Zogniskowanie
analiz do źródeł KBN i dyskursu prasowego z lat 90. XX wieku pozbawia
czytelników szans na zrozumienie tego, co wydarzyło się w ciągu następnego
ćwierćwiecza, to jednak warto przeczytać ten dokument badawczy. Zawarta w nim
analiza jest kluczowa dla dostrzeżenia i wyjaśnienia zmian w polityce bez
polityki naukowej władz naszego państwa.
Raport
został zrecenzowany przez dwóch specjalizujących się w kwestiach naukoznawczych
profesorów uczelnianych: dr hab. Emanuela Kulczyckiego i prof. UAM dr hab.
Dominika Antonowicza, prof. UMK, co nadaje mu wysoką wiarygodność.
Autorzy przyjęli założenie, że fundament dzisiejszej polityki naukowej został ukształtowany w latach 90. XX wieku. Mają tu na uwadze jej język, narzędzia i ograniczenia, które są po dzień dzisiejszy produktem transformacji pierwszej dekady po 1989 roku. To wówczas ustanowiono dyskurs doskonałości naukowej jako centralne narzędzie porządkowania pola nauki, powołano KBN, który w warunkach skrajnych cięć budżetowych stał się laboratorium wprowadzania logiki konkurencji, połączono ocenę jakości z parametryzacją i ilościowymi wskaźnikami, co miało uzasadnić selekcję w systemie chronicznego niedoboru.
Zapoczątkowane w 2005 i 2018 roku reformy nie zaczynały się od
zera, lecz bezrefleksyjnie powtarzały logikę wypracowaną w latach szokowej
transformacji. Trudno jednak zgodzić się z koncentracją autorów na reformie
tylko J. Gowina, która została zawarta w rozdziale otwierającym raport,
jakoby "(...) doskonałość stała się co prawda centralnym, niestety
jednak pustym pojęciem – retorycznym spoiwem łączącym interesy państwa, nauki i
gospodarki, które pod pozorem troski o jakość sankcjonuje logikę konkurencji i
hierarchizacji" (s.13).
Zmiany
strukturalne, administracyjno-prawne w nauce zostały wcześniej ugruntowane
przez rząd AWS, PiS/LPR/Samoobronę, a szczególnie w czasach rządów PO/PSL
(ministry: Barbara Kudrycka, później Lena Kolarska-Bobińska). Następstwem
zainstalowania a następnie lekceważenia przez resortowych ministrów turystyki
habilitacyjnej na Słowację (do 2016 roku) stało się legitymizowanie dyplomów części
oszustów, pseudonaukowców, którzy wwieźli do Polski dyplom rzekomo równoważny
habilitacji i/lub tytuł profesora.
Dziś korzystają z tego osadzeni w strukturach władz uczelnianych, ale nareszcie także w aresztach, czego najlepszym przykładem był ujawniony skandal z b. rektorem niepublicznej szkółki wyższej. W nauce takie osoby nic nie znaczą, toteż deprecjonują ją własną polityką wewnątrzuczelnianą lub/i biznesową.
(źródło:Fb)Raport wskazuje, że terapia szokowa w sektorze nauki nie była tylko polityką braku polityki lecz polityką chronicznego jej niedofinansowania. Zdaniem autorów "(...) nasze dyskusje kolejny raz toczą się w obliczu skrajnego niedofinansowania sektora. Niskie płace, niewaloryzowane stawki w grantach, zagłodzone instytuty PAN, wskaźnik sukcesu w niektórych konkursach Narodowego Centrum Nauki oscylujący na poziomie około 10%, mglista perspektywa kolejnych inicjatyw doskonałości naukowej, drenaż mózgów, problem z reprodukcją pokoleniową, ucieczka kadry akademickiej do biznesu, trwałe wielozatrudnienie w innych sektorach, to i tak zapewne niepełna lista palących problemów naszej aktualności" (s.19).
Dziedzictwo
w tym zakresie jest zatem trwałe i decydujące nie od 2018 roku, bowiem Polska
nigdy nie wyszła z logiki administrowania niedostatkiem. Każda kolejna
nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym i nauce czy o stopniach i tytule
naukowym była wprowadzana bez koniecznego doinwestowania szkolnictwa wyższego i
dyskredytując naukowe wymagania w sferze przyznawania uczelniom uprawnień i
określania wymagań w postępowaniach awansowych.
Jak
piszą autorzy raportu: "Na szczególny paradoks zakrawa fakt, że budżet
instytucji mającej realizować politykę doskonałości naukowej – określanej przez
Jarosława Gowina mianem „polskiej racji stanu” – zaczął realnie topnieć właśnie
w momencie, gdy samo pojęcie doskonałości osiągnęło największą wagę w dyskursie
publicznym. Od 2018 roku rozpoczął się proces topnienia: budżet rósł już tylko
na papierze, nie nadążając za inflacją. Do 2023 roku realna wartość środków
spadała, a niewielkie odbicie w 2024 roku nie zdoła odwrócić trendu"
(s.20).
Język
doskonałości naukowej pełnił funkcję legitymizacji biedy i pozorowania troski o
doskonałość naukową, a nie mobilizował do zwiększania nakładów i dbałości o
poziom nauki w nauce. Znakomitym tego świadectwem jest rozprawa prof. Huberta
Izdebskiego "Ile nauki jest w nauce" (2018), którą wydał zanim Gowin
przyjął ustawę Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce.
Nie
ujawniają, że to rektorzy uniwersytetów państwowych (KRASP i in.) zatroszczyli
się o to, by kosztem utrzymania biedy większości kadr akademickich, mogli
uzyskać dla siebie autonomię zarządczą w duchu neoliberalnej strategii
korporacyjnej, a ich podwładni zostali skazani na walkę o środki poza uczelnią
w warunkach ich skrajnego niedofinansowania. Konsekwencje tej polityki są
trwałe, gdyż:
a)
oparto system oceny nauki na darwinowskiej, antagonistycznej rywalizacji
o rzadkie zasoby (gra o sumie zerowej). Trudno się dziwić, że wskaźnik sukcesu
w konkursach grantowych NCN w 2022 r. spadł do 12,, zaś granty i cytowania
nie stały się narzędziem jakości, lecz przetrwania i tak najsilniejszych.
b)
utrwalono obciążanie odpowiedzialnością naukowców a nie rozwiązania systemowe,
gdzie nędzę finansową systemu „tłumaczy się” rzekomą koniecznością
rywalizacji o doskonałość.
c)
zakorzeniono presję parametryczną zamiast stymulować politykę rozwojową
polskiej nauki. W raportach ministerialnych od lat powtarza się ta sama
logika, że o jakości nauki stanowi ewaluacja, która de facto jest częściowo,
nietransparentnie sterowana przez resort i niektórych członków KEN. Nastąpiło
zszycie doskonałości z bibliometrią, która rozstrzyga o reżimie rzekomo
obiektywnej jej mierzalności.
Autorzy
raportu Raport argumentują, że KBN i kolejni następcy tego organu
byli zmuszeni zarządzać kryzysem, a nie budować strategię rozwoju.
Państwo nie rozwijało narzędzi planowania strategicznego, bo polegało na
„selekcji przez konkurencję”. Obecne MNiSW dziedziczy nieudolność
planistyczną.
Nie
dowiemy się, których badaczy autorzy raportu mają w swojej świadomości, kiedy
twierdzą za M. Kwiekiem: "Dzisiejsi badacze zdają się jednak pogrążeni w
pewnej amnezji. Obecny stan debaty wynika w dużej mierze z zatarcia pamięci o
sporach z początku lat dziewięćdziesiątych, zerwanej transmisji wiedzy oraz
deinstytucjonalizacji badań nad nauką i szkolnictwem wyższym w Polsce
(s.27).
Faktem
jest lekceważenie przez kolejne formacje polityczne naukowców zajmujących się
socjologią czy filozofią nauki, bo przywykłem już do tego, że w ogóle nie
interesowali się pedagogiką szkoły wyższej. W 1993 roku został zlikwidowany
resortowy Instytut Polityki Naukowej, Postępu Technicznego i Szkolnictwa
Wyższego, a jego miejsce zajęły instytuty prowadzone przez podmioty
niepubliczne, co powinno przyczynić się do obiektywnej diagnozy stanu
szkolnictwa wyższego i nauki, ale .... to było tylko nadzieją.
Nie
przekonuje mnie teza, że transformacja lat 90.XX wieku zerwała z peerelowską
strategią traktowania nauki autotelicznie, dzięki czemu nastąpiło rozdzielenie
finansowania przez państwo jej funkcji na badania podstawowe i stosowane,
dzięki czemu nauka jest nareszcie pojmowana jako sfera służby publicznej. W PRL
też były badania podstawowe i stosowane tyle tylko, że pod ścisłym nadzorem,
cenzurą partii władzy.
Czy
dziś rzeczywiście zerwano ze strategią poprawności politycznej? Na szczęście
nie ma cenzury, jest wolność pracy twórczej i eksternalizowania jej wyników.
Zdaniem autorów raportu podział na badania podstawowe i stosowane
"(...) pociąga za sobą również wizję dwutorowej organizacji systemu:
badania podstawowe – jako szczególnie wrażliwe – muszą pozostawać pod kontrolą
autonomicznych gremiów naukowych; badania stosowane – podlegają logice
rynkowej" (s.41). Trudno z tym się zgodzić, skoro o kadrze zarządzającej
NCN i NCBiR oraz o manipulowaniu prawem oraz środkami finansowymi decyduje
partyjna nomenklatura.
Analiza
genealogiczna w tym raporcie pokazuje, że dyskurs doskonałości był
elementem politycznej strategii, a nie neutralnym modelem
jakości. Po pierwsze dyskurs konstruował dychotomię:
a
zarazem służył jako retoryczny mechanizm legitymizacji cięć i selekcji.
Dyskurs doskonałości pełnił funkcję politycznej „odpowiedzi bez
alternatywy”, bowiem każda reforma podtrzymywała pozór
konieczności i racjonalności, "(...) wprowadzenie do nauki
polskiej właściwie pojętej „merytoryczności”. Oznacza to wzmacnianie ludzi i
zespołów najlepszych i stopniowe wycofywanie zespołów słabych" (s.48).
Kiedy
środowisko samo internalizuje logikę niedoboru, akceptuje zmianę reguł gry (w
tym prawo obowiązujące wstecz!), to napędza jej dalszą reprodukcję
oraz technokratyczną racjonalizację, niezależnie od tego, kto sprawuje
władzę. Narzucenie przez polityków logiki konkurencji ma charakter
samonapędzający ograniczając a nawet niszcząc szkoły naukowe (katedry,
zakłady).
Każda
kolejno obejmująca władzę w resorcie formacja polityczna kwestionowała uprzedni
stan biedy w nauce, zarówno tej ekonomiczno-socjalnej, jak i w sferze
rywalizacji międzynarodowej, ale nie poprawiała sytuacji. Zmieniały się
struktury, instytucje, nazwy organów władzy, podmiotów naukowych, ministrowie,
prawa, ale nie zmieniał się paradygmat, w którym były zalecane nawet
alternatywnie pojmowane reformy.
Autorzy
mają rację, że po dzień dzisiejszy nie zakwestionowano ram, w których w
ogóle myślimy o nauce i jej reformowaniu. Reform było wiele, ale wszystkie
były wariacjami na temat tego samego modelu. Nie odstąpiono od warunków
brzegowych polskich peryferii, a więc od tego, że:
- państwo nie zwiększa
nakładów, lecz organizuje niedobór.
- niedobór jest normalnym stanem,
- konkurencja jest jedyną racjonalną
formą selekcji,
- umiędzynarodowienie = publikacje tylko w
WoS,
- efektywność = mierzalność,
- modernizacja = imitacja Zachodu,
- państwo nie zwiększa nakładów,
lecz organizuje niedobór.
Polecam ten raport, bo jest oparty na metodzie genealogicznej (za M.Foucaultem), czyli nie poszukuje winnych, tylko odsłania warunki władzy, które: były ponadhistoryczne, działały w poprzek rządów, reprodukowały się automatycznie przez instytucje i procedury, wytwarzały przymusową logikę, w której politycy poprzedniego ustroju i nowego systemu operują tą sama logiką. Mimo, iż raport dotyczy politycznej konstrukcji ram, w których działali politycy lat 90. XX wieku, to jednak warto dostrzec ich kontynuację. To oznacza, że politycy nie byli aktorami zmiany, tylko administratorami odziedziczonego paradygmatu.
Otrzymaliśmy studium z naukoznawstwa, które nie „poprawia systemu”, tylko demistyfikuje jego ramy, a demistyfikacja jest pierwszym krokiem do zmiany. Autorzy raportu nie przedstawiają realnych strategii wyjścia z impasu, bo wybrali metodę, która uniemożliwia jej formułowanie. To sprawia, że dokument ma charakter intelektualny, analityczny, neutralnie krytyczny, ale nie polityczny. Autorzy odsłaniają patologię polityki naukowej, ale piszą o tym strukturalnie, „dyskursywnie”, „genealogicznie”, „historycznie”, „metajęzykowo”.
Zastosowana
przez badaczy metoda genealogiczna imponuje erudycją, buduje dystans
filozoficzny, ułatwia kreowanie wrażenia „krytycznej głębi”, ale
zarazem pozwala unikać odpowiedzialności, nie zmusza do wskazania
aktorów politycznych, nie wymaga formułowania rekomendacji, nie może
prowadzić do wniosków operacyjnych (bo genealogia z zasady nie jest
praktyczna). To czyni raport estetycznie intelektualnym,
ale politycznie jałowym.
Raport nie wskazuje, że od 1991 roku rządzący traktowali naukę jako sektor „nieobligatoryjny”, który ma się sam selekcjonować wewnętrznie. Nie mówi, że: niskie nakłady były i nadal są ŚWIADOMĄ decyzją polityczną, a nie „skutkiem transformacji”; państwo używa konkurencji, aby przerzucić odpowiedzialność na środowisko („sami się między sobą wybijcie”); o klientelizmie („swoi dostają granty i punkty”); logika oszczędzania jest kosztem całego sektora, itd.
Raport
reprodukuje to, co krytykuje, a więc mówi o „dyskursie
doskonałości”, ale nie mówi o kontynuowanej presji oszczędności. Mówi o „logice konkurencji”,
ale nie mówi, że to logika taniego państwa. Mówi o „trajektoriach lat 90.”, ale
nie mówi o neoliberalnym projekcie reform. Mówi o „warunkach brzegowych”, ale
nie mówi, kto i dlaczego stworzył te warunki. Mówi o „genezie”, ale nie mówi
o interesariuszach, którzy na obecnym systemie korzystają. Ostrzega jednak, żeby nie konserwować impotencji systemu szkolnictwa wyższego i polityki
naukowej.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam