28 kwietnia 2012

Czym kierują się osoby, które w głosowaniach wstrzymują się od głosu?

Coraz częściej pojawiają się sygnały o tym, że członkowie różnych gremiów, rad, zespołów, komitetów itp., którzy są zobowiązani do podejmowania decyzji w jakiejś sprawie za pomocą głosowania (jawnego lub tajnego), coraz częściej sięgają po kategorię "wstrzymuję się", zamiast jednoznacznie opowiedzieć się "ZA" lub "PRZECIW". W głosowaniach w sprawach personalnych ten rodzaj wyboru wcale nie jest obojętny w swoich skutkach. Utrudniają one uzyskanie większości, ponieważ sumują się z głosami przeciw.

Czym zatem kierują się ci, którzy dokonują wyboru: "WSTRZYMUJĘ SIĘ"? Być może chcą w ten sposób wyrazić swoją postawę, typu:

- nie wiem, nie mam pojęcia, za czym/kim się opowiedzieć;

- nie rozumiem, czego rzecz dotyczy;

- nie jestem w tym kompetentny/a;

- jest mi to obojętne;

- jestem niezdecydowany/a;

- tak ochronię swoją pozycję przed pomówieniem o bycie za kimś/czymś lub przeciwko komuś/czemuś;

- lubię być "okrakiem na barykadzie";

- co mnie ktoś/coś obchodzi;

- nie będę w tym uczestniczył/a;

- kogoś w ten sposób "załatwię", "zablokuję";

- nie będę się angażował/a.

Okazuje się, że wybór decyzji "wstrzymuję się" jest w praktyce opowiedzeniem się PRZECIW czemuś czy komuś. Gdybyśmy nie liczyli głosów wstrzymujących, to uniknęlibyśmy wszelkich "taktyk" i manipulacji lub losowych rozstrzygnięć w kluczowych często kwestiach. Wstrzymanie się nie jest głosem obojętnym dla dalszych losów procedowanej sprawy. Ono często przesądza o jej zakwestionowaniu, odrzuceniu, a więc i zaprzepaszczeniu. Może zatem chodzi o to, by dając prawo do głosu wstrzymującego się, jego sprawcy mogli mieć poczucie "czystego sumienia"? Zawsze mogą powiedzieć, że przecież nie byli PRZECIW.

Jak musi czuć się osoba, której sprawa zostaje odrzucona w wyniku uzgodnionego lub przypadkowego podjęcia wyboru wstrzymującego się przez część głosujących? Czy nie byłoby lepiej wiedzieć: ile osób jest jednoznacznie ZA, a ile - PRZECIW? Czy wybór zero-jedynkowy nie jest wyborem uczciwszym, tak wobec siebie, jak i tych spraw czy osób, których on dotyczy? Może ci, którzy chcą się wstrzymać, niech nie głosują, niech wyjdą z obrad, nie uczestniczą w "zmowie wykluczania kogoś"?

A czytelnicy są: ZA, PRZECIW czy jednak WSTRZYMAJĄ SIĘ od głosu w sprawie WSTRZYMYWANIA SIĘ w trakcie różnych wyborów?