Wiceprezydent Miasta Łodzi napisał list do rodziców dzieci pięcio i sześcioletnich, przypominając im, że zbliża się czas podejmowania przez nich decyzji wyboru miejsca, w którym dziecko realizowało będzie edukację szkolną lub przedszkolną. Wprawdzie potwierdza, że jeszcze w tym roku rodzice nie muszą posyłać swoich latorośli do szkoły podstawowej, ale serdecznie do tego zachęca. Nie uspokaja, że w przedszkolach sześciolatkowie znajdą właściwe przygotowanie do edukacji szkolnej, gdyby ona miała nastąpić dopiero za rok.
O przedszkolach w ogóle w tym liście nie ma mowy, bo one już zostały przez polityków, a przede wszystkim przez MEN, skazane na infantylne ochronki, w których dzieci tylko tracą czas na rozwój, bo ten zaczyna się dopiero w szkole. Od kiedy? Od czasu, jak MEN ogłosiło swoją "reformę" obniżenia obowiązku wieku szkolnego do 6 roku życia. Jeszcze do niedawna przyjeżdżali zagraniczni nauczyciele, by gromadzić doświadczenia, uczyć się nowych metod i form pracy z dzieckiem. Podziwiano polską pedagogikę przedszkolną jako tę, która w niczym nie ustępuje niemieckiej, francuskiej czy brytyjskiej, a już na pewno szwajcarskiej.
Dzisiaj edukacja przedszkolna traktowana jest w naszym kraju jak uwstecznianie rozwoju małego dziecka, jak przestrzeń, w której ono tylko spędza czas pod opieką dorosłych nauczycielek, karmiących je, pilnujących, by przebywało codziennie 40 minut na świeżym powietrzu, myło ręce przed posiłkiem i po pobycie w WC oraz by potrafiło powiedzieć innym trzy magiczne słowa: "dziękuję", "poproszę", "przepraszam". Szanse są wyrównane. Dopiero jak sześciolatek pójdzie do szkoły jako sześciolatek, to:
- będzie miał zapewniony równy start,
- spotka w klasie kącik wypoczynkowy, dostosowane meble i pomoce dydaktyczne (chociaż nie pisze się do czego lub do kogo one będą dostosowane?), potrzebne przy realizacji obecnej podstawy programowej,
- otrzyma bogatą ofertę bezpłatnych zajęć dodatkowych, która pozwoli na wszechstronny rozwój zainteresowań dzieci,
- będzie miało możliwość korzystania z nowoczesnych środków multimedialnych, pracowni komputerowych, obiektów sportowych, co da szansę na poznanie i stosowanie od najmłodszych lat nowoczesnych technologii informacyjnych i komunikacyjnych,
- no i jeszcze tylko w tym roku jest możliwość tworzenia mniej licznych oddziałów klas pierwszych złożonych z dzieci sześcioletnich, co nie będzie możliwe za rok.
Dla uwierzytelnienia władze miasta odsyłają rodziców na swoją stronę, gdzie w zakładce "Edukacja" wystarczy kliknąć na baner "Miasto szkół dla maluchów", by przekonać się, że warto tę decyzję podjąć już dziś. Lepiej, by było, gdyby jednak nie umożliwiano rodzicom oglądu zdjęć ze szkół podstawowych, gdyż po obejrzeniu kilku z nich nie posłałbym do nich swojego dziecka. Zajrzyjcie i podziwiajcie:
- w jednej ze szkół podstawowych ławki ustawione są jak w klasie szóstej, co wyraźnie świadczy o tym, że nauczyciel w niej pracujący nie ma pojęcia o przestrzeni pracy z dzieckiem sześcioletnim;
- w innej szkole widać w jak niebywale małym pomieszczeniu zmieszczono kilkanaście ławek tak ciasno poustawianych, że nauczycielka ledwo przesuwa się wzdłuż ściany. Nie ma czym oddychać, nie ma żadnej przestrzeni do swobodnej pracy w małych grupach, bo trzeba by było połowę tych ławek usunąć a wraz z nimi i połowę uczniów;
- w jeszcze innej szkole widać ustawione - jak siedzenia w autobusie PKS - stoliki z krzesełkami, gdzie zamiast okna pojazdu widać włączoną tablicę interaktywną, a obok, na stoliku stoi wygaszony stary telewizor i wideo. Przestrzeń jest tak "zastawiona", że bogactwo ofert edukacyjnych będzie w niej chyba tylko wirtualne, itd., itp.
W większości tych szkół i na większości fotografii nie ma w ogóle dzieci, nie ma życia, nie ma edukacji. To jest jakaś antyreklama. To jest zaproszenie w stylu: zobaczcie, że jeszcze nie warto! U nas będzie to niestety tak wglądać! Siermiężnie, mniej lub bardziej przystrojone wycinankami, obrazkami i fragmentem dywaniku. Klasy pierwsze jednak są na tych zdjęciach "zimne", "szkolne", mało atrakcyjne a najmniej zachęcające, by do nich posłać sześciolatka.
Wszystko pięknie wygląda, ale na reklamach MEN w TVP, które lokuje "produkt reformy" z publicznych pieniędzy, nie dostrzegając tego, że pomieszczeń wielu szkół publicznych nie zamieni się na oddział efektywny wychowawczo i dydaktycznie dla sześciolatków, "pudrując" go tu i ówdzie błyskotkami, tablicą interaktywną czy dywanikiem na nieprawdopodobnie brudnej, wytartej podłodze. To prawda, są też szkoły, w których niezwykle estetycznie urządzono klasy dla pierwszoklasistów - są po prostu śliczne, z właściwą dla koniecznej aktywności dziecka wolną przestrzenią, czyste, znakomicie wyposażone. Niestety, obejrzałem zdjęcia z kilkudziesięciu łódzkich szkół i pomyślałem, że w wielu z nich tak niewiele zmieniło się od 1989 r. Socjalizm pełną gębą. No, ale może chodzi tu o takie wyrównywanie szans...