10 października 2013
Analfabetyzm (nie tylko) w Polsce
Ma on miejsce także w wysoko rozwiniętych gospodarczo krajach świata. Nie został zlikwidowany w okresie PRL, który mienił się jako ustrój sprawiedliwości społecznej i wyrównywania szans edukacyjnych, a pogłębia się w dobie III Rzeczpospolitej, co muszą wytykać nam (na życzenie MEN i finansowane z publicznych pieniędzy) raporty OECD na temat nędzy wykształcenia osób dorosłych. Tu już nie ma żartów, bo o tym, że ma miejsce w naszym kraju stan zapaści edukacyjnej pisali eksperci PAN w raporcie Polska 2050+, a także nieustannie piszą od początku transformacji w swoich rozprawach socjolodzy edukacji i pedagodzy porównawczy (R. Dolata, Z. Kwieciński, M. Dudzikowa, K. Szafraniec i in.). Oczywiście, wydany przez prof. Czesława Kupisiewicza pod koniec lat 80. XX w. Raport o Stanie Oświaty w PRL został ostentacyjnie wyrzucony przez młodych rewolucjonistów do śmieci, gdyż PRL się skończył. Sami już nie chcieli lub nie potrafili niczego badać, żeby czasami nie okazało się, w jakim kierunku i z jakimi skutkami rozwija się polskie szkolnictwo. Publikowane w XXI w. tzw. raporty edukacyjne w wydaniu IBE nie są żadną diagnozą o stanie polskiej edukacji, tylko mieleniem danych statystycznych z różnych źródeł metodą peer review. Dorabianie w ten sposób gęby do taktyki neoliberalnej władzy wspierane jest cząstkowymi badaniami, które obciążone są - niestety - także błędami metodologicznymi, a co gorsza, zawierają one nieuprawnione naukowo interpretacje, wzajemnie wykluczające się wnioski. Pisałem o tym wielokrotnie, więc nie będę do tego wracał w tym miejscu.
Opublikowany przez Organizację Wspólnoty Gospodarczej i Rozwoju (OECD) raport Międzynarodowego Badania Kompetencji Osób Dorosłych (PIAAC - The Programme for the International Assessment of Adult Competencies) i już nagłośniony przez resortowy Instytut Badań Edukacyjnych w Warszawie, który wydał na ten temat specjalny komunikat prasowy oraz udostępnił pełną jego wersję w języku polskim, będzie w najbliższym czasie wałkowany na różne strony. Opozycja znajdzie w nim źródło klęski polskiego szkolnictwa, zaś propagandziści Ministerstwa Edukacji Narodowej wykażą, z jak doskonałym stanem wykształcenia wśród osób dorosłych mamy w naszym kraju po dwudziestu latach. No cóż, wyniki badań potwierdzają, że jeszcze przez wiele, wiele lat rządzący będą mogli spokojnie manipulować tłumem, polskim narodem, bowiem ten nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Jakaś nadzieja jest w mediach, których specjaliści i dobrze wykształceni dziennikarze mogą uprzystępniać społeczeństwu dość trudne, bo napisane językiem nauk społecznych interpretacje danych z raportów badań.
Niemcy robią to znakomicie, ale może dlatego, że są od 2009 r. w nieustannym "PISA-szoku", kiedy to dowiedzieli się o przeciętnym poziomie alfabetyzacji własnego, a zróżnicowanego kulturowo społeczeństwa. Nie będę zatem w tym miejscu powielał treści wspomnianego Raportu PIAAC, gdyż są one dostępne w Internecie i każdy z zainteresowanych może się z nimi zapoznać. Z komunikatu MEN wynika, że jest to świetna okazja, by wiceminister edukacji podróżował sobie po świecie - ostatnio wziął udział w Informal Meeting of OECD Ministers of Education w Stambule. Czy jak wiceminister jedzie na nieformalne spotkanie, to pokrywa koszty z własnej kieszeni, czy podatników? Co innego, kiedy jedzie do Irlandii, by spotkać się w Ambasadzie RO w Dublinie przedstawicielami irlandzkich władz oświatowych, szkół publicznych, w których nauczany jest język polski, oraz szkół społecznych prowadzonych przez organizacje polonijne, a także szkolnych punktów konsultacyjnych przy placówkach i dowiedzieć się, jak funkcjonuje system edukacyjny w tym kraju. Pewnie wiceminister chciał zweryfikować, czy prawdą jest to, że dzieci w wieku 5 lat nie uczą się w szkołach, tylko tak, jak jeszcze ma to miejsce w polskich przedszkolach, bawiąc się uczą. A może przywiózł nam z Irlandii jakiś hit edukacyjny i wdroży go do polskiego szkolnictwa? A może nasz , wiceminister pojechał pogratulować Irlandczykom, że w badaniach PIAAC są od nas w zakresie umiejętności matematycznych lepsi o 1,9 pkt., a zarazem pochwalić się, że Polacy są w umiejętności czytania lepsi od Irlandczyków o 0,6 pkt.? Dystans jest niewielki, ale ponoć małe robi różnicę... .
Ciekawe, dlaczego w Polsce nie publikuje się zadań z tego typu testów, nawet przykładowych, z którymi nie mogli poradzić sobie młodzi i starsi dorośli? Czy nasi andragodzy będą teraz sami ich poszukiwać, by sprawdzić, jaka była ich struktura i poziom trudności? Niemiecki tygodnik "Der Spiegel" opublikował kilka takich zadań w wersji dla obywateli Niemiec, ponieważ co szósty dorosły Niemiec czyta jak dziesięciolatek. Jak ktoś chce i zna język niemiecki, może zerknąć na te zadania i spróbować je rozwiązać.
09 października 2013
Pisarskie pasje nie tylko humanistów
Ciekawe, kto zdradzi kulisy swojej kuchni pisarskiej? Wielu naukowców twierdzi, że w humanistyce i naukach społecznych nie ma gotowych sposobów na pisanie pracy naukowej. Także autorzy różnego rodzaju podręczników, rozpraw przeglądowych głoszą, że każdy musi tu realizować się w sposób twórczy, niekonwencjonalny, niezależny, a nie odtwórczy, gdyż rozprawy naukowe nie mogą być pracami warsztatowymi, dyplomowymi. Powinny powstawać na bazie własnego zaangażowania, często wieloletnich studiów, poszukiwania i analizowania literatury przedmiotu własnych zainteresowań poznawczych.
Dobry warsztat wymaga konstruowania autorskiej sztuki narracji i stosowania technik oraz środków przekazu wyników własnych badań jako właśnie naszych, ale odwołujących się do wiarygodnych źródeł. Profesor historii Marek Jan Chodakiewicz zwraca uwagę na to, że (...) dobry naukowiec powinien zapoznać się ze wszystkim, co na temat przedmiotu jego badań opublikowano, wykluczać ostracyzm wobec źródeł, które mówią co innego niż badacz chciałby. W środowiskach badaczy postpeerelowskich i ich następców przemilczanie zarówno źródeł niewygodnych dla ich spojrzenia na historię, jak i osób, które się nimi posługują, jest normą.
Znany dziennikarz, reportażysta - Ryszard Kapuściński tak mówił o tym, jak pisał swoje książki:
Na ogół droga do tekstu jest tajemnicą. Struktura przychodzi sama, staje się: rozmyślasz nad tym, jak ją ugryźć i nagle pojawia się pomysł. Za każdym razem jest inaczej. Ja nigdy nie wiem, jak będę pisać książkę: szukam raczej pierwszego słowa i kiedy już je znajdę, piszę pierwsze zdanie, i kiedy je mam, pisze drugie, i potem trzecie, i tak dalej. Nie definiuję a priori struktury, której będę się trzymał, aby budować tekst w określony sposób. Przed rozpoczęciem pisania nie mam pojęcia, jak zmierzyć się z tematem. Dlatego czasami jestem nawet zdumiony tym, co piszę. (To nie jest zawód dla cyników, Warszawa: Biblioteka Gazety Wyborczej. Literatura Faktu PWN 2013,, s. 69.)
Michał Urbaniak, legenda światowego jazzu, który zadebiutował we wchodzącym na ekrany filmie "Mój rower", zapytany po projekcji przez jednego z posłów: Na czym polegała jego gra w filmie? Odpowiedział: - Tak, jak powinien to robić poseł – na mówieniu prawdy.
Podobnie jest z nauką, jeśli traktuje się ją jak sztukę, to ona musi być świadectwem prawdy - teoretycznej, metodologicznej i etycznej. Jak pisał przed laty Stanisław Ossowski: naukowe traktowanie doświadczenia ludzkiego tym różni się od nienaukowego, laickiego, że odwołuje się (…) nie do ezoterycznej metodologii, lecz do odpowiedzialności za słowo. Nie ma separacji między problemami warsztatowymi a moralnymi; moralna postawa uczonego nie jest lukrem na metodologicznym cieście; jest mąką, z jakiej się ciasto wiedzy socjologicznej ugniata. (za: Z. Bauman, R. Kubicki, A. Zeidler-Janiszewska, Życie w kontekstach. Rozmowy o tym, co za nami i o tym, co przed nami, Warszawa: WAiP 2009, s.15).
Krytyk filmowy i publicysta Krzysztof Kłopotowski stwierdził w jednym ze swoich artykułów:
Dziennikarz jest powiernikiem prawdy. Nie tworzy prawdy, ale odkrywa i przekazuje opinii publicznej. Może być kanalią, a może Katonem. Poruszamy się między tymi biegunami. Oby to było najdalej od kanalii.
A może potraktować własną pracę naukową tak, jak postrzega ją poetka - Julia Hartwig, która uchyliła rąbka tajemnicy w odniesieniu do swojej pracy twórczej: Co dzień – a właściwie co noc – pracuję przez kilka godzin. Piszę byle czym. Łacińskie przysłowie nulla dies sine linea (ani dnia bez linijki) ma głęboki sens – pisanie wymaga dyscypliny. Charles Baudelaire powiedział bardzo mądre zdanie: praca jest lepsza niż rozkosz. Bo rozkosz w końcu nudzi i męczy, a praca nigdy nie męczy i nie nudzi, jeśli się ją naprawdę lubi.
No proszę, i kto to mówi, że prawdziwi naukowcy są pracoholikami? - prof. Barbara Skarga, która w jednym z wywiadów tak określiła swoją naukową pasję: (...) jeżeli widzę sens, to jedynie w mojej pracy, w niczym więcej. Ten sens jest jednak wielce problematyczny i może mieć znaczenie tylko dla mnie, nie dla innych. Może się nim łudzę? Moje książki jakoś się rozchodzą, najlepszy dowód, że nie można ich znaleźć. Ale czy one dają coś ludziom? Czy mają dla nich jakieś znaczenie? Nie wiem. Pisze się dla siebie, nie dla innych.
Piszcie zatem książki ... dla siebie. Może sięgnie też po nie ktoś inny.
08 października 2013
Studenci filozofii ślą protest do minister Barbary Kudryckiej
Zupełnie zbytecznie, bo w tym resorcie tego typu protesty czyta się i odkłada ad acta, jeśli tylko nie są po myśli pani minister. Zresztą być nie powinny, bo przecież wszyscy doskonale wiedzą, że kto jak kto, ale pani minister kieruje tym resortem wzorcowo. Trafiła do niego rezygnując z europosłowania a wkrótce ma doń powrócić, bo właśnie ma być kandydatką PO do Brukseli. Różnie można to odczytywać: albo jako wskaźnik politycznego zesłania za nieudolność i błędy w sprawowaniu tego urzędu, albo wprost odwrotnie, jako dowód nagrody i uznania za wielkie zasługi dla polskiej nauki i szkolnictwa wyższego. Niech każdy wybierze sobie jedną z tych dwóch odpowiedzi i zachowa dla siebie.
Cóż to może nie podobać się studentom łódzkiej filozofii, że postanowili aż wysłać list protestacyjny? Przecież cała reforma z 2011 r. była dla nich, dla młodego pokolenia, dla dobra polskiej nauki i światłego rozwoju polskich uczelni publicznych i niepublicznych, ze szczególnym zwróceniem uwagi na te ostatnie. Zdaniem łódzkiej młodzieży pani minister niszczy polską humanistykę, a ja bym jeszcze dodał, że niszczy uniwersyteckie szkoły badań humanistycznych i społecznych. Kandydaci na filozofów piszą o tym m.in.:
"Obecnie największe środki na działalność dydaktyczną i naukową otrzymują kierunki, mogące pochwalić się największą liczbą studentów. Ci zaś wybierając studia kierują się tym, czy będą mogli znaleźć po nich pracę. Uniwersytet natomiast za jedynie racjonalne kryterium utrzymywania danego kierunku przyjmuje jego ekonomiczną opłacalność. Cierpią na tym nauki humanistyczne, postrzegane w ostatnim czasie jako niedające perspektyw zatrudnienia. (...) "Obserwowane przez nas dostosowywanie programu nauczania do wymogów rynku sprawia, że uniwersytet przestaje służyć społeczeństwu jako centrum wymiany myśli, które wymaga od swoich pracowników poświęcenia".
Gdyby ktoś nie wiedział, dlaczego warto studiować filozofię, to odsyłam do interesującej inicjatywy pod patronatem Komitetu Nauk Filozoficznych PAN. Jej twórcy podkreślają, że dzięki studiowaniu filozofii:
1) łatwiej znajdziemy pracę niż po wielu innych kierunkach. "Dziś profesje żyją krócej niż ludzie, a absolwenci filozofii świetnie umieją dostosować się do zmian."
2) logicznie zdyscyplinowane rozważanie najbardziej abstrakcyjnych problemów filozoficznych ma dla naszego życia umysłowego podobne znaczenie jak systematyczne ćwiczenia fizyczne dla naszego organizmu. Filozofia buduje „tężyznę umysłową”, którą możesz wykorzystać wszędzie.
3) nauczymy się myśleć i mówić o sprawach fundamentalnych, których wielu ludzi w ogóle nie dostrzega. Ta umiejętność stawia filozofów ponad tłumem bezmyślnych konsumentów i uodparnia ich na manipulacje. Przydaje się też w każdej pracy i w życiu codziennym.
4) poznamy świetne tradycje w dziedzinie filozofii i kadrę dydaktyczną, która potrafi uczyć w nowoczesny sposób.
5) wiedza, którą tak bardzo sobie dzisiaj cenimy, jest zaledwie jednym ze składników mądrości, do której dążymy. „Umiłowanie mądrości” to etymologiczne znaczenie słowa „filozofia”.
6) filozofowie mają różne poglądy w danej kwestii, ale potrafią dostrzec i racjonalnie wyartykułować podstawy tych różnic oraz uchwycić słabości własnych poglądów. W tym sensie studiowanie filozofii jest szkołą prawdziwego pluralizmu, samodzielnego myślenia i takiego zaangażowania, które nie jest obarczone szkodliwym dogmatyzmem.
Zapewniam, że studenci filozofii otrzymają gładką i słuszną odpowiedź na swoje troski. Tymczasem pozostają im do przemyślenia poglądy na temat roli filozofii w III RP ruchersa (to określenie Leszka Millera) - prof. Jana Hartmana z UJ. Mówi o niej w wywiadzie dla Gazety Wyborczej: Nawet wydarzenia polityczne nie potrzebują dziś filozoficznych diagnoz, lecz fachowej analizy. To, co niegdyś stanowiło żywotną tkankę idei filozoficznych podbudowujących politykę, jest już zgrane. Po prostu weszło w rzeczywistość społeczną. Filozofia, która jest projektem elitarnym (choć zapraszającym "wszystkich"), stała się w demokracji niepotrzebna i niewiarygodna w swej samozwańczej roli strażnika i opiekuna wszelkich poznawczych skarbów. Ludzie nie dają się nabrać, że jak ktoś nazwie się filozofem, to jest mądrzejszy. Słowo "filozofia" służyło do pompowania prestiżu, tworzenia aury wyjątkowości, lecz retoryczna moc tego słowa już się wyczerpała. (GW. Magazyn z dn. 28-29.09.2013, s. 28)
Trwa jednak konsultacja postulowanej nowelizacji prawa o szkolnictwie wyższym oraz ustawy o stopniach i tytle naukowym. Już wiemy, że filozofami i filozofią nikt się nie przejmie. Warto zatem zapoznać się z opiniami, stanowiskami różnych gremiów. Te wydają się bardziej zasadne, niż listy protestacyjne w powyższej stylistyce, które nie wnoszą niczego nowego do ewentualnych zmian, poza jakimś "głosem rozpaczy". Ten w przyszłości odnotują w swoich badaniach historycy oświaty i szkolnictwa wyższego.
Tu do pobrania obszerny dokument KRASP, propozycje zmian wraz z komentarzami na temat:
1) przepisów dotyczących „uwłaszczenia naukowców” (Zał. 1):
http://top500innovators.org/images/wydarzenia/konsultacje_0813/Zal1.pdf
(2) przepisów dotyczących wspierania mobilności krajowej i zagranicznej naukowców przez jednostki macierzyste (Zał. 2):
http://top500innovators.org/images/wydarzenia/konsultacje_0813/Zal2.pdf
(3) oraz wnioski różne dotyczące propozycji zmian różnych artykułów Ustawy (Zał. 3).
http://top500innovators.org/images/wydarzenia/konsultacje_0813/Zal3.pdf
oraz Raport z sondażu na temat uwłaszczenia naukowców: http://top500innovators.org/images/wydarzenia/konsultacje_0813/ankieta.pdf
07 października 2013
Wyjątkowa manipulacja MEN w sprawie sześciolatków
Na stronie MEN ukazała się "Informacja ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania o stanie przygotowań organów prowadzących do objęcia obowiązkiem szkolnym dzieci sześcioletnich". Przyznam szczerze, że tak zmasowanej manipulacji w przypadku ewidentnie patologicznej zmiany strukturalnej w szkolnictwie nie mieliśmy już od czasów PRL, kiedy to wmawiano Polakom, jak to będzie dobrze, kiedy powstanie dziesięcioletnia szkoła ogólnokształcąca. W kilka lat później, tylko dzięki powstałemu wybuchowi protestów społecznych i ruchowi "Solidarność" urzędnicy MEN szybciutko wycofali się z tego projektu i do wdrożenia dziesięciolatki na szczęście nigdy nie doszło.
Teraz mamy sytuację równie patologiczną, bowiem władze MEN usiłują wmówić polskiemu społeczeństwu, że rozpoczęcie edukacji szkolnej przez dzieci w wieku 6 lat jest uzasadnione naukowo. Oto w załączonym Raporcie stwierdza się:
Z licznych badań krajowych i międzynarodowych wynika, że im wcześniej dziecko rozpocznie edukację w szkole, tym
- lepiej wykształci kompetencje społeczne i szybciej zintegruje się ze środowiskiem rówieśniczym;
- będzie miało większe szanse na wyrównanie swojego poziomu wiedzy w stosunku do innych rówieśników, co jest szczególnie ważne w kontekście uwarunkowań społecznych dzieci z uboższych rodzin oraz rodzin zamieszkałych na terenach wiejskich.
Już nie chcę wchodzić w szczegóły tej propagandowej hucpy, która z nauką nie ma nic wspólnego. Dziwię się, że niektórzy naukowcy, z tytułami profesorskimi, wpisują się w tę politykę, no ale pecunia non olet. Nie po raz pierwszy w dziejach polskiej edukacji poziom służalstwa w krainie kłamstwa jest wspierany przez niektórych naukowców. Wprawdzie już usiłują się delikatnie z tego wycofywać. Zaczynają mówić o tym, że przecież ich wyniki nie dotyczyły procesów kształcenia i wychowania, ba, zaczynają nagle uświadamiać sobie to, że dziecko sześcioletnie wymaga innego podejścia i odmiennych warunków - nie tylko w toku zajęć dydaktycznych, ale także po ich zakończeniu itd. To jest żałosne.
Otóż klasycznym przykładem manipulacji - niezależnie od powyższych, probabilistycznych, a więc pozbawionych prawdy sądów typu " zintegruje się...", "będzie miało..." - jest stwierdzenie w tym Raporcie:
W szczególności dzieci, które w porównaniu z innymi dziećmi z grupy rówieśniczej na starcie szkolnym wykazywały niższy poziom umiejętności, rozwijały się znacznie szybciej dzięki nauce w szkole. Z badań TUNSS wynika, że dla tych sześciolatków nauka w pierwszej klasie przynosi nawet dwukrotnie większe korzyści niż nauka w przedszkolu. Ponadto badania te pokazują, że po roku nauki w szkole podstawowej dzieci sześcio- i siedmioletnie osiągają podobny poziom umiejętności.
Efektem gry MEN ze społeczeństwem „fałszywymi kartami” jest ogłoszenie wyników badań nad sześciolatkami w szkole, które całkowicie pomijają proces dydaktyczno-wychowawczy, koncentrując się na pomiarze instrumentalnych zmiennych, jakimi są poziom dziecięcych umiejętności, z całkowitym pominięciem tego, co tak naprawdę wydarzyło się w klasach szkolnych, że wyniki są takie, a nie inne? Czy doprawdy przystoi niektórym naukowcom uczestniczenie w propagandowej manipulacji, która polega na tym, że władza zabrania nauczycielom przedszkoli prowadzenie zajęć z sześciolatkami (które nie poszły do szkół) w zakresie czytania, pisania i liczenia, by ogłosić tryumfalnie istotną statystycznie różnicę między ich wiedzą a tymi samymi zmiennymi u ich rówieśników uczęszczających do klasy pierwszej wraz z siedmiolatkami?
Czy skupieni w resortowym instytucie badacze i urzędnicy MEN uważają, że nie wiemy i nie pamiętamy o wykreśleniu z podstawy programowej wychowania przedszkolnego przez ministrę K. Hall wiedzy i kompetencji dla dzieci uczęszczających do przedszkoli, gdyż te zostały przeniesione do edukacji szkolnej? Czy nikt już nie pamięta, że wizytatorzy przedszkolni kontrolowali, by nauczyciele w podległych im placówkach nie uczyli sześciolatków liter? Udajemy, że nie wiemy o ściąganiu z przedszkolnych ścian tablic z literami, a ze sprzętów etykiet z ich nazwami, które wcześniej pomagały przedszkolakom w nauce pisania? Jak zatem wyniki badań miały być inne? Czym chełpi się władza i wyzuty z pedagogicznej tradycji badań naukowych resortowy instytut niektórych pseudobadań edukacyjnych?
Socjolodzy mają ten sam problem, co psycholodzy a mianowicie, czy można wyzwolić naukę o społeczeństwie ze schematów ideologii społecznych, od dominacji ideałów polityczno-światopoglądowych oraz czy w związku z tym konieczna jest rezygnacja z możliwości wpływania za pomocą rezultatów badań społecznych na bieg wydarzeń politycznych i społecznych? Zdaniem N. Eliasa jest wprost przeciwnie. Kiedy socjolodzy przestają oszukiwać samych siebie, dokonując projekcji do swych koncepcji badawczych rzeczywistości, jaką pragnęliby widzieć lub jaka – ich zdaniem – powinna zaistnieć, użyteczność wyników ich pracy jako narzędzia praktyki społecznej wzrasta" (N. Elias, O procesie cywilizacji. Analizy socjo-i psychogenetyczne, tłum. Tadeusz Zabłudowski i Kamil Markiewicz, Warszawa: Wydawnictwo WAB 2011, s. 49)
06 października 2013
Habilitacja rzeszowskiej pedagog z kultury medialnej adolescentów
Z przyjemnością informuję, że dotarła do mnie informacja o pozytywnie zamkniętym przewodzie habilitacyjnym na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu pani dr Marty Wrońskiej z Katedry Pedagogiki Medialnej i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Rzeszowskiego. Recenzentami w tym postępowaniu byli profesorowie Stefan Kwiatkowski, Tomasz Goban-Klas, Wojciech Skrzydlewski i Janusz Morbitzer. Kolokwium miało wprawdzie miejsce w maju br., ale wraz z nowym rokiem akademickim władze jej macierzystej uczelni wręczyły nominację na stanowisko profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Przedmiotem kolokwium habilitacyjnego był dorobek naukowy i rozprawa habilitacyjna pt. Kultura medialna adolescentów. Studium dostępu i zastosowań. (Wydaw. Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszów 2012, s.292). Jak informuje o tym na stronie URz: "Stopień naukowy doktora nauk humanistycznych uzyskała na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Jest specjalistką z zakresu konstruowania programów kształcenia, analizy procesów komunikacji, wykorzystania multimediów w procesie kształcenia, medioznawcą. W toku swojej pracy naukowo badawczej odbyła staż w Holandii w PTH – Eindhoven (De Pedagogisch Technische Hogeschool Nederland). Opublikowała książkę pt. "Opis, wyjaśnienie, norma, ocena. Analiza struktury treści i odbioru dwóch programów telewizyjnych” (Rzeszów 1999) – o tematyce, która mieści się w ramach badań nad tzw. socjalizującą funkcją mass mediów. Sformułowała w niej zalecenia dla twórców programów telewizyjnych, a zwłaszcza programów przeznaczonych dla dzieci i młodzieży, by uwzględniali w swoich scenariuszach wiedzę opisową, wyjaśniającą, normatywną i oceniającą. Książka od 2002 roku do chwili obecnej jest w kanonie lektur podstawowych na przedmiocie: Multimedialne programy edukacyjne, realizowanym w Uniwersytecie Warszawskim (zajęcia w systemie ECTS, studia stacjonarne i niestacjonarne, dostęp na stronie:http://www.pedagog.uw.edu.pl/katalog_zajec/metryczki.php#7.1.71.Multimedialne ).
Serdecznie gratuluję, zaś zainteresowanych tą problematyką badawczą odsyłam do wykazu dorobku naukowego nowej doktor habilitowanej w dziedzinie nauk humanistycznych z zakresu pedagogiki, który został zamieszczony na stronie jej Uczelni. Przytoczę tu tylko pewne dane z Jej biografii, które przybliżają sylwetkę i drogę rozwoju naukowego:
Pani dr hab. Marta Wrońska prof. URz ukończyła z wyróżnieniem studia pedagogiczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Rzeszowie w 1987 r. jako stypendystka Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego (było to wówczas pierwsze takie stypendium w historii uczelni WSP), broniąc pracy magisterskiej na temat: Mikronauczanie w kształceniu umiejętności metodycznych nauczycieli. Jej praca była efektem przeprowadzonego eksperymentu pedagogicznego, którego celem było zbadanie efektywności kształcenia umiejętności metodycznych studentów-przyszłych nauczycieli przy wykorzystaniu dydaktycznej metody „microteaching”;
W dziesięć lat później, bo w 1997 r. na podstawie przedstawionej do obrony rozprawy doktorskiej pt. „Analiza struktury treści i odbioru programów telewizyjnych dla dzieci i młodzieży na przykładzie programów „Ziarno” i „5 – 10 – 15”, którą napisała pod kierunkiem prof. dra hab. Jerzego Chłopeckiego uzyskała stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie nauki o polityce, nadany uchwałą Rady Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Recenzentami dysertacji doktorskiej byli prof. dr hab. Tomasz Goban – Klas z Uniwersytetu Jagiellońskiego i prof. dr hab. Michał Gajlewicz z Uniwersytetu Warszawskiego. Przedmiotem pracy była analiza strukturalna wybranych programów telewizyjnych dla dzieci i młodzieży poszerzona o badania nad dziecięcym i młodzieżowym audytorium telewizyjnym. Praca miała charakter socjologiczno-pedagogiczny, zaś jej tematyka mieściła się w ramach badań nad tzw. socjalizującą funkcją mass mediów.
Od początku swojej pracy zawodowej jest pracownikiem rzeszowskiej Uczelni. W 1989 roku została włączona w realizację projektu badawczego zleconego przez MEN, w ramach problemu węzłowego 08.17.II.10.0 pt.: „Optymalizacja działalności i infrastruktury szkoły w aspekcie technologii kształcenia”, którego końcowym efektem było opracowanie obudowy dydaktycznej do zajęć z przedmiotu: techniczne środki kształcenia, a także opracowanie uwarunkowań pedagogiczno-ergonomicznych infrastruktury dydaktycznej nowoczesnej szkoły. Uczestniczyła także w innych projektach, jak np. w programie „LEROPOL – PTH EINDHOVEN”, współtworząc w l. 1992-1994 moduł „Kształcenie nauczycieli. W latach 2006-2007 była ekspertem w polsko – amerykańskim badaniu na temat wykorzystania technologii in-formacyjnej i komunikacyjnej w edukacji, przeprowadzonym metodą Delphi przez University of Idaho i Department of Educational, Idaho w USA;
Jest członkiem Polskiego Stowarzyszenia Filmu Naukowego, sekretarzem Polskiego Stowarzyszenia Filmu Naukowego – Oddział w Rzeszowie (w latach 1989-1993), Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej i Rady Naukowej serii wydawniczej „Oblicza mediów” (wydawnictwo Adama Marszałka). Pani profesor jest miłośniczką muzyki klasycznej - ukończyła Szkołę Muzyczną I Stopnia w sekcji: skrzypce. jest autorką lub współautorką 5 monografii (w tym 2 autorskie), 83 artykułów naukowych, zorganizowała 24 sympozja, konferencje i seminaria naukowe. Aktywnie uczestniczyła w 10 sympozjach zagranicznych oraz w ok. 100 konferencjach i seminariach naukowych. Bierze aktywny udział w organizowaniu i realizacji studiów podyplomowych zarówno zleconych przez MEN (łącznię zrealizowała 10 grantów), jak i w ramach EFS (2 granty) oraz komercyjnych. Pełniła różne funkcję na rzecz uczelni oraz środowiska. W swojej dalszej działalności naukowej zamierza prowadzić badania na rzecz implementacji kultury medialnej.
(fot. za: http://www.multimedia.univ.rzeszow.pl/?p=341)
05 października 2013
Polityczne pozostałości pedagogiki PRL
Otrzymałem w tym tygodniu dwie zbliżone do siebie tematycznie korespondencje. Jedną okazała się znakomita książka profesora Romualda Grzybowskiego pt. Polityczne priorytety i elementy codzienności socjalistycznej szkoły. Wybór studiów poświęconych dziedzictwu edukacyjnemu PRL-u (Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2013). Obok ośrodka białostockiego ze szkołą naukową prof. E. Kryńskiej), także gdańscy historycy wychowania nasycają naszą wiedzę wynikami swoich badań pedagogiki i oświaty m.in. na usługach PRL-owskiego reżimu. Od 1992 r. nie udało się naszemu środowisku przeprowadzenie poważnej debaty naukowej na temat minionego uwikłania nauk pedagogicznych zarówno w dobre, jak i – niestety w dużej mierze - patologiczne współdziałanie naukowców i nauczycieli z ówczesną władzą. Jak słusznie pisze we Wstępie do książki R. Grzybowski:
„Dorobek składający się na treść dziedzictwa kulturowego może być wysoko oceniony lub odrzucany, nobilitowany lub kontestowany. Dziedzictwo kulturowe posiada bowiem zdolność „trwania w czasie”. Oznacza to, że poszczególne jego elementy posiadają zdolność odradzania się po okresach krytyki czy wręcz negacji ich wartości przez przedstawicieli społeczeństwa (części elit) w danej epoce. Warto tę rozprawę przeczytać, by włączyć się tak w reinterpretację i nowe, także krytyczne odczytanie minionego dorobku przedstawicieli nauk o wychowaniu, jak i w kontynuowanie badań tego okresu oraz by wykorzystać źródła historyczne czasu PRL dla zrozumienia edukacyjnej współczesności.
Przypominam przy tej okazji, że niniejszą rozprawę poprzedziło ukazanie się pokonferencyjnych tomów pod redakcją profesora R. Grzybowskiego , a zatytułowanych:
- Zaangażowanie? Opór? Gra? Szkic do portretu nauczyciela w latach PRL-u (Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń) oraz
- pod jego współredakcją wraz z Elżbietą Gorloff i Andrzejem Kołakowskim pt. Edukacja w warunkach zniewolenia i autonomii (1945-2009) – (Kraków: Impuls).
Mam tu na uwadze naukę, która znalazła się w labiryncie bez wyjścia, w jakiejś ślepej uliczce, pustce, a może i samoświadomości własnego „odchodzenia” z obszaru i dziedzin nauk. Pedagogika staje się nauką bez nadziei w państwie totalitarnym, gdyż jednostka i społeczeństwo, w tym prowadzący badania naukowe i aplikujący ich wyniki w praktyce muszą w nim dostosowywać swoje postawy i wiedzę do narzuconej im władzy (ideologii, struktur, itp.). Jeśli tego nie czynią, to są wykluczani z przestrzeni publicznej, a więc z nauki, kultury i edukacji, a często też prześladowani. Ten typ pedagogiki należy do nauki funkcjonującej w państwie totalitarnym, gdzie cenzura polityczna i przemoc (także fizyczna) wobec naukowców niszczyła jej podstawy teoretyczne, praktyczne i zasoby ludzkie, gdzie mieliśmy do czynienia z tendencją do zduszania wszelkich różnic w obszarze humanistyki i nauk społecznych jeśli nie wykazywały one bezwzględnej zbieżności z doktryną marksistowsko-leninowską i wspierającą je filozofią pozytywistyczną. W takiej przestrzeni politycznej stosowana była logika dwuwartościowa typu: albo jedno, albo drugie w ocenianiu przydatności, prawdziwości czy słuszności określonych dokonań w nauce.
Swoisty „kanibalizm” naukowy mający na celu tępienie odmiennej pedagogiki, filozofii wychowania i kształcenia, niszczenia autorytetów lub zmuszania część z nich do wyrzeczenia się własnych dokonań w imię egzystencjalnego przetrwania, wzmacniany był także w Polsce, w okresie PRL, usuwaniem z kraju, z uniwersytetów pedagogów posługujących się innym językiem, innymi przesłankami od tych narzucanych przez władzę. Dzisiaj też to ma miejsce tyle tylko, że w nieco innym wymiarze i kontekście. Warto zatem przeczytać te rozprawy.
Natomiast drugim listem, jaki otrzymałem z Pomorza (stempel poczty – Elbląg), był anonim (takie to czasy, że jak w okresie PRL ludzie boją się odsłaniać swoją tożsamość) , którego „autorzy” – jak wynika z treści, ale i z braku podpisów – informują mnie, że „za nadzór nad kierunkiem studiów na jednym z wydziałów pewnej uczelni publicznej odpowiadają trzej emerytowani oficerowie polityczni z czasów PRL w osobach... (tu są podane ich nazwiska i funkcje), które legitymują się dyplomami komunistycznej Wojskowej Akademii Politycznej im. Szefa NKWD Towarzysza Feliksa Dzierżyńskiego. „ Autorzy proszą o zainteresowanie się czynników oficjalnych problemem komunistycznej patologii kadrowej w państwowym szkolnictwie wyższym, szczególnie teraz, w okresie bezrobocia.
W związku z tym, że nie jestem czynnikiem władzy, która mogłaby w tej sprawie cokolwiek uczynić, upowszechniam tę informację, bo może historycy wychowania i/lub dziennikarze śledczy przeprowadzą badania biograficzno-problemowe jakże swoistej spuścizny PRL.
04 października 2013
Habilitacyjne duety na Słowacji
Anonimowy komentator jednego z poprzednich wpisów przypomniał, że dawno już nie pisałem o Polakach ubiegających się u naszych południowych sąsiadów o status docenta i słowacką habilitację. Istotnie, trochę się tu zaniedbałem, ale to głównie dlatego, że niektórzy bardzo nie lubią jak podejmuję ten temat. Już sam fakt poświęcenia temu uwagi traktowany jest jak atak na jakąś świętość. Nie rozumiem, dlaczego? Piszę o sukcesach naszych koleżanek i kolegów, którzy habilitują się w kraju, to dlaczego miałbym pomijać milczeniem tych, co to "habilitują się" po słowackiej stronie? Celowo takiego właśnie użyłem określenia - "habilitują się", bo wprawdzie nazwa postępowania jest zbieżna z polską, ale radykalnie odbiega od wymagań, jakie trzeba spełnić w kraju. Oczywiście, tak tu, jak i tam skala jest wielostopniowa, a nie zero-jedynkowa, a to oznacza, że przedkładany do oceny dorobek nauczycieli akademickich w stopniu doktora jest wyróżniający, bardzo dobry, dobry, dostateczny lub niedostateczny.
O ile z publikacjami polskich habilitacji w krajowych uczelniach każdy może się zapoznać, gdyż są wydrukowane i znajdują się w powszechnym obiegu, a więc może wyrobić sobie na ich temat zdanie (niezależnie od tego, czy przyczyniły się do promocji, czy też nie), o tyle w przypadku postępowań habilitacyjnych na Słowacji w 90% możecie szukać wiatru w polu. Nie tylko tam, ale i tu nie znajdziemy rozpraw naukowych osób, które na podstawie tam przedłożonej dokumentacji uzyskują habilitację. Mała różnica, ale jest z nią, jak z reklamowanym piwem. Zdaję sobie sprawę z tego, że pisanie o tym w kraju jest obrazoburcze, wywołuje wściekłość, niezadowolenie, które zresztą projektuje się potem na mnie. Nie mam jednak i nigdy nie miałem z tym procederem nic wspólnego. Natomiast dzięki naszym koleżankom i kolegom otrzymałem przekonywujące materiały, a ostatnio, w czasie Zjazdu Pedagogicznego jedna z osób przyznała, że nawet nie miała pojęcia o sfałszowaniu dokumentacji przez pewną panią doktor, która ośmieliła się złożyć w swoim postępowaniu w KU w Rużomberoku pozytywną recenzję owej profesor. Ot, ciekawostka, ale przecież nie wynika z niej, że wszyscy tak postępują, że każdy Polak jest nieuczciwy, że przedkładany na Słowacji dorobek nie jest wartościowy, skoro spełnia tamtejsze normy akademickie. NIE. Czarne owce zdarzają się w każdym środowisku.
Zachęcam zatem do zapoznania się z dorobkiem kolejnych doktorów - wkrótce habilitowanych, o których przewodach habilitacyjnych informują władze Katolickiego Uniwersytetu w Rużomberoku. Nie można na Wydziale Pedagogicznym KU habilitować się z pedagogiki, a zatem w modzie jest "praca socjalna" i "dydaktyka przedmiotowa". Wkrótce odbędą się tu cztery postępowania dla Polaków:
1) Tegoroczną edycję słowackich docentur Polaków rozpoczyna w dn. 9. 10. 2013 o godz. 10.30 doktor psychologii Julia Gorbaniuk z Instytutu Nauk o Rodzinie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wykładem pt. "Rodinný asistent – forma podpory v ťažkej sociálnej situácii" (Asystent rodzinny - forma wsparcia trudnej sytuacji socjalnej" a następnie przystąpi do obrony pracy habilitacyjnej pt. "Psychospoločenské fungovanie dieťaťa v rodine migranta. Formy podpory" (Psychospołeczne funkcjonowanie dziecka w rodzinie migranta. Forma wsparcia" w dyscyplinie naukowej - jedynie na Słowacji - oznaczonej numerem 3.1.14, czyli z "pracy socjalnej".
2) O godz. 12.00 doktor socjologii Monika Podkowińska wygłosi najpierw wykład habilitacyjny pt. "Nové vzory sociálnej komunikácie v oblasti rodinného poradenstva" (Nowe wzory komunikacji społecznej w zakresie poradnictwa rodzinnego) a następnie przystąpi do obrony pracy habilitacyjnej pt. "Rodinná komunikácia v kontexte súčasných foriem podpory rodiny. Štúdium zo sociálnej prace" (Komunikacja rodzinna w kontekście współczesnych form wsparcia rodziny. Studium z pracy socjalnej" w dyscyplinie posiadającej identyfikator 3.1.14, czyli z "pracy socjalnej".
W dn. 14. 10. 2013 (w Dniu Edukacji w Polsce) będą miały miejsce aż dwa takie przewody:
3) Najpierw o godz. 9.00 na Wydziale Pedagogicznym Katolíckej univerzity v Ružomberku (PF KU) ul. Hrabovská 1 możecie wysłuchać wykładu doktora pedagogiki Marcina Białasa z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach pt. "Morálna teológia na hodinách náboženstva v škole" (Teologia moralna na lekcjach religii w szkole" oraz będzie miała miejsce obrona rozprawy habilitacyjnej pt. Ľudské šťastie a utrpenie v didaktike kresťanskej výchovy (Szczęście ludzkie a cierpienie w dydaktyce religii chrześcijańskiej). Jak widać już po problematyce Habilitanta - postępowanie będzie przebiegać w ramach dyscypliny oznaczonej na Słowacji numerem 1.1.10 - Odborová didaktika-teória vzdelávania náboženskej výchovy (dydaktyka przedmiotowa - katecheza).
4) Następnie o godz. 12.00 - można uczestniczyć w wykładzie habilitacyjnym na tym samym wydziale psychologa doktora Wojciecha Gulina z Kujawsko-Pomorskiej Szkoły Wyższej w Bydgoszczy pt. "Emociálne empatie detí a mladistvých vo vzťahu ku starším" (emocjonalna empatia dzieci i młodzieży w relacjach ze starszymi) oraz nastąpi obrona pracy habilitacyjnej pt. "Chápanie staroby u mladých ľudí a sociálna starostlivosť mladých o starych" (Rozumienie starości wśród młodych ludzi a społeczna troska młodych o starych"). Ten przewód będzie prowadzony w ramach dyscypliny oznaczonej na Słowacji numerem 3.1.14 - czyli z "socjalnej pracy", która w Polsce nie jest uznawana przez panią minister jako dyscyplina naukowa, podobnie zresztą jak ma to miejsce w przypadku tzw. dydaktyk szczegółowych, przedmiotowych. No, ale jak to ma miejsce w naszym kraju - każdy sobie rzepkę skrobie. Jednych obowiązuje prawo, a innych nie.
I kto ośmiela się twierdzić, że na Słowacji habilitują się tylko pedagodzy? Swoją drogą, ciekawe, na jakich stanowiskach będą później zatrudnieni psycholog-dydaktyk czy socjolog/psycholog - w zakresie pracy socjalnej? Czy będą na stanowiskach samodzielnych pracowników naukowych w polskich uczelniach? Jeśli tak, to na jakiej podstawie prawnej, skoro reprezentują dyscypliny wiedzy praktycznej, ale nie naukowej? Może pani minister Barbara Kudrycka zrobi coś z tym problemem, bo może okazać się, że niektórzy posługują się w naszym kraju uprawnieniami w zakresie, którego sama pani minister nie uznała?
A tak wygląda jeden z przykładowych wniosków komisji przeprowadzającej habilitację w tym roku, z którego wynika, że doktor z Polski pozytywnie obronił swoją habilitację i zaliczył wykład habilitacyjny:
Jak to dobrze, że od 1 października w Polsce nie będzie już ani kolokwiów habilitacyjnych, ani wykładów. Może trochę odetchną ci, którzy mają stres ekspozycji społecznej?
O ile z publikacjami polskich habilitacji w krajowych uczelniach każdy może się zapoznać, gdyż są wydrukowane i znajdują się w powszechnym obiegu, a więc może wyrobić sobie na ich temat zdanie (niezależnie od tego, czy przyczyniły się do promocji, czy też nie), o tyle w przypadku postępowań habilitacyjnych na Słowacji w 90% możecie szukać wiatru w polu. Nie tylko tam, ale i tu nie znajdziemy rozpraw naukowych osób, które na podstawie tam przedłożonej dokumentacji uzyskują habilitację. Mała różnica, ale jest z nią, jak z reklamowanym piwem. Zdaję sobie sprawę z tego, że pisanie o tym w kraju jest obrazoburcze, wywołuje wściekłość, niezadowolenie, które zresztą projektuje się potem na mnie. Nie mam jednak i nigdy nie miałem z tym procederem nic wspólnego. Natomiast dzięki naszym koleżankom i kolegom otrzymałem przekonywujące materiały, a ostatnio, w czasie Zjazdu Pedagogicznego jedna z osób przyznała, że nawet nie miała pojęcia o sfałszowaniu dokumentacji przez pewną panią doktor, która ośmieliła się złożyć w swoim postępowaniu w KU w Rużomberoku pozytywną recenzję owej profesor. Ot, ciekawostka, ale przecież nie wynika z niej, że wszyscy tak postępują, że każdy Polak jest nieuczciwy, że przedkładany na Słowacji dorobek nie jest wartościowy, skoro spełnia tamtejsze normy akademickie. NIE. Czarne owce zdarzają się w każdym środowisku.
Zachęcam zatem do zapoznania się z dorobkiem kolejnych doktorów - wkrótce habilitowanych, o których przewodach habilitacyjnych informują władze Katolickiego Uniwersytetu w Rużomberoku. Nie można na Wydziale Pedagogicznym KU habilitować się z pedagogiki, a zatem w modzie jest "praca socjalna" i "dydaktyka przedmiotowa". Wkrótce odbędą się tu cztery postępowania dla Polaków:
1) Tegoroczną edycję słowackich docentur Polaków rozpoczyna w dn. 9. 10. 2013 o godz. 10.30 doktor psychologii Julia Gorbaniuk z Instytutu Nauk o Rodzinie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wykładem pt. "Rodinný asistent – forma podpory v ťažkej sociálnej situácii" (Asystent rodzinny - forma wsparcia trudnej sytuacji socjalnej" a następnie przystąpi do obrony pracy habilitacyjnej pt. "Psychospoločenské fungovanie dieťaťa v rodine migranta. Formy podpory" (Psychospołeczne funkcjonowanie dziecka w rodzinie migranta. Forma wsparcia" w dyscyplinie naukowej - jedynie na Słowacji - oznaczonej numerem 3.1.14, czyli z "pracy socjalnej".
2) O godz. 12.00 doktor socjologii Monika Podkowińska wygłosi najpierw wykład habilitacyjny pt. "Nové vzory sociálnej komunikácie v oblasti rodinného poradenstva" (Nowe wzory komunikacji społecznej w zakresie poradnictwa rodzinnego) a następnie przystąpi do obrony pracy habilitacyjnej pt. "Rodinná komunikácia v kontexte súčasných foriem podpory rodiny. Štúdium zo sociálnej prace" (Komunikacja rodzinna w kontekście współczesnych form wsparcia rodziny. Studium z pracy socjalnej" w dyscyplinie posiadającej identyfikator 3.1.14, czyli z "pracy socjalnej".
W dn. 14. 10. 2013 (w Dniu Edukacji w Polsce) będą miały miejsce aż dwa takie przewody:
3) Najpierw o godz. 9.00 na Wydziale Pedagogicznym Katolíckej univerzity v Ružomberku (PF KU) ul. Hrabovská 1 możecie wysłuchać wykładu doktora pedagogiki Marcina Białasa z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach pt. "Morálna teológia na hodinách náboženstva v škole" (Teologia moralna na lekcjach religii w szkole" oraz będzie miała miejsce obrona rozprawy habilitacyjnej pt. Ľudské šťastie a utrpenie v didaktike kresťanskej výchovy (Szczęście ludzkie a cierpienie w dydaktyce religii chrześcijańskiej). Jak widać już po problematyce Habilitanta - postępowanie będzie przebiegać w ramach dyscypliny oznaczonej na Słowacji numerem 1.1.10 - Odborová didaktika-teória vzdelávania náboženskej výchovy (dydaktyka przedmiotowa - katecheza).
4) Następnie o godz. 12.00 - można uczestniczyć w wykładzie habilitacyjnym na tym samym wydziale psychologa doktora Wojciecha Gulina z Kujawsko-Pomorskiej Szkoły Wyższej w Bydgoszczy pt. "Emociálne empatie detí a mladistvých vo vzťahu ku starším" (emocjonalna empatia dzieci i młodzieży w relacjach ze starszymi) oraz nastąpi obrona pracy habilitacyjnej pt. "Chápanie staroby u mladých ľudí a sociálna starostlivosť mladých o starych" (Rozumienie starości wśród młodych ludzi a społeczna troska młodych o starych"). Ten przewód będzie prowadzony w ramach dyscypliny oznaczonej na Słowacji numerem 3.1.14 - czyli z "socjalnej pracy", która w Polsce nie jest uznawana przez panią minister jako dyscyplina naukowa, podobnie zresztą jak ma to miejsce w przypadku tzw. dydaktyk szczegółowych, przedmiotowych. No, ale jak to ma miejsce w naszym kraju - każdy sobie rzepkę skrobie. Jednych obowiązuje prawo, a innych nie.
I kto ośmiela się twierdzić, że na Słowacji habilitują się tylko pedagodzy? Swoją drogą, ciekawe, na jakich stanowiskach będą później zatrudnieni psycholog-dydaktyk czy socjolog/psycholog - w zakresie pracy socjalnej? Czy będą na stanowiskach samodzielnych pracowników naukowych w polskich uczelniach? Jeśli tak, to na jakiej podstawie prawnej, skoro reprezentują dyscypliny wiedzy praktycznej, ale nie naukowej? Może pani minister Barbara Kudrycka zrobi coś z tym problemem, bo może okazać się, że niektórzy posługują się w naszym kraju uprawnieniami w zakresie, którego sama pani minister nie uznała?
A tak wygląda jeden z przykładowych wniosków komisji przeprowadzającej habilitację w tym roku, z którego wynika, że doktor z Polski pozytywnie obronił swoją habilitację i zaliczył wykład habilitacyjny:
Jak to dobrze, że od 1 października w Polsce nie będzie już ani kolokwiów habilitacyjnych, ani wykładów. Może trochę odetchną ci, którzy mają stres ekspozycji społecznej?
Subskrybuj:
Posty (Atom)