03 września 2012

Wybierającym studia na pedagogice o wirtualnych wykładowcach



Ostatnio coraz częściej pytają mnie kandydaci na studia, gdzie studiować pedagogikę. Nie jest moją rolą prowadzenie poradni w zakresie doradztwa studenckiego. Tu każdy musi mieć swój rozum, analizować jak najwięcej "za i przeciw" na podstawie dostępnych mu informacji. Dzisiaj przyjrzyjmy się ofertom internetowym wyższych szkół prywatnych w zakresie "ich" kadr kształcących.

Szkoła prywatna, która zamieszcza na swojej stronie w wykazie wykładowców od kilkudziesięciu do kilkunastu wykładowców, powinna uczciwie poinformować, że są to osoby, których studiujący pedagogikę nie spotkają w Łodzi, Wrocławiu czy w Szczecinie, gdyż są oni zatrudnieni do różnych oddziałów zamiejscowych, a więc tworzenie wizerunku tzw. „dużym zbiorem” jest sprzeczne z rzeczywistością. Przy każdym nazwisku powinna być adnotacja, gdzie, w którym mieście i w którym oddziale zamiejscowym taki wykładowca będzie dostępny dla studiujących wybrany kierunek. Po co dodatkowo wprowadzać w błąd kandydatów wypowiedzią przedstawiciela władz, że jest to jedyna uczelnia, która oferuje tak dużo zajęć praktycznych ze wspaniałą kadrą z całej Polski. Powinno być – napisane: Jest to jedyna uczelnia, która oferuje tak dużo zajęć praktycznych ze wspaniałą gdzieniegdzie kadrą w różnych miejscach Polski. Być może w Łodzi czy Przasnyszu trafi się akurat mniej wspaniała kadra, i co wtedy?

Dla podniesienia prestiżu wprowadza się na stronach internetowych szkół prywatnych w błąd nie tylko kandydatów na studia, ale i całą opinię publiczną, kiedy przed nazwiskami wykładowców podaje się, że są profesorami, podczas gdy profesorami nie są. Jeśli sami na to nie zwracają uwagi, to znaczy, że lekceważą nie tylko prawo w naszym kraju, ale i wyrażają zgodę na publikowanie fałszywych danych osobowych. Niektórzy już nie pamiętają awantury o informację na plakacie wyborczym kandydującego na Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego, z której miało wynikać, że jest magistrem. A nie był.

Oto jedna z prywatnych akademii, która szczyci się uzyskaniem uprawnień do nadawania stopni naukowych, publikuje o swojej kadrze fałszywe dane, bo niezgodne z obowiązującymi w tym względzie regulacjami prawnymi. Jak dezinformuje - na kierunku pedagogika ma zatrudnionych profesorów, podczas gdy nie są to profesorowie tytularni, którzy uzyskali nominację z rąk Prezydenta RP (niektórzy wcześniej z rąk Przewodniczącego Rady Państwa), tylko profesorowie uczelniani. Można oszukiwać opinię publiczną? Można. A co? I tak nikt się nie pozna. Są wśród tych fałszywie awansowanych nawet tacy, którzy nie raczyli pochwalić się swoim dorobkiem naukowym. Nie mają publikacji naukowych, czy może są one takie nędzne, że sami wstydzą się do nich przyznać?

Są też takie wyższe szkoły prywatne, które w ogóle nie informują o swojej kadrze wykładowców. Kadra jest ukryta. Nieobecna? Tajne służby, czy co? Może nie mają? A może mają wykładowców, ale ci nie wyrażają zgody na ujawnianie ich nazwisk i wizerunku? A może jest inny tego powód? Ciekawe, co jest gwarancją, że program kierunku studiów będzie w takiej szkole realizowany, dzięki zatrudnieniu "wysoko" wykwalifikowanej kadry? Niektórzy założyciele tzw. wsp zabezpieczają się i piszą w czasie niedokonanym np. nasza szkoła zatrudnia… , co nie musi znaczyć, że zatrudniła albo że z końcem września nie rozstanie się z nimi. Jeszcze zatem zatrudnia, ale... Niby nic, a robi różnicę. Są wreszcie takie, których założyciele manipulują wizerunkiem kadrowym, umieszczając na liście wykładowców szkoły wszystkich, których zatrudniają na tzw. "umowy śmieciowe", a więc zarówno tych na umowy o pracę na czas określony czy nieokreślony, jak i na umowę o dzieło czy zlecenie. Ci ostatni są poza zasięgiem studiujących, bowiem przychodzą na zajęcia i wychodzą. Nic i nikt ich nie zmusi do tego, by poświęcili więcej czasu swoim studentom niż ten, jaki wynika z uzgodnionego czasu pracy w zawartej umowie. Jak mają prowadzić seminarium dyplomowe, to po zakończeniu zajęć nikt ich już nie uświadczy i nie zobaczy, jeśli ma jakieś zaległości czy opóźnienia w wykonaniu zadań związanych z pracą dyplomową.

Interesująco wygląda informacja o władzach uczelni prywatnych. Są szkoły, których założyciele informują, że kończy się kadencja dotychczasowego rektora, ale już nie podają, iż wraz z nią także jego zatrudnienie w tej szkole. Ba, na stronach widnieją jeszcze nazwiska zatrudnionych kiedyś w takiej szkole profesorów, ale nikt nie informuje, że jest to już przeszłość, która staje się przyszłością. Drodzy kandydaci, poczytajcie, jakich wspaniałych profesorów ma dana szkoła prywatna, bo w nowym roku ich już w niej nie będzie. Jeśli kandydaci na studia chcą dowiedzieć się czegoś więcej o kadrze, którą szczyci się dana szkoła, to mogą wpisać nazwisko i imię do bazy POLON, a tam znajdą o nich podstawowe informacje.

Z ministerialnej bazy danych kadrowych dowiemy się, gdzie są i gdzie byli zatrudnieni wykłądowcy danej szkoły, jaki mają stopień czy tytuł naukowy, gdyż tu znajdują się wiarygodne na ten temat dane. Jak ktoś nie jest profesorem, to przed jego nazwiskiem widnieje "dr" lub "dr hab.". Możemy tam przeczytać informację o karierze naukowej danej osoby - tak o wykładowcach, jak i władzach uczelni, ich awansach akademickich - doktorskim, habilitacyjnym, profesorskim, o tematach ich prac naukowych, prowadzonych przez nich projektach badawczych, pełnionych funkcjach czy wykonanych recenzjach prac naukowych itp.). Można też takich danych szukać w internecie tyle tylko, że tu znajdują się też niepotwierdzone, często nieprawdziwe lub niepełne informacje.