06 listopada 2017

Stanowisko Komitetu Nauk Pedagogicznych w sprawie projektowanej likwidacji wykazu B czasopism punktowanych


Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk skierował do ministra nauki i szkolnictwa wyższego dr. Jarosława Gowina prośbę o powstrzymanie przygotowywanej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego likwidacji dotychczas obowiązującej części listy B wykazu czasopism punktowanych MNiSW. Wątpliwości budzi, jawiąca się w zapisie projektu ustawy 2.0. art. 258, par. 6, ust. 2 intencja ustawodawcy, która przewiduje marginalizację polskich baz czasopism naukowych, w których znajduje się większość polskich periodyków z obszaru humanistyki i nauk społecznych.

Dotychczas, na podstawie doniesień prasowych można domniemywać, że najważniejszym kryterium przy ocenie czasopism ma być ich indeksacja w zagranicznych bazach typu Web of Science, Scopus etc., zarządzanych przez korporacyjne, globalne firmy wydawnicze. Nie kwestionując zasadności umieszczania pism polskich w powyższych bazach, stanowczo sprzeciwiamy się temu, aby były to jedyne bazy, indeksujące czasopisma liczące się do dorobku naukowego uczonych i tym samym do ewaluacji jednostek naukowych, w których są zatrudnieni.

Poniżej przedstawiamy argumenty za utrzymaniem listy czasopism polskich:

1. Historyczne doświadczenia polskie, ale i innych krajów europejskich wskazują na to, że oparcie dorobku naukowego o kontekst narodowy stanowi bardzo często kluczowy warunek trwałości osiągnięć naukowych, a częstokroć również warunek przetrwania narodu. Z całą mocą stoimy na stanowisku, że tworzenie wspólnoty naukowej zogniskowanej wokół badań krajowych jest tak samo ważne, jak ich umiędzynarodowienie. Równoważność ta jest tak samo istotna w przypadku badań podstawowych jak i wdrożeń. Oczekujemy zachowania dotychczasowej równowagi w strategii upowszechniania wyników badań, respektującej zarówno pole krajowe jak i międzynarodowe.

2. Likwidacja listy B może skutkować zamknięciem szans na utrzymanie statusu naukowego dyscyplin, dla których badania zjawisk lokalnych, narodowych, specyficznych regionalnie i kulturowo są zasadnicze.

3. Uznajemy za mylne oczekiwanie ustawodawcy, że publikowanie w języku obcym jest bardziej wartościowe (wyżej punktowane) niż w języku ojczystym. Zwracamy uwagę na możliwe konsekwencje płynące z takiego podejścia, przede wszystkim zanik tradycji językowej, jak również wykluczenie różnych grup odbiorców z przekazu naukowego. Odbiorcami, o czym chyba się zapomina, są przecież także pracownicy szeroko rozumianej edukacji, którzy w procesie doskonalenia zawodowego nie powinni być ograniczani jedynie do źródeł zawierających wiedzę popularno –naukową czy potoczną.

4. W ostatnich latach polskie czasopisma naukowe wykonały znaczący wysiłek na rzecz umiędzynarodowienia, zachowując jednocześnie równowagę w publikowaniu tekstów autorów polskich i zagranicznych, a także w języku publikacji. Wysiłek ten, wykonany dzięki wsparciu stowarzyszeń naukowych i uczelni wyższych zaangażował zasoby ludzkie i ekonomiczne, skutkując podniesieniem rangi i widoczności polskich czasopism. Wiele z nich dzięki tej strategii i wsparciu uczelni wyróżnia się na tle międzynarodowym pełną dostępnością w otwartych zasobach (open access), udostępniając bezpłatnie swoją zawartość. Nadmienić należy, że w przypadku większości czasopism umieszczonych w bazach zagranicznych, za dostęp do nich trzeba będzie zapłacić, co naszym zadaniem wyklucza wiele mniej zasobnych środowisk czytelniczych.

5. W 2015 roku w ramach Polskiej Bibliografii Naukowej została utworzona Polska Baza Cytowań POL-Index (pomyślana jako część Systemu Informacji o Szkolnictwie Wyższym POL-on), mająca na celu ustalenie Polskiego Współczynnika Wpływu (PWW), pozwalającego na ustalenie częstości cytowań poszczególnych artykułów publikowanych w polskich czasopismach naukowych. Z przykrością stwierdzamy, że projekt ten – mimo poniesionych wcześniej nakładów finansowych oraz ogromnego wysiłku wykonanego w 2015 roku przez redakcje polskich czasopism naukowych – nie jest kontynuowany. W naszym przekonaniu Polska Baza Cytowań mogłaby z powodzeniem posłużyć do ustalenia siły wpływu poszczególnych czasopism w wymiarze krajowym, tak jak bazy międzynarodowe ustalają ten parametr w wymiarze ponadnarodowym. Rozwiązanie takie pozwoliłoby zachować równowagę pomiędzy tymi dwoma wymiarami

6. Działania zmierzające do umiędzynarodowienia dorobku polskich badaczy jest właściwy, jednak jednoczesna propozycja likwidacji obowiązującej listy B czasopism naukowych jest nie do zaakceptowania. Ustawowe obniżenie rangi polskich czasopism z listy B (które spełniają przecież wymóg umiędzynarodowienia) skutkować będzie postępującą deprecjacją badań krajowych (wpisujących się społeczną odpowiedzialność uczelni wyższej w regionie, w kraju) bez kompensujących ten fakt korzyści. Marginalizacja polskich czasopism naukowych godzi w dobry obyczaj akademicki, sprowadza naukę do roli służebnej wobec indeksacji w zagranicznych bazach danych. Przeczy to zasadzie wolności i bezinteresowności badań naukowych oraz nadrzędnej roli służebnej wobec społeczeństwa, wpisanej w ideę misji uniwersytetu.

Reasumując, wprowadzenie nowej polityki ewaluacyjnej może doprowadzić do likwidacji znaczącej liczby polskich czasopism naukowych lub całkowitej ich marginalizacji. Wiele polskich periodyków ma wieloletnią tradycję (niektóre ponad stuletnią) i to na ich łamach prowadzony jest dyskurs naukowy istotny dla budowania narodowych zasobów wiedzy. Stoimy na stanowisku, że zarówno przy dotychczasowych zasadach, jak i nowych wyzwań stawianych w ustawie 2.0 polskie środowisko akademickie jest w stanie samodzielnie regulować kwestie jakości publikacji o czym świadczy cyklicznie prowadzona ocena, często skutkująca obniżaniem lub w skrajnych przypadkach odebraniem punktacji tym czasopismom, które kryterium jakościowego nie spełniają.

Radykalna zmiana projektowana w zapisach ustawy może być brzemienna w skutkach, niwecząc dotychczasowy dorobek wielu pokoleń polskich naukowców, zmuszając ich jednocześnie do akceptacji neokolonialnej polityki, uznającej wyższość tego co obce nad tym, co własne.

05 listopada 2017

Czyżby miała miejsce seksafera nie tylko w akademickim HollyŁódzie?


Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do władz Uniwersytetu Łódzkiego o umożliwienie przeprowadzenia wśród studentów i doktorantów ankiety dotyczącej molestowania na uczelni.

Do najbliższego poniedziałku wypełnione ankiety powinny spłynąć do Biura RPO. Rzecznika interesuje odpowiedź na pytanie, czy w uniwersytecie ma miejsce zjawisko molestowania i molestowania seksualnego studentek i studentów, a jeśli tak, to jaki jest zakres tego zjawiska. Pan dr A. Bodnar jest także zainteresowany tym, czy w przypadku molestowania seksualnego ofiara może liczyć na właściwą reakcję.

O tej przestępczości w środowisku akademickim pisałem w blogu już jakiś czas temu, ale - jak widać - temat jest ponadczasowy. Być może zainteresowanie tym zjawiskiem zostało spowodowane ujawnioną przez amerykańskie media aferą w The Weinstein Company, która dotyczy właściciela tej firmy - Harveya Weinsteina, który wyprodukował w swoich studiach kilkaset filmów, spośród których 300 otrzymało nominacje do Oscara, a 80 zostało laureatami Akademii Filmowej. Ta zaś w ciągu kilku godzin od upublicznienia tej informacji wykluczyła właściciela firmy i producenta ze swoich szeregów.

Można? Można. A jak to zjawisko wygląda w Polsce? Nie ma środowiska korporacyjnego, w którym nie zdarzałyby się te zjawiska. Można jedynie zastanawiać się nad tym, czy i kiedy zostaną one ujawnione przez osoby dotknięte tą patologią.

W dobie internetu ujawniają swoją traumę ofiary przerywając milczenie i licząc na pomoc. Niektóre z 50 ofiar po samoujawnieniu opuszczają własny kraj przed falą hejtów. Czyżby gorsza część płci męskiej poczuła się nagle zagrożona? Mnie zasmucił fakt, o którym dowiedziałem się w ub. tygodniu, że drużynowy "Stalowej Trzynastki" z Łodzi został skazany właśnie za powyższe naruszenie cielesności harcerki (molestowanie seksualne). Obrzydliwe, i to w mojej b. Chorągwi ZHP, moim b. Hufcu Łódź-Bałuty, w mojej b. drużynie młodszoharcerskiej.

04 listopada 2017

Wśród tegorocznych laureatów nagrody Prezesa Rady Ministrów - nie ma "naszych"



Wyczuleni na moje wpisy na temat nauk społecznych niektórzy hejterzy mają poważny problem, bo chcą koniecznie, bym przestał zwracać uwagę na naukową równoważność takich dyscyplin jak psychologia, socjologia i pedagogika. Najlepiej, żebym nie pisał krytycznie o tych dwóch pierwszych, tylko zajmował się pedagogiką. Chętnie bym to uczynił, ale te trzy dyscypliny występują razem w jednym panelu w Narodowym Centrum Nauki (HS6), a więc nie mogę ich pominąć, mimo że usiłuje się przypisać mi jakieś dziwaczne motywy. Psycholodzy jednak wiedzą, czym jest projekcja, a zatem pozostawiam z nią ich samych, by przejść do rzeczy.

W mijającym właśnie tygodniu Prezes Rady Ministrów wręczyła 44 nagrody wybitnym polskim naukowcom i artystom za ich osiągnięcia w 2016 r. lub za całokształt dokonań naukowo-badawczych Musiał to być bardzo słaby rok dla naukowców wspomnianych powyżej trzech dyscyplin, bowiem żaden nie został doceniony przez Kapitułę Nagrody Prezesa Rady Ministrów. Nawet nie wiemy, czy były nominacje z psychologii, socjologii i pedagogiki.

Premier Beata Szydło skierowała zatem gratulacje do 44 naukowców z pozostałych dziedzin nauk mówiąc:

"44 nagrody Prezesa Rady Ministrów, jakie dziś wręczam Wam – wybitnym polskim naukowcom i artystom – to 44 powody do dumy oraz szanse na rozsławienie polskiego dorobku w Europie i na świecie. Wasze, uhonorowane dziś osiągnięcia, stanowią bowiem istotny wkład w rozwój szeregu dziedzin – od nauk humanistycznych, społecznych i artystycznych, przez przyrodnicze, biologiczno-rolnicze i medyczne, aż po dyscypliny ścisłe i techniczne. Wierzę, że wyróżnienia te staną się przepustką do błyskotliwej kariery dla tych, którzy stoją u jej progu, a takich właśnie – młodych i utalentowanych – osób, jest wśród laureatów bardzo wiele.

Dla tych zaś, którzy zostali uhonorowani za opus magnum swej działalności lub za dorobek całego życia, niechaj nagroda ta będzie wyrazem mojego uznania i szacunku. Dziękuję każdej z nagrodzonych osób, niezależnie od tego, czy na swój sukces pracowała indywidualnie, czy w zespole. Rząd, którym mam zaszczyt kierować, stawia na innowacyjny rozwój Polski, wzmacnianie poczucia bezpieczeństwa naszych rodaków i utrwalanie świadomości dumy wśród Polaków. Patrząc na zebranych dziś na uroczystej gali w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów widzę, że Wasze nagrodzone aktywności wpisują się właśnie w te cele. Możecie Państwo odczuwać satysfakcję, że Wasz wysiłek przyczynia się do pozytywnych zmian w Polsce. Szczerze za to dziękuję i gratuluję.


W kategorii Nagród Prezesa Rady Ministrów za wyróżnione ROZPRAWY DOKTORSKIE nie znalazła się żadna dysertacja z psychologii i pedagogiki. Zdecydowanie lepsi byli w tym roku socjolodzy, bowiem mają laureatkę ze swojej dyscypliny - panią dr Marzenę KORDACZUK-WĄS z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego, której dysertacja doktorska została już opublikowana pod tytułem: "Uwarunkowania społeczne działań profilaktycznych policji. Studium socjologiczne". Książka powinna zainteresować także pedagogów resocjalizacji, społecznych oraz psychologów społecznych i klinicznych.

Czekamy zatem na "zdrowe owoce" pracy naukowo-badawczej psychologów, socjologów i pedagogów w 2018 r. życząc nie tylko nominacji, ale zasłużonych wyróżnień. Za artykuły z wykazu czasopism MNiSW -kategoria A jakoś nagród się nie wręcza. Recenzenci wiedzą, że ta "produkcja" nauki nie rozwija. Życzę zatem dobrej zabawy, a tegorocznym laureatom składam serdeczne gratulacje.


03 listopada 2017

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN ma nową formułę komunikacji akademickiej


Warto zajrzeć i systematycznie zaglądać na stronę Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN , by przekonać się o tym, co już się wydarzyło i co czeka nasze środowisko w najbliższym czasie. Jak już informowałem - z dniem 1 listopada przestaje funkcjonować dotychczasowy system informacji o działalności Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN (portal Uniwersytetu Zielonogórskiego) oraz nie będą już rozsyłane Newslettery sygnowane przez dotychczasowego sekretarza KNP PAN - dr. hab. Mirosława Kowalskiego.

Jak podają władze PAN:

Komitety Polskiej Akademii Nauk są krajową reprezentacją różnych środowisk i dyscyplin naukowych. Ich członkowie wybierani są przez środowiska naukowe poszczególnych dziedzin – fizyków, biochemików, socjologów itd. Poza członkami PAN zasiadają w nich naukowcy z niezwiązanych z Akademią innych instytutów badawczych oraz szkół wyższych, a także przedstawiciele instytucji i organizacji gospodarczych i społecznych. Służą oni jako doradcy w sprawach dotyczących technologii, inżynierii, biologii, medycyny, nauk o Ziemi, nauk społecznych, humanistycznych, rolniczych i ścisłych.

Komitety pełnią funkcje ciał doradczych i opiniodawczych. Opracowują stanowiska i ekspertyzy naukowe dla administracji państwowej, pomagają w rozwiązywaniu określonych kwestii naukowych. Opiniują akty normatywne dotyczące nauki, jej zastosowań oraz kształcenia. Zajmują się także upowszechnianiem i wprowadzaniem wyników badań, oraz wspierają rozwój poszczególnych dyscyplin.

Komitety naukowe i problemowe PAN oraz narodowe działają przy Wydziałach PAN lub bezpośrednio przy Prezydium PAN. Funkcję komitetu narodowego Prezydium PAN może powierzyć odpowiedniemu komitetowi naukowemu lub problemowemu.

Liczba komitetów nie jest stała – nowe powstają w odpowiedzi na problemy dotyczące rozwoju nauki lub kraju, w których rozwiązaniu głos uczonych może okazać się pomocny
.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN jest zarejestrowany jako jeden z 24 komitetów naukowych w Wydziale I Nauk Humanistycznych i Spolecznych PAN. Przypominam, że w tym środowisku uzyskał dwa lata temu - w ocenie parametrycznej - II miejsce za Komitetem językoznawstwa PAN. Zachęcam do współpracy z działającymi przy KNP PAN zespołami problemowo-zadaniowymi. Informacje o ich działalności są na stronie PAN.





02 listopada 2017

"Dobra zmiana" w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie





W minionym tygodniu odbyły się wybory władz spośród powołanych członków Rady Naukowej na kadencję 2017-2021. Jeszcze nie ma rekonstrukcji rządu, ale jest za to rekonstrukcja Rady Naukowej resortowego Instytutu, którego kierownictwo podjęło starania o wyjście spod władztwa Ministerstwa Edukacji Narodowej, by został mu nadany status Państwowego Instytutu Badawczego.

Oby tak się stało. Może wówczas podejmowane przez zespoły badawcze tej placówki badania i publikowane raporty będą rzetelnym diagnozowaniem szeroko pojmowanej edukacji, a nie narzędziem dla politycznie strategicznych celów władzy. Generalnie, polska nauka w tego typu instytutach i tak będzie ograniczana lub wspierana przez rządzących, bo to od ich decyzji zależy stan budżetu na prowadzenie badań naukowych.

IBE ma trochę poważnych wpadek, bowiem przez ostatnie 10 lat produkowano tam raporty o stanie edukacji lub wycinkowych zakresach jej funkcjonowania m.in. zgodnie z życzeniami ministra edukacji lub nierzetelnych naukowo "badaczy". Wydawano pod szyldem IBE miliony złotych na kampanie polityczne ministrów edukacji, pseudokongresy i mnóstwo potocznych, ale politycznie poprawnych konferencji. Szkoda, a może to i dobrze, że obecna minister edukacji nie zobowiązała nowego kierownictwa do przeprowadzenia audytu, tylko spuściła na nieprawidłowości zasłonę milczenia. To już jest przeszłość. Było - minęło. Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.

Mamy nowe otwarcie, nowe wyzwania i zadania, przed którymi staje nowa władza. Ta wykonawcza, etatowa nadal podlega MEN, więc Radzie Naukowej IBE nie pozostaje nic innego jak wspierać zapowiedziane zmiany. Dość szczerze zostało zapisane na stronie IBE, że KEJN zdecydował się przyznać Instytutowi Badań Edukacyjnych kategorię A."

Przyznanie kategorii A tej jednostce tylko potwierdza, w jaki sposób kwalifikuje się jednostki naukowo-badawcze w naszym kraju. Ciekawe, w jaki sposób ta jednostka uzyskała kategorię A, skoro nie była instytutem badawczym mając kadrę zatrudnioną w większości poza IBE jako podstawowym miejscu pracy? Czyżby obowiązywały różne normy? Chyba tak, skoro KEJN "zdecydował się...". W III RP politycy powoływali do życia w systemie kredytowym niektóre uniwersytety, akademie, a teraz dochodzą instytuty naukowo-badawcze.

Nowa Rada Naukowa Instytutu Badań Edukacyjnych została, w stosunku do poprzednich jej składów, pomniejszona liczbowo. O ile bowiem w dwóch ostatnich kadencjach liczyła 25 osób, to teraz liczy 17. W jej składzie znalazły się zupełnie nowe postaci ze świata nauki, w tym także cenieni w naszym środowisku pedagodzy:


1) prof. dr hab. Agnieszka Gromkowska-Melosik - została Przewodniczącą Rady Naukowej IBE;

2) zastępcą został były, wieloletni Przewodniczący - prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski;

do grona członków Rady doszli:

3) dr hab. Bogusława Dorota Gołębniak

4) prof. dr hab. Barbara Kromolicka

5) prof. dr hab. Aleksander Nalaskowski

6) prof. dr hab. Małgorzata Sekułowicz (kontynuacja w poprzedniej kadencji).

7) dr Dorota Campfield

8) dr hab. Anna Sajdak-Burska

Jak widać prawie połowę składu Rady Naukowej IBE stanowią pedagodzy. To dobre rozstrzygnięcie, skoro Instytut chce prowadzić badania naukowe nad edukacją. Jak to się jednak ma do innych instytutów naukowo-badawczych, skoro IBE nie ma na podstawowych etatach samodzielnych pracowników naukowych z nauk społecznych, w tym z pedagogiki? To tak, jakby na moim wydziale Radę Wydziału stanowili profesorowie innych uczelni czy instytutów i mieli rozstrzygać o losach czy planach pracy naszej jednostki. Co zatem może z tym uczynić Rada Naukowa, w której przeważają socjolodzy i ekonomiści? W jej składzie są bowiem jeszcze następujące, a zacne osoby (też w większości zatrudnione w uniwersytetach):



9) prof. dr hab. Henryk Domański (socjolog)

10) dr Agata Hącia (filolog)

11) dr Radosław Kaczan (psycholog)

12) dr Piotr Rycielski (psycholog)

13) dr hab. Radosław Sojak (socjolog)

14) mgr Wojciech Stęchły

15) prof. dr hab. Tomasz Szlendak (socjolog)

16) dr Tomasz Greczyło - Zastępca Przewodniczącej Rady Naukowej IBE (fizyk, fizyka ciała stałego).

17) mgr Katarzyna Trawińska-Konador : Sekretarz Rady Naukowej IBE.


Jak informuje na swojej stronie IBE - jest to placówka badawcza, która od 2010 r. - nie posiadając uprawnień akademickich do nadawania stopni naukowych doktora - prowadzi (...) interdyscyplinarne badania naukowe nad funkcjonowaniem i efektywnością systemu edukacji w Polsce. Instytut uczestniczy w krajowych i międzynarodowych projektach badawczych, przygotowuje raporty, sporządza ekspertyzy oraz pełni funkcje doradcze. Od 1 października 2010 r. Instytut zgodnie z Ustawą o instytutach badawczych z dnia 30 kwietnia 2010 r. (Dz.U. Nr 96, poz. 618) przyjął formę instytutu badawczego. Funkcjonuje pod nadzorem Ministra Edukacji Narodowej.

Niedawno ukazał się kwartalnik "Edukacja", w którym opublikowano w języku angielskim m.in. zmanipulowane wyniki badań sześciolatków w szkołach i przedszkolach. Nie przypuszczałem, że redakcji zależy na fałszowaniu polskiej rzeczywistości edukacyjnej poza granicami naszego kraju.

Rada Naukowa może uczynić wiele dobrego dla edukacji i dla nauk pedagogicznych, bo socjolodzy, ekonomiści i psycholodzy traktują edukację tylko i wyłącznie użytkowo. Życzę zatem całemu gronu dużo satysfakcji i osiągnięcia przez IBE rzeczywistego statusu instytutu naukowo-badawczego, w pełnym tego słowa znaczeniu.



01 listopada 2017

Nekrofile są wśród nas


Nie jest wcale łatwo weryfikować rzeczywiste powody zła czy przemocy, a więc to, czy wynikają one ze słabości woli sprawcy zła, z nieuświadamiania sobie charakteru zła i jego następstw dla innych, czy też z chęci łatwego zysku, z pychy, a może z satysfakcjonującego manipulowania czyjąś osobowością? Dla pedagogów, poszukujących istoty i uwarunkowań zła w życiu człowieka i w rozwiniętych gospodarczo krajach, kiedy to na świecie toczy się tak wiele pełnych okrucieństwa wojen, a martyrologia społeczeństw doświadczonych hitleryzmem czy stalinizmem nie jest w stanie przeciwstawić się nieprzerwanemu pasmu przemocy, szczególnej aktualności nabierają poglądy Ericha Fromma.

W książce "Wojna w człowieku" formułuje jakże dramatycznie brzmiące pytanie - Czyż nie widzimy braku człowieczeństwa ludzi względem siebie - w bezlitosnych działaniach wojennych, w morderstwie, gwałcie, w bezlitosnej eksploatacji słabszego przez silniejszego i w fakcie, że widok torturowanego i cierpiącego stworzenia tak często trafia do głuchych uszu i stwardniałych serc? (s.11) Właśnie dzisiaj, w Dniu Zmarłych przywołuję tę konstatację, gdyż zamiast pięknych i poruszających wspomnień osób już z nami nieobecnych, ktoś upomina się o zło, fascynuje nim i pragnie je czynić lub już tego dokonał.

W życiu niektórych osób zakorzeniła się orientacja nekrofilna, która - zdaniem E. Fromma - charakteryzuje się specyficzną zdolnością człowieka do stosowania wobec innych przemocy, do czynienia innym Zła, "do przekształcania wszystkiego co organiczne w zwłoki", do traktowania życia w sposób mechaniczny, przedmiotowy. Nie jest ona wyrazem jakiejś pojedynczej cechy osobowości, ale reprezentuje sobą całościowy sposób życia, wyrażając się w procesach cielesnych danej osoby, w jej sferze emocjonalno - wolicjonalnej, myślach, gestach i zachowaniach. Pamięć, a nie doświadczenie; posiadanie, a nie bycie, jest tym, co się liczy.

Nekrofilna osoba może odnosić się do przedmiotu - kwiatu lub osoby - jedynie wtedy, gdy go posiada, dlatego też zagrożenie stania się własnością nekrofila jest jednocześnie zagrożeniem jej bytu. [...] Kocha on porządek i kontrolę, i w akcie czynienia porządku zabija życie. Faktycznie zaś boi się życia, ponieważ z samej swej natury jest ono nieuporządkowane i nie dające się zbytnio kontrolować. [...] Nekrofila można często poznać po wyglądzie i po gestach. Jest zimny, jego skóra wygląda martwo, a odraza malująca się na jego twarzy często robi wrażenie, że czuje wokół siebie odór. [...] Nekrofil jest uporządkowany, obsesyjny i punktualny.
(E. Fromm, Wojna w człowieku, s. 17-18)

Nekrofil jest osobą kochającą destrukcję, niszczenie, wierzącą w słuszność przemocy i prawo do niszczenia innych. Bardziej kieruje się najniższymi motywami zysku kosztem innych, niż przyszłością, która jest dla niego nieznana, niepewna. Jeżeli pełni funkcje kierownicze, to administruje ludźmi tak, jak rzeczami chełpiąc się własną nietykalnością i będąc dumnym z zadawania bólu innym. Chcąc zapewnić sobie lepszą sytuację i wpłynąć na zmianę własnych warunków życia stara się zdobyć władzę nad innymi, materialną, fizyczną lub psychiczną.

Dla nekrofila władza staje się okazją do zakamuflowania własnych kompleksów, zawiedzionych nadziei, poczucia niemocy czy niedowartościowania. Dzięki formalnej dominacji nad innymi nekrofil odwraca się od innych osób jako równoprawnych jednostek ludzkich, potęgując swoją zdolność do czynienia zła, do szeroko rozumianego okrucieństwa (przemocy, wyzysku, gwałtu), upajając się własnym sadyzmem w stosunku do podwładnych.

Są też i skryci nekrofile, którzy niszczą dzieło wieloletnich starań tych, którzy im zawierzyli, zaufali. Jak faryzeusze zaprzeczają swoim dotychczasowym osiągnięciom, własnej biografii, cynicznie niszcząc dla własnego interesu zaangażowanie, wyrzeczenia przyjaciół i wielu współpracowników, byle tylko - w dogodnym dla siebie momencie i zmanipulowawszy otoczenie - zatroszczyć się o siebie i swoich bliskich. Ukryty nekrofil zaspokaja skrywane przez lata kompleksy, by zniszczyć wszystko to, co do tej pory tworzyli z nim inni, by ich perfidnie okraść, zniszczyć pamięć o wspólnocie, wartościach, wygłaszanych ideach. Jakże często dopiero po latach "uśpienia" swoich przyszłych ofiar odsłania swoje prawdziwe oblicze.

Jeśli orientacja nekrofilna, ukierunkowana na umiłowanie śmierci, na destrukcję, na biurokratyczny sposób administrowania ludźmi nie zostanie powstrzymana w procesie socjalizacji i wychowania to - choć nie jest prymarną naturą człowieka - może stać się u niego względnie trwałą możliwością życiową. Rozejrzyjmy się wokół siebie. Może jest gdzieś obok nas nekrofil, ktoś, kto czyni Zło innym w blasku rzekomej troski o ich dobro... .


31 października 2017

Czy to jest Neokolonialne czy Narodowe Centrum Nauki?


Proponuję, by minister nauki i szkolnictwa wyższego przeprowadził w nowelizowanej ustawie zmianę nazwy Narodowego Centrum Nauki na Neokolonialne Centrum Nauki! Czas zastanowić się nad polityką władz NCN, w tym kierowników paneli podporządkowujących w swoich kryteriach ocen wniosków polskich uczonych - ukrytemu programowi neokolonialnych norm. Czy rzeczywiście polski uczony ma służyć jakiemuś globalnemu społeczeństwu, a środki finansowe państwa polskiego na wynarodowienie rodzimych badań i kultury języka?

Nieustannie otrzymuję listy od rozżalonych badaczy, którzy wskazują na - ich zdaniem - uznawanie przez ekspertów NCN za naganne tego, że:

1) wnioskodawca wydaje książki w Polsce. Dla recenzentów NCN takie dokonanie jest "lokalne", nawet jeśli autor wydał swoje książki w renomowanych oficynach naukowych, także uniwersyteckich.

2) wnioskodawca ośmielił się publikować artykuły w czasopismach z wykazu MEN - B i C. Nie wiedział, że recenzenci NCN już od lat dyskwalifikują te periodyki jako naukowe. Co na to minister nauki i szkolnictwa wyższego? Czy rzeczywiście opublikowana lista jest wykazem "śmietniska naukowego"? To może szef resortu wyda rozporządzenie, w którym dokona oficjalnego aktu samozniszczenia polskich czasopism naukowych?! Jakim prawem dla recenzentów NCN liczą się tylko artykuły z listy A autorstwa 4-5 osób? Koledzy byli w USA na praktykach, stażu czy stypendium? Profesor ma znajomego szefa redakcji? Czy może to także kwestia wniesienia wysokiej opłaty?


3) w panelu HS6 badania historyczne, porównawcze, w paradygmacie jakościowym są bez szans, bo do władzy i funduszy "dorwała się" ekipa mająca zamiar wykluczyć a nauk humanistycznych i społecznych badania jakościowe! To sprytny zabieg, gdyż dzięki niemu można niemalże 100% środków w panelu przeznaczyć dla swoich koleżanek i kolegów kosztem badaczy reprezentujących odmienny paradygmat badawczy.

4) wnioskodawca nie otrzymał wcześniej żadnego grantu w NCN. Nie otrzymał wcześniej, bo eksperci wykluczyli jego/jej prawo do ubiegania się o środki m.in. z powyższych powodów. Koło się zamyka.

5) oceny ekspertów nadal... są dyktowane poprawnością polityczną wobec preferowanej przez nich opcji nie tylko metodologicznej, ale i ideologicznej.

Może ktoś wreszcie dokona metarecenzji recenzji wniosków z nauk społecznych i humanistycznych? Kto je wystawia? Jaka jest zbieżność kwalifikacji recenzentów NCN z treścią ocenianych wniosków? To byłoby interesujące, gdyby przedstawiciel naukoznawstwa dokonał oceny zasadności lub stronniczości ocen ekspertów NCN.

Wyjaśniam na zakończenie, że nie składałem wniosku, więc mój wpis podyktowany jest uwagami profesorów i doktorów doświadczonych - ich zdaniem - nierzetelnością postępowań kwalifikacyjnych. Oceny eksperckie są subiektywno-obiektywne, a nie obiektywne. Zawsze więc każdy znajdzie w powierzchownych recenzjach i wnioskach ekspertów sądy, które ich dyskwalifikują. Ich, czyli albo wnioskodawców, albo recenzentów, albo jednych i drugich.

Brak transparencji w postępowaniach recenzenckich w NCN sprawia, że coraz częściej mniej jesteśmy przekonani co do tego, że obowiązują tam dobre praktyki i etyka.