30 kwietnia 2013

Wychowanie wrażliwe na płeć czy na zobowiązania wobec międzynarodowej polityki Unii Europejskiej?



Muszę przyznać, że fascynują mnie nowe określenia, jakimi zręcznie posługują się ideolodzy oświatowi, którzy nie chcą wprost napisać czy wyrazić w innej formie, o co chodzi w proponowanych przez nich rozwiązaniach programowych, metodycznych czy/i organizacyjnych w edukacji publicznej? Jedną z czytelniczek zaniepokoił program skierowany do przedszkoli pt."Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć", autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej i Ewy Rutkowskiej. Jak stwierdza - "Wszystkie panie są działaczkami FEMINOTEKI, ideologicznej organizacji genderowej, propagującej tzw. równość płci. Ministerstwo nie wypowiedziało się na ten temat, w związku z tym pojawia się pytanie: kto i na jakiej podstawie ocenia programy przedszkolne i kto dopuszcza do tego, by pedagodzy wykorzystywali je w praktyce? Na jakiej podstawie program, który proponuje takie treści, uzyskał fundusze unijne?"

Trzeba zatem przypomnieć, że to ministra Katarzyna Hall zlikwidowała odgórne dopuszczanie do użytku szkolnego programów szkolnych przez urzędników MEN i jego ekspertów. Wydała w tym celu ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ z dnia 8 czerwca 2009 r. w sprawie dopuszczania do użytku w szkole programów wychowania przedszkolnego i programów nauczania oraz dopuszczania do użytku szkolnego podręczników. Z jego treści wynika, że o dopuszczeniu do użytku w danej placówce (przedszkolu, szkole) programu wychowania lub programów nauczania decyduje dyrektor przedszkola/szkoły, po zasięgnięciu opinii rady pedagogicznej. Przyjęte programy stanowią (przed-)szkolny zestaw programów kształcenia i/lub wychowania.

Proces ten został wzmocniony nowelizacją z dnia 19 marca 2009 r. ustawy o systemie oświaty (art.22a), gdzie zapisano generalną zasadę dopuszczania programów wychowania przedszkolnego i programów nauczania do użytku w danej szkole przez dyrektora placówki.
Powstaje w ten sposób szkolny zestaw programów kształcenia, który obowiązuje na dany rok szkolny (łącznie z podręcznikami, których zestaw upublicznia się co roku do 15.06.), a procedura w tym zakresie jest powtarzana co roku. Ministra K. Szumilas zmodyfikowała ten warunek, by owe programy i podręczniki obowiązywały nie krócej, niż 3 lata.

Jeżeli zatem rodzice sądzą, że realizowane w szkołach programy, w tym także wyżej wymieniony, są zatwierdzane przez resort edukacji, to są w błędzie. Właśnie dlatego powinny działać w szkołach rady szkół, by nauczyciele, rodzice i uczniowie wspólnie opiniowali programy i podręczniki, jakie są dopuszczane w ich środowisku szkolnym do realizacji.

Mam wrażenie, że rodzice nie mają o tym zielonego pojęcia i traktują zakomunikowane im przez nauczycieli programy oraz podręczniki jako obowiązujące w szkole na podstawie nadzoru ich jakości ze strony władzy państwowej. Nie ma tego nadzoru. Chyba, że - jak miało to miejsce w ostatnich tygodniach w mediach - ktoś ujawni związaną z kwalifikującym postępowaniem "nieczystość" towarzyszących temu interesów (np. dla pozyskania od wydawnictwa multimedialnego sprzętu niektórzy dyrektorzy godzili się na zawieranie trzyletnich umów, gwarantujących wyłączność realizowania w ich szkołach programów i podręczników sponsora) albo wskaże na skandaliczne błędy merytoryczne w użytkowanych podręcznikach.

Zwracam zarazem uwagę na to, że to polski rząd zaakceptował i zatwierdził w priorytetach pozyskiwania środków unijnych realizację programów lewicowych idei UE m.in. z perspektywy równości szans kobiet i mężczyzn. Uzasadnia się to przestrzeganiem horyzontalnej zasady równości szans osób ze względu na ich płeć w Europejskim Funduszu Społecznym, który wynika z zapisów Traktatu Amsterdamskiego oraz Rozporządzeń Rady Europy. To one regulują wdrażanie EFS we wszystkich krajach członkowskich Unii Europejskiej. Jest to zatem obowiązek prawny, zapisany i podpisany przez polski rząd koalicyjny (w 2006 r.) w umowach wiążących wszystkie instytucje zaangażowane w realizację PO KL w Polsce i korzystające ze środków EFS.

Polityka równości płci musi być zatem uwzględniana w głównym nurcie wszystkich procesów politycznych, priorytetów i działań, na wszystkich ich etapach - od planowania, poprzez realizację i ewaluację, by przeciwdziałać zjawiskom dyskryminacji. Polski rząd zobowiązał się do wdrażania projektów promujących równość kobiet i mężczyzn nie tylko w administracji czy sądownictwie, ale także w edukacji poprzez promowanie "niestereotypowego przekazu w programach nauczania". Toteż mamy to niestereotypowe wdrażanie ideologicznie lewicowych programów edukacyjnych (genderowy mainstreaming), zaś ci, którzy sięgnęli lub zamierzają pozyskać fundusze z unijnej kasy muszą liczyć się z tym, że nie zostaną one zakwalifikowane czy rozliczone, jeżeli są to:

- projekty "ślepe" na zasadę równości szans kobiet i mężczyzn, tzn., że nie została w tych projektach uwzględniona kategoria płci, przez co wzmacniają one ponoć nierówności i dyskryminację;

- projekty "neutralne" , tzn. takie, które w przeciwieństwie do powyższych, odnoszą się do kwestii równości, ale tylko w warstwie deklaratywnej. Projekty takie nie uwzględniają specyfiki płciowej w edukacji i nie proponują żadnych, konkretnych działań o charakterze zaangażowanym genderowo.

Może zatem rodzice obudzą się ze snu i zaczną interesować tym, jakie będą realizowane w roku szkolnym programy i podręczniki kształcenia w szkole publicznej, do której uczęszcza ich dziecko. Nie chodzi tu bowiem o zajęcie przez nich stanowiska w sprawie dobrowolnego uczęszczania dziecka na lekcje z przysposobienia do życia w rodzinie/wychowania seksualnego czy z religii/etyki. W szkołach oferuje się dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, koła zainteresowań, w których także dopuszczane są do użytku wewnątrzszkolnego zatwierdzone przez dyrektora programy.