Profesor
Marek Kosmulski zapowiedział w tytule swojego poradnika, o którym zacząłem pisać w dniu wczorajszym, że młodzi naukowcy powinni zatroszczyć się o lepiej wypełnione sloty. Nie jest zatem przeciwny
slotowej ewaluacji dyscyplin naukowych w naszym szkolnictwie wyższym. Aż dziw
bierze, że nie został jeszcze powołany do KEN, bo jawi się w tym poradniku jako
ekspert ds. oceny czasopism i wydawnictw naukowych.
Być
może, gdyby lepiej popracował nad swoją książką i zastosował bardziej rzetelne
analizy podjętego problemu, to mógłby być znaczącym ekspertem dla akademickiego
środowiska. Jednak rozumiem brak poprawności metodologicznej w tej pracy, skoro
nie jest naukową, ale dotyczy nauki. Splendoru nie uzyska, a raczej naraża się
na krytykę także wśród współchemików, którzy mogą przypuszczać, że ujawnia
pseudonaukowcom pewne patologie, mechanizmy i sposoby jej zastosowania w
działalności akademickiej, by czerpać z niej korzyści.
Istotnie,
w tym poradniku mamy do czynienia ze skrywanym "uderzeniem w stół
akademickiej patologii", która jest pochodną fatalnego ustawodawstwa i
inteligencji przedsiębiorczych akademików. Można bowiem mieć sloty bez
jakiegokolwiek wysiłku. Też o tym jest ten poradnik, dzięki którego treści
pseudonaukowego cwaniactwa będzie więcej a nie mniej.
Gdyby
bowiem autor odsłonił własny warsztat dociekań, w tym sięgnął po źródła naukowe, to praca mogłaby przynajmniej powstrzymać niektórych polityków, autorów lub ich
zawstydzić. Tymczasem M. Kosmulski podaje w bibliografii 76 własnych artykułów
z zakresu bibliometrii. Innymi pracami z tej problematyki nie był
zainteresowany, bo dzięki temu zastosował trik, który uczynił przedmiotem
krytyki ... . Cytuję:
"Powszechnym
grzechem Autorów jest nadmierne cytowanie własnych publikacji. Mogą w ten
sposób poprawić swoje statystyki cytowań, ale też zmniejszają swoje szanse na
przyjęcie manuskryptu do druku, gdyż Redaktorzy i Recenzenci są wyczuleni
na takie działania" ( s.50). Jak widać recenzenci tego poradnika nie byli
wyczuleni, mimo że czytali manuskrypt. Może zbyt pospiesznie???
Owszem,
pisze Autor tej publikacji o drapieżnych czasopismach i wydawnictwach, ale ich
nie wskazuje. Co to za poradnik, skoro nie ostrzega przed konkretnymi
drapieżnikami? Czy wymieniając pochlebstwa, jakimi mamią tacy wydawcy
potencjalnych autorów (s.53), można indywidualnie rozpoznać tych drapieżników?
Nie można, bowiem Autor poradnika stwierdza:
"Nie
ma ostrej granicy między czasopismami i Wydawcami drapieżnymi i niedrapieżnymi
i nawet najbardziej prestiżowe wydawnictwa stosują wyżej opisane strategie, by
nakłonić Autorów do płacenia za OA (Open Access - dop. BŚ)" (s.54).
Publikacja
ma także wartościowe poznawczo i konkluzyjnie treści. Można je skonfrontować z
wynikami badań prof. Marka Kwieka, który odkrywa prawidłowości w nauce i pracy
naukowców na podstawie analiz ich osiągnięć publikacyjnych (Big Data). Prof.
Kosmulski ciekawie odsłania uwarunkowania najczęściej cytowanych
artykułów oraz zjawisko "śpiącej królewny" w kontekście różnych
systemów oceny czasopism a także od czego zależy cytowalność najlepszych prac,
najlepszych czasopism i najlepszych autorów.
Biorąc
pod uwagę podane przykłady uczelni technicznych stwierdza, że "(...) bez
szkody dla nauki można zlikwidować najsłabsze czasopisma, zamknąć najsłabsze
uczelnie i zwolnić z pracy najsłabszych naukowców"(s.64). Młodzi mogą nie
rozumieć znaczeń nie tylko stopni i tytułu naukowego, ale i konstrukcji
Indeksu Hirscha, powiązania go z funkcją czasu publikacji artykułów,
monografii.
Zapewne
wzbudzi polemikę podrozdział traktujący o ewaluacji artykułu naukowego, skoro
otwiera go pogląd, że: "[O]siagnięcia naukowe podobnie jak osiągnięcia
artystyczne są niemierzalne i próby wartościowania publikacji naukowych,
czasopism, naukowców uniwersytetów itd. są z góry skazane na niepowodzenie.
Dlatego też trudno się dziwić naukowcom, którzy protestują przeciwko
"punktozie", czyli przeliczaniu ich dokonań na punkty"
(s.71).
Na
szczęście jest też druga strona tego procesu, a mianowicie i jednak są "
(...) narzędzia pozwalające ocenić osiągnięcia naukowe (...) przy podejmowaniu
decyzji o awansach naukowych, obsadzaniu ważnych stanowisk lub przydziale
środków finansowych (s.71). No cóż, sam sobie zaprzecza. Gdyby dokonał
merytorycznej analizy, jak chociażby dokonuje takiej socjologia nauki, to nie
pisałby w taki sposób. Poglądy profesora chemii w stylu nie można, ale można,
przy czym jednak nie można, budzą moje zdumienie (polecam s.71-72).
Autor
recenzowanej pracy nie jest zadowolony ze zbyt częstego oceniania naukowców w
Polsce, ze zbytecznej habilitacji i przyznawania tytułu profesora, ze zbyt
obszernego wykazu punktowanych czasopism i wydawnictw oraz z faktu, że stopnie naukowe w różnych krajach świata są nieporównywalne. Są też w tym
poradniku ciekawostki publicystyczne, idealnie nadające się na newsy radiowe
czy prasowe:
"(...)
największym dorobkiem w 2024 roku szczyci się Y. Wang z 26258 pracami w 237
dyscyplinach, które powstały we współpracy z 58 663 współautorami
wskazującymi 13 457 afiliacji. Oczywiście tylu prac nie mogła napisać jedna
osoba" (s. 113).
Drodzy
rodacy-cwaniacy! Do pracy! Trzeba pokonać Wanga!
Komentarze
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam