Pisarz i poeta Jarosław Marek Rymkiewicz stwierdził w rozmowie z Jackiem i Michałem Karnowskimi: "Rosjanie nami gardzą i nie muszą się z nami liczyć. (…) Mogą z nami zrobić, co im się podoba, mogą zamordować każdego, kto im w jakikolwiek sposób przeszkadza. (..) Rosjanie zawsze mogą liczyć na to, że znajdą w Polsce zdrajców, kolaborantów, którzy będą z nimi współpracowali".
Każde tego typu uogólnienie jest mocno przesadzone, bowiem żaden naród en block nie ma tak jednoznacznie określonych postaw wobec innego narodu. Pozwala jednak wyostrzyć postrzeganie postaw politycznych sprawujących władzę, dla których różnice narodowe, wyznaniowe, światopoglądowe itp. są świetnym środkiem do sterowania społeczeństwem, by zdobyć lub utrzymać swoją pozycję.
Wróciłem z Litwy, gdzie po wyborach podsumowywano ich wyniki. Jakież było moje zdumienie, kiedy dowiedziałem się z wileńskiej prasy o zwycięstwie "Bloku Waldemara Tomaszewskiego" w drugiej turze wyborów prezydenckich, jakie tam odbywały się razem z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Ubiegająca się o reelekcję bezpartyjna Dalia Grybauskaite wygrała w tych wyborach uzyskując poparcie konserwatystów i8 liberałów (57,9%). Jej konkurentem był socjaldemokrata Zigmantas Balcytis popierany m.in. przez mniejszość polską. W tym być może nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Polacy wprowadzili do Parlamentu Europejskiego swojego rodaka Waldemara Tomaszewskiego dzięki zawarciu koalicji z... Rosjanami. Polak skupił wokół siebie członków społeczności rosyjskiej, tatarskiej, białoruskiej i in. mniejszości narodowych. Wyrazy wdzięczności swoim wyborcom opublikował w języku polskim, a w prasie rosyjskojęzycznej - po rosyjsku.
Co tu się dziwić, że na każdym niemalże kroku jesteśmy tam nielubiani, a z pamięci historycznej wymazywane są wszelkie związki Litwy z Polakami. Rajmund Klonowski słusznie skomentował w Kurierze Wileńskim wyniki tych wyborów wraz z udziałem w nich prorosyjskich działaczy politycznych i społecznych na Litwie naszej narodowości:
"Dwie dominujące na scenie partie - Związek Ojczyzny i Partia Socjaldemokratów - to faktycznie postkomunistyczne partie władzy, które o deklarowanych wartościach co i rusz zapominają, na rzecz doraźnych korzyści. (...) po wyborach -nie wyborach prezydenckich wybieraliśmy nie program czy osobę, a w zasadzie tylko płeć komunistycznego aparatczyka, który na kolejne pięć lat zajmie stołek w pałacu prezydenckim". (Kurier Wileński 2014 nr 100, s,3). Mickiewicz nie jest dla Litwinów Polakiem, nie mówiąc o innych twórcach kultury, naukowcach czy artystach. Z trudem można odnaleźć w Wilnie ślady polskości. Chyba tylko na Rossie, ale i tam wytłuczono krzyże na nagrobkach, symbole pochowanych żołnierzy AK.