Pierwsze słowo - UWOLNIĆ –
jednoznacznie wpisuje się w podejście emancypacyjne, a więc wskazujące na
potrzebę przekroczenia jakiejś bariery, granic, form, obowiązującego stanu w
różnych zakresach. Żyjemy w świecie, który nie jest podporządkowany jednemu
autorytetowi, ani też nie jest utrzymywany mocą jednej tradycji. Paradoksalnie
rządzący chcą nieustannie zamieniać jedne autorytety i tradycje innymi,
podporządkowanymi ich ideologii i interesom politycznym. Tak więc stoimy przed
dylematem emancypacji
1) historycznej, związanej z tradycją;
2) kulturowej, bo mającej na celu zmianę
symboliczną lub w tym zakresie utrzymanie status quo szkoły; ale i zmianę
moralną, aksjologiczną; duchową;
3) politycznej, bo odmawiającej
podporządkowaniu się kolejnej władzy politycznej;
4) społecznej, bo występującej przeciwko
temu, co jest w danym środowisku społecznym powszechne, obowiązujące,
dominujące, a więc także w jakiejś mierze zniewalające;
5) podmiotowej, bo wymagającej przejścia w
profesjonalnej samoświadomości od heteronomii do autonomii;
6) przedmiotowej, bo dotyczącej
infrastruktury, przestrzeni i miejsc do uczenia się oraz bycia nauczanym;
7) pedagogicznej, bo wskazującej w
kształceniu kadr pedagogicznych na straty, jakie niesie z sobą zniewalanie
człowieka formatowanego na istotę zewnątrzsterowną, osobowość radarową, i
zyski, które czerpią z tego politycy, rządzący, dyrekcje szkół, nauczyciele i
rodzice.
Proces kształcenia już nie jest
możliwy jako podporządkowany monistycznemu autorytetowi, gdyż w świecie
globalizacji musi mieć zupełnie inny charakter. Potrzebna jest ogólnospołeczna
debata a nie powrót do autorytaryzmu i jego dogmatów, by możliwe było
uzgodnienie relacji między szkołą a życiem poza nią. Spór o szkołę i jej
funkcje nie był i nie jest sporem między pedagogami a społeczeństwem, ale
politykami i ich w istocie podwładnymi. To nie politycy służą społeczeństwu,
tylko społeczeństwo ma być podporządkowane ich wizji państwa a szkoła ma
spełniać tu rolę indoktrynacyjną, zniewalającą, ograniczającą rozwój.
UWOLNIĆ SZKOŁĘ - jest zachętą do odpowiedzenia
sobie na pytanie, czym jest szkoła? Czy jest to winda, wynosząca ku szczytom
jednych, a zatrzymującą innych w rozwoju na tym samym piętrze stratyfikacji
społecznej? Czy szkoła ma być sortownią dzieci na najlepsze, lepsze,
przeciętne, gorsze i najgorsze tak jak sortujemy śmieci, a zatem ma utrwalać
odpady ludzkiego świata w wyniku odpowiednio stosowanych technik? Czy może ma
umożliwić każdemu dziecku odnalezienie własnego świata osobistej wartości, a
więc i mocy oraz sensu życia?
Inkluzja czy ekskluzja?
Czy może jest to świątynia wiedzy, w której mają być pielęgnowane i
reprodukowane cnoty niewieście? A może jest to instytucja wraz z jej różnymi
odmianami: biurokratyczną, hierarchiczną, jak pisali Foucault i Goffman –
totalitarną, zamkniętą, przemocową? Czy może ukrywając swoją zniewalającą
funkcję ma być pseudoliberalnym środowiskiem z ukrytym programem panowania nad
uczniami i nauczycielami? A może jest możliwa szkoła bez szkoły? Szkoła bez
dyrektora, bez rady pedagogicznej, bez klas, bez nauczycieli, a mimo to jest to
środowisko wzajemnie spotykających się ze sobą osób, w wyniku czego każdy
wzrasta na miarę swojego potencjału, możliwości, aspiracji czy uzdolnień i
zainteresowań?
Ewa Radanowicz napisała
że w szkole wcale nie chodzi o szkołę, a Mikołaj Marcela powraca do
Illichowskiego mitu descholaryzacji społeczeństw. Szkoła może być wszystkim
tym, co niosą z sobą pierwiastki rozwiązań w każdym z wymienionych tu typów jej
organizacji, czymś po trosze więzieniem, zakładam psychiatrycznym, szpitalem,
windą, kościołem czy lasem.
OD (WOLNOŚĆ OD...) - to przyimek wskazujący na
miejsce, od którego mamy się oddalić, to rodzaj wolności negatywnej,
wymagającej od nas – od polityków, od władz oświatowych, od dyrekcji
szkół, od nauczycieli, uczniów i ich rodziców odstąpienia od czegoś,
co jest generowane przez każdego z nich z osobna, we współpracy lub w
konflikcie i rywalizacji w procesie zajmowania się dziećmi i młodzieżą, a więc
z formalnego punktu widzenia – uczniami, którzy muszą żyć w świecie nie tylko
uwalniania, ale i przemocy, nakazów i wyborów; bycia zobowiązywanymi do czegoś
i samostanowiącymi o czymś i o sobie.
WOLNOŚC OD SYSTEMU – a więc bycia i życia w określonej makrostrukturze, na świecie, na
kontynencie, w kraju, w państwie i jego ustroju, w społeczeństwie, środowisku
instytucjonalnym lub naturalnym, w grupie społecznej, w relacjach
indywidualnych – dialogicznych lub wojennych.
WOLNOŚĆ OD EDUKACJI W
FORMIE KLASO-LEKCJI: tu mamy jednoznacznie zdefiniowany
zakres strukturalnej formy funkcjonowania szkoły jako czasoprzestrzeni
przemocy, dominacji, która jest już nieadekwatna do warunków życia młodych
pokoleń w społeczeństwie globalnym, otwartym, osieciowanym,
społeczeństwie.
Warto zastanowić się
nad tym jak dojść do tej ostatniej kategorii pokonując jednak te
wyższego rzędu. Najpierw bowiem trzeba wolności historycznej, kulturowej,
politycznej, społecznej, podmiotowej i przedmiotowej, by móc zmienić szkołę z
czasoprzestrzennej dominacji na temporalnie i terytorialnie zróżnicowane
miejsca do uczenia się w świecie szeroko pojmowanych różnic!
Kategoria RÓŻNICY musi tu
być punktem wyjścia do transgresji, transformacji, bo bez niej nie da się
niczego i nikogo uwolnić. Prawo człowieka do różnicy i do autonomii jest naturalne,
toteż trzeba uczynić wszystko, by zgodnie z nim sprzyjać jego jakości życia,
rozwoju i wzrastania. My jednak mamy skłonność do operowania figurą
logicznej alternatywy: albo-albo, zamiast stosować wielości, inności,
zróżnicowania. W świecie zachodzą procesy inkluzji, przenikania, dzielenia się,
solidarności, a nie izolacjonizmu.