30 czerwca 2014

Psychologia poprawna politycznie, czyli w służbie władzy a nie nauki


W okresie stalinizmu było czymś zdumiewającym, że nawet psycholodzy, i to profesorowie uniwersyteccy, publikowali rozprawy poprawne politycznie, tzn. zgodne z ideologią marksizmu-leninizmu w najlepszym na świecie wydaniu, czyli sowieckim. Miałem nadzieję, że te czasy już nie wrócą. Niestety, złudne to było oczekiwanie.

W państwie o ustroju kapitalistycznym, w którym o przydziale środków decyduje - będąca de facto poza kontrolą społeczną - zainteresowana realizacją własnych celów politycznych władza, ośmiela się oczekiwać od akademickiego świata poglądów dalece lekceważących stan wiedzy naukowej. Pozyskuje zatem naukowców do produkowania rozpraw niewiele mających wspólnego z nauką.

No i mamy po raz pierwszy od 25 lat interesujący paradoks akademicki, że oto w służbie ignorancji władz politycznych znalazła się psychologia a nie pedagogika. Historia kołem się toczy. W okresie stalinowskim pedagodzy byli nawet lepsi od psychologów, bowiem bardzo szybko dostrajali swoje teksty do bolszewickiej polityki socjalistycznej indoktrynacji Polaków, zaś psycholodzy jedynie dostarczali im teksty „wybitnych” psychologów radzieckich wmawiając, że taki jest stan światowej wiedzy o osobowości człowieka. Literatura psychologii światowej była objęta cenzurą i totalnie wyłączona z obiegu akademickiego. Podobnie jak pedagogika naukowa okresu II RP.

Dzisiaj mamy nieco inną sytuację. Pod pozorem transmisji wiedzy naukowej do praktyki, sprzyja się patologicznym rozwiązaniom władz resortu edukacji. Tak więc przelewa się miliony złotych na "badania" dla psychologów, którzy podejmują w tekstach normatywnych m.in. kwestię sześciolatków w szkołach. Ciekawe, że żaden z nich nie prowadził badań naukowych zgodnie z metodologią badań psychologii rozwojowej, tylko nagle zaczyna się jej ideologizowanie wbrew rzeczywistej wiedzy i danym psychometrycznym na temat rozwoju dzieci w wieku trzech, czterech, pięciu, sześciu, siedmiu czy ośmiu lat, itd.

Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że nagle pojawiają się w psychologii rozprawy, których autorami, ba , ekspertami w sprawie dzieci sześcioletnich są studenci kierunku psychologia nie mający ani doświadczenia zawodowego w pracy z dziećmi w tym wieku, ani też nie prowadzący żadnych badań eksperymentalnych. Przepisują teksty z literatury obcojęzycznej, w tym także swoich promotorów, ale w żadnej mierze nie znajdziemy w nich tego, czym dotychczas psychologia rozwojowa się szczyciła, a mianowicie empirycznych dowodów. Już dawno nie czytałem tekstów psychologów i studiujących ten kierunek, które byłyby tak spekulatywne, oparte na sądach typu „jak się wydaje”, „zdaniem X” itp. a więc bajkotwórczych .

Zapewne władze MEN są zachwycone, bo schwyciły w sieć ignorantów, którzy wydają teksty z serii propagandy psychologicznej. Nic dziwnego, że głupieją już nie tylko w miarę oświeceni rodzice czy nauczyciele, ale i psycholodzy i pedagodzy. Jak się jeszcze zorganizowało objazdowe konferencje po kraju z udziałem wiceministra czy określonego profesora, to nie ma wyjścia – trzeba uwierzyć w ten pseudonaukowy szlam. Szkoda, że dzieje się to pod szyldem szacownych uniwersytetów i że zanika zdolność do jakiejkolwiek refleksji krytycznej w środowisku samych psychologów.

Sięgam po jedną z takich psychopropagandowych prac zbiorowych, która w tytule troszczy się o rozwój i wspomaganie sześciolatków w szkołach. Publikujący teksty psycholodzy i kandydaci do psychologii, bo są tu autorami studenci (pewnie profesorowie by takich głupot nie wypisywali, a studentom wolno), nie mają pojęcia ani o tym, jak przebiegała dotychczas edukacja przedszkolna dzieci do 7 roku życia, czym jest dojrzałość i gotowość szkolna, jakie regulują ten stan prawa oświatowe, bo i po co w istocie rząd postanowił obniżyć wiek obowiązku szkolnego? O reformie ZUS nie czytali, bo nie musieli.

Okazuje się, że psycholodzy nie mają badać, tylko dostrajać wybiórczą wiedzę z psychologii do tezy rządu, a ta brzmi: sześciolatki muszą być w szkole, bo w przedszkolach ich rozwój ulegał zapewne zacofaniu. W rzeczywistości zaś dlatego kierujemy 6-latki do szkół, żeby wcześniej trafiły już jako osoby dorosłe na rynek pracy.

Najśmieszniejsze w tych pseudonaukowych publikacjach psychologicznych jest nieuzgodnienie podstawowych kategorii pojęciowych. Gdybym miął wydać pracę zbiorową, a więc będącą efektem pracy grupowej, a nie sklejką tego, co komu ślina przyniesie na język, to najpierw ustaliłbym fundamentalne dla badań zakresy pojęć i ich istotę.

Otóż psycholodzy jakby zupełnie zlekceważyli metodologiczne podstawy badań mimo, iż podręczniki Jerzego Brzezińskiego (jak i te pod jego redakcją) należą od kilkudziesięciu już lat do niepodważalnego kanonu. Autorom psychologii ideologicznej jak widać było do tego daleko. Może sami mają problemy rozwojowe.

A zatem czytam w jednej z takich rozpraw na temat sześciolatków w szkole:

- „wiek szkolny obejmuje okres od 6.-7. do 10.-12. roku życia” (Uczęszczająca do szkoły młodzież od 13. roku życia nie jest objęta wiekiem szkolnym?)

- „około 6.-7. roku życia tworzy się...” (czy w psychologii kategoria „około” obejmuje 12 czy 36 miesięcy?) ; ale o tym samym nieco dalej pisze autor: „Pomiędzy 7. a 12. rokiem życia... ” (gdzieś zgubił 6. r. ż.?);

- „stadium 6.-7. rok życia” (cóż za krótkie stadium?);

- „około 6.roku życia dziecko znajduje się na przełomie dwóch okresów rozwojowych – przedszkolnego i wczesnoszkolnego...” (Jak we Włoszech dzieci idą do szkoły w 4 roku życia, to ten okres rządzi się inną psychologią? )

Jak autorzy wspomnianego studium zaczynają omawiać jakieś czynniki, to zaczynają np. od sądu: „6-latek...”,”Dziecku 6-letniemu...” , „Gotowość szkoły na przyjęcie 6-latków...”, a w innym miejscu już: „6-latek znajdujący się u progu szkoły...”, „Proces... trwa u dzieci 6-letnich...”, „W myśleniu 6-latka...”, ale już nie wiemy jak u 7-latka; „Patrząc na 6-latka jako na ucznia...”, itd., ale nie uświadczymy żadnym dowodów empirycznych.

Ba, niektóre tezy psychologów są „wysoce” naukowe , jak np. ta: „Można przypuszczać, że okres między 6. a 7. rokiem życia stanowi...” , „Dziecko 6-letnie może przeżywać...”, „6-latem ma coraz bardziej pozytywne...” , „U 6-latka rozpoczynającego naukę w szkole można zauważyć...”; „start szkolny u każdego 6-latka może przebiegać inaczej...” (Morze jest głębokie i szerokie, podobnie jak nienaukowa kategoria "może");

Jedynie w części poświęconej rozwojowi moralnemu stwierdza się, bo tu badania Jeana Piageta są nie do podważenia przez studentów i ich promotorów: „Trzeba więc mieć świadomość, że 6- i 7-latki mogą być na różnym poziomie dojrzałości moralnej,,,(...) Według Jeana Piageta – psychologa, biologa i epistemologa szwajcarskiego – dzieci 5-7 letnie znajdują się ...”. (Należy poprawić Piageta i pisać ... dzieci 6-7 letnie znajdują się...);

Dużo jest w tej rozprawie sądów życzeniowych, mających niewiele wspólnego z nauką typu: „Od dzieci 6-letnich oczekuje się...” , by na końcu potwierdzić uzależnienie od władzy: "W związku z przyjęciem dzieci 6-letnich do szkoły pojawiają się pytania...”.

Drodzy psycholodzy, weźcie się do pracy naukowej, zacznijcie prowadzić badania i przestańcie dorabiać pseudoreformom szkolnym, których nie rozumiecie, gombrowiczowską gębę, bo tylko się kompromitujecie, i jeszcze otrzymacie 2 pkt. za te publicystyczno-propagandowe teksty pod szyldem nauki. Rację ma prof. J. Brzeziński, że nastąpił w ostatnich latach głęboki kryzys etyki w badaniach naukowych, a tym samym w uniwersytetach. Służalstwo zawsze wyjdzie na jaw, prędzej czy później. Dziwię się, że ma ono miejsce w psychologii.