Dotyczy to szczególnie tych, którzy zbyt dużo zawdzięczają właśnie tym, których dokonania lekceważą. Nie tylko przez ostatnie dwa dni to obserwuję niestety...
Ma profesor rację: są tacy niby wielcy, a jednak jakże mali. Nie potrafią poradzić sobie z własną starością, koniecznych odchodzeniem, bo i tego godnie nie chcą czynić. Muszą zatem nieustannie pomniejszać tych, którzy są wartością samą w sobie, wpisywać ich w relacje antagonistyczne, by intrygami, pomówieniami, obrzydliwymi insynuacjami podkreślać jak oni są wielcy. Jednej osobie mówią o kimś dobrze, po czym po kilku godzinach lub dniach oczerniają ją. Takie schizofreniczne i coraz bardziej psychopatyczne karły w nauce. Tak niszczą własny dorobek i tracą szacunek, bo przecież jak jest, każdy, kto uczciwy, widzi.
W zasadzie mam jedną refleksję, środowisko Pedagogiczne* nie potrzebuje innych "wrogów" samo siebie jest w stanie niszczyć, permanentnie i skutecznie. Nie jest Mu potrzebne "jakieś" Kuratorium, czy któreś z Ministerstw, negujące lub zakłócające porządek. Wystarczy, że zajrzy się na Wydziały i do Katedr. Poziom antagonizmów wrzących dookoła przykrywany łagodnym uśmiecham i błahymi pytaniami... jest to nad wyraz, nadzwyczaj obłudne.
Niestety, ten stan rzeczy nie zmieni się dzięki zmianie pokoleniowej, obawiam się, że zostanie poniesiony niczym kaganek, przez kolejne pokolenia młodych (wzrastających w tym klimacie) pedagogów. Ci ostatni i tak żyjąc w stresie, "czy uda im się zostać na uczelni" już na poziomie studiów doktoranckich walczą między sobą wszelkimi metodami, zazwyczaj ostatnią metodą jest poziom ich badań i tekstów...
A wystarczyłoby zapożyczyć sobie treść zobowiązania instruktorskiego...
/-/Druh *z pełną premedytacją z wielkiej litery, dla podkreślenia rangi tej Pedagogiki.
Tak jest w każdym środowisku naukowym, jeszcze silniej występuje to zjawisko w klanie medycznym, gdzie jednio donoszą na drugich do prokuratury. Tak więc w pedagogice jest i tak nieźle.
Zgadzam się, choć tylko w części, gdyż to właśnie środowisko medyków :-) (znane mi także) jest na zewnątrz monolityczne, silnie skonsolidowane, walczące o swoje.
A pedagodzy? Pedagodzy nawet nie próbują mówić jednym głosem.
Dobry wieczór.
OdpowiedzUsuńJa również Panie Profesorze, a przyglądałem się "owym tym" przez ostatnie dwa dni, nawet przez kilka godzin.
Pozdrawiam
/-/Druh
Dotyczy to szczególnie tych, którzy zbyt dużo zawdzięczają właśnie tym, których dokonania lekceważą. Nie tylko przez ostatnie dwa dni to obserwuję niestety...
OdpowiedzUsuńMa profesor rację: są tacy niby wielcy, a jednak jakże mali. Nie potrafią poradzić sobie z własną starością, koniecznych odchodzeniem, bo i tego godnie nie chcą czynić. Muszą zatem nieustannie pomniejszać tych, którzy są wartością samą w sobie, wpisywać ich w relacje antagonistyczne, by intrygami, pomówieniami, obrzydliwymi insynuacjami podkreślać jak oni są wielcy. Jednej osobie mówią o kimś dobrze, po czym po kilku godzinach lub dniach oczerniają ją. Takie schizofreniczne i coraz bardziej psychopatyczne karły w nauce. Tak niszczą własny dorobek i tracą szacunek, bo przecież jak jest, każdy, kto uczciwy, widzi.
OdpowiedzUsuńR.
W zasadzie mam jedną refleksję,
OdpowiedzUsuńśrodowisko Pedagogiczne* nie potrzebuje innych "wrogów"
samo siebie jest w stanie niszczyć, permanentnie i skutecznie.
Nie jest Mu potrzebne "jakieś" Kuratorium, czy któreś z Ministerstw, negujące lub zakłócające porządek.
Wystarczy, że zajrzy się na Wydziały i do Katedr.
Poziom antagonizmów wrzących dookoła przykrywany łagodnym uśmiecham i błahymi pytaniami... jest to nad wyraz, nadzwyczaj obłudne.
Niestety, ten stan rzeczy nie zmieni się dzięki zmianie pokoleniowej, obawiam się, że zostanie poniesiony niczym kaganek, przez kolejne pokolenia młodych (wzrastających w tym klimacie) pedagogów. Ci ostatni i tak żyjąc w stresie, "czy uda im się zostać na uczelni" już na poziomie studiów doktoranckich walczą między sobą wszelkimi metodami, zazwyczaj ostatnią metodą jest poziom ich badań i tekstów...
A wystarczyłoby zapożyczyć sobie treść zobowiązania instruktorskiego...
/-/Druh
*z pełną premedytacją z wielkiej litery, dla podkreślenia rangi tej Pedagogiki.
Tak jest w każdym środowisku naukowym, jeszcze silniej występuje to zjawisko w klanie medycznym, gdzie jednio donoszą na drugich do prokuratury. Tak więc w pedagogice jest i tak nieźle.
OdpowiedzUsuńPiotr
Zgadzam się, choć tylko w części, gdyż to właśnie środowisko medyków :-) (znane mi także) jest na zewnątrz monolityczne, silnie skonsolidowane, walczące o swoje.
OdpowiedzUsuńA pedagodzy? Pedagodzy nawet nie próbują mówić jednym głosem.
/-/Druh
... sami snujemy ów "czad".
OdpowiedzUsuń/-/Druh