10 kwietnia 2013

Odsłona fałszywej troski MNiSW o studentów


W krajach Unii Europejskiej dofinansowywane są podręczniki akademickie ze środków publicznych, o ile ich nakłady nie przekraczają 1500 egzemplarzy. Stanowi to oczywistą i uzasadnioną proceduralnie formę opieki państwa nad sferą edukacji. Tak jest we wszystkich krajach UE, tylko nie w Polsce w wyniku zaniedbań ze strony MNiSW. Polska skorzystała z odpowiednich procedur akcesyjnych (art. 88 ust. 3 Traktatu WE) na dofinansowanie podręczników akademickich w latach 2004-2006, uzyskując akceptację na wydatkowanie z budżetu państwa środków na ten cel. Tak tez się stało. Kto aplikował o takie środki, otrzymał dofinansowanie, a było to w okresie dzisiaj ocenianym negatywnie. Czyżby w tej kwestii te oceny były słuszne?

Z dniem 1 stycznia 2007 r. polski rząd wnioskował do UE o przedłużenie terminu na realizację tego programu do 31 grudnia 2012 r., uzyskując stosowną akceptację. Ba, minister B. Kudrycka - przejmując po PiS resort, powinna kontynuować proces wspomagania polskiej nauki w tej właśnie formie. Początkowo zachęcała wydawców do składania do MNiSW wniosków o dofinansowanie konkretnych projektów w ramach wniosków, których wypełnienie obłożone zostało szczególnymi kryteriami. No i dobrze, bo przecież chodzi o to, żeby nie wydatkować środków publicznych na rozprawy, które z podręcznikami akademickimi nie mają wiele wspólnego, natomiast są pretekstem dla wydawców do sięgnięcia po środki budżetowe.

Doskonale pamiętam, że ogłoszony przez MNiSW termin składania wniosków przez zainteresowanych tym wydawców był w 2012 r. bardzo krótki. Komitet Nauk Pedagogicznych PAN przygotował dokumentację, która spełniała wszystkie kryteria. Niestety, w maju pojawił się na stronie resortu komunikat, że w 2012 r. nie będą udzielane w tym zakresie żadne dotacje, a minister prosi o nieskładanie nowych wniosków. Bez wyjaśnienia. Nie, i koniec!

Kulisy prawdy ujawnił dr Andrzej Nowakowski (dyrektor Wydawnictwa Universitas, dyrektor generalny SAiW Polska Książka):

Urzędnicy MNiSW całkowicie zapomnieli o unijnych zobowiązaniach i w najlepsze przyjmowali wnioski wydawców o dofinansowanie rzeczonych podręczników, których termin przypada na rok 2013. (…) Okazało się, że Polska jako jedyne zainteresowane państwo nie zgłosiła żadnego nowego projektu rozporządzenia do unijnej akceptacji od 2007 roku. Wszystkie państwa członkowskie UE – poza Polską! – już dawno problem rozwiązały, bez najmniejszych przeszkód ze strony Unii. (A. Nowakowski, Winne ministerstwo, Biblioteka Analiz 2013 nr 3, s. 3).

Co ciekawe, w budżecie MNiSW zaplanowano na ten cel sumę ponad 8 milionów zł. Ktoś w resorcie zorientował się dopiero w grudniu 2012 r., że takie rozporządzenie powinno powstać, gdyż inaczej nie będzie podstawy do wydatkowania przewidzianych na ten cel środków. Sklecono „na kolanie” projekt aktu wykonawczego, który – zdaniem A. Nowakowskiego – był kuriozalny, gdyż w swej istocie zachęcał do omijania prawa. Zasadnicze zapisy rzeczonego projektu rozporządzenia sprowadzają się do tego, że wydawca musi przygotować do druku książkę, po czym złożyć wniosek o dofinansowanie (nie znając przychodów z dystrybucji, niezbędnej do kalkulacji przedsięwzięcia!), a następnie poczekać minimum pięć miesięcy na decyzję resortu o dofinansowaniu lub niedofinansowaniu. (tamże)

Teraz rozumiem, dlaczego kierownictwo jednego z warszawskich wydawnictw, które było zainteresowane wydaniem serii akademickich podręczników KNP PAN pod redakcją prof. dr hab. Marii Dudzikowej i prof. dr hab. Marii Czerepaniak-Walczak, nagle nabrało wody w usta, kiedy powyżsi redaktorzy nowej serii „Palące problemy” dopytywali się o gwarancje wydania w terminie zamówionych już u konkretnych autorów podręczników. Pewnie niezręcznie było dyrektorowi poinformować nas o tym, że skoro nie będzie z ministerstwa żadnego dofinansowania, to nie jest on zainteresowany przejęciem pełnych kosztów produkcji. Musieliśmy zatem szukać innego wydawcy-sponsora.

Jak broni się w tej sprawie MNiSW? To oczywiste. Winna jest UE. Jak to dobrze, że dr A. Nowakowski zainteresował się, czy to prawda. Po raz kolejny okazało się, że Public Relation tego rządu jest nadmuchiwaniem „bańki mydlanej”, Pękła, Dzięki dociekliwości tych, którzy przestają już wierzyć władzy. W końcu już ukazały się w Polsce podręczniki na temat manipulacji politycznej. Być może władza nie chciałaby, żebyśmy obniżali dzięki możliwym dotacjom ceny podręczników akademickich. Władza sama się wyżywi duchowo. Nawet wiem, kogo polecić MNiSW z byłych rzeczników MEN, by wciskać społecznościom akademickim kit.


Oto odsłona troski MNiSW o polskich studentów. Niech płacą więcej za podręczniki akademickie. Bez dofinansowania muszą być droższe. "Kogo nie boli, temu powoli"?