24 listopada 2017

Głodni czy niewychowani? Akademicki brud, smród i kulturowe ubóstwo

Mój wpis sprzed 7 lat pt. Akademicki savoir vivre jest najczęściej czytanym w blogu tekstem. Nie ma miesiąca w roku, żeby ktoś nie trafił na jego treść i nie zareagował na nią. To oznacza, że mamy do czynienia z narastającym upadkiem kultury osobistej wśród inteligencji oraz aspirujących do tej warstwy społecznej, skoro jest zapotrzebowanie na rozmawianie o zachowaniach, które są niegodne osób z akademickiego środowiska.

Dzisiejszy wpis poświęcę zachowaniom, które wywołują jeszcze poczucie kulturowego dysonansu wśród kadr akademickich, kiedy postrzegają w trakcie prowadzonych przez siebie zajęć spożywanie posiłków i/lub napojów przez niektórych studentów. Ich koleżanki czy koledzy nie reagują. Niektórym wykładowcom to nie przeszkadza, skoro też nie podejmują interwencji wobec niewychowanych osób. Może sami nie mają kultury w sobie, toteż nie dostrzegają jej braku u innych?

Nie jest bez znaczenia nie tylko to, że jacyś studenci jedzą i/lub piją w czasie zajęć, ale także to, co spożywają, bowiem rozprzestrzeniający się po auli zapach np. cebuli, czosnku, szczypioru czy kebabu nie jest możliwy do "stłumienia". Niewychowani zamawiają nawet pizzę, z którą wchodzą do sali dydaktycznej, by pogodzić własny głód fizyczny z rzekomo głodem poznawczym. Na szczęście minęły już te czasy, a w każdym razie na moim Wydziale, że po egzaminach magisterskich nie są organizowane w salach dydaktycznych obiadowo-deserowe przyjęcia. Jednak zdarza się w różnych jednostkach, że kończący studia koniecznie chcą wyrazić swoją wdzięczność akademikom organizując im poczęstunek.

Tak pierwsza, jak i druga sytuacja są kulturowo naganne, toteż w ogóle nie powinny mieć miejsca w szkolnictwie wyższym. W jednej z aul mojej uczelni jest nawet naklejona kartka z apelem, by studenci nie wnosili do niej żadnych potraw i napojów. W tym jednak przypadku jest to zapewne podyktowane trudnościami zarządcy budynku w zabezpieczeniu sprzątania auli po każdym wykładzie. Nie jest bowiem w stanie zapewnić tego, co ma miejsce w salach kinowych, by po każdym sensie/wykładzie pracownik służb technicznych przygotował pomieszczenie dla kolejnych studentów/widzów.

Odnoszę wrażenie, że młodzież zachęcona przez właścicieli kin do tego, by można było w czasie seansu filmowego pić, jeść, a tym samym i bekać oraz "puszczać wiatry", nie widzi nic niewłaściwego w tym, kiedy wkracza do uniwersyteckiej auli czy sali wykładowej. Skoro tam można, a przecież kino nieodłącznie wiąże się z kulturą, to dlaczego nie tu, w uczelni?!

To, że ktoś zniszczy sobie spódnicę, sukienkę czy spodnie siadając na przyklejoną do krzesła wyplutą gumę do życia, albo poklei sobie ręce po resztkach rozlanej coli może nie mieć znaczenia dla sprawcy tego brudu i niechlujstwa. Kulturalny człowiek, a takim powinien być student i nauczyciel akademicki nie spożywa w czasie zajęć dydaktycznych ani posiłków, ani nie korzysta z napojów.

Są jednak wyjątki od reguły. Uprawnione jest bowiem korzystanie przez wykładowców czy studentów z wody w sytuacji choroby gardła czy zagrożenia zdrowia. Zdarzają się wśród studiujących osoby z epilepsją, z zaburzeniami zdrowia w wyniku onkologicznej terapii. Wystarczy z ich strony uprzedzenie wykładowcy o konieczności picia wody. Podobnie wykładowca powinien poinformować słuchaczy o konieczności korzystania z wody w trakcie narracji. Nie wystarczą kompetencje w zakresie emisji głosu.

Tak, jak nie należy jeść w obecności drugiej osoby, z którą prowadzi się rozmowę, dialog czy spór, tak też oznaką braku kultury jest jedzenie czy picie w trakcie zajęć dydaktycznych. W szkole wyższej obowiązuje nas estetyka nie tylko ubioru, ale przede wszystkim etykieta w trakcie zajęć. Są różne rodzaje wykładów, także takie, w trakcie których prowadzący może aktywizować słuchaczy. Skierowanie do kogoś pytania czy prośby o komentarz nie może skutkować zadławieniem się czy pluciem na innych.

Nie rozmawia się z pełnymi ustami - mówiła moja babcia. Najpierw zjedz, połknij, a potem mów. Student żujący gumę jawi się jak zwierzę czterokopytne, skoro tak postępuje.

W przypadku zajęć akademickich należy słuchać (biernie lub aktywnie), a jeśli odczuwa się głód lub pragnienie, to należy opuścić salę przepraszając osobę prowadzącą wykład i udać się w miejsce do tego przeznaczone. W tym właśnie celu zaplanowane są przerwy między wykładami, ćwiczeniami czy warsztatami, by można było załatwiać własne potrzeby fizjologiczne.

Jeśli jednak ktoś chce to czynić w nieodpowiednim do tego miejscu i czasie, to jest najzwyczajniej w świecie - jak powiada się w debacie publicznej: prostakiem, chamem , czyli niewychowaną osobą. Wykładowcy powinni reagować na pozbawione kultury zachowania niektórych studentów wypraszając ich z sali, by mogli realizować swój "pieski świat Mondo Cane" w odpowiednim do tego miejscu. Brak reakcji w najdrobniejszych oznakach nieznajomości kultury wysokiej jest przyzwoleniem na niską kulturę (coolturę). Tymczasem uczelnie są szkołami wyższymi niezależnie od tego, czy kształcą w dziedzinie nauk humanistycznych, ścisłych, przyrodniczych czy o sztuce.

Upadek kultury dotyczy nie tylko spożywania posiłków przez niektórych studentów, ale także pozostawiania w toaletach brudu. Czesi mają swoje porzekadło: "Po czystości toalety można poznać kulturę narodu". Z naszą jest coraz gorzej.

23 listopada 2017

Poskręcana pedagogika

(Schemat 1. Sytuacja duchowa epoki wg filozofa Bogusława Wolniewicza)


W dniu 11 listopada 2017 r. prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński ogłosił, że najwyższy czas skończyć w Polsce z lewactwem. Wyraził też nadzieję, że w ciągu tej kadencji oraz kolejnych partia rządząca wypleni tę ideologię z przestrzeni publicznej, by nie panowała już więcej w Rzeczypospolitej pedagogika wstydu. Pytają mnie studenci, o co chodzi z tym lewactwem i jaki to ma związek z pedagogiką?

No cóż, najlepiej byłoby odesłać do publikacji J. Kaczyńskiego, ale w tych chyba nie znajdziemy takiego wyjaśnienia. Publiczne wystąpienia prezesa też są przeinaczane przez dziennikarzy, więc nie można być pewnym, czy rzeczywiście powiedział to, co jest dalej w obiegu publicznym. Czytam w jednej z relacji z naszego Święta Niepodległości:

"Dziś mamy taki czas dobrej zmiany. Czas wielkiej szansy i czas odbudowy wartości, które były przez wiele lat, także po 1989 roku traktowane jako zbędne, a niekiedy wręcz pomiatane. (...) - Odrzucamy tę politykę, odrzucamy politykę pedagogiki wstydu, odrzucamy podporządkowanie, idziemy w kierunku Polski, która będzie mogła powiedzieć, że jest krajem dumnym, niepodległym, silnym. I nie zejdziemy z tej drogi."

O ile dla formacji "Solidarności" głównym architektem systemu wartości i norm, którymi miała kierować się opozycja w PRL a następnie wdrażać je po "Okrągłym Stole" - był ks. prof. dr hab. Józef Tischner, o tyle dla obecnej partii władzy nośnikiem prawoskrętnej ideologii okazał się wybitny filozof, logik, były I sekretarz Komitetu Uczelnianego PZPR w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Gdańsku - prof. dr hab. Bogusław Wolniewicz.

W PZPR ów profesor był od 1956 do 1981 r. Świetnie poznał zatem lewacką ideologię jako jej funkcjonariusz, zaś po odzyskaniu przez Polskę względnej suwerenności w 1989 r., ale dopiero pod koniec lat 90. XX w. związał się ze środowiskami skupionymi wokół Radia Maryja. Tu zatem należy szukać śladów wytłumaczenia dla inwersyjnej opozycji poglądów tego autora.

Polecam wszystkim zainteresowanym książkę, którą wydał pod swoją redakcją, też związany z powyższym środowiskiem - filozof Politechniki Warszawskiej Ulrich Schrade. Jest to bardzo interesująca monografia pt. Dydaktyka Szkoły Wyższej. Wybrane Problemy" (Warszawa: Politechnika Warszawska 2010). To właśnie w tej niewielkiej objętości książeczce znajduje się artykuł B. Wolniewicza pt. Z pedagogiki ogólnej.

Jak widać, na pedagogice wszyscy się znają, a przede wszystkim filozofowie, którzy przeczytawszy kilka zaledwie książek, w dość zaskakującym doborze, są przekonani o posiadaniu kompetencji w zakresie rozstrzygania o tym, czym jest pedagogika ogólna. Filozof nie przeczytał żadnej rozprawy z tej subdyscypliny nauk pedagogicznych, ale nie przeszkadzało mu to w tym, by wyrobić sobie własny pogląd na powyższy temat.

Własne rozważania łączy z ideą szkoły wyższej, bo - podobnie jak większość ortodoksów - doszukuje się w tym właśnie środowisku źródeł owładniętego epoką duchowego zamętu (zob. schemat - dz. cyt., s.20). Pedagogika jest dla niego stosowaną filozofią człowieka, niczym więcej, toteż stwierdza bez znajomości literatury:

"Nie ma obecnie jednej pedagogiki: jednolitego systemu wychowania młodzieży, od domu rodzinnego po szkołę wyższą, opartego na powszechnej zgodzie co jego celów, oraz co do środków, jakie można i należy stosować. Pedagogika dzisiejsza to obraz dezorientacji i zamętu, bo walczą w niej ze sobą dwie całkiem niezgodne tendencje: dwie sprzeczne z sobą filozofie człowieka, tzn. dwa różne poglądy na naturę ludzką. Walka ta sprawia, że mamy dziś nie jedną pedagogikę, lecz dwie sprzeczne. Nazywa się je różnie: my będziemy je nazywać umownie, a zarazem sugestywnie pedagogiką lewoskrętną prawoskrętną. Pierwsza dominuje, my reprezentujemy drugą" (s. 19).

Teraz już wszyscy zrozumieją, że walka musi mieć swoją repulsję. Skoro nareszcie zostały odsunięte od władzy formacje bazujące na pedagogice lewoskrętnej, to nadszedł czas, by zaczęła dominować ta prawoskrętna, która wdroży jednolity system wychowawczy. Jakie to proste. Prawda? Jak pisze B. Wolniewicz: Nie ma innej pedagogiki, która mogłaby skręcić w jeszcze inną stronę. "Jest oczywiście mnóstwo pism, które się podają za taką obiektywną pedagogikę, rzekomo "naukową". Są to wszystko mistyfikacje. Z reguły będą to okazy pedagogiki dominującej, więc jawnie lub skrycie lewoskrętne. Udają obiektywizm, by zwiększyć swą siłę propagandową.(tamże)

W świetle logiki dominująca dzisiaj pedagogika formacji rządzącej - chyba jednak prawoskrętna - jest z powyższego powodu paradoksalnie - lewoskrętna. Zostawmy tę kwestię na boku. Spójrzmy na wyjaśnienie przez powyższego filozofa istoty lewoskrętności, czyli lewactwa.

Pedagogika prawoskrętna jest pedagogiką nawiązującą do greckiej pajdeji oraz formacji chrześcijańskiego normotypu cywilizacyjnego sprzed Soboru Watykańskiego II (1962-1965). Niestety, ubolewa filozof, że Sobór Watykański II uruchomił rozkład dzieła Bożego w kierunku rozmiękczania go przez lewackie nurty np. teologie wyzwolenia czy pontyfikat ... Jana Pawła II.

Lewactwo zaś jest doktryną zakorzenioną w Oświeceniu i wielkich utopii społecznych od J.J. Rousseau począwszy, a na J. Korczaku, J. Deweyu czy H.v.Schoenebecku skończywszy. Jak pisze: "Ogólnie lewactwem będziemy nazywać wszelkie zapędy do "humanistycznego" poprawiania świata, nieliczące się z realiami natury ludzkiej. Poprzez poprawianie "humanistyczne" rozumiemy przy tym takie, które w imię ochrony ludzkiej "godności" zmierza do maksymalnego zrównywania wszystkich, oraz do jak najbardziej dobrotliwego ich traktowania - z chuliganem, bandytą i terrorystą włącznie. (Wyjątek stanowić mają jedynie "rasiści" i "ksenofoby"; ci powszechnym zrównaniem i dobrotliwością objęci nie są). (s. 23)

Dalej cytować już nie muszę. Każdy sam znajdzie sobie adekwatne do skrętności źródła. Czytając takie publikacje skręca się skrętnica. A jednak, ktoś się na nie powołuje.

22 listopada 2017

XXX Forum Pedagogiczne we Wrocławiu

Wczoraj zakończyły się dwudniowe obrady XXX Forum Pedagogicznego Uniwersytetu Wrocławskiego pod wspólnym tematem: “Współczesne przestrzenie dyskursu nad edukacją”. Trzydzieści lat temu zainicjował je prof. UWr dr hab. Jerzy Semków z mgr Anitą Załuchą. Tegoroczne, jubileuszowe obrady prowadził prof. UWr z Instytutu Pedagogiki - dr hab. Wiktor Żłobicki .

Jak zapowiadali Organizatorzy w komunikacie konferencyjnym:

"Trzydziestoletni dorobek Forum Pedagogów stanowi świadectwo zaangażowania w najistotniejsze obszary teorii i praktyki edukacji, co mogą potwierdzić tematy kolejnych naszych spotkań, zainicjowanych w roku 1988 - gorącym czasie transformacji ustrojowej. Zagadnienia poruszane podczas wcześniejszych konferencji ukierunkowane były na eksplorowanie wybranych, wyraźnie wyodrębnionych kwestii. Natomiast tegoroczne Forum za cel stawia sobie ukazanie jak najszerszego spektrum dyskursów edukacyjnych – w tym także dyskursów w pewnym sensie zdeterminowanych przez przestrzeń sensu largo, to jest historię, tradycję, okoliczności, dyskursy etc. Jest również próbą podsumowania trzech dekad złożonych przemian teorii i praktyki edukacji w Polsce.

Między przestrzenią formalną i nieformalną edukacji w tych trzech dekadach wystąpiły napięcia, konflikty, współpraca, wzajemne inspirowanie i zapożyczanie, zawłaszczenia, absorbcje, przyciągania, jedno- lub obustronne niezrozumienia, pomieszania, separacje, przemilczenia, bariery lub preferencje. Formowany w ten sposób społeczno-polityczny klimat ma ogromne znaczenie dla funkcjonowania jednostek i grup oraz tworzenia miejsc i dyskursów edukacji. W demokratyczno-liberalnym społeczeństwie z samego założenia współwystępują mozaikowe zróżnicowanie i antynomie i tym samym stanowią zaczątek swoistej dynamiki.


Refleksja, badanie i opis są niezbędne dla uchwycenia jej charakteru. Zadania te w sposób szczególny dotyczą pedagogów, komentatorów i krytyków teorii i praktyki pedagogicznej, którzy ponoszą szczególną odpowiedzialność społeczną i dysponują wnikliwszym niż inni wglądem we współczesne przestrzenie dyskursu nad edukacją. Samo pojęcie przestrzeni rozumiane na różne sposoby odsyła, w swym znaczeniu dosłownym, do miejsca, w którym toczyć się będą obrady konferencyjne (przede wszystkim do wielokulturowego Wrocławia), a w znaczeniu symbolicznym do wspólnoty scalającej uczonych."


Z wielką radością pragnę poinformować, że powołana przez Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk Kapituła Medalu „Za Zasługi dla Rozwoju Polskiej Pedagogiki” nadała to wyróżnienie w czasie XXX Forum Pedagogicznego pani prof. dr hab. Alicji Kargulowej. Była to dla wszystkich uczestników wzruszająca chwila, kiedy po wręczeniu Medalu pani Profesor została otoczona gronem swoich współpracowników, uczniów, doktorów i doktorów habilitowanych prowadzących badania naukowe w zakresie PORADOZNAWSTWA i z andragogiki.



Dzisiaj, po kilkudziesięciu latach służby pani prof. A. Kargulowej (w) nauce mamy piękne i jakże potwierdzające jej wartość dokonania, którymi mogą poszczycić się nieliczni. Nie ma w kraju lepszego specjalisty o tak znaczących kwalifikacjach naukowych w zakresie andragogiki, pedagogiki społecznej i szkoły naukowej w zakresie poradoznawstwa, a więc interdyscyplinarnej dyscypliny naukowej, która łączy badania nad poradnictwem różnych typów, dziedzin życia i ludzkiej aktywności z różnych dziedzin nauk - humanistycznych, społecznych, medycznych, ekonomicznych i prawnych.

Nie można nie dostrzec, że na najwyższą ocenę zasługują prace organizacyjne na rzecz wspólnoty uniwersyteckiej (kierowanie jednostkami akademickimi w Uniwersytecie Wrocławskim, WSP w Zielonej Górze) czy w DSW we Wrocławiu. Środowisko pedagogiki w kraju, jak i w skali międzynarodowej jest dumne z twórczej obecności i naukowego wsparcia w promowaniu najwyższych standardów naukowych w naukach społecznych, kiedy prowadzone są badania andragogiczne, poradoznawcze, oświatowe w zakresie kwalifikacji i dokonań Pani Profesor.


Osiągnięcia naukowe prof. A. Kargulowej są imponujące wyznaczając bardzo wysoki poziom dla kolejnych pokoleń naukowych. Na wielostronną aktywność naukowo-badawczą składają się rozprawy monograficzne, artykuły w renomowanych czasopismach krajowych i zagranicznych oraz stworzenie „wrocławskiej szkoły poradoznawstwa” jako od lat już upełnomocnionej subdyscypliny naukowej o interdyscyplinarnym charakterze.

Wyróżniona Medalem pedagog opublikowała ponad 220 artykułów w recenzowanych, zbiorowych rozprawach monograficznych, kilkadziesiąt artykułów w czasopismach naukowych (tu zwracam uwagę na publikacje w periodykach także z nauk o prawie, nauk medycznych, psychologicznych, a nie tylko pedagogicznych) uruchamiając w ostatnich latach własny periodyk o międzynarodowym charakterze. Prof. A. Kargulowa jest autorką sześciu autorskich monografii, z których każda kolejna stawała się nową jakością i wyzwaniem dla kolejnych badaczy problematyki poradoznawczej.


Wydany przez oficynę naukową – PWN w Warszawie - podręcznik akademicki pt. "O teorii i praktyce poradnictwa. Odmiany poradoznawczego dyskursu" ma już siedem wydań, co świadczy o wyjątkowym poziomie tego dzieła. Sztuką jest łączenie własnej pracy naukowo-badawczej z kreowaniem źródeł wiedzy dla kolejnych pokoleń, które określą konieczny punkt wyjścia czy kryterium odniesienia dla własnych projektów.

Rzadkością we współczesnych naukach społecznych jest prowadzenie badań i dokumentowanie ich wyników twórczością o podejściu transgresyjnym, inter-i intradyscyplinarnym w naukach społecznych. Za Medalem kryje się postać wielkiej, a jakże skromnej Uczonej, akademickiego Mistrza, osoby o wielkiej kulturze akademickiej i trudnych do powtórzenia twórczych dokonaniach, które służą rozwojowi cywilizacji humanum. Polska nauka może być dumna z takich Pedagogów.

W plenarnej części konferencyjnej, którą moderowała prof. dr hab. Agnieszka Gromkowska-Melosik, były interesujące referaty:




- profesor Zbyszko Melosik z WSE UAM w Poznaniu pokazał nam związek między holenderskiej i brazylijskiej piłce nożnej jako fenomenie nie tylko sportowym, ale przede wszystkim kulturowym, który staje się źródłem zmian społecznych, architektonicznych czy gospodarczych w świecie, choć przede wszystkim w kraju i miastach najlepszych piłkarzy świata. Mogliśmy dostrzec, jak piłka nożna zmienia przestrzeń życia mieszkańców, ale zarazem - w jakim stopniu odzwierciedla różnice między bogatymi i biednymi częściami świata, jak to się dzieje, że w jednych państwach gra w piłkę nożną jest jak poezja, w innym jak opresja, groza. Można było w błyskotliwym i pełnym kulturowych odwołań referacie metaforycznie odczytać stosowane taktyki w rywalizacji międzyludzkiej, doświadczanie niepowodzeń i porażek, oddawanie pola przeciwnikowi czy jego zawłaszczanie, jeśli dysponuje się wyjątkowymi talentami itp.




- prof. Mirosława Nowak-Dziemianowicz z Uniwersytetu Opolskiego w nowej odsłonie przybliżyła słuchaczom relacje między rodzajami tożsamości człowieka a funkcjami edukacji (techniczną, emancypacyjną i krytyczną). Odbierający wykład także studenci mogli zastanowić się przy tej okazji nad tym, na jakim poziomie rozwoju jest ich własna tożsamość, czy zastanawiają się nad tym, po co żyją, do czego dążą, skąd przychodzą i dokąd zmierzają. Nie bez znaczenia była inspiracja profesor z Opola, by zastanowić się nad tym, co i/lub kto kreuje naszą tożsamość.


- dr hab. prof. UWr Edyta Zierkiewicz z Uniwersytetu Wrocławskiego wprowadziła nas w niezwykle trudną, być może dla wielu też bolesną problematykę badań, którą ujęła jako konstruowanie doświadczenia śmierci jako lekcji życia w autopatografiach. Jej analiza tanatopedagogiczna odsłoniła bogactwo warsztatu badawczego uczonej, przekraczanie przez nią granic nauk pedagogicznych, by móc lepiej poznać, zrozumieć i badać powyższe zjawisko. Wykład wrocławskiej uczonej otworzyła myśl, że oto żyjemy umierając (kto pamięta film K. Zanussiego - "Życie to śmiertelna choroba"?). Tak jak niektórzy celebrują wartość życia, tak coraz częściej spotykamy się z fenomenem pedagogiki umierania, cierpienia oraz wystawiania jej przez niektóre osoby w mediach na sprzedaż, na popkulturowe w sieci śmietnisko inforozrywki.

- dr hab. Magda Karkowska z Uniwersytetu Łódzkiego podzieliła się z uczestnikami Forum swoją perspektywą badawczą w zakresie narracyjnych strategii tworzenia tożsamości w ramach biograficznych opowieści. Coraz większe zainteresowanie badaniami jakościowymi sprawia, że uczestnicy dociekali w toku dyskusji, jakie należałoby zastosować kryteria do analizy wywiadów biograficznych.


Wspomniany przeze mnie prof. Jerzy Semków przekazał Instytutowi Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego prowadzoną przez siebie KRONIKĘ cyklicznego FORUM PEDAGOGICZNEGO, której dygitalizacja może stać się jednym ze źródeł do badań historycznych nad ewolucją myśli pedagogicznej i bogactwem badań naukowych w naszej dyscyplinie po 1987 r.

21 listopada 2017

Zgasło serce w Powiewie Blue księdza Andrzeja Szpaka od hipów



CZY KTOŚ ZNAŁ OSOBIŚCIE LUB SŁYSZAŁ O POLSKIM KSIĘDZU, WSPANIAŁYM WYCHOWAWCY, OPIEKUNIE, PEDAGOGU POZYTYWNEJ RESOCJALIZACJI, LEKARZU LUDZKICH DUSZ, OSOBISTYCH DRAMATÓW I PRZYJACIELU ZBŁĄKANYCH, ZAWIEDZIONYCH, ZDRADZONYCH, KTÓREGO SERCE ODMÓWIŁO DALSZEGO BICIA po długiej chorobie w dn. 18 listopada br. - o ks. ANDRZEJU SZPAKU?

To ON przemierzał od czterdziestu lat Polskę pielgrzymim szlakiem, z gitarą w ręce, ubrany w błękitną sutannę z naszytymi na niej rybkami, kwiatami, serduszkami - jak powiadają o niej Jego współtowarzysze modlitwy - przedstawiającą "niebiańską przestrzeń wyobraźni".

Odszedł od nas wspaniały salezjanin, kapelan oświęcimskich karmelitanek, ale najbardziej znany przez kilka pokoleń młodzieży jako duszpasterz ruchu hipisowskiego w Polsce. Dzielił się swoim życiem nie tylko z narkomanami pielgrzymując z nimi od 1979 r. każdego roku do Częstochowy, by mogli odnaleźć swoje szczęście w środowisku miłości, szacunku, modlitwy. Był jednym z nielicznych twórców pozytywnej resocjalizacji. To dzięki Niemu mogli odnaleźć dla siebie nową drogę życia wszyscy ci, których z różnych przyczyn los kierował na margines.

'SZPAKU" - bo tak o Nim mówiono - organizował każdego roku na Jasną Górę w Częstochowie Pielgrzymkę Młodzieży Różnych Dróg , która była dla uczestników niepowtarzalnym wydarzeniem w ich życiu. W żadnym z państw obozu socjalistycznego nie było miejsca na działanie ruchu hipisowskiego, w dodatku jeszcze o charakterze religijnym.
On sam pełnił posługę najpierw w parafii św. Michała we Wrocławiu, później w parafii Miłosierdzia Bożego w Oświęcimiu, a w latach 1999-2010 służył mieszkańcom w parafii Opatrzności Bożej w Rzeszowie. Powołał do życia chór i orkiestrę "Echo Sacrosongu".

Nie opuścili Go ci, dla których żył i tworzył z nimi świat Dobra i Miłości. Do ostatniego tchnienia przybywali z całego kraju do seminarium salezjańskiego w Krakowie przy ul. Tynieckiej 39, gdzie leżał schorowany - zakonni współbracia, młodzież, wychowankowie, by móc być z Nim i przy Nim - tak jak On był przez lata z nimi i dla nich.

W najbliższą sobotę odbędzie się pogrzeb ks. Andrzeja Szpaka. W środę 22 listopada br. o godz. 17.30, w dniu także Jego imienin, odbędą się modlitwy za Jego duszę. Może symboliczną świeczkę zapalą w domu także ateiści, którzy wraz z nim pielgrzymowali do Częstochowy odkrywając w dialogu z Nim i dzięki jego wyjątkowej empatii oraz serdeczności poczucie sensu własnego życia.

Jak wspomina ks. A. Szpaka na łamach "Gazety Krakowskiej" młoda reżyserka:
Często potrafił całą noc przegadać ze swoimi „podopiecznymi”, żeby tylko nie sięgnęli po strzykawki” (...) Rozmowa z nim na długo zostaje w pamięci duchownego. Przeniknięte kontemplacją życie w cieniu kolczastych drutów diametralnie zmienia się, kiedy ks. Szpak przyjmuje na siebie rolę przewodnika wiodącego kontestującą młodzież przed oblicze Czarnej Madonny”.

Naiwnie sądziłem, że w wiadomościach którejkolwiek ze stacji telewizyjnych będzie miało miejsce wspomnienie polskiego Guy'a Gilbert'a. Niestety, tak się nie stało. Komercyjna stacja wolała epatować śmiercią w Kalifornii założyciela sekty i mordercy. Rządowa TVP nie znosi wszystkiego, co ma jakikolwiek związek z kontestacją, więc także nie odnotowała śmierci ks. A. Szpaka. Dziwne, bo przecież są tam niemalże codziennie eksponowani politycy PIS, którzy szprycowali się narkotykami w okresie własnej młodości, należeli do hipisowskich komun. Zapomniał już niejeden wół jak cielęciem był... a teraz, na starość stał się z lewaka - prawoskrętny.

W Polsce nie ceni się postaci z charyzmą, a tym bardziej, gdy całe swoje życie poświęcają wykluczonym, wykluczanym lub zagrożonym wykluczeniem społecznym, a nawet śmiercią. O postaci francuskiego księdza Guy Gilberta z Paryża, który stworzył wspólnotę życia dla młodych ludzi wchodzących w konflikt z prawem, odrzuconych przez własnych rodziców lub opiekunów, pozbawionych wsparcia i miłości, w wyniku czego uciekają w narkotyki, alkohol, prostytucję lub popełniają samobójstwo, zapewne słyszał niejeden nauczyciel akademicki kształcący na pedagogice resocjalizacyjnej.

Zacytuję jedno ze wspomnień zmarłego ks. A. Szpaka:

Nasza grupa liczyła już 500 osób. - Proszę sobie wyobrazić 500 długowłosych przed kościołem św. Anny w Warszawie, skąd miała wyruszyć pielgrzymka. Toż to było jak w "Hair"! Ojciec przewodnik przestraszył się i zapowiedział, że nie możemy iść ani z nimi, ani nawet za nimi. Nie byłem na taką sytuację przygotowany.
Powiedziałem: "Rozwiązujemy grupę. Jedziemy do Jarocina".
"Co ty, Andrzej, do Jarocina? Idziemy na swoją własną pielgrzymkę". Mateusz, dzisiaj ksiądz, powiedział wtedy: - Andrzej, mam świetne miejsce. Pojedziemy do Piekoszowa koło Kielc. 500 hipów pojechało tam pociągiem. - Konduktorowi daliśmy pieniądze do kapelusza i tak dojechaliśmy - opowiada ks. Andrzej. - To była wspaniała pielgrzymka. Krótkie etapy, 12 kilometrów dziennie. Pielgrzymowaliśmy jak Dawid - w tańcu, balecie, z fletami i piszczałkami. Msze trwały po 3-4 godziny. Wtedy powiedzieli: "Nie odejdziemy".

I NIE ODESZLI. BYLI, SĄ I BĘDĄ Z NIM wszyscy ci, którzy doświadczyli autentycznego spotkania z CZŁOWIEKIEM i światem wartości, także transcendentnych, których nie szanowało ich własne środowisko życia.

Żegnając "Szpaka" w imieniu także mojej żony, która wraz z nim pielgrzymowała w czasach PRL do Częstochowy, przytaczam wzruszający wiersz T.J. pt. "Na odejście Andrzeja::

Do nieba ich wpuścić nie chcieli
Choć prosili, chociaż błagali
U bram na zielonej łące
Wychudłe swe ciała składali

Na ziemi jeszcze nie wiedzą
Kłócą się z nim i sprzeczają
Bawią się, piją i jedzą
Na to co robi narzekają.

Aż przyszła ta właśnie godzina
Której się nikt nie spodziewał
I odszedł z gitarą w ręce
W swej w kwiaty niebieskiej sukience

Na górze już na niego czekali
Ramiona otwarł Jezus szeroko
I Maryja do bram raju wyszła
Przyjąć go jak zawsze co roku

A łzy tych co zostali na ziemi
Na ramionach go niosły do nieba
Już go Jezus przytula do serca
A on skromnie mówi- nie trzeba

A on spojrzał na zieloną łąkę
I igłami przeszyte ciała
I zobaczył, że tylu ich było
Że niebieska łąka tak mała
I do stóp Matki kornie się schyla
Prosząc, aby nie musiał za bramę
I rozejrzał się wokół z miłością
I powiedział - Ja tutaj zostanę

Wtedy właśnie- taką mam nadzieję
Jezus głośno się roześmieje
I podniesie go mówiąc- Kochany
Chodźcie ty, hipisi i te twoje narkomany.


Niech spoczywa w pokoju!

20 listopada 2017

Rada Główna odsłania prawdę nędzy polityki finansowej państwa w sferze nauki i szkolnictwa wyższego

















Głęboko rozczarowuje stanowisko Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w którym po rozpatrzeniu na wniosek Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 5 października 2017 r. projektu budżetu w części 28 – Nauka do projektu ustawy budżetowej na rok 2018 uchwaliła co następuje:

W projekcie ustawy budżetowej na rok 2018 przekazanej na Sejm RP nakłady na naukę ponoszone ze środków publicznych wynoszą 9.247.049 tys. zł. W relacji do analogicznej kwoty ujętej w ustawie budżetowej na 2017 r. (8.425.432 tys. zł), nakłady na naukę wzrastają o 821.617 tys. zł, tj. nominalnie o 9,8%. Udział nakładów na naukę w Produkcie Krajowym Brutto (wartość PKB na 2018 r. – 2.057,2 mld zł) wyniesie 0,45% (w poprzednich latach udział tych nakładów wynosił odpowiednio – w roku 2016 – 0,44 % PKB, a w roku 2017 – 0,43 % PKB).

Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego uważa, że nierealne jest osiągnięcie wydatków na badania i rozwój na poziomie 1,7% PKB w roku 2020 zgodnie ze zobowiązaniem Polski przed Komisją Europejską (celem dla większości krajów europejskich jest 3,0%).

Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego postuluje zatem dalsze działania na rzecz zwiększania wydatków na badania i rozwój.


Zwróćcie Państwo uwagę na manipulowanie przez rząd i ministra danymi, w świetle których w przyszłym roku nastąpi wzrost nakładów naukę "nominalnie o 9,8%". Jest to dowód na kompletne lekceważenie nauki i szkolnictwa wyższego w naszym kraju. Mamy najniższe nakłady finansowe państwa na badania naukowe i kształcenie akademickie.

Poziom 0,43 PKB w 2017 r. z kompromitującym tę władzę "wzrostem" o 0,2 PKB potwierdza tylko, że dostęp do realnych środków finansowych na badania naukowe będzie nadal mieć niski odsetek naukowców. Nadal będzie niszczona kultura akademicka i kontynuowana degradacja szkolnictwa wyższego, do którego nie będą trafiać najzdolniejsi, najbardziej utalentowani i zaangażowani w prowadzenie badań absolwenci szkół wyższych!

Niech minister nauki i szkolnictwa wyższego zawiesi w tej sytuacji wraz z powołanym Komitetem Ewaluacji Jednostek Naukowych jakąkolwiek parametryzację, ocenę naukowców i szkół wyższych, bo przy tak niskich nakładach powinien się cieszyć, że jeszcze większości chce się jakkolwiek pracować. Czas zacząć panie ministrze czytać raporty ekonomiczne i o emigracji młodych z kraju oraz o stanie płac i zatrudnienia w sferze budżetowej. Czas przestać mamić społeczeństwo rzekomą troską o proinnowacyjność i światowe standardy w polskiej nauce, które mają rzekomo mieć miejsce dzięki tej polityce. Z takich standardów skorzystają tylko ministrowie i członkowie gremiów z nominacji ministra.

Rada Główna postuluje. Bla, bla, bla ... Tylko tyle???

19 listopada 2017

Redaktorzy ogólnokrajowych czasopism naukowych z wykazu B - MNiSW apelują do ministra i posłów!


Szanowny Panie Ministrze, Szanowni Państwo Posłowie,

Jako redaktorzy naczelni wysoko punktowanych polskich społeczno-humanistycznych czasopism naukowych, w kontekście projektu Ustawy o Szkolnictwie Wyższym 2. 0, wyrażamy duże zaniepokojenie zapowiedziami likwidacji ministerialnej listy B czasopism. Takie działanie zagraża funkcjonowaniu polskiej nauki, jest trudnym do zrozumienia zakwestionowaniem wartości wymiany informacji naukowej i jej obiegu w języku narodowym. Uważamy również, że rozpatrując rozwój naukowy z perspektywy wspólnego dobra narodowego błędem byłaby wyłączna orientacja na anglojęzyczne platformy czasopism naukowych, z których wiele jest podporządkowanych interesom komercyjnym.

Dla nauk humanistycznych i społecznych, mających tak duże znaczenie dla tożsamości narodowej i umacniania ważnych społecznie wartości, niezbędne jest tworzenie dorobku naukowego w języku polskim, zorientowanym nie tylko globalnie, ale też lokalnie i regionalnie. Przyjęcie do oceny parametrycznej dyscyplin naukowych oraz oceny pracowników naukowych wyłącznie tekstów z bazy Web of Science lub Scopus będzie nie tylko zagrożeniem dla rozwoju polskiej humanistyki i nauk społecznych, ale też swoistą cenzurą kierunku rozwoju tych obszarów naukowych i będzie prowadzić do zubożenia polskiej tożsamości naukowej.

Prosimy też wziąć pod uwagę, że wśród odbiorców czasopism z obecnej listy ministerialnej B jest wiele osób spoza środowiska akademickiego, w tym przedstawiciele zawodów z różnych obszarów, nauczyciele i studenci, którzy poszukują doniesień naukowych w języku polskim, dostępnych niekomercyjnie, odpowiadających ich zapotrzebowaniu na wiedzę, także tę związaną z wieloma problemami.

Nie obawiamy się zaostrzenia wymagań wobec czasopism naukowych. W samych środowiskach akademickich od dawna silne są głosy o potrzebie ich podnoszenia. Jednak jedyną drogą powinno być odejście od wyłącznie formalnych kryteriów na rzecz ich połączenia z jakościową oceną ekspercką. Jesteśmy nie tylko w pełni gotowi poddawać się takiej ocenie, ale też od dawna zwracamy uwagę na konieczność wypracowania dodatkowych, jakościowych kryteriów, które pozwoliłyby wyselekcjonować czasopisma o najwyższych standardach naukowych, wyłączając z parametryzacji te, które mają charakter popularny.

Nie zapominajmy przy tym, że Polskę jako znaczący kraj europejski stać na wypracowanie własnych bardziej skutecznych procedur oceny czasopism i nie musimy zdawać się na kryteria zewnętrzne. Rezygnacja z listy B byłaby w naszym odczuciu wyrazem porażki, jaką ponieślibyśmy jako kraj w samookreślaniu kryteriów oceny jakości polskiej nauki.

Zwracamy uwagę, że w ostatnich latach środowiska akademickie włożyły ogromny wysiłek i środki by dostosować polskie czasopisma do wymagań międzynarodowych, dzięki staraniom zespołów redakcyjnych, których członkowie w znakomitej większości pracują społecznie. Wiele z nich takie standardy spełnia, a ona same są wartościową platformą obiegu nauki. Nie negując znaczenia dokonań na forum międzynarodowym, nie możemy zaakceptować marginalizacji dorobku lat polskich naukowców publikujących w naszych czasopismach.

Czasopisma z listy B stanowią bardzo ważną i witalną dla polskiej nauki płaszczyznę interdyscyplinarnego dyskursu pomiędzy przedstawicielami nauk społecznych i humanistycznych, m.in. pedagogami, filozofami, antropologami i historykami. Jej zamknięcie nie tylko nie przyczyni się do rozwoju polskiej nauki, ale może stać się instrumentem jego wyhamowania, ograniczenia i zastoju oraz jest niepokojącym wyrazem tendencji do globalizacji nauki, rozmycia i eliminacji z dyskursu naukowego zagadnień o dużym znaczeniu dla naszego kraju.

Na tego rodzaju ryzyko zwracano uwagę w World Social Science Report 2010, w którym pisano „Wytwarzanie i obieg wiedzy naukowej wykazuje silne ciążenie ku językowi angielskiemu i krajom, gdzie angielski jest powszechny w kręgach akademickich. Taka hegemonia lingwistyczna nie tylko tworzy bariery dla udziału w tym procesie uczonych, dla których angielski jest nieadekwatny w ich środowisku akademickim. Ale, co więcej, i jest to bardziej istotne, wyklucza perspektywy i paradygmaty, które są zakorzenione w innej językowej i kulturowej tradycji. Tym samym, zubaża nauki społeczne jako całość.”

Nie przyczyniajmy się do tego osłabienia, własnymi rękami, samowykluczając polską tradycję naukową i polski horyzont teoretyczno-aksjologiczny z możliwości rozwoju. Chyba żaden kraj nie posunął się do kroku tak radykalnej marginalizacji własnego języka i narodowego humanistycznego dorobku narodowego.

Dlatego zwracamy się do Pana Ministra oraz do Państwa Posłów o zachowanie ważnej dla humanistyki i nauk społecznych platformy polskich czasopism oraz zachowanie ich roli i znaczenia w systemie oceny parametrycznej jednostek i indywidualnej naukowców.



18 listopada 2017

Ddoktorancki oscylator cwaniactwa


Trzeba przyznać, że Polacy uwielbiają grę w pozory i są specjalistami w zakresie nieprzestrzegania praw oraz norm moralnych. Najpierw mieliśmy problem z tzw. "turystyką habilitacyjną" na Słowację, teraz rozwija się turystyka krajowa wśród już zdemoralizowanych doktorantów, czyli studentów studiów trzeciego stopnia. Niektórzy rejestrują się na kilku studiach doktoranckich pobierając kilka stypendiów, bo nikt tego nie sprawdza i niczego nie wymaga.

Rozwija się zatem zjawisko oscylatora doktoranckiego, które polega na tym, że osoba zapisuje się na stacjonarne studia III stopnia w kilku uczelniach równocześnie i w każdej jest na nie przyjęta. W żadnej z uczelni nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, ale przynajmniej przez rok pobiera stypendium, korzysta z różnych świadczeń (ulgi komunikacyjne itp.). Mamy już nawet liderów tych wyłudzeń. Jeden z doktorantów okazał się równocześnie zarejestrowanym w 8 uczelniach (sic!)

Ponoć sprawa jest znana w Polsce. Nie wiem, o kogo chodzi. To osoba, która ten sam dorobek poddaje ocenie na kilku uczelniach równocześnie. Kiedy władze kolejnych uczelni zaczynają kwestionować zasadność funkcjonowania takiego doktoranta, to on skarży wszystkie uczelnie po kolei. Na szczęście nie jest to pedagog. Niech się wstydzi ten, kto widzi.

Nic nie pomoże reforma J. Gowina, gdyż nie jest w stanie wyegzekwować od wielu osób odpowiedzialnych za prowadzenie studiów doktoranckich, także już częściowo zdemoralizowanych kadr akademickich, by w uniwersytetach i na politechnikach obowiązywało minimum etycznej przyzwoitości. Jeszcze długo nasz akademicki system nie będzie zdolny do głębszych reform, bowiem poziom dewastacji moralnej sięgnął już niektórych byłych i obecnych dziekanów, dyrektorów instytutów, a ci będą lobbować za zachowaniem nie tylko własnej władzy, ale przede wszystkim na rzecz uwolnienia spod jakiejkolwiek kontroli awansów naukowych.

Jak to jest bowiem możliwe, że nie przestrzega się w jednostkach akademickich podstawowych procedur i praw, które jeszcze obowiązują? Zniesienie habilitacji wzmocni takich pseudo-naukowców. Teraz habilitacja jest mimo wszystko kolejnym sitem dla karierowiczów, choć oczywiście jest również ostatnią deską ratunku dla tych, którzy walczą o przetrwanie w pracy.

Powróćmy do doktorantów. Dla upełnomocnienia pozorów rzekomej troski o nich niektóre jednostki organizują po kilka konferencji w roku, które są jedynie dla tych osób jako prelegentów, a więc dla własnych pracowników i doktorantów z tej samej jednostki "okraszonych" znajomymi królika. Organizatorzy nawet nie informują o tych konferencjach własnych pracowników, bo przecież to jest tylko i wyłącznie kreowanie fikcyjnej rzeczywistości, by można było odnotować ją w sprawozdaniach.

Niepokoi zanik etyczności w aktywności doktorantów, którzy już na tym etapie przejmują najgorsze wzory postępowania od osób, które mają dyplomy, ale są bez dorobku. Wygłaszają te same referaty w kilku miejscach oraz publikują te same teksty pod różnymi tytułami w lokalnych publikacjach. Sztuka się zgadza. Punkty są im przyznawane. Kolejny rok studiów mają zaliczony.

No i mamy nowy trend - niektóre jednostki, a nawet do niedawna szacowne stowarzyszenia profesjonalistów - dla upełnomocnienia "maluczkich" i pozorowania umiędzynarodowienia własnej działalności - organizują wspólne konferencje i wydawanie nieznaczących dla nauki prac zbiorowych. Oscylator uwzględnia już nie tylko Ukrainę, ale i Turcję, tylko nie USA, Wielką Brytanię, Japonię czy Niemcy.


(skan: I to jest wydawnictwo naukowe??? A jakże)

Być może kogoś zainteresują akademickie losy słowackich docentów w Polsce. Niektórzy już tak dobrze się osadzili, że pozorują wydawanie anglojęzycznych prac zbiorowych, za których rozdziały w języku polskim jednostka otrzymałaby zero punktów. Tymczasem po zleceniu wydania pierwszej lepszej drukarni w Norwegii, Kanadzie czy Szwajcarii można "wcisnąć" rzekomo zagraniczną publikację. Drukarnia ulotek reklamowych, wizytówek, etykiet, plakatów, banerów, katalogów wydrukuje wszystko, bo płaci klient. Dostarczą wydrukowane egzemplarze na wskazany adres, zaś skład w pdf można wykorzystywać do otwartego dostępu. Wystarczy zamówienie do 10 egzemplarzy i już jest "Kanada pachnąca żywicą".