25 września 2024

O indywidualizmie i wspólnotowości na konferencji w Łagowie Lubuskim

 



Przez dwa dni (23-24 września 2024 roku) obradowali pedagodzy o indywidualizmie i wspólnotowości w Zamku Joannitów, w Łagowie Lubuskim. Cykliczną konferencję, pod wspólnym hasłem "Szkoła i Nauczyciel" organizują od siedmiu lat profesorowie Inetta Nowosad z Uniwersytetu Zielonogórskiego i Mirosław J. Szymański z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Za każdym razem jest to wyjątkowe wydarzenie dla środowiska akademickiej pedagogiki, bowiem referujący wyniki swoich badań podejmują w nich ważne w życiu szkoły problemy. 

Niezależnie od tego, która formacja polityczna jest u władzy, nauczyciele akademiccy  kształcą pedagogów i przyszłych nauczycieli. Nie są obojętni na doświadczane kryzysy przez społeczeństwo, a szczególnie przez uczniów i nauczycieli.  W tym roku szczególnie byliśmy dotknięci skalą kataklizmu w wyniku powodzi na terenach południowej Polski, zwłaszcza dramatem uczniów i uczennic, ich rodzin oraz nauczycieli i nauczycielek. Są to dramaty osobiste i zbiorowe, bowiem zniszczeniu uległy m.in. domy rodzinne, budynki gospodarcze i instytucji publicznych. Uważamy, że jako wspólnota nie możemy tej sytuacji pominąć. 

Przygotowania do konferencji trwają co najmniej rok, toteż dzięki władzom Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Zielonogórskiego został wydany dla potrzeb obrad tom pod redakcją I. Nowosad, M.J. Szymańskiego, M. Kowalskiego i A. Tłuściak-Deliowskiej, w którym podjęto zagadnienia dotyczące wiodącego tematu tegorocznych obrad.  Jak piszą redaktorzy tego tomu: 

"Misją edukacji jest rozwój indywidualizmu, jak również budowanie wspólnoty. Dzieje się to w procesie eksponującym znaczenie współpracy uczniów, zaufania członków społeczności szkolnej, okazywania sobie wsparcia, umiejętności wzajemnego wyrażania różnych potrzeb oraz przywództwa edukacyjnego, które ma wprowadzać , utrzymywać i intensyfikować te procesy. (...) 

Szczególnie ważne okazują się refleksje na temat potencjału kształtowania kultury organizacyjnej szkoły. Może ona generować zaangażowanie podmiotów edukacyjnych w realizację wartości organizacji. To kultura bowiem sprawia, że dana społeczność uzyskuje wiedzę o tym, co oznacza organizacja, i ma kluczowe znaczenie w poprawie funkcjonowania szkoły oraz wzroście jej efektywności" (s.7). 

Prof. dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz z Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej szeroko wprowadziła słuchaczy w psychospołeczne pojmowanie indywidualizmu i wspólnotowości w sytuacjach edukacyjnych nawiązując do kreowanej przez siebie od lat pedagogiki uznania. Młode pokolenie doświadcza w procesie socjalizacji i wychowania poczucia własnej tożsamości. Dzięki wsparciu jego rodziców czy wychowawców dąży do jej scalania w związku z zachodzącymi zmianami w rozwoju indywidualnym i społeczno-kulturowym oraz politycznym środowisk jego codziennego życia.



Profesor scharakteryzowała uwarunkowania współczesnej kultury z punktu widzenia jej nielinearności, płynności oraz doświadczania przez uczniów zmieniających się warunków życia, uczenia się i rozumienia siebie. Nawiązując do badań biograficznych narracji tożsamościowych wyjaśniała, jak te czynniki rzutują na konstruowanie przez nastolatków opowieści o samych sobie oraz na historię ich życia. Odniosła się także do współczesnej narracji wspólnotowości budowanej na fundamentach życia rodzinnego i społeczno-moralnego odwołującego się do tradycji historyczno-narodowej. 

W świetle prowadzonych badań biograficznych M. Nowak-Dziemianowicz dostrzega ogromny deficyt uznania w naszym społeczeństwie, które jest  ustawicznie dzielone przez dochodzące do władzy partie polityczne. Narracja polskiej wspólnoty konstruowana jest na agresji, hipokryzji, egoizmie cynicznie walczących o władzę elit politycznych. Przeciwdziałać temu czy łagodzić skutki wojny polsko-polskiej powinna pedagogika uznania, która opisuje świat w taki sposób, żeby otwierać na różnicę, na wielość, na dialog, na drugiego człowieka. Nie monopolizować myślenia, decydowania. Uczyć argumentacji krytycznego myślenia, prowadzącego do oporu i emancypacji" (s.136).         

  




(S.M. Kwiatkowski) 

 (Z. Izdebski)   





(R. Bera) 


Odpowiedź na te wyzwania dawały m.in. wystąpienia profesorów: Agnieszki Cybal-Michalskiej z UAM w Poznaniu, Stefana M. Kwiatkowskiego z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, który mówił o szkole w procesie przygotowywania uczniów do funkcjonowania na współczesnym rynku pracy; Magdaleny Piorunek  z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przywołującej wyniki badań zdrowia psychicznego, poczucia koherencji i wypalenia studentów, którzy wkrótce podejmą się ról zawodowych; Zbigniewa Izdebskiego z Uniwersytetu Warszawskiego jako przewodniczącego zespołu pracującego w MEN nad nowym przedmiotem "Edukacja zdrowotna", którego treści powinny uwzględniać biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania oraz Ryszarda Bery  z Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie przedstawiającego niepokojące wyniki badań w zakresie samooceny nauczycieli, która powinna być adekwatną podstawą samoakceptacji i cechą ich mentalności indywidualistycznej, a tak nie jest. 

Nie sposób odtworzyć treść wszystkich wystąpień plenarnych, a przecież w sekcjach referowało wyniki własnych badań kilkudziesięciu pracowników naukowych nie tylko z uniwersytetów i akademii publicznych, ale także licznych wyższych szkół niepublicznych. Co ważne, każdego roku w ramach tej konferencji konfrontowana jest nauka z praktyką, bowiem wśród referujących są także pracownicy  samorządowi, specjaliści z różnych typów placówek oświatowych, ale także osoby związane z resocjalizacją, obronnością czy nadzorem pedagogicznym.                     



24 września 2024

Jak powołać w szkole radę szkoły

 



Nie ma potrzeby powoływania jeszcze jednego rzecznika - tym razem Rzecznika Praw Ucznia. To jest kolejna patologia demokracji proceduralnej. Szkoły powinny być środowiskiem do demokracji partycypacyjnej, a nie przedstawicielskiej. Żaden rzecznik z Warszawy nie będzie rozwiązywał spraw uczniów w Białej Podlaskiej, Zgierzu, Łagowie  czy Gdańsku. Od tego jest ustawowy zapis, który umożliwia powoływanie w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych - jeśli chcą naprawdę być szkołami publicznymi, a nie pozorującymi tę cechę - organów społecznych szkół, a tymi są: 

- psuedodemokratyczna rada pedagogiczna,

- pseudosamorządny samorząd uczniowski, 

- manipulowana przez dyrekcję rada rodziców 

i jedyny, ale wciąż nieobecny w 98, 1 proc. polskich szkół pseudopublicznych organ - RADA SZKOŁY.

Rada szkoły jest jedynym organem społecznym, który posiada uprawnienia do egzekwowania przestrzegania praw uczniów przez uczniów, ich rodziców i nauczycieli, także przez dyrekcję szkoły i organ prowadzący oraz nadzór pedagogiczny.



W ustawie "Prawo oświatowe" istnieją regulacje prawne, które pozwalają na rozwiązywanie problemów, konfliktów w konkretnej placówce i z udziałem wszystkich zainteresowanych lub związanych z tym stron jeśli doszło do naruszenia praw ucznia, nauczyciela czy rodzica w danej szkole! Zajrzyjcie na strony kuratoriów oświaty. Jest ich szesnaście. I co? 

Żadne z kuratoriów oświaty w Polsce nie informuje uczniów, ich rodziców, ani też nauczycieli o tak istotnej roli rady szkoły w ogóle, a tym bardziej o jej potencjalnej i chronionej ustawą mocy sprawczej. Dlaczego? Dlatego, że ani władze MEN, ani podlegający jej kuratorzy oświaty, ani dyrektorzy szkół nie chcą, by szkoły publiczne były rzeczywiście uspołecznione, by były wspólnotą dbającą o profilaktykę przemocy. 

W szkołach konieczne jest rzeczywiste przeciwdziałanie przemocy i bezpośrednie egzekwowanie od sprawców odpowiedzialności moralnej, społecznej czy zawodowej, bez względu na to, kim są, jaką mają funkcję, rolę społeczną. Właśnie dlatego w ok. 2 proc. szkół publicznych zostały takie rady powołane, by skończyć z pozoranctwem i włączać uczniów, ich rodziców i nauczycieli do demokracji a nie jedynie opowiadać o niej i rzekomo edukować do niej.




Nawet prawnik, autor poradnika pod dość bezczelnym tytułem "Prawo Marcina", bo to nie jest jego prawo, nie zadał sobie trudu, by nie tylko sprawdzić czy istnieją publikacje poświęcone prawom ucznia i uspołecznieniu szkolnictwa w Polsce, ale nie dokonał też analizy krytycznej jego realnego stanu prawnego. Szkoda, bo wówczas by zrozumiał, że częściowo pisze o czymś, co ma demagogiczny charakter. 

Na s. 29 M. Kruszewski pisze: "Statuty szkół uchwalane są przez radę szkoły na podstawie ustawy Prawo oświatowe", jednak nie wie, że w szkołach publicznych III RP takie rady nie są powołane. Z przeprowadzonych przeze mnie ogólnokrajowych badań w latach 2012-2013 wynikało, że rady szkół powołano w niespełna 2 proc. szkół podstawowych i ponadpodstawowych (Śliwerski, 2013). 

Autor wspomnianego vademecum powinien rzetelnie wskazać na następującą regulację prawną dotyczącą uchwalenia statutu szkoły, a brzmi ona: 

"Art. 72. 1. Rada pedagogiczna przygotowuje projekt statutu szkoły lub placówki albo jego zmian i przedstawia do uchwalenia radzie szkoły lub placówki". 

Ten zapis wynika właśnie z samozadowolenia władz Ministerstwa Edukacji Narodowe niepowstawania w szkołach publicznych (bo powstawać nie muszą, tylko "mogą") rady szkół, zatem ich zadania przejmuje .... rada pedagogiczna. Uczniowie powinni zatem zainteresować się tą możnością i doprowadzić dzięki swoim rodzicom (w przypadku szkoły podstawowej) lub na podstawie uchwały samorządu uczniowskiego (w przypadku szkoły ponadpodstawowej) do powołania rady szkoły. Dopiero wówczas uzyskają realny wpływ na procesy uspołecznienia edukacji szkolnej. 

Uczniowie nie tylko nie posiadają zbyt wielu praw, ale, jeśli w szkole nie ma rady szkoły, a nie ma, to nie będą w stanie wyegzekwować od dyrekcji szkoły przestrzegania nawet statutowych praw czy spełnienia ich potrzeb, które są ujęte w ustawie. To wola silniejszego, posiadającego władzę nad uczniem rozstrzyga o tym, czy jego/jej prawa są respektowane czy też nie. 

Kruszewski chyba nieświadomie usprawiedliwia łamanie praw uczniów przez niektórych nauczycieli, pisząc: "Pamiętajcie jednak, że łamanie praw ucznia nie zawsze jest przejawem złej woli nauczycieli czy dyrektorów. Polskie prawo, w tym to regulujące życie szkoły, nie zawsze jest jasne. Przepisów jest bardzo dużo. Tak, prawo podobnie jak pieniądz dotknięte jest swoistą inflacją. Wszyscy, również nauczyciele, toniemy w setkach coraz mniej zrozumiałych ustaw i rozporządzeń. A przecież mało kto jest prawnym ekspertem" (s. 331).      

Otóż rada szkoły może powołać prawnika, a taki znajdzie się nawet wśród rodziców, by mieć wykładnię prawnika zaistniałej w szkole sytuacji konfliktowej czy bezprawnej. Mógłby o tym pomyśleć autor tej książki.

Na stronie 120-122 ustawy Prawo oświatowe przeczytajcie Art.80-81- 82: 

 


     












(źródło: https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170000059/U/D20170059Lj.pdf) 

     

23 września 2024

Odszkolnić możnowładztwo i partyjniactwo szkoły wobec uczniów i ich rodziców

 


Trzy lata temu udzieliłem Tygodnikowi Spraw Obywatelskich wywiadu, któremu nadano tytuł: Odszkolnić szkoły! 

Powodem dla którego przypominam rozmowę z redaktorem jest fakt otrzymania listu od jednego z rodziców, którzy mają trudność w pozyskaniu kompleksowej informacji na temat możliwości powołania Rady Szkoły oraz stworzenia dla jej potrzeb porządnego Statutu. Ów rodzic pyta: Czy byłby Pan na tyle uprzejmy i wskazał mi organizacje lub inne podmioty, które są dobre w tym temacie?

 

Na pytanie, po co jemu taka wiedza? napisał: „Mój najstarszy syn rozpoczął edukację w pierwszej klasie szkoły podstawowej w Gdyni, a z rozmów z innymi rodzicami odniosłem wrażenie, że dyrekcja jego szkoły traktuje placówkę jako udzielne księstwo. Uważa, że jedyną rolą rodziców jest to, by działali w ramach podporządkowanej dyrekcji radzie rodziców, finansując potrzeby placówki. To sprawia, że dyrekcja szkoły nie zawsze jest skłonna rozpatrywać pomysły lub wnioski tych 5 proc. rodziców, którzy są najbardziej aktywni spośród całej społeczności rodziców".

 

Proszę zauważyć, że jeszcze nie upłynął miesiąc wrzesień, a już niektórzy rodzice mają poczucie lekceważenia ich potrzeb, oczekiwań, skoro powierzyli swoje dzieci szkole publicznej. Słusznie rodzice najbardziej zaangażowani w proces wychowawczy niepokoją się o losy dziecka w szkole, skoro jako placówka publiczna (w tym infrastruktura i kadra nauczycielska oraz administracyjno-techniczna) jest finansowana, a zatem utrzymywana z pieniędzy podatników. 

 

Rodzice mają szczególne, bo zarówno naturalne, jak i konstytucyjne prawo do interesowania się tym, co dzieje się z ich dzieckiem w szkole, w placówce, której przekazali do wspierania rozwoju swój największy skarb. Każdy rodzic, który kocha swoje dziecko i pragnie dla niego jak najlepiej, a nie musi lub nie chce kierować dziecka do szkoły niepublicznej (prywatnej, społecznej, wyznaniowej itp.), ma pełne prawo do interesowania się jego losami w szkole, tym, jaka w niej panuje kultura, kim i jakimi są nauczyciele ich dziecka oraz czy rzeczywiście podejmowane są optymalne dla jego rozwoju działania pedagogiczne. 

 

Od 35 lat upominam się o to, by zerwać w polskim ustroju szkolnictwa publicznego z praktyką i mentalnością władztwa, w świetle których nauczycielom i dyrekcji szkoły wolno postępować niezgodnie z etyką, prawem oświatowym czy kulturą pedagogiczną. Po to 10 milionów Polaków zawierzyło w latach 1980-1989 ruchowi "Solidarność", by już nigdy więcej nie było w naszym kraju możnowładztwa, partyjniactwa, nieetycznych praktyk, niekompetencji i ubóstwa kulturowego.

 


To dzięki pierwszemu postsocjalistycznemu ministrowi edukacji Henrykowi Samsonowiczowi wprowadzony został do także pierwszej postsocjalistycznej ustawy o systemie oświaty (przyjętym dzięki kolejnemu ministrowi Robertowi Głębockiemu w 1991 roku) i po raz pierwszy w ogóle w dziejach polskiej oświaty prawny regulator powoływania w szkołach publicznych organów społecznych. Najważniejszym z nich miała być RADA SZKOŁY, której członkami mieli być wybierani przez wszystkich rodziców, uczniów i nauczycieli przedstawiciele tych społeczności jako członkowie rady szkoły w tej samej liczbie, a więc co najmniej po trzech z każdej z nich. Im więcej uczniów ma szkoła, tym ta liczba może być proporcjonalnie zwiększana.

 

Kiedy przeprowadziłem dwadzieścia lat później pierwsze badania w całym kraju na temat stopnia i zakresu uspołecznienia szkół publicznych w postaci powołania w nich także rady szkoły, a są to jak dotychczas jedyne tego typu badania w Polsce, okazało się, że na ponad 25 307 szkół publicznych wszystkich typów (podstawowe, gimnazja, ponadgimnazjalne) rady szkół właściwie nie powstały jako ruch naprawy szkolnej rzeczpospolitej. Zostały powołane do życia jedynie w 499 szkołach (1,9 proc.). 

 

Z jednej strony dokonano w 1997 roku zmiany ustroju administracyjnego III RP, ale zablokowano decentralizację i uspołecznienie szkolnictwa publicznego, które po dzień dzisiejszy podtrzymuje ustrój z czasów socjalizmu. Co z tego, że w nowelizowanej ustawie, która od 2016 roku ma nazwę "ustawa Prawo oświatowe" (a nie ustawa o systemie oświaty) zachowano rozdział o organach społecznych szkoły, skoro MEN i żadne kuratorium oświaty nawet nie informują o tym, że taka rada może być powoływana i jaką mogłaby spełniać rolę w rzeczywistej trosce o jakość procesu kształcenia  i wychowania młodych pokoleń.

 Jednak wygodniej jest rządzić, podejmować niewłaściwe decyzje, ukrywać niegodne postawy niektórych dyrektorów szkół, części ich nauczycieli, kiedy nikt się tym nie interesuje, nie docieka powodów pseudoedukacji, pseudowychowania, a więc także niszczenia szans rozwojowych i wychowania społeczno-moralnego dzieci i młodzieży. Łatwiej jest przerzucać się odpowiedzialnością na innych (rodziców, władze oświatowe, media) za rozwój patologii zachowań, kiedy samemu jest się zwolennikiem jej unikania, pozorowania poprawnych odziaływań.

Jutro przekażę rodzicom informację na temat tego, jak powołać radę szkoły.  


22 września 2024

Ekspert Krajowej Izby Gospodarcze zwraca uwagę na kwestię kształcenia zawodowego

 


Nie jest dyskutowana w środowisku badaczy oświaty zawodowej i odpowiedzialnych za nią w MEN debata na temat aktualnych problemów kształcenia zawodowego w związku z kolejną zmianą polityki w naszym państwie. Fatalnie było przez minionych nie tylko osiem lat, toteż nic dziwnego, że eksperci Krajowej Izby Gospodarczej (KIG) kierują do nas swoje uwagi i rekomendacje. Jedną z nich jest opinia dr Krzysztof Bondyry - eksperta KIG, który trafnie niepokoi się o brak w kraju publicznej dyskusji na temat dostosowania edukacji do potrzeb gospodarki. 

Nie ma w III RP ośrodka analitycznego w tym obszarze, a tym samym nie ma także w mediach debaty, w toku której odwoływano by się do usystematyzowanej wiedzy na powyższy temat. Komitet Edukacji Zawodowej KIG usiłuje to zmienić, bowiem szkolnictwo zawodowe doświadcza dramatu kadrowego nie tylko wśród nauczycieli zawodu, ale przede wszystkim w gospodarce, co potwierdza poniższy raport:

https://next.gazeta.pl/next/7,151003,31243951,demograficzne-tsunami-zaleje-polske-lada-dzien-zabraknie.html#do_w=52&do_v=1167&do_st=RS&do_sid=1846&do_a=1846&s=BoxBizMT&do_upid=1167_ti&do_utid=31243951&do_uvid=1724311493993

 

Dr K. Bondyra słusznie apeluje o to, by do dyskusji na temat dostosowania edukacji do potrzeb polskiej gospodarki włączyli się posłowie. Jednym z nich jest łódzki b. nauczyciel szkolnictwa branżowego, ze strony którego nie spotykamy się z konieczną reakcją. Może zatem ktoś zainteresuje się interpelacją nr 9, 10, 11 oraz odpowiedziami na nie: 

https://www.sejm.gov.pl/Sejm10.nsf/agent.xsp?symbol=POSELIZL&NrKadencji=10&Nrl=403&Typ=INT&Czyb=T

 Ekspert KIG pisze do mnie:   

"I tak w odpowiedzi na interpelację nt. diagnozy i strategii rozwoju kształcenia zawodowego nie pada słowo na ten temat. Po prostu nie mamy od 30 lat strategii kształcenia zawodowego i jak wynika pośrednio z tej odpowiedzi, MEN nie chce jej mieć (sic!). Na pytanie o system finansowania bazy kształcenia praktycznego przez powiaty, odpowiedzią jest stwierdzenie MEN, że to nie ich sprawa - należy pisać "po prośbie" do marszałków. 

Interpelacja poświęcona formatowi Olimpiad Zawodowych wskazuje stracone szanse promocyjne, które są w ramach PolandSkills.

I wreszcie odpowiedź na pytanie o koncepcję finansowania Branżowych Centrów Umiejętności, łącznie 1,4 mld PLN - w równych kwotach centrów dla 17 absolwentów "budowy i strojenia fortepianów" (połowa klasy w 1m technikum w Polsce), wikliniarzy oraz przemysłu meblarskiego i serwisu samochodowego, czyli pytanie o brak zróżnicowania finansowego - pada odpowiedź...:

"Zróżnicowanie kwot przeznaczonych na utworzenie i wsparcie funkcjonowania BCU w poszczególnych dziedzinach wynika: ze znaczenia danej dziedziny dla przemysłu określonego na potrzeby konkursu, z ujęcia zawodów przypisanych do danej dziedziny na liście zawodów o szczególnym zapotrzebowaniu na krajowym rynku pracy w Prognozie zapotrzebowania na pracowników w zawodach szkolnictwa branżowego na krajowym i wojewódzkim rynku pracy z roku 2022, z wag przeznaczonych na uczniów kształcących się w zawodach danej dziedziny, ujętych w przepisach dotyczących sposobu podziału części oświatowej subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego w 2022 r."

Wyjściową deklaracją Ministerstwa Edukacji było stwierdzenie, że Polska jest liderem w przemyśle meblarskim..., ale w praktyce nie doceniono tego (sic!). Czyli jak widać mamy w kraju fundamentalny problem zrozumienia potrzeb gospodarki przez decydentów odpowiedzialnych za edukację, która pozostaje konsekwentnie przez kolejne rządy odseparowana od resortów odpowiedzialnych za rynek pracy i gospodarkę właśnie. Potwierdza to fakt, że Branżowe Centra Umiejętności miały być "zwieńczeniem reformy kształcenia zawodowego z 2019 r."...

Polecam zatem uwadze problematykę kształcenia zawodowego, które akurat w Łodzi wcale nie jest hołubione przez lewicową część radnych i koalicjantów władz samorządowych. Jak się okazuje, moje krytyczne analizy stanu kształcenia ogólnego w naszym kraju są zbieżne z tym, w jak głębokim kryzysie jest od trzydziestu lat kształcenie zawodowe. Bez dobrej edukacji, świetnie wykształconych absolwentów szkół branżowych (zawodowych) i bez wysoko wynagradzanych nauczycieli w obu sektorach kształcenia (ogólnego i zawodowego) także obecne władze będą kontynuować politykę destrukcji.   



21 września 2024

Prof. dr hab. Agnieszka Cybal-Michalska doktorem honoris causa Ługańskego Narodowego Uniwersytetu im.Tarasa Szewczenki na Ukrainie

 



Ługański Narodowy Uniwersytet im. Tarasa Szewczenki wyróżnił w dniu 18 września 2024 roku najwyższą godnością doktor honoris causa Przewodniczącą Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN prof. dr hab. Agnieszkę Cybal-Michalską. To wielki zaszczyt dla polskiej pedagogiki i pedagożki z Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, której współpraca z ukraińskimi uczonymi została tak znacząco doceniona i uhonorowana.



W miesięczniku Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy (nr 4(73) 2024)  zotała opublikowana nota o członkostwie zagranicznym tej Akademii Przewodniczącej KNP PAN, a zarazem poinformowano społeczność ukraińskich uczonych o jej wyborze na przewodniczącą KNP PAN (na drugą kaencję) i na członkinię Rady Doskonałości Naukowej.      

[foro: "Oswita i suspilstvo, 2024'4(73) s.9] 

Niezależnie od dramatycznych skutków wojny w Ukrainie, która trwa już przeszło dwa lata, życie biegnie dalej a społeczeństwo broni swojego kraju, starając się utrzymać i rozwijać m.in. edukację, szkolnictwo wyższe i naukę. Tym bardziej warto docenić tak znaczący wyraz szacunku i wdzięczności dla (wielko-)polskiej  uczonej ze strony partnerskiego Narodowego Komitetu Nauk Pedagogicznych Ukrainy. Uroczystość musiała jednak mieć zdalny charakter, co w żadnej mierze nie pomniejszało jej rangi. 




 

Z historycznej powinności odnotujmy, że recenzentami w tym postępowaniu byli: 

prof. Vasyl Kremień, dhc mult. - Prezydent Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy 

Prof. Olena Karaman - Rektorka Ługańskiego Narodowego Uniwersytetu im. Tarasa Szewczenki

Prof. Svietlana Sisojeva - Ssekretarz Wwydziału Filozofii Oświaty, członkini NANP Ukrainy.

Laudację wygłosił Przewodniczący Rady Naukowej Ługańskiego Narodowego Uniwersytetu im. Tarasa Szewczenki prof. Vitalij Kuryło.

Serdeczne gratulacje dla wyróżnionej tą godnością Przewodniczącej Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.     

 











(żródło fotografii: 

https://www.facebook.com/profile.php?id=100007572404860)






20 września 2024

Międzynarodowa gra w poszukiwaniu i instalowaniu keszy


 


Polskie słowo kesz pochodzi od angielskiego cache, a oznacza skrytkę. Geokeszing jest grą światową. gdziekolwiek jesteśmy wystarczy, że zalogujemy się w systemie tej gry, a otrzymamy aktywną mapę z lokalizacją keszy na całym świecie, w tym także w okolicy zamieszkanej przez nas czy aktualnie odwiedzanej. Każdy, kto zarejestruje się w tej grze, a jest to gra bezpłatna, w której możemy uczestniczyć niezależnie od wieku, sposobu poruszania się i przemieszczania, może stać się odkrywcą ukrytych w różnych miejscach niespodzianek. 



Nie poszukujemy wirtualnych stworków, ale schowane w różnych miejscach, o różnym formacie i zróżnicowanym stopniu trudności skrytki (pojemniki np. w formie pudełeczka) z niespodzianką dla ich odkrywców. Poniżej przedstawiam na fotografii odkryty wczoraj kesz w województwie łódzkim. Nie zdradzam miejsca, by nie ułatwiać poszukiwaczom jego odnalezienie.  




Od wielu lat należę do społeczności geokeszerów. Zachęcam pedagogów szkolnych i społecznych, pozaszkolnych, ale także pedagogów specjalnych do włączenia się do tej międzynarodowej gry terenowej, która łączy w sobie ruch, twórczą rywalizację, kontakt z naturą, przygodę, zdobywanie wiedzy historycznej i współczesnej o danym terenie. Co ważne, przydatny jest tu dostęp do Internetu, gdyż każdy kesz ma swoje dane lokalizacyjne, pozwalające na jego odnalezienie.

W harcerstwie są od lat prowadzone zawody na orientację (na azymut) wymagające docieranie do celów dzięki przemieszczaniu się terenie za pomocą busoli. Tę funkcje spełnia dziś wiele aplikacji w naszych telefonach, smartfonach.  




Na całym świecie, niemal w każdym jego zakątku są poukrywane przez geokeszerów (ja także nim jestem) skrytki zawierające dziennik do rejestracji przez tych, którzy je odnaleźli. 

Każdego, kto instaluje kesze lub ich tylko poszukuje obowiązują zasady ustalane przez organizatorów tej gry GEOCACHING w miarę rozwoju tej gry i zachodzących w świecie zmian. wszystkich obowiązuje przestrzeganie norm geocachingu, aby ją oraz szanować środowisko, w którym znajdują się skrytki. Dzięki temu gra toczy się od 2000 roku.




Mój przyjaciel, który zainteresował mnie tą grą, odkrył już prawie 900 keszy. Ja mam w swojej kolekcji zaledwie 18, ale za to sam ukryłem dwa kesze, co spotyka się z dużą radością tych, którzy je odnaleźli. Świadczą o tym ich wpisy zarówno w notatniku i na internetowej stronie moich keszy w ramach tej gry. Pamiętajmy jednak, by po odnalezieniu kesza odnotować ten fakt w istniejącym w nim notatniku i ponownie ukryć w tym samym miejscu.




Nie jest ważna pora roku, miejsce skrytki, bowiem to każdy z nas decyduje o tym, czy woli siedzieć w domu, czy iść na spacer. Niektórzy mają dylemat, dokąd iść, skoro zamknięte są sklepy, hipermarkety, a w miejscu zamieszkania nie ma żadnych innych pozadomowych atrakcji, okazji, inspiracji rozwojowych, wyznaniowych, terapeutycznych czy relaksacyjnych. 

Światowy skauting, w tym harcerstwo ma konkurencyjny, oddolny ruch międzynarodowej solidarności i aktywności geokeszerów w świecie onlife.      


19 września 2024

Nauka a polityka

 



 W ocenie rozpraw naukowych nie powinno mieć żadnego znaczenia to, czy ktoś jest zwolennikiem jakiejś partii politycznej, ani jego stosunek do wiary lub świeckości. Jedyne, co powinno mieć znaczenie dla oceny ich pracy naukowej, to fachowość, niezależność, zaangażowanie w podjęcie oryginalnego problemu badawczego i uczciwość w jego rozwiązywaniu. W ostatnich latach przekonujemy się, że uczciwość jest nawet ważniejsza w realizacji projektów badawczych bez względu na to, jakie mamy osobiste poglądy i jaką reprezentujemy uczelnię czy akademickie środowisko.

W wyniku walki politycznej w Polsce rozwija się niestety także nauka polityczna, która nie ma nic wspólnego z dyscypliną nauk o polityce. Jest to, niezależnie od dziedziny nauk społecznych, instrumentalne jej traktowanie jako pochodna podporządkowania się części naukowców afirmowanej przez siebie ideologii i interesom partii władzy lub opozycji. Tym zaś zależy na tym, by środkami finansowymi dążyć do utrzymania władzy lub jej odzyskania z udziałem selektywnie traktującym naukę jej dotychczasowym autorytetom. Trudno jednak takie osoby uznawać za autorytety, skoro same zrezygnowały z wolności i imperatywu nieposłuszeństwa wobec tak rozumianego wykorzystywania nauki do pozanaukowych celów.  

Jesteśmy świadkami, ale i aktorami win plemion politycznych, kiedy milczymy, nie reagujemy, nie zwracamy uwagi na patologie. Nie wolno uczonym uczestniczyć w kłamstwie politycznym, jeśli sprawowanie władzy na nim się opiera. Jeśli ktoś potrzebuje czy poszukuje naukowego autorytetu, to niech  sam nim będzie w wyniku uczciwej, zaangażowanej pracy naukowo-badawczej, dydaktycznej i organizacyjnej.

Można zapytać, jak to jest możliwe, że żyjąc w demokracji parlamentarnej niektórzy naukowcy zamykają swój horyzont wiedzy i reakcji na temat patologii w sprawowaniu władzy, deprawowaniu przez nią ludzkich sumień, gdyż zastępuje się autorytet nauki sprytem, pseudonaukową przedsiębiorczością, by utrzymać siebie i/lub swoją instytucję w lepszej kondycji ekonomicznej? Tymczasem to sumienie jest źródłem prawdy, której posiadanie i reprezentowanie w relacjach profesjonalnych i społecznych sprzyja zdobywaniu czy utrwalaniu własnej godności homo amans, homo creator i homo sacer.

Dociekanie prawdy jest przecież obowiązkiem każdego naukowca, toteż nie należy godzić się z tymi, których sumienie w czasach jego deprawowania przez przedstawicieli różnych formacji politycznych ma kalkulacyjny charakter. Nie wolno prawdy czynić przedmiotem politycznych transakcji. Podporządkowujący swoje badania i prezentację ich wyników czynnikom pozanaukowym staje się nie tylko ambasadorem kłamstwa, ale i jego niewolnikiem, gdyż każdy akt jego demistyfikacji musi być prowadzony niejako w imię wolności nauki. 

Uczony powinien być – jak trafnie określał to Józef Tischner – odkrywaną we własnej duszy „gadającą wolnością), co potwierdza zarazem, że jeśli już czemukolwiek się poddaje, to są to wartości absolutne, wyższego rzędu, wyższe od niego samego. W rozmowie m.in. z Jarosławem Gowinem ów filozof mówił o tym, jak ważny jest w życiu elit głos wewnętrzny, kiedy to dajmonion (…) mówi: ”podporządkuj się temu, w czym ty sam jesteś większy od siebie”. „Idź za tym, co w tobie najlepsze”. Ten głos nie może jednak wbijać nas w pychę. Dzięki niemu wchodzimy w służbę. Byt w sobie zaczyna być bytem dla kogoś (Tischner, 1999, Przekonać Pana Boga. Z ks. Józefem Tischnerem rozmawiają Dorota Zańko i Jarosław Gowin, Kraków: Znak).