26 czerwca 2012

Standardy i dobre praktyki w badaniach pedagogicznych w klimacie empiryczno-buddyjskim


Przedmiotem obrad Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk w dniu 26 czerwca 2012 r., które toczą się dzisiaj na Wydziale Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu jest jakość badań naukowych w pedagogice.

Gospodarzem całości spotkania jest Dziekan Wydziału - prof. zw. dr hab. Aleksander Nalaskowski, zaś merytorycznym inicjatorem i współorganizatorem tego spotkania jest Prodziekan - prof. zw. dr hab. Krzysztof Rubacha, który pół roku temu zaproponował zorganizowanie debaty naukowców zainteresowanych odpowiedzią na paradoksalne pytanie: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle z jakością badań w naukach pedagogicznych? Wspiera tę inicjatywę Redakcja Naukowa „Przeglądu Badań Edukacyjnych” przy Wydziale Nauk Pedagogicznych UMK, która zaproponowała wydanie pierwszego numeru tego czasopisma w 2013 r. z tekstami referatów i omówieniem dyskusji z tego spotkania. Rozmawiamy i dyskutujemy zatem o tym, jak nie prowadzić badań w naukach o wychowaniu, ale i o tym, co jest ich siłą, a co słabością? Na co powinniśmy zwrócić większą uwagę, by mieć większe poczucie nie tylko satysfakcji, ale i uzasadnionego wkładu w rozwój własnej dyscypliny naukowej?

W treści zaproszenia, którą przytaczam poniżej, prof. Krzysztof Rubacha zachęcał wszystkich zainteresowanych do wystąpień, ale też i dyskusji, wspólnej rozmowy, podzielenia się przez naukowców swoimi doświadczeniami, wątpliwościami czy propozycjami rozwiązywania dylematów metodologicznych: Wartość wyjaśniająca badań pedagogicznych zależy, w dużym stopniu, od jakości ich podstaw metodologicznych. Przegląd tekstów będących raportami z badań publikowanych na łamach polskich czasopism pedagogicznych, a także nasze codzienne doświadczenia jako recenzentów w przewodach naukowych, stanowią źródło informacji na temat praktyk metodologicznych stojących za projektami badawczymi.

Po pierwsze, można zaobserwować zmniejszanie się liczby tekstów opartych na wynikach badań empirycznych. Po drugie, w doniesieniach z badań empirycznych widoczna jest tendencja do koncentracji na obrzeżach przedmiotu badań pedagogicznych. Rzadziej natomiast badacze/ki koncentrują się na centralnych dla naszej dyscypliny zagadnieniach, zarówno na poziomie badań stosowanych, jak i podstawowych. Po trzecie, w badaniach pedagogicznych zaczęła przeważać strategia jakościowa nad ilościową. Zjawisku temu nie towarzyszy jednak troska o budowanie systemu standardów metodologicznych dla strategii jakościowej, zwłaszcza na poziomie analizy danych. Problem tych standardów został już w dużej mierze rozwiązany w przypadku strategii ilościowej, co wcale jednak nie znaczy, że stan ten odbija się pozytywnie na praktyce badań pedagogicznych, realizowanych w tej strategii.

Po czwarte, wątpliwości może budzić zakres w jakim badania wyrastają z podstaw teoretycznych. Wydaje się, że etap konceptualizacji i problematyzacji badań nie jest traktowany jako kluczowy i decydujący o przyszłych wynikach. Po piąte, spora cześć tekstów pedagogicznych powstaje poza świadomością metodologiczną ich autorów/ek. W ramach strategii ilościowej, na przykład, niezmiernie rzadko losuje się próbę do badań, a przecież jest to warunek bazowy dla generalizowania wniosków na populację, co jest głównym kryterium decydującym o racji bytu tej strategii.

Ta pobieżna i spłycona charakterystyka naszych tekstów naukowych skłania do refleksji o charakterze diagnostycznym i projektującym. Jaki jest poziom metodologiczny badań pedagogicznych? Co należy zrobić dążąc do podnoszenia tego poziomu? Z tych dwóch perspektyw będziemy chcieli przyjrzeć się praktykom metodologicznym w badaniach pedagogicznych. Zrobimy to w odniesieniu do następujących kryteriów porządkujących warstwy metodologiczne tekstów – raportów z badań:

- poziom konceptualizacji i problematyzacji rzeczywistości edukacyjnej

- poziom operacjonalizacji i zbierania danych

- poziom analizowania danych: ilościowych, jakościowych

- poziom stosowanych interpretacji uzyskanych rezultatów

- poziom etyczny badań: w odniesieniu do badanych osób oraz
powstających tekstów (plagiaty, nadużycia w cytowaniach, itd.).

- poziom umiejętności pisania prac naukowych.


W trakcie posiedzenia zostanie wręczona przez Redaktora Naczelnego "Kultury i Edukacji" a zarazem profesora Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu Ryszarda Borowicza Nagroda dla laureata VI Edycji Konkursu KiE na najlepszą monografię podejmującą problematykę kultury, społeczeństwa i edukacji. Należy w tym miejscu przypomnieć, że po ocenie wartości naukowej rozprawy, najważniejszą zasadą ubiegania się o tę nagrodę jest cenzus wieku autora, bowiem w chwili wydania książki nie może mieć ona/on więcej niż 35 lat.

Dla przypomnienia, laureatami w poprzednich edycjach tego konkursu byli:

• Rok 2011: Paweł Rudnicki, Oblicza buntu w biografiach kontestatorów. Refleksyjność, wyzwalające uczenie się, zmiana.

• Rok 2010: Bartosz Wojciechowski, Interkulturowe prawo karne. Filozoficzne podstawy karania w wielokulturowych społeczeństwach demokratycznych.

• Rok 2009: Maria Theiss, Krewni - Znajomi - Obywatele. Kapitał społeczny a lokalna polityka społeczna.

• Rok 2008: Arkadiusz Karwacki, Błędne koło. Reprodukcja kultury podklasy społecznej.

• Rok 2007: Joanna Jagodzińska, Misterium romantyczne.

Jak podaje redakcja KiE na swojej stronie, w tym roku o prymat ubiegali się autorzy następujących książek:

• Dagna Dejna, Amisze. Fenomen wychowania endemicznego.

• Agnieszka Gutkowska, Zjawisko molestowania seksualnego w uczelniach wyższych w Polsce i USA. Aspekty prawne i kryminologiczne.

• Małgorzata Karczmarzyk, Co znaczą rysunki dziecięce. Znaczenia i potencjał komunikacyjny rysunku dziecka sześcioletniego.

• Katarzyna Kowal, Między altruizmem a egoizmem. Społeczno-kulturowe uwarunkowania przeszczepów rodzinnych.

• Joanna Kulesza, Lus Internet. Między prawem a etyką.

• Artur Laska, Sprawiedliwość społeczna w dyskursie polskiej zmiany systemowej.

• Robert Pawlak, Reforma oświaty "po polsku", czyli o tym jak rząd posyła sześciolatki do szkół.

• Jacek Poniedziałek, Postmigracyjne tworzenie tożsamości regionalnej. Studium współczesnej warmińskomazurskości.

• Ewelina Wejbert-Wąsiewicz, Aborcja. Między ideologią a doświadczeniem indywidualnym. Monografia zjawiska.

• Marcin Zaborski, Współczesne pomniki i miejsca pamięci w polskiej i niemieckiej kulturze politycznej.

• Radosław Kossakowski, Budda w kulturze konsumpcji.



To właśnie książka Radosława Kossakowskiego uzyskała najwyższe uznanie ekspertów. Prof. dr. hab. Leszek Karczewski tak napisał w recenzji wydawniczej o jej wartości:

Radosław Kossakowski przekonuje, że idee buddyjskie mogą koegzystować z innymi koncepcjami na różnych poziomach rozpatrywania, że buddyzm jest praktyczną filozofią „dopasowaną” do gustów zindywidualizowanych przedstawicieli Zachodu. Buddyzm może przekładać się również na szerszy kontekst, czego egzemplifikacje znajdujemy również w tej pracy. Wskazane zostały liczne przykłady wykorzystywania buddyzmu do próby „naprawy” społeczeństwa konsumpcyjnego, począwszy od świadomego konsumeryzmu, opartego na duchowym fundamencie, aż do wykorzystania buddyzmu w ekonomii i w rozwoju społecznej integracji (niesienie pomocy bezdomnym, prowadzenie medytacji w zakładach penitencjarnych).

Nie jest to pierwsza książka tego młodego naukowca, bowiem w 2009 r. wydał w Krakowie rozprawę pt. Diamentowa droga. Wspólnota religijna w świecie duchowości refleksyjnej. Jego zainteresowania akademickie koncentrują się na zagadnieniach związanych z kulturą konsumpcyjną oraz tzw. zachodnim buddyzmem. Dotychczas opublikował kilkadziesiąt prac naukowych i popularnonaukowych, m.in. w „Studiach Socjologicznych”, „Kulturze i Społeczeństwie”, „Przeglądzie Religioznawczym”, „Humanizacji Pracy”, „Kulturze i Edukacji”, „Odrze”, „Przeglądzie Powszechnym” i w tomach zbiorowych.

Ciekawostką niech będzie to, co ma ścisły związek - nie tylko okolicznościowy, ale i merytoryczny - z dzisiejszą debatą KNP PAN, że laureat powyższej nagrody prowadzi na Uniwersytecie Gdańskim zajęcia m.in. z "Metod pomiaru i skalowania w socjologii", zaś w wielu swoich publikacjach pokazuje relacje między naukami empirycznymi a wiarą (religią).

Biorąc pod uwagę to, że mamy jeszcze w kraju EURO 2012, można przyrównać dzisiejsze spotkanie do swoistego rodzaju "odnowy metodologicznej" przed jakże ważnymi dla każdego z nas "debatami międzynarodowymi" w nauce. Czas toczących się w Polsce i na Ukrainie mistrzostw powinien sprzyjać nabraniu większego dystansu do własnych dokonań i przyjmowania, tak jak czynią to tysiące kibiców, z większym poczuciem humoru to, co jest w tym czasie stylistyką moich wpisów.


25 czerwca 2012

Strzały karne rozstrzygają o wyniku także w szkolnictwie wyższym

Emocjonujący mecz Anglia – Włochy oddał sprawiedliwość piłkarzom z południa Europy, którzy w pełni zasłużyli na zwycięstwo. Niedawno pisałem o czerwonych i żółtych kartkach w szkolnictwie wyższym, jakie rozdało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego rektorom niektórych szkół publicznych i prywatnych. Piszą do mnie studenci z zapytaniem, co będzie z nimi w tej sytuacji, gdy wyższej szkole prywatnej minister zawiesił prawo do prowadzenia naboru na studia I lub II stopnia na kierunku pedagogika?

Ta kara dotyczy tylko i wyłącznie zawieszenia naboru dla nowych kandydatów na studia na – w tym przypadku - tym kierunku kształcenia, bo przecież nie dotyczy ona tylko pedagogiki. Pismo, jakie otrzymali rektorzy tych uczelni, którym zawieszono uprawnienia, jest jednoznaczną decyzją administracyjną. Jak pisze dyrektor Departamentu Nadzoru i Organizacji Szkolnictwa Wyższego – tego typu decyzja wynika z materiału dowodowego w sprawie zawieszenia uprawnień na kierunku „pedagogika” zgodnie z art. 77§1 ustawy – Kodeks postępowania administracyjnego (Dz. U. z 2000 r. Nr 98, poz. 1071 z późn. zm).

W związku z powyższym władze resortu poinformowały zarazem rektorów, że zgodnie z art. 10 § 1 Kpa strona ma prawo czynnego udziału w każdym stadium postępowania, a przed wydaniem decyzji prawo wypowiedzenia się co do zebranych dowodów i materiałów w terminie 7 dni od dnia doręczenia im tego postanowienia. Stronie przysługuje prawo przeglądania akt dotyczących ww. sprawy, znajdujących się w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego w powyższym Departamencie.

Skoro po złożeniu wyjaśnień przez rektorów tych „wsp” – a więc wyższych szkół państwowych i wyższych szkół prywatnych wpłynęło na ich ręce pismo, będące już administracyjną "Decyzją" władzy, to dalsze odwołania w ciągu 14 dni związane z możliwością złożenia wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy, jeśli nie podważają zgromadzonych dowodów, na nic się zdają. ZAWIESZENIE UPRAWNIEŃ do prowadzenia studiów na kierunku ma miejsce na podstawie art. 11b ust.2 oraz art. 11c ust. 1 i 2 ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (Sz. U. Nr 164, poz. 1365, z późn. zm.) i ZOBOWIĄZUJE uczelnię w terminie nie dłuższym niż dwanaście miesięcy do usunięcia stwierdzonych naruszeń.

Tym samy rektorzy otrzymali "Decyzję" w świetle, której w okresie zawieszenia uprawnienia do prowadzenia studiów pierwszego czy drugiego stopnia zostają wstrzymane przyjęcia studentów na dany kierunek i poziom kształcenia. Innymi słowy, jeżeli "Decyzja" dotyczy wstrzymania uprawnień do prowadzenia studiów pierwszego stopnia, szkoła może prowadzić dalej kształcenie dla już przyjętych w niej studentów tego poziomu kształcenia, natomiast nie wolno jej prowadzić naboru dla nowego rocznika.

Decyzji minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego nadaje rygor natychmiastowej wykonalności. Załącza do niej uzasadnienie, w którym wyjaśnia powody, dla których dana szkoła zaprzestała spełniać warunki do prowadzenia studiów na kierunku „pedagogika”. Jak się okazuje, tym warunkiem najczęściej niespełnionym są zmiany w stanie zatrudnienia wpływające na uprawnienie do prowadzenia studiów. Jeżeli jest to wyższa szkoła prywatna, to o tych zmianach nie decyduje senat, rada wydziału, tylko założyciel czy/i kanclerz, a więc pracodawca. To na tę osobę spada odpowiedzialność za zwalnianie profesorów i doktorów z pracy w szkole, już po rozpoczęciu roku akademickiego lub niezatrudnienie odpowiedniej kadry przed jego rozpoczęciem, przez co naruszony jest ustawowy wymóg w zakresie tzw. minimum kadrowego.

Sam pamiętam, że kiedy byłem rektorem wyższej szkoły prywatnej, to nie pozwalałem na to, by stan zatrudnienia w jakimkolwiek momencie mógł naruszyć ów wymóg. Założyciel w pełni to wówczas akceptował i zatrudniał o co najmniej jedną osobę więcej w ramach tzw. minimum kadrowego, by w sytuacji różnych, często nieprzewidywalnych okoliczności życiowych, nie nastąpiło jakiekolwiek zagrożenie dla ciągłości kształcenia. Trzeba jednak być rektorem znającym prawo i czuwającym oraz je egzekwującym. Inaczej minister, który dysponuje po 15 października każdego roku akademickiego obowiązkowo przesyłanym do resortu wykazem m.in. kadr akademickich, może stwierdzić, czy prawo w tym względzie nie zostało naruszone.

Są niestety, założyciele czy rektorzy, którzy albo lekceważą prawo, albo mylnie je interpretują, albo ignorują z przeświadczeniem, że są najmądrzejsi na świecie, albo z braku kompetencji czy doradców prawnych (ci też często nie znają się na prawie akademickim), albo lekceważąc normy, nie biorą pod uwagę tego, że w przypadku niezawiadomienia w wyznaczonym terminie o zaprzestaniu spełniania przez wyższą szkołę warunków do prowadzenia studiów, de facto sami prowadzą do kryzysu. Minimum kadrowe dla kierunku studiów musi być spełnione nie w trakcie roku akademickiego, ale przed jego rozpoczęciem, do 30 września poprzedzającego rok akademicki. Do minimum kadrowego wliczani są nauczyciele akademiccy zatrudnieni w uczelni na podstawie mianowania albo umowy o pracę, w pełnym wymiarze czasu pracy, nie krócej niż od początku roku akademickiego.
.
Wielu założycieli tzw. „wsp” wie o tym, toteż nie bez powodu nie rejestrowało swoich szkół w bazie POL-on, by nie zostały wykryte owe braki. Niektórym wydawało się, że mogą po swojemu interpretować prawo o szkolnictwie wyższym. Taki strzał karny do własnej bramki wynika z zarządzania opartego na niewiedzy, arogancji lub cwaniactwie. W takich sprawach wynik meczu jest przesądzony - 4:2 dla Ministerwstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Pojawia się nadzieja, że tak, jak w piłce nożnej, konieczna jest kontrola elektroniczna zdarzeń, które mogą rzutować na wynik meczu, jeśli sędzia pomyli się i czegoś nie dostrzeże lub nie będzie chciał dostrzec, podobnie i w szkolnictwie wyższym ta wydawałoby się banalnie prosta forma rejestracji danych, jakie kierują władze uczelni do organów władzy centralnej, staje się jednym z dowodów materialnych na mające miejsce w niektórych wyższych szkołach prywatnych czy państwowych nieprawidłowości. Warto zatem analizować warunki przyszłego studiowania czy pracy zawodowej w środowisku, w którym nie wszystkim zależy na postępowaniu fair play wobec jego klientów.



24 czerwca 2012

Władze uczelni i wydziałów pedagogicznych zostały już wybrane

Kilka miesięcy trwały zmagania na akademickich "boiskach" o to, która drużyna wprowadzi swojego kandydata na funkcję rektora, a następnie dziekana własnego wydziału. W tych mistrzostwach wzięły udział tylko uczelnie publiczne i kilka zaledwie wyższych szkół prywatnych, w których władze wybierane są przez społeczność akademicką, a nie są namaszczane przez założyciela tzw."wsp" czy wnoszone w pakiecie uzależnień od decyzji organu założycielsko-kanclerskiego.

Jak wynika z toczących się "rozgrywek kadrowych" niektórzy z naszych profesorów - PEDAGOGÓW ubiegali się o reelekcję, większość jednak spośród kandydatów przystępowała do tych "zawodów" po raz pierwszy. Niektórzy chcieliby i mogliby ponownie sprawować swój urząd, ale albo było to niemożliwe ze względu na regulacje prawne (kadencyjność) albo z powodu głosu akademickiego ludu. Jedni czynili to zapewne z wielką pasją, zaangażowaniem, chęcią samorealizacji dla dobra universitas, inni być może z przymusu, presji własnego środowiska, gdyż mimo spełnienia wszystkich a koniecznych na funkcji rektora lub dziekana wymagań, woleliby własną pracę naukowo-badawczą i dydaktyczną lub - niezależnie od wszystkiego - święty spokój. Nie wszystkie uczelnie informują o wynikach wyborów swoich władz. W niektórych jeszcze trwają dogrywki. Mam nadzieję, że obędzie się bez "(w-; wy-)rzutów karnych".

Do dzisiaj wyniki akademickich meczy są następujące:

REKTORZY- PEDAGODZY:

Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie
dr hab. Jan Łaszczyk, prof. APS (reelekcja)

Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie
Dr hab. Bogusław Milerski prof. ChAT

Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach
dr hab. Tamara Zacharuk, prof. UP-H

Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu
dr hab. Robert Kwaśnica, prof. DSW

Wyższa Szkoła Pedagogiczna ZNP w Warszawie
prof. dr hab. Stefan Mieszalski

Pedagogium Wyższa Szkoła Nauk Społecznych w Warszawie
dr hab. Marek Konopczyński prof. WSNS



DZIEKANI (w większości - PEDAGODZY) wydziałów z pełnymi uprawnieniami akademickimi do nadawania wszystkich stopni naukowych oraz rozptarywania wniosków o nadanie tytułu naukowego profesora:

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
Wydział Studiów Edukacyjnych - prof. zw. dr hab. Zbyszko Melosik (reelekcja)

Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu
Wydział Nauk Pedagogicznych - dr hab. Piotr Petrykowski, prof. UMK

Uniwersytet Śląski w Katowicach
Wydział Pedagogiki i Psychologii - prof. zw. dr hab. Stanisław Juszczyk
Wydział Etnologii i Nauk o Edukacji w Cieszynie - dr hab. Zenon Gajdzica, prof. UŚl

Uniwersytet Jagielloński w Krakowie
Wydział Filozoficzny - dr hab. Jarosław Górniak, prof. UJ

Uniwersytet Warszawski
Wydział Pedagogiczny dr hab. Anna Wiłkomirska, prof. UW

Uniwersytet Gdański
Wydział Nauk Społecznych - dr hab. Beata Pastwa-Wojciechowska, prof. UG (reelekcja)

Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie
Wydział Pedagogiki i Psychologii - dr hab. Ryszard Bera, prof. UMCS (reelekcja)

Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
Wydział Nauk Społecznych - dr hab. Małgorzata Suświłło, prof. UW-M

Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy
Wydział Pedagogiki i Psychologii - dr hab. Ewa Zwolińska, prof. UKW,

Uniwersytet Wrocławski
Wydział Nauk Historycznych i Pedagogicznych -
dr hab. Elżbieta Kościk, prof. UWr (reelekcja)

Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie
Wydział Nauk Pedagogicznych – dr hab. Maciej R. Tanaś prof. APS

Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu
Wydział Nauk Pedagogicznych - dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz, prof. DSW (reelekcja)



DZIEKANI (w większości - PEDAGODZY) wydziałów z uprawnieniami akademickimi do nadawania stopnia doktora nauk humanistycznych/społecznych w dyscyplinie pedagogika:

Uniwersytet Szczeciński
Dziekan Wydziału Humanistycznego - dr hab. Barbara Kromolicka , prof. USz (reelekcja)

Uniwersytet Łódzki
Wydział Nauk o Wychowaniu - dr hab. Danuta Urbaniak-Zając, prof. UŁ

Uniwersytet Rzeszowski
Wydział Pedagogiczno-Artystyczny - dr hab. Ryszard Pęczkowski, prof. URz

Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie
Wydział Nauk Pedagogicznych - dr hab. Jadwiga Kuczyńska-Kwapisz, prof. UKSW (reelekcja)

Uniwersytet Zielonogórski
Wydział Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu -
dr hab. Ewa Narkiewicz-Niedbalec, prof. UZ

Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach
Wydział Pedagogiczny i Artystyczny - dr hab. Marek Kątny, prof. UJK (reelekcja)
Filia Uniwersytetu JK w Kielcach w Piotrkowie Trybunalskim
Wydział Nauk Społecznych - prof. dr hab. Andrzej Felchner

Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach
Wydział Humanistyczny - dr hab. Stanisław Jaczyński, prof. UP-H w Siedlcach

Uniwersytet Pedagogiczny im. KEN w Krakowie
Wydział Pedagogiczny - dr hab. Zofia Szarota, prof. UP

Uniwersytet w Białymstoku
Wydział Pedagogiki i Psychologii - dr hab. Mirosław Sobecki, prof. UwB.


Akademia Pomorska w Słupsku
Wydział Edukacyjno-Filozoficzny - prof. dr hab. Iryna Surina (reelekcja)

Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie
Wydział Pedagogiczny - dr hab. Tadeusz Zieliński, prof. ChAT

Uniwersytet Opolski
Wydział Historyczno-Pedagogiczny - dr hab. prof. UO Janusz Dorobisz

Katolicki Uniwersytet Lubelski
Wydział Nauk Społecznych - ks.dr hab. Stanisław Felprof. KUL


Serdecznie gratuluję wszystkim Profesorom wyboru i wyrażenia zgody na zarządzanie jednostkami, którego efekty pozwolą cieszyć się wszystkim - nie tylko w związku z kończącą się za cztery lata kadencją.


23 czerwca 2012

Niemcy roznieśli Greków, a obywatele roznoszą autorów podręczników oraz politykę MEN

"Ja i moja szkoła" to zbiór ćwiczeń dla uczniów edukacji wczesnoszkolnej, kształcenia zintegrowanego, który zawiera liczne błędy. Rodzice postanowili przerwać milczenie i walczyć z nieprzemyślaną strukturą i treścią niektórych zadań. To oni bowiem muszą reagować na dziecięcą bezradność w sytuacji, gdy ich zdaniem niektóre zadania rozmijają się z sensem i logiką. Co ma zrobić rodzic, kiedy dziecko pyta je:

Mamo, co znaczy - To mata Toma? (fot.1. ćwiczenie)




Jak pisze do mnie jeden z refleksyjnych rodziców, a zapewne edukowany w swoim dzieciństwie na zupełnie innym zestawie podręczników i zeszytów ćwiczeń: Są jeszcze ciekawe imiona w niektórych ćwiczeniach np. Otto, Momo, Atma. To jest dopiero edukacja kreatywna. Niech dzieci uczą się w tym kraju międzykulturowego podejścia. Może wkrótce przyjdzie do ich klasy dziecko o imieniu - Momo, albo Atma czy Otto. Takie imiona poznaje uczeń w pierwszym semestrze I klasy. A może to biuro podróży się reklamuje? :)


Powstała oddolnie, w opozycji do MEN, w dn. 19 maja 2012 Obywatelska Komisja Edukacji Narodowej zamierza utworzyć zaplecze eksperckie do wspomagania nauczycieli i rodziców, którzy pragną "przywrócić polskiej szkole jej cele zgodne z polską racją stanu". Utworzyły ją środowiska protestujące przeciwko reformie programowej kształcenia ogólnego w szkołach ponadgimnazjalnych. Prof. Jan Żaryn przedstawił w tym tygodniu na konferencji prasowej program dziania tej komisji, który przewiduje m.in. rozwijanie ruchu protestu przeciwko katastrofalnym zmianom w polskiej oświacie, kreującym szkołę o coraz niższych wymaganiach, której absolwenci prezentują coraz niższy poziom rzeczywistego wykształcenia, przeciwko zmianom prowadzącym w istocie do zanegowania polskiej tradycji edukacyjnej i demokratycznej".

Wzywa się zatem rodziców, nauczycieli i wszystkie osoby dobrej woli, by powoływali do życia w lokalnych społecznościach - przy szkołach publicznych i niepublicznych, szkołach wyższych, parafiach, w lokalnych środowiskach - koła Obywatelskiej Komisji Edukacji Narodowej, koła narodowego i obywatelskiego sprzeciwu. Potrzebni będą specjaliści w zakresie prawa oświatowego, organizacji i finansowania edukacji, autorzy rzetelnych programów kształcenia, którzy zechcą poświęcić swój czas i wysiłek na działalność pro publico bono tak, aby szkole polskiej przywrócić jej cele zgodne z polską racją stanu - kształcenie i wychowywanie świadomych swych praw obywateli, zakorzenionych w polskiej tradycji, zdolnych przekazywać ją następnym pokoleniom"

To właśnie dzięki temu, jakże młodemu ruchowi protestu MEN zaproponowało kompromis obiecując, że moduł edukacji w ramach historii w liceach pt. "Ojczysty panteon i ojczyste spory" będzie w minimalnym wymiarze godzinowym obowiązkowy. Nie godzą się także na redukcję zajęć w liceach z fizyki, chemii, biologii oraz informatyki. Jak stwierdzono w czasie konferencji prasowej OKEN:

"W istocie rezultatem reformy jest fakt, że dwie ostatnie klasy liceum straciły charakter kształcenia ogólnego, co jest ruiną idei nauczania licealnego. W wieku 16 lat uczeń musi dokonać wyboru specjalizacji na całe życie. To wbrew logice współczesnego, szybko zmieniającego się świata - wiadomo, że dla młodych ludzi najważniejsza jest obecnie elastyczność, możliwość dopasowania się, ewentualnej zmiany kwalifikacji, do czego przydaje się rozległa wiedza ogólna. Tymczasem obecna reforma jest przysłowiowym przywiązywaniem szewca do kopyta, ograniczaniem młodemu człowiekowi możliwości wyboru w przyszłości, wpychaniem go w specjalizację w wieku, gdy jest on jeszcze za młody na dokonywanie takiego wyboru. Szkoła nie powinna przygotowywać do sprawnego rozwiązywania testów, tylko do rozwiązywania problemów, jakie niesie życie" -

Czy w sporze obywateli z MEN będą oni - przez analogię do ćwierćfinałowego meczu - Grecją czy Niemcami? To mata Toma?


(źródło: http://www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/eksperci-beda-wspomagac-nauczycieli-i-rodzicow,34254_2.html)

22 czerwca 2012

Jak zdobyć profesurę pod "zamkniętym dachem futbolowego stadionu"?

-"Wspinaczka po profesurę - od upadków na kolana i ciosów w plecy do zaszczytów. Przewodnik satelitarny po karierze akademickiej" jest tylko pozornie żartobliwym Vademecum dla (niekoniecznie) ambitnych naukowców, którzy chcieliby zrobić karierę profesorską. Już sam podtytuł i okładka poradnika na temat tego, jak przeżyć w akademickim środowisku i zrobić w nim karierę, zapowiada dobry humor. Jego autorem jest profesor zwyczajny matematyki Gianfranco Gambarelli z Uniwersytetu w Bergamo, który pisze wiersze i eseje, a więc człowiek renesansowo podchodzący do swojej profesji. Można zapytać, a po co Polakom włoski przewodnik po świecie nauki, skoro w gorącej Italii nie ma habilitacji? Czego zatem możemy nauczyć się od il professore?



Książeczkę przetłumaczył profesor AGH Zbigniew Łucki, też matematyk, autor m.in. "Matematycznych technik zarządzania". Znakomicie, że są profesorowie, którzy potrafią o sprawach poważnych i trudnych mówić językiem łatwym, klarownym i zarazem żartobliwym. Mamy zatem publikację, której treść jest grą słów, skojarzeń, odniesień do realiów akademickich procedur, okraszanych żartem, wierszykami i ciekawymi metaforami. Jak pisze w zakończeniu wierszem G. Gambarelli:


Naprzód

Rosnąć, iść naprzód, piąć się,
przechodzić, wyprzedzać, dryblować
wierzyć, słuchać, rozkazów, walczyć,
nie widzę końca: naprzód, naprzód, naprzód;
szeregowiec-kapral-sierżant,
porucznik-kapitan-pułkownik,
generał jednogwiazdkowy - dwugwiazdkowy,
i do nieba;
nasienie -kiełek-pączek-stokrotka;
jajo-pisklę-kurczak;
uczeń-student-absolwent,
stażysta-pracownik-kierownik,
dyrektor-wielki szef,
emeryt.

(s. 129)


Nie traktowałbym tej popkulturowej książeczki jako poradnika, dzięki któremu rzeczywiście można zrobić karierę, bo wiele jest w niej banałów, oczywistości, choć i także humoru, ironii i dużego dystansu do niedostępnego dla wielu świata wielkiej nauki. Możemy jednak dzięki temu studium przekonać się, że i na południu Europy wcale nie podchodzi się z taką nabożnością do systemu bolońskiego. Także tam uczy się młodych adeptów tego, jak przechytrzyć proceduralizm, "zabezpieczyć sobie" karierę naukową, by móc po latach jej konsumowania pisać tego typu książeczki.

W kraju mamy pełno tego typu poradników na temat tego, jak przeżyć szkołę, jak wychować kota i męża, jak bić dzieci, jak oszukiwać w szkole lub jak przeżyć radę pedagogiczną. Gambarelli pisze o tym, co jest ważne przy doktoracie i dlaczego mimo różnych regulacji ustawowych nie da się zapewnić obiektywności ocen członków komisji. Dowiemy się też, jak utrzymać się przy szefie oraz co zrobić z donosicielstwem i zmową milczenia (nie tylko) w tym środowisku. Jest też rozdział o tym, jak przetrwać studentów, jak poradzić sobie z recenzentami oraz jak przygotować się do wygłoszenia referatu czy obrony pracy naukowej. Organizatorzy konferencji dowiedzą się też, jak poradzić sobie z maruderami czy przedłużającymi swoje wystąpienia.

Najzabawniejsza jest na końcu ta część książki, w której autor prezentuje lokalną zoologię akademicką. Już widzę oczami wyobraźni, kto spośród znanych mi osób mógłby być zaliczony do "szarańczy" lub "fagocytów", kto byłby "gołębicą" a kto "wężem". W ogólnej zoologii akademickiej znajdą się też sklasyfikowani akademicy jako "kukułki", "aniołki", "bąkojady" i "zajączki".

Niektórzy, choćby nie wiem, jak się starali, biegali po boisku, strzelali w kierunku bramki przeciwnika, faulowali, zabiegali o względy sędziego bocznego czy nawet głównego, to jednak pod zamkniętym dachem pseudo akademickiej szkoły wyższej, z kiepskim trenerem i prezesem small biznesu tylko się spocą, nabiegają, stracą siły, a gola nie zdobędą. Jak Czesi we wczorajszym meczu z Portugalią.

21 czerwca 2012

Kontuzjowani na boiskach swoich życiowych pasji odnajdują wsparcie





Muzeum Miasta Łodzi, które mieści się w przepięknym Pałacu Poznańskiego, umożliwiło Fundacji „Połączeni Pasją” zorganizować charytatywny wieczór z Piotrem Bałtroczykiem. Mimo, że w Łodzi jest wiele wyższych szkół prywatnych i publicznych, kształcących na kierunku pedagogika, praca socjalna, nauki o zdrowiu czy pedagogika specjalna, żadna z nich nie stała się ani sponsorem, ani nie objęła swoim patronatem takiego przedsięwzięcia. Gdyby same mogły na tym zarobić, wynajmując swoje sale, galerie, patio itp., to kto wie, ale żeby tak dać coś bezinteresownie innym?



Fundacja „Połączeni Pasją” zrodziła się w środowisku artystów, sportowców, kaskaderów filmowych - osób, dla których realizacja własnych pasji wiąże się z nieustannym balansowaniem na krawędzi ryzyka. Niestety, zdarzają się wypadki czy inne nieprzewidziane okoliczności, które powodują, że ci tak wspaniali i silni ludzie wraz z rodzinami stają w obliczu choroby, kalectwa, bezradności. Przykrą, ale i zarazem jakże pełną serdeczności i daru płynącego z ludzkich serc była okazja do spotkania się z ludźmi potrzebującymi materialnej pomocy i oferującymi ją. Uczestników tego spotkania, któremu patronowała m.in. Wojewoda Łódzki Jolanta Chełmińska, poruszyła wypowiedź matki 20-letniej Ani o tym, jak doszło do wypadku rujnującego zdrowie młodej pasjonatki koni. Ania pochodzi z rodziny o tradycjach sportowych, gdyż jej tata był reprezentantem Polski w siatkówce, srebrnym medalistą ME, uczestnikiem Mistrzostw Świata i Olimpiady w Moskwie. To po rodzicach odziedziczyła miłość do sportu, wiążąc swoją pasję sportową i miłość z końmi.

W 2010 roku Ania ukończyła Szkołę Mistrzostwa Sportowego, a po maturze postanowiła szlifować swoje umiejętności w Niemczech, gdzie rozwijała swoje jeździeckie i trenerskie umiejętności. Tam jednak uległa w czasie pracy z końmi wypadkowi, została przez jednego z nich kopnięta w twarz, co spowodowało złamanie podstawy czaszki, złamanie kości jarzmowej i szczęki, złamanie kości nosa, złamanie dna obu oczodołów i wstrząs mózgu. Matka Ani wzruszająco mówiła o tym, jak trudno jej było pokonać pierwszy okres walki o życie córki, a teraz o jego rekonstrukcję tak, by mogła w nim dalej się realizować, na miarę swoich już ograniczonych możliwości. To, czego się nauczyła, jak nam mówiła, to przede wszystkim cierpliwości, pokory i umiejętności zabiegania o pomoc. Wie, że to, co jej córka otrzyma od bezinteresownych dawców, prędzej czy później zostanie niejako oddane innym. Tak rodzi się i rozwija ludzka solidarność i współpraca.

To właśnie mama Ani poprosiła swojego kolegę z lat szkolnych o to, by zgodził się wystąpić charytatywnie na rzecz pozyskania środków do ratowania życia i rehabilitacji Ani. Tą osobą okazał się Piotr Bałtroczyk.



Sala Muzeum Miasta Łodzi była wypełniona po brzegi. Jakże ambiwalentne, bo wzruszające i zarazem radosne spotkanie, także z poprzedzającym je występem zespołu jednego z Domów Pomocy Społecznej w Łodzi, okazało się wartością nieprzekładalną na inne walory życia w postrobotniczym mieście. Dobrze, że są jeszcze tacy, którzy chcą i potrafią się dzielić z innymi tym, co dla jednych jest tragiczne i bolesne, z tymi, którzy potrafią nie tylko współczuć, empatycznie towarzysząc w ich dramatach, ale i wesprzeć realną i duchową pomocą.

-------

Tymczasem niektórzy nauczyciele "kontuzjują" psychicznie dzieci i ich rodziców. Mama jednego 8 latka z Łodzi głowiła się nad tym, jak rozwiązać zadany przez nauczycielkę do domu rebus. Dziecko nie może sobie z tym poradzić. Rodzice zaczęli dociekać, o co tu może chodzić, ale sprawa bardzo szybko się wyjaśniła. Zajrzeliśmy do Wikipedii a tam stoi jak wół: Serso (fr. Cerceau – okrąg) – gra rekreacyjna polegająca na rzucaniu i chwytaniu wiklinowego kółka na kijek. Wywodzi się ze starożytnego Rzymu, popularna w XIX i XX w. Prawdopodobnie uczęszczające na lekcje dziecko nie zapamiętało nazwy tej gry, a rodzice, którzy przyszli na świat w drugiej połowie lat 80. XX w. zamiast bawić się jako dzieci w serso, musieli wystawać ze swoimi rodzicami w kolejkach po mięso, mleko, masło i wyroby czekoladopodobne na kartki. Uczniom z gimnazjum, którzy czytają Stanisława Lema, proponuję rebus sep-UL-ki. Gdyby w rebusie była nazwa gry komputerowej lub na PSP, to nie byłoby tego kłopotu.





20 czerwca 2012

Hipokryci nie tylko w postfutbolu


Grzegorz Lato w listopadzie 2011 roku powiedział w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego, że jeśli Polska nie wyjdzie z grupy na Euro 2012, to nie będzie ubiegał się o reelekcję. W czasie konferencji prasowej w dn. 19 czerwca 2012 r. zaprzeczył tym słowom i oskarżył dziennikarzy o manipulację, ale - w dzisiejszych czasach dokumentacja medialna jest twardym argumentem na rzecz obnażania tego typu prób manipulowania opinią publiczną. Wywiad był autoryzowany. Wyszło szydło z worka, o czym donosi dzisiejsza "Rzeczpospolita".

Podobnie postępują założyciele czy kanclerze niektórych wyższych szkół prywatnych w naszym kraju. To taka polska specjalność i cooltura zarządzania. Kiedy zatrudniają w swoich - początkowo deklarowanych szkołach wyższych - profesorów czy doktorów, obiecują góry i nieba, byle tylko chcieli oni podjąć w szkole pracę i realizować swoje pasje (zawsze tak mówią na początku, kiedy zamierzają podpisać kontrakt). Kryje się za tym jednak hipokryzja, którą akademicy odczytują po kliku latach, bo przecież dłużej utrzymać swojej lisiej postawy owi założyciele czy kanclerze nie potrafią - i to nie w momencie, kiedy w szkołach jest źle, ale na odwrót, kiedy zyski właściciela takiej "wsp" przekraczają poziom jego odporności na pokusę, by móc już pozbyć się tych, których oni traktowali jak "wabiki", a nie naukowców, i dalej już rozkręcać własny biznes pod szyldem nowej linii rozwoju. Zapytani dzisiaj, jak to się stało, że nagle zmienili zdanie, postawę, że dokonują fałszerstw, manipulacji, okłamują swoje kadry prowadząc na zapleczu firmy swoje biznesowe interesiki, powiadają, ależ skąd, proszę zobaczyć, jak ja dbam o was (czyli o tych, co przetrwali), jak świetnie funkcjonujemy (a na koncie firmy niespłacone kredyty, osłabiona płynność finansowa itp.).

Odnoszę się do tej hipokryzji, bo właśnie trwa ruch kadrowy w szkolnictwie wyższym, tak publicznym, jak i prywatnym. Piszą do mnie profesorowie, którzy byli zatrudnieni w tzw. „wsp” a teraz przyznają mi rację, że jednak zostali oszukani, wyprowadzeni w pole, bo kanclerzom byli potrzebni do biznesowych, a skrywanych przed nimi, celów. Niektórzy już z końcem maja dowiedzieli się o tym, że są już niepotrzebni, zrobili swoje, inni właśnie w tych dniach otrzymują wymówienia. Planujący wybór kierunku studiów w takich wyższych szkołach prywatnych nie wiedzą, bo i ich kadry też nie mają orientacji, że w nowym roku 2012/2013 ktoś zupełnie inny będzie w tych szkołach zatrudniony, jeśli w ogóle uruchomią one ten kierunek. Jak wiadomo, spada zainteresowanie kształceniem na socjologii, pedagogice, marketingu i zarządzaniu oraz administracji. Coraz rzadziej brane są pod uwagę nauki o polityce czy nauki o rodzinie. Jako takim zainteresowaniem jeszcze cieszy się praca socjalna, choć kandydaci wiedzą, że w tym zawodzie mogą myśleć jedynie o dzieleniu biedy. Nie o tym tu jednak mowa, ale o hipokryzji, o dawaniu fałszywego świadectwa.

Naczelną zasadą hipokrytów po podpisaniu przez naukowca umowy o pracę jest - w przypadku zatrudnienia jej/go na I etacie (co wiąże się z odejściem z uczelni publicznej) – hasło: WITAMY CIĘ!, które po dłuższym lub krótszym czasie zamienia się w hasło: MAMY CIĘ! Takim założycielom czy kanclerzom wydaje się, że ze skrywaną, a nieuczciwą wobec zatrudnianego, motywacją długo pociągną swój biznesplan. Tak jest w sporcie, bo cóż piłkarze mają innego do sprzedania, jak nie swoje ciała i umiejętności. Im jest obojętne, kto im płaci i jak zdobywa środki na ich wysokie pensje. Jak piszą autorzy „Postfutbolu” – Ich nabycie ma podnosić prestiż właściciela lub uwiarygodniać go i jego działalność. (…) Piłka nożna przestaje więc być w takim ujęciu celem; kapitał futbolowy, by sparafrazować Pierre’a Bourdieu , staje się środkiem do kumulowania zysków w innych obszarach. (s. 220)

Otóż w świecie szkolnictwa wyższego, także tego skapitalizowanego, prywatnego, w błędzie są hipokryci, jeśli uważają, że mają kogoś jak towar, jak rzecz, którą mogą dowolnie handlować. Chyba, że znajdzie się taki czy taka, który(-a) się na to godzi. To już jest jego/jej problem, to jego/jej wybór i utrata własnej godności. Na rynku istotnie ma miejsce utowarowienie stosunków międzyludzkich, ale dotyczy to tylko tych, którzy siebie też tak traktują. Nie każde ciało i umysł naukowca są uprzedmiotowione. Paradoks masy, powszechności kształcenia wyższego sprzyjał temu, że niektórzy „dali się świadomie wykorzystać”. Być może korzystali czy jeszcze korzystają z „dopingu” typu samochód służbowy, ekstra płaca, zatrudnienie osób z własnej rodziny (żony, kochanki, siotry itp.), ale towarzyszy temu zawsze jakieś ale… Odczarowanie tego świata przychodzi z każdym rokiem, kiedy okazuje się, że owi założyciele muszą w którymś momencie wyłożyć karty na stół, albo profesor „sprawdza” ich rzeczywiste powody zaangażowania w szkołę.

Okazuje się, że w tzw. wyższych szkołach, które kształcą na kierunku pedagogika powinny być zachowane i realizowane jak najwyższe standardy. Tymczasem – w świetle tego, o czym piszą profesorowie – jest zupełnie inaczej. Niektórzy ich założyciele sami zaczynają faulować, stosować instrumenty nikczemności, łamania reguł, zarówno pod względem prawnym, jak i moralnym. Cóż to za rektor, który podpisuje pod presją założyciela dokumenty, które nie odzwierciedlają prawdy, tylko ją fałszują, z nadzieją, że może nikt tego nie dostrzeże, a może i popartą innego rodzaju nieuczciwością (bo i władza bywa skorumpowana).

W czasach postakademickich patronat naukowo-dydaktyczny w oczywisty sposób ustępuje miejsca w tzw. „wsp” patronatowi biznesowemu w najgorszym wydaniu. Ostentacyjny konsumpcjonizm wypiera działanie dla dobra studentów, nauczycieli akademickich i nauki. Po dzień dzisiejszy proszą mnie o pomoc w sprawach naukowych ci, którzy mają swoich kierowników katedr, dziekanów, prorektorów czy rektorów, których nie tylko w sensie formalnym, ustawowym, ale wydawałoby się że także czysto ludzkim powołaniem w tych rolach powinno być zatroszczenie się o młodych, o ich rozwój, ale także o własną dyscyplinę i środowisko naukowe. Gdzież tam. Hipokryzja konsumpcyjna i egoistyczna jest tu na pierwszym planie. Oni troszczą się o siebie i grają, co ich kanclerze do tej samej bramki sądząc, że są nieprzezroczystymi bytami. A świat ich obserwuje i wystawia im świadectwo osób wyzutych z wartości, którym przyrzekali inaczej służyć, kiedy odbierali swój dyplom doktora nauk.

A propos, bo mnie pytają czytelnicy blogu, co słychać na Słowacji?

Na Słowacji jest constans, czyli polscy pedagodzy - dzięki obojętności MNiSW na uchwały Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN - szturmują tamtejsze uniwersytety, by uzyskać habilitację i profesurę. Niektórzy wiedzą, że nowe przepisy, nowa procedura tylko pozornie wydają się łatwiejsze i bardziej dostępne. Dla innych wynika to z innych przesłanek, nie zawsze tak oczywistych, jakby się komuś wydawało. Prof. B. Kudrycka wprowadziła rozwiązania, które są niemalże identyczne ze słowackimi, ale nasze ustawy bardziej zabezpieczają procedury przed możliwymi próbami wyłudzania przez niektórych kandydatów stopni naukowych na podstawie przedłożonego wykazu publikacji i CV. W Polsce komisje mają prawo, a nawet obowiązek zażądać od habilitanta czy kandydata na profesora kopii czy oryginałów publikacji, które mają być przedmiotem oceny osiągnięć. Na Słowacji zamiast kolokwium habilitacyjnego należy wygłosić wykład habilitacyjny i odpowiedzieć - jak w czasie polskiej obrony pracy doktorskiej - na związane z nią pytania. Niekórzy twierdzą, że to "bułka z masłem".

W dn. 16 maja 2012 r. habilitował się na Słowacji w Wyższej Szkole Zdrowotnej i Pracy Socjalnej im. Św Elżbiety w Bratysławie (Vysoka škola zdravotníctva a sociálnej práce sv. Alžbety) z Lublina dr Wieslaw Kowalski , który bronił pracy habilitacyjnej pt. Wioski Dziecięce SOS w systemie opieki zastępczej w Polsce (Lublin 2011). Temat jego wykładu habilitacyjnego brzmiał: Współczesne wyzwania dla pracy socjalnej w Polsce. Autor tej książki jest znany w naszym kraju z badań i upowszechniania modelu opiekuńczo-wychowawczego, jakim są Wioski Dziecięce SOS.

Natomiast w dniu dzisiesjszym powinien odbyć się przewód habilitacyjny w Uniwersytecie Mateja Beli w Bratysławie przed radą naukową Pedagogickej fakulty UMB w Banskej Bystrici wykład habilitacyjny ppłk.dra Lecha Kacprzaka z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy oraz z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Pile na temat: Prevencia sociálno-patologických javov v školskom prostredí (Prewencja zjawisk społeczno-patologicznych w środowisku szkolnym“)

Tematem pracy habilitacyjenj polskiego wykładowcy UKW jest: „Idea a prax všestranného vzdelávania v poľskej edukačnej stratégii“, co można przetłumaczyć jako: "Idea i praktyka wszechstronnego kształcenia w strategii polskiej edukacji". Roczaruję tych z państwa, którzy sądzą, że przeczytają tę ostatnią publikację, chociażby po słowacku. Natomiast MNiSW informuje w swojej bazie o Habilitancie, że tematem jego pracy doktorskiej, której bronił w 1990 r. w Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego był: Wpływ nauk społecznych na przygotowanie absolwentów Wyższej Oficerskiej Szkoły Samochodowej do pracy dowódczo-wychowawczej w jednostkach wojskowych.


Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego publikuje coraz bardziej liczne oferty pracy dla naukowców, którzy chcieliby prowadzić badania i zajęcia dydaktyczne w uczelniach publicznych. Niektórzy mają problem - czy pierwszy etat realizować w tzw. "wsp" czy może jednak w uniwersytecie, na politechnice lub w akademii. Niektórzy woleliby trochę tu, trochę tam, skoro i tak niewiele potrafią i nie wnoszą już niczego do nauk o wychowaniu. Są też tacy, którzy potrafią niezwykle intensywnie i twórczo realizować zadania naukowo-dydaktyczne, niezależnie od tego, gdzie pracują i w ilu uczelniach. Ten świat jest nieporównywalny, więc nie można jedną miarą mierzyć wszystkiego.