05 lipca 2024

Związki progresywisty Williama Jamesa z polskimi pedagogami

 




Od kilkunastu lat mamy -  dzięki znakomitej inicjatywie prof. Piotra Kostyły - przekład na język polski kilka wykładów  amerykańskiego progresywisty Williama James'a. Warto do nich sięgać, ale przede wszystkim do wstępu przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, w którym wprowadza czytelnika nie tylko w genezę i ewolucję rozwoju filozoficzno-pedagogicznej myśli Jamesa, ale przede wszystkim uświadamia czytelnikom w swoim komentarzu to, co nie zawsze jest dostrzegane. 

Niestety, pokolenie Z czyta głównie opracowania, streszczenia, skróty, banały utrwalające stereotypową recepcję ważnych dzieł klasyków światowej pedagogiki. Pominięcie w studiowaniu pedagogiki oryginalnych źródeł i ich odczytania przez eksperta, jakim jest współczesny filozof i pedagog sprawia, że nie korzysta się z wiedzy, która jest nośnikiem wartości i ich interpretacji ze względu na światowe zmiany kulturowe i polityczne. 

Po autorytarnych i ortodoksyjnych rządach w polityce oświatowej nadchodzi okres otwarcia na to, czego nie wolno i nie uda się ukryć, a mianowicie na pluralizm  i indywidualizm, które u konserwatywnej części członków społeczeństwa będą budzić niepokój i opór. Wszyscy wiemy, że każdy człowiek jest indywiduum, w jakimś zakresie różni się od innych, a jednak w procesie kształcenia zamierza się wszystkich uniformizować, traktować w ten sam sposób, jakby między sobą niczym się nie różnili i nie mieli do tego prawa.

"Każdy uczeń jest inny i każda sytuacja edukacyjna niepowtarzalna, w związku z tym, jak pisał (James - dop. mój) [r]ada, której udzieliłbym większości nauczycieli, brzmiałaby jak słowa pewnej kobiety, która sama jest wybitną nauczycielką. Przygotuj się do lekcji tak dobrze, abyś zawsze miał temat "pod ręką": następnie w klasie zaufaj własnej spontaniczności i odrzuć na bok wszystkie dalsze troski. Brak spontaniczności i przesadne poleganie na raz przyjętych regułach - takie były w przekonaniu Jamesa podstawowe słabości ówczesnych amerykańskich nauczycieli" (s. 8). 

Teksty te powstawały przeszło 130-140 lat temu, a przecież nie straciły na aktualności. Dlaczego więc powracamy do nich, tłumaczymy je na język polski? właśnie dlatego, że mimo ewolucji społeczno-kulturowej nie są akceptowane i stosowane w praktyce nauczycielskiej uniwersalne prawidłowości. Trafnie zatem konstatuje P. Kostyło: 

"Zwracając się do przyszłych nauczycieli, James kreśli wizję optymalnego, czyli integralnego rozwoju człowieka, obejmującego wymiar fizyczny, psychiczny i duchowy. Kwestia uświadamiania nauczycieli, że wychowanie to coś więcej niż kształtowanie intelektu, powraca regularnie w niniejszych wykładach" (s.9).                     

Naukowy redaktor przekładu charakteryzuje sylwetkę W. Jamesa jako uniwersyteckiego wykładowcy-mistrza, którego wykłady na Uniwersytecie Harvarda cieszyły się dużą popularnością, mimo iż bywały ekstrawaganckie, interaktywne i prowadzone z dużą swobodą oraz w komunikatywny sposób. Po raz kolejny przekonujemy się, jak trudno jest zaistnieć w szkolnictwie powszechnym, ogólnodostępnym, publicznym kultury kształcenia zorientowanej na uczniów, na rozwój ich wszystkich sfer osobowości. 

Co ważne, Kostyło demistyfikuje w poglądach Johna Deweya błędną afirmację znaczenia doświadczeń transcendentnych u W. Jamesa. Pominął bowiem w pedagogii W. Jamesa aspekty duchowe. Czyżby uczynił tak dlatego, że ich redukcja sprzyjała instrumentalnemu w swej istocie kształceniu pragmatycznemu? 

Tak pisze o deweyowskiej manipulacji P. Kostyło:

"Duchowość tymczasem stanowiła dla Jamesa integralny element rzeczywistości - uznawał on nie tylko jej istnienie, ale także badał warunki możliwości doświadczania jej. W świecie, który was otacza, odkrywacie coś, co domaga się od was trochę większej pokory, tolerancji, szacunku i miłości dla innych; nabieracie też wewnętrznej radości widząc, jak wzrasta znaczenie naszego codziennego życia. Inspiracją dla radości tego rodzaju jest religia, zaś sama radość jest elementem zdrowia duchowego" (tamże, s. 13).   

Do wybranych idei W. James'a nawiązywali tacy twórcy alternatywnych pedagogii początku XX wieku, jak Georg Kerschensteiner, Adolphe Ferriere, Maria Montessori, Eduard Claparede, Jan Władysław Dawid czy Henryk Rowid. "Kerschensteiner odwoływał się do wypracowanej przez Jamesa siły woli oraz moralnego charakteru; Ferriere przejął od Jamesa podział świadomości na jaźń wyższą i jaźń niższą; Montessori interesowała się anatomicznymi i fizjologicznymi analizami myśliciela, a także jego koncepcją świadomości religijnej; wreszcie Claparede propagował zapoczątkowane przez Jamesa podejście funkcjonalne w psychologii" (s. 13-14). 

Z tego tomu studenci dowiedzą się, że wychowywanie młodych pokoleń na fundamencie cnót nie jest wymysłem byłego ministra edukacji Przemysława Czarnka, ale składową koncepcji formacyjnej człowieka u W. James'a, o ile cnoty te znajdują w charakterze osoby podatny grunt. Trafnie odczytuje to P. Kostyło pisząc: 

"Nauczyciele, zamiast skupiać się na prezentowaniu uczniom coraz to nowych ideałów, powinni dbać o zbudowanie w nich solidnego fundamentu cnót. Troska etyczna sprawi, że gdy nadejdzie odpowiedni czas, uczniowie odkryją swój ideał i będą gotowi pójść za nim dzięki swojej odwadze, prawości i determinacji" (s. 25).   

Jest wreszcie we wstępie do wykładów Jamesa przywołana anegdota z 1904 roku dotycząca zwrócenia się przez Wincentego Lutosławskiego do amerykańskiego filozofa z prośbą o podjęcie się honorowej funkcji rektora tworzonego właśnie w Londynie Polskiego Uniwersytetu. James odmówił pisząc: 

"Moje nazwisko jest już w wystarczającym stopniu utożsamiane z niekonwencjonalnymi inicjatywami, takimi jak badania parapsychologiczne, antyimperializm, medycyna umysłowa itd., że jeśli teraz okazałoby się, że jestem polskim patriotą, to w opinii ogółu jedynym miejscem właściwym dla mnie byłby szpital dla umysłowo chorych! wiele dla Pana byłbym gotowy zrobić, lecz sam Pan przecież rozumie, że łączenie mojej osoby z Pańskim patriotycznym zaangażowaniem nie ma nic wspólnego z rzeczywistością" (s. 28).     

        

 

04 lipca 2024

MEN jak oblężona twierdza... ignorantów

 


(foto moje: z galerii sztuki w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie - cykl PERSONA) 


Tak długo, jak długo jeszcze polska oświata publiczna będzie podporządkowana interesom partii władzy i związków zawodowych, tak długo także urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej będą kompromitować władze resortu. Powód tego jest prosty. Jeśli jakiejkolwiek (w sensie politycznym) władzy państwowej zależy na tym, by edukacja publiczna służyła tym, dla których jest zorganizowana, to powinno się ją odciąć od ideokratycznej manipulacji. 

Kształcenie i wychowanie młodych pokoleń wymagają podejścia naukowego, pedagogicznie, w tym dydaktycznie profesjonalnego, a nie ideologicznego. Dopóki nie zostanie to zrozumiane i wdrożone w życie, dopóty z każdą zmianą formacji politycznej w MEN będziemy mieli do czynienia z populizmem, ideowym resetem po poprzedniej władzy, jeśli obecnie jest ona w opozycji. 

Edukacja publiczna musi być publiczna, a więc traktowana jako dobro wspólne, ponadpartyjne, bez względu na to, która partia uzyskała prawo do sprawowania władzy. Szkolnictwo nie może być w XXI wieku okazją, środkiem, narzędziem dla ignorantów pedagogicznych, by mogli zaspokajać swoje potrzeby, frustracje czy interesy partyjne. 

Skoro ministrowie jako urzędnicy stają się jedynie urzędasami poprawiającymi sobie dobre samopoczucie i stan własnego konta finansowego, to zapewne nie przejmą się też tym, co tak dobitnie wykazał w swoim felietonie w "Rzeczpospolitej" (29-30.06.2024, s. 40) Mariusz Cieślik pisząc:

"Niby wszystko wokół się zmienia, ale jedno pozostaje niezmienne: polska polityka to świat na opak. Były minister sprawiedliwości znany jest np. z łamania prawa, a nowa minister edukacji to typowy nieuk. (...) Najlepiej, żeby uczniowie brali przykład z Barbary Nowackiej i nic nie czytali poza internetami. Jak widać na jej przykładzie, nieuctwo i ignorancja nie przeszkadzają w Polsce w karierze. A może wręcz pomagają. Jak człowiek nie ma pojęcia, o czym mówi, to mówi z największa pewnością(podkreśl. moje).          

W MEN od 1993 roku obowiązuje klimat "oblężonej twierdzy", to znaczy, że nie można w żadnej mierze przyjmować jakiejkolwiek krytyki naukowej czy racjonalnej w wydaniu publicystycznym. Trzeba bronić tego gmachu i ministrów tak samo, jak broni się księży-pedofilów i nie pozwolić na ujawnianie jakichkolwiek faktów o działalności przestępczej, toksycznej w sensie pedagogicznym. Do tej pory społeczeństwo nie dowiedziało się o ukaraniu b. ministrów, urzędników MEN, CODN/ORE, IBE, CKE itd., bo także w tym resorcie i pod jego kierownictwem od lat obowiązuje norma perska (chowania pod dywan). 

Nie było i nie ma odpowiedzialności urzędników, pracowników podległych MEN za szkody wyrządzane uczniom z tytułu patologicznej polityki oświatowej, w tym także prawnej i związanej z pragmatyką zawodową nauczycieli. Niech dalej tak traktują nauczycielski stan, jak czynią to od lat, a więc skandalicznie nisko go wynagradzając, szczując opinię publiczną na pedagogów, kiedy ci upominają się o godne płace, itp. 

Każda zmiana wymagająca racji dydaktycznych i pedagogicznych, a nie polityczych, w imię interesów światopoglądowych, nie jest brana pod uwagę w tym resorcie, gdyż oznaczałaby zakwestionowanie władztwa. No to niech tak dalej rządzą. Co za różnica, kto jest ministrem, skoro nim być musi? Nawet Andrzej Zybertowicz, którego trudno uznać za sojusznika obecnej władzy, przyznał w wywiadzie dla DGP (2024 nr 101, s. M20), że ignorantów zatrudniano także w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy:

"Niektórzy już zaczynają dostrzegać, że sprawy idą w złym kierunku. Że jest czysto polityczne lawirowanie i zastępowanie ludzi niekiedy mało kompetentnych jeszcze mniej kompetentnymi (...). łatwiej kogoś oszukać, niż spowodować, by przyznał się, że dał się oszukać". 

Naukowcy zaś będą dalej badać, publikować wyniki katastrofalnej sytuacji w oświacie publicznej, a zarazem będą kształcić przyszłe, choć już coraz mniej liczne kadry nauczycielskie do zupełnie innej edukacji. Może kiedyś im się to przyda. Naszym dzieciom, tu i teraz, niestety NIE. Kształcimy jednak, mimo wszystko.    


03 lipca 2024

Jak co kwartał interesujące wydanie rozpraw w "Studiach z Teorii Wychowania"

 



Zgodnie z obowiązującą w redakcji "Studiów z Teorii Wychowania" m.in. zasadą terminowości wydań miło mi jest poinformować, że właśnie ukazał się numer 2(47) 2024 czasopisma, którego tematyka została poświęcona wychowaniu w świetle różnic kulturowych, wyznaniowych, wychowawczych, dydaktycznych. 

Czasopismo zostało opublikowane na stronie internetowej. Pod linkiem https://sztw.chat.edu.pl/resources/html/cms/SUBSCRIPTION znaleźć można pełne wydanie numeru (w wersji pdf), natomiast pod linkiem https://sztw.chat.edu.pl/resources/html/articlesList?issueId=16417 dostępne są poszczególne artykuły wraz z metadanymi.

Dziękuję zespołowi redakcyjnemu, recenzentom nadsyłanych artykułów i Wydawnictwu ChAT za bezinteresowne wsparcie w przygotowywanie każdego woluminu tak, by ukazał się w odpowiednim dla kwartalnika terminie z zachowaniem najwyższych standardów dla czasopism naukowych. Nie pobieramy żadnych opłat, a wchodzący w skład redakcyjnego zespołu pracownicy naukowi wykonują zadania związane z przygotowaniem i opublikowaniem periodyku w ramach swojego czasu "wolnego", bo poza obowiązkami akademickimi:     

z-cy redaktora naczelnego: prof. Renacie Nowakowskiej-Siucie,

sekretarzowi naukowemu: prof. ChAT, dr.hab. Stefanowi T. Kwiatkowskiemu,

redaktorom: prof. ChAT Bogusławowi Milerskiemu,

                     dr Izabeli Kochan  

Proszę zarazem autorów nadsyłanych rozpraw o wyrozumiałość i cierpliwość w przypadku zakwalifikowanych do druku rozpraw, które muszą czekać na możliwość ich wydania. "Studia z Teorii Wychowania" są kwartalnikiem, a nie miesięcznikiem. Mamy ograniczoną objętość dla każdego numeru. Mam też świadomość, że niektórzy autorzy są rozczarowani odmową przyjęcia ich rozpraw do druku, ale są informowani o powodach tego stanu rzeczy (negatywne recenzje, nieterminowa i niezgodna z wskazaniami recenzentów autokorekta, sprzeczna z profilem tematycznym woluminu problematyka itp.). 

Życzę potencjalnym autorom wykorzystanie wakacyjnego czasu na wgląd do dotychczasowych wydań, by wybrane publikacje stały się inspiracją do własnych projektów badawczych czy polemik.