13 grudnia 2025

Korzenie pseudopublicznej edukacji

 



Trzydzieści lat temu powstał w Urzędzie Rady Ministrów projekt  państwa sprawnego, przyjaznego i bezpiecznego, który zawierał założenia programu decentralizacji funkcji państwa i rozwoju samorządu terytorialnego. Już we wstępie stwierdza się, że do przemian ustrojowych lat 1989-1990 mogło dojść dzięki przebudowie systemu polskiej administracji publicznej oraz zostały one zapoczątkowane nowelizacją Konstytucji RP (tzw. Mała Konstytucja z 1992 roku) i ustawą z dnia 8 marca 1990 roku "o samorządzie terytorialnym". 

Dokument został opublikowany w 1996 roku, zaś jego (niejawni dla nas) autorzy sięgnęli do dorobku środowisk samorządowych, badan opinii społecznej i osiągnięć nauk społecznych, by przedłożyć model państwa opartego na idei unitarnego, obywatelskiego i demokratycznego państwa prawa, które respektuje wymogi integrującej się Europy. Już wówczas będąca u władzy lewica (PSL+SLD) odrzuciła wersję decentralizacji administracyjnej państwa, by nie dopuścić do powstania w nim autonomicznych regionów (województw, a było ich 49). 

Koncepcję reformy polskiej administracji publicznej, w tym także ustroju szkolnego, oparto na założeniu utrzymania dualistycznej administracji publicznej, z jej podziałem na administrację rządową i samorząd terytorialny. Tym samym nie miała ona charakteru administracji publicznej. Lewica przegrała w wyborach parlamentarnych w 1997 roku, toteż jej założenia wdrażała w życie Akcja Wyborcza Solidarność. W tym momencie nastąpiła jawna zdrada dziesięciomilionowego ruchu "Solidarności" na rzecz zapewnienia własnej nomenklaturze różnego rodzaju korzyści.    

Konstrukcja politycznego dualizmu administracji państwowej  miała ukryty cel zapewnienia każdej formacji politycznej przejmującej władzę w państwie dostęp do różnego rodzaju korzyści, dóbr niepodzielnych dla społeczeństwa a zarazem pozbawionych publicznej kontroli.  Sformułowano dość sprytnie model "współistnienia" administracji rządowej i samorządu terytorialnego, by dzięki temu przebudowywać prawo materialne. 

Do pierwszej czterodziedzinowej reformy ustrojowej (reforma oświatowa, reforma emerytalna, reforma administracyjna i reforma służby zdrowia) w zasadzie nikt nie kwestionował postulatu decentralizacji funkcji państwa jako postulatu reformatorskiego. Jak pisano: "Wciąż jeszcze żyjemy w Państwie scentralizowanym. Dają znać o sobie zarówno pozostałości poprzedniego ustroju, z ex definitione scentralizowaną administracją państwową, jak też i wywodzące się z dalszej przeszłości wzorce centralizmu. O ile fakt potrzeby decentralizacji zadań i kompetencji jest niewątpliwy, to natomiast sporny pozostaje jej podmiotowy zakres" (s. 2). 

Manipulacja lewicy została z zachwytem podtrzymana przez prawicę , a następnie centro liberalną partię rzekomo obywatelską, by jedynie część zadań przekazać samorządom terytorialnym. W przypadku edukacji samorządy stały się organami prowadzącymi placówki oświaty państwowej, a dzięki temu rzekomo publicznej, gdyż administracja państwowa przekazała dzięki temu niektóre zadania i kompetencje pozostające dotąd we właściwości administracji państwowej.               

Edukacji przypadły w udziale tzw. reformy dostosowawcze, a nie profesjonalnie autonomiczne.  Do szuflad schowano wypracowaną w dialogu ze związkami zawodowymi i naukowcami koncepcję powołania do życia samorządu zawodowego nauczycieli, by przedstawiciele tej profesji mogli sami stanowić o tym, kto i na jakich warunkach może wejść do tego zawodu albo być z niego usuniętym, jeśli narusza  kodeks etyki nauczycielskiej. Państwo polskie miało zagwarantować nauczycielom udział w sprawowaniu przez nich władzy w jej merytorycznym, specjalistycznym zakresie. 

Tak się nie stało, bo przygotowaną ustawę o samorządzie zawodowym nauczycieli wyrzucił do kosza obejmujący MEN Mirosław Handke z AWS. Wbrew zapowiedziom o potrzebie konsekwentnego doprowadzenia do decentralizacji ustroju szkolnego, nie wprowadzono nowego typu urzędu ministra jako naczelnego organu administracji państwowej, w tym przypadku oświatowej, zachowując  - jak miało to miejsce w PRL - oddziaływanie na powierzony ministrowi edukacji zakres spraw publicznych  za pomocą czynności zarządczych i interwencyjnych a nie za pomocą funkcji regulacyjnych. 

Opowieści kolejnych ministrów o rzekomej ich trosce o lepszą szkołę, edukację, wysoki status zawodowy nauczyciela stały się grą pozorów samorządności, profesjonalizmu i decentralizacji. Z przywołanego tu programu decentralizacji państwa, w tym ustroju szkolnego jednoznacznie wynikało, że próba w tym zakresie nie mogła zakończyć się sukcesem, skoro była ona podejmowane w warunkach niedopuszczenia do przyjęcia kompleksowej wizji decentralizacji zadań i kompetencji podmiotów odpowiedzialnych m.in. za edukację (publiczną i niepubliczną, instytucjonalną i pozainstytucjonalną, alternatywną np. domową, leśną itp.).          

Owszem, reforma szkolnictwa publicznego znana z modelu: 6+3+3 wprawdzie tworzyła nowy tym szkolnictwa średniego I stopnia, ale wzmocniła funkcję nadzoru pedagogicznego w stosunku do nauczycieli, których pozbawiono nie tylko godnych wynagrodzeń, ale też możliwości dydaktycznego samostanowienia o jakości procesu kształcenia. Ten miał pełnić funkcję dostosowawczą do powierzonych dyrektorom przedszkoli i szkół zadań kreowanych przez centrum władzy, a przy tym nie  gwarantował  stabilności i na wysokim poziomie warunków finansowych do wykonywania zadań edukacyjnych. 

Ważniejsza była racjonalizacja systemu finansowania edukacji aniżeli jej profesjonalizacja, a to oznaczało utrzymywanie nauczycielstwa na jak najniższym poziomie finansowania ich wynagrodzeń, by część elit społecznych sama finansowała wyższej jakości edukację dzieci w szkolnictwie prywatnym, niepublicznym, zdejmując tym samym ciężar utrzymywania oświaty przez państwo. 

Nadzór pedagogiczny musiał być eufunkcjonalny wobec zadań oświatowych państwa oraz hierarchii uznawanych i realizowanych przez rządzących wartości. To oznacza, że reformy funkcjonalne miały utrzymać prymat nad reformami strukturalnymi. Tak jest do dna dzisiejszego, bo nawet zmiana ustroju szkolnego ma być korzystna, pożyteczna z punktu widzenia interesów władzy, partiokratów, a nie dobra wspólnego.

Reforma nowego systemu władzy publicznej miały opierać się na trzech powiązanych ze sobą zasadach: decentralizacji - samorządności i subsydiarności. Te zaś nie są wdrożone w polityce oświatowej. Nie przestrzega się zasad ani decentralizacji, ani subsydiarności, ani też samorządności.  


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam