Uratujmy Stasia naszego pedagoga

Najpierw przytoczę list, jaki otrzymałem od członków Forum Młodych Pedagogów przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN:

Szanowni Państwo, Koleżanki i Koledzy, od lat współpracujemy ze sobą dzieląc się wiedzą i informacjami niezbędnymi w naszym rozwoju naukowym oraz uczestniczymy w naszych prywatnych radościach i smutkach - sprawdza się to znakomicie. Tym razem zwracamy się do Was z prośbą o dar życzliwości i pomocy finansowej dla kilkunastomiesięcznego, chorego Synka naszego kolegi Piotra Mikiewicza, zaangażowanego i oddanego sprawom nauki i środowisku młodych pedagogów, który wraz z Magdą Czubak-Koch przygotowują w tym roku jako sekretarze naukowi Letnią Szkołę Młodych Pedagogów KNP PAN we Wrocławiu.

Jeżeli nie rozliczyliście się jeszcze z podatku, przekażcie proszę Wasz 1% na konto Fundacji przy Klinice Onkologii i Hematologii Dziecięcej "Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową", KRS: 0000086210, cel szczegółowy - Stanisław Mikiewicz.

Zebrane w ten sposób pieniądze będą wykorzystane na refundację leków i materiałów pielęgnacyjnych dla Stasia. Fundacja zbiera pieniądze na pomoc dzieciom, ale też na wybudowanie nowego centrum leczenia raka u dzieci - 30% wpłat na konto imienne dziecka będzie przekazywane też na ten cel. http://www.naratunek.org/ Oprócz przekazania 1% z PIT, można też wpłacać pieniądze bezpośrednio na konto fundacji:
Konto wpłat imiennych 11 1160 2202 0000 0001 0214 2867 - tytuł wpłaty: Stanisław Mikiewicz
Wspólnie wspomożemy małego Stasia!


Za chwilę dokonam przelewu na wskazane konto. Rozliczając się za ubiegły rok wybiorę zatem i to konto, by ratować nie tylko Stasia Minkiewicza, ale może i wesprzeć leczenie innych dzieci chorych na raka. Wolę udzielić w ten sposób pomocy celowej, by nie przeżyć rozczarowania innymi fundacjami, których założyciele od lat oszukiwali Polaków. Niestety, mamy wśród rodaków pewien odsetek oszustów, cwaniaków, złodziei, którzy budują swoje fortuny i lekkie życie na ludzkiej krzywdzie, cierpieniu, a naszym współczuciu. Są też tacy, którzy na ludzkiej naiwności wyłudzają pieniądze w ramach założonych przez siebie tzw. wyższych szkół prywatnych, oszukując studentów i nauczycieli pseudo akademicką ofertą. Nie interesują mnie zatem takie fundacje, które w tak podłych celach zabiegają o 1%, gdzie - jak się okazuje - bossowie niektórych z nich wykorzystują ludzką naiwność, dobroć, poruszenie ludzkich serc dla własnych interesów i zysków. Wyłudzając od podatników pieniądze, które nie trafiają ani do głodnych, ani do samotnych, ani do niepełnosprawnych, ani do ciężko chorych, ani do utalentowanych itd., itd., pozbawiają nas złudzeń i nadziei, ze podmioty o szczytnych celach działań pro publico bono są rzeczywiście takimi na co dzień.

A jednak, jeszcze tli się we mnie zaufanie do opieki medycznej, do niektórych organizacji pozarządowych posiadających status organizacji pożytku publicznego, które na szczęście rozliczają się przed społeczeństwem, są kontrolowane, a zgromadzone na nich środki trafiają rzeczywiście do potrzebujących pomocy.

Są sytuacje w życiu niemalże każdego z nas, że spotykamy się z osobistym dramatem, być może nawet poczuciem bezradności wobec okoliczności ujawnionej nagle terminalnej choroby. Dokładnie dziesięć lat temu moja magistrantka Emilia Bartoszewska pisała swoją rozprawę o formach pomocy nieuleczalnie choremu dziecku. Widać było, że podjęła studia na pedagogice opiekuńczo-wychowawczej nie przez przypadek, ale z osobistej pasji. Zaangażowała się w środowiskową pomoc małym, chorym dzieciom, zgłębiając przy tym wiedzę na temat uwarunkowań, istoty, przebiegu i skutków dramatu ich krótkiego życia, by móc lepiej służyć im swoją pomocą. Jak pisała we wstępie:

Żyjemy w epoce, w której ceni się przede wszystkim młodość, sprawność i sukces. Ludzie pozbawieni tych cech przestają się liczyć w ocenie społecznej i co gorsze czasem również w ocenie własnej. Nieuleczalna choroba, śmierć to zjawiska nie akceptowane społecznie. Ludzie starają się myśleć i żyć, jakby ich nie było, stąd osoby ciężko chore i umierające, swą obecnością kwestionujące tę postawę, są kłopotliwe i niepożądane. Skłaniając do głębszej refleksji nad sensem istnienia naruszają poczucie bezpieczeństwa, wywołują stan niepewności i psychicznego dyskomfortu. Takie reakcje ze strony otoczenia przeżywają bliscy chorego, rozumie je także sam zainteresowany. Człowiek cierpiący i umierający narażony jest z tego powodu na samotność. Nie ma chyba bardziej bolesnego doświadczenia w życiu człowieka, jak cierpienie i umieranie w kompletnym osamotnieniu. Współcześnie pojawia się jednak coraz więcej osób, które dostrzegają autentyczne potrzeby ludzi ciężko, nieuleczalnie chorych, a także problemy ich bliskich. Przychodzą tym ludziom z konkretną pomocą, ofiarując potrzebną im ludzką obecność, która pozwala przezwyciężyć samotność w obliczu zbliżającej się śmierci. Proponują fachową pomoc medyczną, a także wsparcie psychologiczne i duchowe.

Pedagodzy, niezależnie od tego, że zajmują postawę optymizmu i nadziei do końca swojej aktywności rodzinnej i profesjonalnej, także potrzebują wsparcia, zrozumienia i taktownej empatii. Wiem, że im wcześniej jest u małego dziecka wykryta choroba, tym większe są szanse na uratowanie oraz wzmocnienie jego zdrowia, odporności i nadanie mu na długie lata sensu, wartości, które będzie ono realizować w swoim niejako "drugim życiu", tym po wyleczeniu, po odzyskaniu właściwej sprawności.

Głęboko identyfikuję się z rodzicami Stasia i życzę im, jak i innym rodzicom przeżywającym podobne dramaty, by miały one pozytywny finał. A jeśli nasze - nie tylko finansowe - wsparcie doda im sił i otuchy, to będzie oznaczało, że razem budujemy imperium hominis!

Komentarze

  1. Ja też się zaraz się dołączam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomość wysłałam na facebooka.Trzeba działać....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam