22 listopada 2013
Sorry, nauczycielu SORE
Polska oświata uwielbia nowinki tym bardziej, gdy stare idee mają nowe opakowanie. Nauczyciele doskonalą się najczęściej indywidualnie, nierzadko asekuracyjnie, w oderwaniu od doraźnych problemów i miejsca swojej szkoły, o ile pozwalają im jeszcze na to własne środki finansowe. Jak wiadomo MEN zmniejszył środki budżetowe na ten proces. Świadectwa z kolejno kończonych kursów, warsztatów czy studiów nauczyciele kolekcjonują jak znaczki pocztowe w „klaserze” swojego zawodowego dorobku (portfolio)do własnego awansu, na wypadek grożącej im rotacji czy zwolnienia z pracy. Szkoleniowe rady pedagogiczne, wzorem lat PRL, czyli okresu pozorowanej pracy, miały i wciąż jeszcze w większości szkół mają swój wymiar czysto administracyjny, to znaczy muszą się odbyć, co powinno zostać odnotowane w stosownej dokumentacji dyrektora szkoły. W istocie rady te, to swoistego rodzaju „wywiadówki”, w trakcie których omawia się sprawy wynikające z bieżących zarządzeń czy polityki władz oświatowych oraz „dobrze widziane przez te władze” tematy wiodące np. narkomania, agresja, profilaktyka zdrowia itp.
Mieliśmy kilkanaście lat temu najpierw podporządkowane centralistycznym imaginacjom kaskadowe doskonalenie nauczycieli w ramach programu "Nowa Szkoła" czy "KREATOR", potem pojawiła się idea wewnątrzszkolnego doskonalenia nauczycieli (WDN) jako nowa forma podnoszenia ich psychopedagogicznych i zawodowych kompetencji. Wskazywano na takie cele WDN, jak:
• wspólny, celowy, planowy, cykliczny i adekwatny do warunków funkcjonowania szkoły proces nieustannego uczenia się członków rady pedagogicznej,
• powstawanie innowacji i zmian pedagogicznych w samej szkole, „od wewnątrz”,
• poprawa interakcji i dobrej komunikacji w środowisku szkolnym, rozwój współpracy,
• zespołowe rozwiązywanie problemów edukacyjnych, stałe ulepszanie koncepcji programu kształcenia lub wychowania,
• organizowanie zajęć i sposobu kierowania szkołą itp.
Zaletą WDN było zorientowanie go na każdego nauczyciela jako podmiotu procesu uczenia się lub projektowanych zmian, stymulowanie nauczycieli do samowychowania, wspieranie procesu uspołecznienia szkół, stwarzanie warunków do autentycznych innowacji pedagogicznych, integrowanie zespołu nauczycieli wokół postawionych celów, budowanie dobrego klimatu szkoły, podnoszenie poczucia odpowiedzialności za jakość kształcenia i wychowania, itp.
Dla potrzeb realizowania w szkołach WDN specjalnie kształciliśmy moderatorów, którzy przychodzili do szkół z inicjatywą przeprowadzenia dla nauczycieli bezpłatnego doskonalenia zawodowego w ramach cyklu spotkań warsztatowych. Jedni sami dokonywali wyboru szkoły do moderowania i usiłowali pozyskać ze strony dyrekcji oraz grona pedagogicznego przychylne przyjęcie, zrozumienie i gotowość do współpracy, inni zaś byli do tych szkół kierowani przez ośrodki metodyczne czy nadzór pedagogiczny. Celem ich oferty było animowanie warunków do zdiagnozowania i opracowania rozwoju szkoły w tej sferze jej funkcjonowania na co dzień, w której pojawiają się poważne problemy. Moderatorzy chcieli być potrzebni innym, gdyż w toku specjalistycznych szkoleń dowiedzieli się, że jest to jedna z możliwych i aprobowanych przez władze oświatowe form podnoszenia psychopedagogicznych kwalifikacji nauczycieli niejako z wnętrza szkoły, oddolnie, w ramach współpracy ze sobą, z uczniami i ich rodzicami.
Za tego typu ofertą ustawicznej (auto)edukacji dla nauczycieli przemawiały m.in. takie jej założenia:
wspieranie procesu demokratyzacji i humanizacji życia szkolnego,
potrzeba autentycznego, dobrowolnego uczestniczenia członków rady pedagogicznej w rozwiązywaniu doraźnych i długofalowych zadań, związanych z wprowadzaniem zmian w szkole;
integrowanie zespołów pedagogicznych wokół głównych założeń reformy edukacji i własnych potrzeb zmian czy innowacji, szybkie reagowanie na lokalne potrzeby zmian i nowatorstwa pedagogicznego;
zwiększanie pedagogicznej autonomii szkoły przez przyjęcie na siebie ciężaru odpowiedzialności za jakość realizowanych przez nią funkcji edukacyjnych;
wzmocnienie ilości i częstotliwości spotkań, konsultacji, negocjacji w społeczności wewnątrzszkolnej wokół spraw dla niej żywotnych, poprawa relacji międzyludzkich z większym nasyceniem ich procesami współpracy;
wykorzystanie potencjału autoedukacyjnego nauczycieli do upowszechniania w ich gronie profesjonalnych doświadczeń i osobistych kompetencji psychospołecznych;
nieodrywanie nauczycieli w toku procesu doskonalenia od ich miejsca pracy, a przez to także obniżanie kosztów i czasu uczestnictwa w nim.
Po latach odnajduję w portalu edunews tekst nauczyciela, który uczestniczył w procesie doskonalenia go do aktywności wg modelu WDN, a teraz zastanawia się, na co mu to było, skoro mało kogo już w poddawanej centralistycznym zmianom szkole obchodzi oddolne, wewnątrzśrodowiskowe, wspólnotowe i niezależne od nadzoru rozwiązywanie problemów społecznych, dydaktycznych czy wychowawczych. Rozżalony nauczyciel pyta i komentuje zarazem:
Gdzie są absolwenci WDN? Jakiż to splot działań ludzkich uniemożliwił im funkcjonowanie? Dlatego pocieszyć chcę wszystkich krytykantów SORE – za kilka lub kilkanaście lat i wy się załapiecie, pieniędzy do zmarnotrawienia w oświacie jest paradoksalnie dość dużo. Jest mnóstwo programów wymyślanych przez nie wiadomo kogo, gdzie może zaistnieć, a które niczego nie zmieniają i nie zmienią w sytuacji ucznia i nauczyciela (jakoś tak nam uciekają pieniądze, które można by sensownie wydać na edukację...).I klientowi SORE i oferentowi brak podstaw zawodowych, które powinien zdobyć podczas studiów było nie było magisterskich. Gdyby te podstawy mieli, to nie wyważaliby drzwi dawno otwartych przez Montessori, Freneta i Steinera oraz Kamińskiego – na ten przykład.
Sorry, uczestnicy SORE - a więc Szkolni Organizatorzy Rozwoju Edukacji. To też jest tylko na chwilę, by skonsumować unijne dotacje. W czasach, gdy kształciliśmy do modelu WDN nie było tak łatwo o dofinansowanie, toteż koszty udziału w studiach z WDN musieli pokrywać sami nauczyciele lub ich nadzór pedagogiczny.