02 grudnia 2011

Walka z korupcją - także w oświacie i szkolnictwie wyższym - wyautowana


Oburza nas mafijność i korupcja w PZPN, a w wyższych szkołach prywatnych i publicznych to już nie? Taśmy prawdy o tym, jak zarządza się niektórymi wyższymi szkołami prywatnymi wkrótce zaczną pojawiać się w internecie, gdyż inaczej nie reaguje się w naszym państwie na przekręty, jakie mają w nim miejsce. Mam nadzieję, że będziemy mogli zapoznać się z tym, jak niektórzy pseudorektorzy czy prorektorzy pod dyktando swoich pracodawców – założycieli wsp załatwiają „ciemne interesy”. Niektórzy już są w Bangladeszu, inni właśnie zafundowali sobie kolejny urlopik na wyspach kanaryjskich. Póki jeszcze są studenci, pedagogiki, którzy za to płacą.

Wstyd i hańba, ale tak jest, kiedy niektórzy "naukowcy" lub ze stopniem doktora wszelkiej maści wyprzedają własną twarz. Takich, jak Kręcina jest w tym środowisku wielu, na różnych stanowiskach. W grę wchodzi marnotrawienie pieniędzy z czesnego studentów, z funduszy unijnych czy samorządowych. Zdarzają się też te nieprawidłowości także w szkołach publicznych, a jakże. W sektorze prywatnym wyprowadza się pieniądze z czesnego studentów na prywatne konta, przez podstawione spółki, firmy, lewe zamówienia, podobnie, jak w niektórych szkołach publicznych pobiera się haracz od korzystnego zamówienia publicznego. Tam też krążą szacunki: „10-20% od wartości przetargu”. Coraz częściej mówi się o powiązaniach asesorów oceniających wnioski z firmami, które je przygotowują w szczególności dla wyższego szkolnictwa prywatnego.

Tymczasem premier D. Tusk zapowiedział, że nie jest potrzebne odrębne stanowisko pełnomocnika ds. walki z korupcją. Wystarczy działalność CBA. W związku z tym Julia Pitera złożyła dymisję, która wczoraj została przyjęta. Z jednej strony, to dobrze, bo przez cztery lata wyniki pracy tej pani były marne w powyższym przynajmniej zakresie. Chyba w ogóle nie interesowała się szkolnictwem w naszym kraju. Z drugiej strony, hulaj dusza, kota nie ma.

Niestety, tylko nieliczne wyższe szkoły prywatne postawiły na uczciwość akademicką, a więc na inwestowanie w rozwój naukowy, kadrowy na jak najwyższym poziomie. Wiele poszło na skróty, gdyż o ich rozwoju nie decydują naukowcy, tylko ich założyciele, biznesowo nastawieni na własne zyski. Nie zrozumieli i nie chcą zrozumieć, że edukacja to coś więcej, niż hurtownia choinkowych bombek czy zniczy. Ci, co najwięcej upominają się o dostęp do środków z budżetu państwa, najmniej zrobili w kierunku tego, by ich szkoły na to w ogóle zasługiwały.

Minister Barbara Kudrycka nie ma gotowych rozwiązań, by zapobiec pozostaniu na rynku tych szkół, które przede wszystkim „sprzedają dyplomy". Te nadal są wspomagane przez MNiSW w ten sposób, że są im przekazywane - bez względu na ocenę ich działalności - fundusze budżetowe w ramach pomocy materialnej dla studentów (rocznie ponad 340 mln zł). Nie ulega wątpliwości, że wskaźnikiem upadania i autodegradacji - dotychczas nawet znaczących lokalnie - wyższych szkół prywatnych jest odchodzenie z nich lub zwalnianie z nich najlepszych pracowników naukowych. To jest kluczowy wskaźnik ich powolnego upadku.

Ogromnie jednak cieszy fakt, że najlepsze w kraju wyższe szkoły prywatne uzyskują dotację statutową na badania, a skorzystały z nich 74 wydziały z uczelni niepublicznych (dotyczy to - w przypadku uczelni pedagogicznych - tylko DSW we Wrocławiu). Te zaś, które inwestowały w 2012 r. w bardzo dobrą kadrę, otrzymają środki na realizację studiów doktoranckich, a zatem najlepsze wsp nie znikną z rynku, bo mają zagwarantowane wsparcie z budżetu.