W środowisku akademickim wchodzimy w semestr letni, a to oznacza, że zaczyna się wśród studentów gorączkowe konstruowanie prac dyplomowych, jeśli chcą złożyć egzaminy licencjackie czy magisterskie jeszcze przed wakacjami. Okazuje się, jednak, że do tej grupy dołączają młodzi i starsi pracownicy naukowi, nauczyciele akademiccy, którzy nieco przestraszeni nową ustawą o stopniach i tytułach naukowych obawiają się utraty szans na awans naukowy. Tak jedni, jak i drudzy, chcą zatem "zmieścić się w czasie". Jak studenci studiów I stopnia nie napiszą w porę swoich prac dyplomowych, to nie będą mogli ubiegać się o kontynuację kształcenia na studiach II stopnia. Oczywiście, mogą jeszcze uczynić to we wrześniu, ale wówczas pozostają im ograniczone możliwości wyboru uczelni, w której chcieliby studiować.
Podobnie jest z naukowcami. Jak nie przeprowadzą kolokwium habilitacyjnego według starej procedury, na którą tak wszyscy ponoć narzekali i zapewniali panią ministrę B. Kudrycką, że dobrze czyni likwidując kolokwium habilitacyjne i wykład habilitacyjny, to są przekonani o czekającym ich rozstaniu z uczelnią. Zgodnie z nowymi kryteriami oceny dorobku naukowego uzyskanie stopnia doktora habilitowanego nie będzie - w tym kontekście - takie łatwe, a tytułu profesorskiego to już niemalże w ogóle. Być może i o to chodziło ministerstwu, by zacząć zmniejszać stan kadrowy w szkolnictwie wyższym, co stałoby się ważnym czynnikiem postępującej już likwidacji tzw. "wsp", czyli szkół prywatnych. Tu zresztą zbiega się wątek studencki, bowiem absolwenci studiów I stopnia, którzy nie uzyskają stopnia zawodowego jeszcze przed wakacjami, nie będą mieli szans na ubieganie się o bezpieczne i pewne studia w uczelniach publicznych. We wrześniu pozostaną im do wyboru marne szkółki prywatne, które "kupią' każdego, byle tylko się ruszał (a i to nie jest konieczne, jak prowadzą e-learning) i miał dyplom oraz kasę. Ogłoszenia w stylu - "u nas za darmo", "u nas dostaniecie tablet" albo "bony do teatru" - są tym, za co i tak każdy studiujący zapłaci.
Renomowane wydawnictwa naukowe uczelni państwowych, jak i prywatne oficyny akademickie mają w tym roku zapewnione zamówienia na drukowanie rozpraw habilitacyjnych czy profesorskich, bowiem do końca wakacji ich wydanie może ułatwić otwarcie przewodu naukowego według "starej" ustawy jeszcze do końca września. Potem pozostaje już tylko nadzieja, że przed wyborami pani ministra "rozmiękczy" nieco wymogi w nowej ustawie lub w ogóle przeprowadzi przez Sejm likwidację habilitacji. Trwa zatem wyścig z czasem. Kto go wygra, dla czyjego dobra i z jakim efektem? Tak studenci, jak i ich nauczyciele mają dylemat: Czy podjąć próbę otwarcia przewodu habilitacyjnego ze świadomością, ze posiadany dorobek nie jest wystarczający czy jakościowo poprawny? Czy przedłożyć promotorowi na chybcika napisaną rozprawę dyplomową, bo a nóż się uda?