13 lutego 2021

Oświadczenie KOMISJI oraz Ministerstwa DEWALUACJI NAUKI

 



Oświadczenie Komisji Ewaluacji Nauki z dnia 11 lutego br. w sprawie znowelizowanego wykazu czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych Komisja Ewaluacji Nauki pragnie poinformować, że została zaskoczona publikacją wykazu czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych, zawierającego pozycje, których Komisja nie procedowała i nie rekomendowała. 

Zgodnie z art. 274. 1. Ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. Prawo o Szkolnictwie Wyższym i Nauce, do zadań KEN należy przygotowanie projektów wykazów wydawnictw recenzowanych monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych, o których mowa w art. 267 ust. 2 pkt 2. 

Komisja działając na podstawie ww. Ustawy oraz Rozporządzenia MNiSW z dnia 7 listopada 2018 r. w sprawie sporządzania wykazów wydawnictw monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych (z późniejszymi zmianami) przygotowała projekt nowelizacji wykazu czasopism naukowych uwzględniający czasopisma, które zostały ujęte w międzynarodowych bazach danych (WoS, Scopus, ERIH+) od chwili ogłoszenia poprzedniej wersji wykazu. 

Komisja jest zaniepokojona publikacją wykazu czasopism punktowanych zawierającego liczne pozycje, które nie były konsultowane z KEN. W szczególności, w sporządzonym w dniu 9 lutego br. wykazie znalazły się 73 czasopisma, które nie były procedowane ani rekomendowane przez KEN. Ponadto, Komisja stwierdza, iż w przypadku 237 czasopism pojawiła się podwyższona punktacja, która również nie była konsultowana z KEN. 

Komisja jest zdumiona faktem oraz skalą tego zjawiska i w żadnym dostępnym źródle nie znalazła merytorycznego uzasadnienia wprowadzonych zmian. Komisja stoi na stanowisku, iż ww. zmiany nie służą wiarygodności procesu ewaluacji podmiotów w dyscyplinach nauki. 

Po pierwsze, nie widzę  pod tym Oświadczeniem podpisów. Ciekaw jestem, czy rzeczywiście wszyscy członkowie KEN sygnowali to stanowisko. Wyręczam ich zatem w tym zadaniu, żeby było wiadomo, kto zasiada w tak dekoracyjnym zespole: 

członkowie:

 

Wszystko wygląda na kompletną farsę. KEN nie protestował, nie wydał oświadczenia, kiedy podobnych manipulacji dokonywał w 2019 r. b. minister nauki i szkolnictwa wyższego JAROSŁAW GOWIN.  Teraz nagle członkowie Komisji poczuli się dotknięci, bo zostali pominięci w procesie decyzyjnym, który nie mieści się w żadnych standardach akademickich, tym bardziej etycznych.  

No, ale mamy DOBRĄ ZMIANĘ, a co ważniejsze quasi prawo i quasi sprawiedliwość. Kto zmusza członków KEN do udziału w fikcyjnym organie, który legitymizuje dewaluację nauki?  Wystarczy zajrzeć na stronę KEN, by przekonać się, że ostatnie posiedzenie było w dn. 3 października 2019 r. (sic!).  Sami zachęcili ministra do ręcznego sterowania/manipulowania wykazem. 

Oburzone falą krytyki ministerstwo wyjaśniło Polskiej Agencji Prasowej, że w przygotowaniu i pracach nad nową punktacją brało udział liczne grono uczonych reprezentujących środowiska naukowe z wielu ośrodków naukowych w całym kraju. Prace kierowane były przez dr hab. Pawła Skrzydlewskiego, przy współpracy dr Jakuba Kopra, a także Pana Ministra dr hab. Przemysława Czarnka, który je nadzorował. Materiał do przeprowadzenia zmian w punktacji dostarczyły liczne spotkania online z uczonymi, z którymi prowadzono konsultacje i narady. Liczba osób biorących wprost lub pośrednio w przygotowaniu nowej punktacji liczy około 70. Liczne konsultacje w sprawie punktacji przeprowadzano także drogą telefoniczną, kontaktów osobistych oraz poczty elektronicznej. 

Skomentował to wydarzenie na Twitterze dr hab. Emanuel Kulczycki, który już wcześniej poznał mechanizmy funkcjonowania resortowej władzy:

@ekulczycki

Wiceminister Anna Budzanowska właśnie poinformowała Komisję Ewaluacji Nauki, że złożyła dymisję i od 15 lutego br. nie będzie pracować w Ministerstwie Edukacji i Nauki, wskazując, że uczelnie mogą zakwestionować legalność ewaluacji opartej na właśnie opublikowanym wykazie.


Nie polemizuję z resortem na temat tego, które czasopisma zostały slusznie lub niesłusznie wyróżnione podwyższeniem im punktacji, gdyż na pewno są takie i takie, tzn. są w tym wykazie także periodyki mające niewiele wspólnego z nauką. W powyższych rozstrzygnięciach nie chodzi o  naukę, podobnie jak w przypadku deformy edukacji szkolnej nie chodziło o lepszą jakość edukacji dzieci i młodzieży.   


12 lutego 2021

Dlaczego czasopism ewaluacja to nonsensowna frustracja?


Strasznie nerwowo zrobiło się wczoraj w związku z opublikowanym przez ministra P. Czarnka załącznikiem zawierającym listę punktowanych czasopism. Nie rozumiem oburzenia, które jawi się tu i ówdzie, a szczególnie w mediach społecznościowych.  

Mnie cieszy to, że redakcje INNYCH CZASOPISM mają teraz więcej punktów, niż miały. Najpierw niektórzy naukowcy zachwycali się, że wreszcie zaszła DOBRA ZMIANA, bo liczą się SCOPUSY, HIRSCHE itp., a więc wreszcie można wykosić starsze pokolenie uczonych, aż tu nagle okazało się, że ich periodyk ma wciąż 20 pkt. , albo nie został wprowadzony do tego wykazu.  

No i co z tego? Nie będziemy prowadzić badań? Nie będziemy pisać artykułów, bo nie opublikują nam w periodyku X, Y czy Z za 100 pkt., gdyż tekst nie będzie adekwatny do profilu ideowego? To wydamy poza granicami kraju lub będziemy pisać do tych, które mają najmniej punktów lub w ogóle nie są w tym wykazie, albo przetłumaczymy na język angielski i wydamy w Wielkiej Brytanii czy Australii. 

Dlaczego nie mielibyśmy tak czynić? To w końcu, co jest ważne - jakość publikacji, treść naukowego przekazu myśli, teorii, opublikowanie wyników badań czy punkty, punkty, punkty?  

Czyżby ktokolwiek wierzył, że jakikolwiek proces ewaluacyjny jest w naszym kraju wiarygodny? A co było za PO i PSL? Chyba nikt mi nie powie, że było rzetelnie, transparentnie i sprawiedliwie?! Nie było. Pisałem w blogu o procesie zafałszowanej ewaluacji periodyków, w której uczestniczyli nawet dzisiejsi krytycy nowej listy. 

O co zatem chodzi?      

Tak samo będzie z ewaluacją dyscyplin. Utrzymają się te jednostki z uprawnieniami akademickimi, które mają być "na wierzchu". Inne, niech odwołują się do Pana Boga, to może w zaświatach zostaną wysłuchane. 

Trzeba zatem cieszyć się tym, co jest, a nie tym, czego nie otrzymaliśmy lub co uzyskaliśmy. Oby tylko było komu pisać i publikować, bo obawiam się, że aż takiego naporu na redakcje czasopism z podwyższoną punktacją do 40 - 70 a nawet 100 punktów nie będzie. Ponoć liczy się umiędzynarodowienie nauki, a nie jej lokalność. 

Warto pamiętać, że liczba uzyskanych punktów, wskaźniki Hirscha, Scopus itd. nie mają żadnego znaczenia w ocenie osiągnięć naukowych  osób ubiegających się o stopnie naukowe czy tytuł naukowy profesora. Ponoć przekonał się o tym nawet ten, któremu wydaje się, że jak nazbierał punkcików, to mu się stopień czy tytuł należy, a tu... bach. Uczeni z prawdziwego zdarzenia czytają rozprawy wnioskodawców  i na szczęście tylko to ich obchodzi.  

Po co więc ta frustracja?  Jan Tur tak pisał w 1917 roku (pisownia oryginalna)

Tak, w duszy uczonego winno być wiele dobroci.  Wymaga tego poprostu samo dobro twórczej pracy naukowej. 

Istotnie: zgryźliwość, zawiść, niechęć do ludzi, chęć szkodzenia im, zmysł intrygi - są to wszystko pierwiastki jaknajzupełniej  nie dające się pogodzić z prawdziwą pogodą ducha, równowagą wewnętrzną., bez której być nie może jasnej, spokojnej twórczości (J. Tur,  Nauka i Uczony, Warszawa-Lublin-Łódź-Kraków 1917, s. 192).  

Sądzicie, że w nauce zmieniło się coś na dobre? Czytajmy dalej, co pisał J. Tur sto cztery lata temu:

A naprawdę spokój wewnętrzny nie jest "chose aisée" - czego dowodem dość liczne, niestety, typy uczonych - gryzących się ustawicznie tem, że inni wokoło nich do większych dochodzą swych badań wyników, do rozgłosu szerszego, do większych zaszczytów. Dzięki takim właśnie typom duchowym - wiele ciał akademickich jest często areną walk podziemnych , zabiegów zakulisowych, intryg najrozmaitszych, co, wzięte wszystko razem, a tylokrotnie opisywane, daje obraz godny Daude'towskiego "Immortel'a...  ".  


11 lutego 2021

Nauki społeczne mogą stać się ofiarą restrykcji władz polskich wobec mediów

 


List otwarty do władz Rzeczypospolitej Polskiej i liderów ugrupowań politycznych dotyczy sytuacji, w jakiej znajdą się przedstawiciele nauk społecznych, jeśli sprawujący władzę doprowadzą do ograniczenia dostępu do informacji. 


Zwracam uwagę na krótkie uzasadnienie Sygnatariuszy Listu oraz na pierwszy punkt: 

Zwracamy się w sprawie zapowiadanego nowego, dodatkowego obciążenia mediów działających na polskim rynku, myląco nazywanego „składką”, wprowadzaną pod pretekstem Covid-19. Jest to po prostu haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę, a także polskie produkcje, kulturę, rozrywkę, sport oraz media. Wprowadzenie go będzie oznaczać:
  1. osłabienie, a nawet likwidację części mediów działających w Polsce, co znacznie ograniczy społeczeństwu możliwość wyboru interesujących go treści, (...) 


Każdy, kto potrzebuje informacji koniecznych do prowadzenia analiz polityki oświatowej, nakowej i szkolnictwa wyższego zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny jest wielostronny dostęp do faktów, zdarzeń czy procesów pozyskiwanych przez dziennikarzy różnych mediów. 

Gdyby nie niezależne media, nie dysponowalibyśmy wsparciem np. w diagnozie makrospołecznych ukrytych (skrywanych) przed opinią publiczną uwarunkowań decyzji (także patologicznych) władz państwowych, publicznych, ustawodawczych i kontrolnych w powyższych sferach funkcjonowania społeczeństwa oraz aktywności podmiotów prowadzącej tak do osiągnięć,, jak i do destrukcji czy dysfunkcji polskiej edukacji, nauki  i kultury.

 

W dużej mierze śledczy, niezależni dziennikarze uświadamiają zakresy problemowe koniecznych badań naukowych oraz projektowania przez naukowców rozwiązań profilaktycznych  czy naprawczych z udziałem także pedagogiki jako nauki teoretycznej i praktycznej.   


W programie „Gość Wiadomości” (TVP Info) prezydent Andrzej Duda tak wypowiedział się na temat tego protestu: Słyszę wiele głosów, jak to narusza wolność słowa. Chwileczkę, chwileczkę – to nie o wolność słowa tutaj chodzi, tylko o pieniądze. Wolności słowa w Polsce nie brakuje – można krytykować wszystkich: prezydenta, rządzących, wszyscy są krytykowani. 


To teraz poczekamy na wyjaśnienia przedstawicieli koncernów medialnych i weryfikację danych, które sa przekazywane w mediach państwowych.  Słowom prezydenta o istnieniu powyższych podatków w innych krajach UE zaprzeczyła europosłanka PiS Beata Kempa, która stwierdziła, że ponoć Węgry i Niemcy przygotowują się do takiej operacji. Jak projekt ustawy trafi do Sejmu, to może dowiemy się czegoś więcej. Tymczasem społeczeństwo otrzymało czarny sygnał.  

 

10 lutego 2021

Marek Kwiek o homofilii i prestiżu publikacji naukowych

 

Profesor Marek Kwiek (Director, Institute for Advanced Studies in Social Sciences and Humanities) z UAM w Poznaniu opublikował wraz z dr. Wojciechem Roszką artykuł p.t. "Dlaczego w nauce dominuje współpraca z mężczyznami: homofilia ze względu na płeć na przykładzie 25 000 naukowców". 

Prawie rok czasu poświęcili obaj uczeni na analizę bazy bibliograficznej OPI Nauka Polska  i Scopus, by zobaczyć, czy w nauce ma miejsce współpraca między mężczyznami i kobietami? W korelacji zmiennych uwzględnili wiek, prestiż czasopism oraz typ instytucji zatrudniającej badaczy.  

Do analizy wykorzystali dane obejmujące wszystkie publikacje w SCOPUS naukowców ze stopniem doktora, które ukazały się w latach 2009-2018. W innych krajach nie prowadzono jeszcze tego typu badań.  

Na podstawie danych naukometrycznych autorzy wykazują m.in., że w Polsce chcą pracować z mężczyznami  uczeni obu płci. Publikacje heteroautorskie ukazują się w średnio bardziej prestiżowych czasopismach. 

Natomiast z homofilią w większym stopniu mamy do czynienia w uczelniach, które zostały zaliczone w konkursie do badawczych lub bardziej badawczych (typu IDUB). W nich mężczyźni jeszcze bardziej intensywnie współpracują z mężczyznami, a kobiety jeszcze słabiej współpracują z kobietami. 

Czytam u M. Kwieka, że im silniejsze jest w uczelni nastawienie na badania naukowe, tym współpraca z naukowcami płci męskiej jest bardziej widoczna. To mnie uspokoiło, bo sam publikuję książki z uczonymi płci męskiej, a zatem podtrzymujemy homofilię naukową.  Nadmieniam jednak, że chętnie napiszę artykuł czy książkę z uczoną płci przeciwnej, jeśłi tylko będzie ku temu  okazja. 

 Polskie środowisko naukowe tym różni się od zachodnich, że w innych krajach kobiety pracują naukowo w grupach jednorodnych płciowo, a  więc z kobietami.  Jak pisze prof. M. Kwiek:  To bardzo dobrze, ponieważ nie powiększa się luka ze względu na cytowania i ze względu na produktywność naukową.

Zdaniem naszych scjentometrystów publikacje pisane we współpracy heterogenicznej płciowo są w świecie częściej cytowane i lokują się średnio rzecz biorąc w prestiżowo lepszych czasopismach.

Młode kobiety niemal wcale nie piszą swoich rozpraw naukowych wspólnie z kobietami. Wolą je pisać z mężczyznami. Wcale się nie dziwię. Czy jednak można formułować na tej podstawie hipotezy o przyczynach powyższych stanów? Może socjolodzy i pedagodzy przyjrzą się bliżej tym fenomenom? 

W styczniu 2021 r. ukazał się kolejny artykuł M. Kwieka w "Higher Education" - najlepszym piśmie w obszarze higher education research. Tekst dotyczy ekonomii prestiżu akademickiego i roli tzw. najlepszych (czy najbardziej prestiżowych) czasopism w globalnym obiegu wiedzy.   

W artykule zostały opublikowane wyniki analiz 6 334 artykułów z sześciu najlepszych czasopism oraz 21 442 rozpraw z 41 podstawowych czasopism wydanych w ostatnim ćwierćwieczu. Wykazuje tym samy, dlaczego publikacje w top journals liczą się coraz bardziej, zaś w periodykach nieco niższej rangi liczą się wyraźnie mniej. To oczywiste, że teksty publikowane w pozostałych czasopismach, które nie są globalnie indeksowane nie liczą się wcale. 

Wyjątkiem ponoć są dziedziny nauk humanistycznych i społecznych, w których liczą się w obiegu krajowym i globalnym monografie naukowe (np. w historii, ale - tu moje dopowiedzenie - także w socjologii czy pedagogice). Publikowanie w prestiżowych czasopismach stratyfikuje autorów w hierarchii naukowej, hierarchii awansów, stopni i dostępu do finansowania badań oraz w dostępie do elitarnej, globalnej współpracy w nauce na świecie. Nadal nie jest to istotne w Polsce.

Produkcja rozpraw w prestiżowych czasopismach zastępuje de facto podmiotom sponsorującym badania intelektualny wysiłek, by w tak uproszczonym zakresie mieć ocenę potencjału zespołów badawczych, wydziałów i instytucji. 

Jak pisze M. Kwiek: W uproszczeniu, górne 10% czasopism w Scopusie to nie przypadek w ocenie nowych „uczelni badawczych” w IDUB – to nowa, globalna metryka jakości, która bierze się prosto z cytowań. Z upper 10% in Scopus journals się nie polemizuje, bo są to najlepsze pisma na świecie.

Ponadto ranking naukowców według czasopism, w których publikują, zawsze był częścią etosu nauki: konkurencja w nauce to również konkurencja o opublikowanie wyników badań czy odkryć w najlepszym możliwym czasopiśmie.

Tym samym czeka nas dalsza maksymalizacja prestiżu uczelni, uproszczone relacje naukowców ze sponsorami (pryncypałami w relacjach ministerstwa, rady ds. nauki etc) oraz – globalne reguły gry akademickiej i etos konkurującego naukowca.

Jeśli ktoś jeszcze myśli o nauce w kategorii „punktozy” czy „punktów”, to niech przemyśli fakt, że najlepszych 6 czasopism tutaj analizowanych otrzymuje rocznie po 1500 tekstów z całego świata (z poziomem odrzucenia ponad 90%), a obok istnieją dziesiątki czasopism równie anglojęzycznych, które autorów poszukują, oferując otwarty dostęp itd.…

Stratyfikacja w nauce i na tym polega, że dobrego miejsca jest coraz mniej w stosunku do pozostałego miejsca, którego przybywa (otwarty dostęp itd.). Na górze tłok robi się coraz większy, a na dole w hierarchii prestiżu robi się coraz luźniej… 

W artykule przeczytamy o tym, jak dyscyplina dzieli się na jej „pełnoetatowców” i „jednorazowców” (full-timers i one-timers), którzy się w niej pojawiają i znikają, nie wiążąc z nią swojej przyszłości. Z analiz M. Kwieka wynika, że  80% osób wydało w 6 czasopismach przez ćwierćwiecze tylko jedną pracę, podobnie jak w 41 czasopismach. Rdzeń dyscypliny w świecie to zaledwie kilkaset osób. 

Uczeni z Uniwersytetu Stanford wykazali, że  <1% autorów pisze przynajmniej jeden tekst w roku przez 15 lat (1996-2011), ale to oni publikują ... 41% wszystkich artykułów!  W Polsce ci uczeni nie zostaliby zwolnieni z pracy, bo mają inne walory, niż publikowanie więcej niż 1 artykułu na 15 lat. 

Jakie wypływają wnioski z tych analiz?  Czy się stoi, czy się leży, ... .


Zainteresowanych odsyłam do ubiegłorocznych rozpraw Profesora M. Kwieka:

M. Kwiek (2021). "The Prestige Economy of Higher Education Journals: A Quantitative Approach". Higher Education.
M. Kwiek, W. Roszka (2020). "Gender Disparities in International Research Collaboration: A Study of 25,000 University Professors". Journal of Economic Surveys.
M. Kwiek (2020). "Internationalists and Locals: International Research Collaboration in a Resource-Poor System". Scientometrics.
M. Kwiek (2020). "What Large-Scale Publication and Citation Data Tell Us About International Research Collaboration in Europe: Changing National Patterns in Global Contexts". 
Studies in Higher Education. 

 

 


09 lutego 2021

Kultura egzaminowania

 




Zbliża się sesja, toteż polecam spotkanie z profesorem Stanisławem Czachorowskim - biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, profesorem i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a także członkiem grupy Superbelfrzy RP. 

https://profesorskiegadanie.blogspot.com 


08 lutego 2021

Prof. Jerzy Zajadło laureatem szóstej edycji Nagrody im. Pierwszego Rektora Uniwersytetu Łódzkiego Prof. T. Kotarbińskiego

 


Gala już szóstej edycji Konkursu  o Nagrodę Pierwszego Rektora Uniwersytetu Łodzkiego Profesora Tadeusza Kotarbińskiego za najlepszą książkę humanistyczną w 2020 r. odbyła się w niedzielę 7 lutego 2021 r. online w studiu Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. L. Schillera w Łodzi. Była transmitowana w kilku mediach UniLodz.

 

Na Konkurs wpłynęła rekordowa liczba 68 zgłoszeń, gdyż Nagroda stała się prestiżowym wyróżnieniem w kraju.  W związku z pandemią Kapituła umożliwiła elektroniczne wysyłanie publikacji. O Nagrodę im. Prof. T. Kotarbińskiego ubiegało się pięciu autorów, a mianowicie:





Mariusz Mazur „Antykomunistycznego podziemia portret zbiorowy 1945-1956. Aspekty mentalno-psychologiczne”, wydaną przez Wydawnictwo BELLONA, zgłoszoną przez Instytut Historii na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej,

 

Piotr Rachwał „Ruch naturalny ludności rzymskokatolickiej w Lubelskiem w świetle rejestracji metrykalnej z lat 1582 – 1900”, wydaną przez Wydawnictwo KUL, zgłoszoną przez Instytut Historii na Wydziale Nauk Humanistycznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II,

 

Dariusz Śnieżko „Kompleksja literatury. Studia staropolskie”, wydaną przez TAiWPN UNIVERSITAS, zgłoszoną przez Instytut Literatury i Nowych Mediów na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Szczecińskiego,

 

Karolina Wigura „Wynalazek nowoczesnego serca. Filozoficzne źródła współczesnego myślenia o emocjach”, wydaną prze Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, zgłoszoną przez Instytut Socjologii na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego,

 

Jerzy Zajadło „Minima luridica. Refleksje o pewnych (nie)oczywistościach prawniczych”, wydaną przez Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego i Wydawnictwo Arche, zgłoszoną przez Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

 

Laureatem tegorocznej edycji konkursu został ostatni z alfabetycznie ułożonej listy -  
prof. Jerzy Zajadło, a więc przedstawiciel nauk społecznych. Nie jest to wyjątkowe rozstrzygnięcie, skoro w pierwszej edycji Nagrodę otrzymał psycholog prof. Jan Strelau. 
Laureat tak prestiżowej nagrody otrzyma 50 tys. zł na dalszy rozwój naukowy "z rąk" JM Rektor UŁ prof. Elżbiety Żądzińskiej. 

Profesor J. Zajadło był niezwykle wzruszony wyrażając nie tylko wdzięczność Kapitule do docenienie jego rozprawy, ale i podkreślając, że znalazł się w tak zaszczytnym gronie jako primus inter pares, bo każde z dzieł zasłużyło na wyróżnienie. Przyznał, że prawo nie kojarzy się z humanistyką, gdyż należy do nauk społecznych, ale on sam czuje się filozofem prawa. 

 Jak nominowany uzasadniał potrzebę napisania książki: 

Ta praca wyrosła z niepokoju prawnika, ale i niepokoju obywatela.  Wyrosła z poszukiwania związków prawa z humanistyką. Niestety, na naszych oczach w ostatnim czasie prawo jest przedmiotem bardzo "złej roboty" i w zakresie tworzenia prawa, jego wykładni, obowiązywania i jego przestrzegania. Wyróżnienie dla tej książki  akurat w tym konkursie jest jakimś wyzwaniem do tego, żeby uczynić prawo i prawoznawstwo przedmiotem "dobrej roboty", ponieważ wszyscy tego potrzebujemy. 

 

Członkowie Kapituły wskazując na zwycięzcę podkreślili, że (...) dla Autora tej książki ważna (...) jest taka koncepcja etyczna nauki prawa, która powinna bronić się przed polityczną instrumentalizacją. W czasie łamania zasad praworządności i kryzysu kultury prawnej książka jest zarówno dziełem prawniczym, jak i humanistycznym, a książka "Minima iuridica" ma szczególne znaczenie nie tylko dla prawników. 


Po raz kolejny ten jakże znaczący w polskiej nauce konkurs potwierdza, jak dalece nonsensowny był rozdział nauk humanistycznych na rzekomo dwa odrębne byty: nauki humanistyczne i społeczne. A może politykom zależało właśnie na tym, by nauki społeczne nie musiały dociekać etycznych  aspektów działań ludzkich.    

Biorąc pod uwagę wczorajszy wpis w blogu muszę zaznaczyć, że prawo ulega nie tylko politycznej, ale i akademickiej instrumentalizacji. Oczekiwałbym od prawników, by jednak przeczytali tę książkę i wzięli ją sobie nie tylko do serca, umysłu, ale i stosowali owe "minima iuridica" we własnym działaniu, bo niektórzy mają nieczyste sumienie, także w UŁ, UG, UW, UJ, UB, UAM, UWr, UMCS, UZ, UJK, UKW...  . 


07 lutego 2021

Dobra zmiana przyzwalania na nieuczciwość akademicką


Sprawa plagiatu dr hab. Elżbiety Żywuckiej-Kozłowskiej z Katedry Postępowania Karnego i Prawa Karnego Wykonawczego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, który został wreszcie udowodniony po pięciu latach zmagań z zakamuflowanym "oszustwem", powinna mieć swoje dalsze konsekwencje. 

Co z tego, że po pięciu latach Rada Dyscypliny Nauki Prawne Uniwersytetu w Białymstoku  po wznowionym na wniosek Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów postępowaniu odebrała tej pani stopień doktora habilitowanego?!   

Co z tego, skoro po drodze, i to nie od 2015 r., kiedy uprzednia Rada Wydział Prawa Uniwersytetu w Białymstoku bezczelnie zlekceważyła merytoryczne, a negatywne recenzje i argumenty popierając wniosek i nadając tej pani stopień doktora habilitowanego, maskowano ten proceder?

Adam Socha pisze: 

Historia tego plagiatu jest wyjątkowo skandaliczna, gdyż zdemaskowana E. Żywucka-Kozłowska oskarżyła autorkę książki, którą splagiatowała, prof. Małgorzatę Kowalczyk z UMK w Toruniu, iż to książka prof. Kowalczyk „Zabójcy i mordercy. Czynniki ryzyka i możliwości oddziaływań resocjalizacyjnych, wydanej w 2010 r., a obronionej w 2012 r. na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu”, jest plagiatem. 

Przez 5 lat prof. Kowalczyk żyła pod pręgierzem postępowania prokuratorskiego, nim oskarżenie okazało się bezpodstawne. Natomiast na UWM tak nieudolnie prowadzono postępowanie dyscyplinarne wobec Żywuckiej, że nic z niego nie wynikło. Kto tej Profesor zwróci honor, kto wyciągnie konsekwencje wobec osób ze świata pseudonauki, które przez lata ukrywały i popierały szalbierstwo nieuczicwej osoby?   

Sprawa nie dotyczy przecież tylko tego haniebnego plagiatu, ale wcześniejszych aktów plagiaryzmu, o których pisał na łamach "Forum Akademickiego" w 2007 r. (sic!) Marek Wroński. Nikt się tym nie przejął. Tymczasem już wóczas przyszła plagiatorka naruszała prawo autorskie nabywając w tym zakresie kluczowych kompetencji. Sprawa wyszła na jaw przy okazji wytropienia plagiatu dr Bronowskiej, z którą Elżbieta Żywucka-Kozłowska opublikowała „we współpracy” artykuł „Wartość ekspertyzy genetycznej”. Jak pisał M. Wroński: 

To chlubne dzieło, nie opatrzone bibliografią, wydrukowano w tegorocznym, lutowym numerze miesięcznika „DZIŚ - Przegląd Społeczny”, czasopisma wydawanego w Warszawie w nakładzie ok. 4500 egz., którego redaktorem naczelnym jest sędziwy Mieczysław F. Rakowski – były, wieloletni szef „POLITYKI”. Niechybnie praca ta wzbogaci moje własne zbiory naukowe, bowiem jest bardzo rzadkim przykładem tzw. bliźniaczego plagiatu (odpowiednik angielski to double plagiarism) czyli zerżniętego tekstu, który został wysłany do druku w dwóch różnych czasopismach. Jest to troszkę skrócony i leciutko zmieniony (ale w 90% identyczny!) tekst plagiatu uprzednio wydrukowanego w Księdze Jubileuszowej 15-lecia pod red. prof. Ofiarskiego. 

Znowu użyto tekstu prof. Ryszarda Pawłowskiego oraz autorskiej pary Czeczot-Tomaszewski jak i fragmentu z „Rzeczpospolitej”. Przeczuwam, że autorka wzięła sobie zbyt poważnie do serca powiedzenie, że „jak przepisujesz z jednej pracy to plagiat, a jak z trzech to jest już poważna praca naukowa”! W tym plagiacie „na hak” nadziała się koleżanka z Katedry, także adiunkt Wydziału Prawa, dr Żywucka-Kozłowska, która skorzystała z tzw. darmowego współautorstwa. Jest to częste zjawisko wydłużania listy publikacji określane jako: Ty dopiszesz mnie, ja dopiszę Ciebie. Taka „twórczość naukowa” jest nierzetelnością i powinna być także karana dyscyplinarnie (Z plagiatowej łączki, "Forum Akademickie" 2007 nr 3).  

Po kilku latach Marek Wroński  wrócił do plagiaryzmu  w wydaniu prawniczki. Opublikował w "Forum Akademickim" 2016 nr 11 artykuł p.t. "Habilitacja z prawa na lewo", który dotyczył popełnienia plagiatu przez dr E. Żywucką-Kozłowską jako pracownika naukowego w naukach o prawie (o zgrozo w specjalności kryminalistyka !) już Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.  Czyżby gdzieś trzeba było ukryć tę panią, zatrzeć ślady wcześniejszej, a "bezprawnej" działalności, by zarazem docenić jej inne walory? Jakie? 

W artykule, którego treść gorąco polecam, mamy opisaną sieć filantropijno-altruistycznych kolesiów i koleżanek, a są tu profesorowie prawa - dziekani, recenzenci, członkowie rad wydziałów, naukowcy-prawnicy! 

Gdyby Sąd Okręgowy w Białymstoku Wydział II Cywilny, nie wydał wyroku w dniu 6 marca 2020 r. że „działalność pozwanej E. Żywuckiej-Kozłowskiej wyczerpuje znamiona definicji plagiatu”, to dalej byłaby samodzielnym pracownikiem naukowym z uprawnieniami do kształcenia doktorantów, recenzowania prac doktorskich  i habilitacyjnych. Jednak to jeszcze nie koniec. Jak pisze autor artykułu: 

Elżbieta Żywucka-Kozłowska nadal figuruje jako samodzielny nauczyciel akademicki Katedry Postępowania Karnego i Prawa Karnego Wykonawczego Wydziału Prawa i Administracji UWM, jako „dr hab. Elżbieta Żywucka-Kozłowska”.  

Minister Jarosław Gowin w swej dobroci dla potencjalnych przestępców akademickich pozbawił instyutucję centralną jaką jest Rada Doskonałości Naukowej możliwości nadzorowania tego typu zjawisk. No jasne, przezież za rządów prawicy nie ma nieuczciwości naukowej. Jest sama doskonałość.  

Dzięki temu np. Uniwersytet Jagielloński uniknie postępowania mogącego skutkować ograniczeniem uprawnień do nadawnia stopnia naukowego doktora habilitowanego w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie pedagogika. Sprawy już nie ma, bo nie ma Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. DOBRA ZMIANA. DOSKONAŁOŚĆ, a RDN może sobie rzepkę skrobać. Nieuczciwość została wtopiona w uniwersyteckie sieci układów, o których powyżej jest mowa.   

Warto przy tej sprawie powrócić do wątku, który poruszył w 2007 r. Marek Wroński, a mianowicie dopisywania się do artykułów osób, które nie miały żadnego udziału w ich powstaniu, ale ,... . Tymczasem ustawicznie słyszę peany na temat wybitności naukowej na podstawie przedkładanych do oceny wieloautorskich artykułów, które zostały opublikowane poza granicami kraju, w prestiżowych czasopismach. Tak kręci się częsciowa fikcja współautorstwa, które zostanie wysoko wycenione przez KEN w przyszłorocznej ewaluacji. Nieuczciwość generuje nieuczciwość.