10 listopada 2017

Co się (nie) opłaca doktorantom?







(rys. Ryszard Druch)




Cysorz to miał klawe życie, ale doktorant już nie. Nic dziwnego, że - jak podaje Główny Urząd Statystyczny- z każdym rokiem maleje liczba młodych nauczycieli akademickich, którzy chcieliby rozwijać się naukowo.

GUS podaje dane o malejącej o kilka tysięcy rocznie liczbie zatrudnionych asystentów, tymczasem to stanowisko staje się już przeszłością. Uczelnie państwowe, których jednostki mają pełne uprawnienia akademickie, prowadzą studia doktoranckie. To właśnie doktoranci wyparli etaty asystenckie stając się tanią siłą dydaktyczną, która ma jeszcze prowadzić badania naukowe, aplikować o środki finansowe poza uczelnią i publikować, najlepiej w czasopismach zagranicznych. Na wszystko mają cztery lata.

Nie ma to znaczenia, czy studia III stopnia są prowadzone dla początkujących naukowców w dziedzinie nauk technicznych, ścisłych, przyrodniczych, humanistycznych czy społecznych. Cztery to cztery i tylko dla niektórych istnieje szansa na przedłużenie tego okresu o rok. Miejsca na studiach doktoranckich też trzeba będzie wkrótce redukować, bo studenci zawyżają "wskaźnik Gowina". Zwalnia się zatem część kadr dydaktycznych, by uzyskać w szkole wyższej wskaźnik 13 studentów na jednego nauczyciela akademickiego.

Młody uczony zarabia tak licho, że jeśli jest ambitny, ma własną rodzinę lub chce ją założyć, posiada dzieci, albo został pobudzony do tego spotem Ministerstwa Zdrowia (za 2,7 mln zł) promującym prokreację na wzór intensywnego spółkowania i rozmnażania się królików, to zaczyna kalkulować, co mu się bardziej opłaca.

Tak pisze jedna z doktorantek:

"Napisałam anglojęzyczny artykuł naukowy dotyczący problemu X i wysłałam go do najlepszego czasopisma branżowego. Niestety, otrzymałam odpowiedź, iż mój tekst "jest zbyt potoczny i zawiera przestarzałą bibliografię" (tylko do takiej miałam dostęp w chwili pisania). Aktualnie muszę zająć się doktoratem, a mój Promotor i kierownik jednostki akademickiej traktują mnie trochę jak "niechciane dziecko", w konsekwencji czego doktorat piszę bez niczyjej pomocy i nadzoru.

Czy wg. Pana jest sens wysyłać ww. artykuł tylko z "kosmetycznymi poprawkami" do czasopism zajmujących się ta problematyką (to swego rodzaju obszar-worek dla różnych tematów)? Mam już publikacje do otwarcia przewodu, lecz "zawsze przydałaby się nowa". Czy jest sens wysyłać mój tekst (na zasadzie szczęśliwego trafu) do czasopism zagranicznych czy też "dać sobie spokój" i wysłać do któregoś z polskich czasopism?"

Moja odpowiedź na tego typu dylemat byłaby następująca:

po pierwsze, skoro Doktorantka otrzymała uwagi krytyczne na temat własnego artykułu, to powinna je uwzględnić, poprawić tekst i ponownie wysłać do tej samej redakcji. W przeciwnym razie nie opanuje umiejętności w konstruowaniu tekstów naukowych. Czasopisma naukowe słusznie nie chcą tekstów popularnonaukowych, a więc ani potocznej psychologii, popkulturowej socjologii czy z metodyki kształcenia lub wychowania.

po drugie, pisać należy nie tylko do czasopism zagranicznych, ale także, a może przede wszystkim krajowych, jeśli jest się naukowcem w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych. Jak sama nazwa tych dziedzin wskazuje, są one dla społeczeństwa, którego dotyczą rozwiązywane przez Doktoranta problemy.

po trzecie, pisać należy dla różnych odbiorców, tak dla tych bez wykształcenia średniego i wyższego, jak i dla polityków czy sprawujących władzę, a szczególnie dla tych ostatnich, bo zatrzymali się już na poziomie sms-ów i tweetów. Coraz mniej rozumieją z zachodzących procesów w środowisku ich życia.

po czwarte, piszcie do czasopism naukowych, które nie mają jeszcze punktów parametrycznych, bo każde czasopismo ma służyć komunikacji naukowej, wymianie wiedzy i krytyce, a nie PUNKTOZIE czy władzom akademickim. Nie kalkulujcie, czy wam się to opłaca, czy nie, czy oczekuje tego od was przełożony lub promotor, czy nie. Jeśli chcecie kalkulować, to tylko pod kątem tego, czy to się opłaca waszym czytelnikom i/lub nauce.

Jak mówił św. Jan Paweł II: "Wymagajcie od samych siebie szczególnie wówczas, kiedy niczego od was się nie oczekuje", a tym bardziej, kiedy wam się czegoś zabrania.

09 listopada 2017

Jak administracja MEN kontroluje nadzór pedagogiczny



Mało kto interesuje się wystąpieniami pokontrolnymi, jakie trafiają do kuratorów oświaty z MEN, które jest zobowiązane do przeprowadzania kontroli w administracji rządowej. Zainteresował mnie wynik kontroli, jaka miała miejsce w Kuratorium Oświaty w Łodzi, a czytelnicy mogą zajrzeć do takich samych analiz w przypadku innych województw. W okresie od 27 kwietnia do 31 maja 2016 r., a więc rządów PIS w tym urzędzie, wizytatorzy Ministerstwa Edukacji Narodowej kontrolowali łódzki nadzór pedagogiczny.

Celem kontroli była ocena prawidłowości realizacji przez Łódzkiego Kuratora Oświaty m.in. nadzoru pedagogicznego w szkołach i placówkach sprawowanego w okresie od 1 września 2015 r. do 31 marca 2016 r.


Jak się okazuje, w jednym przypadku kontrolę przeprowadził pracownik zatrudniony w Wydziale Strategii i Kadr na stanowisku starszego specjalisty, co jest niezgodne z przepisami prawa. Ciekawe, że kuratoryjni wizytatorzy weryfikują konieczne kwalifikacje pedagogiczne nauczycieli wszędzie, tylko nie u siebie. Czyżby to jakiś kuzyn Królika?

Co jeszcze stało się przedmiotem uwag krytycznych kontrolerów z MEN? Mamy w raporcie pokontrolnym ogólnikową informację, że Kuratorium otrzymywało od rodziców, uczniów, nauczycieli, organów prowadzących, Rzecznika Praw Dziecka informacje dotyczące nieprawidłowości w funkcjonowaniu szkół i placówek. Jakie? Tego w raporcie nie ma, a szkoda. Nadal zamiata się nieprawidłowości pod dywan?

Urzędników interesowały tylko papiery i procedury, toteż stwierdzili np., że:

- nie udokumentowano przekazania zawiadomienia organu prowadzącego w 10 szkołach o zamiarze przeprowadzenia ewaluacji zewnętrznej w terminie co najmniej 30 dni wcześniej i o jej zakresie.

- w dwóch przypadkach akta ewaluacji zewnętrznej, jaką prowadzi Kuratorium, nie zawierały harmonogramu;

- w pięciu przypadkach "przekazanie raportu z ewaluacji dyrektorowi szkoły lub placówki nastąpiło z naruszeniem terminu 7 dni roboczych";

- nie udokumentowano przekazania raportu z dziesięciu ewaluacji organowi prowadzącemu szkołę lub placówkę w ustawowym terminie (jw.);

- nie udokumentowano odbioru przez dyrektora szkoły lub placówki protokołu kontroli planowej (9 przypadków), doraźnej (2 przypadki).

- w 9 upoważnieniach do przeprowadzenia kontroli planowych nie zawarto siedziby szkoły lub placówki , zaś w jednym przypadku pominięto terminu rozpoczęcia i zakończenia kontroli, itd.

Zdumiewające, że nadzór pedagogiczny zajmuje się de facto nadzorem dokumentacji. Co z wspomnianymi skargami, interwencjami itd.? Nie wiadomo. Czy i jaki jest sens ewaluacji jakości pracy szkół i placówek oświatowych, skoro najważniejsze są "kwity"? Robota wre. Setki urzędników kontrolują tysiące urzędników w całym kraju. W szkołach zaś trzeba pracować pedagogicznie, a nie z papierkami. Czy ten nadzór powinien nadal nazywać się pedagogicznym?



08 listopada 2017

Zablokowane podwyżki w szkolnictwie wyższym


Najbardziej cyniczny propagandzista ery PRL mówił prawdę, że każdy rząd sam się wyżywi. Obecne władze państwa zatroszczyły się o znaczący wzrost środków budżetowych na własne zadania. Konieczny okazuje się wzrost w zatrudnieniu w kancelariach Sejmu, Senatu, Prezesa Rady Ministrów, Prezydenta RP. Na to kasa znaleźć się musi, bo przecież zbliżają się wybory samorządowe.

Minister nauki i szkolnictwa wyższego zatroszczył się już o własną partię, natomiast nadal jest skandalicznie niski budżet dla szkolnictwa wyższego i na naukę. Dorzucenie środków do NCN czy NCBiR w niczym nie poprawia sytuacji naukowców, którzy mogliby aplikować o środki pozauczelniane, ale nie mają jak żyć za niskie pensje.

Ministerstwo Finansów nie wyraża zgody na proponowane przez szefa naszego resortu ustawowe gwarancje w zakresie minimalnego wynagrodzenia za pracę naukowo-badawczą, dydaktyczną i administracyjno-organizacyjną, ani też nie akceptuje projektu honorowania finansowego promotorów rozpraw doktorskich, przeznaczania odpowiednich środków dla recenzentów i członków komisji habilitacyjnej czy innych gremiów zobowiązanych do wykonywania ekspertyz, ocen itp. w obszarze szkolnictwa wyższego i nauki.

Resort finansów nie godzi się także na zapis o podwyżkach stypendiów z 1470 zł do 2310 lub 3570 zł., gdyż doprowadziłoby to do wzrostu wydatków budżetowych, a te przecież mają maleć. Nie dostrzega się, że wymuszone przez ministra ograniczenie przyjęć studentów do państwowego szkolnictwa wyższego pozbawiło je znacznych środków do realizowania własnych zadań, natomiast stało się deską ratunkową dla wyższego szkolnictwa prywatnego. Jaki i czyj interes realizuje MNiSW?

Skoro uniwersytety, akademie i politechniki zredukowały liczbę przyjęć, to - zgodnie z polityką tej władzy - młodzi obywatele zostali zmuszeni do samofinansowania własnych aspiracji edukacyjnych. Kto chce studiować, musi sam zapłacić.

Powróciła zatem strukturalna selekcja. Jarosław Gowin zapowiedział wprawdzie, że będzie dążył do pokrycia kosztów studiów stacjonarnych wszystkim studiującym - niezależnie od tego, czy zdobywają swoje wykształcenie w uczelni państwowej czy prywatnej. Ministerstwo Finansów nie wypowiedziało się w tej kwestii, a przecież musi to rozwiązanie pochłonąć znaczne środki budżetowe.

Ciekawe, czy jak już zlikwiduje Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów, to pojawi się większa liczba etatów dla Rady Doskonałości Naukowej, zatrudni się wreszcie więcej prawników i da środki na kontrolę postępowań awansowych?

Komu zatem minister zabierze i z czego, a komu da i ile oraz dlaczego? To nie są transparentne operacje. Nadal obowiązuje zasada, że wymagania mają być światowe, zaś płace socjalistyczne.

07 listopada 2017

Czemu służą pseudodiagnozy MEN


Tego nie wie nikt, nawet ministra edukacji narodowej. Jak komunikuje to na stronie MEN - Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze.

Ministra edukacji wyda na uzyskanie odpowiedzi na pytanie, jakie są oczekiwania społeczeństwa ogółem 2 mln. 542 tys. 959 zł i 19 groszy. Wprawdzie wkład resortu w poszukiwanie odpowiedzi jest niewielki, bo wynosi "zaledwie" 399 tys. 753 zł i 18 groszy, to jednak obywatele powinni wiedzieć, na co wydawane są ich pieniądze. Otóż to.

Rok temu ministerstwo informowało:

Ministerstwo Edukacji Narodowej Departament Podręczników, Programów i Innowacji w partnerstwie z Fundacją Rzecznik Praw Rodziców rozpoczął realizację projektu pn. „Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze” .

W roku 2018 dowiemy się - zapewne dzięki wytężonej za powyższą kwotę Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, którą kierują państwo Elbanowscy - jakie są oczekiwania społeczeństwa wobec zmian w edukacji. Zmiany wprawdzie już się dokonały, ale kasę trzeba jakoś wydać i znaleźć dla tego wariantu polityczne i ekonomiczne uzasadnienie. Przyznam, że żaden z projektów badawczych w Narodowym Centrum Nauki nie miał tak wysokich kwot na jedną diagnozę, tym bardziej, że akurat ta zawiera klasyczny błąd samosprawdzającej się hipotezy.

Płatnik, czyli MEN doskonale wie, że zmiany są konieczne ze względu na obietnice przedwyborcze partii, która uzyskała władzę. Ma dostęp do publicznych milionów złotych wraz z groszami na potwierdzenie tego, co władza już wiedziała, zanim wprowadziła ustrojową "reformę", cofając nasz system szkolny do głębokiego PRL-u. Interesujące zatem będzie, jak "rzecznicy" wybiórczych praw rodziców, bo nie odnotowałem w ogóle jakiejkolwiek aktywności tej Fundacji na rzecz reprezentowania praw rodziców przeciwnych zmianie oświatowej A.D. 2017, zamierzają dociec związek między zmianą w edukacji a oczekiwaniami społecznymi obywateli i zmianami gospodarczymi?

Wydaje się, że ministerstwo wraz z w/w wykonawcami wcale nie zamierza niczego dociekać, skoro - jak ujawnia to w uzasadnieniu projektu rzekomo diagnostycznego : Celem głównym projektu jest wzmocnienie potencjału urzędu obsługującego ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania, zaangażowanego w proces stanowienia prawa na szczeblu krajowym.

Gdybym moim doktorantom powiedział, że celem badań ilościowych, a reprezentatywnych (ankiety lub wywiady standaryzowane oraz wywiadów indywidualnych lub zogniskowanych wywiadów grupowych oraz sondaży deliberatywnych) ma być wzmocnienie urzędu, to wyśmialiby mnie i zrezygnowali z współpracy. Obawiam się, że proces zaśmiecania wynikami takich pseudopoznawczych sondaży, z którym mieliśmy do czynienia w okresie poprzedniej kadencji władz MEN oraz niektórych wytworów (współ-)pracowników Instytutu Badan Edukacyjnych, będzie kontynuowany a społeczeństwo ogłupiane rzekomo naukowymi wynikami diagnoz.

Najbardziej humorystycznie brzmi kolejna informacja MEN: Ponadto w ramach projektu planuje się przeprowadzenie działań doradczych dla pracowników urzędu obsługującego organ prowadzący konsultacje publiczne z zakresu ich poprawnej metodologicznie realizacji. (podkreśl. BŚ) Nic dodać, nic ująć.

Ciekaw jestem, co na to nowa Rada Naukowa IBE? Jak sobie poradzi w tym kiczem?

06 listopada 2017

Stanowisko Komitetu Nauk Pedagogicznych w sprawie projektowanej likwidacji wykazu B czasopism punktowanych


Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk skierował do ministra nauki i szkolnictwa wyższego dr. Jarosława Gowina prośbę o powstrzymanie przygotowywanej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego likwidacji dotychczas obowiązującej części listy B wykazu czasopism punktowanych MNiSW. Wątpliwości budzi, jawiąca się w zapisie projektu ustawy 2.0. art. 258, par. 6, ust. 2 intencja ustawodawcy, która przewiduje marginalizację polskich baz czasopism naukowych, w których znajduje się większość polskich periodyków z obszaru humanistyki i nauk społecznych.

Dotychczas, na podstawie doniesień prasowych można domniemywać, że najważniejszym kryterium przy ocenie czasopism ma być ich indeksacja w zagranicznych bazach typu Web of Science, Scopus etc., zarządzanych przez korporacyjne, globalne firmy wydawnicze. Nie kwestionując zasadności umieszczania pism polskich w powyższych bazach, stanowczo sprzeciwiamy się temu, aby były to jedyne bazy, indeksujące czasopisma liczące się do dorobku naukowego uczonych i tym samym do ewaluacji jednostek naukowych, w których są zatrudnieni.

Poniżej przedstawiamy argumenty za utrzymaniem listy czasopism polskich:

1. Historyczne doświadczenia polskie, ale i innych krajów europejskich wskazują na to, że oparcie dorobku naukowego o kontekst narodowy stanowi bardzo często kluczowy warunek trwałości osiągnięć naukowych, a częstokroć również warunek przetrwania narodu. Z całą mocą stoimy na stanowisku, że tworzenie wspólnoty naukowej zogniskowanej wokół badań krajowych jest tak samo ważne, jak ich umiędzynarodowienie. Równoważność ta jest tak samo istotna w przypadku badań podstawowych jak i wdrożeń. Oczekujemy zachowania dotychczasowej równowagi w strategii upowszechniania wyników badań, respektującej zarówno pole krajowe jak i międzynarodowe.

2. Likwidacja listy B może skutkować zamknięciem szans na utrzymanie statusu naukowego dyscyplin, dla których badania zjawisk lokalnych, narodowych, specyficznych regionalnie i kulturowo są zasadnicze.

3. Uznajemy za mylne oczekiwanie ustawodawcy, że publikowanie w języku obcym jest bardziej wartościowe (wyżej punktowane) niż w języku ojczystym. Zwracamy uwagę na możliwe konsekwencje płynące z takiego podejścia, przede wszystkim zanik tradycji językowej, jak również wykluczenie różnych grup odbiorców z przekazu naukowego. Odbiorcami, o czym chyba się zapomina, są przecież także pracownicy szeroko rozumianej edukacji, którzy w procesie doskonalenia zawodowego nie powinni być ograniczani jedynie do źródeł zawierających wiedzę popularno –naukową czy potoczną.

4. W ostatnich latach polskie czasopisma naukowe wykonały znaczący wysiłek na rzecz umiędzynarodowienia, zachowując jednocześnie równowagę w publikowaniu tekstów autorów polskich i zagranicznych, a także w języku publikacji. Wysiłek ten, wykonany dzięki wsparciu stowarzyszeń naukowych i uczelni wyższych zaangażował zasoby ludzkie i ekonomiczne, skutkując podniesieniem rangi i widoczności polskich czasopism. Wiele z nich dzięki tej strategii i wsparciu uczelni wyróżnia się na tle międzynarodowym pełną dostępnością w otwartych zasobach (open access), udostępniając bezpłatnie swoją zawartość. Nadmienić należy, że w przypadku większości czasopism umieszczonych w bazach zagranicznych, za dostęp do nich trzeba będzie zapłacić, co naszym zadaniem wyklucza wiele mniej zasobnych środowisk czytelniczych.

5. W 2015 roku w ramach Polskiej Bibliografii Naukowej została utworzona Polska Baza Cytowań POL-Index (pomyślana jako część Systemu Informacji o Szkolnictwie Wyższym POL-on), mająca na celu ustalenie Polskiego Współczynnika Wpływu (PWW), pozwalającego na ustalenie częstości cytowań poszczególnych artykułów publikowanych w polskich czasopismach naukowych. Z przykrością stwierdzamy, że projekt ten – mimo poniesionych wcześniej nakładów finansowych oraz ogromnego wysiłku wykonanego w 2015 roku przez redakcje polskich czasopism naukowych – nie jest kontynuowany. W naszym przekonaniu Polska Baza Cytowań mogłaby z powodzeniem posłużyć do ustalenia siły wpływu poszczególnych czasopism w wymiarze krajowym, tak jak bazy międzynarodowe ustalają ten parametr w wymiarze ponadnarodowym. Rozwiązanie takie pozwoliłoby zachować równowagę pomiędzy tymi dwoma wymiarami

6. Działania zmierzające do umiędzynarodowienia dorobku polskich badaczy jest właściwy, jednak jednoczesna propozycja likwidacji obowiązującej listy B czasopism naukowych jest nie do zaakceptowania. Ustawowe obniżenie rangi polskich czasopism z listy B (które spełniają przecież wymóg umiędzynarodowienia) skutkować będzie postępującą deprecjacją badań krajowych (wpisujących się społeczną odpowiedzialność uczelni wyższej w regionie, w kraju) bez kompensujących ten fakt korzyści. Marginalizacja polskich czasopism naukowych godzi w dobry obyczaj akademicki, sprowadza naukę do roli służebnej wobec indeksacji w zagranicznych bazach danych. Przeczy to zasadzie wolności i bezinteresowności badań naukowych oraz nadrzędnej roli służebnej wobec społeczeństwa, wpisanej w ideę misji uniwersytetu.

Reasumując, wprowadzenie nowej polityki ewaluacyjnej może doprowadzić do likwidacji znaczącej liczby polskich czasopism naukowych lub całkowitej ich marginalizacji. Wiele polskich periodyków ma wieloletnią tradycję (niektóre ponad stuletnią) i to na ich łamach prowadzony jest dyskurs naukowy istotny dla budowania narodowych zasobów wiedzy. Stoimy na stanowisku, że zarówno przy dotychczasowych zasadach, jak i nowych wyzwań stawianych w ustawie 2.0 polskie środowisko akademickie jest w stanie samodzielnie regulować kwestie jakości publikacji o czym świadczy cyklicznie prowadzona ocena, często skutkująca obniżaniem lub w skrajnych przypadkach odebraniem punktacji tym czasopismom, które kryterium jakościowego nie spełniają.

Radykalna zmiana projektowana w zapisach ustawy może być brzemienna w skutkach, niwecząc dotychczasowy dorobek wielu pokoleń polskich naukowców, zmuszając ich jednocześnie do akceptacji neokolonialnej polityki, uznającej wyższość tego co obce nad tym, co własne.

05 listopada 2017

Czyżby miała miejsce seksafera nie tylko w akademickim HollyŁódzie?


Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do władz Uniwersytetu Łódzkiego o umożliwienie przeprowadzenia wśród studentów i doktorantów ankiety dotyczącej molestowania na uczelni.

Do najbliższego poniedziałku wypełnione ankiety powinny spłynąć do Biura RPO. Rzecznika interesuje odpowiedź na pytanie, czy w uniwersytecie ma miejsce zjawisko molestowania i molestowania seksualnego studentek i studentów, a jeśli tak, to jaki jest zakres tego zjawiska. Pan dr A. Bodnar jest także zainteresowany tym, czy w przypadku molestowania seksualnego ofiara może liczyć na właściwą reakcję.

O tej przestępczości w środowisku akademickim pisałem w blogu już jakiś czas temu, ale - jak widać - temat jest ponadczasowy. Być może zainteresowanie tym zjawiskiem zostało spowodowane ujawnioną przez amerykańskie media aferą w The Weinstein Company, która dotyczy właściciela tej firmy - Harveya Weinsteina, który wyprodukował w swoich studiach kilkaset filmów, spośród których 300 otrzymało nominacje do Oscara, a 80 zostało laureatami Akademii Filmowej. Ta zaś w ciągu kilku godzin od upublicznienia tej informacji wykluczyła właściciela firmy i producenta ze swoich szeregów.

Można? Można. A jak to zjawisko wygląda w Polsce? Nie ma środowiska korporacyjnego, w którym nie zdarzałyby się te zjawiska. Można jedynie zastanawiać się nad tym, czy i kiedy zostaną one ujawnione przez osoby dotknięte tą patologią.

W dobie internetu ujawniają swoją traumę ofiary przerywając milczenie i licząc na pomoc. Niektóre z 50 ofiar po samoujawnieniu opuszczają własny kraj przed falą hejtów. Czyżby gorsza część płci męskiej poczuła się nagle zagrożona? Mnie zasmucił fakt, o którym dowiedziałem się w ub. tygodniu, że drużynowy "Stalowej Trzynastki" z Łodzi został skazany właśnie za powyższe naruszenie cielesności harcerki (molestowanie seksualne). Obrzydliwe, i to w mojej b. Chorągwi ZHP, moim b. Hufcu Łódź-Bałuty, w mojej b. drużynie młodszoharcerskiej.

04 listopada 2017

Wśród tegorocznych laureatów nagrody Prezesa Rady Ministrów - nie ma "naszych"



Wyczuleni na moje wpisy na temat nauk społecznych niektórzy hejterzy mają poważny problem, bo chcą koniecznie, bym przestał zwracać uwagę na naukową równoważność takich dyscyplin jak psychologia, socjologia i pedagogika. Najlepiej, żebym nie pisał krytycznie o tych dwóch pierwszych, tylko zajmował się pedagogiką. Chętnie bym to uczynił, ale te trzy dyscypliny występują razem w jednym panelu w Narodowym Centrum Nauki (HS6), a więc nie mogę ich pominąć, mimo że usiłuje się przypisać mi jakieś dziwaczne motywy. Psycholodzy jednak wiedzą, czym jest projekcja, a zatem pozostawiam z nią ich samych, by przejść do rzeczy.

W mijającym właśnie tygodniu Prezes Rady Ministrów wręczyła 44 nagrody wybitnym polskim naukowcom i artystom za ich osiągnięcia w 2016 r. lub za całokształt dokonań naukowo-badawczych Musiał to być bardzo słaby rok dla naukowców wspomnianych powyżej trzech dyscyplin, bowiem żaden nie został doceniony przez Kapitułę Nagrody Prezesa Rady Ministrów. Nawet nie wiemy, czy były nominacje z psychologii, socjologii i pedagogiki.

Premier Beata Szydło skierowała zatem gratulacje do 44 naukowców z pozostałych dziedzin nauk mówiąc:

"44 nagrody Prezesa Rady Ministrów, jakie dziś wręczam Wam – wybitnym polskim naukowcom i artystom – to 44 powody do dumy oraz szanse na rozsławienie polskiego dorobku w Europie i na świecie. Wasze, uhonorowane dziś osiągnięcia, stanowią bowiem istotny wkład w rozwój szeregu dziedzin – od nauk humanistycznych, społecznych i artystycznych, przez przyrodnicze, biologiczno-rolnicze i medyczne, aż po dyscypliny ścisłe i techniczne. Wierzę, że wyróżnienia te staną się przepustką do błyskotliwej kariery dla tych, którzy stoją u jej progu, a takich właśnie – młodych i utalentowanych – osób, jest wśród laureatów bardzo wiele.

Dla tych zaś, którzy zostali uhonorowani za opus magnum swej działalności lub za dorobek całego życia, niechaj nagroda ta będzie wyrazem mojego uznania i szacunku. Dziękuję każdej z nagrodzonych osób, niezależnie od tego, czy na swój sukces pracowała indywidualnie, czy w zespole. Rząd, którym mam zaszczyt kierować, stawia na innowacyjny rozwój Polski, wzmacnianie poczucia bezpieczeństwa naszych rodaków i utrwalanie świadomości dumy wśród Polaków. Patrząc na zebranych dziś na uroczystej gali w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów widzę, że Wasze nagrodzone aktywności wpisują się właśnie w te cele. Możecie Państwo odczuwać satysfakcję, że Wasz wysiłek przyczynia się do pozytywnych zmian w Polsce. Szczerze za to dziękuję i gratuluję.


W kategorii Nagród Prezesa Rady Ministrów za wyróżnione ROZPRAWY DOKTORSKIE nie znalazła się żadna dysertacja z psychologii i pedagogiki. Zdecydowanie lepsi byli w tym roku socjolodzy, bowiem mają laureatkę ze swojej dyscypliny - panią dr Marzenę KORDACZUK-WĄS z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego, której dysertacja doktorska została już opublikowana pod tytułem: "Uwarunkowania społeczne działań profilaktycznych policji. Studium socjologiczne". Książka powinna zainteresować także pedagogów resocjalizacji, społecznych oraz psychologów społecznych i klinicznych.

Czekamy zatem na "zdrowe owoce" pracy naukowo-badawczej psychologów, socjologów i pedagogów w 2018 r. życząc nie tylko nominacji, ale zasłużonych wyróżnień. Za artykuły z wykazu czasopism MNiSW -kategoria A jakoś nagród się nie wręcza. Recenzenci wiedzą, że ta "produkcja" nauki nie rozwija. Życzę zatem dobrej zabawy, a tegorocznym laureatom składam serdeczne gratulacje.