W dniach 3-4 czerwca 2024 roku odbędzie się w Krakowie na
Uniwersytecie Komisji Edukacji Narodowej Międzynarodowa Konferencja Naukowa z
cyklu UNIWERSALIZM PRACY LUDZKIEJ. Tematyka konferencji będzie oscylowała
wokół wyzwań, jakie stoją przed zarządzaniem i edukacją w czasach szybkich
zmian społecznych. Środowisko akademickiej pedagogiki pracy i andragogiki
kontynuuje cykl międzynarodowych debat naukowych na temat tak ważnej dziedziny
ludzkiej aktywności.
To ważne, by w toku pogłębionej dyskusji i analizy
współczesnych wyzwań związanych z pracą ludzką odpowiedzieć sobie na
pytanie, jakie są kluczowe problemy pracy w szkolnictwie powszechnym i
wyższym. Zmienia się rynek pracy, także oświatowej, akademickiej, bowiem
niskie płace nie zachęcają najzdolniejszych absolwentów studiów, którzy są bez
wsparcia rodziny, do podjęcia pracy nauczycielskiej czy naukowej. Patologie w
sektorze publicznym i prywatnym oświaty oraz szkolnictwa wyższego, o których
ostatnio coraz częściej jest mowa we wszystkich mediach, podważają zaufanie do
rzetelnie pracujących nauczycieli i uczonych, do tych, którzy wykonują dobrą
robotę.
Pół wieku temu Katarzyna Daszkiewicz poświęciła jeden z pierwszych
rozdziałów w swojej książce "Traktat o złej robocie" problemowi pracy pozornej. To rodzaj niby-pracy, która jest przejawem trwania w instytucjach, zakładach pracy, firmach, organizacjach itp. patologicznych działań
pewnej części osób w nich zatrudnionych, ale nieujawniana z różnych powodów.
Ktoś uprawia działalność pozorną zamiast pracować.
Niestety, w szkolnictwie ponadpodstawowym,
gdzie jest na szczęście duży odsetek uczciwych i rzetelnie oddanych swojej pracy nauczycieli, odnotowujemy podatność tego środowiska na ochronę funkcjonujących w nim kuglarzy, pozorantów. W liceach i
technikach zatrudnieni są m.in. wypaleni zawodowo nauczyciele, byle
tylko dyrekcja miała zatwierdzoną organizację roku szkolnego. Nikogo już nie obchodzi to, jak pracują pozoranci, a raczej jak nie pracują, dlaczego pozorują swoją pracę pedagogiczną. Dyrektorzy są
bezradni, bo na "bezrybiu i rak rybą".
Pisze do mnie mama jednej z uczennic liceum
ogólnokształcącego w centrum wielkiego miasta, która jest zdumiona, że można
płacić wynagrodzenie nauczycielom, którym już nic się nie chce. Im wystarczy,
że przyjdą do szkoły i będą jak klawisze w więzieniu jedynie obecni w sali
lekcyjnej, by nikt im nie zarzucił nieobecności w pracy. Oni są obecni,
fizycznie, cieleśnie, tylko nie mentalnie i nie zawodowo.
Przyjdą do klasy. Zasiądą za biurkiem. Sprawdzą listę
obecności i .... zajmą się swoimi sprawami, a uczniowie "mają wolne".
Mogą robić, co chcą, czyli nic nie robić, co mogłoby mieć jakikolwiek sens i
związek z ich pobytem w szkole. Uczniowie mają obecność. Nauczyciel jest
obecny, ale to, że nieobecna jest PRACA, nikogo już nie interesuje.
Młodzież zajmuje się sobą, podobnie jak nauczyciel zajmuje
się sobą. Jeśli nastolatkowie mają przy sobie telefony komórkowe, to mogą jakoś zabić tę nudę. Gdyby przez przypadek wszedł do klasy dyrektor,
to natychmiast pseudonauczyciel upozoruje realizację jakiegoś zadania dydaktycznego. Tu nie ma
pracy rzeczywistej. Jest STRATA CZASU, BEZSENS i PRZYMUS OBECNOŚCI.
Maj i czerwiec to czas stracony dla tej części uczniów, których pseudonauczyciele
otrzymują wynagrodzenie zgodnie z zasadą: "Czy się stoi czy się leży, pięć tysięcy się należy". Uczniowie zaś mają dni wolne, najpierw ze względu na
egzaminy maturalne, a potem odbywają się tzw. wolne lekcje w ramach zastępstw. Ich przedmiotowi nauczyciele
wyjechali ze swoją klasą na wycieczkę, albo są zmęczeni i biorą
zwolnienia. W końcu niektórzy mają działkę, na której trzeba jeszcze przed
wakacjami coś zasiać, wypielić, podlać, przyciąć itp.
Kręci się koło pracy pozornej. Kuratoryjny nadzór
pedagogiczny też zajmuje się sobą i biurokracją, sprawozdaniami, które są
celebrowaniem samych czynności sprawozdawczych. Kuratorka małopolskiej oświaty
już tak nudzi się w swoim urzędzie, że postanowiła pojechać do Nowego Sącza, by
opowiedzieć jednej nauczycielce, jak należy oceniać prace maturalne z języka
polskiego. Na tyle śmieszne, że aż żałosne.