Wczoraj jedynie Prawo i Sprawiedliwość - najsilniejsza partia opozycyjna przedstawiła swój program polityczny na okres po wyborach jesiennych do Sejmu i Senatu. Platforma Obywatelska programu nie ujawnia, bo go nie posiada, a w każdym razie, jeśli takowym dysponuje, to nie zamierza go z jakichś powodów ujawniać, by przypadkiem nie osłabić poczucia pewności wygranej, nie zniechęcić dotychczasowych jej sympatyków, a może i przyciągnąć do siebie niezdecydowanych. To jest typowe postępowanie dla partii władzy, której wystarczy publikowanie na bieżąco kolejnych rozporządzeń, komentarzy do nich, wypuszczanie "zajawek" rozwiązań, jakie powinny pojawić się, kiedy już tę władzę pozyska się na kolejne 4 lata, itp.
Edukacja jest zatem poza platformą obywatelską rozumiana nie w kategoriach partii politycznej, ale dostępu obywateli do wizji programowej i ustrojowej zmian lub kontynuacji dotychczasowych rozwiązań, z jakimi przystępują do walki o miejsca w polskim Parlamencie starzy i nowi kandydaci. W ostatnich tygodniach okazuje się jednak, że co MEN ogłosi jako projektowaną zmianę, po kilku już staje się przedmiotem odwołań, jest wycofywane z debaty publicznej jako "spalone", "niekorzystne", "nieprzemyślane". Najczęściej pojawiającym się usprawiedliwieniem jest powoływanie się na spodziewany kryzys ekonomiczny, dziurę budżetową itp. Rządzący w MEN chcieliby, ale nie mogą, nie chcą lub nie potrafią nas przekonać do swoich idei i projektów. Nie muszą, bo są tak pewni zwycięstwa.
Tymczasem dziennikarze ujawniają kolejne w MEN, niegodne gospodarności i etyki, bo mające znamiona korupcji, działania resortu edukacji, w wyniku których dofinansowuje się w prywatnym sektorze w kwocie 50 tys. zł. wydanie gazetki dla dzieci zachęcającej je (ich rodziców) do korzystania z usług prywatnej opieki lekarskiej i PZU jako firmy ubezpieczeniowej. Wprawdzie po publikacji "Gazety Wyborczej" pt. MEN składa samokrytykę" min. K. Hall przyznaje, że wykazany został brak należytej staranności na każdym etapie postępowania, ale nie jest to przecież w tej kadencji jedyna i najważniejszy błąd władzy. Było ich tyle, że w powodzi szumów informacyjnych i tak nikt już ich nie pamięta. Pani minister natomiast, zapewne pod namową swoich doradców od wizerunku medialnego, zgodziła się na żenującą naprawę wiarygodności publicznej służby zdrowia, pozwalając na sfotografowanie siebie bez spodni w gabinecie lekarskim, w kolejne do lekarza itp., co za niezłą kasę opublikował Super Express. Ciekawe, czy też za to otrzymał dofinansowanie z MEN? W każdym razie resort edukacji nie informuje o tym, czy wydawnictwo "Planety Figielka" oddało dotację za bubel, naruszający standardy etyczne władzy publicznej, o które tak bardzo miała starać się Platforma Obywatelska, ani też, czy sesja z panią minister w przychodni publicznej była zaplanowana i po co?
PiS informuje w swoim programie wyborczym na kolejną kadencję parlamentarną, że w przypadku wygrania wyborów polski system edukacji będzie realizować trzy cele:
1) stwarzać dobre szanse edukacyjne wszystkim młodym obywatelom bez względu na miejsce zamieszkania oraz stan majątkowy i wykształcenie rodziców,
2) dawać solidne wykształcenie i przygotowanie do życia w nowoczesnym
społeczeństwie,
3) sprzyjać rozwojowi ponadprzeciętnych talentów.
Przyczyn niskiego poziomu edukacji publicznej upatruje się przede wszystkim w:
- wadliwej podstawie programowej (chaosie autorskich programów nauczania,
nadmiarze i niskiej jakości podręczników, przez lata beztrosko dopuszczanych do użytku w imię interesów autorów i wydawców; usunięciu z programów szkolnych wielu
treści wychowawczych itp.),
- uczynieniu czynnikiem programotwórczym nowego systemu egzaminów zewnętrznych, w wyniku którego ma miejsce zaniżanie wymagań, mechaniczne i wymuszające nieprzydatne dla rozwoju intelektualnego młodzieży uczenie się „pod testy”,
- niepokojącej nadal skali zachowań patologicznych i agresywnych wśród uczniów;
- błędnej i szkodliwej, bo skrajnie liberalnej koncepcji tzw. neutralności wychowawczej szkoły, w wyniku której jej jedynym zadaniem jest dydaktyka, czyli przekazywanie uczniom pewnego zasobu wiedzy i umiejętności;
- zbyt częstym nowelizowaniu w ostatnich latach podstawowych aktów ustawowych oraz wydawaniu rozporządzeń, które bywały zmieniane po kilka razy w roku, w związku z czym dyrektorzy i nauczyciele gubili się w gąszczu niepotrzebnych i niejasno sformułowanych przepisów.
- zbędnej biurokracji w szkołach w wyniku wymogu tworzenia coraz większej liczby sprawozdań, informacji, formularzy itd. (dyrektorzy i nauczyciele toną w dokumentach i koncentrują się na tworzeniu nikomu niepotrzebnych sprawozdań, zamiast poświęcać więcej czasu na własny rozwój i pracę z uczniami).
Zwraca się też uwagę na to, że: reforma stworzyła swoistą kastę podmiotów (edukatorów, ewaluatorów, ekspertów, urzędników, wydawców), które czerpią z niej określone korzyści i są zainteresowane trwaniem obecnego systemu. (...) Interesy tych grup, których eksponentem jest obecnie PO, a zwłaszcza kierownictwo resortu edukacji, są bardzo często sprzeczne z dobrem państwa. Widocznemu zdeprecjonowaniu uległy natomiast pozycja zawodu nauczycielskiego i społeczny prestiż nauczyciela.
Jakie PiS proponuje zmiany w polskim systemie edukacyjnym? Bedą to niewątpliwie powroty do niektórych rozwiązań z lat 2005-2007, a więc doprowadzenie do:
- utworzenia Narodowego Instytutu Wychowania;
- nadania zdecydowanie wyższej rangi ocenie z zachowania, by była wliczana do średniej ocen szkolnych, a zarazem była warunkiem promocji ucznia do wyższej klasy i ukończenia szkoły;
- zapewnienia większej dostępności form pomocy psychologiczno - pedagogicznej dla uczniów i nauczycieli przez utworzenie środków wsparcia wychowawczego, zajmowanie się uczniami zakłócającymi proces dydaktyczno-wychowawczy;
- poszerzania przez szkoły oferty zajęć pozalekcyjnych, w tym szczególnie ważne będą dostępne dla każdego ucznia, zajęcia sportowe, artystyczne, informatyczne i językowe.
- współpracy szkół z organizacjami harcerskimi, sokolimi i sportowymi;
- przywrócenia wychowania patriotycznego już od przedszkola, a w szkole poprzez uwzględnianie treści patriotycznych w programach przedmiotów takich jak historia, język polski i wiedza o społeczeństwie oraz przez stymulowanie stosowania przez szkoły poglądowych form wychowania patriotycznego (np. stała opieka uczniów danej szkoły nad jednym z pobliskich miejsc pamięci narodowej, dofinansowywane przez resort edukacji wycieczek młodzieży do miejsc pamięci narodowej w kraju i na terenie b. Związku Sowieckiego, udział młodzieży w tzw. rekonstrukcjach itp.);
- opracowania systemu wsparcia szkół na wsi i w małych miastach, tak aby ich poziom nauczania nie odbiegał w istotny sposób od szkół w ośrodkach wielkomiejskich (wyeliminowanie mechanizmu zaniżania wymagań, zniesienie oceny „dopuszczający”, stworzenie mechanizmu szczególnej pomocy dla uczniów mających trudności z należytym
opanowaniem materiału nauczania, ale i powołanie w każdym województwie regionalnego
system pracy z młodzieżą szczególnie uzdolnioną, by każdy uczeń wybitnie zdolny został objęty indywidualną opieką dydaktyczną, zwiększenie stypendiów Prezesa Rady Ministrów i Ministra Edukacji Narodowej itp.),
- wyeliminowania chaosu z systemu egzaminów zewnętrznych (Nie będziemy
tolerować sytuacji, że Minister Edukacji Narodowej lub Centralna Komisja Egzaminacyjna co pół roku odwołuje swoje wcześniejsze decyzje, jak było np. z maturą z matematyki) czy z zakwestionowaniem egzaminu maturalnego z religii jako przedmiotu nadobowiązkowego;
- natychmiastowe uchylenie ustawy o systemie informacji oświatowej, która pozwala na gromadzenie w systemie informatycznym jednostkowych danych wrażliwych o uczniach z drastycznym naruszeniem prawa do prywatności i praw rodziców.
- nowelizacja ustawy przywracająca kuratorowi oświaty prawo weta wobec decyzji jednostki samorządu terytorialnego o likwidacji szkoły.
- wstrzymanie przekazywania szkół przez jednostki samorządu terytorialnego osobom
fizycznym i prawnym, by władze publiczne były odpowiedzialne za prowadzenie szkół
oraz by zatrzymać degradację statusu i destabilizację zatrudnienia nauczycieli, którzy w szkołach przejętych przez podmioty prywatne nie będą podlegali Karcie Nauczyciela.
- wzmocnienie pozycji dyrektora szkoły wobec organu prowadzącego i organu nadzoru, przy jednoczesnym podniesieniu wymagań i odpowiedzialności (m.in. powierzenie dyrektorom dysponowania budżetem szkoły, także w zakresie remontów i zakupów sprzętu komputerowego oraz nadanie im status urzędnika państwowego).
- Wychowanie przedszkolne obejmie dzieci w wieku 3–6 lat (proponuje się odroczenie obowiązku szkolnego sześciolatków o osiem lat, do 1 września 2020 r.),
- Alternatywą dla obecnego systemu 6+3+3 będzie proponowany przez niektórych specjalistów system 3+5+4, w którym szkoła podstawowa obejmowałaby tylko dzieci najmłodsze, objęte nauczaniem zintegrowanym.
- wprowadzenie jednolitych standardów edukacyjnych (liczba uczniów jednego
gimnazjum będzie wynosić maksymalnie 400, a liczba uczniów w jednym oddziale gimnazjalnym – 20; wyeliminowanie przypadków faktycznego połączenia szkoły
podstawowej i gimnazjum przez korzystanie z tych samych obiektów).
- stworzenie warunków prawnych, organizacyjnych i finansowych, które będą sprzyjać powstawaniu zespołów obejmujących gimnazjum i liceum ogólnokształcące.
- wdrożenie procesu porządkowania kształcenia zawodowego (m.in. objęcie kwalifikowanym doradztwem zawodowym wszystkich uczniów gimnazjów; wypracowanie systemu realnej, stałej współpracy podmiotów gospodarczych z placówkami edukacji zawodowej; doprowadzimy do sytuacji, w której ukończenie szkoły zawodowej lub technikum będzie dawało uprawnienia państwowe do wykonywania zawodu).
- zablokowanie realizacji koncepcji dezintegracji państwowego nadzoru pedagogicznego (wzmocnienie statusu kuratorów oświaty przez ich podporządkowanie bezpośrednio ministrowi).
- wzmocnienie władzy nauczyciela w szkole (uzyska on prawne instrumenty egzekwowania
dyscypliny na swoich lekcjach i gwarancję trwałości wystawianych przez siebie ocen a także to, ze nie będą one podlegać negocjacjom z dyrekcją szkoły i rodzicami).Przewiduje się wzrost wynagrodzeń nauczycieli, w tym u tych z najwyższymi kwalifikacjami nawet o 2500 zł.
Zamierza się powrócić do zapoczątkowanych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości prac nad modelem powszechnej szkoły średniej dającej wykształcenie możliwie
wszechstronne, odpowiadające wzorom „kulturalnego informatyka” i „zinformatyzowanego humanisty”. Program nauczania nie może być zbyt szczegółowo podporządkowany merytorycznym wymaganiom stawianym kandydatom na poszczególne kierunki studiów.
(źródło: http://www.pis.org.pl/dokumenty.php?s=partia&iddoc=157)
25 sierpnia 2011
24 sierpnia 2011
W benchmarkach pedagogika okazała się jedną z najlepszych
W wyniku nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym będą z dn. 1.10.2011 r. wprowadzone ramy kwalifikacji dla każdego kierunku kształcenia jako podstawowe narzędzie organizacji tego procesu. Zakłada ona:
• rezygnację z obecnych zasad standaryzowania kierunków studiów na rzecz standaryzowania efektów kształcenia w zakresie wiedzy, umiejętności i kompetencji personalnych i społecznych w poszczególnych obszarach;
• rezygnację z centralnej (ustalanej rozporządzeniem Ministra) listy nazw kierunków studiów oraz odpowiadających im standardów kształcenia oraz umożliwienie uczelniom autonomicznego opracowywania programów studiów w ramach obszarów kształcenia, w zgodzie z określonymi dla nich standardami
• Efekty kształcenia określone na poziomie centralnym są podstawą do opracowania przez uczelnię (wydział lub inną jednostkę prowadzącą studia) oczekiwanych efektów kształcenia związanych z konkretnym programem studiów prowadzonym przez tę uczelnię/wydział
Na Ministerstwie ciążył obowiązek przygotowania takich wzorcowych opisów dla grupy ok. 40 podstawowych kierunków studiów stanowiących punkt odniesienia (benchmark) dla programów własnych budowanych w uczelniach. Stanowić one będą niezbędne zaplecze wprowadzania ram kwalifikacji w postaci załączników do ministerialnych rozporządzeń. Budować one będą dobre praktyki akademickie. Ich opracowaniu poświęcony jest niniejszy projekt.
Miło mi poinformować, że PEDAGOGIKA znalazła się na I miejscu tych kierunków studiów, którego eksperci - dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz, prof. DSW we Wrocławiu, dr hab. Małgorzata Muszyńska prof. UAM w Poznaniu i dr hab. Beata Przyborowska prof. UMK w Toruniu (pisałem o ich pracy w blogu przed wakacjami) uzgodnili w naszym środowisku wzorcowe (przykładowe) opisy dla pedagogiki jako kierunku studiów z pogranicza nauk humanistycznych i społecznych, by stały się one źródłem inspiracji dla tworzenia i odniesienia własnych propozycji, bądź dla bezpośredniego wdrożenia w uczelniach publicznych i niepublicznych (wyższych szkołach prywatnych).
Na stronie MNiSW znajduje się projekt rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sprawie wzorcowych ekektów kształcenia z dn. 9 sierpnia 2011 r., w którym na I miejscu wśród zaledwie 5 opracowanych benchmarkach dla studiów I i II stopnia, jest PEDAGOGIKA. Są one jeszcze przedmiotem resortowych konsultacji, ale pedagodzy dokonali już stosownych uzgodnień merytorycznych, więc można zacząć przygotowywać nowe plany i programy studiów na tym kierunku. Będą one obowiązywać już od 1 października 2011 r.
Podpisanie rozporządzenia będzie oznaczać, że jednostki autonomiczne uczelni nabędą prawa do swobodnego kształtowania nazwę i treści programów studiów (choć budując je na bazie efektów kształcenia oraz z zachowaniem wymagań KRK i obszarów kształcenia). Do takich należą te uczelnie publiczne i zaledwie 3 niepubliczne w Polsce, które dysponuja takimi uprawnieniami. Pozotałe 99,9% wyższych szkół prywatnych, jako tych, które nie uzyskały akademickiej autonomii a prowadzą edukacje na pedagogice, będą musiały ubiegać się o zezwolenie, gdy zechcą stworzyć kierunek całkowicie odmienny od obecnego. Teraz mogą jedynie zaadaptować i wdrażać zaakceptowany przez MNISzW wzorcowy opis kierunku studiów - PEDAGOGIKA.
http://www.bip.nauka.gov.pl/_gAllery/14/93/14939/20110817_projekt_rozporzadzenie_w_sprawie_wzorcowych_efektow_ksztalcenia.pdf
• rezygnację z obecnych zasad standaryzowania kierunków studiów na rzecz standaryzowania efektów kształcenia w zakresie wiedzy, umiejętności i kompetencji personalnych i społecznych w poszczególnych obszarach;
• rezygnację z centralnej (ustalanej rozporządzeniem Ministra) listy nazw kierunków studiów oraz odpowiadających im standardów kształcenia oraz umożliwienie uczelniom autonomicznego opracowywania programów studiów w ramach obszarów kształcenia, w zgodzie z określonymi dla nich standardami
• Efekty kształcenia określone na poziomie centralnym są podstawą do opracowania przez uczelnię (wydział lub inną jednostkę prowadzącą studia) oczekiwanych efektów kształcenia związanych z konkretnym programem studiów prowadzonym przez tę uczelnię/wydział
Na Ministerstwie ciążył obowiązek przygotowania takich wzorcowych opisów dla grupy ok. 40 podstawowych kierunków studiów stanowiących punkt odniesienia (benchmark) dla programów własnych budowanych w uczelniach. Stanowić one będą niezbędne zaplecze wprowadzania ram kwalifikacji w postaci załączników do ministerialnych rozporządzeń. Budować one będą dobre praktyki akademickie. Ich opracowaniu poświęcony jest niniejszy projekt.
Miło mi poinformować, że PEDAGOGIKA znalazła się na I miejscu tych kierunków studiów, którego eksperci - dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz, prof. DSW we Wrocławiu, dr hab. Małgorzata Muszyńska prof. UAM w Poznaniu i dr hab. Beata Przyborowska prof. UMK w Toruniu (pisałem o ich pracy w blogu przed wakacjami) uzgodnili w naszym środowisku wzorcowe (przykładowe) opisy dla pedagogiki jako kierunku studiów z pogranicza nauk humanistycznych i społecznych, by stały się one źródłem inspiracji dla tworzenia i odniesienia własnych propozycji, bądź dla bezpośredniego wdrożenia w uczelniach publicznych i niepublicznych (wyższych szkołach prywatnych).
Na stronie MNiSW znajduje się projekt rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sprawie wzorcowych ekektów kształcenia z dn. 9 sierpnia 2011 r., w którym na I miejscu wśród zaledwie 5 opracowanych benchmarkach dla studiów I i II stopnia, jest PEDAGOGIKA. Są one jeszcze przedmiotem resortowych konsultacji, ale pedagodzy dokonali już stosownych uzgodnień merytorycznych, więc można zacząć przygotowywać nowe plany i programy studiów na tym kierunku. Będą one obowiązywać już od 1 października 2011 r.
Podpisanie rozporządzenia będzie oznaczać, że jednostki autonomiczne uczelni nabędą prawa do swobodnego kształtowania nazwę i treści programów studiów (choć budując je na bazie efektów kształcenia oraz z zachowaniem wymagań KRK i obszarów kształcenia). Do takich należą te uczelnie publiczne i zaledwie 3 niepubliczne w Polsce, które dysponuja takimi uprawnieniami. Pozotałe 99,9% wyższych szkół prywatnych, jako tych, które nie uzyskały akademickiej autonomii a prowadzą edukacje na pedagogice, będą musiały ubiegać się o zezwolenie, gdy zechcą stworzyć kierunek całkowicie odmienny od obecnego. Teraz mogą jedynie zaadaptować i wdrażać zaakceptowany przez MNISzW wzorcowy opis kierunku studiów - PEDAGOGIKA.
http://www.bip.nauka.gov.pl/_gAllery/14/93/14939/20110817_projekt_rozporzadzenie_w_sprawie_wzorcowych_efektow_ksztalcenia.pdf
23 sierpnia 2011
Psie życie pedagoga?
Przepraszam blogolików za gramatyczne i literowe zakłócenia w treści ostatnich dwóch wpisów, ale jako pedagog "odbierałem" narodziny 10 szczeniąt mojej suki. Ciąża trwała 62 dni, ale poród kilkanaście godzin. Teraz musimy dopilnować, by ich nie zgniotła i nakarmiła wszystkie maleństwa. Matka waży ponad 75 kg, więc mając w kojcu tyle szczeniąt, może któreś nieopacznie przygnieść, kiedy zmienia swoją pozycję.
22 sierpnia 2011
Prywatne szkolnictwo wyższe w szponach b.tajnych służb PRL?
Przed wyborami powraca kwestia skutków braku rozliczenia PRL-owskich służb specjalnych. Tymczasem, po przeszło 22 latach transformacji ustrojowej, jej byli funkcjonariusze zagnieździli się wygodnie także w sektorze wyższych szkół prywatnych, albo jako ich założyciele, kanclerze, pracownicy administracji, albo jako ich nauczyciele akademiccy. Gdzieś te 24 tys. b. funkcjonariuszy trzeba było urządzić, zabezpieczyć ich na przyszłość. Jak pisze Jerzy Jachowicz (UważamRze 29/2011) - urośli oni w nieformalną potęgę, gdyż państwo stworzyło im warunki sprzyjające nie tylko ich przetrwaniu, ale i zakamuflowaniu swojej przeszłości, by mogli rosnąć w siłę. Dla swoich ukrytych interesów znaleźli dogodny grunt, gdyż mało kto interesował się na początku lat 90.XX w. tym, czy wśród nich byli aktywni SB-cy? A Wildstein dodaje w tym samym numerze czasopisma, że to pod kontrolą byłej nomenklatury budowano przyczółki gospodarki kapitalistycznej, zaś jej członkowie (. . .)rozumiejąc korzyść ze wspólnego działania, kontynuowali je również po upadku komunizmu.
Korzystna dla nich okazała się sytuacja prawna, na którą także zapewnili sobie wpływ. Szkolnictwo wyższe sektora prywatnego było pozbawione jakiejkolwiek kontroli. Wystarczyło udokumentować posiadanie niewielkiej kwoty na koncie, by utworzyć tzw."wsp". Niektórzy włączali w ten proces instytucje, osoby czy środowiska, które miały odwrócić uwagę, a jednocześnie zabezpieczyć nowy interes. A koncesje na powoływanie tych szkół do życia wydawało ministerstwo bez jakichkolwiek przeszkód czy weryfikacji. Dopiero w 2002 r. powstała Państwowa Komisja Akredytacyjna, ale lawinowy wzrost liczby nowych "wsp" sprawił, że przy ograniczonym budżecie nie była w stanie dokonać oceny wszystkich jednostek i prowadzonych w nich kierunków studiów.
Po dzień dzisiejszy, nie każdy może założyć kancelarię adwokacką, prywatną poradnię czy aptekę, ale każdy, nawet np. półanalfabeta czy psychopata może utworzyć wyższą szkołę prywatną. Niestety, wśród ponad 360 i tacy się zdarzają, a ilu wśród nich było lub jest powiązanych z tajnymi służbami? Tego publicznie nie wie nikt.
Korzystna dla nich okazała się sytuacja prawna, na którą także zapewnili sobie wpływ. Szkolnictwo wyższe sektora prywatnego było pozbawione jakiejkolwiek kontroli. Wystarczyło udokumentować posiadanie niewielkiej kwoty na koncie, by utworzyć tzw."wsp". Niektórzy włączali w ten proces instytucje, osoby czy środowiska, które miały odwrócić uwagę, a jednocześnie zabezpieczyć nowy interes. A koncesje na powoływanie tych szkół do życia wydawało ministerstwo bez jakichkolwiek przeszkód czy weryfikacji. Dopiero w 2002 r. powstała Państwowa Komisja Akredytacyjna, ale lawinowy wzrost liczby nowych "wsp" sprawił, że przy ograniczonym budżecie nie była w stanie dokonać oceny wszystkich jednostek i prowadzonych w nich kierunków studiów.
Po dzień dzisiejszy, nie każdy może założyć kancelarię adwokacką, prywatną poradnię czy aptekę, ale każdy, nawet np. półanalfabeta czy psychopata może utworzyć wyższą szkołę prywatną. Niestety, wśród ponad 360 i tacy się zdarzają, a ilu wśród nich było lub jest powiązanych z tajnymi służbami? Tego publicznie nie wie nikt.
21 sierpnia 2011
Co kryją a co ujawniają pseudosondaże o polskiej szkole i młodzieży?
Danuta Sterna pisze w najnowszym wydaniu edunews.pl, że przestudiowała badania sondażowe CBOS na temat młodzieży i szkoły, jakie były prowadzone przez tę instytucję wśród uczniów ostatnich klas szkół ponadgimnazjalnych (liceów, techników i zasadniczych szkół zawodowych) w latach: 1998, 2003, 2008 i 2010. Przyglądając się ich wynikom wyciąga wnioski, które w moim przekonaniu nie mają wartości poznawczej, bowiem nie sprawdzono, czy CBOS sondował te opinie w interwałach 5 letnich na tej samej populacji, czy może jednak różnych (wątpię, by były to badania wzdłużne). Przypuszczam, że za każdym razem próba dotyczyła wprawdzie młodzieży, ale innej od tej, która staje się dla D. Sterny punktem odniesienia.
Z faktu sondażowego, że dwanaście lat temu nieco ponad połowa uczniów (53%) oceniała pozytywnie rolę szkoły, a obecnie pozytywnie postrzega ją prawie trzy czwarte respondentów (wzrost o 18 punktów procentowych) niesłusznie wyciąga wniosek, że od roku 1998 ocena edukacyjnej funkcji szkoły "...jako dobrze przygotowującej do dalszej nauki, studiów wyraźnie się poprawiła”.
Taka ocena jest artefaktem. W 1998 r. szkoła była inna i radykalnie odmienny miał miejsce w niej oraz w związku z nią kontekst przemian, niż w roku 2010. Jeśli badanymi - tak wówczas, jak i w 2010 r. - były zupełnie inne osoby, to można zapytać, po co porównywać opinie osób z czterech różnych zbiorów, pomijając powyższe uwarunkowania? Czemu lub komu to ma służyć? Może propagandzie sukcesu MEN? Tyle tylko, że autorka tego artykułu nie podaje, jeśli już trzymać się tej niepoprawnej metodologicznie konwencji, wyników sondażu na ten temat z 2008 r. Czy też byłby wzrost o 18 punktów procentowych?
Przy kolejnej kwestii, mającej świadczyć o pozytywnym zakresie zaistniałych przemian w polskiej edukacji, Autorka pisze:
„Zdaniem młodych ludzi, szkoła coraz lepiej przygotowuje ich do funkcjonowania na rynku pracy”. Pytano: Jak oceniasz, czy szkoła, do której chodzisz daje duże szanse na zdobycie atrakcyjnej pracy po jej ukończeniu? Zdecydowanie tak i raczej tak – odpowiedziało w 2010 roku 54%. Wzrost w stosunku do lat poprzednich, ale interpretacja zależy od celów, które sobie stawiamy, gdyż szklanka w połowie pełna jest też w połowie pusta. Opinie: raczej nie i brak zdecydowania deklaruje prawie 30% młodzieży. Są to osoby, które nie mogą powiedzieć, że szkoła przygotowała ich dobrze do pracy."
Nie dowiadujemy się z tego akapitu, jaki odsetek młodzieży odpowiedział na tę kwestię w 1998 r.? Jest za to mowa o tym, ze "szklanka w połowie zapełniona jest wskaźnikiem czegoś pozytywnego.
Kiedy pojawia się w tych sondażach ocena przez respondentów wyboru szkoły, relacjonująca je stwierdza: „W 2010 roku co piąty uczeń (20%, o 5 punktów mniej niż dwanaście lat temu) był niezadowolony z wyboru szkoły”. Tyle tylko, że w 1998 r. o wyborze kolejnego stopnia szkoły decydowali absolwenci już 8-letniej szkoły podstawowej, a w 2005, 2008 i 2010 r. absolwenci gimnazjum po 9 latach szkolnej edukacji (6+3). Inny wiek, inne doświadczenia i odmienny ustrój szkolny oraz perspektywy dalszej edukacji musiały rzutować na odmienne wyobrażenia na powyższy temat. Warto przypomnieć, że w 1998 r. obowiązywały jeszcze egzaminy wstępne do szkół wyższych i był wewnątrzszkolny egzamin maturalny.
Relacjonująca jednak te dane dokonuje ich interpretacji:
"Zastanawiam się - czy „tylko”, czy może „aż”. Co piąty uczeń nie jest zadowolony z wyboru szkoły! Co autorzy mieli na myśli zadając to pytanie? Uszczegółowienie zawarte jest w pytaniu: Czy z punktu widzenia twoich szans na przyszłość, osiągnięcia czegoś w życiu, uzyskania dobrej pracy, dostania się na studia uważasz, że wybór tej szkoły był dla ciebie…? Co piaty uczeń uważa, że szkoła nie poprawiła jego szans na przyszłość, nie pomogła mu w uzyskaniu dobrej pracy i dostaniu się na studia.Jak w takim razie ocenić czas pobytu w szkole tej części uczniów? Trudno tak bardzo cieszyć się z tego, że sytuacja poprawiła się w stosunku do roku 1998, wtedy niezadowolonych był aż co czwarty uczeń."
Trafnie zastanawia się nad tym: Co autorzy mieli na myśli zadając to pytanie? Należałoby je uzupełnić o jeszcze jedno, a mianowicie to, które jest warunkiem poprawności metodologicznej, czyli o intersubiektywną komunikowalność - Co respondenci mieli na myśli odpowiadając na to pytanie?
Kiedy odkrywa w owych sondażach CBOS kwestię opinii uczniów o nauczycielach dokonuje cenzury i za nas rozstrzyga, że nie warto się nią zainteresować. Dlaczego?
„Ewolucja postaw nauczycieli wobec uczniów, jaką można było zaobserwować w latach 1998 – 2008, obecnie się zatrzymała, a w niektórych przypadkach nawet cofnęła”. Pomińmy to niepokojące – „cofnięcie” i zajmijmy się tylko obecną sytuacją.
Rzeczywiście, tak złą informację trzeba ukryć, bo jak minister edukacji by ją przeczytała, to byłaby zmuszona do leczenia nie tylko własnego kolana, co zostało dla potrzeb kampanii wyborczej opatrzone żenującymi zdjęciami w Super Expresie i Gazecie Wyborczej, ale potrzebowałaby konsultacji u kardiologa. Po takiej informacji można doprawdy dostać zawału. Wyborcy mają decydować o tym, kto będzie ich posłem, a tu taka wpadka.
W dalszej części artykułu, jego Autorka porzuca już temporalne porównania. Przywołuje niezwykle niepokojące dane tylko z sondażu CBOS z 2010 r., chociażby na temat tego, czy nauczyciele informowali i motywowali uczniów na temat ich praw w szkole. Okazuje się, że tylko 30% uczniów potwierdziło omawianie w klasie praw ucznia przez nauczyciela, np. na godzinie wychowawczej, i nauczyciele zachęcali do korzystania z tych praw, natomiast w 53% nauczyciele tylko przedstawili te prawa, nie zachęcając do korzystania z nich. Natomiast 17% uczniów stwierdziło, że ich prawa w ogóle nie były omawiane w klasie.
Biorąc pod uwagę jakże często sondowany problem przemocy w szkołach, otrzymujemy kolejne, nic nieznaczące dane, choć oczywiście ujęte w formie liczbowej, która powinna na nas zrobić wrażenie. Jak pisze D. Sterna: Największy spadek odnotowano w 2008 roku. Sądziłem, że zinterpretuje to jako efekt jeszcze mających miejsce skutków dyscyplinujących uczniów ustaw z okresu rządów PiS+LPR+Samoobrona. Okazuje się, ze jednak nie. Jak jest więc w 2010 roku?
Na pytanie: Czy w Twojej szkole zdarzają się przypadki fizycznego znęcania się starszych uczniów nad młodszymi? 52% uczniów deklarował zetknięcie się przemocą fizyczną.
Czy w Twojej szkole zdarzają się przypadki zażywania narkotyków przez uczniów na terenie szkoły? – 45%.
Czy w Twojej szkole zdarzają się przypadki picia alkoholu przez uczniów na terenie szkoły? – 62%
Nie ukrywam, że przejmowanie się takimi sondażami może być tylko i wyłącznie przejawem braku krytycyzmu. Odpowiedzi na pytania rozstrzygnięcia, zaczynające się od partykuły pytajnej "Czy", są najmniej miarodajne. Warto powrócić przy ich analizie do kwestii intersubiektywnej komunikowalności, czyli nie tylko tego, co ich autor miał na myśli, ale przede wszystkim respondent, bo autor tych pytań był bezmyślny.
http://www.edunews.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1603&Itemid=1
Z faktu sondażowego, że dwanaście lat temu nieco ponad połowa uczniów (53%) oceniała pozytywnie rolę szkoły, a obecnie pozytywnie postrzega ją prawie trzy czwarte respondentów (wzrost o 18 punktów procentowych) niesłusznie wyciąga wniosek, że od roku 1998 ocena edukacyjnej funkcji szkoły "...jako dobrze przygotowującej do dalszej nauki, studiów wyraźnie się poprawiła”.
Taka ocena jest artefaktem. W 1998 r. szkoła była inna i radykalnie odmienny miał miejsce w niej oraz w związku z nią kontekst przemian, niż w roku 2010. Jeśli badanymi - tak wówczas, jak i w 2010 r. - były zupełnie inne osoby, to można zapytać, po co porównywać opinie osób z czterech różnych zbiorów, pomijając powyższe uwarunkowania? Czemu lub komu to ma służyć? Może propagandzie sukcesu MEN? Tyle tylko, że autorka tego artykułu nie podaje, jeśli już trzymać się tej niepoprawnej metodologicznie konwencji, wyników sondażu na ten temat z 2008 r. Czy też byłby wzrost o 18 punktów procentowych?
Przy kolejnej kwestii, mającej świadczyć o pozytywnym zakresie zaistniałych przemian w polskiej edukacji, Autorka pisze:
„Zdaniem młodych ludzi, szkoła coraz lepiej przygotowuje ich do funkcjonowania na rynku pracy”. Pytano: Jak oceniasz, czy szkoła, do której chodzisz daje duże szanse na zdobycie atrakcyjnej pracy po jej ukończeniu? Zdecydowanie tak i raczej tak – odpowiedziało w 2010 roku 54%. Wzrost w stosunku do lat poprzednich, ale interpretacja zależy od celów, które sobie stawiamy, gdyż szklanka w połowie pełna jest też w połowie pusta. Opinie: raczej nie i brak zdecydowania deklaruje prawie 30% młodzieży. Są to osoby, które nie mogą powiedzieć, że szkoła przygotowała ich dobrze do pracy."
Nie dowiadujemy się z tego akapitu, jaki odsetek młodzieży odpowiedział na tę kwestię w 1998 r.? Jest za to mowa o tym, ze "szklanka w połowie zapełniona jest wskaźnikiem czegoś pozytywnego.
Kiedy pojawia się w tych sondażach ocena przez respondentów wyboru szkoły, relacjonująca je stwierdza: „W 2010 roku co piąty uczeń (20%, o 5 punktów mniej niż dwanaście lat temu) był niezadowolony z wyboru szkoły”. Tyle tylko, że w 1998 r. o wyborze kolejnego stopnia szkoły decydowali absolwenci już 8-letniej szkoły podstawowej, a w 2005, 2008 i 2010 r. absolwenci gimnazjum po 9 latach szkolnej edukacji (6+3). Inny wiek, inne doświadczenia i odmienny ustrój szkolny oraz perspektywy dalszej edukacji musiały rzutować na odmienne wyobrażenia na powyższy temat. Warto przypomnieć, że w 1998 r. obowiązywały jeszcze egzaminy wstępne do szkół wyższych i był wewnątrzszkolny egzamin maturalny.
Relacjonująca jednak te dane dokonuje ich interpretacji:
"Zastanawiam się - czy „tylko”, czy może „aż”. Co piąty uczeń nie jest zadowolony z wyboru szkoły! Co autorzy mieli na myśli zadając to pytanie? Uszczegółowienie zawarte jest w pytaniu: Czy z punktu widzenia twoich szans na przyszłość, osiągnięcia czegoś w życiu, uzyskania dobrej pracy, dostania się na studia uważasz, że wybór tej szkoły był dla ciebie…? Co piaty uczeń uważa, że szkoła nie poprawiła jego szans na przyszłość, nie pomogła mu w uzyskaniu dobrej pracy i dostaniu się na studia.Jak w takim razie ocenić czas pobytu w szkole tej części uczniów? Trudno tak bardzo cieszyć się z tego, że sytuacja poprawiła się w stosunku do roku 1998, wtedy niezadowolonych był aż co czwarty uczeń."
Trafnie zastanawia się nad tym: Co autorzy mieli na myśli zadając to pytanie? Należałoby je uzupełnić o jeszcze jedno, a mianowicie to, które jest warunkiem poprawności metodologicznej, czyli o intersubiektywną komunikowalność - Co respondenci mieli na myśli odpowiadając na to pytanie?
Kiedy odkrywa w owych sondażach CBOS kwestię opinii uczniów o nauczycielach dokonuje cenzury i za nas rozstrzyga, że nie warto się nią zainteresować. Dlaczego?
„Ewolucja postaw nauczycieli wobec uczniów, jaką można było zaobserwować w latach 1998 – 2008, obecnie się zatrzymała, a w niektórych przypadkach nawet cofnęła”. Pomińmy to niepokojące – „cofnięcie” i zajmijmy się tylko obecną sytuacją.
Rzeczywiście, tak złą informację trzeba ukryć, bo jak minister edukacji by ją przeczytała, to byłaby zmuszona do leczenia nie tylko własnego kolana, co zostało dla potrzeb kampanii wyborczej opatrzone żenującymi zdjęciami w Super Expresie i Gazecie Wyborczej, ale potrzebowałaby konsultacji u kardiologa. Po takiej informacji można doprawdy dostać zawału. Wyborcy mają decydować o tym, kto będzie ich posłem, a tu taka wpadka.
W dalszej części artykułu, jego Autorka porzuca już temporalne porównania. Przywołuje niezwykle niepokojące dane tylko z sondażu CBOS z 2010 r., chociażby na temat tego, czy nauczyciele informowali i motywowali uczniów na temat ich praw w szkole. Okazuje się, że tylko 30% uczniów potwierdziło omawianie w klasie praw ucznia przez nauczyciela, np. na godzinie wychowawczej, i nauczyciele zachęcali do korzystania z tych praw, natomiast w 53% nauczyciele tylko przedstawili te prawa, nie zachęcając do korzystania z nich. Natomiast 17% uczniów stwierdziło, że ich prawa w ogóle nie były omawiane w klasie.
Biorąc pod uwagę jakże często sondowany problem przemocy w szkołach, otrzymujemy kolejne, nic nieznaczące dane, choć oczywiście ujęte w formie liczbowej, która powinna na nas zrobić wrażenie. Jak pisze D. Sterna: Największy spadek odnotowano w 2008 roku. Sądziłem, że zinterpretuje to jako efekt jeszcze mających miejsce skutków dyscyplinujących uczniów ustaw z okresu rządów PiS+LPR+Samoobrona. Okazuje się, ze jednak nie. Jak jest więc w 2010 roku?
Na pytanie: Czy w Twojej szkole zdarzają się przypadki fizycznego znęcania się starszych uczniów nad młodszymi? 52% uczniów deklarował zetknięcie się przemocą fizyczną.
Czy w Twojej szkole zdarzają się przypadki zażywania narkotyków przez uczniów na terenie szkoły? – 45%.
Czy w Twojej szkole zdarzają się przypadki picia alkoholu przez uczniów na terenie szkoły? – 62%
Nie ukrywam, że przejmowanie się takimi sondażami może być tylko i wyłącznie przejawem braku krytycyzmu. Odpowiedzi na pytania rozstrzygnięcia, zaczynające się od partykuły pytajnej "Czy", są najmniej miarodajne. Warto powrócić przy ich analizie do kwestii intersubiektywnej komunikowalności, czyli nie tylko tego, co ich autor miał na myśli, ale przede wszystkim respondent, bo autor tych pytań był bezmyślny.
http://www.edunews.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1603&Itemid=1
20 sierpnia 2011
Wydawcy kwestionują projekt MEN wprowadzenia elektronicznych podręczników
Pod koniec lipca br. odbyło się w MEN spotkanie Prezydium Sekcji Wydawców Edukacyjnych z minister Katarzyną Hall i wiceminister Krystyną Szumilas w sprawie projektu nowego rozporządzenia o dopuszczaniu podręczników szkolnych. Oprócz mniej lub bardziej istotnych zmian wprowadzonych do projektowanego tego aktu prawnego
pojawiła się jedna bardzo istotna, a mianowicie konieczność przygotowywania przez wydawców podręczników w wersji elektronicznej obok wersji tradycyjnej.
Wydawcy kwestionują powyższy projekt w obecnej jego wersji, gdyż stanowi on zagrożenie dla ich działalności, a to głównie ze względu na powszechne w naszym kraju piractwo książek i czasopism (zob. portal Chomikuj.pl). Poinformowano ministerstwo o pojawiających się problemach i niepokojach odnośnie tego zapisu:
1. strona autorsko-prawna (wykorzystanie materiałów w innych
technologiach kosztuje)
2. techniczna (czy wydawać podręczniki na płytach CD czy w sieci, na jakich platformach, jak zapewnić bezpieczeństwo kontentu?)
3. organizacyjne - jak nauczyciel będzie korzystał z materiału jeśli niektórzy uczniowie będą mieć jedynie wersje elektroniczne a inni papierowe, a poza tym po co tworzyć elektroniczny podręcznik, jeśli wg. zapisu ma on odpowiadać podręcznikowi papierowemu.
4. finansowe – kto zapłaci za niebywale kosztowne platformy edukacyjne,
5. na co mogą liczyć wydawcy ze strony MEN w zmianie modelu biznesowego, skoro tradycyjny jest tak mocno zagrożony.
Najważniejszą konkluzją spotkania była obietnica pani minister, że zasada dotycząca podręcznika w formie elektronicznej zostanie wprowadzona nie wcześniej niż na rok szkolny 2012/2013. Wydawcy natomiast obiecali, że do połowy sierpnia prześlą uwagi do rozporządzenia oraz propozycje wspólnych działań odnośnie zapewnienia z jednej strony celu MEN, jakim jest wprowadzenie podręczników elektronicznych do szkół, a z drugiej zabezpieczenie naszych interesów, tj. głównie zabezpieczenie
przed piractwem.
pojawiła się jedna bardzo istotna, a mianowicie konieczność przygotowywania przez wydawców podręczników w wersji elektronicznej obok wersji tradycyjnej.
Wydawcy kwestionują powyższy projekt w obecnej jego wersji, gdyż stanowi on zagrożenie dla ich działalności, a to głównie ze względu na powszechne w naszym kraju piractwo książek i czasopism (zob. portal Chomikuj.pl). Poinformowano ministerstwo o pojawiających się problemach i niepokojach odnośnie tego zapisu:
1. strona autorsko-prawna (wykorzystanie materiałów w innych
technologiach kosztuje)
2. techniczna (czy wydawać podręczniki na płytach CD czy w sieci, na jakich platformach, jak zapewnić bezpieczeństwo kontentu?)
3. organizacyjne - jak nauczyciel będzie korzystał z materiału jeśli niektórzy uczniowie będą mieć jedynie wersje elektroniczne a inni papierowe, a poza tym po co tworzyć elektroniczny podręcznik, jeśli wg. zapisu ma on odpowiadać podręcznikowi papierowemu.
4. finansowe – kto zapłaci za niebywale kosztowne platformy edukacyjne,
5. na co mogą liczyć wydawcy ze strony MEN w zmianie modelu biznesowego, skoro tradycyjny jest tak mocno zagrożony.
Najważniejszą konkluzją spotkania była obietnica pani minister, że zasada dotycząca podręcznika w formie elektronicznej zostanie wprowadzona nie wcześniej niż na rok szkolny 2012/2013. Wydawcy natomiast obiecali, że do połowy sierpnia prześlą uwagi do rozporządzenia oraz propozycje wspólnych działań odnośnie zapewnienia z jednej strony celu MEN, jakim jest wprowadzenie podręczników elektronicznych do szkół, a z drugiej zabezpieczenie naszych interesów, tj. głównie zabezpieczenie
przed piractwem.
18 sierpnia 2011
„Promocja” pedagogiki w wyższych szkołach prywatnych w systemie 20:80
Jak wykazują specjaliści w zakresie zarządzania to, co oferują wyższe szkoły prywatne na swoich stronach internetowych w trakcie okresu rekrutacyjnego na studia, jest zgodne z obowiązującymi na rynku marketingowym proporcjami - 20% prawdy i 80% kitu. Dotyczy to w pierwszej kolejności tzw. „wsp”, które powstały na przełomie XX oraz XXI w., a więc mają nadany przez ministerstwo numer powyżej 100 i prowadzą kształcenia na kierunku PEDAGOGIKA. Wystarczy wejść na stronę każdej z tych szkół lub stronę ministerstwa, by otrzymać informację, jakim ona dysponuje numerem rejestracyjnym, a więc którą z kolei wśród rejestrowanych w sektorze prywatnym była dana szkoła.
Oto jedna z gazet donosi, że na Uniwersytecie Medycznym powstała praca naukowa o agresji i przemocy pacjentów wobec lekarzy i pielęgniarek. Pomijam w tym miejscu kwestie metodologiczne, skoro zbadano zaledwie 63 pracowników służby zdrowia w ponad 800 tysięcznym mieście i pominięto w tych badaniach samych pacjentów, bo z krótkiego doniesienia i tak wynika „nędza poznawacza” owego projektu, ale zainteresowało mnie co innego. Otóż badania prowadzono w uniwersytecie, ale ich autor zaprezentował się w całej okazałości jako prorektor wyższej szkoły prywatnej. To klasyczny przykład 20% prawdy i 80% kłamstwa. Za badania zapewne zapłacił (w pensji czy odrębnie?) uniwersytet, ale przypisuje sobie w celach promocyjnych drugiego miejsca pracy w tym samym mieście i to z uśmiechem na twarzy jego pracownik, eksponując funkcję w tzw. „wsp”. Ta uczelnia kształci także pedagogów, więc mogą już teraz wiele dowiedzieć się na temat etyki zawodowej.
Na stronach tzw. „wsp” pojawiają się informacje o konferencjach oświatowych, jakie zostały w nich zorganizowane, tyle tylko, że znowu mamy tu do czynienia w wielu przypadkach z podobną proporcją: 20% prawdy – istotnie, odbyły się w nich konferencje, ale 80% fałszu, bo nie ujawnia się, że dana szkoła udostępniła odpłatnie lub w celach komercyjnych (propagandowych) swoje sale dydaktyczne w godzinach, kiedy są one puste, by inna organizacja czy instytucja zorganizowała w niej jakąś konferencję. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że w związku z brakiem uczestników, zainteresowanych organizowanych w takich szkołach różnego rodzaju konkursach, galeriach, spotkaniach spędza się do Sali wszystkich pracowników administracji danej szkoły, by można było sfilmować, zrobić zdjęcia i pochwalić się swoimi wielkimi osiągnięciami na rzecz upowszechniania oświaty, kultury itd. A zatem 20% prawdy, bo coś się odbyło, i 80% fałszu, gdyż uczestniczyli w tym nie ci, do których było to adresowane. Nic dziwnego, że ziewali, przebierali nogami, bo niczego nie rozumieli.
Niektóre wyższe szkoły prywatne mają swoje „wydawnictwa”, „gazety” czy powoływane przez założycieli „instytuty”, tyle tylko, że 20% ich działalności ma charakter naukowy czy oświatowy, zaś 80% czysto komercyjny, fałszywy z punktu widzenia funkcji akademickich, prostudenckich. Studenci płacąc czesne, utrzymują rzesze niepotrzebnych pracowników, gdyż oni sami z wytworów takich „firm” nie uzyskują dla siebie nic, co byłoby im potrzebne. Pod szyldem takich form zatrudnia się znajomych, członków rodzin wszelkiego rodzaju władz takich szkół prywatnych, a studiujący w nich pedagogikę są od tego, by ich utrzymywać. Może dlatego proporcje zatrudnionych w tzw. "wsp" na stałe są następujące: 20% nauczycieli akademickich i 80% pracowników administracji, technicznych i obsługi. Wszystko zależy od tego, jak wielu jest "znajomych królika", członków rodzin i zobowiązań wobec przydatnych dla biznesu osób.
Szkoły informują o ogromnej liczbie specjalności, jakie są gotowe udostępnić swoim nowym studentom. To w 20% jest prawdą, gdyż mają jakoś opracowane plany i programy kształcenia. W 80% jest to jednak fałsz, gdyż im więcej oferują specjalności, tym wielokrotnie więcej powinny mieć studiujących, żeby móc uruchomić kształcenie na każdej z nich. Nie jest to możliwe i wszyscy o tym doskonale w tych szkołach wiedzą. W 80% jest to zatem fałsz, gdyż to, czy dana specjalność zostanie uruchomiona zależy tylko i wyłącznie od ustalonej (minimalnej) liczby chętnych studentów. Jak się nie zgłoszą, to sami są sobie winni. Po pół roku już okazuje się że z 8 czy nawet 14 specjalności zostaną uruchomione tylko dwie lub trzy. Co mają zrobić ci, którzy byli zainteresowani inną niż ta, do studiowania której zostają zmuszeni?
Wyższe szkoły prywatne informują wreszcie o tym, jak to dysponują znakomitą, nową czy nowoczesną infrastrukturą, bazą. W 20% jest to prawdą, ale w 80% fałszem, gdyż nie jest to ich baza, tylko wynajmowana (w związku z czym plany zajęć podporządkowane są wolnym godzinom prawowitego dysponenta, a nie interesom i potrzebom studiujących), obciążone są kredytami (także pod wartość hipoteczną), a zatem w 80% jest to fałsz. Można zatem zobaczyć na stronach tych szkół piękne zdjęcia tyle tylko, że jest to tak samo wiarygodne jak to, kiedy robimy sobie fotkę na tle jakiegoś „wypasionego” jachtu w Chorwacji i przesyłamy je znajomym, by pochwalić się swoją nową własnością. A niech ich zawiść zżera.
Wreszcie, wyższe szkoły prywatne chwalą się, jaką to mają wspaniałą kadrę. Tak, ale w 20%, bo w 80% są to osoby zatrudnione na umowy krótkoterminowe. Czegokolwiek by nie zawaliły, złe odium spada na szkołę, ale sama tak chciała. Dlatego na stronach pisze się o sukcesach studentów, ale to nie dotyczy nawet 20%, bo 80% ma studiowanie "w nosie". Jak się okazuje w "wsp" zaledwie 20% studiujących zdaje egzaminy dyplomowe w terminie, a 80% "buja się" z nimi przez kolejne miesiące, a nawet lata.
Oto jedna z gazet donosi, że na Uniwersytecie Medycznym powstała praca naukowa o agresji i przemocy pacjentów wobec lekarzy i pielęgniarek. Pomijam w tym miejscu kwestie metodologiczne, skoro zbadano zaledwie 63 pracowników służby zdrowia w ponad 800 tysięcznym mieście i pominięto w tych badaniach samych pacjentów, bo z krótkiego doniesienia i tak wynika „nędza poznawacza” owego projektu, ale zainteresowało mnie co innego. Otóż badania prowadzono w uniwersytecie, ale ich autor zaprezentował się w całej okazałości jako prorektor wyższej szkoły prywatnej. To klasyczny przykład 20% prawdy i 80% kłamstwa. Za badania zapewne zapłacił (w pensji czy odrębnie?) uniwersytet, ale przypisuje sobie w celach promocyjnych drugiego miejsca pracy w tym samym mieście i to z uśmiechem na twarzy jego pracownik, eksponując funkcję w tzw. „wsp”. Ta uczelnia kształci także pedagogów, więc mogą już teraz wiele dowiedzieć się na temat etyki zawodowej.
Na stronach tzw. „wsp” pojawiają się informacje o konferencjach oświatowych, jakie zostały w nich zorganizowane, tyle tylko, że znowu mamy tu do czynienia w wielu przypadkach z podobną proporcją: 20% prawdy – istotnie, odbyły się w nich konferencje, ale 80% fałszu, bo nie ujawnia się, że dana szkoła udostępniła odpłatnie lub w celach komercyjnych (propagandowych) swoje sale dydaktyczne w godzinach, kiedy są one puste, by inna organizacja czy instytucja zorganizowała w niej jakąś konferencję. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że w związku z brakiem uczestników, zainteresowanych organizowanych w takich szkołach różnego rodzaju konkursach, galeriach, spotkaniach spędza się do Sali wszystkich pracowników administracji danej szkoły, by można było sfilmować, zrobić zdjęcia i pochwalić się swoimi wielkimi osiągnięciami na rzecz upowszechniania oświaty, kultury itd. A zatem 20% prawdy, bo coś się odbyło, i 80% fałszu, gdyż uczestniczyli w tym nie ci, do których było to adresowane. Nic dziwnego, że ziewali, przebierali nogami, bo niczego nie rozumieli.
Niektóre wyższe szkoły prywatne mają swoje „wydawnictwa”, „gazety” czy powoływane przez założycieli „instytuty”, tyle tylko, że 20% ich działalności ma charakter naukowy czy oświatowy, zaś 80% czysto komercyjny, fałszywy z punktu widzenia funkcji akademickich, prostudenckich. Studenci płacąc czesne, utrzymują rzesze niepotrzebnych pracowników, gdyż oni sami z wytworów takich „firm” nie uzyskują dla siebie nic, co byłoby im potrzebne. Pod szyldem takich form zatrudnia się znajomych, członków rodzin wszelkiego rodzaju władz takich szkół prywatnych, a studiujący w nich pedagogikę są od tego, by ich utrzymywać. Może dlatego proporcje zatrudnionych w tzw. "wsp" na stałe są następujące: 20% nauczycieli akademickich i 80% pracowników administracji, technicznych i obsługi. Wszystko zależy od tego, jak wielu jest "znajomych królika", członków rodzin i zobowiązań wobec przydatnych dla biznesu osób.
Szkoły informują o ogromnej liczbie specjalności, jakie są gotowe udostępnić swoim nowym studentom. To w 20% jest prawdą, gdyż mają jakoś opracowane plany i programy kształcenia. W 80% jest to jednak fałsz, gdyż im więcej oferują specjalności, tym wielokrotnie więcej powinny mieć studiujących, żeby móc uruchomić kształcenie na każdej z nich. Nie jest to możliwe i wszyscy o tym doskonale w tych szkołach wiedzą. W 80% jest to zatem fałsz, gdyż to, czy dana specjalność zostanie uruchomiona zależy tylko i wyłącznie od ustalonej (minimalnej) liczby chętnych studentów. Jak się nie zgłoszą, to sami są sobie winni. Po pół roku już okazuje się że z 8 czy nawet 14 specjalności zostaną uruchomione tylko dwie lub trzy. Co mają zrobić ci, którzy byli zainteresowani inną niż ta, do studiowania której zostają zmuszeni?
Wyższe szkoły prywatne informują wreszcie o tym, jak to dysponują znakomitą, nową czy nowoczesną infrastrukturą, bazą. W 20% jest to prawdą, ale w 80% fałszem, gdyż nie jest to ich baza, tylko wynajmowana (w związku z czym plany zajęć podporządkowane są wolnym godzinom prawowitego dysponenta, a nie interesom i potrzebom studiujących), obciążone są kredytami (także pod wartość hipoteczną), a zatem w 80% jest to fałsz. Można zatem zobaczyć na stronach tych szkół piękne zdjęcia tyle tylko, że jest to tak samo wiarygodne jak to, kiedy robimy sobie fotkę na tle jakiegoś „wypasionego” jachtu w Chorwacji i przesyłamy je znajomym, by pochwalić się swoją nową własnością. A niech ich zawiść zżera.
Wreszcie, wyższe szkoły prywatne chwalą się, jaką to mają wspaniałą kadrę. Tak, ale w 20%, bo w 80% są to osoby zatrudnione na umowy krótkoterminowe. Czegokolwiek by nie zawaliły, złe odium spada na szkołę, ale sama tak chciała. Dlatego na stronach pisze się o sukcesach studentów, ale to nie dotyczy nawet 20%, bo 80% ma studiowanie "w nosie". Jak się okazuje w "wsp" zaledwie 20% studiujących zdaje egzaminy dyplomowe w terminie, a 80% "buja się" z nimi przez kolejne miesiące, a nawet lata.
Subskrybuj:
Posty (Atom)