16 stycznia 2011

Czy czeka nas „przeoranie” idei uniwersytetów?


Zdaniem prof. Tomasza Szkudlarka tak, jeśli nastąpi upublicznienie wiedzy wytwarzanej w tych instytucjach (wywiad „Gazeta Świąteczna” z dn.15.01.2011). Naukowcy, którzy w myśl tej perspektywy stają się robotnikami wiedzy, nie powinni jej prywatyzować, ale udostępniać innym, najlepiej dla nich bezpłatnie, by na jej podstawie ktoś mógł wytwarzać rzeczy pożyteczne dla innych. A dlaczego wiedza w ogóle ma być opatentowana? – pyta T. Szkudlarek, ale nie daje nam odpowiedzi na pytanie, kto ma gratyfikować robotnikom wiedzy ich pracę, skoro ma być ona publicznie i za darmo dostępna wszystkim?

Wytwarzana przecież w uniwersytetach wiedza jest publiczna, dostępna, gdyż każdy nią zainteresowany może sobie ją zakupić w postaci książki czy uzyskać elektronicznie dostęp do raportu z badań. Ta wiedza nie jest sprywatyzowana. Jest dla tych, którzy jej poszukują i potrzebują. Ci, którzy potrafią z niej korzystać, uczestnicząc w konferencjach naukowych, w sesjach czy międzynarodowych projektach badawczych mają do niej także bezpłatny dostęp, gdyż w większości przypadków ich udział w tych formach wymiany wiedzy jest refinansowany przez macierzyste uczelnie czy zakłady pracy. Słusznie T. Szkudlarek stwierdza, że kończy się idea humboldtowskiego uniwersytetu. „Dzisiejsze poczucie pozoru w edukacji akademickiej to także efekt jej umasowienia. W Polsce ten proces zaszedł bardzo daleko w ciągu kilku lat i jesteśmy bardzo źle do tego przygotowani”.

A jednak, są uniwersytety, które odpowiadają na tego typu oczekiwania. Wprawdzie jeszcze nie w Polsce, ale np. jeden z najlepszych uniwersytetów w Republice Czeskiej Uniwersytet Masaryka w Brnie upublicznia dane, jakich w naszym kraju jeszcze długo nie uświadczymy. Tam idea publicznego uniwersytetu wyraża się m.in. w tym, że każdy może wejść na jego stronę internetową, na której ma dostęp do wszystkich rozpraw bakalarskich i magisterskich wraz z ich streszczeniem w języku angielskim, słowami kluczowymi, pełną ich treścią, a także z opinią promotora i recenzenta. Co ciekawe, opinie o tych pracach wraz z oceną nie są formułowane na wystandaryzowanych formularzach w postaci zbliżonej do kwestionariusza ankiety czy skali.

To tylko w Polsce zaznacza się jednym słowem lub co najwyżej zdaniem własny osąd na temat struktury pracy, zgodności jej tytułu z zawartością, założeń metodologicznych i jakości przeprowadzonych badań czy stopnia innowacyjności podjętej problematyki itp. Brnieńscy promotorzy i recenzenci pracy dyplomowych szeroko omawiają ich treść, metodologię, a także formułują na końcu kilka pytań do autora pracy. Całość, jak pisałem, jest dostępna w internecie. Nie ma zatem w tym kraju aż tak wielkiej paniki moralnej z tytułu plagiatów, gdyż promotorzy mogą bardzo szybko dotrzeć w ten sposób do prac o podobnym tytule, treści czy nawet wynikach badań. Każdy z prowadzonych na wydziałach projekt naukowo-badawczy jest dostępny publicznie, zawiera pełną treść wniosku, jego recenzje oraz wyniki badań. A u nas?