W
debacie publicznej polaryzuje się spojrzenie ekspertów różnej maści na temat
roli egzaminu maturalnego. Jedni, jak prof. Jan Hartman uważają, że matura jest
przeżytkiem i powinna przejść do historii: „Kiedy wreszcie zadamy sobie
pytanie, czy matury są w ogóle do czegoś potrzebne? Co to za dogmat, rodem
ze średniowiecza, że matura to rzecz w edukacji wręcz konieczna! Owszem,
właśnie rodem ze średniowiecza. Matura współczesna to prawnuczka średniowiecznego
bakalaureatu, uwieńczenia wieńcem laurowym młodzieńca, który nauczył się
przyzwoicie po łacinie, a do tego trochę rachunków. Zresztą niewiele
więcej sensownych rzeczy do nauczenia się w owych smętnych (tak, tak, znam
i ten dogmat, dogmat o „bajecznym średniowieczu”) stuleciach nie
było. Długa tradycja w żaden sposób za utrzymaniem matury nie przemawia”.
Inni, jak dyrektor Centralnej
Komisji Egzaminacyjnej dr Marcin Smolik, uznają ten egzamin państwowy za konieczność,
dzięki spełnieniu której można ubiegać się o przyjęcie na studia w szkolnictwie
wyższym. Trzeba tylko dobrze się do niego przygotować.
Otóż to. Bliżej mi do M. Smolika niż J. Hartmana, bo na
globalnym rynku pracy oczekuje się od kandydatów do pracy nie tylko
odpowiednich kwalifikacji zawodowych, ale także minimalnego poziomu
wykształcenia ogólnego, czegoś, co określamy mianem kultury ogólnej, a zatem
wykształcenia. Każdy próg egzaminacyjny jest w cywilizacji potrzebny, skoro
człowiek ma skłonność do unikania wysiłku, pracy nad sobą, jeśli tylko mu się
na to pozwoli.
Osobowością wewnątrzsterowną, samorealizacyjną,
samostanowiącą nie stajemy się wraz z chwilą narodzin. Nawet proces narodzin
bez przemocy w świetle metody Frédéricka
Leboyera wymaga profesjonalnego wsparcia, by dziecko przyszło na
świat bezpiecznie i z
godnością. Jaki to ma związek z maturą? Trzeba pielęgnować autonomię i wewnątrzsterowność dziecka, co nie jest w pełni możliwe w zewnątrzsterownym społeczeństwie i systemie oświaty.
Gdyby
nie było egzaminu maturalnego, to ani nastolatkowie, ani ich nauczyciele i rodzice nie
wiedzieliby, co tak naprawdę umieją i potrafią nastolatkowie w konfrontacji z kulturą, oczekiwaniami społecznymi, z innymi ich
rówieśnikami lub nieco od nich starszymi osobami. Nie mieliby gwarancji do
kontynuowania własnej edukacji lub zatrudnienia się we własnym lub w innym
kraju.
W 1999 roku
reformatorzy ustroju szkolnego zlikwidowali egzaminy wstępne do szkół wyższych,
bowiem przyjęto założenie, że wystarczy jeden egzamin sprawdzający poziom
wykształcenia średniego na poziomie ogólnym i sprofilowanym na wybrane
przedmioty kierunkowe. Uważam to za ogromny sukces tamtej ekipy rządzącej,
bowiem dzięki przygotowaniu nauczycieli, egzaminatorów, społeczeństwa, którego
częścią są rodzice maturzystów, samych abiturientów, a także powołaniu
koniecznych do organizacji i nadzoru instytucji - centralnej i regionalnych komisji egzaminacyjnych, otrzymuje każdego roku "fotografię" poziomu
wykształcenia kolejnych roczników.
To prawda, że zadania
maturalne są dla każdego rocznika kalibrowane, a zatem dostosowywane do jego
rzeczywistych, a więc uśrednionych (w sensie statystycznym) kompetencji w zakresie
przedmiotów obowiązkowych, jak matematyka, język polski i język obcy. Nie jest to zatem
sprawdzian stanu wiedzy i umiejętności jakie są wpisane w Podstawę Programową
Kształcenia Ogólnego.
Na maturze nie dokonuje
się pomiaru wiedzy niezależnie od wieku życia abiturientów,
ale adekwatnie do ich wieku rozwojowego. Ci zaś różnią się między sobą z roku
na rok, podobnie jak zbierane wino, któremu przypisuje się rok dokonanego zbioru
winogron. W tym też sensie wyniki matur różnych roczników uczniowskich nie są
ze sobą w pełni porównywalne. Częściowo są, kiedy mierzymy uniwersalne, a więc ogólne
umiejętności w rozwiązywaniu zadań matematycznych czy kiedy diagnozujemy m.in. stosowanie zasad ortograficznych w pracach pisemnych.
Matura nie jest obowiązkiem. Uczęszczający do liceum ogólnokształcącego
czy do technikum otrzymają świadectwo ukończenia szkoły średniej. Jeśli jednak
chcą kontynuować swoją edukację, to muszą poddać się sprawdzianowi wiedzy i
umiejętności uczestnicząc w nim na tych samych warunkach co wszyscy
abiturienci, zgodnie z tymi samymi procedurami formalnymi i etycznymi.
Nieprzystąpienie do matury z różnych przyczyn nie jest
czynnikiem degradującym osoby. Można bez tego certyfikatu ubiegać się o
kształcenie zawodowe, specjalistyczne na różnego rodzaju kursach, szkoleniach.
Można też żyć i realizować się bez matury, jeśli posiada się oczekiwane a
uzyskane w systemie pozaszkolnym kwalifikacje, umiejętności, dziedziczy się kapitał produkcyjny, usługowy lub posiada się
jakiś talent, dzięki któremu będzie można zarabiać na życie i realizować swoją
pasję.
Jednak w społeczeństwach wolnorynkowych, w tym w
krajach Unii Europejskiej istnieją wypracowane Krajowe Ramy Kwalifikacji
Zawodowych, które są precyzyjnie określonymi przez pracodawców wymaganiami.
Można żyć godnie, wartościowo bez matury, natomiast rządy państw konkurujących
na globalnym rynku pracy słusznie troszczą się o to, by jak największy odsetek
młodzieży uzyskał jak najwyższy poziom wykształcenia, gdyż ten gwarantuje
lepsze przygotowanie do ubiegania się o miejsce pracy, jej utrzymanie czy
bezkolizyjną zmianę.
Rolą władz państwowych jest zagwarantowanie wszystkim
dzieciom możliwości uczenia się niezależnie od różnic społecznych, kulturowych
i ekonomicznych ich środowisk domowych. Konkurencja w gospodarce 4.0 jest
niezwykle wysoka, toteż najzdolniejsza młodzież podejmuje wysiłek przygotowania
się do egzaminów na poziomie rozszerzonym, dzięki czemu uzyskuje większą szansę
dostania się na najlepsze uczelnie w kraju lub poza jego granicami.
To prawda, że nadal obowiązuje zasada sprzed
kilkudziesięciu lat, która brzmiała: "Nie matura lecz chęć szczera, zrobi
z ciebie oficera". Populizm, radykalne obniżenie poziomu kwalifikacji,
wykształcenia a nawet moralności u osób zamierzających zarabiać dzięki
zawodowemu zaangażowaniu w politykę sprawia, że postanowiłem zmienić powyższe
przesłanie na:
Bez matury?
- To nie przytyk.
Może z ciebie być polityk.
Media społecznościowe przyczyniły się do uzyskiwania
nieracjonalnych zysków finansowych przez osoby, które nie mają nawet
podstawowego wykształcenia. W sieci jest mnóstwo tzw. influenserów, youtuberów,
tiktokerów, którzy zarabiają bez potrzeby posiadania jakichkolwiek
certyfikatów, świadectw ukończenia szkół średnich czy wyższych, ale produkują
coś, co znajduje tysiące, a nawet miliony odbiorców.
Możemy narzekać na poziom egzaminu maturalnego lub
zachwycać się jego destrukcją, do której doszło w 2006 roku za kierownictwa
ministra edukacji Romana Giertycha. Będąc konstytucyjnym ministrem naruszył
prawo wprowadzając tzw. amnestię maturalną dla tych uczniów, którzy uzyskali z
jednego przedmiotu obowiązkowego mniej niż 30 proc. punktów.
Kolejni ministrowie prawicy obniżyli standard matury likwidując prezentacje uczniowskie,które były jednym z najciekawszych jej komponentów, bo
pozwalających na poznanie kreatywności, oryginalności uczniów w wyrażaniu myśli czy
przekazaniu wiedzy. Margialna patologia sprawiła, że zastosowano odpowiedzialność zbiorową. Wciąż powraca roszczenie, by usunąć matematykę z maturalnego
egzaminu. Już wprowadzono powinność ograniczania zadawania uczniom prac
domowych.