„Nazywam się NIKT i jestem kanclerzem Wyższej Szkoły …. w Z.”
Tak zaczyna się list, jaki otrzymał jeden ze znaczących w pedagogice uniwersyteckich profesorów, któremu proponuje się, by opuścił mury swojej uczelni i zatrudnił się w niepublicznej szkole wyższej. Poziom arogancji osiąga tu szczyty, skoro właściciel szkoły niepublicznej zwraca się do przedstawiciela władzy jednej z jednostek uniwersyteckich, by nie tylko sam zrezygnował z pracy, ale i zachęcił do tego swoich współpracowników. Autor tego listu pisze bowiem, co następuje:
W mojej uczelni mamy dwa kierunki studiów A i B. W związku z uruchamianiem studiów drugiego stopnia na kierunku Pedagogika jestem zainteresowany nawiązaniem współpracy z profesorami lub dr habilitowanymi nauk humanistycznych w dyscyplinie naukowej pedagogika w postaci zatrudnienia na pierwszym etacie. Dlatego pozwalam sobie napisać do Pana Profesora i złożyć propozycję nawiązania ewentualnej współpracy z naszą Uczelnią. Bardzo proszę o odpowiedź”.
Pan NIKT pisze do profesora KTOŚ z pełnym przekonaniem, że jego oferta jest bardziej wartościowa od pracy w szacownym, liczącym kilkadziesiąt lat uniwersytecie. Sądzi zapewne, że stwarza lepsze warunki do pracy, ale nie bierze pod uwagę tego, że jeśli one mają dotyczyć jedynie procesu kształcenia, to trafiają „kulą w płot”, bo jeśli ten KTOŚ nadal chce być KIMŚ, nie zgodzi się na ograniczenie jego dotychczasowej pracy naukowo-badawczej do roli „wyrobnika” godzin dydaktycznych, do bycia pionkiem w tak zwanym „minimum kadrowym”. Już sama nazwa wskazuje, że jeśli KTOŚ miałby być jedynie częścią czyjegoś MINIMUM, to zaprzeczałby swojej dotychczasowej roli, pasji czy zaangażowaniu. Musiałby chcieć zgodzić się być NIKIM, dodatkiem do kogoś, kto sam jest NIKIM. Dać się zredukować do NICOŚCI, to „naukowa śmierć”.
A co proponuje ów właściciel? NICOŚĆ, bo jeśli sądzi, że temu profesorowi zależy na wartościach materialnych, to się myli. Trzeba być NIKIM, trzeba być samemu zredukowanym do wartości najmniej trwałych, by tak myśleć i tak postrzegać kogoś, kto jest KIMŚ. To prawda, że są na rynku profesorowie, którzy dali się utowarowić, jak mówił w swoich wystąpieniach o pacjentach kandydat na Prezydenta RP - Jarosław Kaczyński. Dla nich nie ma miejsca na godność, przyzwoitość, tylko liczy się kasa, bo nie pracując dla uczelni, nic jej nie dając poza własną pozycją i ważnością, która ma ochraniać ich prawo do czerpania jednostronnych korzyści, nie afiliując swoich publikacji i udziału w konferencjach, istotnie podtrzymują przeświadczenie, że tacy są wszyscy. Otóż nie są. Profesor, który mi przekazał informację o wspomnianej powyżej ofercie, nie tylko, że nie odpisał na nią, ale i słusznie ją skomentował: - „do śmieci”.
Znajdzie się jednak taki NIKT, który ją przyjmie. Zły pieniądz wypiera lepszy, ale w tym przypadku chodzi mimo wszystko o to, by ten lepszy (KTOŚ) nie stał się tym złym (NIKIM).