Z przyjemnością wziąłem udział w konferencji naukowej Wydziału Pedagogicznego Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie w dn. 13 czerwca 2019 r. ze względu na wiodący temat: "Odwaga odpowiedzialności. Pedagogiczne pytania, refleksje i krytyczne analizy dotyczące znaczenia demokracji we współczesnym świecie". Obrady przygotowała wraz z współpracownikami dziekan Wydziału Pedagogicznego dr hab. Renata Nowakowska-Siuta, prof ChAT.
Partnerem organizacyjnym cyklu debat w tej Uczelni jest WCIES (Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń". Jego dyrektor - Arkadiusz Walczak nawiązał do mającej miejsce przed miesiącem sytuacji strajkowej, po której nauczyciele nie są już tacy, jak przed strajkiem. Konsekwencje są różne. To, co się stało, było wyrazem odpowiedzialności i solidarności. Nastąpiło jednak po strajku poważne pęknięcie. Nauczyciele nie chcą ze sobą rozmawiać, podawać sobie ręki.
Nic dziwnego, że do tej sytuacji nawiązywało wielu mówców. Otwierający obrady JM ks. dr hab. Bogusław Milerski prof. ChAT przywołał rozumienie relacji między edukacją a polityką. Ta ostatnia powinna być racjonalną troską o dobro wspólne, a nie w kategoriach partyjnych. Tyle tylko, że to wyobrażenie o DOBRU WSPÓLNYM zmieniało się. Na początku dobro wspólne było urzeczywistniane przez państwo, przez Kościół, przez instytucje, ale to się zmieniało w toku dziejów, szczególnie na przestrzeni XIX i XX wieku.
Przełomem było dzieło Johna Deweya, który pisał, że to już nie państwo uosabia dobro wspólne, ale reguły życia społecznego wymagające uzgodnień. Kształcenie i wychowanie szkolne nie może dotyczyć tylko tradycyjnego kanonu kulturowego. Musi kierować się odpowiedzialnością za kształt życia społecznego. Stąd wychowanie demokratyczne, wychowanie do demokracji - mówił B. Milerski.
"Szkoła nie jest taka, jakie są reguły życia społecznego, ale reguły życia społecznego są takie, jaka jest kultura kształcenia i wychowania w szkołach. Stąd niesłuchanie ważne jest przejęcie odpowiedzialności przez szkołę nie tylko za kanon kulturowy, ale również za kształt życia społecznego. W tym nurcie szkoła nie może być inna, ona musi być laboratorium demokracji, szansą na doświadczanie jej reguł tu i teraz. Szkoła jest laboratorium społecznego życia, miejscem dialogu i sporów, jeśli chcemy żyć w świecie demokratycznym.
Wychowanie - jak pisał Theodor Adorno - jest miejscem doświadczania i uczenia się wyrażania sprzeciwu oraz prowadzenia do zmian społecznych, do konstruktywnej afirmacji wartości.
Czego doświadczyli nauczyciele, uczniowie i ich rodzice w czasie, kiedy konieczne do realizacji postulaty nauczycielskiego środowiska zostały zmiażdżone przez aparat cynicznej władzy, także w wyniku zdrady Sekcji Oświaty NSZZ "Solidarność". W imię walki politycznej z lewicowym ZNP była już minister Anna Zalewska wykorzystała sztab służb państwowych do pozorowania dialogu, konsultacji, by pokazać całemu środowisku nauczycielskiemu, że dla partyjnej władzy nie ma ono żadnego znaczenia.
Jak w państwie quasi totalitarnym nauczyciele mają być marionetkami w politycznej grze o utrzymanie władzy, która nie znosi żadnego protestu, racjonalnej krytyki traktując szkoły jako przestrzeń własnej dominacji, politycznych i finansowych zysków dla partyjno-oświatowej nomenklatury.
Szkolnictwo w III RP jest tylko częściowo publiczne i silnie upartyjnione w strukturach zarządzania w dokładnie takim samym znaczeniu, jakie miało miejsce w doktrynie i praktyce bolszewickiego systemu wykorzystywania przez rządzących powszechnego obowiązku szkolnego do manipulowania – za pośrednictwem dzieci, młodzieży i ich rodziców – dużą częścią społeczeństwa w imię zmieniania czy utrwalania nowego ustroju politycznego.
W ciągu minionego ćwierćwiecza niemalże każda rządząca partia polityczna potwierdziła swój wizerunek jako władzy odwracającej się od obywateli, antysolidarnościowej, tolerującej patologię we własnych strukturach i generującej ją w życiu publicznym, bezkrytycznej wobec własnych błędów i wypaczeń, nasilającej brutalizację kampanii wyborczych i niespełniającej składane społeczeństwu obietnice, nastawionej wyłącznie lub w dużej mierze na interesy własnych elit partyjnych, nowej klasy nomenklatury politycznej, sprzyjającej korupcji i bezpodstawnemu merytorycznie sprawowaniu kluczowych funkcji w administracji państwowej czy samorządowej.
Mimo odzyskaniu wolności żyjemy w nieustannej wojnie „polsko-polskiej”: „MEN-sko-nauczycielskiej”, „kuratoryjno-samorządowej”, „samorządowo-kuratoryjno-dyrektorskiej”, „nauczycielsko-uczniowsko-rodzicielskiej” itp. W Polsce nie ma dialogu polityków, władzy ze społeczeństwem, a więc podejmowania prób uzyskania porozumienia z narodem, gdyż dominuje typ pseudodialogu, a więc komunikacji rządu ze społeczeństwem nastawionej na osiągnięcie określonego celu, w którym liczy się przede wszystkim sukces, gdyż „[...] dominuje elitystyczny i medialny (K.W.) model dyskusji publicznej (który) wyklucza z dialogu liczne kategorie społeczne (K. Wódz, Dyskurs publiczny – dialog obywatelski – partycypacja publiczna, w: Governance i wyzwania partycypacji publicznej, red. K. Wódz, P. Kulas, Dąbrowa Górnicza 2012, s. 35).
Prof. dr hab. Tadeusz Zieliński z ChAT Tadeusz Zieliński dokonał analizy dyskursu ustrojowego w Polsce od 2015 pod kątem postulatów \, jakie zostały sformułowane w Karcie Edukacji Obywatelskiej i Edukacji o Prawach Człowieka Rady Europy.
Uczestnicy takiej debaty kształcą też społeczeństwo, toteż nie można być obojętnym na jej obecny kształt, który nabrał destrukcyjnego charakteru. Wynika z niego, że nasze państwo przekształca się w wyraźnie odmiennym kierunku od ugruntowanych rozwiązań prawnych w Europie, czego przejawem jest m.in.:
- naruszanie konstytucyjnej zasady trójpodziału władzy;
- uchybianie obowiązującym standardom stanowienia prawa (podejmowanie uchwal w Sejmie w trybie naruszającym prawo posłów do analiz i dyskusji, w nocy);
- pogorszenie statusu Polski w Unii Europejskiej;
- nadawanie państwu charakteru narodowo-katolickiego;
- odmowa udziału w solidarnym regulowaniu kryzysu migracji w Europie.
Partnerem organizacyjnym cyklu debat w tej Uczelni jest WCIES (Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń". Jego dyrektor - Arkadiusz Walczak nawiązał do mającej miejsce przed miesiącem sytuacji strajkowej, po której nauczyciele nie są już tacy, jak przed strajkiem. Konsekwencje są różne. To, co się stało, było wyrazem odpowiedzialności i solidarności. Nastąpiło jednak po strajku poważne pęknięcie. Nauczyciele nie chcą ze sobą rozmawiać, podawać sobie ręki.
Nic dziwnego, że do tej sytuacji nawiązywało wielu mówców. Otwierający obrady JM ks. dr hab. Bogusław Milerski prof. ChAT przywołał rozumienie relacji między edukacją a polityką. Ta ostatnia powinna być racjonalną troską o dobro wspólne, a nie w kategoriach partyjnych. Tyle tylko, że to wyobrażenie o DOBRU WSPÓLNYM zmieniało się. Na początku dobro wspólne było urzeczywistniane przez państwo, przez Kościół, przez instytucje, ale to się zmieniało w toku dziejów, szczególnie na przestrzeni XIX i XX wieku.
Przełomem było dzieło Johna Deweya, który pisał, że to już nie państwo uosabia dobro wspólne, ale reguły życia społecznego wymagające uzgodnień. Kształcenie i wychowanie szkolne nie może dotyczyć tylko tradycyjnego kanonu kulturowego. Musi kierować się odpowiedzialnością za kształt życia społecznego. Stąd wychowanie demokratyczne, wychowanie do demokracji - mówił B. Milerski.
"Szkoła nie jest taka, jakie są reguły życia społecznego, ale reguły życia społecznego są takie, jaka jest kultura kształcenia i wychowania w szkołach. Stąd niesłuchanie ważne jest przejęcie odpowiedzialności przez szkołę nie tylko za kanon kulturowy, ale również za kształt życia społecznego. W tym nurcie szkoła nie może być inna, ona musi być laboratorium demokracji, szansą na doświadczanie jej reguł tu i teraz. Szkoła jest laboratorium społecznego życia, miejscem dialogu i sporów, jeśli chcemy żyć w świecie demokratycznym.
Wychowanie - jak pisał Theodor Adorno - jest miejscem doświadczania i uczenia się wyrażania sprzeciwu oraz prowadzenia do zmian społecznych, do konstruktywnej afirmacji wartości.
Czego doświadczyli nauczyciele, uczniowie i ich rodzice w czasie, kiedy konieczne do realizacji postulaty nauczycielskiego środowiska zostały zmiażdżone przez aparat cynicznej władzy, także w wyniku zdrady Sekcji Oświaty NSZZ "Solidarność". W imię walki politycznej z lewicowym ZNP była już minister Anna Zalewska wykorzystała sztab służb państwowych do pozorowania dialogu, konsultacji, by pokazać całemu środowisku nauczycielskiemu, że dla partyjnej władzy nie ma ono żadnego znaczenia.
Jak w państwie quasi totalitarnym nauczyciele mają być marionetkami w politycznej grze o utrzymanie władzy, która nie znosi żadnego protestu, racjonalnej krytyki traktując szkoły jako przestrzeń własnej dominacji, politycznych i finansowych zysków dla partyjno-oświatowej nomenklatury.
Szkolnictwo w III RP jest tylko częściowo publiczne i silnie upartyjnione w strukturach zarządzania w dokładnie takim samym znaczeniu, jakie miało miejsce w doktrynie i praktyce bolszewickiego systemu wykorzystywania przez rządzących powszechnego obowiązku szkolnego do manipulowania – za pośrednictwem dzieci, młodzieży i ich rodziców – dużą częścią społeczeństwa w imię zmieniania czy utrwalania nowego ustroju politycznego.
W ciągu minionego ćwierćwiecza niemalże każda rządząca partia polityczna potwierdziła swój wizerunek jako władzy odwracającej się od obywateli, antysolidarnościowej, tolerującej patologię we własnych strukturach i generującej ją w życiu publicznym, bezkrytycznej wobec własnych błędów i wypaczeń, nasilającej brutalizację kampanii wyborczych i niespełniającej składane społeczeństwu obietnice, nastawionej wyłącznie lub w dużej mierze na interesy własnych elit partyjnych, nowej klasy nomenklatury politycznej, sprzyjającej korupcji i bezpodstawnemu merytorycznie sprawowaniu kluczowych funkcji w administracji państwowej czy samorządowej.
Mimo odzyskaniu wolności żyjemy w nieustannej wojnie „polsko-polskiej”: „MEN-sko-nauczycielskiej”, „kuratoryjno-samorządowej”, „samorządowo-kuratoryjno-dyrektorskiej”, „nauczycielsko-uczniowsko-rodzicielskiej” itp. W Polsce nie ma dialogu polityków, władzy ze społeczeństwem, a więc podejmowania prób uzyskania porozumienia z narodem, gdyż dominuje typ pseudodialogu, a więc komunikacji rządu ze społeczeństwem nastawionej na osiągnięcie określonego celu, w którym liczy się przede wszystkim sukces, gdyż „[...] dominuje elitystyczny i medialny (K.W.) model dyskusji publicznej (który) wyklucza z dialogu liczne kategorie społeczne (K. Wódz, Dyskurs publiczny – dialog obywatelski – partycypacja publiczna, w: Governance i wyzwania partycypacji publicznej, red. K. Wódz, P. Kulas, Dąbrowa Górnicza 2012, s. 35).
Prof. dr hab. Tadeusz Zieliński z ChAT Tadeusz Zieliński dokonał analizy dyskursu ustrojowego w Polsce od 2015 pod kątem postulatów \, jakie zostały sformułowane w Karcie Edukacji Obywatelskiej i Edukacji o Prawach Człowieka Rady Europy.
Uczestnicy takiej debaty kształcą też społeczeństwo, toteż nie można być obojętnym na jej obecny kształt, który nabrał destrukcyjnego charakteru. Wynika z niego, że nasze państwo przekształca się w wyraźnie odmiennym kierunku od ugruntowanych rozwiązań prawnych w Europie, czego przejawem jest m.in.:
- naruszanie konstytucyjnej zasady trójpodziału władzy;
- uchybianie obowiązującym standardom stanowienia prawa (podejmowanie uchwal w Sejmie w trybie naruszającym prawo posłów do analiz i dyskusji, w nocy);
- pogorszenie statusu Polski w Unii Europejskiej;
- nadawanie państwu charakteru narodowo-katolickiego;
- odmowa udziału w solidarnym regulowaniu kryzysu migracji w Europie.
Od czasu pokoju augsburskiego zawartego w 1555 r. przyjęto zasadę "Cuius regio eius religio". A jako że Polonia semper fidelis, więc i tradycja narodowo - katolicka od wieków Polskę tworzyła. A że wielu osobom jest to nie po drodze - trudno - trzeba wrócić do swojego Księstwa lub Cesarstwa i będzie taka religia, jakiej sobie Chrześcijanie - Protestanci i Prawosławni życzą, a także wyznawcy innych konfesji. Ogólnie - w historii bycie Polakiem oznaczało bycie katolikiem. Przechodzenie na inną religię było zdradą nie tyle Kościoła, co Polski. Zatem nikt Polsce nie nadaje charakteru narodowo - katolickiego, bo Polska od 1000 lat taki właśnie charakter ma. I to właśnie ten Kościół Katolicki przyczynił się do przetrwania Polski i polskości i wyrywania Kraju nad Wisłą z okowów niewolnictwa w X wieku i zaborów w XX wieku. I z tego punktu widzenia, to tego typu wnioski, jak zamieszczone powyżej, są dla Polski szkodliwe i nie mają nic wspólnego z edukacją, ale raczej z interesem innych Kościołów i Państw. A zatem owszem trzeba się uczyć, ale też samodzielnie myśleć - tak po polsku i po katolicku.
OdpowiedzUsuńBardzo trafnie Anonimowy to zauważył, przeoczył tylko to, że Polska przestała być monarchią (nawet w 1555 mało już absolutną), a stała się demokracją.
Usuń"Cuius regio eius religio" dziś oznacza, że religią w państwie jest religia nie władcy, ale wyborców. A ci w znacznej części są zupełnie indyferentni religijne, a niekatolickich, ale intensywnie wierzących w najróżniejsze religie, jest nie mniej, niż tych, co co roku w Sierpniu pielgrzymują do Częstochowy. Jedynym rozwiązaniem, akceptowalnym przez zateizowane i mieszane społeczności, jest przesunięcie religii ze sfery państwowej w zupełnie prywatną.
A tu mój Szanowny Interlokutorze przeoczyłeś fakt, iż religia jest istotną instytucją życia społecznego i jednym z istotnych miejsc integracji społecznej. Poza tym pełni funkcję kulturotwórczą. A zatem przesuwanie religii w sferę prywatną jest zabiegiem... hm... atomizującym społeczeństwo. Owszem pasuje to do założenia "dziel i rządź", ale czy na tym właśnie polega demokracja czy demolacja społeczna i kulturowa?
Usuń"niesłychanie ważne jest przejęcie odpowiedzialności przez szkołę nie tylko za kanon kulturowy, ale również za kształt życia społecznego"
OdpowiedzUsuńJak pięknie to brzmi! Tylko co to znaczy? Kto ma przejąć i od kogo odpowiedzialność? Kto dziś jest odpowiedzialny za ów kształt życia społecznego? Prezydent? Premier? Burmistrz? Biskup? Proboszcz? Właściciel fabryczki? Zarządy Polsatu, TVN i TVP? Właściciel galerii handlowej? Pan Ziutek, ojciec trojga dzieci, pijący piwo pod sklepem? Pan Tadzio, kierowca autobusu?
A przejąć ma szkoła, czyli kto? Minister? Burmistrz? Kurator? Dyrektor szkoły w Pcimiu? Czy pani Zosia, wychowawczyni IIc? Czy ma to być odpowiedzialność zbiorowa wszystkich nauczycieli? I na czym ma i może polegać odpowiedzialność pani Zosi za kształt życia społecznego?
Odpowiedzialność społeczna - to jest kształtowanie rozumienia konsekwencji własnych wyborów, to kształtowanie wrażliwości moralnej, szacunku wobec innych, również mniejszości, to szukanie konsensu, ale z poszanowaniem praw jednostek. Ot po prostu - to pewna kultura życia, także życia szkolnego. I do tego nie jest potrzebny - jak pisze Anonimowy "Premier, Biskup, właściciel fabryczki czy Pan Ziutek". Odpowiedzialność to nie kwestia dyrektywnego zarządzania życiem społecznym przez autorytet "Pana Ziutka".
UsuńAnonimowy: "Kto ma przejąć i od kogo odpowiedzialność?". Pytanie Anonimowego jest zupełnie nietrafne. Jeżeli ktoś zadaje pytanie o to, kto ma przejąć odpowiedzialność i szuka takich predestynowanych osób bądź instytucji, to żyje w trochę "dawnym" świecie. Moja odpowiedź brzmi bardzo prosto - my. I właśnie dlatego potrzebujemy szkoły odpowiedzialnej społecznie.
PS. Inną kwestią jest tworzenie zabezpieczeń, aby referendalna demokracja nie przekształciła się w dyktaturę, także dyktaturę w konkretnej społeczności szkolnej.
Na czym miałoby polegać "przejęcie odpowiedzialności" nawet w sensie takiej "odpowiedzialności społecznej"? Na tym, że teraz pan Ziutek będzie już zwolniony z wrażliwości moralnej, szacunku i poszanowania, bo "szkoła" (znaczy kto? my??? znaczy my, czyli kto konkretnie?) te zadania od niego przejmie?
UsuńNiby klarowna kategoria a w dyskusji akademickiej porozkładana na części pierwsze i rozmydlona. Odpowiedzialność dla zwykłego człowieka jest imperatywem moralnym. Odpowiedzialny uczeń to uczeń obowiązkowy i zdolny do ponoszenia konsekwencji swojego postępowania - nie będzie systematycznie powtarzał słówek z języka obcego i rozwiązywał tysiące zadań matematycznych, czytał metry książek nie dostanie się na studia, proste. Takiej odpowiedzialności za własne uczenie się i rozwój uczymy od małego, najlepiej przez sport, aktywność wolontarystyczną, harcerstwo, szukajmy dobrego środowiska wychowawczego , w którym ta cnota jest kształtowana. Odpowiedzialny obywatel
Usuńoszczędza zasoby prąd, papier i wodę. Jest nadzieja w młodych. Młodzi ludzie przejmują odpowiedzialność za kształt świata, np. w obszarze walki o czyste środowisko przyrodnicze. Profesor Milerski ma rację dziś podobnie jak dobro wspólne rozumienie odpowiedzialności zmieniło się a raczej wymaga wskazania nowych wymiarów odpowiedzialności, trzeba po prostu uczyć odpowiedzialności, konsekwentnie egzekwując jej przejawiania przez dziecko w domu, szkole, instytucji.
Kategoria 'odpowiedzialności', a zwłaczacza 'przejmowania odpowiedzialności' nie jest ani trochę klarowna.
Usuń'Odpowiedzialności' rozumianej jako imperatyw dbania o juakoś tam rozumiane dobro wspólne nie można jednak przejąć! 'Przejęcie' oznacza, że ktoś ją miał, a w wyniku przejęcia stracił, za to nabył ją teraz ktoś inny - szkoła.
Pozostaje cały czas też pytanie, czym jest "szkoła", która miałaby przyjąć (raczej niż przejąć) taką odpowiedzialność. Teraz słyszę, że to "młodzi ludzie przejmują odpowiedzialność za kształt świata". No to przejąć/przyjąć ma szkoła, czy jej uczniowie?
Czy "odpowiedzialność społeczna" jest czymś istotnie różnym od "odpowiedzialnośći bezprzymiotnikowej"? Jeśli tak, to należało o "odpowiedzialności społecznej" od razu pisać, a nie rozmydlać to w pisaniu o "odpowiedzialności". Nie prościej i jaśniej byłoby nazwać to kulturą osobistą?
OdpowiedzUsuńNie chodzi o zarządzanie. Ale o odpowiedzialność. Przed kim odpowiada pan Ziutek i na jakiej podstawie? Z jakimi grożącymi mu sankcjami? I kto ma przejąć od niego na siebie tę odpowiedzialność? Kogo będziemy pociągać do odpowiedzialności ("szkołę" czy konkretne osoby?) jeśli kształt życia społecznego nie ulegnie żadnej zmianie przez następne lata?