05 listopada 2019
O nostryfikacji nie tylko ukraińskiej habilitacji
Od zmiany bilateralnej umowy między Polską a Słowacją w 2016 r. w zakresie wzajemnego uznawania stopni naukowych miała miejsce krótka przerwa, w trakcie której niektórzy adiunkci zaczęli zastanawiać się nad tym, gdzie - poza granicami Polski - można habilitować się na innych warunkach niż obowiązujące w naszym kraju. Wydawałoby się, że najlepszym sposobem na awans jest samokształcenie, pogłębienie własnej wiedzy oraz zmiana błędnych metodologicznie przyzwyczajeń, w wyniku których miało miejsce habilitacyjne niepowodzenie czy rodzi się poczucie niepewności.
Okazuje się jednak, że coraz większy odsetek nauczycieli akademickich, którzy otrzymali negatywne recenzje i opinie na temat swoich osiągnięć naukowych, wnioskuje do jednostek akademickich o umorzenie ich postępowania habilitacyjnego, by dać sobie szansę na uniknięcie okresu karencyjnego, a zatem także poprawę głównego osiągnięcia naukowego, by móc w niedługim czasie ponowić wniosek o awans. Jedni krytykują taką postawę, inni przechodzą wobec niej obojętnie, ale skoro ktoś chce naprawić popełnione błędy, to powinien mieć taką szansę.
Jest to niewątpliwie bardziej uczciwa postawa od tej, w wyniku której rada jednostki wbrew opiniom i recenzjom negatywnym komisji habilitacyjnej nadaje stopień doktora habilitowanego takiej pseudouczonej osobie. Poziom demoralizacji i naukowej degradacji sięga uniwersytetów, które znalazły się wśród tzw. elitarnych uczelni badawczych. Ciekawe, jak dalece uda się ukrywać ów proceder niszczenia nauki dla pseudonaukowych interesów władz takich jednostek? Zostawmy tę kwestię na boku powracając do problem,u nostryfikacji stopni naukowych.
Otóż mamy jeszcze jedną kategorię nauczycieli akademickich, adiunktów, wykładowców, którzy - po uzyskaniu negatywnych recenzji komisji habilitacyjnej albo złożyli wniosek o umorzenie postępowania, albo podjęli po uchwale odmawiającej im nadanie stopnia doktora habilitowanego działania odwoławcze do Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów - a w wyniku stwierdzenia braku dojrzałości i kompetencji do samodzielności naukowej (odmowa pozytywnego przyjęcia odwołania) postanowili szukać wsparcia poza granicami kraju. Do kwietnia 2016 r. "rajem" była Słowacja.
Pojawił się nowy kierunek zmagań nie tyle z własnymi kompetencjami, co z procedurami i wymaganiami w naszym kraju. Skoro polscy uczeni odmawiają adiunktowi nadania mu stopnia doktora habilitowanego, to dlaczego miałby nie spróbować z tym samym dorobkiem ubiegać się o ten stopień na Ukrainie, Litwie albo w Rosji? Nie ma w Polsce bezpośredniej, automatycznej uznawalności stopnia naukowego uzyskanego w krajach spoza UE, ale jest "furtka" w postaci "nostryfikacji dyplomu".
To, co miało służyć obcokrajowcom przyjeżdżającym do Polski, by w naszych uczelniach kształcić studentów, kadry naukowe i prowadzić badania, okazało się narzędziem do pośredniego habilitowania się w Polsce. Takie osoby muszą jednak brać pod uwagę rozporządzenie MNiSW, w świetle którego nostryfikację może przeprowadzić jedynie ta uczelnia, która w ramach odpowiedniej dyscypliny naukowej ma kategorię A+, A lub B+. Tej ostatniej kategorii nie posiada jeszcze żadna jednostka. Natomiast kategorię A+ lub A posiada w przypadku pedagogiki zaledwie kilka jednostek/uczelni.
ROZPORZĄDZENIE MINISTRA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO z dnia 28 września 2018 r. w sprawie nostryfikacji stopni naukowych i stopni w zakresie sztuki nadanych za granicą wyraźnie określa warunki, jakie muszą być spełnione przez obie strony: nostryfikującą i wnioskodawcę.
Osoba ubiegająca się o uznanie stopnia naukowego doktora habilitowanego np. na Ukrainie za równoważny z polskim stopniem naukowym doktora habilitowanego musi przedłożyć:
– dyplom potwierdzający nadanie tego stopnia,
– dokumenty potwierdzające osiągnięcia naukowe stanowiące podstawę nadania tego stopnia,
– dyplom potwierdzający nadanie stopnia naukowego uprawniający do wszczęcia postępowania w sprawie nadania stopnia naukowego, o uznanie którego ubiega się wnioskodawca.
a także musi poinformować, czy stopień naukowy, o uznanie którego ubiega się, stanowił przedmiot postępowania nostryfikacyjnego w Rzeczypospolitej Polskiej.
Tym samym Rada Dyscypliny Naukowej musi ocenić publikacje wnioskodawcy, które stanowiły poza granicami kraju podstawę do nadania mu stopnia doktora habilitowanego, by stwierdzić, czy są one zgodne z polskimi wymaganiami.
Rozporządzenie zawiera normę:
§ 6. 1. W szczególnych przypadkach, uzasadnionych wątpliwościami dotyczącymi osiągnięć stanowiących podstawę nadania wnioskodawcy stopnia naukowego, podmiot nostryfikujący może skierować dokumenty, o których mowa w § 3 ust. 2 pkt 1 lit. a tiret drugie albo lit. b tiret drugie, do recenzji.
2. Podmiot nostryfikujący wyznacza nie więcej niż trzech recenzentów spośród swoich pracowników posiadających co najmniej stopień doktora habilitowanego w dyscyplinie, której dotyczy wniosek, oraz określa zakres recenzji i termin jej przedstawienia.
Tak czy siak oceniać będą polscy uczeni publikacje polskiego czy zagranicznego kandydata, który w innym kraju uzyskał stopień doktora habilitowanego. Jak pisała profesor prawa administracyjnego Ewa Łętowska: Z tego, że jest prawny obowiązek traktowania czegoś jako równoważne, nie wynika, że to coś rzeczywiście jest równoważne. Jest to niebezpieczne dla etyki nauki, bowiem osłabia możliwość oceny z punktu widzenia aksjologicznego celu. Nie wszystko zatem jest w porządku. (Perwersyjne efekty automatycznego uznawania stopni naukowych w UE, NAUKA 2012 nr 3, s.31).
Zastanawia mnie, dlaczego władze uczelni nie mianują profesorami doktorów, którzy mają znakomite osiągnięcia zawodowe, praktyczne, metodyczne, tylko niejako "zmuszają" ich do habilitowania się wbrew takiej potrzebie? Habilitacja nie jest obowiązkowa od 1.10.2019 r. Skoro polscy nauczyciele akademiccy ze stopniem doktora są tak znakomici, to po co "zmuszać" czy zobowiązywać ich do habilitowania się w kraju lub poza granicami?
04 listopada 2019
Pedagogika w zróżnicowanych układach strukturalnych w państwowych uniwersytetach i akademiach
Reforma szkolnictwa wyższego stała się w wielu uczelniach państwowych przyczynkiem do głębokich zmian ustrojowych, organizacyjnych, strukturalnych, tak jakby od nich miała zależeć efektywność badań naukowych i wyższa jakość kształcenia studentów. Owszem, sprzyja to tak zwanemu "przewietrzeniu" struktur, przeglądowi kadr nauczycielskich, ale to nie formy stanowią o wartości kulturowej, badawczej, społecznej czy osobistej w pracy akademickiej.
Nie mam nic przeciwko zmianom, jeśli tylko mogą one sprzyjać poprawie dotychczasowej sytuacji na lepszą. Ta jednak nie nastąpi, gdyż rządzący, w tym minister nauki i szkolnictwa wyższego, wcale nie tworzą korzystnych dla rozwoju polskiej nauki warunków, a wypowiadam się jedynie na temat nauk społecznych, a pedagogiki w szczególności. Oczywiście, ani pedagogika, ani socjologia, ani nauki o polityce czy antropologia kulturowa nie są naukami, o które troszczyć się chce jakakolwiek władza polityczna. Wprost odwrotnie. Jeszcze resztkami sił i autorytetów broni się humanistyka.
Co nam zostało z początkiem października? W niektórych uniwersytetach i akademiach zniknęły wydziały nauk pedagogicznych. Nie ma już ich:
* na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. W UMK pedagogika jest usytuowana w Instytucie Pedagogiki na Wydziale Filozofii i Nauk Społecznych. Do końca września był tam Wydział Nauk Pedagogicznych.
* w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Badania pedagogiczne są prowadzone w kilku instytutach pedagogicznych. Uczelnia nie posiada już wydziałów.
* w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, bowiem została usytuowana na Wydziale Nauk Społecznych.
* na Uniwersytecie Śląskim pedagogika jest na Wydziale Nauk Społecznych. Do października 2019 był tam Wydział Pedagogiki i Psychologii.
* Także w Uniwersytecie Pedagogicznym im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie pedagogika została usytuowana w nowym Wydziale Nauk Społecznych, gdzie ma swój Instytut.
W części uniwersytetów pedagogika zachowała swoją strukturalną, wydziałową odrębność, miejscami łącząc ją z psychologią czy socjologią. Tak jest w Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie istnieje Wydział Studiów Edukacyjnych, w którym prowadzone są badania i kształcenie w ramach jedynie pedagogiki.
Na Uniwersytecie w Białymstoku zmieniono nazwę z Wydziału Pedagogiki i Psychologii na Wydział Nauk Edukacyjnych, gdyż psychologia nie rozwinęła się w samodzielną naukowo dyscyplinę pełniąc głównie funkcje kształcące dla innych kierunków studiów.
Podobnie zachowała swoją strukturę przynależnościową pedagogika na Uniwersytecie Zielonogórskim, gdzie jest na Wydziale Pedagogiki, Psychologii i Socjologii; na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie jest na Wydziale Nauk Historycznych i Pedagogicznych oraz na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II, na Uniwersytecie Gdańskim i na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, w których jest - jak dotychczas - na Wydziale Nauk Społecznych.
Zachował swoją dotychczasową nazwę i strukturę Wydział Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego, w którego strukturze prowadzone są badania i kształcenie tak w dyscyplinie pedagogika, jak i psychologia. Utrzymał także swoją odrębność Wydział Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, który od kilku miesięcy ma pełne uprawnienia akademickie do nadawania stopnia naukowego doktora habilitowane z pedagogiki. Te zaś będą realizowane, podobnie jak w UŁ, w odrębnym organie np. jak w UŁ w Komisji d.s. Stopni Naukowych.
W Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie pedagogika była i nadal jest w strukturze Wydziału Filozoficznego mając swój własny Instytut Pedagogiki i Radę Dyscypliny. Podobnie zachował swoją dotychczasową odrębność Wydział Pedagogiczny w Uniwersytecie Rzeszowskim oraz w Uniwersytecie Warszawskim. Nie zmieniła się też sytuacja pedagogiki na Uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie, gdzie zachowano dotychczasowy Wydział Pedagogiki i Psychologii.
Na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy został utworzony z dotychczasowego Wydziału Pedagogiki i Psychologii odrębny Wydział Pedagogiki.
Uniwersytety i akademie, w których pedagogika jest zredukowana do kształcenia, gdyż te uczelnie nie posiadają uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktora nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika lub je utraciły, ale wraz z podnoszeniem jakości badań naukowych i wkładem w kształcenie kadr akademickich będą mogły o to zabiegać, pedagogika jest następująco usytuowana:
* na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach powstał Wydział Pedagogiki i Psychologii.
* Na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im.Jana Długosza w Częstochowie pedagogika została ulokowana na Wydziale Nauk Społecznych, gdzie ma dwie katedry.
* Podobnie jest w Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym w Siedlcach, gdzie pedagogika ma swój Instytut na Wydziale Nauk Społecznych.
* Na Uniwersytecie Opolskim pedagogika jest na Wydziale Nauk Społecznych.
* W Akademii Pomorskiej w Słupsku pedagogika jest w jednostce dydaktycznej.
03 listopada 2019
Minister edukacji Dariusz Piontkowski kpi sobie z nauczycieli
Z projektu rozporządzenia ministra edukacji narodowej - ALGORYTM PODZIAŁU CZĘŚCI OŚWIATOWEJ SUBWENCJI OGÓLNEJ DLA JEDNOSTEK SAMORZĄDU TERYTORIALNEGO NA ROK 2020 - wynika, że w 2020 r. nie będzie znaczących podwyżek płac dla nauczycieli i pracowników oświaty publicznej. Owszem, kilka procent podwyżki wynika z współczynnika inflacji, a ta jest znacznie wyższa od prognozowanej.
Wiceminister Kopeć stwierdził w jednym z wywiadów, że rząd gwarantuje 6-proc. podwyżkę dla nauczycieli w 2020 roku, zaś reszta jest kwestią negocjacji. Negocjacji z kim i o czym? Niech nauczyciele nie cieszą się 6 procentową podwyżką, bo zdaniem tego urzędnika podwyżka na pewno nie pojawi się w styczniu, a raczej we wrześniu. Zapewne kwestia negocjacji dotyczyć będzie terminu podwyżki, a nie nie jej wysokości. Tymczasem ponoć wszystkie związki oświatowe (nauczycielskie) chcą 15 proc. podwyżki płac w przyszłym roku.
W szkolnictwie brakuje ponoć ok. 3 tysięcy nauczycieli, ale wciąż nie mamy oficjalnych danych na ten temat, bo MEN nie chce ich ujawnić, a GUS ma na to czas. Samorządom brakuje pieniędzy na zrealizowanie tegorocznych, a niskich podwyżek, zaś już sygnalizują brak w przyszłym roku co najmniej 200 mln. zł na pokrycie kosztów prowadzenia przedszkoli i szkół oraz innych publicznych placówek oświatowych.
Przekazane mediom szacunki Związku Miast Polskich wskazują na to, że musiały one dopłacić do realizacji zadań oświatowych w latach 2018 i 2019 ok. 2,1 mld zł. Czy samorządowcy wreszcie się zbuntują i pozwą rząd do sądu? Raczej nie, bo przecież w wyborach samorządowych władze objęli popierający lub reprezentujący partię władzy i jej prawicowych koalicjantów.
Minister D. Piontkowski twierdzi, że samorządy (...) mają coraz więcej pieniędzy z podatków PIT i CIT. - W ostatnich trzech latach samorządy zyskały na tym nawet kilkanaście miliardów złotych (...) owszem, oświata kosztuje, ale to miasta nie chcą w nią inwestować. - Coś z tą polityką oświatową niektórych samorządów jest nie tak . Minister poczuł po wyborach parlamentarnych wiatr w przysłowiowe "żagle", toteż już nawet nie ukrywa swojej cynicznej postawy wobec samorządów i nauczycieli w Polsce. Czyżby dostał zadanie utrzymywania tego środowiska "na smyczy", by nie pozwalało sobie na jakiekolwiek formy protestu czy wyrażanie niezadowolenia?
Kpienie sobie przez ministra ze strajku włoskiego jest przejawem arogancji, która rozmija się z wiarygodnością władzy. Jak skomentował akcję protestacyjną ZNP: "- To, że część nauczycieli nie chce wyjeżdżać na wycieczki, to nie jest coś nowego. Pamiętam ze swojej praktyki, bo ponad 20 lat uczyłem w szkole, że zawsze była grupa nauczycieli, która na wycieczki nie wyjeżdżała. Czy wtedy był to też tzw. protest włoski?
Jak teraz zachowa się zdradziecka wobec nauczycielskiego środowiska Komisja Oświaty NSZZ "Solidarność"? Czy nadal będzie chwalić się wzrostem wynagrodzeń nauczycieli dzięki złamaniu przez nią solidarności protestujących wiosną 2019 r. nauczycieli? Czy będzie powtarzać jak mantrę, że to dzięki temu związkowi nauczyciele mają się dobrze?
02 listopada 2019
Z wizytą
"Umarli w snach się jawią tylko o dwóch porach
nocą
- wtedy zawsze się obudzisz
i nad ranem aby świeżo zapamiętać
zmarli zawsze żywi przychodzą do ludzi"
(J. Twardowski,Spóźnione kukanie"Kraków 1996, s. 17)
01 listopada 2019
Pamiętamy o naszych Bliskich
Dzisiaj zapłoną znicze pamięci na grobach naszych Bliskich, Koleżanek/Kolegów, Przyjaciółek/Przyjaciół. W ciągu minionych dwunastu miesięcy odeszli od nas wspaniali pedagodzy, nauczyciele akademiccy, autorzy raportów naukowych i książek adresowanych do osób zainteresowanych edukacją i nauką.
Z końcem stycznia 2019 r. zmarł b. dziekan i profesor Wydziału Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, socjolog edukacji i badacz polityki oświatowej - JANUSZ GĘSICKI.
Pod koniec lipca br. zmarł profesor Uniwersytetu Zielonogórskiego, dziekan Wydziału Pedagogiki, Socjologii i Psychologii UZ, specjalista w zakresie pedagogiki medialnej - MAREK FURMANEK.
W dwa tygodnie później zaskoczyła nas informacja o śmierci emerytowanej profesor Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, a wcześniej związanej z Uniwersytetem Śląskim, myślącej i kształcącej innych w duchu pedagogiki Janusza Korczaka - JADWIGI BIŃCZYCKIEJ.
Polska złota jesień dodała mroźnego powietrza. W jednym z wierszy Kamila Zająca p.t. "Kondukt żałobny" ("Szepty i szyki", Wrocław 2016, s. 29) odczytuję nastrój, jaki towarzyszy mi w te dni:
(…) jesteśmy niemi jak łabędzie w tańcu
na wodnych wirażach między przęsłami i spojrzeniami.
rozpiętość skrzydeł niekiedy przypomina
o perspektywie nieba i chlebie po wsze dni".
31 października 2019
Myślenie komputacyjne w kształceniu matematycznym
Profesor Maciej M. Sysło kieruje głównie do środowiska matematyków, dydaktyków matematyki swoją opinię, którą podzielił się ze mną, a dotyczy ona analiz PISA 2021 w zakresie matematyki, w których istotną rolę przypisuje się umiejętnościom myślenia komputacyjnego, gdzie na końcu jest link do dokumentu: PISA 2021 Mathematics Framework z 2018 r. Przykładowe zadania mają wiele wspólnego z zadaniami w międzynarodowym konkursie informatycznym Bóbr.
Profesor M. Sysło uczestniczył w 2016 r. w pracach zespołu UE poświęconych myśleniu komputacyjnemu. Zarazem z ubolewaniem stwierdza, że nowa podstawa programowa matematyki i metodyka jej wdrażania całkowicie pomijają obszar wykorzystania informatyki, technologii i myślenia komputacyjnego w nauczaniu matematyki, o czym pisze m.in w artykule p.t. "Na ratunek uczącym się matematyki. Jak moglibyśmy się uczyć" w Przeglądzie Pedagogicznym .
Profesor wyraża nadzieję, że dydaktycy matematyki przyjmą myślenie komputacyjne za oś przewodnią kształcenia informatycznego, czyli w ramach zajęć z informatyki, które - zgodnie z nową podstawą programową - obejmuje wszystkich uczniów od pierwszej po ostatnią klasę w szkole. Jego zdaniem matematycy nie dali się przekonać, by włączyć prace informatyków również w kształcenie matematyczne. Apeluje zatem do matematyków:
"Czy jest jeszcze czas, by przynajmniej dotrzeć do nauczycieli matematyki i przekonać ich, lub przynajmniej poinformować o roli myślenia komputacyjnego w kształceniu matematycznym? Odsyłam do punktu 23 na str. 7 pierwszego dokumentu OECD. To nie jest tylko nowa i modna nazwa, to jednak jest nowa jakość w kształceniu matematycznym w dzisiejszych czasach, przede wszystkim z uwzględnieniem otoczenia uczniów i ich przyszłych karier. Pewnym ratunkiem w szkole może być współpraca z nauczycielami informatyki. Jeśli widzicie Państwo matematycy taką szansę, to my informatycy od lat jesteśmy otwarci na współpracę. I nie chodzi tylko o jak najlepszy wynik badań PISA. To może być początkiem zmian w kształceniu matematycznym, które zarysowałem w artykule z Przeglądu Pedagogicznego".
30 października 2019
Szkoła ma służyć narodowi i państwu
W najnowszym numerze dwumiesięcznika "Arcana" (148) konstruktor pseudoreformy szkolnej prof. Andrzej Waśko z Uniwersytetu Jagiellońskiego opublikował artykuł p.t. "Reforma edukacji: kontynuacja i doskonalenie praktyki". Tekst pożałowania godny. Po raz kolejny ów promotor deformy odsłania jedynie polityczne i ideologiczne powody zmiany. Pisze o tym na poziomie propagandzisty, wyrażając swoje podejście do zmian w szkolnictwie językiem publicysty. Nie ma w tym nic dziwnego,skoro czasopismo ma publicystyczny charakter.
Były sekretarz stanu, który urzędował w MEN od sierpnia do listopada w 2007 r., niejako "dotknął" makropolityki w zarządzaniu oświatą kierując nią obecnie (2015-2019) z "tylnego" miejsca. Sądziłem, że przez ten czas pozyska i będzie odwoływał się do wiedzy naukowej na temat rzeczywistego stanu polskiej edukacji. Niestety, tak się nie stało, skoro nadal pisze o niej bez odwołań do realiów, do wyników badań, do stanu eksperckiej wiedzy na temat procesów kształcenia i wychowania dzieci i młodzieży na różnych poziomach edukacji oraz pomiaru ich osiągnięć szkolnych.
To jest bardzo wygodna postawa, bowiem można operować mitami kształtując fałszywą świadomość:
1. "Po ośmiu latach przygotowań programowych rząd Prawa i Sprawiedliwości przeprowadził wielką reformę strukturalną i rozpoczął reformę programową szkolnictwa" (s. 143)
Rząd PiS nie przeprowadził żadnej wielkiej reformy, bowiem przywrócenie ustroju szkolnego do stanu sprzed 1999 r. nie jest reformą. Reforma musi wnosić rzeczywiście nową zmianę strukturalną, programową czy metodyczną. Nic takiego w Polsce nie nastąpiło. Jak widać, mimo ośmiu lat przygotowań do tej deformy i czterech lat jej wprowadzania nadal nie dostrojono do niej zmian curriculum.
2. "Zgodnie z wolą społeczeństwa przywrócono obowiązek szkolny dla 7-latków, dając jednak możliwość posłania do szkoły dziecka 6-letniego, jeśli taka jest wola rodziców" (s. 143).
Rzeczywiście, przywrócono obowiązek szkolny dla 7-latków nie biorąc pod uwagę żadnych uwag merytorycznych dotyczących krytyki nie tyle obniżenia przez poprzednią formację polityczną obowiązku szkolnego, ile błędnej realizacji tego procesu. Powrót nie stał się jakościowo nowym rozwiązaniem w naszym szkolnictwie.
3. "Można powiedzieć, że reforma strukturalna powiodła się i jest za nami, a reforma programowa się zaczęła i jesteśmy w jej trakcie"(s. 143).
Tym osądem autor kompromituje ekipę rządzącą. Przyznaje bowiem, że wprowadzenie zmian strukturalnych w szkolnictwie odbyło się bez równoczesnego, a koniecznego wprowadzenia wraz z nimi zmian programowych. Inna rzecz, to kompletna nieprawda, jakoby reforma strukturalna się powiodła. Nie potwierdza tego m.in. raport Najwyższej Izby Kontroli, no, ale może teraz jej nowy prezes wprowadzi erratę, bo ma w zakresie nieujawniania faktów ma duże sukcesy osobiste.
4. "Reforma edukacji została podjęta z powodu skumulowanych w ostatnich 20 latach problemów polskiego szkolnictwa, takich jak niska efektywność nauczania, kryzys wychowawczej funkcji szkoły, plaga korepetycji, kryzys statusu nauczyciela itp."
To kolejny przykład demagogicznej oceny i powodów wprowadzenia deformy szkolnej. Uwierzę w nią, jeśli A. Waśko jako profesor UJ przedłoży naukowe argumenty na rzecz powyższej tezy. Tymczasem ani prof. A. Waśko, ani tym bardziej Anna Zalewska jako b.minister edukacji nie przedstawili społeczeństwu polskiemu żadnych dowodów naukowych na temat rzekomych problemów polskiego szkolnictwa i ich przejawów. Nawet socjolodzy z UJ tego nie potwierdzą, więc byłoby dobrze, żeby nie ośmieszał stanu wiedzy na ten temat, a szczególnie na temat rzekomego braku efektywności kształcenia (a nie nauczania) i wychowania. O kryzysie statusu nauczycielskiego wiemy od 30 lat, a wiosną tego roku rząd PiS nie poradził sobie z jego zażegnaniem.
5. "Dzięki zmianom, jakie nastąpiły po roku 2015 oświata nie wymaga już systemowych rewolucji. Udało się przywrócić polskiej szkole ramy organizacyjne, w których może ona skutecznie uczyć i wychowywać dobrych obywateli" (s. 143).
Prof. A. Waśko brnie w propagandowej narracji. Dobrze, że przyznaje się do "rewolucyjnej" zmiany, chociaż jej poziom, zakres i jakość mają jedynie ideologiczny charakter.
6. "Z powodów politycznych jest ona (reforma - dop. BŚ) jednak - obok reformy sądownictwa - najostrzej atakowaną reformą rządu Prawa i Sprawiedliwości. Żadnej chyba dziedzinie Dobrej Zmiany nie towarzyszyła w mediach opozycyjnych taka fala mistyfikacji. Mistyfikacji polegającej na tym - co widać było w czasie strajku nauczycieli - że przyczyny podjęcia reformy przez rząd PiS przedstawiano jako skutek tej reformy" (s. 143).
Mistyfikacją jest akurat powyższa teza. Tę nieudaną reformę krytykowały wszystkie środowiska w naszym kraju, także katolickie, bowiem zniszczono najlepiej funkcjonujące gimnazja (także katolickie)! Deformę krytykowali merytorycznie, a nie demagogicznie (jak czyni to A. Waśko) - naukowcy, w tym także profesorowie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN oraz dydaktycy uniwersyteccy. Niech zatem prof. Waśko nie wciska ludziom kitu.
Czeka nas zatem kontynuacja i doskonalenie praktyki ideologicznego sterowania szkolnictwem. Autor przyznaje w swoim tekście, że władza nie może pozwolić sobie (...) na to, żeby nowe szanse, które stwarza, zostały zmarnowane" (s. 144) Tym samym programy kształcenia będą podporządkowane polityce Prawa i Sprawiedliwości, gdyż mają "służyć realizacji priorytetów polityki oświatowej".
Ma być zwiększona liczba godzin z matematyki, zwiększona oferta konkursów przedmiotowych z nauk ścisłych dla wyłonienia i wzmocnienia najzdolniejszych uczniów oraz władze położą nacisk na sport szkolny, by walczyć (...) z otyłością i uzależnieniem od internetu" (s. 144). Oczywiście, będzie też wychowanie patriotyczne, żeby edukacja szkolna zapewniła rozwój społeczeństwa polskiego, nowoczesnego, suwerennego, a nie dbała (zapewne jak miało to miejsce dotychczas, do 2015 r.) o społeczeństwo w Polsce.
Będzie też wzmocniony system oceny i dopuszczania do użytku szkolnego podręczników szkolnych a także zmieni się system awansu zawodowego nauczycieli. Powróci się do tego, co miało miejsce w PRL, a więc do trzystopniowego modelu awansu. W (...) ostatecznym rachunku szkoła ma służyć narodowi i państwu" (s. 146). Tymczasem w obowiązującej jeszcze Konstytucji III RP szkoła ma pełnić funkcję pomocniczą rodzinie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)