26 września 2013
Sztuka socjologicznych badań i interpretacji fenomenu biedy
Trzeci dzień trwa Letnia Szkoła Młodych Pedagogów KNP PAN. W odróżnieniu od tego, co miało miejsce na VIII Zjeździe Pedagogicznym w Gdańsku - na wszystkich konferencjach KNP PAN, a na Letnich Szkołach KNP PAN w sposób szczególny wita się każdego przybyłego, a tym bardziej zaproszonego Gościa.
Prof. Maria Dudzikowa serdecznie przywitała kolejnych wykładowców Szkoły, a dojechali do nas profesorowie: dr hab. Zenon Gajdzica prof. UŚl z Uniwersytetu Śląskiego i prof. Zbigniew Kwieciński z DSW we Wrocławiu. Uczestnicy LSMP mogli skorzystać z ich obecności w ramach seminariów z tematem, ale także w trakcie tzw. "Giełdy (p)różności", w trakcie której doktoranci prezentują projekty czy wstępne założenia własnych badań naukowych, zaś wypromowani już doktorzy dzielą się najważniejszymi wynikami z własnej pracy doktorskiej.
Wykłady Mistrzów zapoczątkowała znakomita socjolog z Wydziału Nauk Społecznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie – redaktor naczelna „Kultury i Społeczeństwa” prof. dr hab. Elżbieta Tarkowska .
Tematem wykładu byli biedni i bogaci w dyskursie publicznym i w doświadczeniach prywatnych. Zgromadzeni w Letniej Szkole pedagodzy (doktoranci i młodzi doktorzy) mieli znakomitą okazję do poznania metaanalizy dyskursów nauk socjologicznych skupionych przede wszystkim na najbardziej bolesnej dla transformujących się społeczeństw sfery ubóstwa, biedy czy nędzy.
Dla pedagogów sfera powiększającego się rozwarstwienia społeczeństwa polskiego i ubóstwa stanowi ważny kontekst możliwości prowadzenia własnych działań edukacyjnych, wychowawczych. Wiedzą o tym szczególnie nauczyciele szkół wiejskich czy szkół wielkomiejskich z dzielnic biedy, stref lokalnej marginalizacji. Wielu jest w polskich szkołach uczniów, którzy przychodzą do szkoły nie po to, by się uczyć, ale by w niej coś zjeść, dostać ciepły posiłek, często jedyny w ciągu dnia.
Wykład prof. E. Tarkowskiej był naukową "pielgrzymką" po literaturze nauk społecznych, w wyniku której mogliśmy poznać różne rodzaje dyskursów biedy. Przy okazji, ale i na zasadzie inwersji, pewne zmienne pozwalają na odniesienie ich także do badania uwarunkowań bogactwa.
Tak więc mamy następujące dyskursy biedy:
1) dyskurs medialny – to rozprawy, artykuły, wypowiedzi w polskiej prasie na temat biedy dzieci. Tu bada się także fora internetowe – np. dyskusje o bezdomnych czy analizuje problemy społeczne osób biednych w materiałach telewizji publicznej czy prywatnej;
2) dyskurs instytucjonalny obejmujący system pomocy społecznej, wykluczenia społeczne i działalność organizacji społecznych, dobroczynnych ;
3) dyskurs szkolny – skupiający się na ukrytym programie biedy w środowisku szkolnym;
Akademicki dyskurs biedy , któremu Profesor E. Tarkowska poświęciła najwięcej uwagi, dotyczył tych badań naukowych, które w ostatnich latach wycisnęły największe piętno na poznaniu i zrozumieniu człowieka biednego w społeczeństwach transformacji ustrojowej. Pojawiły się bowiem w literaturze naukowej diagnozy dotyczące m.in.:
a) wizerunków człowieka biednego;
b) problematyki głębokiego zróżnicowania np. trzy kategorie osób: wyróżnieni, wykluczeni lub niewidzialni; bieda a dostatek; biedni a bogaci czy postrzeganie Polski jako państwa rynkowego, Polski etatowej czy Polski na zasiłku. Brak lub nadmiar czasu staje się także dobrą zmienną do uchwycenia symptomów biedy. To rozprawy - Polska jedna czy wiele? Polska liberalna a Polska solidarna.
W teoriach socjologicznych wyróżnia się ważne dla badania biedy perspektywy:
1) Badania makrostrukturalne dyskursu nierówności społecznych – dotyczą przemian społeczno-gospodarczych; fascynacja biegunem bogactwa; powstaniem nowej klasy średniej z jednej strony a z drugie strony klasy zmarginalizowanej;
2) mikroperspektywa badawcza – jednostkowa, kulturowa, subiektywna – to dyskurs społecznych kosztów transformacji; obejmuje on problem ubóstwa jako koszt transformacji; przedmiotem badan jest też subiektywna niepewność, anomia, chaos w społeczeństwie z jednej strony obywatelskim a z drugiej społeczeństwem generującym procesy anomii, destrukcyjne efekty głębokiej zmiany społecznej. Koncepcja wielkiej zmiany jest ukoronowaniem tego nurtu.
Badacze zwracają uwagę na świadomościowy, kulturowy, emocjonalny wymiar reakcji ludzi w sytuacji szybkich zmian społecznych; to także kwestie permanencji zmiany (zagrożenie utraty czy utrata mieszkania, praca lub bezrobocie itd.); to także koncepcja traumy społecznej, obniżenia się poziomu życia. To także znakomite badania dzieci ulicy i związanego z tym zjawiskiem piętna nieprzystosowania.
W niewielkiej części prof. E. Tarkowska odniosła się do dyskursu bogactwa, ale to dlatego, że sama z pasją bada ten pierwszy. Wskazała jednak na koszty zmiany ustrojowej w Polsce, które stały się też okazją dla badaczy do diagnozowania sytuacji ludzi, którym się powiodło. Mamy w kraju socjologów, którzy interesują się nowymi elitami ekonomicznymi, ludźmi biznesu, w tym także badających np. samotność tych ludzi. Ciekawe poznawczo okazało się poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: Jak ktoś się staje bogatym? Jak się wchodzi do bogactwa? Jaki prowadzi się styl życia? Jak się pracuje? Jaki stosunek mają bogaci do zwierząt domowych? To także dyskurs wokół celebrytów.
Ważnym przesłaniem tego wykładu było: Kontakt z ludźmi wykluczonymi, biednymi zmienia nasz stosunek do nich. Czyż nie jest to zobowiązaniem dla pedagogów?
25 września 2013
V Forum Naukowe "POLSKA - UKRAINA" o interdyscyplinarności nauk pedagogicznych
Ukraina jest coraz bliżej integracji z Wspólnotą Europejską, w której od początku transformacji politycznej ("Pomarańczowa Rewolucja") miała Polskę po stronie swoich dążeń wolnościowych. Piętnaście lat temu ówczesny przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN prof. Tadeusz Lewowicki podpisał umowę o wzajemnej współpracy z Narodową Akademią Nauk Pedagogicznych Ukrainy, która w pewnej mierze jest odpowiednikiem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. U naszych wschodnich sąsiadów Akademia została powołana do życia Dekretem Prezydenta Ukrainy. Natomiast w Polsce skład KNP PAN jest wynikiem odbywających się co 4 lata wyborów wśród samodzielnych pracowników naukowych.
Na Ukrainie Akademia bierze aktywny udział w tworzeniu podstaw naukowych i metodycznych dla potrzeb rozwoju systemu oświaty, ale także uczestniczy w współtworzeniu regulacji prawnych i pedagogicznych dla ukraińskiego systemu szkolnego. W Polsce ekspertyzy KNP PAN są przez MEN traktowane z dostojnością, jeśli profesorowie przytakują władzy, nawet w najgłupszych rozwiązaniach, co już się zdarzało. Są jednak przedmiotem ignorowania czy nawet wykluczania ekspertów, jeśli ich opinie są nieprzychylne czy jednoznacznie negatywne wobec polityki oświatowej.
Nie o tych jednak różnicach chcę dzisiaj pisać. Do Krakowa dojechałem 24 września o godz. 0.50, by o 9.15 uczestniczyć w uroczystym otwarciu V Forum Naukowego Polska-Ukraina na Uniwersytecie Pedagogicznym im. KEN w Krakowie. Ukraińscy goście dopisali, bowiem przyjechali do miasta Kraka rektorzy wszystkich uniwersytetów pedagogicznych tego kraju, akademicy pełniący funkcje deputowanych do Parlamentu czy funkcje rządowe w randze wiceministrów edukacji. Ponad 30-osobowej delegacji z tego kraju przewodniczył Prezydent Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy prof. Wasyl Kremeń.
Na Forum przybyli także profesorowie pedagogiki z Polski, głównie specjalizujący się w pedagogice pracy, ale andragodzy i pedagodzy ogólni, którzy potwierdzili swoją obecnością nie tylko kilkanaście lat owocnej współpracy naukowo-badawczej, ale także zawarte więzi przyjaźni. Referujący Goście z Ukrainy często poprzedzali swoje referaty osobistymi adresami wdzięczności z tego tytułu. I z wzajemnością, bo niektórzy z polskich pedagogów noszą tytuły doktorów honorowych ukraińskich uniwersytetów (m.in. prof. T. Lewowicki, Z. Wiatrowski).
To, że debata naukowa toczy się w murach UP w Krakowie nie jest przypadkiem, bowiem na Wydziale Pedagogicznym są też zatrudnieni profesorowie z Ukrainy. W oficynie krakowskiego uniwersytetu wydaje się przekłady na język polski lub angielski publikacji ukraińskich pedagogów.
Debatę otworzył jednak nie tylko Rektor UP w Krakowie prof. Michał Śliwa, ale także współorganizator tego Forum - Rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - prof. APS Jan Łaszczyk. Spiritus movens nie tylko tego Forum, ale i wieloletniej współpracy z ukraińskimi pedagogami jest prof. Franciszek Szlosek z APS.
Tematem wiodącym Forum, które trwa do 26 września jest -"INTERDYSCYPLINARNOŚĆ PEDAGOGIKI I JEJ SUBDYSCYPLIN". Przytoczę w tym miejscu 10 tez prof. Tadeusza Lewowickiego na ten temat:
1. Pedagogika ma pierworodny walor interdyscyplinarności, bo od początku była związana z filozofią;
2. Walor pierworodny związku pedagogiki z filozofią przewija się w dziełach wybitnych filozofów, jak chociażby J.A. Komeński, J.F. Herbart, J. Dewey i in.
3. Myślenie o wychowaniu było ściśle skojarzone z syntetycznym postrzeganiem człowieka. Pedagogika zajmuje się bowiem bardzo różną materią – ideami, rozwojem i wychowaniem jednostek i grup społecznych, instytucjami, polityką, ekonomią oświaty i wieloma innymi dyscyplinami. Na gruncie pedagogiki spotykają się zatem ze sobą różne dyscypliny. Pedagogika nadal jest nauką humanistyczną, refleksją o wychowaniu człowieka;
4. Pedagogika jest nauką wieloparadygmatyczną, obejmuje różne obszary badanej rzeczywistości, toteż musi przyjmować paradygmaty innych nauk;
5. Bogactwo interdyscyplinarności powoduje słabości, problemy, bo pedagogika nie jest samodzielna metodologicznie. Sama czerpie bogato z innych nauk, co przecież nie jest jej słabością, jeśli jest dobrze stosowane;
6. Poza tradycyjnymi dyscyplinami jest wiele nowych nauk, dotychczas nie zauważanych przez pedagogów - jak np. nauki techniczne, nauki o komunikacji kognitywistyka, nauki biologiczne, medyczne, neuronauki itp.;
7. Kryzys tożsamości pedagogiki wynika z traktowania jej w wyniku administracyjnej decyzji jako naukę społeczną, co wydaje się niewielką różnicą, ale nauki społeczne nie muszą tak jak humanistyka nawiązywać do dorobku przeszłości. Czy pedagogikę należy uprawiać zapominając o przeszłości? Humanistyka pozbawiona pamięci staje się barbarzyństwem. Odkrywa się coś, co dawno zostało już odkryte;
8. Pedagogika przyjmuje wielu uczonych z innych dyscyplin. Trafia dzięki temu do obszaru jej zainteresowań tematyka wielodyscyplinarna. Czy ilość przechodzi w jakość?
9. Potrzebne jest całościowe ogarnięcie przedmiotu badań pedagogicznych – nie da się pedagogiki analizować w takim rozproszeniu. Bez mapy spojrzenia na pedagogikę można tylko się pogubić;
10. Interdyscyplinarność pedagogiki a interdyscyplinarność praktyki edukacyjnej stają się nowym wyzwaniem dla badaczy. Trzeba nauczycieli przygotowywać do nauczania holistycznego. Szkoła ciągle jest podzielona na przedmioty, na nauczanie w systemie klasowo lekcyjnym.
Zainteresowanych wypowiedziami uczestników V Forum odsyłam do pięknie wydanego tomu pod redakcją Zofii Szaroty i Franciszka Szloska pt. "Interdyscyplinarność pedagogiki i jej subdyscypliny", Radom: Wydawnictwo Naukowe ITE-PIB 2013, ss. 815.
Na Ukrainie Akademia bierze aktywny udział w tworzeniu podstaw naukowych i metodycznych dla potrzeb rozwoju systemu oświaty, ale także uczestniczy w współtworzeniu regulacji prawnych i pedagogicznych dla ukraińskiego systemu szkolnego. W Polsce ekspertyzy KNP PAN są przez MEN traktowane z dostojnością, jeśli profesorowie przytakują władzy, nawet w najgłupszych rozwiązaniach, co już się zdarzało. Są jednak przedmiotem ignorowania czy nawet wykluczania ekspertów, jeśli ich opinie są nieprzychylne czy jednoznacznie negatywne wobec polityki oświatowej.
Nie o tych jednak różnicach chcę dzisiaj pisać. Do Krakowa dojechałem 24 września o godz. 0.50, by o 9.15 uczestniczyć w uroczystym otwarciu V Forum Naukowego Polska-Ukraina na Uniwersytecie Pedagogicznym im. KEN w Krakowie. Ukraińscy goście dopisali, bowiem przyjechali do miasta Kraka rektorzy wszystkich uniwersytetów pedagogicznych tego kraju, akademicy pełniący funkcje deputowanych do Parlamentu czy funkcje rządowe w randze wiceministrów edukacji. Ponad 30-osobowej delegacji z tego kraju przewodniczył Prezydent Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy prof. Wasyl Kremeń.
Na Forum przybyli także profesorowie pedagogiki z Polski, głównie specjalizujący się w pedagogice pracy, ale andragodzy i pedagodzy ogólni, którzy potwierdzili swoją obecnością nie tylko kilkanaście lat owocnej współpracy naukowo-badawczej, ale także zawarte więzi przyjaźni. Referujący Goście z Ukrainy często poprzedzali swoje referaty osobistymi adresami wdzięczności z tego tytułu. I z wzajemnością, bo niektórzy z polskich pedagogów noszą tytuły doktorów honorowych ukraińskich uniwersytetów (m.in. prof. T. Lewowicki, Z. Wiatrowski).
To, że debata naukowa toczy się w murach UP w Krakowie nie jest przypadkiem, bowiem na Wydziale Pedagogicznym są też zatrudnieni profesorowie z Ukrainy. W oficynie krakowskiego uniwersytetu wydaje się przekłady na język polski lub angielski publikacji ukraińskich pedagogów.
Debatę otworzył jednak nie tylko Rektor UP w Krakowie prof. Michał Śliwa, ale także współorganizator tego Forum - Rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - prof. APS Jan Łaszczyk. Spiritus movens nie tylko tego Forum, ale i wieloletniej współpracy z ukraińskimi pedagogami jest prof. Franciszek Szlosek z APS.
Tematem wiodącym Forum, które trwa do 26 września jest -"INTERDYSCYPLINARNOŚĆ PEDAGOGIKI I JEJ SUBDYSCYPLIN". Przytoczę w tym miejscu 10 tez prof. Tadeusza Lewowickiego na ten temat:
1. Pedagogika ma pierworodny walor interdyscyplinarności, bo od początku była związana z filozofią;
2. Walor pierworodny związku pedagogiki z filozofią przewija się w dziełach wybitnych filozofów, jak chociażby J.A. Komeński, J.F. Herbart, J. Dewey i in.
3. Myślenie o wychowaniu było ściśle skojarzone z syntetycznym postrzeganiem człowieka. Pedagogika zajmuje się bowiem bardzo różną materią – ideami, rozwojem i wychowaniem jednostek i grup społecznych, instytucjami, polityką, ekonomią oświaty i wieloma innymi dyscyplinami. Na gruncie pedagogiki spotykają się zatem ze sobą różne dyscypliny. Pedagogika nadal jest nauką humanistyczną, refleksją o wychowaniu człowieka;
4. Pedagogika jest nauką wieloparadygmatyczną, obejmuje różne obszary badanej rzeczywistości, toteż musi przyjmować paradygmaty innych nauk;
5. Bogactwo interdyscyplinarności powoduje słabości, problemy, bo pedagogika nie jest samodzielna metodologicznie. Sama czerpie bogato z innych nauk, co przecież nie jest jej słabością, jeśli jest dobrze stosowane;
6. Poza tradycyjnymi dyscyplinami jest wiele nowych nauk, dotychczas nie zauważanych przez pedagogów - jak np. nauki techniczne, nauki o komunikacji kognitywistyka, nauki biologiczne, medyczne, neuronauki itp.;
7. Kryzys tożsamości pedagogiki wynika z traktowania jej w wyniku administracyjnej decyzji jako naukę społeczną, co wydaje się niewielką różnicą, ale nauki społeczne nie muszą tak jak humanistyka nawiązywać do dorobku przeszłości. Czy pedagogikę należy uprawiać zapominając o przeszłości? Humanistyka pozbawiona pamięci staje się barbarzyństwem. Odkrywa się coś, co dawno zostało już odkryte;
8. Pedagogika przyjmuje wielu uczonych z innych dyscyplin. Trafia dzięki temu do obszaru jej zainteresowań tematyka wielodyscyplinarna. Czy ilość przechodzi w jakość?
9. Potrzebne jest całościowe ogarnięcie przedmiotu badań pedagogicznych – nie da się pedagogiki analizować w takim rozproszeniu. Bez mapy spojrzenia na pedagogikę można tylko się pogubić;
10. Interdyscyplinarność pedagogiki a interdyscyplinarność praktyki edukacyjnej stają się nowym wyzwaniem dla badaczy. Trzeba nauczycieli przygotowywać do nauczania holistycznego. Szkoła ciągle jest podzielona na przedmioty, na nauczanie w systemie klasowo lekcyjnym.
Zainteresowanych wypowiedziami uczestników V Forum odsyłam do pięknie wydanego tomu pod redakcją Zofii Szaroty i Franciszka Szloska pt. "Interdyscyplinarność pedagogiki i jej subdyscypliny", Radom: Wydawnictwo Naukowe ITE-PIB 2013, ss. 815.
24 września 2013
Po raz XXVII Komitet Nauk Pedagogicznych PAN wspiera młodych naukowców w ich rozwoju
Dzisiaj rozpoczęła się XXVII LETNIA SZKOŁA MŁODYCH PEDAGOGÓW Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk. Przez cały tydzień (w dn. 23-28 września 2013) pedagodzy z wszystkich typów uczelni i szkół wyższych będą wspólnie - interdyscyplinarnie, wielopokoleniowo i inkluzyjnie uczyć się rozumienia i pogłębiania metodologicznego warsztatu badawczego, konsultować własne projekty, zamysły badawcze czy dzielić się swoimi wynikami diagnoz empirycznych i teoretycznych. Wrocław i Wojanów stają się w tym okresie wyjątkową przestrzenią i miejscem, które na czas trwania Szkoły połączy nie tylko usytuowanie w granicach Dolnego Śląska i nasze naukowe obrady, ale i pewna magia czy nawet demonologia ludowa.
Organizatorem jest Wydział Nauk Pedagogicznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu - jedyna, niepubliczna w szkolnictwie wyższym w naszym kraju jednostka akademicka, która posiada pełne prawa akademickie m.in. do nadawania wszystkich stopni naukowych i przeprowadzania postępowań na tytuł naukowy profesora w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie - pedagogika.
Kierownikiem Naukowym tegorocznej Szkoły jest – po raz dwudziesty – Wiceprzewodnicząca KNP PAN prof. Maria Dudzikowa, której jubileusz stał się okazją do przekazania Jej szczególnych podziękowań i życzeń, by dalej trwała z nami dla dobra nauki. Nikt nie jest w stanie tak silnie doenergetyzować naukowo młodych pedagogów jak właśnie Profesor, której dorobek naukowy, wyjątkowa, rzadko spotykana erudycja i znakomite kompetencje metodologiczne pozwalają każdemu uczestnikowi odkrywać skarby humanistycznej myśli i umiejętności rozpoznawania wartości praktyk edukacyjnych.
Sekretarzami Naukowymi XXVII LSMP są - Prezydent Forum Młodych Pedagogów pod patronatem KNP PAN kadencji 2012/2013 - dr Piotr Mikiewicz, o którego sukcesie naukowym pisałem jakiś czas temu oraz Prezydentka LSMP - dr Magdalena Czubak-Koch z DSW. Członkami zespołu organizacyjnego przygotowującego XXVII LSMP są Doktorantki Dolnośląskiej Szkoły Wyższej: mgr Urszula Bukowska, mgr Anna Jakubowska, mgr Marzena Major, mgr Izabela Serafin i mgr Monika Taras.
Tematem wiodącym tegorocznej SZKOŁY jest: Między sferą publiczną a sferą prywatną. Wybór ten wyrósł, z jednej strony z zainteresowań środowiska młodych pedagogów aspirujących do grona badaczy, z drugiej zaś z potrzeby podjęcia namysłu nad zagadnieniami, które zajmują niezwykle istotne miejsce w refleksji nad współczesnym społeczeństwem (zagadnienia społeczeństwa obywatelskiego, wolność ekspresji, partycypacja polityczna i inne). Podjęta problematyka często funkcjonuje na poziomie potocznym, narosło wokół niej wiele mitów i stereotypów.
Przybliżenie teorii, badań, refleksja nad praktyką codzienną stworzą okazję pogłębiania wiedzy i wzbogacenia własnego warsztatu badawczego młodych pedagogów. Spotkanie z profesorami – wykładowcami z różnych dyscyplin (oprócz pedagogiki – socjologia, filozofia, kulturoznawstwo i medioznawstwo), dzielenie się własnym doświadczeniem zaangażowania na rzecz społeczeństwa obywatelskiego pogłębi refleksję młodych nad ich partycypacją w sferze publicznej jako pedagogów. Ułatwi to pole problemowe zamknięte dwoma szerokimi pytaniami:
- Jak traktowane są problemy edukacji w sferze publicznej i prywatnej, jakie są jej rzeczywiste funkcje wobec jednostek, grup społecznych i państwa oraz jaka być powinna?
- Co oznacza zaangażowanie pedagogiki w działania na rzecz interesu publicznego?
W interdyscyplinarnym gronie będziemy zatem poszukiwać odpowiedzi na wiele pytań szczegółowych z nadzieją, że każdy z młodych uczestników wpisze się z tematyką swego wystąpienia (referat, komunikat z badań, studium recenzyjne, głos w dyskusji). Po zakwalifikowaniu najlepszych tekstów-wystąpień przewidywany jest ich druk w kolejnym Zeszycie Forum Młodych Pedagogów, zaś wyróżnione Nagrodą Audytorium ukażą się na łamach Rocznika Pedagogicznego.
Na podstawie zgłoszeń został zbudowany program, który obejmuje trzy bloki problemowe:
1. Wokół kategorii „prywatne” vs „publiczne”? Modele sfery publicznej i ich konsekwencje społeczne i jednostkowe. Istota i typologia partycypacji obywatelskiej – od rytualnej partycypacji do realnej władzy. Patologie dyskursu publicznego. Ryzyko „bycia publicznego”. Jaki jest wpływ współczesnego indywidualizmu na życie wspólnotowe i jego jakość? Jak możliwe jest budowanie realnego poczucia wspólnotowości w zglobalizowanym świecie?
2. Humanistyka wobec napięć między sferami publiczną a prywatną oraz wewnątrz nich. Adekwatność paradygmatów normatywnego i interpretatywnego w badaniach zjawisk z obu sfer. Dylematy, antynomie, paradoksy, aporie jako przykładowe kategorie analizy.
3. Co i jak mówi się o szkole i edukacji w sferze publicznej i prywatnej? Czym tłumaczyć można nieobecność pedagogów w mediach i innych formach publicznego dyskursu? Na czym powinna polegać rola pedagoga-intelektualisty zaangażowanego w sprawy swego kraju, czy szerzej człowieka? Upowszechnianie idei i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego jako wyzwanie. Możliwości edukacji dla aktywnego uczestnictwa w sferze publicznej.
Przyjadą do SZKOŁY lub już są z nami profesorowie nauk humanistycznych i społecznych, którzy zaproponowali następujące tematy swoich wykładów:
• Zenon Gajdzica (UŚ, Katowice) Niepełnosprawność wyrwana z kontekstu. O ukrytym ośmieszaniu w sferze publicznej;
• Marek Krajewski (UAM, Poznań) Granice transparentności;
• Ewa Kurantowicz (DSW, Wrocław) Wspólnoty uczestnictwa w sferze publicznej a edukacja;
• Robert Kwaśnica (DSW, Wrocław) Paradoks szkolnictwa wyższego w Polsce. Czy państwo musi być właścicielem edukacji?
• Zbigniew Kwieciński (DSW, Wrocław) Dylematy rozwoju systemu edukacji. U progu prac KREN PAN;
• Elżbieta Matynia (DSW, Wrocław) Demokracja performatywna i polityka małych rzeczy;
. ks. Marian Nowak (KUL) Jak dalece edukacja może/powinna być prywatna, a jak dalece publiczna?
• Mirosława Nowak-Dziemianowicz (DSW, Wrocław) Uwięzione. Publiczne i prywatne niespełnienia kobiet;
• Joanna Ostrouch –Kamińska (UWM, Olsztyn) Przepracowane rodziny: obszary napięć i strategie przetrwania;
. Marek Pawlak (KUL) Systemy wartości studentów. Przeciw stereotypom w sferze publicznej;
• Eugenia Potulicka (UAM, Poznań) O kształceniu obywatelskim w Polsce i zagranicą;
. Maria Reut (DSW) Demokracja i wspólnotowość. Zgoda czy niezgoda?
. Robert Szwed (KUL) Czym jest sfera publiczna? Kontrowersje wokół zagadnienia;
• Bogusław Śliwerski (APS, ChAT, Warszawa) Pedagogika (bez-)nadziei w sferze publicznej (wykład inauguracyjny);
• Elżbieta Tarkowska (APS, Warszawa) Bogaci i biedni w dyskursie publicznym i w doświadczeniach prywatnych;
• Jacek Wasilewski (SWPS, Warszawa) Poziom dyskursu publicznego. Oni i My.
Niestety, na skutek złamania nogi, nie będzie mogła być z nami prof. Maria Czerepaniak-Walczak (USz, Szczecin), która miała mówić o paradoksach emancypacji. Życzymy Jej szybkiego powrotu do pełnej sprawności, a co się odwlecze, to nie uciecze i na pewno będzie mogła pani Profesor podzielić się swoją wiedzą na ten temat w czasie następnej LSzMP w Lublinie (organizatorem będzie Instytut Pedagogiki KUL). Całość zapowiada się znakomicie, oby tylko dopisała pogoda, także ta duchowa.
Pierwszego dnia obrad została wręczona tradycyjna nagroda: "Strzał w 10", którą otrzymał Zespół redakcyjny nowego półrocznika "Forum Młodych Pedagogów przy KNP":
dr Ewa Bochno (Uniwersytet Zielonogórski)
dr Alicja Korzeniecka -Bondar (Uniwersytet w Białymstoku)
dr Bożena Tołwińska (Uniwersytet w Białymstoku)
dr Maksymilian Chutorański (Uniwersytet Szczeciński)
dr Przemysław Grzybowski (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego)
oraz
pani dr Alicja Tupieka-Buszmak z Uniwersytet Warmińsko-Mazurskiego za determinację udziału w Szkole (przerwany pobyt w sanatorium). To tylko świadczy o tym, jaką wspólnie tworzymy wartość.
Serdecznie gratuluję i życzę dalszych sukcesów, które pomnażają wielkość polskiej pedagogiki nie tylko w sferze publicznej.
23 września 2013
Pedagogika na zakręcie
Dużo miejsca poświęciłem VIII Ogólnopolskiemu Zjazdowi Pedagogicznemu w Gdańsku mimo, iż byłem obecny tylko w trakcie sesji plenarnej, która inaugurowała obrady w dn.19.09.2013 r. Jako zaproszony gość wygłosiłem referat pod tytułem: Pedagogika na zakręcie. Sięgnąłem po tę metaforę nie po to, by siać wśród uczestników pesymizm czy też katastrofistyczne poglądy. Wprost przeciwnie. Uważam, że pedagogom nie tylko nie przystoi taka postawa, ale i wykluczałaby ich z grona odpowiedzialnych naukowców, często przecież także zaangażowanych w sferze publicznej, w oświacie czy szkolnictwie wyższym. Mamy bowiem obowiązek społeczny, a nie tylko prawo do wyrażania krytyki czy upowszechniania głosów sprzeciwu wobec zjawisk, wydarzeń czy instytucji, które wpisują się w naszym kraju w „czarne”, niechlubne karty polskiej pedagogiki teoretycznej i praktycznej czy szeroko rozumianej edukacji.
Moją rolą nie było też prezentowanie w tym miejscu propagandowo dobrze brzmiących, ale jakże cynicznie wykorzystywanych przez polityków do manipulacji społeczeństwem, tzw. „dobrych praktyk”, bo tych doświadczałem już w obu ustrojach jako próby zwalczania naukowej krytyki lub wymuszania przez władze posłuszeństwa od obywateli wobec - dawniej totalitarnej – a obecnie etatystycznej praktyki rządzenia. Zawsze znajdzie się, w MNiSW, MEN czy nawet PAN jakiś „oddany” władzy Pawka Morozow czy „człowiek z marmuru”, który spełni się w roli usłużnego recenzenta, cichego doradcy zabiegającego o własne interesy, sycąc się poczuciem dobrze rozgrywanych intryg za judaszowe srebrniki. Postanowiłem jednak zaprezentować pogląd na temat wchodzenia, bycia i wychodzenia pedagogiki z zakrętu społeczno-politycznej transformacji.
Na drodze pedagogicznej służby mamy mnóstwo zakrętów, o których liczbie, kształcie i długości stanowią rządzący, profilując je m.in. w sferze publicznej, w nauce i oświacie. Wielu z nas zastanawia się nad tym, czy, a jeśli tak, to jak włączać się do naukowego ruchu, jak jechać i wchodzić w zakręt rozpędzoną myślą czy praktyką pedagogiczną, by nie wpaść w poślizg, nie rozbić się i nie stracić zdrowia lub życia, realizując jak najlepiej zadania naukowo-badawcze i dydaktyczne? Mistrzowie rajdowi doradzają, by wchodząc nawet z dużą prędkością w zakręt, pamiętać o tym, że o wiele bardziej przydatną umiejętnością jest szybkie i bezpieczne jego pokonywanie bez zrywania przyczepności. A zatem istotne jest pytanie: jak pedagogika naukowa powinna funkcjonować w państwie, by bez zrywania przyczepności do społeczeństwa, „władzy”, państwowych instytucji, stanowisk, funkcji i środowisk edukacyjnych zachować własną tożsamość, godność, suwerenność, wolność prowadzenia badań i prezentowania ich wyników?
Na drogach publicznych nie wolno nam wykorzystywać całej szerokości drogi ze względu na innych kierowców. Podobnie jest z nauką. Jeśli kierujący jednostką naukową (zakład, katedra) wychodzi z założenia, że w jego zespole nikt nie może uzyskać habilitacji czy profesury, bo wówczas zagrozi to interesom jego niepodzielnego władztwa, lub troszczy się tylko i wyłącznie o siebie, o swoje zarobki, o wymianę samochodu (kolejnej partnerki) na młodszy model, dba jedynie o własny etat pozostawiając młodych współpracowników samym sobie, to dyskwalifikuje się w środowisku akademickim jako samodzielny pracownik naukowy i nie zasługuje na szacunek, gdyż łamie jedną z najważniejszych zasad naukowych. Właśnie z tego powodu działa od szeregu lat Zespół Samokształceniowy Doktorów, którym kieruje prof. Maria Dudzikowa, jak i prowadzone są Letnie Szkoły Młodych Pedagogów KNP PAN przyjmując zainteresowanych własnym rozwojem naukowym i osobistym nauczycieli akademickich z całego kraju i wszystkich typów szkół wyższych. Nas nie interesują tylko środowiska markowe, gdyż mamy służyć całemu środowisku pedagogicznemu, toteż i z tego powodu działają pod patronatem KNP PAN zespoły (sekcje) problemowe czy subdyscyplinarne, których członkowie spotykają się mniej lub bardziej regularnie, dzieląc się doświadczeniem naukowym i służąc wzajemną pomocą.
O prędkości na wyjściu z zakrętu decyduje linia, po której poruszamy się w zakręcie czyli tor jazdy, a ten w dużej mierze został uformowany przez jego konstruktorów. Nie możemy zatem pomijać dorobku minionych pokoleń, ale i musimy zwracać uwagę na to, w ramach jakich prawnych regulacji możemy poruszać się po tym torze. Co z tego, że istnieje w oświacie rozporządzenie o innowacjach i eksperymentach pedagogicznych, skoro na wniosek dyrektora szkoły publicznej o gotowości i możliwości przeprowadzenia pod opieką naukowców z uniwersytetu określonego projektu eksperymentalnego otrzymuje on z MEN odpowiedź, że nie wolno mu tego uczynić, gdyż jest to niezgodne ze strukturą ustroju szkolnego w Polsce?
Tymczasem ta sama władza, w ramach oszczędności budżetowych, wyraża zgodę na łączenie różnych typów szkół i placówek oświatowych w zespoły, bez jakiegokolwiek zamysłu pedagogicznego, bez odpowiedniego przygotowania do tego kadr nauczycielskich i bez jakiejkolwiek idei kształcenia i/czy wychowania. Nie ma się co dziwić, że w okresie III RP mamy w kraju do czynienia z najbardziej typowym dla państw totalitarnych (autorytarnych) reformowaniem oświaty w strategii top-down, jakże trafnie określanej przez Z. Kwiecińskiego mianem „strategii epidemii sterowanej”. Pełna frazesów władza powiada, że chce społeczeństwa wiedzy, innowacyjnego, zdolnego do konkurowania w świecie w sytuacji, gdy utrzymuje nieadekwatny do zmian cywilizacyjnych system powszechnej, autorytarnej edukacji, w toku której kształci się kolejne pokolenia dzieci i młodzieży do adaptacji, konformizmu i radarowej sterowalności przez władze, a w przyszłości ich pracodawców.
Zmiany w polskiej oświacie są ekstremalnie pozorne, fasadowe, kreowane pod utrzymanie niekompetentnej władzy, której nawet posłowie tego Sejmu wielokrotnie już dawali świadectwo braku zaufania, ale tkwi ona z poparciem premiera na okopanej pozycji pogłębiając chaos, destrukcję i śmieszność w odczuciu coraz wyżej przecież wykształconego społeczeństwa. Dorabianie, fałszywej zresztą, ideologii o rzekomych sukcesach polskiej szkoły i edukacji na podstawie interpretacji wyników badań PISA, na których wątpliwą wiarygodność zwracał uwagę przewodniczący PTP - Z. Kwieciński, demistyfikuje w swojej opinii D. Klus-Stańska, kiedy słusznie pisze o porażających skutkach poprawy wyników naszych starszych uczniów w wyniku lawinowego wzrostu korepetycji i prywatnych kursów.
Krytyczną opinię profesorów KNP PAN dotyczącą kolejnych nowelizacji ustaw oświatowych traktuje się jako naruszenie interesów państwa, usiłując wywrzeć na nich presję z udziałem – jak na ironię – wystraszonych tym władz i niektórych członków PAN. Jak dodamy do tego „etatystycznego smaru” jeszcze rzecznika prasowego MEN, który chwalił się przygotowaniem w zakresie manipulowania statystykami i wizerunkiem władzy oraz zdegradowanie roli Komisji Edukacji, Nauki i Sportu w Sejmie do przyklepującej większością głosów jej członków rządzącej koalicji często patogenne regulacje ustawowe, to mamy obraz tego, z jakimi problemami musi zmagać się nie tylko grono profesjonalistów, ale także społeczeństwo, które traci orientację w tym, komu wierzyć, komu ufać i kiedy wreszcie będzie w tym kraju normalnie?
Zaczynamy żyć w świecie dominującej cenzury w duchu poprawności politycznej, w miejsce której stosowane są – jak pisze Kapuściński - inne mechanizmy definiujące, co należy uwypuklić, co przemilczeć, a co zmienić, pozwalające manipulować w sposób bardziej subtelny. Jest to o tyle niebezpieczne, że włącza się w ów zafałszowany przekaz powszechna edukacja, która staje się w rękach władzy doskonałym narzędziem do dokonywania rozmaitych zabiegów na mentalności i wrażliwości społeczeństw. Jeśli nauczyciele, wychowawcy, instytucjonalni opiekunowie nie znajdą wsparcia w pedagogach, szczególnie z środowiska naukowego, to z czysto pragmatycznych i egzystencjalnych racji staną się kluczowym czynnikiem deformowania realnego świata ludzkich istnień, w którym rzeczywistość będzie wypierana przez fikcję, pozór, fałsz i bezceremonialny cynizm oraz hipokryzję elit.
Czas wyjść zatem z tego zakrętu na prostą, wspomagając tych, którym naprawdę zależy na rozwijaniu pedagogiki jako nauki. Powinny być dla nas istotnym ostrzeżeniem zawarte w raporcie PAN "Polska 2050" uwagi o wielowymiarowych i niejednoznacznych zagrożeniach techniczno-edukacyjnych, które wynikają z dynamicznego wzrostu postępu technicznego, chaotycznego wzrostu dużej liczby zmiennych jako skutków procesów globalizacyjnych, kryzysów finansowych w różnych regionach świata, oligopolizacji gospodarki światowej, w tym, rozwoju gospodarki wirtualnej. Wśród nowych zagrożeń pojawiły się takie, jak: imitacyjność innowacji technicznych, instytucjonalnych i organizacyjnych, która niszczy lokalne tradycje i narodowe rozwiązania twórcze. Coraz więcej jest procesów aplikacyjnych także w polskiej oświacie rozwiązań brytyjskich czy amerykańskich, które w dużej mierze nie są zbieżne z polską kulturą, dominującym w społeczeństwie systemem wartości oraz nadmierna komercjalizacja wiedzy, w tym zawłaszczanie jej przez ponadnarodowe korporacje utrudnia powszechny do niej dostęp.
Moją rolą nie było też prezentowanie w tym miejscu propagandowo dobrze brzmiących, ale jakże cynicznie wykorzystywanych przez polityków do manipulacji społeczeństwem, tzw. „dobrych praktyk”, bo tych doświadczałem już w obu ustrojach jako próby zwalczania naukowej krytyki lub wymuszania przez władze posłuszeństwa od obywateli wobec - dawniej totalitarnej – a obecnie etatystycznej praktyki rządzenia. Zawsze znajdzie się, w MNiSW, MEN czy nawet PAN jakiś „oddany” władzy Pawka Morozow czy „człowiek z marmuru”, który spełni się w roli usłużnego recenzenta, cichego doradcy zabiegającego o własne interesy, sycąc się poczuciem dobrze rozgrywanych intryg za judaszowe srebrniki. Postanowiłem jednak zaprezentować pogląd na temat wchodzenia, bycia i wychodzenia pedagogiki z zakrętu społeczno-politycznej transformacji.
Na drodze pedagogicznej służby mamy mnóstwo zakrętów, o których liczbie, kształcie i długości stanowią rządzący, profilując je m.in. w sferze publicznej, w nauce i oświacie. Wielu z nas zastanawia się nad tym, czy, a jeśli tak, to jak włączać się do naukowego ruchu, jak jechać i wchodzić w zakręt rozpędzoną myślą czy praktyką pedagogiczną, by nie wpaść w poślizg, nie rozbić się i nie stracić zdrowia lub życia, realizując jak najlepiej zadania naukowo-badawcze i dydaktyczne? Mistrzowie rajdowi doradzają, by wchodząc nawet z dużą prędkością w zakręt, pamiętać o tym, że o wiele bardziej przydatną umiejętnością jest szybkie i bezpieczne jego pokonywanie bez zrywania przyczepności. A zatem istotne jest pytanie: jak pedagogika naukowa powinna funkcjonować w państwie, by bez zrywania przyczepności do społeczeństwa, „władzy”, państwowych instytucji, stanowisk, funkcji i środowisk edukacyjnych zachować własną tożsamość, godność, suwerenność, wolność prowadzenia badań i prezentowania ich wyników?
Na drogach publicznych nie wolno nam wykorzystywać całej szerokości drogi ze względu na innych kierowców. Podobnie jest z nauką. Jeśli kierujący jednostką naukową (zakład, katedra) wychodzi z założenia, że w jego zespole nikt nie może uzyskać habilitacji czy profesury, bo wówczas zagrozi to interesom jego niepodzielnego władztwa, lub troszczy się tylko i wyłącznie o siebie, o swoje zarobki, o wymianę samochodu (kolejnej partnerki) na młodszy model, dba jedynie o własny etat pozostawiając młodych współpracowników samym sobie, to dyskwalifikuje się w środowisku akademickim jako samodzielny pracownik naukowy i nie zasługuje na szacunek, gdyż łamie jedną z najważniejszych zasad naukowych. Właśnie z tego powodu działa od szeregu lat Zespół Samokształceniowy Doktorów, którym kieruje prof. Maria Dudzikowa, jak i prowadzone są Letnie Szkoły Młodych Pedagogów KNP PAN przyjmując zainteresowanych własnym rozwojem naukowym i osobistym nauczycieli akademickich z całego kraju i wszystkich typów szkół wyższych. Nas nie interesują tylko środowiska markowe, gdyż mamy służyć całemu środowisku pedagogicznemu, toteż i z tego powodu działają pod patronatem KNP PAN zespoły (sekcje) problemowe czy subdyscyplinarne, których członkowie spotykają się mniej lub bardziej regularnie, dzieląc się doświadczeniem naukowym i służąc wzajemną pomocą.
O prędkości na wyjściu z zakrętu decyduje linia, po której poruszamy się w zakręcie czyli tor jazdy, a ten w dużej mierze został uformowany przez jego konstruktorów. Nie możemy zatem pomijać dorobku minionych pokoleń, ale i musimy zwracać uwagę na to, w ramach jakich prawnych regulacji możemy poruszać się po tym torze. Co z tego, że istnieje w oświacie rozporządzenie o innowacjach i eksperymentach pedagogicznych, skoro na wniosek dyrektora szkoły publicznej o gotowości i możliwości przeprowadzenia pod opieką naukowców z uniwersytetu określonego projektu eksperymentalnego otrzymuje on z MEN odpowiedź, że nie wolno mu tego uczynić, gdyż jest to niezgodne ze strukturą ustroju szkolnego w Polsce?
Tymczasem ta sama władza, w ramach oszczędności budżetowych, wyraża zgodę na łączenie różnych typów szkół i placówek oświatowych w zespoły, bez jakiegokolwiek zamysłu pedagogicznego, bez odpowiedniego przygotowania do tego kadr nauczycielskich i bez jakiejkolwiek idei kształcenia i/czy wychowania. Nie ma się co dziwić, że w okresie III RP mamy w kraju do czynienia z najbardziej typowym dla państw totalitarnych (autorytarnych) reformowaniem oświaty w strategii top-down, jakże trafnie określanej przez Z. Kwiecińskiego mianem „strategii epidemii sterowanej”. Pełna frazesów władza powiada, że chce społeczeństwa wiedzy, innowacyjnego, zdolnego do konkurowania w świecie w sytuacji, gdy utrzymuje nieadekwatny do zmian cywilizacyjnych system powszechnej, autorytarnej edukacji, w toku której kształci się kolejne pokolenia dzieci i młodzieży do adaptacji, konformizmu i radarowej sterowalności przez władze, a w przyszłości ich pracodawców.
Zmiany w polskiej oświacie są ekstremalnie pozorne, fasadowe, kreowane pod utrzymanie niekompetentnej władzy, której nawet posłowie tego Sejmu wielokrotnie już dawali świadectwo braku zaufania, ale tkwi ona z poparciem premiera na okopanej pozycji pogłębiając chaos, destrukcję i śmieszność w odczuciu coraz wyżej przecież wykształconego społeczeństwa. Dorabianie, fałszywej zresztą, ideologii o rzekomych sukcesach polskiej szkoły i edukacji na podstawie interpretacji wyników badań PISA, na których wątpliwą wiarygodność zwracał uwagę przewodniczący PTP - Z. Kwieciński, demistyfikuje w swojej opinii D. Klus-Stańska, kiedy słusznie pisze o porażających skutkach poprawy wyników naszych starszych uczniów w wyniku lawinowego wzrostu korepetycji i prywatnych kursów.
Krytyczną opinię profesorów KNP PAN dotyczącą kolejnych nowelizacji ustaw oświatowych traktuje się jako naruszenie interesów państwa, usiłując wywrzeć na nich presję z udziałem – jak na ironię – wystraszonych tym władz i niektórych członków PAN. Jak dodamy do tego „etatystycznego smaru” jeszcze rzecznika prasowego MEN, który chwalił się przygotowaniem w zakresie manipulowania statystykami i wizerunkiem władzy oraz zdegradowanie roli Komisji Edukacji, Nauki i Sportu w Sejmie do przyklepującej większością głosów jej członków rządzącej koalicji często patogenne regulacje ustawowe, to mamy obraz tego, z jakimi problemami musi zmagać się nie tylko grono profesjonalistów, ale także społeczeństwo, które traci orientację w tym, komu wierzyć, komu ufać i kiedy wreszcie będzie w tym kraju normalnie?
Zaczynamy żyć w świecie dominującej cenzury w duchu poprawności politycznej, w miejsce której stosowane są – jak pisze Kapuściński - inne mechanizmy definiujące, co należy uwypuklić, co przemilczeć, a co zmienić, pozwalające manipulować w sposób bardziej subtelny. Jest to o tyle niebezpieczne, że włącza się w ów zafałszowany przekaz powszechna edukacja, która staje się w rękach władzy doskonałym narzędziem do dokonywania rozmaitych zabiegów na mentalności i wrażliwości społeczeństw. Jeśli nauczyciele, wychowawcy, instytucjonalni opiekunowie nie znajdą wsparcia w pedagogach, szczególnie z środowiska naukowego, to z czysto pragmatycznych i egzystencjalnych racji staną się kluczowym czynnikiem deformowania realnego świata ludzkich istnień, w którym rzeczywistość będzie wypierana przez fikcję, pozór, fałsz i bezceremonialny cynizm oraz hipokryzję elit.
Czas wyjść zatem z tego zakrętu na prostą, wspomagając tych, którym naprawdę zależy na rozwijaniu pedagogiki jako nauki. Powinny być dla nas istotnym ostrzeżeniem zawarte w raporcie PAN "Polska 2050" uwagi o wielowymiarowych i niejednoznacznych zagrożeniach techniczno-edukacyjnych, które wynikają z dynamicznego wzrostu postępu technicznego, chaotycznego wzrostu dużej liczby zmiennych jako skutków procesów globalizacyjnych, kryzysów finansowych w różnych regionach świata, oligopolizacji gospodarki światowej, w tym, rozwoju gospodarki wirtualnej. Wśród nowych zagrożeń pojawiły się takie, jak: imitacyjność innowacji technicznych, instytucjonalnych i organizacyjnych, która niszczy lokalne tradycje i narodowe rozwiązania twórcze. Coraz więcej jest procesów aplikacyjnych także w polskiej oświacie rozwiązań brytyjskich czy amerykańskich, które w dużej mierze nie są zbieżne z polską kulturą, dominującym w społeczeństwie systemem wartości oraz nadmierna komercjalizacja wiedzy, w tym zawłaszczanie jej przez ponadnarodowe korporacje utrudnia powszechny do niej dostęp.
22 września 2013
Jak Palikot wykorzystał VIII Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny
Po moim wpisie w blogu na temat "palikotyzacji" akademickiej pedagogiki część naukowego środowiska, szczególnie ta związana z organizacją VIII Ogólnopolskiego Zjazdu Pedagogicznego w Gdańsku na Wydziale Nauk Społecznych, poczuła się urażona. Prof. Tomasz Szkudlarek zamieścił nawet oficjalny komentarz, który zakończył stwierdzeniem:
Obecność na zjeździe naukowym polityków i społecznych aktywistów - bez względu na to, jakie mają wizje lepszego świata - może nam wszystkim wyjść tylko na dobre. A jeśli chcieliby taką obecność wykorzystać dla celów swoich osobistych karier, a nie dla wspólnego dobra, to jesteśmy duzi i potrafimy sobie z tym poradzić, nawet jeśli proponują nam rozmowy w cztery oczy. Muszę na zakończenie odnieść się do jeszcze jednej kwestii. Sugestia, że moja uczelnia włącza się w grę o zdobycie władzy przez którąś z partii, z dorzuceniem do tego kontekstu pedofilii, jest naprawdę dramatycznie nieuczciwa i przekracza dopuszczalne ramy wypowiedzi w nawet rozrywkowo traktowanych felietonach. Ale to osobna sprawa.
Fakty zaprzeczyły jednak powyższym deklaracjom, skoro włączono do gry o zdobycie władzy określoną formację polityczną. Obecność jedynie partyjniaków z Ruchu Palikota na naukowym Zjeździe nie była podyktowana tym, by mówić o wizji lepszego świata, ale by instrumentalnie, cynicznie - jak to ma miejsce w całej działalności tego polityka - wykorzystać obecność na konferencji - a raczej poza murami Uniwersytetu, chociaż na jego tle - do promocji jakże nędznej, prymitywnej i populistycznej oferty dla polskiej edukacji. Tu chodziło o to, by przed gmachem Wydziału Nauk Społecznych wygłosić polityczne, krótkie oświadczenie dla mediów na temat tego, co zamierza ów pan czynić w najbliższych latach. Ba, nawet jego wpis w blogu nosi jakże edukacyjny dla młodych pokoleń tytuł i treść: Ruch(anie) Palikota Wśród kategorii, które są przedmiotem wypowiedzi tego pana, istnieje jedynie "edukacja seksualna". Edukacji nie poświęcił nawet jednego, merytorycznego zdania. Świetnego miał zatem Zjazd mentora pedagogicznego od inkluzji w edukacji.
W czasie konferencji prasowej nie było ani słowa na temat tego, że odbył się jakiś Zjazd Pedagogiczny, że miała tu miejsce istotna debata naukowa i oświatowa, bo przecież ten pan nie ma z nauką, a tym, bardziej wychowaniem i kształceniem, nic wspólnego. Tak oto akademicy z Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego i część pracowników naukowych z UG zaangażowali się w przygotowanie sceny medialnej dla bełkotliwych pomysłów Ruchu Palikota na przygotowywany przez niego październikowy kongres, w trakcie którego ma powstać nowa partia centrolewicowa. Będą ją tworzyć m.in. politycy związani z Europą Plus. To oni cynicznie też wykorzystali pedagogów do tego żenującego spektaklu. Ciekaw jestem, czy ktoś zwrócił uwagę na to, co pisze i co mówi o edukacji Janusz Palikot?
Czy kogoś to w ogóle interesowało, także na tym Zjeździe? Oto w jednym ze swoich "wpisików" w blogu NaTemat szkoły stwierdził: "A przecież można by wreszcie spowodować, że nie ma pracy domowej odrabianej w domu, a całość nauczania odbywa się w szkole". To samo powtórzył w czasie konferencji prasowej przed gmachem UG. Jeszcze dodał, że zakup podręczników powinien odbywać się na koszt państwa, czyli nasz a także, że należy wykorzystać nadwyżkę nauczycieli zmniejszając liczbę dzieci w klasach do 10. Rewolucja! Jestem pod wrażeniem. Na coś takiego nie stać nawet naukowców. To mógł odkryć i przekazać polskiemu narodowi tylko J. Palikot.
A może PTP wraz z częścią neolewicowego środowiska akademickiego zamierza wesprzeć Ruch Europa Plus i postpalikotową formację polityczną? Ideologie, w tym także neolewicowa, są obłudnymi parawanami ideowymi, które zasłaniają egoistyczne interesy klasowe. Mają one swoją ściśle określoną strukturę wewnętrzną, swoje założone funkcje społeczne oraz charakterystyczne dla epok formy historyczne.
Dawno nie mieliśmy w wolnej Polsce tak czytelnego mariażu pedagogiki z polityką. Naukowcy powinni być po latach totalitaryzmu światopoglądowego w tym kraju świadomi tego, że w polityce wszystko obraca się w swoje przeciwieństwo. Podmioty polityczne bezwzględnie realizują swoje interesy, prowadząc często do samozniszczenia. Wspierają się na dostarczanych im przez różne pedagogie ideach i wartościach, by czerpiąc z nich energię moralną rozstrzygać o starciu, walce ze swoimi przeciwnikami. Ideały czy wizje przyszłości, modele wychowania i kształcenia, wizje jakiegoś powszechnego ładu oświatowego nie są faktycznym celem ich działań, ale jedynie środkiem do mobilizowania sojuszników i uzyskiwania przewagi nad wrogiem.
(…)polityka zawsze zaczyna się od wizji wywołującej uczucia powołania, prawomocności, wzniosłości, przeznaczenia do wyjątkowych czynów i nadziei, a kończy w układzie sił, gdy pobudzające niegdyś do działania czynniki przestają przemawiać do ludzi, ich motywować i łączyć. Tutaj nie istnieje inna droga. Każdą politykę inicjują i napędzają wyobrażenia i uczucia, marzenia i iluzje (iluzja jest w polityce marzeniem przeżywanym przez umysł jako stan, który z pewnością ma miejsce lub niechybnie nastąpi), ale o tym, co jest możliwe do osiągnięcia za jej pomocą rozstrzyga starcie potęg, z których ekskluzywnego kręgu wyłaniają się przejściowi zwycięzcy, aby mogli rozwinąć skrzydła, a potem, obrócić siebie w niebyt. U początków polityki stoją ideały, wielkie uczucia i emocje, finałem zaś jest wyczerpująca walka. W niej zwyciężyć może niewielu i na krótko. Im bardziej wzniosłe były początki triumfatorów, tym zwykle bardziej dramatyczny i nędzny jest ich koniec. (R. Skarzyński, Mobilizacja polityczna. Współpraca i rywalizacja człowieka współczesnego w wielkiej przestrzeni i długim czasie, Warszawa: Dom Wydawniczy ELIPSA 2011, s. 349)
Na Zjeździe miało być o inkluzji, a wyeksponowano w nim RÓŻNICĘ, i to w wielu wymiarach. Ja w takim ruchu nie zamierzam uczestniczyć, bo nie po to wstępowałem do Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, by godzić się na tego typu manipulacje i kolejne podporządkowywanie pedagogiki politykom.
Obecność na zjeździe naukowym polityków i społecznych aktywistów - bez względu na to, jakie mają wizje lepszego świata - może nam wszystkim wyjść tylko na dobre. A jeśli chcieliby taką obecność wykorzystać dla celów swoich osobistych karier, a nie dla wspólnego dobra, to jesteśmy duzi i potrafimy sobie z tym poradzić, nawet jeśli proponują nam rozmowy w cztery oczy. Muszę na zakończenie odnieść się do jeszcze jednej kwestii. Sugestia, że moja uczelnia włącza się w grę o zdobycie władzy przez którąś z partii, z dorzuceniem do tego kontekstu pedofilii, jest naprawdę dramatycznie nieuczciwa i przekracza dopuszczalne ramy wypowiedzi w nawet rozrywkowo traktowanych felietonach. Ale to osobna sprawa.
Fakty zaprzeczyły jednak powyższym deklaracjom, skoro włączono do gry o zdobycie władzy określoną formację polityczną. Obecność jedynie partyjniaków z Ruchu Palikota na naukowym Zjeździe nie była podyktowana tym, by mówić o wizji lepszego świata, ale by instrumentalnie, cynicznie - jak to ma miejsce w całej działalności tego polityka - wykorzystać obecność na konferencji - a raczej poza murami Uniwersytetu, chociaż na jego tle - do promocji jakże nędznej, prymitywnej i populistycznej oferty dla polskiej edukacji. Tu chodziło o to, by przed gmachem Wydziału Nauk Społecznych wygłosić polityczne, krótkie oświadczenie dla mediów na temat tego, co zamierza ów pan czynić w najbliższych latach. Ba, nawet jego wpis w blogu nosi jakże edukacyjny dla młodych pokoleń tytuł i treść: Ruch(anie) Palikota Wśród kategorii, które są przedmiotem wypowiedzi tego pana, istnieje jedynie "edukacja seksualna". Edukacji nie poświęcił nawet jednego, merytorycznego zdania. Świetnego miał zatem Zjazd mentora pedagogicznego od inkluzji w edukacji.
W czasie konferencji prasowej nie było ani słowa na temat tego, że odbył się jakiś Zjazd Pedagogiczny, że miała tu miejsce istotna debata naukowa i oświatowa, bo przecież ten pan nie ma z nauką, a tym, bardziej wychowaniem i kształceniem, nic wspólnego. Tak oto akademicy z Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego i część pracowników naukowych z UG zaangażowali się w przygotowanie sceny medialnej dla bełkotliwych pomysłów Ruchu Palikota na przygotowywany przez niego październikowy kongres, w trakcie którego ma powstać nowa partia centrolewicowa. Będą ją tworzyć m.in. politycy związani z Europą Plus. To oni cynicznie też wykorzystali pedagogów do tego żenującego spektaklu. Ciekaw jestem, czy ktoś zwrócił uwagę na to, co pisze i co mówi o edukacji Janusz Palikot?
Czy kogoś to w ogóle interesowało, także na tym Zjeździe? Oto w jednym ze swoich "wpisików" w blogu NaTemat szkoły stwierdził: "A przecież można by wreszcie spowodować, że nie ma pracy domowej odrabianej w domu, a całość nauczania odbywa się w szkole". To samo powtórzył w czasie konferencji prasowej przed gmachem UG. Jeszcze dodał, że zakup podręczników powinien odbywać się na koszt państwa, czyli nasz a także, że należy wykorzystać nadwyżkę nauczycieli zmniejszając liczbę dzieci w klasach do 10. Rewolucja! Jestem pod wrażeniem. Na coś takiego nie stać nawet naukowców. To mógł odkryć i przekazać polskiemu narodowi tylko J. Palikot.
A może PTP wraz z częścią neolewicowego środowiska akademickiego zamierza wesprzeć Ruch Europa Plus i postpalikotową formację polityczną? Ideologie, w tym także neolewicowa, są obłudnymi parawanami ideowymi, które zasłaniają egoistyczne interesy klasowe. Mają one swoją ściśle określoną strukturę wewnętrzną, swoje założone funkcje społeczne oraz charakterystyczne dla epok formy historyczne.
Dawno nie mieliśmy w wolnej Polsce tak czytelnego mariażu pedagogiki z polityką. Naukowcy powinni być po latach totalitaryzmu światopoglądowego w tym kraju świadomi tego, że w polityce wszystko obraca się w swoje przeciwieństwo. Podmioty polityczne bezwzględnie realizują swoje interesy, prowadząc często do samozniszczenia. Wspierają się na dostarczanych im przez różne pedagogie ideach i wartościach, by czerpiąc z nich energię moralną rozstrzygać o starciu, walce ze swoimi przeciwnikami. Ideały czy wizje przyszłości, modele wychowania i kształcenia, wizje jakiegoś powszechnego ładu oświatowego nie są faktycznym celem ich działań, ale jedynie środkiem do mobilizowania sojuszników i uzyskiwania przewagi nad wrogiem.
(…)polityka zawsze zaczyna się od wizji wywołującej uczucia powołania, prawomocności, wzniosłości, przeznaczenia do wyjątkowych czynów i nadziei, a kończy w układzie sił, gdy pobudzające niegdyś do działania czynniki przestają przemawiać do ludzi, ich motywować i łączyć. Tutaj nie istnieje inna droga. Każdą politykę inicjują i napędzają wyobrażenia i uczucia, marzenia i iluzje (iluzja jest w polityce marzeniem przeżywanym przez umysł jako stan, który z pewnością ma miejsce lub niechybnie nastąpi), ale o tym, co jest możliwe do osiągnięcia za jej pomocą rozstrzyga starcie potęg, z których ekskluzywnego kręgu wyłaniają się przejściowi zwycięzcy, aby mogli rozwinąć skrzydła, a potem, obrócić siebie w niebyt. U początków polityki stoją ideały, wielkie uczucia i emocje, finałem zaś jest wyczerpująca walka. W niej zwyciężyć może niewielu i na krótko. Im bardziej wzniosłe były początki triumfatorów, tym zwykle bardziej dramatyczny i nędzny jest ich koniec. (R. Skarzyński, Mobilizacja polityczna. Współpraca i rywalizacja człowieka współczesnego w wielkiej przestrzeni i długim czasie, Warszawa: Dom Wydawniczy ELIPSA 2011, s. 349)
Na Zjeździe miało być o inkluzji, a wyeksponowano w nim RÓŻNICĘ, i to w wielu wymiarach. Ja w takim ruchu nie zamierzam uczestniczyć, bo nie po to wstępowałem do Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, by godzić się na tego typu manipulacje i kolejne podporządkowywanie pedagogiki politykom.
21 września 2013
Ornitologicznie o inkluzji norm społecznych - kulturowych
Czy pedagog powinien wiedzieć, co to jest dobre wychowanie? Niektórzy, nawet utytułowani, być może znają odpowiedź na to pytanie. Kto wie, czy nawet nie udzielają jej swoim uczniom lub studentom, a może i nawet o tym piszą w duchu pedagogiki inkluzyjnej. Mają swojego mistrza w naszym środowisku, który od lat powtarza, że pedagog - badacz jest jak ornitolog - ma opisywać i wyjaśniać zachowanie się ptaków, ale nie musi umieć latać tak jak one.
Dobre wychowanie jest tym, co wyróżnia ludzi na tle innych osób z deficytem rozwoju społeczno-moralnego. Tak to już niestety jest, że jak kogoś własna rodzina nie wychowała, to szkoła niewiele już mu pomogła, zaś uzyskanie stopnia czy tytułu naukowego, pełnienie funkcji kierowniczej czy akademickiej roli w takim lub innym środowisku nie zakryje braku taktu, obcesowości. Można mieć kapitał intelektualny, ekonomiczny, a nawet społeczny, ale jak się nie posiada kapitału kulturowego, tu znaczy, że nie jest się osobą kulturalną. Nawet potocznie kultura utożsamiana jest ze sztuką, tradycją, ale i obyciem towarzyskim, dobrymi manierami i dobrym wychowaniem. W języku łacińskim cultura agi- to uprawa i uszlachetnianie roli, colere - to ogół tego, co pielęgnujemy. W I w. p.n.e. Cyceron – mówił o cultura animi odnosząc ją do filozofii – gdzie kultura to „uprawa umysłu”, „kultura duszy”, czyli kształcenie albo doskonalenie człowieka, które nie powinno być identyfikowana tylko z twórczością artystyczną.
Istnieje ścisły związek między kulturą a edukacją, o czym znakomicie pisze Anna Brzezińska we wstępie do znakomitej rozprawy Jerome S. Brunera pt. Kultura edukacji, (Universitas, 2006, s. XVI): Jedno nie istnieje bez drugiego. KULTURA kształtuje umysł, dostarcza swoistej „skrzynki z narzędziami”, dzięki której konstruujemy obraz świata i siebie samych. EDUKACJA – to nie tylko programy szkolne, rytuały i egzaminy, ale to rodzaj intymnej relacji „zanurzonej” w kulturze, która ustanawia kontekst dla nauki szkolnej.
Niektórzy o osobie niewychowanej, pozbawionej kultury osobistej, ale wysoko usytuowanej w hierarchii społecznej mówią, że jej "słoma wychodzi z butów", czyli że ten ktoś jest prostakiem, chamem, prymitywnym homo sapiens. Nic mu wówczas nie pomoże ani uczestniczenie w debacie naukowej na temat roli inkluzji w edukacji, ani tym bardziej znajomość - zresztą z drugiej ręki - definicji tej kategorii pojęciowej. I choćby nie wiem, jak się wytężał, to nie udźwignie, taki to ciężar.
Skąd wzięło się to powiedzenie, że komuś słoma wychodzi z butów? Jedno z wyjaśnień ma rodowód męski, wojskowy i muszę przyznać, że niektórzy naukowcy idealnie pasują do opisu niepoprawnego blogera: W Polsce międzywojennej utarł się zwyczaj, że takim rekrutom, którym mimo usilnego zaangażowania i szczerych chęci ciągle mylił się krok w trakcie marszu, urządzano oddzielne zajęcia, podczas których nogę lewą dla ułatwienia nazywano „słomą” zaś prawą „sianem”. I tak, kiedy na placach musztry echo niosło do znudzenia wykrzykiwane komendy: „słoma-siano, słoma siano”, wiadomo było, że trwa mozolne szkolenie wyjątkowo ociężałych umysłowo adeptów sztuki maszerowania.
Najbardziej klasycznym wyjaśnieniem tego stanu anomii moralnej jest to, o charakterze biblijnym: Cham (hebr. חָם Ḥam), – według biblijnej Księgi Rodzaju najmłodszy z 3 synów Noego, przodek ludów Kanaanu i Afryki. Od jego imienia wzięła się nazwa ludu Chamici. Za swoje zachowanie w stosunku do ojca został, wraz z potomstwem, przeklęty przez Noego (stąd chamem określa się człowieka źle wychowanego, gbura, prostaka)
Jest też źródło kobiecych poglądów na ten temat, bo Katarzyny Nosowskiej: Z butów sterczy słoma, literaturę zna z opracowań lektur, buraczana dama. Kto rodzi się prostakiem, prostakiem przemija, choćby słoma w butach ze złota była. ;
Mamy też w necie spojrzenie sportowe na ów fenomen: Kibice Legii należą do grupy tych podziwianych w Polsce i za jej granicami ze względu na wysokiej jakości doping i oprawy. Jak wiadomo sami o sobie mają niemałe mniemanie i szczycą się z ‚bycia Warszawiakami’ (chyba nie trzeba szerzej tłumaczyć). Raz na jakiś czas jednak, słoma im z butów wystaje niemiłosiernie… Niby chcą być fajni, pokazać siłę a wychodzi wieśniacko. Przeszło rok temu pojawiła się jego spersonalizowana wersja, kiedy to o ówczesnym prezesie PZPN śpiewano: "Byłeś legendą, zostałeś ostatnią m...";
Jest też turystyczno-krajoznawcze wyjaśnienie tego syndromu: - Polak na urlopie to nie jest zwykły Polak. To Polak wyrwany ze swojego środowiska. Nie musi za bardzo przejmować się tym, co powiedzą koledzy z pracy czy sąsiedzi. Ma urlop, więc "wrzuca na luz". I wtedy często wyłażą z niego najbardziej paskudne cechy. ;
O chamstwie niektórych Polaków piszą też blogerzy: Zastanawiające jest to w jaki sposób ludzie z nami rozmawiają. Na żywo grzecznie i kulturalnie, chociaż zdarza się bez obcesowo. Natomiast przez internet chamsko. Chamstwo wyziera zewsząd, ..., ale także ujął się za nimi Janusz Kochanowski (tragicznie zmarły w katastrofie smoleńskiej Rzecznik Praw Obywatelskich, pisząc w 2009 r.: - Internet zaangażował w komentowanie dziejących się wokół nas wydarzeń miliony często obojętnych do tej pory osób. Stał się jednym z najważniejszych narzędzi budowania społeczeństwa obywatelskiego. W żadnym wypadku nie należy ograniczać tej przestrzeni środkami technicznymi czy jakąś inną formą działania przypominającą dawna cenzurę".
Można przebywać w teatrze, filharmonii czy zasiadać w dostojnej społeczności, ale ona nie jest w stanie zastąpić, zakryć tego, co wychodzi z prawdziwej natury niezsocjalizowanej osoby. Można posługiwać się teoriami wielkich intelektualistów, czytać ich teksty nawet ze zrozumieniem, ale jak ktoś stosuje w pedagogice zasadę, że im więcej chamstwa, tym większy szacunek i uznanie, to się myli. Takie mamy czasy, że chamstwo prędzej czy później wychodzi na jaw. Co z tym uczynić? Nie spotkałem się z propozycją analizy tego zjawiska na zjeździe, który podejmował kwestie edukacji, różnicy i inkluzji. No bo i jak tu mówić o sprawie, która mogłaby boleśnie dotknąć niektórych prelegentów? Jedyna szansa, że może jakiś doktorant spróbuje podjąć ten problem, bo ma on ewidentnie pedagogiczny charakter.
Na początku było słowo. Znakomity nauczyciel (także nauczycieli) Dariusz Chętkowski, bloger POLITYKI, już 6 lat temu nie wytrzymał chamstwa, z którym spotykał się na co dzień w - wydawałoby się elitarnym - liceum ogólnokształcącym w Łodzi. Pisał tak:
Dyskutowaliśmy w pokoju nauczycielskim o tym, jak należy traktować ucznia, który zachowuje się niczym “skończone chamidło”. Padały głosy, że wobec chama też trzeba być chamem. Taki ordynarny typ nic nie rozumie, jeśli nie weźmie się go za twarz. Najlepiej - twierdzono - żeby poczuł na własnej skórze, co to znaczy traktować drugiego człowieka jak śmiecia. “Ja do niego podchodzę zawsze ostro i dzięki temu mam z nim spokój” - pochwaliła się nauczycielka z długim stażem. Ciekawe, jak jest dzisiaj, czy rzeczywiście przez te lata udało mu się zwalczyć chamstwo chamstwem?
Tym, co lubią i tym, którzy nienawidzą prof. Zygmunta Baumana, zacytuję tezę, jaką wypowiedział w jednym z wywiadów, a która dotyczy także kreatorów wiedzy pedagogicznej:
(...) moralna postawa uczonego nie jest lukrem na metodologicznym cieście; jest mąką, z jakiej się ciasto wiedzy socjologicznej ugniata."
Jak ktoś nie chce czytać i słuchać naukowców, a wychowuje swoje dzieci lub ich nie wychowuje, ale za to wspiera je w ich rozwoju, to może sięgnąć po znakomitą książeczkę, jaką wydał Grzegorz Kasdepke - zdobywca Nagrody Edukacyjnej XXI za książkę "Bon czy ton. Savoir - vivre dla dzieci". Ten tytuł ma już czternaste wydanie! Jego bohaterami jest wiecznie kłócące się ze sobą rodzeństwo: Kuba i Buba. Moja córka uwielbia krótkie opowiadania o nieznośnych bliźniakach. Razem czytamy je codziennie.
Już we wstępie Autor wyjaśnia dzieciom - Co to jest savoir-vivre? - w następujący sposób:
Mniej więcej to samo, co bon ton, tylko że trudniej się to wymawia. No dobrze, a co to jest bon ton? Wiedza o tym, jak człowiek dobrze wychowany zachowuje się w różnych sytuacjach.
Hm.... , a kto to właściwie jest ten dobrze wychowany człowiek?
Ktoś, kto nie zachowuje się jak małpa i kogo nie trzeba chować do szafy, gdy przychodzą goście.
Czyli każdy, kto przeczyta tę książkę i czegoś się z niej nauczy!"
Niestety, niektórzy jej nie przeczytają, nawet jak mają wnuczki, więc już niczego się nie nauczą. Nas jednak swoimi postawami uczą bardzo dużo.
Dobre wychowanie jest tym, co wyróżnia ludzi na tle innych osób z deficytem rozwoju społeczno-moralnego. Tak to już niestety jest, że jak kogoś własna rodzina nie wychowała, to szkoła niewiele już mu pomogła, zaś uzyskanie stopnia czy tytułu naukowego, pełnienie funkcji kierowniczej czy akademickiej roli w takim lub innym środowisku nie zakryje braku taktu, obcesowości. Można mieć kapitał intelektualny, ekonomiczny, a nawet społeczny, ale jak się nie posiada kapitału kulturowego, tu znaczy, że nie jest się osobą kulturalną. Nawet potocznie kultura utożsamiana jest ze sztuką, tradycją, ale i obyciem towarzyskim, dobrymi manierami i dobrym wychowaniem. W języku łacińskim cultura agi- to uprawa i uszlachetnianie roli, colere - to ogół tego, co pielęgnujemy. W I w. p.n.e. Cyceron – mówił o cultura animi odnosząc ją do filozofii – gdzie kultura to „uprawa umysłu”, „kultura duszy”, czyli kształcenie albo doskonalenie człowieka, które nie powinno być identyfikowana tylko z twórczością artystyczną.
Istnieje ścisły związek między kulturą a edukacją, o czym znakomicie pisze Anna Brzezińska we wstępie do znakomitej rozprawy Jerome S. Brunera pt. Kultura edukacji, (Universitas, 2006, s. XVI): Jedno nie istnieje bez drugiego. KULTURA kształtuje umysł, dostarcza swoistej „skrzynki z narzędziami”, dzięki której konstruujemy obraz świata i siebie samych. EDUKACJA – to nie tylko programy szkolne, rytuały i egzaminy, ale to rodzaj intymnej relacji „zanurzonej” w kulturze, która ustanawia kontekst dla nauki szkolnej.
Niektórzy o osobie niewychowanej, pozbawionej kultury osobistej, ale wysoko usytuowanej w hierarchii społecznej mówią, że jej "słoma wychodzi z butów", czyli że ten ktoś jest prostakiem, chamem, prymitywnym homo sapiens. Nic mu wówczas nie pomoże ani uczestniczenie w debacie naukowej na temat roli inkluzji w edukacji, ani tym bardziej znajomość - zresztą z drugiej ręki - definicji tej kategorii pojęciowej. I choćby nie wiem, jak się wytężał, to nie udźwignie, taki to ciężar.
Skąd wzięło się to powiedzenie, że komuś słoma wychodzi z butów? Jedno z wyjaśnień ma rodowód męski, wojskowy i muszę przyznać, że niektórzy naukowcy idealnie pasują do opisu niepoprawnego blogera: W Polsce międzywojennej utarł się zwyczaj, że takim rekrutom, którym mimo usilnego zaangażowania i szczerych chęci ciągle mylił się krok w trakcie marszu, urządzano oddzielne zajęcia, podczas których nogę lewą dla ułatwienia nazywano „słomą” zaś prawą „sianem”. I tak, kiedy na placach musztry echo niosło do znudzenia wykrzykiwane komendy: „słoma-siano, słoma siano”, wiadomo było, że trwa mozolne szkolenie wyjątkowo ociężałych umysłowo adeptów sztuki maszerowania.
Najbardziej klasycznym wyjaśnieniem tego stanu anomii moralnej jest to, o charakterze biblijnym: Cham (hebr. חָם Ḥam), – według biblijnej Księgi Rodzaju najmłodszy z 3 synów Noego, przodek ludów Kanaanu i Afryki. Od jego imienia wzięła się nazwa ludu Chamici. Za swoje zachowanie w stosunku do ojca został, wraz z potomstwem, przeklęty przez Noego (stąd chamem określa się człowieka źle wychowanego, gbura, prostaka)
Jest też źródło kobiecych poglądów na ten temat, bo Katarzyny Nosowskiej: Z butów sterczy słoma, literaturę zna z opracowań lektur, buraczana dama. Kto rodzi się prostakiem, prostakiem przemija, choćby słoma w butach ze złota była. ;
Mamy też w necie spojrzenie sportowe na ów fenomen: Kibice Legii należą do grupy tych podziwianych w Polsce i za jej granicami ze względu na wysokiej jakości doping i oprawy. Jak wiadomo sami o sobie mają niemałe mniemanie i szczycą się z ‚bycia Warszawiakami’ (chyba nie trzeba szerzej tłumaczyć). Raz na jakiś czas jednak, słoma im z butów wystaje niemiłosiernie… Niby chcą być fajni, pokazać siłę a wychodzi wieśniacko. Przeszło rok temu pojawiła się jego spersonalizowana wersja, kiedy to o ówczesnym prezesie PZPN śpiewano: "Byłeś legendą, zostałeś ostatnią m...";
Jest też turystyczno-krajoznawcze wyjaśnienie tego syndromu: - Polak na urlopie to nie jest zwykły Polak. To Polak wyrwany ze swojego środowiska. Nie musi za bardzo przejmować się tym, co powiedzą koledzy z pracy czy sąsiedzi. Ma urlop, więc "wrzuca na luz". I wtedy często wyłażą z niego najbardziej paskudne cechy. ;
O chamstwie niektórych Polaków piszą też blogerzy: Zastanawiające jest to w jaki sposób ludzie z nami rozmawiają. Na żywo grzecznie i kulturalnie, chociaż zdarza się bez obcesowo. Natomiast przez internet chamsko. Chamstwo wyziera zewsząd, ..., ale także ujął się za nimi Janusz Kochanowski (tragicznie zmarły w katastrofie smoleńskiej Rzecznik Praw Obywatelskich, pisząc w 2009 r.: - Internet zaangażował w komentowanie dziejących się wokół nas wydarzeń miliony często obojętnych do tej pory osób. Stał się jednym z najważniejszych narzędzi budowania społeczeństwa obywatelskiego. W żadnym wypadku nie należy ograniczać tej przestrzeni środkami technicznymi czy jakąś inną formą działania przypominającą dawna cenzurę".
Można przebywać w teatrze, filharmonii czy zasiadać w dostojnej społeczności, ale ona nie jest w stanie zastąpić, zakryć tego, co wychodzi z prawdziwej natury niezsocjalizowanej osoby. Można posługiwać się teoriami wielkich intelektualistów, czytać ich teksty nawet ze zrozumieniem, ale jak ktoś stosuje w pedagogice zasadę, że im więcej chamstwa, tym większy szacunek i uznanie, to się myli. Takie mamy czasy, że chamstwo prędzej czy później wychodzi na jaw. Co z tym uczynić? Nie spotkałem się z propozycją analizy tego zjawiska na zjeździe, który podejmował kwestie edukacji, różnicy i inkluzji. No bo i jak tu mówić o sprawie, która mogłaby boleśnie dotknąć niektórych prelegentów? Jedyna szansa, że może jakiś doktorant spróbuje podjąć ten problem, bo ma on ewidentnie pedagogiczny charakter.
Na początku było słowo. Znakomity nauczyciel (także nauczycieli) Dariusz Chętkowski, bloger POLITYKI, już 6 lat temu nie wytrzymał chamstwa, z którym spotykał się na co dzień w - wydawałoby się elitarnym - liceum ogólnokształcącym w Łodzi. Pisał tak:
Dyskutowaliśmy w pokoju nauczycielskim o tym, jak należy traktować ucznia, który zachowuje się niczym “skończone chamidło”. Padały głosy, że wobec chama też trzeba być chamem. Taki ordynarny typ nic nie rozumie, jeśli nie weźmie się go za twarz. Najlepiej - twierdzono - żeby poczuł na własnej skórze, co to znaczy traktować drugiego człowieka jak śmiecia. “Ja do niego podchodzę zawsze ostro i dzięki temu mam z nim spokój” - pochwaliła się nauczycielka z długim stażem. Ciekawe, jak jest dzisiaj, czy rzeczywiście przez te lata udało mu się zwalczyć chamstwo chamstwem?
Tym, co lubią i tym, którzy nienawidzą prof. Zygmunta Baumana, zacytuję tezę, jaką wypowiedział w jednym z wywiadów, a która dotyczy także kreatorów wiedzy pedagogicznej:
(...) moralna postawa uczonego nie jest lukrem na metodologicznym cieście; jest mąką, z jakiej się ciasto wiedzy socjologicznej ugniata."
Jak ktoś nie chce czytać i słuchać naukowców, a wychowuje swoje dzieci lub ich nie wychowuje, ale za to wspiera je w ich rozwoju, to może sięgnąć po znakomitą książeczkę, jaką wydał Grzegorz Kasdepke - zdobywca Nagrody Edukacyjnej XXI za książkę "Bon czy ton. Savoir - vivre dla dzieci". Ten tytuł ma już czternaste wydanie! Jego bohaterami jest wiecznie kłócące się ze sobą rodzeństwo: Kuba i Buba. Moja córka uwielbia krótkie opowiadania o nieznośnych bliźniakach. Razem czytamy je codziennie.
Już we wstępie Autor wyjaśnia dzieciom - Co to jest savoir-vivre? - w następujący sposób:
Mniej więcej to samo, co bon ton, tylko że trudniej się to wymawia. No dobrze, a co to jest bon ton? Wiedza o tym, jak człowiek dobrze wychowany zachowuje się w różnych sytuacjach.
Hm.... , a kto to właściwie jest ten dobrze wychowany człowiek?
Ktoś, kto nie zachowuje się jak małpa i kogo nie trzeba chować do szafy, gdy przychodzą goście.
Czyli każdy, kto przeczyta tę książkę i czegoś się z niej nauczy!"
Niestety, niektórzy jej nie przeczytają, nawet jak mają wnuczki, więc już niczego się nie nauczą. Nas jednak swoimi postawami uczą bardzo dużo.
20 września 2013
Pedagodzy dyskutują o edukacji wobec różnicy i inkluzji
Do Gdańska przyjechało kilkuset pedagogów z niemalże wszystkich, największych uczelni w naszym kraju na VIII Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny. Miasto przyjęło wszystkich najcieplejszą w kraju temperaturą, chociaż było zachmurzenie.
Współotwierając Zjazd przewodniczący PTP - Zbigniew Kwieciński wyjaśniał kluczowe dla wiodącego tematu pojęcie inkluzji. Za Rogerem Slee wyróżnił dwa nurty dyskursów edukacyjnych dotyczących różnic, ich akceptacji i znoszenia lub zmniejszania. Jeden z nich jest ściśle związany z dyskursem właściwym dla pedagogiki i socjologii krytycznej, a drugi dla pedagogiki specjalnej, skoncentrowanej w ostatnich latach na problemach szeroko pojmowanej integracji osób niepełnosprawnych.
W Polsce znakomicie ten ostatni dyskurs analizują m.in. profesorowie Amadeusz Krause z UG, Iwona Chrzanowska z UAM, Grzegorz Szumski z APS czy Zenon Gajdzica z UŚl. Brakowało mi ich wystąpienia w tej kwestii. Zapewne jednak w sekcjach, których jest ponoć ponad 100, dojdzie do wymiany poglądów i wyników badań także na ten temat.
Inkluzja - jak cytował za Slee przewodniczący PTP- jest kategorią opozycyjną wobec wykluczania, marginalizacji, segregacji osób odmiennych, odbiegających od normy zdrowotnej, kulturowej, społecznej, albo nie spełniających normatywnych oczekiwań lub wzorów instytucji i społeczności dominujących (w tym szkoły).
Organizator Zjazdu zapewnił, że jego intencją jest zorganizowanie spotkania o szerokiej formule programowej, dostępnego dla jak najszerszego środowiska naukowców i praktyków zainteresowanych kwestiami związanymi z jego profilem tematycznym. Powinna ona pozwolić nie tylko na pogłębioną analizę wiodącego tematu Zjazdu, ale także na prezentację szerokiego spektrum aktualnych badań prowadzonych w ośrodkach akademickich przez wszystkie pokolenia pedagogów i badaczy edukacji.
Akurat przed wyjazdem do Gdańska dowiedziałem się, że Sejm pracuje nad nowelizacją ustawy antydyskryminacyjnej. Nic dodać, nic ująć, jakby politycy pomyśleli o pedagogach i przewodnim dla Zjazdu motywie. Może zatem kogoś zainteresuje akcja społeczna przeciwko jej projektowi. Być może w toku debaty ktoś sięgnie też do rozpraw polskich pedagogów specjalnych i społecznych, którzy już wiele lat temu uruchomili dyskurs naukowy na temat inkluzji i ekskluzji społecznej osób niepełnosprawnych przekraczając lokowanie go jedynie w obrębie jednej subdyscypliny jaką jest - pedagogika specjalna. Od kilkudziesięciu lat zajmują się tym także pedagodzy społeczni, którzy w listopadzie organizują Zjazd Pedagogiki Społecznej w Warszawie.
Powróćmy jednak do wspomnianej inicjatywy obywatelskiej. Zdaniem jej prawników projekt sejmowy ustawy antydyskryminacyjnej uderza w konstytucyjną ochronę rodziny, ogranicza wolność gospodarczą oraz wolność słowa. W opinii organizacji prorodzinnych ustawa ma zapewnić uprzywilejowaną pozycję środowiskom homoseksualnym pod pretekstem walki z dyskryminacją. W związku z tym, w tym tygodniu ruszyła internetowo kampania społeczna „Stop dyktaturze mniejszości”.
Uczestnicy mają w dniu dzisiejszym szansę na to, by znaleźć się w centrum dyskursu politycznego. Być może będzie ktoś zainteresowanym tym, by zabrać głos w sprawie kampanii „Stop dyktaturze mniejszości”. Jacek Sapa z Fundacji Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny jako jeden z organizatorów w/w akcji uważa, że nowelizacja ustawy jest dobrym momentem, by zwrócić uwagę na jej treść i potencjalne skutki społeczne. Jak pisze:
- Powinniśmy odpowiedzieć sobie na trzy zasadnicze pytania:
1) Czy chcemy dopuścić, aby media jeszcze bardziej promowały zachowania homoseksualne, bojąc się oskarżeń o dyskryminację i odpowiedzialności finansowej?
2) Czy chcemy dopuścić do sytuacji, w której każda Nasza opinia krytyczna na temat środowisk homoseksualnych może stać się podstawą oskarżenia o dyskryminację?
3) Czy chcemy dopuścić do sytuacji, w której Nasze dziecko będzie zmuszone do wzięcia udziału w zajęciach prowadzonych przez tzw. seksedukatorów promujących „różne wizje seksualności”, a jakikolwiek sprzeciw zostanie uznany za akt dyskryminacji, za który będzie można zostać ukaranym?
Jeżeli nie, to może wyrazić swój sprzeciw na stronie www.stopdyktaturze.pl
Jeżeli ktoś uważa, że akcja ta nie ma sensu, a nowelizowana ustawa spełnia swoje kluczowe funkcje, to może podzielić się z jej organizatorami swoją opinią na ten temat. Jak wynika z Komunikatu tej Fundacji:
Obowiązująca obecnie ustawa antydyskryminacyjna z 3.12.2010 r. całkowicie wypełnia, obowiązek implementacji dyrektyw UE w tym zakresie. Mimo to, posłowie SLD i Ruchu Palikota złożyli kontrowersyjny projekt nowelizacji tej ustawy (druk 1051), który realizuje szereg radykalnych postulatów środowiska promującego LGBT i gender. Zamierzenia te zostały skutecznie zablokowane w 2008 r. na poziomie UE. Obecnie lobby LGBT próbuje jednak forsować te postulaty na gruncie poszczególnych państw. Odrzucili je już Anglicy i Irlandczycy a ostatnio Austriacy.
Zdaniem prawników z Centrum Prawnego Ordo Iuris, Polski projekt radykalizuje prawo antydyskryminacyjne. Nowelizacja uczyni zaburzenia tożsamości płciowej takie jak transwestytyzm i transseksualizm, cechami chronionymi wprowadzając przesłankę dyskryminacji ze względu na tożsamość oraz ekspresję płciową. Poszerzenie definicji „molestowania”, które – inaczej niż dotychczas – odnoszone będzie również do treści zawartych w reklamie, oznaczać może konieczność tworzenia specjalnych, reklam uwzględniających osoby prowadzące homoseksualny tryb życia. Reklama przedstawiająca naturalną rodzinę przy stole będzie mogła zostać uznana za stwarzającą „upokarzającą lub uwłaczającą atmosferę” wobec homoseksualistów.
Ponadto projekt zakłada też obowiązek współpracy organów państwa i samorządu z organizacjami homoseksualnymi (LGBT) w zakresie realizowania tzw. programów antydyskryminacyjnych, co w praktyce oznaczałoby zwalczanie postaw prorodzinnych i promowanie niemoralnych zachowań za pieniądze podatników i przy wykorzystaniu instytucji państwowych. W połączeniu z rozszerzeniem pojęcia molestowania prowadzi to do bezprecedensowego uprzywilejowania organizacji LGBT, które będą mogły z powodzeniem wytaczać procesy wszystkim podmiotom prezentującym treści niezgodne z ich światopoglądem. Zdaniem Jacka Sapy z Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny – organizatora akcji protestacyjnej - lewicowy projekt bezpośrednio uderza w rodzinę. - W praktyce będzie to oznaczało zwalczanie postaw prorodzinnych i promowanie dewiacyjnych zachowań za nasze pieniądze. (...)
- Nowa ustawa, to również zamach na wolne media - uważa dr hab. Aleksander Stępkowski z Centrum Prawnego Ordo Iuris. - Ciężar dowodu przerzucony jest w postępowaniach o dyskryminację na pozwanego. To dziennikarz lub redakcja będą zmuszeni do udowodnienia, że nie molestowali osoby lub organizacji, które im to zarzucają – wyjaśnia prawnik. Rozwiązania takie będą szczególnie niebezpieczne dla istnienia i niezależności mediów lokalnych lub obywatelskich, zwłaszcza zaś dla pluralizmu poglądów prezentowanych w przekazie medialnym.
Oskarżenie o dyskryminację wiąże się także z groźbą ponoszenia znaczących kosztów odszkodowania lub zadośćuczynienia. Co więcej, w przypadku oskarżenia o dyskryminację, to dostawca towarów lub usług będzie musiał udowodnić, że odmawiając zawarcia transakcji nie kierował się względami na orientację seksualną, ekspresję lub tożsamość płciową. Ustawa przewiduje bowiem w art. 14 ust. 3 przerzucenie ciężaru dowodu na osobę oskarżoną o dyskryminację. Można się też spodziewać, że nowelizacja spowoduje istotny wzrost liczby pozwów z tytułu rzekomej dyskryminacji osób epatujących otoczenie swym homoseksualnym stylem bycia. Nawet jeśli oskarżenia będą bazowały na bardzo wątpliwych podstawach, rozkład ciężaru dowodu będzie stawiał osoby pozwane w niezwykle trudnym procesowo położeniu.
Projektodawcy chcą również aby przepisy ustawy dotyczyły wszelkich usług edukacyjnych - nie tylko tych, świadczonych przez placówki oświaty i szkolnictwa wyższego ale i kursów językowych, zawodowych, doskonalących itp. Jedyny wyjątek czyni się dla szkół kształcących oddzielnie chłopców i dziewczęta, a i to wyłącznie ze względu na płeć, czyli wciąż nie będzie można n.p. oskarżyć szkoły męskiej o dyskryminację dziewczynek. Jednocześnie jednak, szkoła męska nie będzie mogła odmówić n.p. zatrudnienia homoseksualisty jako nauczyciela W-F.
Na tę ustawę w pierwszym czytaniu Sejm zareagował pozytywnie. Obecnie nowelizacja, z ogromną większością głosów, została skierowana do Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
Może ktoś jest kompetentny w tej kwestii? A może uczestnicy Zjazdu (przynajmniej niektórych jego sekcji) znają odpowiedź na powyższe problemy?
W każdym razie życzę wszystkim owocnych obrad, a gdyby komuś odjęło mowę, to Gdańsk zaoferował zakupienie za 3 lub 5 zł odpowiedniej porcji helu.
Współotwierając Zjazd przewodniczący PTP - Zbigniew Kwieciński wyjaśniał kluczowe dla wiodącego tematu pojęcie inkluzji. Za Rogerem Slee wyróżnił dwa nurty dyskursów edukacyjnych dotyczących różnic, ich akceptacji i znoszenia lub zmniejszania. Jeden z nich jest ściśle związany z dyskursem właściwym dla pedagogiki i socjologii krytycznej, a drugi dla pedagogiki specjalnej, skoncentrowanej w ostatnich latach na problemach szeroko pojmowanej integracji osób niepełnosprawnych.
W Polsce znakomicie ten ostatni dyskurs analizują m.in. profesorowie Amadeusz Krause z UG, Iwona Chrzanowska z UAM, Grzegorz Szumski z APS czy Zenon Gajdzica z UŚl. Brakowało mi ich wystąpienia w tej kwestii. Zapewne jednak w sekcjach, których jest ponoć ponad 100, dojdzie do wymiany poglądów i wyników badań także na ten temat.
Inkluzja - jak cytował za Slee przewodniczący PTP- jest kategorią opozycyjną wobec wykluczania, marginalizacji, segregacji osób odmiennych, odbiegających od normy zdrowotnej, kulturowej, społecznej, albo nie spełniających normatywnych oczekiwań lub wzorów instytucji i społeczności dominujących (w tym szkoły).
Organizator Zjazdu zapewnił, że jego intencją jest zorganizowanie spotkania o szerokiej formule programowej, dostępnego dla jak najszerszego środowiska naukowców i praktyków zainteresowanych kwestiami związanymi z jego profilem tematycznym. Powinna ona pozwolić nie tylko na pogłębioną analizę wiodącego tematu Zjazdu, ale także na prezentację szerokiego spektrum aktualnych badań prowadzonych w ośrodkach akademickich przez wszystkie pokolenia pedagogów i badaczy edukacji.
Akurat przed wyjazdem do Gdańska dowiedziałem się, że Sejm pracuje nad nowelizacją ustawy antydyskryminacyjnej. Nic dodać, nic ująć, jakby politycy pomyśleli o pedagogach i przewodnim dla Zjazdu motywie. Może zatem kogoś zainteresuje akcja społeczna przeciwko jej projektowi. Być może w toku debaty ktoś sięgnie też do rozpraw polskich pedagogów specjalnych i społecznych, którzy już wiele lat temu uruchomili dyskurs naukowy na temat inkluzji i ekskluzji społecznej osób niepełnosprawnych przekraczając lokowanie go jedynie w obrębie jednej subdyscypliny jaką jest - pedagogika specjalna. Od kilkudziesięciu lat zajmują się tym także pedagodzy społeczni, którzy w listopadzie organizują Zjazd Pedagogiki Społecznej w Warszawie.
Powróćmy jednak do wspomnianej inicjatywy obywatelskiej. Zdaniem jej prawników projekt sejmowy ustawy antydyskryminacyjnej uderza w konstytucyjną ochronę rodziny, ogranicza wolność gospodarczą oraz wolność słowa. W opinii organizacji prorodzinnych ustawa ma zapewnić uprzywilejowaną pozycję środowiskom homoseksualnym pod pretekstem walki z dyskryminacją. W związku z tym, w tym tygodniu ruszyła internetowo kampania społeczna „Stop dyktaturze mniejszości”.
Uczestnicy mają w dniu dzisiejszym szansę na to, by znaleźć się w centrum dyskursu politycznego. Być może będzie ktoś zainteresowanym tym, by zabrać głos w sprawie kampanii „Stop dyktaturze mniejszości”. Jacek Sapa z Fundacji Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny jako jeden z organizatorów w/w akcji uważa, że nowelizacja ustawy jest dobrym momentem, by zwrócić uwagę na jej treść i potencjalne skutki społeczne. Jak pisze:
- Powinniśmy odpowiedzieć sobie na trzy zasadnicze pytania:
1) Czy chcemy dopuścić, aby media jeszcze bardziej promowały zachowania homoseksualne, bojąc się oskarżeń o dyskryminację i odpowiedzialności finansowej?
2) Czy chcemy dopuścić do sytuacji, w której każda Nasza opinia krytyczna na temat środowisk homoseksualnych może stać się podstawą oskarżenia o dyskryminację?
3) Czy chcemy dopuścić do sytuacji, w której Nasze dziecko będzie zmuszone do wzięcia udziału w zajęciach prowadzonych przez tzw. seksedukatorów promujących „różne wizje seksualności”, a jakikolwiek sprzeciw zostanie uznany za akt dyskryminacji, za który będzie można zostać ukaranym?
Jeżeli nie, to może wyrazić swój sprzeciw na stronie www.stopdyktaturze.pl
Jeżeli ktoś uważa, że akcja ta nie ma sensu, a nowelizowana ustawa spełnia swoje kluczowe funkcje, to może podzielić się z jej organizatorami swoją opinią na ten temat. Jak wynika z Komunikatu tej Fundacji:
Obowiązująca obecnie ustawa antydyskryminacyjna z 3.12.2010 r. całkowicie wypełnia, obowiązek implementacji dyrektyw UE w tym zakresie. Mimo to, posłowie SLD i Ruchu Palikota złożyli kontrowersyjny projekt nowelizacji tej ustawy (druk 1051), który realizuje szereg radykalnych postulatów środowiska promującego LGBT i gender. Zamierzenia te zostały skutecznie zablokowane w 2008 r. na poziomie UE. Obecnie lobby LGBT próbuje jednak forsować te postulaty na gruncie poszczególnych państw. Odrzucili je już Anglicy i Irlandczycy a ostatnio Austriacy.
Zdaniem prawników z Centrum Prawnego Ordo Iuris, Polski projekt radykalizuje prawo antydyskryminacyjne. Nowelizacja uczyni zaburzenia tożsamości płciowej takie jak transwestytyzm i transseksualizm, cechami chronionymi wprowadzając przesłankę dyskryminacji ze względu na tożsamość oraz ekspresję płciową. Poszerzenie definicji „molestowania”, które – inaczej niż dotychczas – odnoszone będzie również do treści zawartych w reklamie, oznaczać może konieczność tworzenia specjalnych, reklam uwzględniających osoby prowadzące homoseksualny tryb życia. Reklama przedstawiająca naturalną rodzinę przy stole będzie mogła zostać uznana za stwarzającą „upokarzającą lub uwłaczającą atmosferę” wobec homoseksualistów.
Ponadto projekt zakłada też obowiązek współpracy organów państwa i samorządu z organizacjami homoseksualnymi (LGBT) w zakresie realizowania tzw. programów antydyskryminacyjnych, co w praktyce oznaczałoby zwalczanie postaw prorodzinnych i promowanie niemoralnych zachowań za pieniądze podatników i przy wykorzystaniu instytucji państwowych. W połączeniu z rozszerzeniem pojęcia molestowania prowadzi to do bezprecedensowego uprzywilejowania organizacji LGBT, które będą mogły z powodzeniem wytaczać procesy wszystkim podmiotom prezentującym treści niezgodne z ich światopoglądem. Zdaniem Jacka Sapy z Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny – organizatora akcji protestacyjnej - lewicowy projekt bezpośrednio uderza w rodzinę. - W praktyce będzie to oznaczało zwalczanie postaw prorodzinnych i promowanie dewiacyjnych zachowań za nasze pieniądze. (...)
- Nowa ustawa, to również zamach na wolne media - uważa dr hab. Aleksander Stępkowski z Centrum Prawnego Ordo Iuris. - Ciężar dowodu przerzucony jest w postępowaniach o dyskryminację na pozwanego. To dziennikarz lub redakcja będą zmuszeni do udowodnienia, że nie molestowali osoby lub organizacji, które im to zarzucają – wyjaśnia prawnik. Rozwiązania takie będą szczególnie niebezpieczne dla istnienia i niezależności mediów lokalnych lub obywatelskich, zwłaszcza zaś dla pluralizmu poglądów prezentowanych w przekazie medialnym.
Oskarżenie o dyskryminację wiąże się także z groźbą ponoszenia znaczących kosztów odszkodowania lub zadośćuczynienia. Co więcej, w przypadku oskarżenia o dyskryminację, to dostawca towarów lub usług będzie musiał udowodnić, że odmawiając zawarcia transakcji nie kierował się względami na orientację seksualną, ekspresję lub tożsamość płciową. Ustawa przewiduje bowiem w art. 14 ust. 3 przerzucenie ciężaru dowodu na osobę oskarżoną o dyskryminację. Można się też spodziewać, że nowelizacja spowoduje istotny wzrost liczby pozwów z tytułu rzekomej dyskryminacji osób epatujących otoczenie swym homoseksualnym stylem bycia. Nawet jeśli oskarżenia będą bazowały na bardzo wątpliwych podstawach, rozkład ciężaru dowodu będzie stawiał osoby pozwane w niezwykle trudnym procesowo położeniu.
Projektodawcy chcą również aby przepisy ustawy dotyczyły wszelkich usług edukacyjnych - nie tylko tych, świadczonych przez placówki oświaty i szkolnictwa wyższego ale i kursów językowych, zawodowych, doskonalących itp. Jedyny wyjątek czyni się dla szkół kształcących oddzielnie chłopców i dziewczęta, a i to wyłącznie ze względu na płeć, czyli wciąż nie będzie można n.p. oskarżyć szkoły męskiej o dyskryminację dziewczynek. Jednocześnie jednak, szkoła męska nie będzie mogła odmówić n.p. zatrudnienia homoseksualisty jako nauczyciela W-F.
Na tę ustawę w pierwszym czytaniu Sejm zareagował pozytywnie. Obecnie nowelizacja, z ogromną większością głosów, została skierowana do Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
Może ktoś jest kompetentny w tej kwestii? A może uczestnicy Zjazdu (przynajmniej niektórych jego sekcji) znają odpowiedź na powyższe problemy?
W każdym razie życzę wszystkim owocnych obrad, a gdyby komuś odjęło mowę, to Gdańsk zaoferował zakupienie za 3 lub 5 zł odpowiedniej porcji helu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)