03 kwietnia 2015

Jubileusz profesora nauk wojskowych i pedagogiki Jerzego Kunikowskiego oraz Prezesa Łódzkiego Towarzystwa Naukowego prof. Stanisława Liszewskiego



Jubileusz 70. urodzin i 40-lecia pracy naukowo-dydaktycznej obchodził profesor zwyczajny, doctor honoris causa Jerzy KUNIKOWSKI z Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach oraz Wyższej Szkoły Nauk Społecznych - PEDAGOGIUM w Warszawie.

Ogromnie żałowałem, że nie mogłem uczestniczyć w przygotowanej z tej okazji uroczystości na Wydziale Humanistycznym, gdyż w tym samym dniu i o tej samej porze odbywało się posiedzenie Prezydium Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. Wielokrotnie Komisja korzystała z doświadczenia, mądrości i wysokiego taktu osobistego Profesora w recenzowaniu wniosków z zakresu pedagogiki oraz nauk o bezpieczeństwie, toteż jestem przekonany, że będzie to nadal możliwe. Jubilat jest w tym zakresie wybitnym autorytetem naukowym, o czym świadczy Jego służba w ciągu mijających właśnie czterdziestu lat pracy akademickiej, na rzecz polskiej edukacji oraz narodowego bezpieczeństwa.

Profesor J. Kunikowski jest autorem "Słownika podstawowych terminów wiedzy i edukacji dla bezpieczeństwa". W swoich monografiach naukowych oraz pracach zbiorowych, które były najczęściej pokłosiem konferencji podejmował kwestie wychowania patriotyczno–obronnego, jego tradycji i współczesności, konfliktów oraz zagrożeń w życiu dziecka, edukacji obronnej oraz przygotowywania dzieci i młodzieży do działań w sytuacjach zagrożenia zdrowia i życia. Dzisiaj ta problematyka znajduje się w centrum zainteresowań nauk o bezpieczeństwie i pedagogiki społeczno-obronnej. Jubilat wypromował 16 doktorów. Przez dwie kadencje pełnił funkcję Dziekana Wydziału Humanistycznego UPH w Siedlcach.


W Łódzkim Towarzystwie Naukowym nastąpi zmiana na stanowisku Prezesa. Po dwudziestu czterech latach kierowania tym Towarzystwem zrezygnował z dalszego kandydowania do tej funkcji profesor Stanisław Jan Liszewski, znakomity polski geograf, specjalista od geografii osadnictwa, a w szczególności geografii miast, profesor, także były rektor Uniwersytetu Łódzkiego (1996-2002). W tym roku Profesor będzie także obchodził swój jubileusz, bowiem urodził się w dn. 11 listopada 1940 w Łodzi. Studia magisterskie z geografii ukończył w 1963 r. w siedem lat później obronił dysertację doktorską, a w 1977 r. uzyskał habilitację. Wszystkie awanse naukowe przeprowadzał w macierzystym Uniwersytecie. W 1990 Prezydent RP nadał mu tytuł profesora zwyczajnego. W 2011 został wyróżniony tytułem doktora honoris causa Politechniki Łódzkiej

Prof. Stanisław Liszewski przewodniczy Kapitule prestiżowej w naukach pedagogicznych Nagrody Łódzkiego Towarzystwa Naukowego Im. Profesor Ireny Lepalczyk na najlepszą rozprawę naukową z pedagogiki społecznej. Warto odnotować wśród wielu Jego funkcji takie jeszcze jak: Przewodniczący Komitetu Narodowego do Spraw Współpracy z Międzynarodową Unią Geograficzną przy Wydziale Nauk o Ziemi i Nauk Górniczych PAN, członek Komitetu Narodowego do Spraw Współpracy z Międzynarodową Radą Nauki przy prezydium PAN, były dyrektor Instytutu Geografii Miast i Turyzmu Uniwersytetu Łódzkiego. Poza tym jest członkiem wielu innych organizacji naukowych, autorem licznych publikacji naukowych, promotorem i recenzentem wielu prac doktorskich i habilitacyjnych.

Szczególnie jestem wdzięczny Profesorowi S. Liszewskiemu za przewodniczenie Kapitule Nagrody ŁTN, bowiem od początku jej istnienia zawsze troszczył się o to, by rozstrzygnięcia profesorskiego gremium były najwyższej jakości.

02 kwietnia 2015

Ministra edukacji może spać spokojnie ... do wyborów


Wczoraj poinformowałem w Facebooku, że z dniem 15 kwietnia br. otrzymam powołanie na stanowisko Pełnomocnika Pani Premier ds. reformy ustrojowej w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Zarazem przeprosiłem, że ze względu na liczne obowiązki, jakie wiążą się z nową rolą, nie będę mógł odpowiadać na korespondencję. Przegotowuję bowiem przeniesienie MEN do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, żeby edukacja miała wreszcie charakter kulturowy, a nie rynkowy.

Na krótką informację zareagowali czytelnicy fejsa Ich reakcje na mój wpis w Facebooku były ambiwalentne: od wypowiedzi osób tym zachwyconych, po takie, które nie dały się nabrać. Wczoraj bowiem był 1 kwietnia, a zatem prima aprilis. Podzielę się zatem najbardziej charakterystycznymi reakcjami na mój wpis, przedzielając każdy innym memem politycznym o charakterze edukacyjnym:

W I grupie pojawiły się następujące komentarze:

Panie Profesorze gratuluję


Gratuluję i życzę sukcesu w trudnej drodze wprowadzania zmian.



Gratulacje.


Wreszcie Ktoś z normalnym spojrzeniem na rzeczywistość i ustawy. Praktyk nie teoretyk. Gratuluję.


Nareszcie.


Gratuluję i życzę powodzenia w dalszej karierze.

Mam nadzieję, że to nie żart! Gratuluję Panie Profesorze!


Proponuje pierwszą reformę
1. Zaorać




Druga reforma:
2. Budyń zasadzić




Wśród niedowiarków miały miejsce następujące komentarze:

Szkoda, że to prima aprilis...




1 kwietnia.


Obawiam się, że to 1.04.


Prima A.?


HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA ,,,



Aj, ten pierwszy kwietnia...


Dzwoniłem do Pani Premier - potwierdziła.


Wczoraj przy kawie nie wspominała.


Brzmi wręcz nieprawdopodobnie... choćby dlatego, że kręgi rządowe musiałyby nagle przejść metamorfozę intelektualną i otoczenia dworskiego, żeby usłyszeć o takiej Postaci. A jak nas zaskakują to tylko in minus.


Pewnie Pan Profesor jeszcze nie wie, że ja wtedy będę ministrą.


Szkoda, że dziś jest 1 kwietnia!


Panie Profesorze serdecznie dziękuje za wczorajsze spotkanie w Ministerstwie było dla mnie wielkim wyróżnieniem Pozdrawiam


Była jeszcze trzecia grupa osób, które początkowo dały się wkręcić, ale po zapoznaniu się z opiniami niedowiarków, napisały:

O, rety!!! Chyba ma Pani rację. Zapomniałam, że dzisiaj 1.04.




Udało się Panu wkręcić nas!


Też uwierzyłam, gratuluję poczucia humoru Panie Profesorze, ale może, może ????

Czyżbym dała się nabrać? Ale jednak trzeba mieć nadzieję. Tak czy inaczej gratuluję pomysłu.


((Źródło memów: Fb) 

01 kwietnia 2015

Zapowiada się socjalistyczna polityka władz Łodzi w zakresie edukacji przedszkolnej






To dość rzadka sytuacja, by w tak wielkim mieście, jakim jest Łódź, były wolne miejsca w przedszkolach. Jeszcze dwa lata temu można było (z perspektywy rodzica) tylko marzyć o takiej sytuacji, w której nareszcie staje się on "klientem", podmiotem oczekującym zaspokojenia jego potrzeb w zakresie instytucjonalnej opieki nad jego dzieckiem w wieku przedszkolnym.

Kiedy jednak obecny wiceprezydent miasta Łodzi Tomasz Trela (SLD), który jest odpowiedzialny za edukację, formułuje opinię: "Przez wiele lat łodzianie przyzwyczaili się , że miejsc w przedszkolach brakuje. Chcemy przełamać ten stereotyp" - to krew w żyłach bulgoce ze względu na ewidentne wprowadzanie mieszkańców w błąd. Rozumiem, że trwa kampania prezydencka i w czerwonej Łodzi SLD chce koniecznie zapewnić swojej kandydatce jak największe poparcie, ale nie wolno operować fałszywymi diagnozami.

W tym, drugim co do wielkości mieście, podobnie jak we wszystkich pozostałych, niemożliwe było uzyskanie miejsca w publicznym, gminnym przedszkolu, gdyż liczba miejsc była mniejsza od liczby chętnych. Właśnie dlatego powstawały jak grzyby po deszczu prywatne przedszkola, niektóre tylko i wyłącznie w celach biznesowych (z kadrą źle opłacaną przez właściciela, często oszukiwaną, wykorzystywaną, bo nieobjętą Kartą Nauczyciela). Także w ramach inicjatyw organizacji pozarządowych powstawały placówki doraźnych form pracy opiekuńczej z małymi dziećmi.

Czyżby wiceprezydent nie pamiętał, jak to jego socjalistyczna partia protestowała przeciwko takiemu stanowi rzeczy? Dość łatwo jest wejść do wypielęgnowanego już ogrodu przez poprzednich gospodarzy i pochwalić się jego pięknem, kiedy niczego samemu się w tym zakresie nie uczyniło. Mamy w Łodzi falę niżu demograficznego oraz przejęcia przez szkoły podstawowe sześciolatków, które "zwolniły" miejsca po sobie. To także one są głównym sprawcą zaistnienia wolnych miejsc w przedszkolach, a nie dotychczasowo ich gorsza oferta edukacyjna czy tym bardziej - lepsza władza samorządowa. No, ale do lewicowej propagandy, półprawd, podobnie jak do socjotechniki władzy w zakresie manipulacji społeczeństwem już się nie tylko przyzwyczailiśmy, ale także zaczynamy właściwie odczytywać oblicze ich rzekomej troski.

W propagandzie operuje się danymi w wybiórczy sposób, by pokazać wspaniałomyślność rządzących. Oto w Łodzi mieszka obecnie ok. 18 tys. dzieci w wieku przedszkolnym, a więc trzy-, cztero,- i pięciolatków. Tymczasem, o ile pięciolatki muszą być objęte wychowaniem przedszkolnym, to już trzy, - i czterolatki absolutnie nie. Tymczasem lewicowy wiceprezydent chciałby, żeby - jak w PRL - rodzice oddali swoje maluchy instytucji, by SLD mogło wykazać się w roku wyborczym swoim sukcesem.

Na szczęście dzieci jeszcze nie są własnością ani lewicy, ani prawicy, ani liberałów czy anarchistów (ci, to chyba w ogóle nie mają dzieci), nie są własnością państwa, ani gmin. Ich rodzice mogą sami decydować o tym, kto, w jaki sposób i jak długo będzie opiekował się ich dziećmi, wspomagał ich rozwój, edukował je itd. Dostępne zatem 15,5 tys. miejsc w publicznych przedszkolach jest ponad normę potrzeb i oczekiwań rodziców, którzy nie muszą ulegać medialnej propagandzie czy wtłaczanym im mitom przez samorządowców.

Wydział Edukacji UMŁ wyda zatem zbytecznie pieniądze na akcję promowania zapisów do przedszkoli w ramach zorganizowanego przez wiceprezydenta festynu. Sam pomysł na reklamowanie publicznej opieki nad dziećmi, który polega na tym, by m.in. co godzinę prezentowało się w specjalnie wystawionym namiocie w pasażu Schillera kolejne z 30 przedszkoli (spośród 146,które rekrutują w tym roku podopiecznych) jest niewiele wart, gdyż rodzice i tak nie będą mieli okazji do porównania ich ofert czy warunków.

(fot. Łódź - centrum miasta)

SLD woli jednak wydać z budżetu miasta pieniądze na te fajerwerki, akcje, by móc ogłosić publicznie swoje zaangażowanie i troskę. O kogo? O dzieci? O zagrożonych pracą nauczycieli przedszkoli? A może o kolejną szansę na rozdawanie przy tej okazji ulotek o kandydatce na prezydenta lub materiałów z własnym logo? A może należałoby przypomnieć wiceprezydentowi wyniki badań łódzkich socjologów na temat wyludniania się tego miasta? Łódź jest w czołówce miast, z których ucieka młode pokolenie. Miasto się starzeje. Wiceprezydent powinien zakładać domy spokojnej starości, hospicja, budować domy dla coraz biedniejszych mieszkańców, rozwijać opiekę socjalną, to może i SLD wygra tu kiedyś jakąś kampanię. Tylko czy chorzy, biedni i starzy pójdą do urn wyborczych? Obawiam się, że do innych...

31 marca 2015

Zmarł psychopedagog Stanisław Rogala










Z przykrością informuję, że w dniu 29 marca 2015 r. zmarł dr hab. Stanisław Rogala, psycholog, człowiek wielki sercem, do ostatnich chwil ciekawy świata i wiedzy, miłujący ludzi, naukowiec z pasji i rozumu.

Profesor był już na emeryturze, ale nadal czynnie kształcił specjalistów w zakresie psychologii i pedagogiki społecznej w Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji w Opolu, gdzie kierował Zakładem Wpływu Społecznego. Wcześniej pracował na Uniwersytecie Opolskim, na Wydziale Historyczno-Pedagogicznym, w Instytucie Psychologii. O tym, jak bardzo miłował nauki psychologiczne i pedagogiczne oraz swoją profesję najlepiej świadczą jego publikacje naukowe, które wydawał w ostatnich latach, skupiając się przede wszystkim na geragogice i psychologii starości. Znajdziemy wśród nich m.in.:

Rogala S., Psychologiczno–społeczne uwarunkowania procesu starzenia się człowieka, WSZiA, Opole 2007.

Rogala S., Społeczna empatia a ludzie starsi, Opole 2009.

Rogala S., Starość i jej konsekwencje społeczno-rodzinne, red. S. Rogala, Wydawnictwo Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji, Opole 2010.

Rogala S., Pamiętaj o swojej starości, red. S. Rogala, Wydawnictwo Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji, Opole 2011.

Pedagodzy pamiętają pisma pomniejsze Profesora UO na temat problemów wychowania dzieci i młodzieży w procesie eurointegracji; efektywności edukacyjnej w kształceniu młodzieży akademickiej; nauczycielskiej refleksji; z tanatopedagogiki - pedagog wobec umierania czy na temat przymusu w wychowaniu młodzieży.

Przedstawiciele nauk społecznych, którzy podejmują problematykę badawczą z pogranicza andragogiki i geragogiki czy gerontologii społecznej niewątpliwie będą korzystać z rozpraw zmarłego Profesora.

Rodzinie, przyjaciołom i współpracownikom Profesora przekazuję wyrazy współczucia.

30 marca 2015

PEDAGOGIKA POEZJI - POEZJA PEDAGOGIKI





















W minionym tygodniu, z okazji Światowego Dnia Poezji, odbyło się na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie bardzo ciekawe spotkanie właśnie z tym gatunkiem sztuki literackiej oraz jego twórcami. Organizatorem była pani dr Teresa Lewandowska - Tarasiuk, która kieruje PRACOWNIĄ WYCHOWANIA LITERACKIEGO, a od szeregu lat prowadzi cykliczne konferencje naukowe SŁOWA – OBRAZY – DŹWIĘKI.

W krótkiej relacji z tej inicjatywy pisze, że po raz kolejny uczestnicy spotkania przekonali się, że chcą rozmawiać o poezji.... także środkami jej wyrazu. Byli wśród nich poeci z naszego, akademickiego środowiska, a mianowicie prof. Lesław Pytka i dr Beata Szurowska. W spotkaniu z poezją uczestniczył też naczelny redaktor periodyku "Poezja dzisiaj", a zarazem poeta - Aleksander Nawrocki i wielu innych.

Na ogłoszony przez Pracownię konkurs poetycki dla studentów APS wpłynęło bardzo dużo wierszy młodego pokolenia. Cieszył się on zatem dużym zainteresowaniem jak na jedną Akademię.

JM Rektor prof. APS Jan Łaszczyk ufundował symboliczne nagrody-statuetki, które zostały wręczone tegorocznym laureatom. Były zatem zaprezentowane wiersze i ich autorzy, zaś pani dr T. Lewandowska-Tarasiuk prowadziła to spotkanie i komentowała jego przebieg m.in. odwołując się do wybranych wierszy Danuty Muchy, śp. Ireny Conti Di Mauro, a nawet przywoływano fragmenty narracji z mojego blogu. Niestety, nie mogłem być razem z uczestnikami tego wspaniałego wieczoru, gdyż już byłem w drodze na Zjazd Czeskiej Pedagogiki. Bardzo dziękuję za przekazanie jednego z nagrodzonych tekstów poetyckich naszej studentki..., studentki pedagogiki APS - pani Karoliny Swend p.t. Sztuka Pedagogiki


Cóż ma poezja do pedagogiki?

Że się tą samą literą zaczynają oba rzeczowniki?

Czy bardziej chodzi o proces tworzenia

Dzieła literackiego lub ludzkiego istnienia?

Skojarzenie pewne w mej głowie powstaje,

Że pedagogika czasem poezją się staje,

Gdy nauczyciel z zapałem do pracy przychodzi,

Uśmiechem obdarza, nikomu palcem nie grozi.

Uczniowie chętnie z Nim współpracują,

Tańczą, śpiewają, wciąż eksperymentują.

Niezwykła to wizja nauczyciela-sztukmistrza,

Lecz by to uczynić potrzeba tytułu magistra.

Dlatego wracam prędko do nauki,

By z pedagogiki stworzyć dzieło sztuki.



Mogę zatem podzielić się wierszem, jaki przywiozłem ze Zjazdu Czeskich Pedagogów, w trakcie którego własną poezję w połączeniu z malarstwem prezentowali studenci i ich wykładowcy z Południowoczeskiego Uniwersytetu w Czeskich Budziejowicach.



KRAINA Z BIAŁYM KLINEM

Zamykam oczy

Znowu jestem

W łaskawej zieleni

Na pożądanym łonie

Przełamuję senność

Nie pierwszy już raz

Jeszcze chwila zwłoki

W tak twórczej ciszy.

Nie spoglądam na bok

Poszukując oparcia

W cieniu zadumania

W krainie

Z białym klinem



Nie wszyscy nasi pedagodzy wiedzą, że wiersze piszą także współcześni nam pedagodzy, jak: Maria Dudzikowa, Czesław Banach, Czesław Kupisiewicz, Adam Zych czy psycholog twórczości - Stamisław Leon Popek.



29 marca 2015

Jak lewicowe media wprowadzają w błąd opinię publiczną



W weekendowym wydaniu "Gazety Wyborczej" Maciej Orłowski opublikował artykuł pt. "On "siewcą", ona "glebą", czyli edukacja seksualna" (GW z dn.28-29.03.2015, s. 6). Nie polemizuję z jego treścią, bo jest ona jednoznacznie jednostronnym elementem w wojnie światopoglądowej w naszym kraju, której lewą stronę od lat współfinansuje i wzmacnia redakcja tej gazety.

Zwracam w dzisiejszym wpisie uwagę na dwie sprzeczności i zafałszowania, które wbija się do świadomości Polaków, mimo że nie mają one nic wspólnego z prawdą albo są przykładem hipokryzji politycznej i braku odpowiedzialności za słowo oraz za instytucje publiczne czy urzędy państwowe.

Pierwsze fałszerstwo polega na tym, że oto pan Maciej Orłowski przytacza gęsto i często wypowiedzi pani dr Marii Pawłowskiej, pod której nazwiskiem - a nawet w wyróżnionej przez redakcję ekspozycji danych - podaje się, że jest wykładowczynią PAN. Ma to wzmocnić w odbiorze przekaz, jakoby reprezentowała ona Polską Akademię Nauk. Jest to, moim zdaniem, skandaliczne nadużycie, na które powinny reagować władze Polskiej Akademii Nauk, tym bardziej po mającym miejsce, a szeroko omawianym także przez tę Gazetę - konflikcie w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN w związku z patologią prowadzonych tam studiów podyplomowych.

Rzecz bowiem dotyczy prowadzonych przez niektóre instytuty PAN studiów podyplomowych. Otóż w Instytucie Badan Literackich PAN prowadzone są studia podyplomowe Gender Studies i podyplomowe studia „Strategie zmian na rzecz równości. Gender mainstreaming” mimo, że nie jest to jednostka powołana do kształcenia zawodowego, tylko naukowego i do prowadzenia badań naukowych oraz kształcenia kadr naukowych. Zapisano jednak w Statucie IBL prowadzenie także studiów podyplomowych, by zapewne mieć środki na przeżycie (budżety jednostek PAN są żałośnie niskie).

Instytut Badań Literackich PAN informuje na swojej stronie o tym, jakie instytucje wspierają jego działalność. Otóż wśród czterech instytucji, a są to bardzo szacowne podmioty: Fundacja "Akademia Humanistyczna"; Fundacja "Centrum Międzynarodowych Badań Polonistycznych"; Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria" i Zespół Badań Obszarów Trzecich Literatury nie znajdą Państwo Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz Grupy Edukatorów Seksualnych "PONTON", którą reprezentuje właśnie pani dr M. Pawłowska. Jakim prawem zatem posługuje się ona szyldem PAN, skoro nie jest ani pracownikiem Akademii, ani też współpracownikiem? W Radzie Naukowej IBL, w której zasiadają przecież także doktorzy, nie ma pani M. Pawłowskiej. Może jej członkowie i dyrekcja nie wiedzą, jakich mają tzw. wykładowców?

To, że w ramach prowadzonych studiów podyplomowych ktoś z grona kierownictwa IBL powierzył tej pani prowadzenie jednego tematu czy zajęć na umowę nie jest żadnym upoważnieniem do posługiwania się statusem wykładowcy PAN. Ponton jest - jak podaje to także GW - "grupą edukatorów przy lewicowej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny." Czyżby szacowny IBL stał się teraz agendą, przybudówką dla tego typu organizacji?

Druga kwestia, jaką dostrzegam w artykule M. Orłowskiego - dotyczy stosunku Ministerstwa Edukacji Narodowej do uznawalności podręczników szkolnych. Otóż cytowana w artykule rzeczniczka MEN Joanna Dąbek - z niedostrzeganą u siebie hipokryzją, lamentuje wraz z autorem tego tekstu nad tym, że przekazywana wiedza w podręcznikach do przedmiotu "Wychowanie dożycia w rodzinie" powinna być bezstronna i nie powinna być dyspozycyjna. Ten fragment wywołał u mnie śmiech i niedowierzanie, że ktoś z takim poglądem może reprezentować ten urząd. No, ale skoro i dziennikarka może być ministrem edukacji, to już nic mnie nie dziwi, szczególnie po prowadzeniu przez nią kampanii politycznej z wykorzystaniem do tego celu właśnie MEN.

Hipokryzja pani J. Dąbek ujawnia się w następującym zdaniu: "Też chcielibyśmy, aby podręczników do WDŻ było więcej, ale to nie my je piszemy. Decyzja o ich publikacji należy do wydawców". Jak zatem rozumieć decyzję jej zwierzchniczki o tym, że do wczesnej edukacji ma być tylko jeden podręcznik i to napisany przez niekompetentnych "swoich" autorów, o czym świadczą nareszcie i częściej ujawniane opinie nauczycieli? Czyżby MEN przygotowywało teren do przejęcia formacji światopoglądowej w edukacji seksualnej w Polsce?



28 marca 2015

Akademickie patologie (nie tylko) na Słowacji


Na Słowacji mają problem z kimś, kto popełnił plagiat. Pod koniec ub. roku prasa ogólnokrajowa informowała o tym, że powołana na stanowisko dziekana Wydziału Nauk Społecznych i Ekonomicznych Uniwersytetu Jana Amosa Komeńskiego w Bratysławie Lucia Mokra powinna zostać odwołana, gdyż jej publikacja jest treściowo zbieżna z rozprawą Vašečki. Zdaniem poszkodowanego - jeden z jej rozdziałów jest plagiatem.

Odczekałem kilka miesięcy z nadzieją na wyjaśnienie tej sprawy. Prasa jednak już nie podniosła tego tematu, zaś na stronie Uniwersytetu oskarżana o plagiat pełni funkcję dziekana. Nie wiemy zatem, czy oskarżenie było zasadne? Senat Uniwersytetu otrzymał skargę nie tylko pana Vašečki, gdyż pod jego listem podpisali się jeszcze inni docenci: Iveta Radičová, Ľudmila Malíková, Viera Bačová, Oľga Gyarfášová i Jozef Bátora. I zapadła cisza... mimo, że uniwersytecka kadra apelowała do Rektora, by zareagował na sytuację, która wiąże się z naruszeniem dobrych obyczajów w nauce i standardów profesjonalno-etycznych. Na Słowacji nie ściga się plagiatorów na mocy obowiązującego tam prawa.

U naszych południowych sąsiadów toczy się ukryta wojna o uprawnienia do nadawania stopni i tytułów naukowych. Niewiele wydziałów na uniwersytetach spełnia konieczne wymogi w tym zakresie, o czym decyduje Słowacka Komisja Akredytacyjna, toteż większość doktorów musi ubiegać się o docenturę (tzw. habilitację, bo nie jest ona odpowiednikiem polskiej habilitacji mimo takiej samej nazwy) w obcych sobie jednostkach. Te zaś z formalnego punktu widzenia powinny otwierać postępowanie habilitacyjne, jeśli kandydat posiada odpowiedni dorobek dydaktyczny, metodyczny i organizacyjny. Wiele wniosków czeka - jak u nas w Sejmie opozycyjne projekty ustaw - w tzw. "zamrażarce".

Jeśli tego nie czynią w części przypadków, to głównie z tego powodu, by nie pomagać konkurencji, innym wydziałom w pozyskaniu samodzielnej kadry. Wówczas bowiem nie byliby jedynymi czy jednymi z nielicznych do prowadzenia tego typu postępowań awansowych. Znam przypadek docent jednego z uniwersytetów, który leży niedaleko Bratysławy, której wniosku o nadanie tytułu profesora nie poparto (mimo jednogłośnej akceptacji międzynarodowej komisji, bo to przed nią prowadzone jest postępowanie), bo - jak mi zdradzono - reprezentowany przez nią wydział zrównałby się prawami ze stołecznym. Narzeka się przy tym na to, że istnienie dwóch rodzajów habilitacji: jednej (Docent danego kierunku kształcenia) i drugiej (DrSc - w pełni naukowowo-badawczej odpowiadającej polskiej habilitacji) nie sprzyja rywalizacji w świecie nauki. Podstawą docentury, a więc habilitacji niższego rzędu, są najczęściej prace popularnonaukowe, metodyczne, pomoce dydaktyczne itd. Doktorów habilitowanych - DrSc jest niewielka liczba i najczęściej pracują oni w instytutach naukowych (jak w Polsce - PAN).

Na Słowacji są zaledwie 23 szkoły wyższe, w tym 13 stanowią szkoły prywatne. Na 1 mln obywateli przypada w tym kraju 6,67 szkół wyższych. Podobny wskaźnik nasycenia uczelniami wyższymi jest w Republice Czeskiej, gdzie na 1 mln mieszkańców przypada 6,95 szkół wyższych. W europejskich krajach postsocjalistycznych góruje Polska, gdzie ten wskaźnik wynosi 10,47. Co ciekawe, Słowacja ma najniższy odsetek publicznych szkół wyższych na milion obywateli (2,41), kiedy porównujemy ten kraj z Polską (6,54), Czechami (4,29) czy Węgrami (4,14).

Słowacy zatem pytają, jak to jest możliwe, że w naszym kraju jest znacznie więcej szkół wyższych i jednostek z uprawnieniami do nadawania stopni naukowych i przeprowadzania postępowań na tytuł naukowy profesora, a mimo to nasi podróżują do ich uczelni po dyplom docenta? Nie mam złudzeń, biorąc pod uwagę to, że od 7 lat władze kilku uniwersytetów tego państwa są informowane nie tylko o nieuczciwości akademickiej własnych pracowników naukowych, ale także o niektórych Polakach, którzy wykorzystują panujący w tym kraju relatywizm moralny, by wyłudzać tytuły naukowo-pedagogiczne docenta w ramach różnych kierunków kształcenia.

Jak piszą o tym i dyskutują między sobą Słowacy : patologią jest (...)"rozmiękczanie wymagań" wobec kandydatów na docentów. Dochodzi tu od czasu do czasu do „obchodzenia norm“, bazowania na subiektywnych opiniach, wspólnych doświadczeniach recenzentów i kandydatów. Mają miejsce zakulisowe historie jak np. ta, kiedy dwaj akademicy uzgodnią między sobą, że będą wzajemnie się cytować w swoich publikacjach, a tym samym polepszą wskaźnik cytowań. Idealnie jest, jak koledzy są z zagranicy, np., z sąsiedniego kraju z Polski albo z Czech.
Sami Słowacy nie rozwiążą tego problemu. Chyba nawet nie są tym specjalnie zainteresowani. Ich uczelnie na tym zarabiają w EURO, zaś w takich jak np. Katolicki Uniwersytet w Rużomberoku miało miejsce systematyczne łamanie prawa w tym zakresie, o czym pisał b. rektor ks. prof. T. Zasępa. To, co mnie dziwi, to fakt już wyraźnie bezobcesowej "turystyki habilitacyjnej" z Polski na Słowację tych doktorów (wykładowców, adiunktów), których habilitacje zostały z różnych powodów merytorycznych i formalno-prawnych odrzucone w Polsce (niedopuszczenie do kolokwium habilitacyjnego, nieprzyjęcie kolokwium habilitacyjnego, odmówienie nadania stopnia doktora habilitowanego) oraz osób świadomych małolicznego i niskiego (popularnonaukowego) poziomu własnych publikacji.

Obowiązuje od 2013 r. (a na zasadach dobrowolności już od 2011 r.) nowy tryb postępowania habilitacyjnego czy na tytuł naukowy profesora. Każdy, kto posiada naukowy dorobek, może spokojnie, bez negatywnego stresu je przeprowadzić w tej jednostce, którą sam sobie wybierze.

W tym roku na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Mateja Bela w Bańskiej Bystrzycy na Słowacji ma mieć miejsce postępowanie na tytuł docenta dr. Marka Tańskiego z Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, który złożył wniosek o postępowanie na ten tytuł w zakresie kierunku kształcenia (kod 2.1.2) - systematická filozofia (filozofia systematyczna). Wyznaczono mu trzech recenzentów: jednego z Polski - prof. hab. Krzysztofa Wieczorka (Uniwersytet Śląski) a z uniwersytetów słowackich: doc. Mgr. Mariána Palenčára, CSc. (FF UPJŠ Košice) i prof. PhDr. Pavla Dancáka, PhD.(Gréckokatolícka teologická fakulta PU v Prešove). W komisji przeprowadzającej postępowanie ma być też doc. dr hab. Jakub Bartoszewski z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Koninie, który ponad rok temu uzyskał docenturę z tego samego kierunku kształcenia w Uniwersytecie Mateja Beli w Bańskiej Bystrzycy. Wówczas jego recenzentem był prof. dr hab. Krzysztof Wieczorek, podobnie zresztą jak i w jego przewodzie doktorskim. Jest zatem specjalistą w tym zakresie.

Kandydat do słowackiej docentury wykłada filozofię i etykę na w/w Uniwersytecie. To ciekawe, bo właśnie z powodu naruszenia etyki i nieuczciwości akademickiej, a zaqrazem otrzymania 3 negatywnych recenzji, nie został w ub. roku dopuszczony do kolokwium habilitacyjnego na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Do oceny w Rużomberoku przedłożył monografię, która nie uzyskała mojej pozytywnej recenzji wydawniczej, jaką przygotowałem dla Wydawnictwa UP w Krakowie. Mimo to, autor zamieścił na okładce książki wstęp mojej opinii, które nie dotyczyły treści książki, ale potrzeby podejmowania określonej problematyki. Nie pozostaje nic innego jak powiadomienie władz jego Uczelni i Komisji Etyki przy PAN. Chyba najwyższy czas zamknąć rozdział w zakresie oszukiwania recenzentów co do rzekomo pozytywnych opinii wydanej monografii. O innych, jakie przedłożył na Słowacji, nie wypowiadam się, bo ich nie znam.