07 listopada 2013

Kalający (?) własne gniazdo




















Istnieje maksyma: "Zły to ptak, co własne gniazdo kala" (w jęz. łacińskim: Turpis avis, proprium quae foedat stercore nidumi). Ten kto to robi zasługuje na miano zdrajcy. Jak to zatem jest, skoro Polacy mają długą tradycję narzekania na władzę. Narzekamy na nie niemalże wszędzie i zawsze, tylko wśród "swoich", prywatnie, na uboczu, po cichutku puszczając w obieg plotki, insynuacje lub odsłaniając "prawdę czasu i ekranu". Ten, kto tak czyni publicznie, jawnie występuje przeciwko władzy, napotyka na solidarność plemienną tych, którzy władzę też chętnie by skrytykowali, ale się tego boją. Podobnie jak w afrykańskim buszu: Nieważne czy krytyka jest zasadna czy nie. Ważne, że oskarżony jest swój-nasz, a więc należy bronić jego imienia za wszelką cenę. Kwestie merytoryczne schodzą na dalszy plan. Liczy się pochodzenie.

Socjolog i kulturoznawca z Uniwersytetu Łódzkiego - Karol Franczak w swojej rozprawie pt. „Kalający własne gniazdo. Artyści i obrachunek z przeszłością” (Kraków 2013) podejmuje temat, który chyba w większości środowisk stanowi nadal tabu. Lektura tej ciekawej rozprawy z socjologii historycznej wywołuje wiele pytań:

- Kto chce być tak właśnie postrzegany, jako ten, co kala własne gniazdo, skoro jest oczywiste, że czeka go ekskluzja społeczna?

- Co musi zaistnieć, że ktoś przełamał w sobie lek i postanowił sprzeciwić się ogółowi, w tym dużej jego milczącej części, która wprawdzie z nim się solidaryzuje, ale nie chce tego ujawniać. Bezpieczniej jest żyć i być w cieniu, wtopionym w tłum konformistów?

- Czy musi pojawić się wśród insiderów jakiś outsider, nonkonformista, który z określonego powodu podejmuje i przejawia bunt przeciwko czemuś i/lub komuś, łamie utrwalony porządek, ciszę i bezpieczeństwo i nakaz grupowej lub przywódczej lojalności?

Prawdopodobnie musi pojawić się problematyczność zdarzeń, osób, procesów, która wymaga oporu, podjęcia walki, wyrażenia wobec nich sprzeciwu. Tego typu postawa pojawia się -zdaniem autora w/w książki - wśród osób sfery publicznej, które (...) przedstawiają niejednokrotnie konkurencyjny wobec dominującego (tzn. wspieranego przez państwo) system wiedzy. Oficjalne narracje, traktowane jako dyskurs dominujący i wiedza prawomocna, zostają przeciwstawione kontrdyskursowi niepokornych (s. 11)

Współcześnie jednak tego typu postawa czy sytuacja „kalania gniazda” ma stygmatyzujące znaczenie dla jej nosiciela, bowiem ci, którzy stanowią większość starają się go pomniejszyć, zmarginalizować, a nawet naznaczyć piętnem zdrajcy, kwestionującego określony stan rzeczy, denuncjującego jego nieprawidłowości czy też oskarżającego osoby o niewłaściwe działania czy postawy.

Łódzki socjolog, wprawdzie w odniesieniu do środowiska artystycznego, docieka istoty owej roli społecznej przez pryzmat założeń interpretatywnej socjologii stawiają ważne pytania: Czy owa praktyka „kalania gniazda” przyczynia się do poprawy jakości demokracji i stanu sfery publicznej? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, gdyż wszystko zależy od tego, jak prowadzona jest przez takie osoby, określane też mianem skandalistów, artykulacja ich postaw sprzeciwu? Czy ma ona charakter destruktywny czy produktywny, a więc czy – jak funkcjonuje to w teorii oporu – wiąże się z artykulacją postaw oporu negatywnego czy transformatywnego?

Kalający gniazdo dokonuje jakiegoś obrachunku, rozliczenia kierując się etyką i sumieniem. Zjawisku temu towarzyszy świadomość nie tylko sprawców zła czy osób popełniających jakieś błędy, niegodne czyny, które są przedmiotem jego oceny, krytyki, ale także „milczącego audytorium”, biernych świadków zła, obserwatorów. Oni też stają się współsprawcami niegodnych zdarzeń. Tego typu postaci uruchamiają proces obrachunkowy wobec osób, które przekroczyły jakieś normy, reguły nie spotykając się z krytyką społeczną czy sankcjami prawnymi.

Może zatem rację mają ci, którzy powiadają, że nie jest zły ten ptak, co własne gniazdo kala, ale ten, co stoi na straży patologii, ale mimo to kalać gniazda innym nie pozwala. Mają z tym problem politycy, mają nauczyciele, naukowcy, lekarze, prawnicy, itd., itd. Tymczasem w Newsweeku znajdziemy ciekawy passus w wywiadzie, jakiego udzielił temu tygodnikowi Daniel Olbrychski, w którym mówi o konieczności wbijania kija w mrowisko dla zaistnienia głębokiej społecznej świadomości spraw trudnych i bolesnych zarazem dla danego środowiska. Tak czynią Amerykanie:

Kiedy w ich historii dzieje się coś złego, robią na ten temat film.

Newsweek: - To oczyszcza?

Daniel Olbrychski: - Również. Trzeba umieć się uderzyć w piersi. Wierzę, że kiedyś Rosjanie zrobią film o Katyniu i o innych zbrodniach.
Newsweek: Nie sądzę, że tego doczekamy.

Daniel Olbrychski: - Bo co? Bo nie wolno kalać własnego gniazda? Otóż wolno. A nawet trzeba.

06 listopada 2013

Pedagog podaje się do dymisji

Prorektor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy dr hab. Roman Leppert prof. UKW podał się do dymisji. Napisał do członków Senatu UKW , że nie widzi już dalszej możliwości współpracy z JM Rektorem prof. dr. hab. Januszem Ostoją-Zagórskim. W lokalnej prasie tego regionu aż huczy. "Express Bydgoski" donosi:

Ostry konflikt we władzach Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego Prof. Roman Leppert zrezygnował ze stanowiska prorektora ds. dydaktycznych i jakości kształcenia UKW (...). Podczas ostatniego posiedzenia Senatu uczelni poinformował o swojej rezygnacji. Do senatorów trafiło także obszerne pismo profesora, w którym uzasadnia swoje odejście. Piętnuje w nim sposób kierowania uczelnią przez obecnego rektora.

Portal Moje Miasto Bydgoszcz informuje:

Za najistotniejszy powód takiej decyzji (Prorektor - dop. BŚ) podaje całkowitą rozbieżność pomiędzy sposobem kierowania uniwersytetem przez niego i rektora prof. Janusza Ostoję-Zagórskiego. Panowie inaczej wyobrażają sobie funkcjonowanie organów jednoosobowych i kolegialnych - wynika z pisma prorektora do senatu.

“Nie jest możliwe, abym był dalej prorektorem nie akceptując jednocześnie decyzji podejmowanych przez Magnificencję” - pisze profesor.

Lista grzechów rektora

Prof. Leppert wymienia przesłanki decyzji, którą podjął jeszcze w końcu października. Wymienia kilka z nich:

- przedłużenie zatrudnienia kanclerza na czas nieokreślony bez zasięgnięcia opinii senatu,

- preferowanie przedstawicieli innych uczelni jako kandydatów UKW do Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego;

- zapraszanie do wygłoszenia wykładów podczas inauguracji roku akademickiego profesorów innych uczelni;

- przeniesienie Sekretariatu Instytutu Mechaniki i Informatyki Stosowanej w budynku Copernicanum;

- niszczenie pozostałości po poprzednikach (Rektorach: Marcinkowskim i Kubiku);

- niewykorzystanie okazji, jaką było uruchomienie Biblioteki do zorganizowania w niej inauguracji roku akademickiego;

- wydawanie wadliwych aktów prawnych (zarządzeń, pism okólnych);

- podejmowanie decyzji kadrowych wbrew wnioskom Dziekanów i Rad Wydziałów.




Internauci komentują doniesienia prasowe, w których słusznie wskazują na dzielność, odwagę cywilną profesora UKW Romana Lepperta w podjęciu decyzji, która jest przecież wynikiem troski o uczelnię. Być może wygodniej byłoby milczeć, udawać, że wszystko jest w porządku, zakładać togę na różne uroczystości i namaszczać własne ego. Wyrosło w szkolnictwie wyższym młode pokolenie samodzielnych pracowników naukowych, które nie jest skażone "układem zamkniętym" i potrafi upomnieć się o wartości dobra wspólnego, akademickiego. W kraju następuje przełom pokoleniowy, który nie musi kryć się za maskami, anonimowymi wpisami, ale potrafi jasno sformułować swoje zarzuty płacą za to cenę rezygnacji z funkcji kierowniczej. To elektorzy, którzy go wybrali, muszą zdecydować, czy przyjmują jego rezygnację.

Ktoś komentując to wydarzenie pisze: "Pytanie co komu da takie robienie we własne gniazdo. Każdy ma prawo odejść gdy sobie nie radzi z sytuacją ale po co robić aferę?" Jak widać, nie rozumie, że to nie prof. UKW R. Leppert zrobił aferę, tylko wyciekła ona do dziennikarzy, a zatem komuś zależało na tym, by stała się ona sprawą publiczną. O znaczeniu "kalania własnego gniazda" wypowiem się w kolejnym wpisie, bo zdaje się, że niektórzy mają problem z dociekaniem istoty procesu, który się z tym wiąże.

Profesor UKW Roman Leppert jest pedagogiem związanym z tym Uniwersytetem od początku swojej pracy akademickiej (wcześniej była to Wyższa Szkoła Pedagogiczna, a potem Akademia Bydgoska). Jako samodzielny pracownik naukowy pracuje w Katedrze Pedagogiki Ogólnej i Porównawczej.

Jest autorem takich publikacji jak:

Potoczne teorie wychowania studentów pedagogiki, Bydgoszcz 1996

Pedagogika – poszukiwanie pewności. Studenckie wyobrażenia o pedagogice jako dyscyplinie naukowej i kierunku studiów, Kraków 1997

Pedagogiczne peregrynacje. Studia i szkice o pedagogice ogólnej i kształceniu pedagogów, Bydgoszcz 2002

Młodzież – świat przeżywany i tożsamość. Studia empiryczne nad bydgoskimi licealistami, Kraków 2002

Związki miłosne w sieci, Kraków 2013 (współautor: K. Kacprzak).


Pod jego współredakcją ukazały się następujące prace zbiorowe:

Przełamywanie stereotypów (pedagogicznych i edukacyjnych), Bydgoszcz 1996 (wspólnie z T. Hejnicką-Bezwińską)

Wprowadzenie do pedagogiki. Wybór tekstów, Kraków 1996, 1998, 2001 (wspólnie z T. Jaworską)

Listy z podróży. Profesorowi Edmundowi Trempale w darze na siedemdziesiąte urodziny, Bydgoszcz 1997 (wspólnie z M. Deptułą)

Edukacja w świecie współczesnym. Wybór tekstów z pedagogiki porównawczej wraz z przewodnikiem bibliograficznym i przewodnikiem internetowym, Kraków 2000
Młodzież wobec (nie)gościnnej przyszłości, Wrocław 2005 (wspólnie z Z. Melosikiem i B. Wojtasik)

Ewolucja „ogólności” w dyskursach pedagogicznych, Bydgoszcz 2005 (wspólnie z T. Hejnicką-Bezwińską)


05 listopada 2013

Najlepsza pedagogiczna książka na jesień 2013



















Miło mi poinformować, że podczas tegorocznych targów książki w Krakowie, 24 października 2013 w plebiscycie wortalu granice.pl na "Najlepszą Książkę na Jesień" w kategorii "Perły z lamusa" wygrała rozprawa naukowa dr hab. Agnieszki Gromkowskiej-Melosik, prof. UAM w Poznaniu zatytułowana: "Kobieta epoki wiktoriańskiej". Jak napisał o tej rozprawie prof. dr hab. Krzysztof Jakubiak z Uniwersytetu Gdańskiego:

Autorka jako pierwsza z polskich badaczek dziejów nowożytnych, bazując na źródłach anglo­ję­zycznych, odważyła się zmierzyć z trudną i dotąd w nikłym stopniu rozpoznaną w polskiej historiografii pro­blematyką. […] Mogę z satysfakcją stwierdzić, że […] uczyniła to znakomicie. Opiniowana praca stanowi, zgodnie z zasadami badań historycznych, zarówno opis, jak i wyjaśnienie, a przede wszystkim sa­modzielną, oryginalną interpretację problemu tożsamości i cielesności kobiet w wiktoriańskiej Anglii, ale – jak z badań wynika – nie tylko. Jako podstawę źródłową prezentowanych ustaleń Autorka wykorzystała anglojęzyczne teksty pisane: literaturę piękną, filozoficzną, moralizatorską, poradniki lekarskie, higieniczne, dobrego wychowania, pu­blicystykę, a także ikonografię. Są to źródła nie tylko o bogatej zawartości merytorycznej, ale też róż­norodne. […] Autorka swobodnie się nimi posługuje, wychodząc poza opisy na rzecz wyjaśnień i interpretacji. To także świadczy o umiejętnościach stricte naukowych badaczki. […] praca jest wręcz znakomicie osadzona w anglojęzycznej literaturze przedmiotu, co w polskiej historiografii, zajętej przede wszystkim rodzimymi dziejami, nie jest zjawiskiem częstym. Między innymi dlatego książka Agnieszki Gromkowskiej-Melosik będzie w naszej historiografii dziełem wyjątkowym i inspirującym."

Gratuluję Autorce, której książka już zgromadziła wiele pozytywnych recenzji.