W czasie tegorocznego Festiwalu Nauki, Techniki i
Sztuki Łódzkiego Towarzystwa Naukowego miałem możliwość podzielenia się z jego
uczestnikami naukową analizą dyskursu publicznego na temat rzekomego wychowania
bezstresowego.
Teza wyjściowa brzmiała: Wychowanie bezstresowe
jest mitem, który wytwarza się na użytek prowadzonej wojny ideologicznej,
politycznej czy dyskursywnej w różnych środowiskach, w tym także z udziałem
naukowców i pedagogów. Wprowadza się przy tym w obieg fałszywe dane
o prekursorach tak ujętego wychowania, przypisując je albo
filozofowi Janowi Jakubowi Rousseau, albo amerykańskiemu pediatrze Benjaminowi
Spockowi. Jedno i drugie nie znajduje potwierdzenia w faktach.
Publicyści, przedstawiciele pozapedagogicznych
profesji głoszą wszem i wobec, bo przecież na szkole i wychowaniu zna się
każdy (tak, jak na medycynie), że wychowanie bezstresowe jest najgroźniejszym
stylem wychowania, który bazuje na naiwnej koncepcji człowieka, ideologii
liberalnej fikcji i marksistowskiej zasadzie politycznej poprawności.
Protagonistami wychowania bezstresowego są jacyś tajemniczy wrogowie szkoły,
społeczeństwa, a nawet ludzkości, w rzeczy samej przestępcy, którzy realizują
jakiś toksyczny program demoralizacji młodego pokolenia.
Wychowanie bezstresowe jest jednak tym zasobem
frazeologicznym współczesnego języka polskiego, który nie powstał w ostatnich
latach, chociaż wielu osobom wydaje się, że zaistniał dopiero w okresie III
Rzeczpospolitej. Nie ulega wątpliwości, że takie określenie stało się
ulubieńcem współczesnej mody językowej. Twórcy tego zwrotu ujmują rzeczywistość
w sposób zjawiskowy, a więc taki, gdzie świat rysuje się w naszej wyobraźni,
jako scena, na której rozgrywa się zawsze jakaś akcja, coś się dzieje, zachodzą
jakieś zjawiska, dokonują się jakieś czyny.
Wychowanie bezstresowe to literacki wymysł, który znalazł w języku propagandy politycznej szansę na odnawianie mitu czy pewnego dogmatu, wydedukowanego prawdopodobnie z pedagogiki nowego wychowania, by skazać ją w walce dyskursów na niepowodzenie. Wystarczy zaobserwować, z jakim akcentem wymawiany bywa zwrot „wychowanie bezstresowe”, jak ta idea jest wplatana, jakie budzi skojarzenia ideowo-emocjonalne, żeby się przekonać, iż chodzi tu o coś znacznie bardziej poważnego.
Formułowane w opozycji do wychowania właściwego (przy czym nie odsłania się, jak rozumianego), ma oczernić związki niektórych pedagogów z dającym się w ich pracach odczytać podobieństwem do niej, oczerniając ich jako wrogów i zapisując na ich rachunek wszelkie niepowodzenia społeczno-wychowawcze. Wychowanie bezstresowe jest niczym (flactus vocis) dopóki nie nabierze stosownego znaczenia symbolicznego, zarysowując wobec niego pewne oczekiwania.
Ze świata zjawisk, idei dotychczas obojętnych, tak kreowane wychowanie ma przeniknąć do świata osobowości. Mit wychowania bezstresowego trwa poprzez jego przekazywanie i odradzanie się. Żyje dzięki wpisywaniu go w wojnę idei, gdyż świat edukacji i wychowania wciąż jest konstruowany antagonistycznie. Ów mit wpisuje się w nieustanną walkę polityków o władzę, ale także o dominację jednego dyskursu nad drugim zmuszają wychowanie humanistyczne do milczenia.
Brak tolerancji wobec odmienności i jad
w języku krytyki wychowania humanistycznego mają zapewnić sukces w tej rywalizacji właściwej stronie.
Włącza się w ten proces władzę państwową, której zadaniem jest spowodowanie, by
społeczeństwo kierowało się tym samym systemem wartości, co ona. Nie ma lepszej
czy innej pedagogiki, jest tylko gorsza, zła, niepożądana od tej jedynie
słusznej.
Przenoszenie do pedagogiki wprost z polityki modelu antagonistycznego podziału istniejących doktryn, prądów i kierunków na „swoje” i „obce”, na „przyjazne” i „wrogie”, zawsze będzie oznaczało powrót do zimnowojennej, totalitarnej gry na rzecz niszczenia, wyparcia, całkowitej likwidacji wszystkich tych doktryn, które nie mieszczą się w kategorii odpowiadającej władzy, a więc w kategorii: „my”, „nasi”, „swoi”, czyli politycznie, aksjologicznie i ideologicznie „poprawni”.
To właśnie w tak antagonistycznie konstytuowanym dyskursie i praktyce edukacyjnej każdy „inny”, „obcy”, „odmienny” jest wrogiem, zagrożeniem, niepożądanym przez władze rodzajem czy typem kierunku myśli, teorii lub doktryn, z którymi nawet nie ma co polemizować, tylko należy je zniszczyć, by to one nie doszły do władzy i nie zakwestionowały dominującej tożsamości.
Politycy
utrwalają w społeczeństwie stereotypy i uproszczenia, które „zakleszczają” myśl
i wtłaczają ją do określonych kategorii ideologicznych czy aksjonormatywnych,
naznaczając je piętnem zła czy możliwych zagrożeń. Dyskursem publicznym o
wychowaniu rządzi demagogia, przeinaczanie faktów, przypisywanie swoim
antagonistom poglądów, których oni nigdy nie wypowiedzieli tak, by
nie można ich było zweryfikować, ale by brzmiały wiarygodnie.
Istotą
demagogicznej walki nie jest przecież spór na argumenty, ale dążenie za wszelką
cenę do wyeliminowania tych, które mogłyby zagrozić własnym, a jedynie słusznym
sądom. Demagodzy szukają powszechnego poparcia, bazując na populistycznych
hasłach (jak np. wychowanie bezstresowe, przyzwalające, podmiotowe), dobrze
brzmiących kłamstwach, nie wymagających wysiłku ich rozpoznania czy dociekania
ich sensu, postrzegając świat w kategorii biało-czarnej.
Poszukując odpowiedzi na pytanie: Czy w naukach o wychowaniu występuje wychowanie bezstresowe? wystarczy zajrzeć do współczesnych podręczników akademickich z pedagogiki, encyklopedii, leksykonów czy słowników pedagogicznych, jakie ukazały się Polsce w okresie po 1989 r. żeby przekonać się, że w nauce nie istnieje taka kategoria pojęciowa jak „wychowanie bezstresowe” i jako takie nie jest przedmiotem kształcenia akademickiego.
Warto natomiast zajrzeć do rozpraw Hansa Selye’go - jednego z pionierów medycyny, twórcy głośnej teorii stresu - w świetle którego istnieje stres pozytywny i negatywny. Jeśli zatem ktoś mówi o wychowaniu bezstresowym, to znaczy, że odnosi ów fenomen do już martwej osoby. Całkowita bowiem wolność od stresu jest możliwa tylko w takim stanie bytu.