Jechałem na IX Forum Bliżej Przedszkola do Krakowa i zastanawiałem się po drodze, po przeczytaniu relacji prasowych z wyników drugiej części badań PISA z udziałem polskich piętnastolatków, co też wymyślą specjaliści od PR w MEN, żeby przykryć wstydliwy wynik tej diagnozy?
Jeszcze pamiętamy, jak to kilka tygodni temu Premier III RP Donald Tusk wraz z ministrami edukacji narodowej (byłymi - K. Hall i K. Szumilas) zachwycał się znakomitymi wynikami naszej młodzieży z matematyki w ramach międzynarodowego programu OECD/PISA (2012), a tu taki pech przed Wielkanocą. Red. Justyna Suchecka informuje czytelników Gazety Wyborczej zastępując w tym MEN: W dodatkowym teście PISA badającym umiejętność rozwiązywania problemów wzięło udział 1207 spośród 4607 polskich uczniów uczestniczących w głównym badaniu. Wyniki ogłoszono 1 kwietnia 2014 roku. Wypadliśmy słabo. W dodatku mamy większą od średniej grupę uczniów z najsłabszymi wynikami (25,7 proc., przy średniej 21,4 proc.) i znacznie mniejszą od średniej grupę uczniów o najwyższym poziomie umiejętności (6,4 proc., przy średniej 11,4 proc.). W tym jednak przypadku mamy do czynienia z tak samo bezkrytycznym relacjonowaniem PISA-nek, chociaż zapewne z bólem odsłaniającym niewygodny dla władzy wynik, jak i poprzednio. A gdzież są byłe panie minister - K. Hall, K. Szumilas i obecna - J. Kluzik-Rostkowska? Dlaczego nie zorganizowały wczoraj konferencji prasowej z udziałem Premiera Tuska, by wspólnie z narodem otrzeć łzy z powodu kompromitujących polską młodzież wyników PISA 2012?
To ja informuję, że PISA-nki są mocno nieświeże niezależnie od tego, jakie wyniki uzyskują w tej diagnozie polscy, brytyjscy czy amerykańcy piętnastolatkowie. Ta gra fałszywymi kartami kosztuje budżety państw w niej uczestniczących miliony, z których dla uczniów nic nie wynika, podobnie jak dla poprawy jakości kształcenia. Jedyna korzyść dotyczy osób organizujących i przeprowadzających ów pomiar wiedzy i umiejętności uczniów. To rządy państw należących do OECD potrzebują tych badań, których istotą nie jest dociekanie prawdy o edukacji i jej uwarunkowaniach, a wykorzystywanie ich do manipulacji społeczeństwami, by móc realizować cele polityczne pod pozorem troski o wartości edukacji. Celem tego programu, który z nauką niewiele ma wspólnego, jest pozyskiwanie przez polityków uproszczonych danych, które pozwolą im radzić sobie z codzienną rzeczywistością, by ją móc lepiej kontrolować i czerpać korzyści dla własnych środowisk.
Przejawem tych działań jest wybiórcze prezentowanie przez resort wyników osiągnięć z testów wiedzy i kompetencji uczniów, żeby można było mówić i pisać o sukcesach polskiej szkoły. Wcale to nie oznacza, że propagandowo skrojone dane nie są prawdziwe. Konstrukcja zadań testowych wynika z założeń przyjętych przez ekspertów prywatnego konsorcjum międzynarodowego, którzy przyjmują możliwie wspólną dla uczących się w krajach OECD wiedzę i umiejętności, ale pod takim kątem, aby były one niezbędne w życiu dorosłym, na rynku pracy. Ten jednak w każdym kraju jest inny i czego innego oczekuje od poszukujących pracy. W jednym państwie będzie się zwracać uwagę na innowacyjność, umiejętności do współpracy, niezależność, kreatywność, a w innym lojalność, posłuszeństwo, dyspozycyjność i odtwórcze realizowanie wzorów pożądanych zachowań. Tym samym prezentowane wyniki są oderwane od kontekstu społeczno-gospodarczego, kulturowego i tradycji narodowych kraju, w którym ów pomiar był przeprowadzany a są ze sobą zestawiane tak, jakbyśmy wszyscy żyli w takich samych warunkach i mieli być przygotowywani do pracy w niemalże tożsamych okolicznościach i wymaganiach.
Nie wolno na podstawie wyników PISA wnioskować o występowaniu jakiejkolwiek dynamiki osiągnięć szkolnych piętnastolatków, gdyż nie dotyczą one tych samych respondentów w kolejnych latach ich życia i rozwoju. Analitycy PISA na podstawie operacji statystycznych między zmiennymi mogą wnioskować co najwyżej o tym, w jakim stopniu te zmienne są ze sobą „powiązane” lub „nie powiązane”, a więc na ile ten związek między nimi jest silny , słaby lub w ogóle nie występuje. Diagnoza PISA jest badaniem poprzecznym a nie podłużnym. Politycy doskonale o tym wiedzą, ale liczą na brak orientacji obywateli, którzy nie dysponują specjalistyczną wiedzą, by rozpoznać ową manipulację.
Czy sztab PISA-nkowców uważa, że nasi nauczyciele nie potrafią kształcić i w związku z tym trzeba co trzy lata karmić ich marchewką lub okładać batem w wyniku pseudonaukowej interpretacji wyników programu PISA, który niewiele ma wspólnego z procesem edukacji w naszym kraju? Chwalenie czy ganienie kogokolwiek za wyniki PISA jest nonsensowne. Natomiast jakże dobrze nadaje się do realizacji celów politycznych, bowiem jak jest dobrze, to ministrowie są pierwsi do uwodzenia narodu i wygłaszania hymnów samochwalnych, natomiast jak wyniki są złe, to natychmiast uruchamia się krytykę szkoły, w tym przede wszystkim nauczycieli, bo przecież władza jest w porządku.
Ten teatr fikcji i inżynierii społecznej trwa od lat, ale platformersi wyspecjalizowali się w jego scenografii i reżyserce. Profesor Stanisław Dylak z UAM zapytany o powody „zepsucia” PISA-nek w tej części diagnozy stwierdza: „Polski piętnastolatek w normalnym życiu radzi sobie z biletomatem stojącym na ulicy, Ale w szkole, gdy dostaje do rozpracowania system, którego nie zna, to mu nie wychodzi.” W czym zatem jest problem? W wyniku PISA? Czy może w konstrukcji zadań, nieadekwatności ich treści do doświadczeń i wiedzy naszych uczniów? O co tu chodzi? Czy to źle, że polscy 15-latkowie świetnie dają sobie radę w życiu, tylko nie potrafią tego udowodnić w zeszytach z zadaniami PISA? To co jest ważne - testy PISA czy realna wiedza i umiejętności naszych uczniów? Dlaczego mamy ogłaszać albo żałobę narodową albo eksponować zachwyt, bo wyniki PISA raz są byle jakie, a innym razem nie?
Byłem wczoraj z szczęśliwymi nauczycielami wychowania przedszkolnego w Krakowie, na kolejnym już Forum "Bliżej Przedszkola". Doskonale bawili się, ćwiczyli nowe umiejętności, poznawali metody i techniki pedagogicznej pracy z dziećmi. Można im pozazdrościć, gdyż nikt nie może powiedzieć, że złe wyniki PISA są powodem ich zaniedbań czy złej pracy, podobnie jak nie może im przypisać sukcesów piętnastolatków. Ich wartością dodaną jest autentyczna, niekłamana radość dzieci z kolejnego dnia zajęć w przedszkolu oraz szczera wdzięczność ich rodziców. Obrady Forum toczyły się na terenie byłej zajezdni tramwajowej. Były też jajeczka - ale świeże i zdrowe. Alleluja!