29 czerwca 2020
Rozmowy wybitnego pedagoga i psychologa Carla R. Rogersa z wybitnymi humanistami XX wieku
Długo czekałem na wydanie przez Howarda Kirschenbauma i Valerie Land Henderson rozmów Carla R. Rogersa, które przeprowadzili z osobna z najwybitniejszymi uczonymi XX wieku: Martinem Buberem, Paule Tillichem, Burrhusem Frederic Skinnerem, Michael Polanyi i George Batesonem. W wersji oryginalnej książka ukazała się w 1989 r., a więc w przełomowym dla Polski okresie transformacji ustrojowej. Czeski przekład, do którego miałem dostęp, ukazał się w 2016 r.
Myśl i dokonania Carla Rogersa były częściowo znane polskim badaczom jeszcze w okresie PRL, chociaż żadna z jego rozpraw nie została wydana w przekładzie na język polski. Nastąpiło to dopiero po zniesieniu w naszym kraju cenzury.
Psychologię humanistyczną referowali w swoim rozprawach w tamtym ustroju zarówno Józef Kozielecki, Kazimierz Jankowski, zaś osadzoną na jej przesłankach pedagogikę niedyrektywną omawiali tacy pedagodzy, jak: Mieczysław Łobocki, Dorota Jankowska z UMCS w Lublinie, Joanna Danielewska z UJ czy Maria Dudzikowa z UAM.
Pierwsze przekłady na język polski książek C.R. Rogersa w ostatnim dwudziestoleciu pozwalają na rozpoczęcie głębszych badań i aplikacji jego teorii czy praktyk w zakresie niedyrektywnego wychowania oraz poradnictwa. W moim podręczniku "Współczesne teorie i nurty wychowania" (1998) poświęciłem tej pedagogice odrębny rozdział.
Moderatorem rozmowy C. Rogersa z M. Buberem był jeden z najlepszych interpretatorów dzieł Bubera - profesor filozofii Maurice S. Friedman, autor książki "Martin Buber, życie dialogu". W swojej dysertacji doktorskiej uzasadniał zbieżność poglądów Bubera i Rogersa dotyczące nie tylko istoty dialogu, ale i bycia sobą.
Otwierając rozmowę Rogers zapytał Bubera, dlaczego nie został psychoterapeutą? Jak to się stało, że potrafił tak głęboko wniknąć w istotę dialogu i stosunków międzyludzkich? Buber przyznał, że psychiatria nie jest mu obca, gdyż przez trzy semestry studiował tę wiedzę na Uniwersytecie w Lipsku pod kierunkiem uczniów Wundta, w tym jeden semestr w Berlinie u Mandela i Bleulera, ale nie po to, by zostać psychoterapeutą, tylko by dowiedzieć się czegoś więcej o człowieku.
Zależało mi na tym, aby dowiedzieć się, jak zmieć coś w tym drugim, ale również pozwolić mu na to, aby i on zmienił mnie. (...) Miałem przeczucie, że nie mam prawa chcieć zmienić drugiego, dopóki nie jestem otwarty na to, aby on zmienił mnie w takim stopniu, jaki jest dopuszczalny. Coś trzeba zmienić, a jego "dotknięcie" mnie może mieć mniejszy lub większy wpływ na mnie.Nie mogę być ponad nim mówiąc: "Nie. Nie wchodzę do tej gry. To ty jesteś głupi". (s.11)
Największym przeżyciem dla Bubera było jednak wydarzenia po I wojnie światowej, kiedy był świadkiem brutalnego morderstwa dokonanego w 1919 r. przez jego przyjaciela na jednym z kotrrewolucjonistów. To zdarzenie zaciążyło na całym jego życiu i antropologii filozoficznej. Doświadczył bowiem jako czterdziestolatek konieczności życia wśród ludzi będących ofiarami wojny.
Buber niezwykle ciekawie analizuje kategorię sytuacji w rogersowskiej terapii, podważając jej rzekomo symetryczny charakter. Uważał bowiem, iż nawet najsilniejsza motywacja i intencje terapeuty, by być w symetrycznej relacji z pacjentem jako osoba doświadczana także przez niego, jest niemożliwe właśnie ze względu na specyfikę sytuacji. To klient przychodzi po pomoc do terapeuty, anie po to, by się z nim spotkać i doświadczyć go jako osoby.
Psychoterapeuta nie może zmienić tej relacji w autentycznie dialogiczną, gdyż jego pacjent nie może dociekać, kim tak naprawdę jest jego terapeuta. Nie po to do niego przyszedł. On jest zdeterminowany także jakąś swoją tragedią. Nie będzie zatem pytał terapeutę, na jakim filmie był wczoraj w kinie i dlaczego. Ba, każda sytuacja z pacjentem jest inna, bowiem inaczej reaguje terapeuta na paranoika, a inaczej na schizofrenika. Sama metoda terapii nie jest tu wystarczającą.
Rogers sprzeciwiał się takiemu rozróżnianiu relacji z pacjentem w zależności od jego problemu, ale nie mógł przekonać Bubera, którego zdaniem w każdej relacji międzyludzkiej natrafiamy na granice, których nie można zignorować. Tymczasem psychoterapeuta stoi na granicy własnej osoby, by pacjent nie dociekał jej (nie-)rzeczywistej transparencji.
O ile terapeuta może, chce, potrafi usytuować się po stronie swojego pacjenta, to absolutnie nie jest to możliwe w drugą stronę. To jest pytanie o to, czy mamy prawo jako terapeuci dążyć do tego, by pacjenta, który np. milczy, jest zamknięty w sobie, "zmusić" metodą do tego, żeby się otworzył? (s.23)
Kluczowa różnica między spotkaniem w ujęciu terapeutycznym Rogersa a spotkaniem w podejściu dialogicznym Bubera tkwi w tym, że terapeuta chce, aby jego klient miał poczucie własnej wartości, dzięki czemu miałby stać się ontologicznie równą jemu osobą, ale jest to doświadczenie tego momentu, chwili wzajemnej relacji, w której ów pacjent/klient nie jest kimś równie ważnym dla terapeuty. Osoba z jakimś problemem egzystencjalnym, psychicznym nie przychodzi do terapeuty po to, by go spotkać. Ona chce rozwiązać swój problem.
Pięknie mówi Buber o istocie dialogu, do którego nie może dojść w relacji terapeutycznej.
Dialog jest jak gra w szachy, której piękno polega na tym, że nie wiem i nie mogę wiedzieć, jak postąpi mój partner. Bywam w tej grze zaskakiwany. Podobnie jest w relacjach międzyludzkich, w których druga osoba może nas sobą zaskoczyć (s. 27-28).
Buber kwestionuje także stosowanie przez psychologów pojęć np. nieświadomość, dusza, psychika, które nie są żadną realnością, gdyż nie mamy do nich żadnego dostępu poza ich przejawami w jakichś zachowaniach.
Buber wyraźnie przeciwstawia się w rozmowie z Rogersem spolaryzowanym postrzeganiem człowieka, że jest ktoś jako osoba A i ktoś jako osoba Nie-A, czymś, czemu dajemy wiarę, i czymś, co wzbudza nieufność. Jego zdaniem każda osoba jest dwoistością stanów, które znajdują się w chaosie, a my możemy jej pomóc w dialogu w ich uporządkowaniu.
Rogers starał się przekonać Bubera do swojej koncepcji spotkania, w wyniku której ktoś (pacjent) odkrywa moc bycia sobą. Tymczasem Buber dokonuje rozróżnienia na jednostkę i osobę podkreślając istotną różnicę między nimi. Ktoś bowiem może bardzo starć się, by być jednostką, indywiduum, ale przez to wcale nie musi stać się w pełni osobą bardziej ludzką. (s. 36)
Rozmowa między obu humanistami mogłaby trwać w nieskończoność. Wyraźnie daje się z niej odczytać istotne różnice między Rogersem a Buberem w kwestiach dotyczących nie tylko relacji międzyludzkich, dialogu, spotkania, ale także własnej w nich roli każdego z nas. Do rozmowy między nimi doszło 18 kwietnia 1957 r. na Uniwersytecie w Ann Arbore (stan Michigan).
28 czerwca 2020
Historyczne wręczenie godności doktora honoris causa
25 czerwca 2020 r. JM Rektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie ks. prof. dr hab. Stanisław Dziekoński wręczył mi w czasie uroczystej części posiedzenia Senatu Dyplom Doktora Honoris Causa tej wyjątkowej Uczelni w naszym kraju.
Był to dla mnie szczególny dzień, bowiem mogłem reprezentować współczesną polską myśl pedagogiczną oraz dokonania naszego środowiska naukowego jako wpisujące się w moją biografię, aktywność naukowo-badawczą, oświatową i społeczną, której wartość została doceniona i wyeksponowana w trakcie uroczystości w auli im. św. Jana Pawła II.
Droga do najwyższej godności uniwersyteckiej nie jest usiana różami, gdyż każdy pracujący z pasją uczony, o czym tak pięknie pisze w swojej rozprawie prof. Zbyszko Melosik, musi w jakimś stopniu doświadczać dysonansu poznawczego, kulturowego, a nawet organizacyjno-prawnego, kiedy dąży do niechcianej czy nawet pogardzanej w codziennej rzeczywistości Prawdy, Dobra i Piękna. Nie można jednak ulegać Złu i złoczyńcom, kiedy stajemy się nauczycielami akademickimi, nauczycielami nauczycieli, społecznikami, ekspertami, rodzicami itp.
Zainteresowani moim wykładem, który poświęciłem kategorii odwagi i oporu w myśli i nauce społecznej Kardynała Prymasa Tysiąclecia, znajdą jego treść na stronie UKSW. Przebieg uroczystości był transmitowany online, co nadało szczególny klimat całej ceremonii.
Kwarantanną został objęty dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych UKSW ks.dr hab. Jan Niewęgłowski prof. UKSW, a także laudator ks. dr hab. Jarosław Michalski. Ze względu na losowe wydarzenie w rodzinie nie mógł przyjechać do Warszawy jeden z recenzentów mojego dorobku naukowego prof. dr hab. Jóżef Górniewicz.
Edukacja na dystans została, posiedzenia online organów władz akademickich, instytutów, katedr, zakładów, pracowni, różnego rodzaju komisji itp. zostały dopełnione o tak ważną ceremonię. Ta zaś miała niezwykły, w jakiejś mierze także transcendentny charakter.
W związku jednak z tym, że w laudacji znalazła się błędna informacja, muszę ją tu sprostować, by czytelnicy nie przypisywali mi źródła jej zaistnienia. Otóż ks. prof. Jarosław Michalski odnotował, że jestem członkiem korespondentem PAN. W trakcie uroczystości mogłem sprostować tę informację, gdyż nie jest ona zgodna z prawdą. Pisżącemu laudację mogło się jednak wydawać, że skoro przewodniczyłem przez 8 lat Komitetowi Nauk Pedagogicznych PAN, to jestem zarazem członkiem PAN. W podobnej sytuacji był mój poprzednik prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski.
Wprawdzie trzykrotnie kandydowałem do PAN w wyborach członków korespondentów, ale dla żadnego pedagoga nie było w tej korporacji miejsca, bo przedstawiciele innych dyscyplin zawsze głosowali za uczonymi z własnej dyscypliny naukowej, mimo wielokrotnie niższych ich osiągnięć naukowych od kandydujących pedagogów.
To świadczy też o tym, jak niskim standardom hołduje część członków tej korporacji w Wydziale I Nauk Humanistycznych i Społecznych. Tymczasem z łatwością przychodzi im krytykować sytuację w rządzie, w polityce krajowej w naszym kraju, nie dostrzegając upadku etosu we własnym gronie.
Poniżej przywołuję za redakcją UKSW - relację z tego wydarzenia:
Prof.
Śliwerski doktorem honorowym UKSW
25 czerwca prof. Bogusław Śliwerski otrzymał tytuł Doktora Honorowego
Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Doktor honorowy
wygłosił wykład o Prymasie Tysiąclecia.
Zainteresowania naukowe prof. B. Śliwerskiego koncentrują się na
interdyscyplinarnych badaniach oświatowych w zakresie innowatyki
pedagogicznej – ruchu nowatorstwa pedagogicznego, szkolnictwa alternatywnego
oraz teorii i nurtów współczesnych nauk o wychowaniu. Za
osiągnięcia naukowe otrzymał wiele nagród i wyróżnień, m.in.: Nagrodę im.
Filipa Kallimacha (2012); nagrody I stopnia Ministra Edukacji Narodowej;
nagrodą Prezesa Rady Ministrów (2016) i Nagrodą "Łódzkie Eureka"
(2017). Został odznaczony m.in.: Medalem Komisji Edukacji Narodowej
(1992); Złotym Krzyżem Zasługi (1999), Medalem „UŁ w Służbie Społeczeństwu i
Nauce” (2002), Medalem Za Zasługi dla Pedagogiki Współczesnej - Wydziału
Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu (2013), Nagrodą Specjalną „Skrzydła
Wyobraźni” (2013); statuetką „Srebrna Sowa” (2017) oraz Odznaką Honorową za
Zasługi dla Ochrony Praw Dziecka (2018). Jest doktorem honoris causa trzech
polskich uniwersytetów: Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie
(2014), Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy (2016) i Katolickiego
Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie (2017) oraz doktorem honoris
causa Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy (2019). Otrzymał też
zaszczytny tytuł profesora honorowego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w
Olsztynie i Uniwersytetu Śląskiego.
W imieniu ks. prof. Jarosław
Michalskiego tekst laudacji wygłosiła prof. UKSW Anna Fidelus, prorektor ds.
studenckich i kształcenia, podkreślając najważniejsze dokonania
naukowo-badawcze Doktora Honorowego: - Analizując dokonania naukowe,
dydaktyczne, organizacyjne i społeczne Profesora można wskazać wiele powodów,
dla których kandydaturę o nadanie Profesorowi Bogusławowi Śliwerskiemu
doktoratu honorowego uważam ze wszech miar uprawnioną. Co więcej, sądzę, iż w
przypadku Profesora Bogusława Śliwerskiego uzyskanie takiej godności jest
uprawomocnieniem już posiadanej przez kandydata pozycji naukowej...
Jako najważniejsze z nich uznaję: po
pierwsze – osiągnięcia naukowo-badawcze; po drugie – to nadzwyczajna osobowość,
która potrafi porwać innych do działań: w imię prawdy, idei czy budowy nowej
instytucji; po trzecie – unikatowa zdolność do stworzenia grupy
intelektualistów, wychowanków i współpracowników, którzy identyfikują się z
jego akademickim autorytetem.
Rektor Uniwersytetu - ks. prof. Stanisław
Dziekoński wyraził wdzięczność prof. Bogusławowi Śliwerskiemu za przyjęcie
najwyższej godności akademickiej, jaką jest doktorat honorowy. -
Nadając Panu profesorowi zaszczytny tytuł doktora honoris causa Senat
Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie włącza Go do swojej
społeczności akademickiej, a zarazem pragnie uhonorować postawę i zasługi jako
uczonego o międzynarodowej renomie dla rozwoju polskiej pedagogiki - podkreślił.
Listy gratulacyjne dla Doktora Honorowego UKSW odczytał Rektor Elekt - ks.
prof. Ryszard Czekalski, prorektor ds. nauki i współpracy międzynarodowej.
27 czerwca 2020
Moralność a polityka
W 1991 r. ukazał się w przekładzie na język polski wykład Kazimierza Dąbrowskiego poświęcony moralności w polityce, który opublikował w Edmonton w 1974 r. Ten wybitny humanista, któremu poświęciłem wczorajszy wpis, zapowiadał prawie pół wieku temu konieczność powstania nauki zajmującej się świadomymi zasadami i metodami kierowania rozwojem społecznym i politycznym. Uważał, że konieczne jest poznanie przez naukę metod postępowania władzy i zrozumienie organizacji systemów społecznych i politycznych.
Zdaniem Dąbrowskiego istotną rolę w życiu społecznym, w polityce, w ideologiach politycznych odgrywają elementy uczuciowe i popędowe. Nie ma zatem możliwości uniknięcia tak w badaniach, jak i debatach dotyczących polityki ideologii, która leży u ich podstaw.
Nie ma obiektywnego systemu wartości społeczno-moralnych, ani też obiektywnej skali wartości społecznych, które byłyby akceptowane w demokracji przez wszystkich obywateli. Ci bowiem różnią się własnymi preferencjami światopoglądowymi, a zatem i poparciem lub oporem wobec takiej czy innej ideologii politycznej.
Zdaniem Dąbrowskiego mamy świadomość (...) grozy obowiązujących obecnie systemów politycznych i społecznych, obrazujących nihilizm moralny, bezwzględne współzawodnictwo, okrucieństwo (...) Panują obecnie prawie wszechwładnie interesy najbardziej okrutnego współzawodnictwa, dzielenie się aferami wpływów, bezwzględne okrucieństwo podporządkowania setek milionów ludzi w społeczeństwach kulturalnych drogą podpisu na nieludzkich traktatach: tak jak u dzikich - choć rozumiejących swoją siłę - zwierząt dzielenie się ochłapami mięsa (s. 17-18).
Psychologiczne studium Dąbrowskiego jest o tyle ważne, że zwraca on uwagę na posługiwanie się przez polityków czy osoby sprawujące władzę egoizmem, który rozpoznawalny jest przez osoby wysoko wykształcone, ale zupełnie nierozpoznawalny przez większość obywateli. Tych ostatnich cechuje nie tylko brak czasu i zainteresowania się sprawami polityki, własnej krótkowzroczności, ale i nie mają odpowiednich kompetencji, by uzmysłowić sobie, że do władzy dostają się zarówno ludzie najszlachetniejsi, najbardziej dalekowzroczni, najbardziej odpowiedzialni za losy ludzkie, ale i cyniczni kłamcy, "menedżerowie ludzkości" wykorzystujący nieświadomość popierających ich wyborców, dostęp do środków "masowej sugestii", a więc operujący zakłamaniem, groźbą, przekupstwem itp.
Znacznie bardziej niż w instytucjach społecznych, znacznie jaskrawiej, przejawia się dbałość o własne interesy grup kierowniczych w polityce, a w "szlachetniejszej" formie - o interesy społeczne i polityczne własnego kraju ze swoimi osobistymi interesami na czele, a więc w sposób egoistyczny i drapieżny, z pominięciem perspektyw i faktów krzywdy innych jednostek i innych społeczeństw.
Jest to jakby postawa psychopatyczna, a więc postawa niskiej integracji popędowej z inteligencją na usługach, przeniesiona na węższy lub szerszy teren życia państwowego czy międzynarodowego. Przejawia się tu najgłębiej w ujęciu egzystencjalnym - bankructwo moralne. (s. 18-19).
Kluczowe są wskazania Dąbrowskiego na postawy osób świadczące o degeneracji systemu politycznego, jeśli ten zatrzymuje się na poziomie prymitywizmu zgodnie z zasadą Kalego: (...) jeżeli mnie ukradną - to będzie to czyn zły, a jeżeli ja umiejętnie kradnę coś - to będzie to zjawisko pozytywne (s.43). Innymi słowy, program partii politycznej - swoją drogą, a praktyka swoją.
Nie kradnie się jawnie i bezkarnie, ale w taki sposób, by nie zostać na tym przyłapanym. Szczególnie w ustrojach autorytarnych dochodzi do nadużyć finansowych, łapownictwa, zagrożenia bezpieczeństwa innych . Zachodzi tutaj często jakby odwrócenie porządku rozwojowego, w którym na miejsce najlepszych umiejętności, uzdolnień, moralności, odpowiedzialności - wchodzą "wartości ideologiczne" odwrotne, a więc sprawności podporządkowania (s. 45).
Wbrew pozorom, mała objętościowo rozprawa K. Dąbrowskiego dotyczy nie tylko i nie tyle wielkiej polityki, co także środowisk socjalizacyjnych i wychowawczych, które formatują przyszłych władców i decydentów. Autor przygląda się m.in. rodzinie, która może funkcjonować na najniższym poziomie rozwoju, poziomie biologicznym lub wyższym - psychologicznym.
Na tym pierwszym może ona funkcjonować (...) na podstawie zazwyczaj mało wybiórczego działania instynktu seksualnego (...). Pojawiają się potem dzieci, obdarzane większą czy mniejsza sympatią - zazwyczaj sympatią typu biologicznego. Po podrośnięciu wciąga się je "instrumentalnie" do wspólnych obowiązków (s.20). W takich rodzinach często wykorzystuje się przewagę fizyczną, zdarza się w nich okrucieństwo wobec dzieci. Może jednak w nich dojść do zmiany postaw z prymitywizmu do większej refleksyjności.
Rodzina może jednak zmieniać się przechodząc na wyższy poziom rozwoju w wyniku wzrostu funkcji uczuciowych i popędowych, rozwoju instynktu twórczego rodziców w stosunku do dzieci i odwrotnie, zaś instrumentalny egocentryzm rodziców pogłębiany jest o allocentryczne postawy, troskę i poczucie odpowiedzialności za nią jako wspólnotę.
Jeszcze wyższym poziomem rozwoju rodziny jest wejście w okres dezintegracji wielopoziomowej, która jest wynikiem wzmacniania poczucia dbałości o innych jej członków, budowania harmonii we wzajemnych relacjach , większej zdolności do poświęcania się, dzielenia i zapobiegania konfliktom. Na najwyższym poziomie są rodziny wykazujące najwyższy poziom miłości i odpowiedzialności, włączenia w swoje życie najwyższego stopnia empatii i odpowiedzialności za innych. W takiej rodzinie szanuje się "(...) bogactwo indywidualnych członków (s. 22).
Podobne procesy zachodzą w instytucjach jak np. w szkole, która może przechodzić od prymitywnej organizacji przygotowywania uczniów jedynie do minimalnych kompetencji alfabetyzacyjnych. Dobór nauczycieli jest dowolny, bez przygotowania wychowawczego. (...) Metoda jest stereotypowa, werbalna, nieautentyczna. Nie ma rozumienia uczniów zdolnych, nie ma problemu indywidualizacji. Nie ma żadnego orientowania się w indywidualnym usposobieniu intelektualnymi moralnym. Stosuje się metodę kar i nagród, a przede wszystkim bicia (s. 23).
Na wyższym poziomie dezintegracji pozytywnej szkoły następuje rozluźnienie relacji, poziomu autorytaryzmu, arbitralnego kierownictwa na rzecz przyzwolenia zaistnienia w niej (...) bardziej bogatych indywidualności nauczycieli i wychowanków, którzy przyciągają uczniów i którzy kompensują trudności organizacyjne szkoły (s. 23). Przejście na trzeci poziom rozwoju szkoły cechuje spontaniczna wielopoziomowa dezintegracja, w wyniku której zwraca się uwagę na przyczyny konfliktów wewnętrznych, odwoływanie się do poczucia sprawstwa (wstydu i winy) oraz instynktu twórczego.
Na jeszcze wyższym poziomie życia szkolnego aktywizowany jest proces samowychowania i autopsychoterapii, autentyczny stosunek nauczyciela do ucznia oraz przejawiany jest w tych relacjach wzajemny szacunek.
Zachęcam do lektury rozpraw naukowych prof. Tadeusza Kobierzyckiego, który jest w naszym kraju jednym z nielicznych uczonych, którzy rozwijają myśl i teorię z zakresu higieny psychicznej K. Dąbrowskiego.
Kluczowe są wskazania Dąbrowskiego na postawy osób świadczące o degeneracji systemu politycznego, jeśli ten zatrzymuje się na poziomie prymitywizmu zgodnie z zasadą Kalego: (...) jeżeli mnie ukradną - to będzie to czyn zły, a jeżeli ja umiejętnie kradnę coś - to będzie to zjawisko pozytywne (s.43). Innymi słowy, program partii politycznej - swoją drogą, a praktyka swoją.
Nie kradnie się jawnie i bezkarnie, ale w taki sposób, by nie zostać na tym przyłapanym. Szczególnie w ustrojach autorytarnych dochodzi do nadużyć finansowych, łapownictwa, zagrożenia bezpieczeństwa innych . Zachodzi tutaj często jakby odwrócenie porządku rozwojowego, w którym na miejsce najlepszych umiejętności, uzdolnień, moralności, odpowiedzialności - wchodzą "wartości ideologiczne" odwrotne, a więc sprawności podporządkowania (s. 45).
Wbrew pozorom, mała objętościowo rozprawa K. Dąbrowskiego dotyczy nie tylko i nie tyle wielkiej polityki, co także środowisk socjalizacyjnych i wychowawczych, które formatują przyszłych władców i decydentów. Autor przygląda się m.in. rodzinie, która może funkcjonować na najniższym poziomie rozwoju, poziomie biologicznym lub wyższym - psychologicznym.
Na tym pierwszym może ona funkcjonować (...) na podstawie zazwyczaj mało wybiórczego działania instynktu seksualnego (...). Pojawiają się potem dzieci, obdarzane większą czy mniejsza sympatią - zazwyczaj sympatią typu biologicznego. Po podrośnięciu wciąga się je "instrumentalnie" do wspólnych obowiązków (s.20). W takich rodzinach często wykorzystuje się przewagę fizyczną, zdarza się w nich okrucieństwo wobec dzieci. Może jednak w nich dojść do zmiany postaw z prymitywizmu do większej refleksyjności.
Rodzina może jednak zmieniać się przechodząc na wyższy poziom rozwoju w wyniku wzrostu funkcji uczuciowych i popędowych, rozwoju instynktu twórczego rodziców w stosunku do dzieci i odwrotnie, zaś instrumentalny egocentryzm rodziców pogłębiany jest o allocentryczne postawy, troskę i poczucie odpowiedzialności za nią jako wspólnotę.
Jeszcze wyższym poziomem rozwoju rodziny jest wejście w okres dezintegracji wielopoziomowej, która jest wynikiem wzmacniania poczucia dbałości o innych jej członków, budowania harmonii we wzajemnych relacjach , większej zdolności do poświęcania się, dzielenia i zapobiegania konfliktom. Na najwyższym poziomie są rodziny wykazujące najwyższy poziom miłości i odpowiedzialności, włączenia w swoje życie najwyższego stopnia empatii i odpowiedzialności za innych. W takiej rodzinie szanuje się "(...) bogactwo indywidualnych członków (s. 22).
Podobne procesy zachodzą w instytucjach jak np. w szkole, która może przechodzić od prymitywnej organizacji przygotowywania uczniów jedynie do minimalnych kompetencji alfabetyzacyjnych. Dobór nauczycieli jest dowolny, bez przygotowania wychowawczego. (...) Metoda jest stereotypowa, werbalna, nieautentyczna. Nie ma rozumienia uczniów zdolnych, nie ma problemu indywidualizacji. Nie ma żadnego orientowania się w indywidualnym usposobieniu intelektualnymi moralnym. Stosuje się metodę kar i nagród, a przede wszystkim bicia (s. 23).
Na wyższym poziomie dezintegracji pozytywnej szkoły następuje rozluźnienie relacji, poziomu autorytaryzmu, arbitralnego kierownictwa na rzecz przyzwolenia zaistnienia w niej (...) bardziej bogatych indywidualności nauczycieli i wychowanków, którzy przyciągają uczniów i którzy kompensują trudności organizacyjne szkoły (s. 23). Przejście na trzeci poziom rozwoju szkoły cechuje spontaniczna wielopoziomowa dezintegracja, w wyniku której zwraca się uwagę na przyczyny konfliktów wewnętrznych, odwoływanie się do poczucia sprawstwa (wstydu i winy) oraz instynktu twórczego.
Na jeszcze wyższym poziomie życia szkolnego aktywizowany jest proces samowychowania i autopsychoterapii, autentyczny stosunek nauczyciela do ucznia oraz przejawiany jest w tych relacjach wzajemny szacunek.
Zachęcam do lektury rozpraw naukowych prof. Tadeusza Kobierzyckiego, który jest w naszym kraju jednym z nielicznych uczonych, którzy rozwijają myśl i teorię z zakresu higieny psychicznej K. Dąbrowskiego.
26 czerwca 2020
Droga rozwoju naukowego twórcy dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego
Dr Dominik Chojnowski prowadził w swojej pracy doktorskiej, która została zatwierdzona w środę przez Wysoki Senat Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - badania myśli wybitnego psychologa, psychiatry, filozofa i pedagoga Kazimierza Dąbrowskiego (ur. 1 września 1902 – zm. 26 listopada 1980). Mam nadzieję, że przygotuje jej część do druku, zeby przedstawiciele nauk społecznych mogli dostrzec aktualność myśłi tak wyjątkowego humanisty.
KAzimierz Dąbrowski jako jeden z nielicznych polskich uczonych został zaliczony w dyscyplinie psychiatrii i psychologii w poczet najbardziej wpływowych i uznanych badaczy w dziejach nauki. Znalazł się tam obok Freuda, Junga, Maslowa oraz Rogersa z racji stworzonej przez siebie teorii dezintegracji pozytywnej.
Twórczość tego humanisty ma interdyscyplinarny charakter łącząc w sobie wątki filozoficzne, psychiatryczne, pedagogiczne i psychologiczne, a także socjologiczne. Mojego Doktoranta interesowały jedynie aspekty pedagogiczne nie tylko powyższej teorii, ale i pozostałych rozpraw, które zostały poświęcone sytuacji dzieci uczęszczających do szkoły.
Chcę w tym miejscu przywołać w pewnym skrócie drogę dochodzenia wybitnego humanisty do stworzenia teorii, która wynikała z jego wielostronnego wykształcenia, badań i praktyki klinicznej oraz współpracy naukowej z uczonymi lokującymi swoje dokonania i badania w psychologii, psychiatrii i pajdocentrycznej pedagogice humanistycznej.
Jednym z jego nauczycieli był wybitny filozof - Roman Ingarden. Kiedy młody Dąbrowski przystępował do matury miał już za sobą zdane egzaminy na II r. studiów polonistycznych na Uniwersytecie Lubelskim (w 1928 dodano do nazwy przymiotnik „Katolicki”), a w 1924 r. wyjechał do Poznania, gdzie został przyjęty na drugi rok studiów filozoficznych (równolegle studiując polonistykę).
W 1928 roku Dąbrowski wygrał w ramach konkursu stypendium Funduszu Kultury Narodowej na studia z zakresu medycyny, psychologii i pedagogiki w Szwajcarii, gdzie jego nauczycielami byli jakże znaczący dla pedagogiki reformy - Édouard Claparède, Pierre Bovet i Jean Piaget. W rok później obronił w Katedrze Medycyny Sądowej Uniwersytetu Genewskiego dysertację doktorską na temat psychologicznych uwarunkowań samobójstwa.
Ukończył studia podyplomowe z zakresu psychologii i pedagogiki w Uniwersytecie Genewskim i Instytucie J.J Rousseau, specjalizując się w psychologii i psychopatologii dziecka. Mimo propozycji objęcia stanowiska asystenta w tym Instytucie zdecydował się powrócić do Polski, gdzie obronił doktorat z psychologii, napisany pod kierunkiem prof. Stefana Błachowskiego. Jego dysertacja nosiła tytuł: Psychologiczne podstawy samodręczenia (automutylacji).
Dąbrowski zainicjował w kraju ruch higieny psychicznej doprowadzając do powołania do życia Tymczasowego Komitetu Higieny Psychicznej w Warszawie (1930). W 1935 r. powołał przy Państwowej Naczelnej Radzie Zdrowia Sekcję Higieny Psychicznej, a następnie Polską Ligę Higieny Psychicznej (1935. Po II wojnie światowej powołano do życia w 1948 r. Polskie Towarzystwo Higieny Psychicznej (PTHP).
Tak wyjątkowe zaangażowanie było następstwem uzyskania przez Dąbrowskiego w toku kolejnych studiów takich m.in. kolejnych jak:
- w 1932 w Wiedniu studiował w Instytucie Aktywnej Psychoanalizy u prof. Wilhelma Stekela uzyskując uprawnienia do prowadzenia praktyki psychoanalitycznej;
- w 1933 wyjeżdża do USA dzięki Fundacji Rockefellera Dąbrowski, gdzie studiował zdrowie publiczne w Harvard School of Public Health. Odbył też staż w klinice przy John Hopkins University, kierowanej przez znakomitego psychiatrę o światowej sławie, Adolfa Meyera;
- w 1934 r. habilitował się uzyskując tytuł Privat-Docenta z psychopatologii dziecka na Uniwersytecie Genewskim u prof. E. Claparède’a.
- podjęcie w l.1937-1938 studiów teologicznych na Uniwersytecie Warszawskim, jednak musiał je przerwać w wyniku interwencji władz uniwersytetu, które dowiedziawszy się o jego kwalifikacjach oraz zainteresowaniach naukowych poprosiły naukowca o prowadzenie zajęć z higieny psychicznej;
- kolejna habilitacja w 1948 roku u prof. Adriana Demianowskiego w zakresie psychiatrii (zatwierdzono ją dopiero po 1956).
Po wybuchu wojny Niemcy zamknęli Instytut Higieny Psychicznej w Warszawie. Jego twórca zdążył jednak tuż przed wojną w 1939 r. za pośrednictwem Koła Przyjaciół Instytutu zakupić 66 hektarową posiadłość Zagórze-Dwór w pobliżu Warszawy, gdzie powstało sanatorium dla dzieci znerwicowanych. W czasie okupacji udzielał tam schronienia wielu sierotom, księżom, żydowskim dzieciom i członkom ruchu oporu.
Niestety, w okresie stalinizmu, w kwietniu 1949 r. zlikwidowano Instytut Higieny Psychicznej, rozwiązano Polskie Towarzystwo Higieny Psychicznej, zaś posiadłość w Zagórzu Ministerstwo Zdrowia zarekwirowało.
W 1952 r. zamknięto Wyższą Szkołę Higieny Psychicznej. Dąbrowski został najpierw przeniesiony na stanowisko dyrektora Szpitala Psychiatrycznego w Świeciu, a potem wraz z żoną został aresztowany.
Po osiemnastu miesiącach, już po śmierci Stalina, zwolniono go i skierowano na stanowisko ordynatora w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie k/Krakowa. Ze względu na jego starania został przeniesiony do pracy w Rabce. Ostatecznie Dąbrowski został zrehabilitowany w 1956, dzięki czemu mógł powrócić do Warszawy.
Decyzją Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej
dla Pracowników Nauki otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego. Objął Katedrę Psychologii w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, a
następnie Polska Akademia Nauk zatrudniła go w styczniu 1958 na stanowisku
profesora.
W 1964 r. Rada Państwa przyznała K. Dąbrowskiemu tytuł profesora zwyczajnego. W tym też czasie opublikował w Bostonie w języku angielskim swoją rozprawę o teorii dezintegracji pozytywnej.
Na zaproszenie Ministerstwa Zdrowia prowincji Quebec wyjechał na rok do Kanady ze swoją żoną i dwoma córkami, aby objąć tam stanowisko w szpitalu. W 1965 kolejnym roku zatrudniono go jako profesora wizytującego na Uniwersytecie Alberta w Edmonton. W kraju nie mogły ukazać się jego rozprawy na ten temat.
Nic dziwnego, że Dąbrowski pozostał w Kanadzie wykładając na Uniwersytecie Laval (Quebec), ale także jako wykładowca m.in. na Uniwersytecie Femina w Limie (Peru). W 1967 wydał w Bostonie kolejną monografię p.t. Personality-Shaping through Positive Disintegration.
W latach 1969-1972 Dąbrowski otrzymał grant Canada Council na badania w ramach trzyletniego projektu Multilevelness of emotional and institinctive functions. Zastosował w ramach swoich badań m.in. test bodźców słownych, metody badań neurologicznych i metodę autobiograficzną. Na tej podstawie stosował tzw. oszacowanie poziomu rozwoju danej jednostki.
W ostatnim okresie życia, w latach 70. XX w. wydał wiele rozpraw, z których żadna nie została już przetłumaczona na język polski, co w okresie PRL wynikało z obowiązującej cenzury wobec publikacji, które nie były zbieżne z doktryną marksistowsko-leninowską.
Są to takie prace, jak: Mental growth through positive disintegration; Psychoneurosis is not an illness; The dynamics of concepts oraz dwutomowe Multilevelness of emotional and instinctive functions.
Katolicki Uniwersytet Lubelski zorganizował w 2018 r. II Międzynarodowe Sympozjum poświęcone Kazimierzowi Dąbrowskiemu i jego dzieło we współczesnej psychologii.
Okres pandemii COVID-19 niesie z sobą niezwykle poważne skutki o charakterze psychohigienicznym w życiu także naszego społeczeństwa. Może zatem warto sięgnąć do teorii dezintegracji pozytywnej oraz rozprawa tego wybitnego humanisty, które dotyczyły także tak ważnych kwestii, jak:
Higiena psychiczna, Warszawa (1962);
Społeczno-wychowawcza psychiatria dziecięca, Warszawa (1964);
Higiena psychiczna w życiu codziennym , Warszawa (1964);
O dezyntegracji pozytywnej. Szkic teorii rozwoju psychicznego człowieka poprzez nierównowagę psychiczną, nerwowość, nerwice i psychonerwice, Warszawa (1964);
Osobowość i jej kształtowanie poprzez
dezintegrację pozytywną, Warszawa (1975);
Nerwowość dzieci i młodzieży (Warszawa 1976);
Trud Istnienia, Warszawa (1976);
Dezintegracja
pozytywna, Warszawa (1979);
Wprowadzenie do higieny psychicznej, Warszawa (1979);
Zdrowie psychiczne, red. K. Dąbrowski, Warszawa (1979);
Elementy filozofii rozwoju, Warszawa (1979);
Pasja rozwoju, Warszawa (1988);
Moralność w polityce. Wielopoziomowość funkcji
uczuciowych i popędowych w życiu społecznym i politycznym oraz instytucjach, Warszawa (1991).
W latach 1978-1980 Kazimierz Dąbrowski regularnie publikował na łamach tygodnika studenckiego "i.t.d." felietony, które znakomicie łączyły jego wiedzę z psychologii egzystencjalnej, psychiatrii dziecięcej, psychoanalizy z pedagogiką szkolną i pedagogiką dziecka o specjalnych potrzebach rozwojowych.
W 1979
r. Dąbrowski przeszedł w Edmonton poważny atak serca, ale nie chciał leczyć się poza granicami kraju. Powrócił do Polski, gdzie zmarł w
Warszawie 26 listopada 1980 r. Został pochowany w lesie, w
pobliżu Instytutu w Zagórzu.
Jak napisał o naszym uczonym Kanadyjczyk - Sal Mendaglio:
Teoria dezintegracji
pozytywnej znajduje się w tradycji wielkich teorii, takich jak psychoanaliza
Freuda i teoria interpersonalna Sullivana. Wielkie teorie mają podobieństwa; są
ambitnymi próbami mającymi na celu wyjaśnienie fenomenów takich jak rozwój
osobowości, funkcjonowanie człowieka i psychopatologia. Wielkie teorie są
złożone i spójne. Każda posiada wysoki poziom wewnętrznej spójności, a jej
kluczowe idee są logicznie zakotwiczone w założeniach teoretycznych. Ostatnim z
podobieństw jest język wielkich teorii, który wykazuje tendencję do bycia
bogatym w znaczenie ale pozbawiony jest szczegółowości.
W takich teoriach jest
[zazwyczaj] kilka operacyjnych definicji pojęć, a język, jakiego teoretycy używają
do przekazywania swoich idei stanowi wyzwanie dla ich studentów. Język
teoretyków i ich wybór nazewnictwa dla swoich koncepcji czasami działa jako
przeszkoda w ich akceptacji. Na przykład przez jakiś czas psychoanalityczne
terminy Freuda takie jak ego, id i superego były czymś nowym i dziwnym; teraz
weszły w skład naszej kultury”. (Dąbrowski’s Dynamisms: Shapers of
Development and Psychological Constructs, Advanced Development: A Journal
on Adult Giftedness, Volume 16, 2017)
25 czerwca 2020
Istotne ułatwienia w procedurach awansowych
Dyrektor Biura Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów - dr Jerzy Deneka poinformował o ważnych zmianach nowelizacyjnych w ustawie z dnia 3 lipca 2018 r. - Przepisy wprowadzające ustawę - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. Nastąpiły one w ramach tzw. tarczy antykryzysowej 4.0 w następstwie ograniczeń, jakie niesie z sobą COVID -19.
Gdybym wiedział o tym w ub. tygodniu, to nie wysyłałbym jako przewodniczący komisji habilitacyjnej pakietu dokumentów po posiedzeniu jednej z takich komisji, by krążyły one od jednego członka komisji do kolejnego celem zebrania podpisów. Trudno. Stało się. Może jednak skorzystają na tych zmianach inni.
Znakomicie się stało, że władze tak Centralnej Komisji, jak i Rady Doskonałości Naukowej podjęły rozmowy z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego, by zredukować biurokratyczne procedury i wprowadzić zapis w art.179 po ust. 2, który dodatkowo brzmi:
2a. Uchwały podjęte przy użyciu środków komunikacji elektronicznej przez komisje i zespoły powołane w postępowaniach, o których mowa w ust. 1 i 2 (czyli dotyczące postępowań o nadanie stopnia naukowego doktora habilitowanego lub doktora), podpisuje odpowiednio przewodniczący komisji albo przewodniczący zespołu.
Oznacza to, że - jeśli obrady np. komisji habilitacyjnej prowadzone były w formie zdalnej - podjęte uchwały może podpisać przewodniczący, a nie wszyscy jej członkowie. Przepis ten dotyczy odpowiednio także komisji doktorskich, komisji egzaminacyjnych oraz innych gremiów powoływanych w postępowaniach o awans naukowy.
Komuś może wydawać się to rozwiązanie mało istotne, ale jest ono w pełni trafne. Własnie otrzymałem z UAM kopertę z pełną dokumentacją obrad komisji habilitacyjnej, które po podpisaniu musiałem wysłać do kolejnego członka tej komisji. On jak je także podpisze, to prześle do trzeciego, ten do czwartego itd., itd. aż do jednostki akademickiej, w której prowadzone jest postępowanie dotrze od ostatniego, siódmego członka komisji.
Tymczasem rady dyscyplin naukowych mają swoje zdalne posiedzenia. Gdyby mogły taki wniosek poddać analizie i uchwale z podpisem jedynie przewodniczącego komisji, to sprawa zostałaby szybciej załatwiona. Dotychczas jednak musiały czekać aż wpłyną dokumenty z siedmioma podpisami członków komisji habilitacyjnej.
Tymczasem zbliża się okres urlopowy i niektórzy habilitanci musieliby z tego powodu czekać kolejne dwa miesiące, aż rada dyscypliny czy senat odbędą swoje posiedzenie we wrześniu lub dopiero w październiku i podejmą uchwałę w ich sprawie.
Jest w tej nowelizacja także uproszczenie dotyczące obrony rozpraw doktorskich czy przeprowadzenia kolokwium habilitacyjnego przy użyciu środków komunikacji elektronicznej (art. 191 ust. 1a i art. 221 ust. 9a).
Dzięki temu także protokoły z posiedzenia Prezydium Centralnej Komisji, która także obraduje zdalnie, będzie mógł podpisać przewodniczący, lub w przypadku jego nieobecności - sekretarz CK.
Rektorzy, dziekani, dyrektorzy instytutów, ale i prowadzący egzaminy przy użyciu środków komunikacji elektronicznej znajdą w tej nowelizacji zmiany ułatwiające dokumentowanie procedur.
24 czerwca 2020
Wielkie zatrzymanie, czyli co się stało z Wami, z Nami, w tym z profesorem Nalaskowskim?
Pedagogiczna ortodoksja w czasach pozorowanego przez władze chaosu? - tak brzmiał tytuł mojej blogowej recenzji książki profesora Aleksandra Nalaskowskiego, którą wydał w "Impulsie" w 2013 r. Warto powrócić do tego wpisu, by zadać nie tyle toruńskiemu pedagogowi, co sobie pytanie - Co się stało z nami w związku z profesorem Aleksandrem Nalaskowskim i co z/w nim się stało, że trzeba tak formułować pytanie?
Nie stawiałbym tego pytania, gdyby on sam nie
sprowokował do niego swoją najnowszą książką pod tytułem: Wielkie
zatrzymanie. Co się stało z ludźmi? (Kraków: Biały Kruk 2020).
Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, bo Profesor nie podjął w tej książce potrzeby wczytania i wsłuchania się w INNYCH. To, że napisał swoistego rodzaju rozliczenie się z jakąś niewidoczną, bo przez niego nieujawnioną personalnie częścią akademickiego środowiska, niczego nie rozwiązuje.
Przede wszystkim nie dokonał zdystansowanego wglądu w siebie, w tym w odsłoniętą przez niego po raz wtóry perspektywę światopoglądowego odczytywania zdarzeń, która - choć zapewne jest bliska jakiejś części polskiego środowiska naukowego - to jednak nigdzie nie miała tak niezrównoważonego charakteru jak obecnie.
Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, bo Profesor nie podjął w tej książce potrzeby wczytania i wsłuchania się w INNYCH. To, że napisał swoistego rodzaju rozliczenie się z jakąś niewidoczną, bo przez niego nieujawnioną personalnie częścią akademickiego środowiska, niczego nie rozwiązuje.
Przede wszystkim nie dokonał zdystansowanego wglądu w siebie, w tym w odsłoniętą przez niego po raz wtóry perspektywę światopoglądowego odczytywania zdarzeń, która - choć zapewne jest bliska jakiejś części polskiego środowiska naukowego - to jednak nigdzie nie miała tak niezrównoważonego charakteru jak obecnie.
Przypomnę, że prof. Nalaskowski - jako rozczarowany upadkiem rządu PiS w 2007 r., w tym przecież także swojego ówczesnego pupila - ministra edukacji Romana Giertycha, zapowiadał w swoich esejach o ortodoksji i chaosie, że oto rozstaje się z osobistym zaangażowaniem w politykę publiczną, a zbiór jego esejów jest - jak napisał - książkowym (...) pożegnaniem trybuny na rzecz powrotu do katedry.
Wówczas napisałem, by tego nie czynił, by nie chował się za akademicką katedrą w UMK, bo rolą pedagoga jest dawanie czytelnego świadectwa spójności własnej wiedzy naukowej z postawą życiową.
Tak czyni niestety niewielu, co szczególnie jest
widoczne wśród części profesorów pedagogiki, socjologii, nie wspominając o
psychologach. Tym bardziej zdumiewa fakt przywoływania przez A.
Nalaskowskiego na kartach najnowszej monografii niektórych z współczesnych
pedagogów jako uwiarygadniających źródła jego postawy, skoro oni akurat w
tym kierunku normatywnym i ideologicznym ortodoksami nie są i wcale
go nie popierali ani publicznie, ani akademicko.
Prędzej jest niektórym do cynicznej schizofrenii akademickiej i hipokryzji,
aniżeli do klarownej ortodoksji. Tym bardziej dziwi cytowanie osób, których
tożsamość JA OSOBOWEGO rozmija się z JA SPOŁECZNYM.
Są wśród naukowców profesorowie o prawoskrętnej,
lewoskrętnej czy wolnościowej/liberalnej orientacji politycznej, ideologicznej,
ale potrafiący zachować tę tożsamość w sferze JA PRYWATNEGO dla siebie, by nim
nie obciążać, nie zobowiązywać innych do kreowania wspólnoty politycznej,
społecznej, ideologicznej czy nawet towarzyskiej. Są oni jednak wierni pewnemu
systemowi wartości, które zinternalizowali i nie godzą się na to, by politycy,
a tym bardziej uczeni, wykluczali ich z universitas. Tak samo, jak nie życzy
sobie tego w stosunku do nich - Aleksander Nalaskowski.
Tyle tylko, że oni nie funkcjonują inaczej w świecie
naukowych katedr, a inaczej w przestrzeni publicznej. To, co jest
składową ICH tożsamości, także mojej, bo jest mi ona bliska, to jednak
niewnoszenie do przestrzeni publicznej własnych, tym bardziej ortodoksyjnych,
antagonizujących (dzielących społeczeństwo) preferencji i zaangażowanych
politycznie wypowiedzi.
Czym innym jest krytyka naukowa, której i tak zdecydowana większość naukowców w ogóle nie uprawia z obawy, że uderzy ona w nich samych. Tej nikt nikomu nie odmawia, a i tak jest o nią bardzo trudno.
Czym innym jest krytyka naukowa, której i tak zdecydowana większość naukowców w ogóle nie uprawia z obawy, że uderzy ona w nich samych. Tej nikt nikomu nie odmawia, a i tak jest o nią bardzo trudno.
Być może część akademików radzi sobie z tym
rozszczepieniem postaw pedagoga ceniąc, tak jak ja, nie tylko drogę
naukowego rozwoju i osiągnięć badawczych, w tym teoretycznych (także
eksperymentalnych w sferze oświatowej) Aleksandra Nalaskowskiego.
Nie można jednak stawiać im zarzutu w postaci oskarżycielskiego pytania: "Co się stało z ludźmi?" Sam przywołuje jednego z profesorów, który od lat wygłasza tezę, że pedagog nie musi być wzorem postulowanych wartości, podobnie jak ornitolog nie musi latać.
Nie można jednak stawiać im zarzutu w postaci oskarżycielskiego pytania: "Co się stało z ludźmi?" Sam przywołuje jednego z profesorów, który od lat wygłasza tezę, że pedagog nie musi być wzorem postulowanych wartości, podobnie jak ornitolog nie musi latać.
Aleksander Nalaskowski napisał bardzo osobistą, w
dużej części autobiograficzną książkę, nie koncentrując w niej refleksji
nad sobą, nie zastanawiając się nad tym, jak sam współprzyczynił się do tego,
że stał się obiektem bardzo silnych negatywnie emocji większości środowiska
naukowego - od znienawidzenia, wrogości po obojętność, a nawet
lekceważenie.
Może warto jednak napisać znacznie głębszą
introspekcyjnie i autorefleksyjnie rozprawę (także z samym sobą, jak czynił to
Janusz Korczak), a nie narzekać na władze UMK, także współpracowników
własnej jednostki, by nie cytować na swoją obronę odmiennych przecież od jego
ortodoksji cyników, TW z okresu PRL i nie dobierać cytatów wygodnych dla umocnienia
własnej postawy.
Do tego ma Profesor jak najbardziej nie tylko prawo, ale i zyskuje wielki szacunek, kiedy potrafi w swojej pracy dydaktycznej ze studentami dzielić się mądrością własną i wybiórczo prezentowanymi im osiągnięciami minionych pokoleń. Nie mam wątpliwości, że Aleksander Nalaskowski jako profesor pedagogiki znakomicie prowadzi swoje wykłady dla młodzieży akademickiej, zajęcia z doktorantami. Sam udaję się na konferencje z Jego udziałem, jeśli jest to tylko możliwe, bo wiem, z jaką pasją potrafi mówić o kluczowych sprawach dla pedagogiki i edukacji.
Nie musi zatem nikogo przekonywać, że nie przez przypadek czy w wyniku pozanaukowych okoliczności został profesorem tytularnym w dziedzinie nauk humanistycznych. Dla mnie był, jest i będzie wybitnym uczonym, którego obecność w Uniwersytecie jest z tego powodu chwalebna dla UMK, a nie na odwrót.
To, że nie istnieje już universitas, jest już inną kwestią. Doprowadziły do tego skutecznie rządy PO/PSL i PiS wraz z giętkim przydatkiem partii Jarosława Gowina.
Do tego ma Profesor jak najbardziej nie tylko prawo, ale i zyskuje wielki szacunek, kiedy potrafi w swojej pracy dydaktycznej ze studentami dzielić się mądrością własną i wybiórczo prezentowanymi im osiągnięciami minionych pokoleń. Nie mam wątpliwości, że Aleksander Nalaskowski jako profesor pedagogiki znakomicie prowadzi swoje wykłady dla młodzieży akademickiej, zajęcia z doktorantami. Sam udaję się na konferencje z Jego udziałem, jeśli jest to tylko możliwe, bo wiem, z jaką pasją potrafi mówić o kluczowych sprawach dla pedagogiki i edukacji.
Nie musi zatem nikogo przekonywać, że nie przez przypadek czy w wyniku pozanaukowych okoliczności został profesorem tytularnym w dziedzinie nauk humanistycznych. Dla mnie był, jest i będzie wybitnym uczonym, którego obecność w Uniwersytecie jest z tego powodu chwalebna dla UMK, a nie na odwrót.
To, że nie istnieje już universitas, jest już inną kwestią. Doprowadziły do tego skutecznie rządy PO/PSL i PiS wraz z giętkim przydatkiem partii Jarosława Gowina.
Smaganie innych naukowców za brak poparcia,
akceptacji, a może i zachwytu z tego tytułu, że publikuje felietony polityczne,
które nie podobają się części akademickiego środowiska, jest mocno dyskusyjne.
W końcu pisze i publikuje felietony na łamach ortodoksyjnego prawicowo i de
facto będącego tubą propagandową dla wodza partii w tygodniku "Sieci"
nie jako profesor pedagogiki tylko jako obywatel III RP. Czyż nie to
doprowadziło do takich skutków?
Sądziłem, że najnowsza książka będzie obiektywnym, naukowym właśnie rozliczeniem się także z własną, światopoglądową aktywnością polityczną, propagandową w cotygodniowej aktywności publicznej, bo taką jest bycie felietonistą politycznym, komentatorem wydarzeń.
Sam zresztą wyraźnie odcina się w książce od Nalaskowskiego-profesora pedagogiki w UMK, by przekonać czytelników, że jako felietonista jest tylko obywatelem, JA PRYWATNYM, kiedy stwierdza, że "prywatnie profesorowi wolno znacznie mniej niż innemu obywatelowi. Z racji profesury musi w każdym miejscu i w każdym czasie mieć włączony mechanizm blokady politpoprawnościowej" (s. 203).
Sądziłem, że najnowsza książka będzie obiektywnym, naukowym właśnie rozliczeniem się także z własną, światopoglądową aktywnością polityczną, propagandową w cotygodniowej aktywności publicznej, bo taką jest bycie felietonistą politycznym, komentatorem wydarzeń.
Sam zresztą wyraźnie odcina się w książce od Nalaskowskiego-profesora pedagogiki w UMK, by przekonać czytelników, że jako felietonista jest tylko obywatelem, JA PRYWATNYM, kiedy stwierdza, że "prywatnie profesorowi wolno znacznie mniej niż innemu obywatelowi. Z racji profesury musi w każdym miejscu i w każdym czasie mieć włączony mechanizm blokady politpoprawnościowej" (s. 203).
Absolutnie ma rację nie godząc się na to, by organizacje stricte ideologiczne, prowadzące z pozycji lewicowego światopoglądu, a więc radykalnie przeciwstawnego, uzurpowały sobie prawo do wykluczenia Go z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Takiego prawa organizacje te nie mają, toteż zaangażowanie władz tej Uczelni we wspomaganie pozauniwersyteckich podmiotów w podejmowanie sankcji dyscyplinarnych wobec własnego PROFESORA - a WYBITNEGO UCZONEGO - jest dla mnie zdumiewające.
Moim zdaniem jest to niedopuszczalne, dlatego publicznie o tym piszę od sierpnia 2019 r. doświadczając z tego tytułu pośrednio także różnego rodzaju oznak - delikatnie mówiąc - dezakceptacji. Niech tak będzie. Z moim komentarzem autor książki też się nie zgodzi.
Nie przypuszczam, że mamy tu do czynienia z syndromem "konia trojańskiego", chociaż kto wie? Może komuś było na przysłowiową rękę obalenie mitu wielkiego pedagoga? Może ktoś chciał skorzystać z okazji, by "przyłożyć Nalaskowskiemu", skoro on jest w swoich felietonach bezwzględny w ocenie innych? Być może jest to czyjaś zemsta z własnej uczelni za coś, czego sobie ów profesor nie uświadamia? A może...?, Kto wie, czy ...?
Profesorowi Nalaskowskiemu łatwiej jest wznosić się w
politycznej publicystyce ponad innymi, często i gęsto smagając ich bolesnymi
określeniami, postponując, semantycznie wykluczając i odmawiając im prawa do
bycia politykami, opozycjonistami, działaczami takich czy innych organizacji
społecznych, a nawet jednoznacznie, też ortodoksyjnie zaangażowanych
naukowców.
To jest jego prawo, tak samo jak mogą z nim walczyć o swoje prawa ci, którzy czują się tym dotknięci. Tyle tylko, że niech to czynią w przestrzeni publicznej, a więc z powództwa cywilnego, a nie naruszają terytorium szkolnictwa wyższego i nauki, bo Nalaskowski nie prowadzi z nikim wojen w obszarze tej czy innej uczelni.
To jest jego prawo, tak samo jak mogą z nim walczyć o swoje prawa ci, którzy czują się tym dotknięci. Tyle tylko, że niech to czynią w przestrzeni publicznej, a więc z powództwa cywilnego, a nie naruszają terytorium szkolnictwa wyższego i nauki, bo Nalaskowski nie prowadzi z nikim wojen w obszarze tej czy innej uczelni.
Najnowsza książka tego Autora jest częściowo o uniwersytecie i o wyzwaniach globalnego świata. Widać, że tli się w niej troska o uniwersytet humboldtowski, który już przeszedł do historii, nie istnieje i nie powróci. Tym bardziej oburzające jest podjęcie przez kogoś (kogo?) (...) w trakcie trwania "sprawy Nalaskowskiego" (...) próby dowiedzenia się (...) nieformalnie od studentów, czy na wykładach nie poruszam tematów niezwiązanych z przedmiotem zajęć, a konkretnie kwestii homoseksualizmu (tamże).
Jak widać jest to stara technika manipulacji, którą zastosowano także w obecnej kampanii prezydenckiej wobec Rafała Trzaskowskiego próbując ustalić, czy aby nie znajdzie się jakaś studentka, która mogłaby go oskarżyć o molestowanie seksualne.
Oczekiwałbym od profesora pedagogiki, ortodoksyjnego konserwatysty szerszej
analizy dotyczącej nie tylko tego, jak został skrzywdzony przez rektora UMK czy
jak usiłują nadużyć wobec niego swojej "władzy symbolicznej"
organizacje LGBTQ. Coś się jednak zmieniło w naszym kraju, akademickim czy
oświatowym świecie, także z naszym mniejszym czy większym udziałem.
Nadużywanie przestrzeni sacrum przez posłów i
polityków z różnych partii politycznych, by utrzymać "władzę"
(poselską, rządową, administracyjną, dla członków rodziny, znajomych
itp.) oraz dla dostępu do niepodzielnych dla społeczeństwa przywilejów,
powinno uwrażliwiać na to każdego z nas.
Sam zresztą o tym pisze: Rzeczywistość jest loteryjna, a nasze instrumenty jej zrozumienia i opanowania niewystarczające, niemal dosłownie wzięte z innej epoki, epoki, która jest za nami. Elity w karkołomnych piruetach przestają być elitami. Widać wyraźnie, że status quo sprzed wirusa starają się na siłę utrzymać jak wędkarz, który złowił zbyt wielką jak na narzędzie i umiejętności rybę (s.29).
Sam zresztą o tym pisze: Rzeczywistość jest loteryjna, a nasze instrumenty jej zrozumienia i opanowania niewystarczające, niemal dosłownie wzięte z innej epoki, epoki, która jest za nami. Elity w karkołomnych piruetach przestają być elitami. Widać wyraźnie, że status quo sprzed wirusa starają się na siłę utrzymać jak wędkarz, który złowił zbyt wielką jak na narzędzie i umiejętności rybę (s.29).
Dobrze, że Aleksander Nalaskowski napisał książkę
"Wielkie zatrzymanie" . Byłoby znacznie lepiej, gdyby w okresie
zatrzymania dokonał choć małego namysłu nad samym sobą, raz jeszcze przeczytał
ponad 280 własnych felietonów i poddał je analizie pod kątem zgodności z
wartościami chrześcijańskimi, z Nauką Społeczną Kościoła Katolickiego i z
teoriami politologicznymi czy komunikacji publicznej, skoro - jak
twierdzi - jego publicystyka nie może usprawiedliwiać braku powszechnej dla
niego akceptacji czy chociażby wsparcia akademickiego własnego
środowiska. Coś tu jednak jest czegoś konsekwencją.
Doprawdy, nikt z nas nie jest bez grzechu,
nieomylny, może i w jakimś zakresie bezinteresowny, toteż może warto sięgnąć
pamięcią także do własnej polityki akademickiej, kiedy samemu było się u
władzy, by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy aby zarzucane innym postawy nie
miały tu także miejsca?
Naukowcy, administracja mają swoją pamięć społeczną. Nie tylko prasa donosiła o poważnych nieprawidłowościach, błędach, niegodnych działaniach, których zamiatanie pod dywan przez część kadr zdumiewało, a jednak nie skutkowało sankcjami wobec niektórych pracowników UMK. Istotnie, rektorzy UMK działają wybiórczo.
Naukowcy, administracja mają swoją pamięć społeczną. Nie tylko prasa donosiła o poważnych nieprawidłowościach, błędach, niegodnych działaniach, których zamiatanie pod dywan przez część kadr zdumiewało, a jednak nie skutkowało sankcjami wobec niektórych pracowników UMK. Istotnie, rektorzy UMK działają wybiórczo.
Przyjmuję tę książkę z autentyczną satysfakcją. Po
pierwsze nastąpiła częściowa odsłona stanu refleksji Uczonego nad wydarzeniami,
których sam był (współ-)sprawcą. Możemy zatem doczytać, jak musiał sam sobie z
tym poradzić, skoro twierdzi, że właściwie tylko nieliczni zrozumieli i wczuli
się w jego sytuację.
Po drugie, zapewne ucieszy jego zapiekłych wrogów i
sojuszników, którzy będą mogli na podstawie zawartych w książce dokumentów,
umocnić się w swoich postawach. Są bowiem w aneksie książki ważne dokumenty:
nie tylko bulwersujący część lewoskrętnej i liberalnej opinii publicznej
felieton p.t. "Wędrowni gwałciciele", którego nie czytali, bo niby
dlaczego mieliby kupować tygodnik "Sieci", ale też
postanowienia władz UMK, listy otwarte i treść odwołania Profesora do
Sądu Rejonowego w związku z zawieszeniem go w czynnościach nauczyciela
akademickiego.
Niestety, nie ma tu wszystkich, a kluczowych dla sprawy dokumentów, gdyż Autor nie ma do nich dostępu, albo nie ma prawnej możliwości ich opublikowania. Z tego, co wiem, to odmówiono Profesorowi także wglądu w pełną opinię biegłego językoznawcy oraz podania jego nazwiska. Niedawno pisałem o tym, jak to znowu organizacje pozauczelniane usiłują "grillować" Uczonego kolejnym wnioskiem o usunięcie Go z UMK.
Niestety, nie ma tu wszystkich, a kluczowych dla sprawy dokumentów, gdyż Autor nie ma do nich dostępu, albo nie ma prawnej możliwości ich opublikowania. Z tego, co wiem, to odmówiono Profesorowi także wglądu w pełną opinię biegłego językoznawcy oraz podania jego nazwiska. Niedawno pisałem o tym, jak to znowu organizacje pozauczelniane usiłują "grillować" Uczonego kolejnym wnioskiem o usunięcie Go z UMK.
Mam nadzieję, że poza gronem kompletnie
niezainteresowanym uniwersytecką pedagogiką, ale za to politycznie i
ideologicznie wzmacnianym przez wydawcę książki, znajdzie ona zainteresowanie
właśnie wśród badaczy nauk społecznych i humanistycznych.
Po trzecie, powinni tę książkę przeczytać pedagodzy, szczególnie ci, którzy
nie lubią ortodoksji, by podjąć polemikę z zaproponowaną przez A.
Nalaskowskiego typologią naszej dyscypliny. Osobiście jej nie akceptuję, bo
jest potoczna, popkulturowa, pozbawiona odniesień do naukowych źródeł.
Czyżby nagle, tak odważny w bojach propagandowo-politycznych felietonista
obwiał się, że wymienienie z nazwiska autorów rzekomych typów "nad-",
"od-do-", "sub-", "obok-",
"oddo-"pedagogik czy pedagogicznych puzzli nie zasługuje na źródłowe
odniesienie? Nie trzeba chować się za klasyfikacją Zbigniewa
Kwiecińskiego, która miała ironiczny a nie naukowy charakter.
Tak więc, pedagodzy - odwagi! Napiszcie, co się z wami stało? Co się stało
z ludźmi? W jakim kierunku zmierza pedagogika i jej akademickie
środowisko?
Będę nadal czytał jego książki i rekomendował
Aleksandra Nalaskowskiego jako recenzenta osiągnięć naukowych młodych badaczy,
kolejnych pokoleń naukowców, bo jest w tej roli bezapelacyjnie członkiem
universitas i rzetelnym, zdystansowanym także do własnej ortodoksyjnej postawy
ekspertem.
Oby jak najdłużej służył On nauce i przekazowi
wartości oraz duchowości pedagogiki swojego Mistrza - Kazimierza Sośnickiego.
Ten, gdyby żył, nie zaakceptowałby jednak jego propagandowo-publicystycznych
felietonów. Warto wyplątać się z sieci własnej ortodoksji, by dostrzec w
świecie GODNOŚĆ OSOBY LUDZKIEJ ponad światopoglądowymi podziałami i
różnicami.
Jeśli czytelnicy będą zainteresowani, to
zapraszam na łamy "Studiów z Teorii Wychowania" do dyskusji z
najnowszą rozprawą Aleksandra Nalaskowskiego. Może dowiemy się, co się stało z
pedagogiką i pedagogami w okresie ostatniego trzydziestolecia. Nie musimy
przekonywać się o wartości lektur mistrzów z okresu II RP, bo tym poświęcamy -
wbrew temu, czego nie wie Aleksander Nalaskowski - znacznie więcej uwagi i
refleksji.
Porozmawiajmy o stanie polskiej pedagogiki bez
personalnych uprzedzeń, bez osadzonej w tle ideologicznej ortodoksji. Do tego
też inspiruje książka Profesora.
Subskrybuj:
Posty (Atom)