej "Gazeta Wyborcza" nagle zaczęła bronić biednej prowokatorki, gdyż jest ona nauczycielką w zespole prywatnych szkół w Warszawie na Bednarskiej! Z nauczycielstwem postawa tej pani nie ma nic wspólnego, zaprzeczając założonym celom szkoły i podjętej roli, więc rozumiem, że usilnie starają się lewicowi współtwórcy szkoły znaleźć inny powód, dla którego ponoć rodzice upominają się o jej zwolnienie z tej szkoły. Jaką wymyślono na poczekaniu przyczynę? Już w tytule artykułu GW jest on ulokowany jako produkt: Czy Bratkowska straci pracę w szkole za "komunizm"?

Tak więc rodzicom uczniów nie przeszkadza to, że nauczycielka języka polskiego, który w tym kontekście nie musi mieć nic wspólnego z kulturą wysoką, łamie statutowe zasady szkoły. Czy rzeczywiście nauczycielem języka polskiego może być osoba, która przenosi do szkoły idee radykalnego feminizmu i nie liczy się z prawem swojej młodzieży oraz jej rodziców do odmiennego podejścia do świata, do człowieka, do życia? Czyżby rodzice uczniów Wielokulturowego Liceum w Warszawie wraz ze swoimi dziećmi mieli dość ideologicznej monokultury? Jak ma się postawa tej "nauczycielki" do idei wielokulutorowści, do idei tolerancji, która ponoć jest jej pedagogiczną wizytówką?

Pani K. Bratkowska deklarując w telewizji komercyjnej a potem w prasie dokonanie aborcji powiedziała: "24 grudnia, czyli w Wigilię, żeby było weselej, zamierzam przerwać ciążę, a jest bardzo wiele sposobów, abym to zrobiła". Wprawdzie dodała też, że "tu chodzi tak naprawdę o ciążę polityczną. To, czy ja jestem w ciąży, czy nie jestem, czy ją przerwę, czy nie przerwę, to niech pozostanie w sferze domysłów. Ale chodzi o to, że ten zakaz [dokonywania aborcji na życzenie] nie działa. Że kobieta, która będzie chciała przerwać ciążę, zrobi to. To musi być dla tych panów bardzo frustrujące, że tak naprawdę tego nie skontrolują". To, czy była rzeczywiście w ciąży czy też nie - a tu mamy nową formułę politycznej walki -"ciąża i aborcja polityczna" - miało być jej prywatną sprawą i nie zamierzała podać przyczyn swojej decyzji, bo kobieta ma prawo decydować o swoim ciele i nie musi się z tego tłumaczyć. Kobieta - tak, ale nauczyciel jest zawodem zaufania publicznego, a to chyba coś więcej, niż płeć i ideologia gender?