Trzydzieści
lat temu powstał w Urzędzie Rady Ministrów projekt państwa sprawnego,
przyjaznego i bezpiecznego, który zawierał założenia programu
decentralizacji funkcji państwa i rozwoju samorządu terytorialnego.
Już we wstępie stwierdza się, że do przemian ustrojowych lat 1989-1990 mogło
dojść dzięki przebudowie systemu polskiej administracji publicznej oraz zostały
one zapoczątkowane nowelizacją Konstytucji RP (tzw. Mała Konstytucja z 1992
roku) i ustawą z dnia 8 marca 1990 roku "o samorządzie terytorialnym".
Dokument
został opublikowany w 1996 roku, zaś jego (niejawni dla nas) autorzy sięgnęli
do dorobku środowisk samorządowych, badan opinii społecznej i osiągnięć nauk
społecznych, by przedłożyć model państwa opartego na idei unitarnego,
obywatelskiego i demokratycznego państwa prawa, które respektuje wymogi
integrującej się Europy. Już wówczas będąca u władzy lewica (PSL+SLD) odrzuciła
wersję decentralizacji administracyjnej państwa, by nie dopuścić do powstania w
nim autonomicznych regionów (województw, a było ich 49).
Koncepcję
reformy polskiej administracji publicznej, w tym także ustroju szkolnego,
oparto na założeniu utrzymania dualistycznej administracji
publicznej, z jej podziałem na administrację rządową i samorząd
terytorialny. Tym samym nie miała ona charakteru administracji publicznej.
Lewica przegrała w wyborach parlamentarnych w 1997 roku, toteż jej założenia
wdrażała w życie Akcja Wyborcza Solidarność. W tym momencie nastąpiła jawna
zdrada dziesięciomilionowego ruchu "Solidarności" na rzecz
zapewnienia własnej nomenklaturze różnego rodzaju korzyści.
Konstrukcja
politycznego dualizmu administracji państwowej miała ukryty cel
zapewnienia każdej formacji politycznej przejmującej władzę w państwie dostęp
do różnego rodzaju korzyści, dóbr niepodzielnych dla społeczeństwa a zarazem
pozbawionych publicznej kontroli. Sformułowano dość sprytnie model
"współistnienia" administracji rządowej i samorządu terytorialnego,
by dzięki temu przebudowywać prawo materialne.
Do
pierwszej czterodziedzinowej reformy ustrojowej (reforma oświatowa, reforma
emerytalna, reforma administracyjna i reforma służby zdrowia) w zasadzie nikt
nie kwestionował postulatu decentralizacji funkcji państwa jako postulatu
reformatorskiego. Jak pisano: "Wciąż jeszcze żyjemy w Państwie
scentralizowanym. Dają znać o sobie zarówno pozostałości poprzedniego ustroju,
z ex definitione scentralizowaną administracją państwową, jak też i wywodzące
się z dalszej przeszłości wzorce centralizmu. O ile fakt potrzeby
decentralizacji zadań i kompetencji jest niewątpliwy, to natomiast sporny
pozostaje jej podmiotowy zakres" (s. 2).
Manipulacja
lewicy została z zachwytem podtrzymana przez prawicę , a następnie centro
liberalną partię rzekomo obywatelską, by jedynie część zadań przekazać
samorządom terytorialnym. W przypadku edukacji samorządy stały się organami
prowadzącymi placówki oświaty państwowej, a dzięki temu rzekomo publicznej,
gdyż administracja państwowa przekazała dzięki temu niektóre zadania i
kompetencje pozostające dotąd we właściwości administracji państwowej.
Edukacji
przypadły w udziale tzw. reformy dostosowawcze, a nie profesjonalnie
autonomiczne. Do szuflad schowano wypracowaną w dialogu ze związkami
zawodowymi i naukowcami koncepcję powołania do życia samorządu zawodowego
nauczycieli, by przedstawiciele tej profesji mogli sami stanowić o tym, kto i
na jakich warunkach może wejść do tego zawodu albo być z niego usuniętym, jeśli
narusza kodeks etyki nauczycielskiej. Państwo polskie miało zagwarantować
nauczycielom udział w sprawowaniu przez nich władzy w jej merytorycznym,
specjalistycznym zakresie.
Tak
się nie stało, bo przygotowaną ustawę o samorządzie zawodowym nauczycieli
wyrzucił do kosza obejmujący MEN Mirosław Handke z AWS. Wbrew zapowiedziom o
potrzebie konsekwentnego doprowadzenia do decentralizacji ustroju szkolnego,
nie wprowadzono nowego typu urzędu ministra jako naczelnego organu
administracji państwowej, w tym przypadku oświatowej, zachowując - jak
miało to miejsce w PRL - oddziaływanie na powierzony ministrowi edukacji zakres
spraw publicznych za pomocą czynności zarządczych i interwencyjnych a nie
za pomocą funkcji regulacyjnych.
Opowieści
kolejnych ministrów o rzekomej ich trosce o lepszą szkołę, edukację, wysoki
status zawodowy nauczyciela stały się grą pozorów samorządności,
profesjonalizmu i decentralizacji. Z przywołanego tu programu decentralizacji
państwa, w tym ustroju szkolnego jednoznacznie wynikało, że próba w tym
zakresie nie mogła zakończyć się sukcesem, skoro była ona podejmowane w
warunkach niedopuszczenia do przyjęcia kompleksowej wizji decentralizacji zadań
i kompetencji podmiotów odpowiedzialnych m.in. za edukację (publiczną i
niepubliczną, instytucjonalną i pozainstytucjonalną, alternatywną np. domową,
leśną itp.).
Owszem,
reforma szkolnictwa publicznego znana z modelu: 6+3+3 wprawdzie tworzyła nowy
tym szkolnictwa średniego I stopnia, ale wzmocniła funkcję nadzoru
pedagogicznego w stosunku do nauczycieli, których pozbawiono nie tylko godnych
wynagrodzeń, ale też możliwości dydaktycznego samostanowienia o jakości procesu
kształcenia. Ten miał pełnić funkcję dostosowawczą do powierzonych dyrektorom
przedszkoli i szkół zadań kreowanych przez centrum władzy, a przy tym nie
gwarantował stabilności i na wysokim poziomie warunków finansowych do
wykonywania zadań edukacyjnych.
Ważniejsza
była racjonalizacja systemu finansowania edukacji aniżeli jej
profesjonalizacja, a to oznaczało utrzymywanie nauczycielstwa na jak najniższym
poziomie finansowania ich wynagrodzeń, by część elit społecznych sama
finansowała wyższej jakości edukację dzieci w szkolnictwie prywatnym,
niepublicznym, zdejmując tym samym ciężar utrzymywania oświaty przez
państwo.
Nadzór
pedagogiczny musiał być eufunkcjonalny wobec zadań oświatowych państwa oraz
hierarchii uznawanych i realizowanych przez rządzących wartości. To oznacza, że
reformy funkcjonalne miały utrzymać prymat nad reformami strukturalnymi. Tak
jest do dna dzisiejszego, bo nawet zmiana ustroju szkolnego ma być korzystna,
pożyteczna z punktu widzenia interesów władzy, partiokratów, a nie dobra
wspólnego.
Reforma nowego systemu władzy publicznej miały opierać się na trzech powiązanych ze sobą zasadach: decentralizacji - samorządności i subsydiarności. Te zaś nie są wdrożone w polityce oświatowej. Nie przestrzega się zasad ani decentralizacji, ani subsydiarności, ani też samorządności.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam